Czy przebiegnę nie biegając...? Tak, przebiegłem.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 761
- Rejestracja: 31 paź 2015, 17:41
- Życiówka na 10k: 37:37
- Życiówka w maratonie: brak
Biegam obecnie 5 km w ok. 21 minut. Czy w 3 miesiące biegając 3 razy w tygodniu jest możliwość zejścia do granicy 18/19 minut? Czy 3 treningi tygodniowo to zbyt mało?
5km: 17:59
10km: 37:37
HM: 01:28:40
10km: 37:37
HM: 01:28:40
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Ja bym dał radę, ale Ty nie wiem.marcin9709 pisze:Biegam obecnie 5 km w ok. 21 minut. Czy w 3 miesiące biegając 3 razy w tygodniu jest możliwość zejścia do granicy 18/19 minut? Czy 3 treningi tygodniowo to zbyt mało?
Załóż oddzielny temat, na pewno kompetentne osoby Ci pomogą.
Ostatnio zmieniony 23 kwie 2017, 16:04 przez jacekww, łącznie zmieniany 1 raz.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Po pierwsze
Dziękuję mojej rodzinie: żonie i córkom, że wytrzymały temat maratonu w domu przez całe 100dni, wspierały mnie, czasem żartowały z moich przygotowań ale były ze mną do końca kibicowały i pomagały na trasie.
Po drugie
Może zabrzmi dziwnie ale dziękuję wszystkim osobom z początku tematu które były sceptycznie nastawione do mojego pomysłu i wyrażały to w swoich komentarzach i typowaniach. To chyba dzięki Wam ukończyłem ten maraton i to w przyzwoitym czasie, bo zakładając temat czułem się tak mocny że na 80% zakładałem biec na 3:35, na szczęście sprowadziliście mnie na ziemię i dzięki temu ukończyłem.
Po trzecie
Dziękuję wszystkim tu piszącym za rady, sugestie, wsparcie, czasem ironię która też miała mądrość w sobie, wszystko to bardzo mi pomogło dając wiedzę której bym szukał po omacku.
Po czwarte
Nic nikomu nie udowodniłem i nie obaliłem, nie było to moim celem, a jeśli udało mi się przebiec najwyżej jestem „błędem statystycznym”. Po prostu ten królewski dystans ma coś w sobie że zapragnąłem go przebiec i uznałem że to już ten moment, a dodatkowo moje ukończone 42 urodziny współgrały z 42 kilometrami. To wszystko.
Trenować trzeba bo ciężka praca zawsze pokona talent jeśli ten przestanie pracować.
Dziękuję mojej rodzinie: żonie i córkom, że wytrzymały temat maratonu w domu przez całe 100dni, wspierały mnie, czasem żartowały z moich przygotowań ale były ze mną do końca kibicowały i pomagały na trasie.
Po drugie
Może zabrzmi dziwnie ale dziękuję wszystkim osobom z początku tematu które były sceptycznie nastawione do mojego pomysłu i wyrażały to w swoich komentarzach i typowaniach. To chyba dzięki Wam ukończyłem ten maraton i to w przyzwoitym czasie, bo zakładając temat czułem się tak mocny że na 80% zakładałem biec na 3:35, na szczęście sprowadziliście mnie na ziemię i dzięki temu ukończyłem.
Po trzecie
Dziękuję wszystkim tu piszącym za rady, sugestie, wsparcie, czasem ironię która też miała mądrość w sobie, wszystko to bardzo mi pomogło dając wiedzę której bym szukał po omacku.
Po czwarte
Nic nikomu nie udowodniłem i nie obaliłem, nie było to moim celem, a jeśli udało mi się przebiec najwyżej jestem „błędem statystycznym”. Po prostu ten królewski dystans ma coś w sobie że zapragnąłem go przebiec i uznałem że to już ten moment, a dodatkowo moje ukończone 42 urodziny współgrały z 42 kilometrami. To wszystko.
Trenować trzeba bo ciężka praca zawsze pokona talent jeśli ten przestanie pracować.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 761
- Rejestracja: 31 paź 2015, 17:41
- Życiówka na 10k: 37:37
- Życiówka w maratonie: brak
Przepraszam za post w tym temacie. Nie czytałem pierwszego postu i myślałem, że jest to ogólny temat .
