Komentarz do artykułu 8 powodów, które rujnują karierę biegaczy na studiach
- bieganie.pl
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1739
- Rejestracja: 27 sty 2008, 15:29
Skomentuj artykuł 8 powodów, które rujnują karierę biegaczy na studiach
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6509
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
Heh, no ja zgodzę się tylko z tym, że sport akademicki u nas nie istnieje - a szkoda, oraz z pkt. 4, w przypadku AWF-ów. Z tego też względu nie studiowałam na AWF, choć teraz żałuję. Jednak pogodzenie normalnego trybu studiowania z uprawianiem sportu było kiedyś praktycznie niemożliwe. Na innych kierunkach nie było z tym problemu, ja ustawiałam sobie zajęcia tak, aby mieć albo rano, albo wieczorem, i z organizacją czasu problemu nie miałam, wręcz przeciwnie.
Ale, no właśnie, powszechny był brak akceptacji dla uprawiania sportu. Więc trudno było np. zmienić termin zaliczeń czy czegoś tam, jeśli chciało się pojechać na obóz. Ktoś, kto uprawiał sport traktowany był jak ktoś, kto nie chce się uczyć, więc trzeba go było spacyfikować.
No, ale ja studiowałam 20 lat temu, teraz może jednak choć trochę jest inaczej .
Ale, no właśnie, powszechny był brak akceptacji dla uprawiania sportu. Więc trudno było np. zmienić termin zaliczeń czy czegoś tam, jeśli chciało się pojechać na obóz. Ktoś, kto uprawiał sport traktowany był jak ktoś, kto nie chce się uczyć, więc trzeba go było spacyfikować.
No, ale ja studiowałam 20 lat temu, teraz może jednak choć trochę jest inaczej .
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6509
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
No właśnie, tak to się niestety czasem kończy ... trochę to śmieszne, a trochę smutne, bo nie powinno tak być, trenujący zawodnik powinien mieć możliwość studiowania. Bo on zwykle studiować chce, jest tylko kwestia indywidualnego zorganizowania toku studiów, i tyle.jarjan pisze:Niektórzy robią inaczej, np. Kamil Leśniak poszedł na studia ( dwa fakultety, podobno ) i zamiast przestać trenować - przestał studiować.
- jarjan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1665
- Rejestracja: 23 lis 2008, 20:56
Ależ, on ma taką możliwość , i korzysta z niej pełnymi garściami - już piąty rok na drugim roku.beata pisze:No właśnie, tak to się niestety czasem kończy ... trochę to śmieszne, a trochę smutne, bo nie powinno tak być, trenujący zawodnik powinien mieć możliwość studiowania. Bo on zwykle studiować chce, jest tylko kwestia indywidualnego zorganizowania toku studiów, i tyle.jarjan pisze:Niektórzy robią inaczej, np. Kamil Leśniak poszedł na studia ( dwa fakultety, podobno ) i zamiast przestać trenować - przestał studiować.
Biegam, więc jestem. :)
pozdrawiam
Jarosław
pozdrawiam
Jarosław
- charm
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1929
- Rejestracja: 28 sty 2014, 15:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: silesia
- Kontakt:
Sporo można "u nas" w tej kwestii zrobić (zwłaszcza pod kątem uczelni), ale przede wszystkim tu potrzebna zmiana mentalności...
Beata - pisałaś, że jak studiowałaś, to jak ktoś trenował, to patrzono na niego.... pod tym względem nie zmieniło się zbyt wiele, choć od moich studiów też 10 lat minęło... ja nie trenowałam, ale działałam intensywnie w kole naukowym (zbieżnym z kierunkiem studiów - koło naukowe fizyków, a studiowałam fizykę...) - i też patrzono na nas "że działamy w kole bo nam się uczyć nie chce...." - a nieobecność na kolokwium z powodu konferencji naukowej też dla niektórych była problemem... trafiali się też i tacy, którzy byli przekonani, że "nauka to musi być życiowy wybór", w sensie albo ścieżka naukowa, albo rodzina, albo coś innego...
