Hehe, no to faktycznie podobnie. Teraz staram się ogarnąć posiadając dwójkę, ale mała nie ułatwia. Bo młody chodzi spać o 20, więc wieczór był zawsze dla nas, a teraz młoda skutecznie wycina jedno z nas do 23 albo i później). Chcę biegać 4x w tygodniu, min. 3, w układzie poniedziałek, środa-czwartek, sobota.
To daje elastyczność - wypadnie poniedziałek, przerzucam na wtorek, a potem czwartek-piątek + niedziela, ew. wtorek-środa, piątek sobota/niedziela. Celowo long w sobotę, bo niedzielne lubią wypadać i nie ma ich kiedy zrobić.
U mnie DOCELOWY (który dość długimi seriami udawało mi się utrzymać i do którego staram się wrócić) tryb dnia wygląda tak:
5 rano - pobudka (ciuchy naszykowane w łazience w kolejności zakładania - serio!, buty w przedpokoju przy drzwiach, oszczędzam z 10-15 minut = mogę więcej biegać)
6-6.15 powrót, odpalenie przygotowanej wieczorem owsianki (owoce pokrojone w miseczce stoją na blacie, garnek na kuchence, płatki wsypane, wystarczy dolać mleka i włączyć).
6.15-6.30 prysznic, w międzyczasie robi się owsianka. Po prysznicu butla dla małego (w żłobie i tak je, a mleko lubi

), ja wskakuję w ciuchy,
7.15-7.30 wyście, odwózka młodego do żłoba po 2 stronie miasta i z powrotem do pracy (docelowo 8.00). Droga powrotnna analogicznie, po młodego i do domu, o 17 w domu.
19+ kąpanie dzieciaków,
20-20.15 numer pierwszy śpi. Tutaj wcześniej był czas z żoną, sprzątanie, czas wolny itp.

teraz doszło usypianie młodej (niechętnej do bycia uśpioną...)
22.45-23. do łóżka (z młodą już gorzej). To się czasem opóźnia, ale zauważyłem, że jak 1-2x w tygodniu pójdę ciut później spać i jakoś odeśpię to następnego dnia to tragedii nie ma. Jak nie odeśpię, albo tych późnych zaśnięć jest więcej, to zwyczajnie organizm nie daje rady p paru dniach i wypadają poranne treningi, czasem przechodzą na wieczór, a wtedy to juz wcale nie ma czasu, i koło się zamyka.
Czyli - przed 23 spać, to o 5 wstaję rześki. A co ciekawe - spanie od północy do 6 rano jest dramat. 6h mi wystarcza, o ile nie mam rzeźnickich treningów. Plus sam fakt, że ten sam trening zrobiony rano i wieczorem 6h snu = pełna regeneracja, a jak zrobię go wieczorem + 6h snu = rano dramat.
Z wózkiem nie biegam, były plany, ale mój młody był niespaniowy w trakcie dnia i wózkowy uciekinier, więc jak bieganie to nie młody i odwrotnie.
Żona motywuje, o ile nie przeginam

czyli nie budzę jej jak wstaję, nie budzę dzieciaków które budzą ją i ustawia bieganie pod rodzinę a nie odwrotnie. Często mnie wykopywała z domu jak widziała, że za długo nie biegam
I powiem Ci tak, łatwiej mi wstać o 5 rano i zrobić te 8-10 kilometrów, niż po całym dniu jak już organizm przechodzi w stand-by wyjść wieczorem nawet jak mam na to czas. Tylko podstawowa zasada - żeby ZACZĄĆ wstawać o piątej, musisz przez jakiś tydzień przestawić organizm - czyli nie zmieniając godziny wstawania (np.6.00) zacząć chodzić spać wcześniej (a przyjmijmy, że zasypiasz o 24) czyli o docelowej, np 23. Organizm wypocznie (bo dostanie 7x1h dodatkowego snu - to naprawdę dużo. I wtedy nie zmieniając godziny chodzenia spać (23) ustawiasz budzik na 5 i ze zdziwieniem obserwujesz jak łatwo się wstaje