Jak już piszę tą wiadomość to przyjmij gratulacje ode mnie .
Jak już piszę tą wiadomość to przyjmij gratulacje ode mnie .
5km: 17:59
10km: 37:37
HM: 01:28:40
10km: 37:37
HM: 01:28:40
- keiw
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9045
- Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
- Lokalizacja: Szczecin
Jacek - jaki miałeś czas z zegarka lub telefonu?
Ten ze strony to chyba brutto.
Ten ze strony to chyba brutto.
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze
Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze
Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Nie rozkminiam tego bo to nic nie zmieni, ale zawsze chyba podają netto.keiw pisze:Jacek - jaki miałeś czas z zegarka lub telefonu?
Ten ze strony to chyba brutto.
Sprawa z zegarkiem ciężka, bo wiedząc że finisz w hali i stracę sygnał GPS, starałem się włączyć zegarek te ok. 50m wcześniej aby nie ucięło mi dystansu ale nie do końca w tym tłumie się zorientowałem gdzie jest mata więc włączyłem trochę na pałę a wyłączyłem przed drzwiami hali.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- keiw
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9045
- Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
- Lokalizacja: Szczecin
Nawet jak utnie dystans, to sobie go możesz edytować w Endomondo. Czas najlepiej łapać od maty do maty. Oczywiście czas też możesz edytować i wpisać taki jaki podaje organizator.
Odpoczywaj.
Odpoczywaj.
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze
Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze
Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
- faraon828
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 389
- Rejestracja: 29 sty 2016, 08:39
- Życiówka na 10k: 33:40
- Życiówka w maratonie: 2:48,30
- Lokalizacja: Olsztyn/Kędzierzyn-Koźle
- Kontakt:
Ja pierdziu, ale mało przestrzeliłem w tym typowaniu
Gratulacje!
Gratulacje!
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Cukier już uzupełniłem, a ze wszystkim innym czuję się jak młody Bóg, chyba że to adrenalina.keiw pisze:Nawet jak utnie dystans, to sobie go możesz edytować w Endomondo. Czas najlepiej łapać od maty do maty. Oczywiście czas też możesz edytować i wpisać taki jaki podaje organizator.
Odpoczywaj.
Piszę relacje bo na emocjach będzie chyba najprawdziwsza.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4978
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
Gratulacje! Jak na debiut i takie przygotowania, to nawet bardzo dobrze poszlo
Nie pamietam nawet na ile obstawialem, ale wiem, ze na duuuzo wiecej.
Ciesze sie, ze az tyle obciales
Nie pamietam nawet na ile obstawialem, ale wiem, ze na duuuzo wiecej.
Ciesze sie, ze az tyle obciales
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Dekoracja zwycięzcy konkursu jutro, gdyby się coś zmieniło z czasami bo Keiw zasugerował że może być to brutto w co wątpię, ale nie chciał bym popełnić tu jakiegoś błędu na koniec.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
- jacekww
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2333
- Rejestracja: 08 wrz 2015, 14:56
- Życiówka na 10k: 38:27
- Życiówka w maratonie: 3:53:44
- Lokalizacja: Łódź
Zapodam poniższe raz jeszcze bo zależy mi aby jak najwięcej forumowiczów to przeczytało.
Po pierwsze
Dziękuję mojej rodzinie: żonie i córkom, że wytrzymały temat maratonu w domu przez całe 100dni, wspierały mnie, czasem żartowały z moich przygotowań ale były ze mną do końca kibicowały i pomagały na trasie.
Po drugie
Może zabrzmi dziwnie ale dziękuję wszystkim osobom z początku tematu które były sceptycznie nastawione do mojego pomysłu i wyrażały to w swoich komentarzach i typowaniach. To chyba dzięki Wam ukończyłem ten maraton i to w przyzwoitym czasie, bo zakładając temat czułem się tak mocny że na 80% zakładałem biec na 3:35, na szczęście sprowadziliście mnie na ziemię i dzięki temu ukończyłem.