Myślę, że żeby w tej kwestii się zmieniło, to potrzeba pokolenia - żeby wykładowcami byli ludzie dorastający "w tych czasach", dla których normalny jest sport, łączenie różnych sfer życia, itd...
Natomiast druga kwestia, czyli część punktów, to problemy ogólnoświatowe nawet w stanach, gdzie sport akademicki jest tak rozwinięty, część młodych utalentowanych ludzi wybiera "studenckie życie" - imprezy, alkohol, itd. nieźle to opisał Rich Roll ("Ukryta siła")
Beata - pisałaś, że jak studiowałaś, to jak ktoś trenował, to patrzono na niego.... pod tym względem nie zmieniło się zbyt wiele, choć od moich studiów też 10 lat minęło... ja nie trenowałam, ale działałam intensywnie w kole naukowym (zbieżnym z kierunkiem studiów - koło naukowe fizyków, a studiowałam fizykę...) - i też patrzono na nas "że działamy w kole bo nam się uczyć nie chce...." - a nieobecność na kolokwium z powodu konferencji naukowej też dla niektórych była problemem... trafiali się też i tacy, którzy byli przekonani, że "nauka to musi być życiowy wybór", w sensie albo ścieżka naukowa, albo rodzina, albo coś innego...
Myślę, że żeby w tej kwestii się zmieniło, to potrzeba pokolenia - żeby wykładowcami byli ludzie dorastający "w tych czasach", dla których normalny jest sport, łączenie różnych sfer życia, itd...
Natomiast druga kwestia, czyli część punktów, to problemy ogólnoświatowe nawet w stanach, gdzie sport akademicki jest tak rozwinięty, część młodych utalentowanych ludzi wybiera "studenckie życie" - imprezy, alkohol, itd. nieźle to opisał Rich Roll ("Ukryta siła")
- Jarlaxle
- Stary Wyga
- Posty: 199
- Rejestracja: 23 kwie 2008, 22:44
- Życiówka na 10k: 32:26
- Życiówka w maratonie: brak
Opisze to ze swojej perspektywy, czyli z przed jakiś 3-4 lat.
Wyczynowcem nie jestem, biegać zacząłem dopiero na studiach i nigdy przed, ani po nie miałem tyle czasu co wtedy.
W pewnym okresie byłem w takim cugu, że udawało się robić nawet po 2 treningi dziennie. Nawet ze wspomnianymi imprezami można było to pogodzić, odespać.
Efekty były, z 43min na 10km zrobiło się 32. Następny taki progres planuję jak wpadnie mi roczny urlop od pracy
W kwestiach nauka vs. sport wiele się nie zmieniło, zawsze znajdzie się jakiś zatwardziały profesor który nie usprawiedliwi nieobecności spowodowanej np. reprezentowaniem uczelni na zawodach. W dodatku stypendium naukowe połączono ze sportowym w jedno tzw. stypendium rektora, umniejszając znacząco % wagę sportowego. Można jeździć po olimpiadach i stypendium nie mieć, jeśli nie szło to w parze z przyzwoitymi ocenami.
Na AWFach nic się nie zmieniło, widziałem kilka przypadków "upadających sportowców", przoduje podejście: "co mnie obchodzą Twoje medale na tartanie, zakładaj te narty". Wszystkim sportowcom udającym się na studia, polecałbym wszystko prócz AWF.
Cała reszta to kwestia umiaru i adaptacji. Wyfrunęło się z domu, a świat pełen pokus. I zadbać trzeba o siebie samemu
Wyczynowcem nie jestem, biegać zacząłem dopiero na studiach i nigdy przed, ani po nie miałem tyle czasu co wtedy.
W pewnym okresie byłem w takim cugu, że udawało się robić nawet po 2 treningi dziennie. Nawet ze wspomnianymi imprezami można było to pogodzić, odespać.
