O bieganiu na poważnie nigdy nie rozmawiam, to sfera życia, która z wyboru dla mnie nie może być poważna. To taka pozostałość z dzieciństwa służąca tworzeniu wyobraźni. To taka metoda na budowanie motywacji do biegania, bo tylko wtedy gdy jest to półserio jestem w stanie cieszyć się katorżniczymi czasami treningami. Treningi robię tylko takie na jakie mam ochotę, bo na olimpiadę i tak mnie już nikt nie powoła.
A tak serio to zdarzały mi się podobne sytuacje. Np podczas pierwszego półmaratonu Marzanny w Krakowie gdy biegaliśmy 6 okrążeń wokół Błoń. Na prostej wzdłuż linii tramwajowej wiał wiatr w oczy. Tam biegłem zawsze za kogoś plecami bez względu jak szybko biegł. Natomiast na przeciwległej prostej można było sypać znacznie szybciej bez oglądania się na kogokolwiek.
Podobnie miałem na treningu, na którym to wymyśliłem na plaży Bałtyckiej. Wiatr się stopniowo wzmagał i fale stopniowo coraz bardziej wchodziły na plażę. Dociskałem więc w pierwszej połowie treningu ostrzej bo podłoże robiło się coraz trudniejsze do biegu.