Po trzecie
Dziękuję wszystkim tu piszącym za rady, sugestie, wsparcie, czasem ironię która też miała mądrość w sobie, wszystko to bardzo mi pomogło dając wiedzę której bym szukał po omacku.
Po czwarte
Nic nikomu nie udowodniłem i niczego nie obaliłem, nie było to moim celem, a jeśli udało mi się przebiec najwyżej jestem „błędem statystycznym”. Po prostu ten królewski dystans ma coś w sobie że zapragnąłem go przebiec i uznałem że to już ten moment, a dodatkowo moje ukończone 42 urodziny współgrały z 42 kilometrami. To wszystko.
"Trenować trzeba bo ciężka praca zawsze pokona talent jeśli ten przestanie pracować"
Relacja z maratonu
Postaram się te 42 km poskładać do kupy i ubrać w słowa.
Uśmiechnięty ale nieświadomy
Ostatnie 2 dni byłem dziwnie wyciszony, nie wiedziałem czy to dobry sygnał czy zły, przez te 98 dni miałem więcej emocji niż przez 2 ostatnie, zasypiałem o 22:30, gdzie normalnie udaje mi się to tylko gdy jestem bardzo zmęczony, nic mnie nie niepokoiło, poza pogodą.
W sobotę popołudniu wszystko przygotowałem i obejrzałem film „300” żeby się trochę podkręcić i naładować bo ten spokój był nienaturalny, wieczorem trochę forum i spać.
Zegar na 6:00 ale obudziłem się 5:20, omlet z owsianki ubieranie i czekanie na wyjście
W hali byłem 8:20, uderzyłem zaraz do toalety i zrobiło się 20 minut do startu, pojechałem przebrany więc z szatni nie korzystałem. Pomachałem 3 minuty ciałem i za dziesięć poszedłem na start, ustawiłem się w swojej sekcji i wkradł się niepokój że za ciepło się ubrałem bo wyszło słońce, a ja pierwszy raz w życiu miałem 3 warstwy na sobie.
Taką decyzję podjąłem po ostatnim środowym treningu gdzie warunki były podobne (wietrzne) ale bez słońca, uznałem że tempo 5:20 nie jest takie abym się przy nim gotował i wolę się rozbierać niż trząść przez 4 godziny , a jak jeszcze osłabnę to z tego powodu na pewno cieplej mi się nie zrobi.
I tak stojąc na starcie widząc słoneczko to liczyłem już tylko na wiatr który mnie ochłodzi.
Z kimś tam zagadałem, ja że pierwszy raz, on o bólu (później go minąłem na 30 km, chciałem poczęstować go morelą, on że ściana) i ruszyliśmy, stałem dość daleko za zającami oni pobiegli ja od razu 15 m straty więc sobie ich odpuściłem.
Pierwszy kilometr gość przede mną przepina numer z kurtki na koszulkę.
Pomyślałem że też pewnie będę się rozbierał i też przystąpiłem do tej czynność.
Dobrze że jeszcze miałem siły, bo 30 km było łatwiejsze niż ta operacja. Numer do kurtki przypiąłem dobrze bo te wichury itd., sześcioma agrafkami najmniejszymi w domu aby nie porobić dziur w kurtce , jakoś poszło przepiąłem już tylko czterema.
I już mam zagwostkę bo pierwsze kilometry bez emocji, biegłem sam (cały bieg biegłem sam) starając się trzymać te 5:18, 5:19 jak widać z wykresu trochę to skakało, momentami starałem się za kogoś schować od wiatru ale niewiele to dawało, generalnie cały ten wiatr odbierałem jako drobny minus, bo nigdzie mnie nie stawiało.
A, przypomniało mi się, już po 7-8 km miałem wrażenie że zakończy się to klapą bo czułem uda, pachwiny co raczej mi się ni zdarza przy tym tempie i tak małym przebiegu więc myślę a gdzie 20, gdzie 30 km i dalej będą skurcze i tragedia. Ale nic takiego nie miało miejsca i później nawet zapomniałem o tym.
Jak napisałem biegłem sam, bo chciałem biec swoim tempem, a nie ustrzeliłem partnera którego tempo by mi odpowiadało.