Efekty były, z 43min na 10km zrobiło się 32. Następny taki progres planuję jak wpadnie mi roczny urlop od pracy
W kwestiach nauka vs. sport wiele się nie zmieniło, zawsze znajdzie się jakiś zatwardziały profesor który nie usprawiedliwi nieobecności spowodowanej np. reprezentowaniem uczelni na zawodach. W dodatku stypendium naukowe połączono ze sportowym w jedno tzw. stypendium rektora, umniejszając znacząco % wagę sportowego. Można jeździć po olimpiadach i stypendium nie mieć, jeśli nie szło to w parze z przyzwoitymi ocenami.
Na AWFach nic się nie zmieniło, widziałem kilka przypadków "upadających sportowców", przoduje podejście: "co mnie obchodzą Twoje medale na tartanie, zakładaj te narty". Wszystkim sportowcom udającym się na studia, polecałbym wszystko prócz AWF.
Cała reszta to kwestia umiaru i adaptacji. Wyfrunęło się z domu, a świat pełen pokus. I zadbać trzeba o siebie samemu
- Andrzej_Witek
- Wyga
- Posty: 131
- Rejestracja: 27 lis 2015, 08:06
- Życiówka na 10k: 31:35
- Życiówka w maratonie: 2:23:32
- Lokalizacja: Wrocław / Szklarska Poręba
- Kontakt:
Ja na AWF-ie właśnie zacząłem biegać, bo sportu (jakiejkolwiek aktywności poza seksem ) to było tyle, że ręce można załamać. Formalnie wciąż jestem jeszcze studentem Wrocławskiego AWF-u, więc czuję się uprawniony do zwrócenia uwagi na takie sprawy jak np.:
- Osoby z klasą sportową otrzymywały ITS (indywidualny tok studiów) i były formalnie uprawnione do 50% frekwencji na zajęciach i uzupełnienia reszty materiałów naukowych samodzielnie. W praktyce prowadzący traktowali takie osoby na zasadzie "ja Ci pokaże ten Twój tok indywidualny..". Dla własnego dobra lepiej było się nie przyznawać do takich rzeczy
- Raz na III roku poprosił mnie prowadzący od LA żebym przyszedł na zawody międzyuczelniane - biegi przełajowe. Godzina pokrywała się z zajęciami z biomechaniki. Poprosiłem zatem o usprawiedliwienie, a prowadzącą od biomechaniki o możliwość przyjścia na zajęcia innej grupy - była zgoda. Po przybyciu na zajęcia zostałem zmieszany z błotem gorszym niż to na biegu przełajowym i niewpuszczony na zajęcia. Na tym etapie podziękowałem prowadzącym zajęcia LA za kolejne propozycje udziału w zawodach.
Studiowałem dziennie, od drugiego roku pracowałem również na pełnym etacie, raz w życiu nie udało mi się zdać egzaminu w pierwszym terminie. Zaczynając biegać znajdowałem czas na 60 km tygodniowo, a pod koniec studiów na 130-140. Tym samym chcę się odnieść do pkt. o organizowaniu sobie czasu. Czym więcej masz obowiązków, tym lepiej się organizujesz.
Zaznaczam, że to z punktu widzenia amatora. Nie miałem narzucanych obozów, stałych godzin treningów itp.
- Osoby z klasą sportową otrzymywały ITS (indywidualny tok studiów) i były formalnie uprawnione do 50% frekwencji na zajęciach i uzupełnienia reszty materiałów naukowych samodzielnie. W praktyce prowadzący traktowali takie osoby na zasadzie "ja Ci pokaże ten Twój tok indywidualny..". Dla własnego dobra lepiej było się nie przyznawać do takich rzeczy
- Raz na III roku poprosił mnie prowadzący od LA żebym przyszedł na zawody międzyuczelniane - biegi przełajowe. Godzina pokrywała się z zajęciami z biomechaniki. Poprosiłem zatem o usprawiedliwienie, a prowadzącą od biomechaniki o możliwość przyjścia na zajęcia innej grupy - była zgoda. Po przybyciu na zajęcia zostałem zmieszany z błotem gorszym niż to na biegu przełajowym i niewpuszczony na zajęcia. Na tym etapie podziękowałem prowadzącym zajęcia LA za kolejne propozycje udziału w zawodach.
Studiowałem dziennie, od drugiego roku pracowałem również na pełnym etacie, raz w życiu nie udało mi się zdać egzaminu w pierwszym terminie. Zaczynając biegać znajdowałem czas na 60 km tygodniowo, a pod koniec studiów na 130-140. Tym samym chcę się odnieść do pkt. o organizowaniu sobie czasu. Czym więcej masz obowiązków, tym lepiej się organizujesz.
Zaznaczam, że to z punktu widzenia amatora. Nie miałem narzucanych obozów, stałych godzin treningów itp.
M: 2:23:32
HM: 1:08:57
ASICS Trail Team
HM: 1:08:57
ASICS Trail Team
-
- Dyskutant
- Posty: 49
- Rejestracja: 15 paź 2016, 16:36
- Życiówka na 10k: 30:37
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
To ja powiem coś ze swojej perspektywy. Obecnego studenta,osoby która zaczęła trenować w roku maturalnym. Teraz jestem w drodze na 2 rok. Nie studiuje na awf,jestem na politechnice na ciężkim kierunku,gdzie tygodniowo musiałem zdawać rysunki,po 5 sprawozdań(obliczenia,teoria),projekty(obliczenia,w pozniejszej fazie tez szkice). Dziennie na uczelni siedziałem od 8 do 15 około. Dojazd do dodatkowo godzina w każdą stronę,w domu przygotowanie posiłku,nauka na ćwiczenia ( to co wymieniłem wyżej to laboratoria,poza rysunkiem ). Żeby posegregować to co chce przekazać pozwolę sobie na odnoszenie się do kolejnych punktów po kolei.
1. Organizacja czasu u mnie wygladała w ten sposób,że rano wstawałem,przygotowywałem się i jadłem posiłek. Szybko w droge i o 8/8:30 na uczelni. Powrót około 16 i zabierałem się za robienie obiadu,na pg jadłem jakieś bułeczki,czasami cos kupilem,albo robilem dzien wczesniej). Do 18 albo nauka albo relaks,później na trening. Po jednostce treningowej albo nauka albo jakieś inne zajęcia np spotkania. W piątki konczylem wyjatkowo o 12,wiec mialem czas odpoczac po nauce,zjesc,potrenowac i jak chcialem to isc na impreze ( sporadycznie ).
2. Nie zgadzam się,że to częste zjawisko. Wiele osob,które trenują i je znam starało się o odpowiednie przygotowanie posiłków,na wydziale mamy 2 bary,gdzie mozna kupić bardzo rozne posilki,czesto zdrowe.
3. Niedotyczy mnie ten wątek,przyszedlem do klubu to od razu wiedzialem,ze bedzie mi ciezko wbic sie do Topu,ale jest coraz blizej. Zyciowke na 10 km ( 34:08 ) nabiegalem w lutym,po sesji. Trzeba pobiec dyche,bo niestety MP u23 wypadły przez kontuzje.
4. WF w programie moich studiów jest dopiero na 5 semestrze.
5. Każdy decyduje co jest najważniejsze,ja stawiam na piedestale wiedzę,rodzinę,przyjaciół i sport. Na imprezy jest czas w weekend,po wykonaniu wszystkiego co trzeba. Odnośnie alkoholu to trzeba mieć umiar. Raz na jakiś czas ( miesiac/dwa ) nie zaszkodzi,ale co tygodniowe libacje to niestety norma u wielu ludzi. Ich wybór.
6. Warto konsultować z trenerem cięższy okres na uczelni,jeśli ważny start jest np po sesji,to trzeba wcześniej zacząć pracować,żeby sesja nie polegała na zarywaniu nocek.