Tak dobiegłem sobie do pierwszego momentu który jakoś tam zapamiętałem, 26km pod wiatr i już tak chyba do 31 km. Dodatkowo od 28km pod wiatr i spore nachylenie, ale wiedziałem że na 29,5km czeka rodzina więc dawało mi to trochę sił, pobrałem od nich magnez który zażyłem.
31km nawrotka i już raczej w dół i z wiatrem, 32km drugie spotkanie z rodziną i wtedy dopiero oddałem im kurtkę, po 33 km zaczynało być ciężej i jeśli pamiętacie mój wpis ze środy kiedy to przebiegłem ostatnie 6km trasy zaczynając od 36km.
To właśnie okazał się on symbolem i wtedy zacząłem tracić energię. Do tego czasu wziąłem 2 żele (12 i 25km i 3-4 morele suszone, piłem na każdym punkcie 3-4 łyki ale ja raczej mało się pocę i pogoda też temu nie sprzyjała). Przeleciałem tak 32,33,34 km czułem sią syty i przesłodzony nie miałem ochoty zażywać żelu, uznałem że te 8km spoko dobiegnę po swojej dzielnicy, choć już słabłem energetycznie.
I wydarzył się 37,5km, praktycznie odcięło mnie i stał się cud dla mnie ale to tak naprawdę ogromna życzliwość osoby która mi pomogła bo nie wiem jakbym skończył, na pewno źle.
Przeszedłem wtedy do marszu pierwszy raz, chyba nawet lekko się zataczając. Dziewczyna która za mną biegła przeszła do marszu przy mnie, zapytała czy jest dobrze, ja odpowiedziałem że nie i oddała mi swoją glukozę mówiąc że jedną już wzięła i da radę.
Jeszcze teraz jak to piszę to cisną mi się łzy do oczu bo naprawdę do mety było daleko, chyba bym nie dotarł albo coś gorszego. Ech głupi to ma szczęście – mówię o sobie.
Od tego momentu przemarszobiegłem do mety Gallowayem (tak wiem, nie piszcie że trzeba było tak od początku), przechodziłem do marszu chyba kilkanaście razy, nie byłem w stanie kontynuować biegu ciągłego, nawet bardzo wolnego ale ciągłego. Jak biegłem to wydawało mi się nawet że szybko, ale może 100-150 i te 15-20 musiałem iść, tak na oko bo nie potrafię dokładnie tego oszacować, a przy tm towarzyszył mi lekki ból podbrzusza.
Nic dodać
Nawet w miejscach duże nie straciłem tym Gallowayem, z przebłysków świadomości pamiętam że dla większości to już była droga przez mękkę.
Tak dotarłem do mety w 3:53:44, obtarć 0, skurczy 0, kontuzji 0, wydolnościowo 100% super, zakwasy jutro się okaże ale chyba nic wielkiego, odciski kilka niewielkich. Na mecie łzy ze szczęścia i zmęczenia.
Widać niewiele ale ręce w górze.
Uśmiechnięty i świadomy
Satysfakcja 99%, bo co by było gdybym jadł (wiem, pisaliście ale nie znałem tego z autopsji i jaki może wywołać efekt) , a może gdybym więcej trenował
A może 110% bo gdybym nie otrzymał pomocy ...?
30 minut dochodziłem do siebie, uzupełniając cukry.
Czego się najbardziej obawiałem to kontuzji podczas biegu i styranego ciało po biegu. Nie wystąpiło ani jedno ani drugie, generalnie to jestem bardziej styrany po mocnej dyszce niż dziś.
Jeśli spojrzeć na to co napisałem w piątek półżartem, to chyba przewidziałem wszystko.
Raz jeszcze dziękuję tej dziewczynie którą widziałem 10 sekund w życiu, to musiał być ten czynnik o którym pisałem poniżej.
"Za 48 godzin stanę do walki o medal i dumę. Ostatnie ważenie wskazało 75kg.
Ja pretendent, pierwszy raz w walce o tak wysoką stawkę, mój oponent dobrze znany, z bilansem ujemnym ale nadal potrafiący zwalić z nóg, a nawet zadać decydujący ból kończąc walkę przez poddanie.
Pojedynek zakontraktowano na dystansie 8 rund, każda po 5km z ewentualną dogrywką 2,195m .
Wiem że będzie to moja najdłuższa i najcięższa walka w życiu, lecz wiem także że o wyniku nie zadecydują pierwsze rundy w których będę badał przeciwnika i sprawdzał swoje możliwości.
Niewielki wpływ na losy walki może mieć runda 6, ale ostatecznie o wyniku przesądzą 7 i 8.
Jeśli dojdzie do dogrywki, to choćbym miał walczyć jednorącz stojąc na jednej nodze, dotrwam do ostatniego metra.
Wiem że na 5 rund jestem przygotowany w 99,9%, w 6-tej zadecyduje wrodzona wydolność, 7-ma to motywacja i wiara w sukces, 8-ma to już kompilacja wielu nieznanych mi w tej chwili sprzyjających czynników .
Sama dogrywka jeśli będzie miała miejsce, to suma wcześniejszych rund pchana siłą rozpędu z wizją mojej ręki w górze po ostatnim metrze i medalu na piersi."
W domu przy tablicy pamiątkowej z córkami i transparentem który mi towarzyszył podczas biegu.
Dalej biegam swoje, a co nabiegam to moje
Raz jeszcze Dziękuję Wam za doping
Podsumowanie
Czy to się mogło udać 3:44:59 ?
Nie
W tamtych warunkach (wiatr który nie stawiał mnie to jednak większość dystansu był przeciwny i na przestrzeni 4 godzin sporo sił musiał odebrać),
w biegu który tak się ułożył że biegłem praktycznie cały czas sam, a od 26km nie było nawet momentu abym „złapał” czyjeś plecy i się trochę podholował.
Może za bardzo też koncentrowałem się na utrzymaniu tempa i wpatrzony byłem w trasę na horyzoncie, zamiast zająć czymś umysł.
Na 34 km byłem prawie w zaplanowanym czasie z tempem 5,22, od tego momentu zacząłem słabnąć (wtedy skończył się „półmaraton” i zaczął maraton), a na 37,5 km strzeliłem.
Jak widać po wykresie odcinki które biegłem później nie były znacznie wolniejsze, a nawet też były równe wcześniejszemu tempu, jednakże nie byłem w stanie kontynuować biegu ciągłego.
Mimo to o dziwo nie traciłem pozycji, bo każdy już pchał swoją słabość i niemoc
Być może najtwardsze jednostki, lub mające doświadczenie potrafią zwalczyć ścianę – ja taki nie byłem ani tego nie miałem.
Czy gdybym zjadł więcej i w odpowiednim czasie składniki odżywcze ukończył bym maraton bez marszobiegu –
raczej tak.
Choć przy słabnącym tempie
Czy gdybym zjadł więcej i w odpowiednim czasie składniki odżywcze ukończył bym maraton w zaplanowanym czasie –
raczej na pewno nie.
Moja granica na ten dzień i w takim biegu to było 3:49:59
Tylko 5sek/km i aż 5 sek. to w maratonie bardzo wiele
Czy coś bym zmienił podczas biegu –
Tak
Odżywianie.
Najważniejsze że ukończyłem bez uszczerbku na zdrowiu –
Nie odczuwałem na całym ciele jakichkolwiek dolegliwości podczas biegu, po jedynie zakwasy ud w stopniu minimalnym, a regeneracja nastąpiła bardzo szybko.
Maraton :
– potwierdził że fizjologii nie oszukam
- dał doświadczenie
- dostarczył mi metafizycznych doznań jakich nie zaznał bym nigdzie indziej
- a dodając do niego te 100 dni tutaj stworzył wspaniałą historię o realizacji marzeń
Wszystko powyższe tyczy się tylko mnie, moich doznań i przemyśleń.
Medal powieszony, a najważniejsze jest to że cała rodzina dokłada tam swoje "cegiełki" oraz motto pod nimi które gdzieś kiedyś przeczytałem
Po pierwsze
Dziękuję mojej rodzinie: żonie i córkom, że wytrzymały temat maratonu w domu przez całe 100dni, wspierały mnie, czasem żartowały z moich przygotowań ale były ze mną do końca kibicowały i pomagały na trasie.