7. Sprawa indywidualna
8. Cel = ambicje. Dobra atmosfera w klubie,kontakt z Trenerem,jasno określone cele dużo dają.
To moje 5 groszy,nie jestem wyjątkiem w tej kwestii. Przez cały rok nie miałem problemów żeby wyjść ze znajomymi,pójsc na trening,na impreze a czasem nawet odpocząć. Spałem po 7-8h,ale starałem się to wszystko pogodzić,było ciężko.
edit: Chciałem jeszcze wspomnieć,że możliwości rozwoju sportowego na uczelni też są duże. Byłem w ciągu roku na 3 imprezach akademickich : Igrzyska Studentów Pierwszego Roku ( 8msc ),Akademickie MP w Przełajach ( chyba 45 na dłuższym dystasie ) i Ampy na bieżni ( nie zapunktowałem ). Dla zawodników bez klubów są organizowane treningi,przejazdy na zawody są opłacane,hotele też,a ich jakość jest wysoka.
1. Organizacja czasu u mnie wygladała w ten sposób,że rano wstawałem,przygotowywałem się i jadłem posiłek. Szybko w droge i o 8/8:30 na uczelni. Powrót około 16 i zabierałem się za robienie obiadu,na pg jadłem jakieś bułeczki,czasami cos kupilem,albo robilem dzien wczesniej). Do 18 albo nauka albo relaks,później na trening. Po jednostce treningowej albo nauka albo jakieś inne zajęcia np spotkania. W piątki konczylem wyjatkowo o 12,wiec mialem czas odpoczac po nauce,zjesc,potrenowac i jak chcialem to isc na impreze ( sporadycznie ).
2. Nie zgadzam się,że to częste zjawisko. Wiele osob,które trenują i je znam starało się o odpowiednie przygotowanie posiłków,na wydziale mamy 2 bary,gdzie mozna kupić bardzo rozne posilki,czesto zdrowe.
3. Niedotyczy mnie ten wątek,przyszedlem do klubu to od razu wiedzialem,ze bedzie mi ciezko wbic sie do Topu,ale jest coraz blizej. Zyciowke na 10 km ( 34:08 ) nabiegalem w lutym,po sesji. Trzeba pobiec dyche,bo niestety MP u23 wypadły przez kontuzje.
4. WF w programie moich studiów jest dopiero na 5 semestrze.
5. Każdy decyduje co jest najważniejsze,ja stawiam na piedestale wiedzę,rodzinę,przyjaciół i sport. Na imprezy jest czas w weekend,po wykonaniu wszystkiego co trzeba. Odnośnie alkoholu to trzeba mieć umiar. Raz na jakiś czas ( miesiac/dwa ) nie zaszkodzi,ale co tygodniowe libacje to niestety norma u wielu ludzi. Ich wybór.
6. Warto konsultować z trenerem cięższy okres na uczelni,jeśli ważny start jest np po sesji,to trzeba wcześniej zacząć pracować,żeby sesja nie polegała na zarywaniu nocek.
7. Sprawa indywidualna
8. Cel = ambicje. Dobra atmosfera w klubie,kontakt z Trenerem,jasno określone cele dużo dają.
To moje 5 groszy,nie jestem wyjątkiem w tej kwestii. Przez cały rok nie miałem problemów żeby wyjść ze znajomymi,pójsc na trening,na impreze a czasem nawet odpocząć. Spałem po 7-8h,ale starałem się to wszystko pogodzić,było ciężko.
edit: Chciałem jeszcze wspomnieć,że możliwości rozwoju sportowego na uczelni też są duże. Byłem w ciągu roku na 3 imprezach akademickich : Igrzyska Studentów Pierwszego Roku ( 8msc ),Akademickie MP w Przełajach ( chyba 45 na dłuższym dystasie ) i Ampy na bieżni ( nie zapunktowałem ). Dla zawodników bez klubów są organizowane treningi,przejazdy na zawody są opłacane,hotele też,a ich jakość jest wysoka.
- beata
- Ekspert/Trener
- Posty: 6509
- Rejestracja: 21 sty 2003, 11:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: W-wa
Z większością się zgadzam, bo ja też godziłam trenowanie ze studiowaniem bez problemu, a największe sportowe "sukcesy" miałam w klasie maturalnej i na pierwszym roku.zygenda pisze:To ja powiem coś ze swojej perspektywy.
Imprezy mnie nie interesowały, więc nic nie traciłam, a rytm dnia jakoś można sobie ustawić. No i nikt nie uczy się całą noc ani cały dzień, bez przesady.
Na WF nie chodziłam - I klasa sportowa zwalniała z tego wątpliwej jakości zabieracza czasu (autorowi art. chodziło nie o WF, a o zajęcia na AWF-ach - to już czasem trudno pogodzić z treningiem).
Natomiast podejście do uprawiających sport było słabe, dobrze, że u Ciebie jest inaczej - może coś się jednak zmienia. Jak raz czy drugi chciałam coś przełożyć ze względu na wyjazd na obóz czy na zawody, to tylko straszono mnie wywaleniem ze studiów, chociaż oceny miałam dobre i wszystko zaliczałam w terminie.
Chciałam reprezentować uczelnię w zawodach akademickich - nikt o tym na mojej uczelni nie słyszał, nie było sekcji itp. Gdy w końcu udało mi się pojechać na AMP, to zobaczyłam, jak wyglądają: 75% startujących to nie studenci, a zawodnicy akademickich klubów ... często sporo starsi zresztą. A chyba jednak nie o to chodzi.
Później miałam okazję trenować przez 2 m-ce w USA, i tam zobaczyłam, jak wygląda - i jak wyglądać powinien - sport akademicki. Wielu trenujących LA z mojego pokolenia wyjechało w tym czasie uczyć się i trenować za oceanem, część nie wróciła.
- FilipO
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 602
- Rejestracja: 15 maja 2011, 21:27
- Życiówka na 10k: 38:15
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Ja również mam bardzo pozytywne doświadczenia ze sportem na uczelni. Zacząłem biegać po maturze. Skończyłem studia I i II stopnia na Polibudzie w Poznaniu i kiedy trenowałem w sekcji (z żadnymi sukcesami i bez perspektyw na dołączenie do czołówki, ale od samego początku studiów) to otrzymywałem ogromne wsparcie od sekcji, trenerów i znajomych.
Wszystko dało się pogodzić. Niejednokrotnie sportowcom jest łatwiej, bo potrafią trzymać dyscyplinę i dobrze się zorganizować.
Dzięki uczelni byłem kilka razy na AMPach w Łodzi, a nawet na sztafecie Hyde Park Relays w Londynie - super doświadczenie.
W ramach zajęć WF mogłem robić swój trening - za dyscyplinę wybrałem jogging . Grupa sobie wesoło truchtała, a ja cisnąłem swoją jednostkę.
No i stypendium - miałem rektora przez cały okres studiów, choć tak jak ktoś tutaj już napisał, istotne są też oceny i osiągnięcia pozasportowe.
Nic tylko trenować i studiować .
PS. A jak chodzi o imprezy to cóż... Na kacu można zrobić na prawdę dobry trening .
Wszystko dało się pogodzić. Niejednokrotnie sportowcom jest łatwiej, bo potrafią trzymać dyscyplinę i dobrze się zorganizować.
Dzięki uczelni byłem kilka razy na AMPach w Łodzi, a nawet na sztafecie Hyde Park Relays w Londynie - super doświadczenie.
W ramach zajęć WF mogłem robić swój trening - za dyscyplinę wybrałem jogging . Grupa sobie wesoło truchtała, a ja cisnąłem swoją jednostkę.
No i stypendium - miałem rektora przez cały okres studiów, choć tak jak ktoś tutaj już napisał, istotne są też oceny i osiągnięcia pozasportowe.
Nic tylko trenować i studiować .
PS. A jak chodzi o imprezy to cóż... Na kacu można zrobić na prawdę dobry trening .
Obecnie: wieczny kontuzjusz.
Stare dzieje i rekordy życiowe:
5km - 18min 32s - rok '13
10km - 38min 14s - rok 13'
Stare dzieje i rekordy życiowe:
5km - 18min 32s - rok '13
10km - 38min 14s - rok 13'