Po drugie
Może zabrzmi dziwnie ale dziękuję wszystkim osobom z początku tematu które były sceptycznie nastawione do mojego pomysłu i wyrażały to w swoich komentarzach i typowaniach. To chyba dzięki Wam ukończyłem ten maraton i to w przyzwoitym czasie, bo zakładając temat czułem się tak mocny że na 80% zakładałem biec na 3:35, na szczęście sprowadziliście mnie na ziemię i dzięki temu ukończyłem.
Po trzecie
Dziękuję wszystkim tu piszącym za rady, sugestie, wsparcie, czasem ironię która też miała mądrość w sobie, wszystko to bardzo mi pomogło dając wiedzę której bym szukał po omacku.
Po czwarte
Nic nikomu nie udowodniłem i niczego nie obaliłem, nie było to moim celem, a jeśli udało mi się przebiec najwyżej jestem „błędem statystycznym”. Po prostu ten królewski dystans ma coś w sobie że zapragnąłem go przebiec i uznałem że to już ten moment, a dodatkowo moje ukończone 42 urodziny współgrały z 42 kilometrami. To wszystko.
"Trenować trzeba bo ciężka praca zawsze pokona talent jeśli ten przestanie pracować"
Relacja z maratonu
Postaram się te 42 km poskładać do kupy i ubrać w słowa.
Uśmiechnięty ale nieświadomy
Ostatnie 2 dni byłem dziwnie wyciszony, nie wiedziałem czy to dobry sygnał czy zły, przez te 98 dni miałem więcej emocji niż przez 2 ostatnie, zasypiałem o 22:30, gdzie normalnie udaje mi się to tylko gdy jestem bardzo zmęczony, nic mnie nie niepokoiło, poza pogodą.
W sobotę popołudniu wszystko przygotowałem i obejrzałem film „300” żeby się trochę podkręcić i naładować bo ten spokój był nienaturalny, wieczorem trochę forum i spać.
Zegar na 6:00 ale obudziłem się 5:20, omlet z owsianki ubieranie i czekanie na wyjście
W hali byłem 8:20, uderzyłem zaraz do toalety i zrobiło się 20 minut do startu, pojechałem przebrany więc z szatni nie korzystałem. Pomachałem 3 minuty ciałem i za dziesięć poszedłem na start, ustawiłem się w swojej sekcji i wkradł się niepokój że za ciepło się ubrałem bo wyszło słońce, a ja pierwszy raz w życiu miałem 3 warstwy na sobie.
Taką decyzję podjąłem po ostatnim środowym treningu gdzie warunki były podobne (wietrzne) ale bez słońca, uznałem że tempo 5:20 nie jest takie abym się przy nim gotował i wolę się rozbierać niż trząść przez 4 godziny , a jak jeszcze osłabnę to z tego powodu na pewno cieplej mi się nie zrobi.
I tak stojąc na starcie widząc słoneczko to liczyłem już tylko na wiatr który mnie ochłodzi.
Z kimś tam zagadałem, ja że pierwszy raz, on o bólu (później go minąłem na 30 km, chciałem poczęstować go morelą, on że ściana) i ruszyliśmy, stałem dość daleko za zającami oni pobiegli ja od razu 15 m straty więc sobie ich odpuściłem.
Pierwszy kilometr gość przede mną przepina numer z kurtki na koszulkę.
Pomyślałem że też pewnie będę się rozbierał i też przystąpiłem do tej czynność.
Dobrze że jeszcze miałem siły, bo 30 km było łatwiejsze niż ta operacja. Numer do kurtki przypiąłem dobrze bo te wichury itd., sześcioma agrafkami najmniejszymi w domu aby nie porobić dziur w kurtce , jakoś poszło przepiąłem już tylko czterema.
I już mam zagwostkę bo pierwsze kilometry bez emocji, biegłem sam (cały bieg biegłem sam) starając się trzymać te 5:18, 5:19 jak widać z wykresu trochę to skakało, momentami starałem się za kogoś schować od wiatru ale niewiele to dawało, generalnie cały ten wiatr odbierałem jako drobny minus, bo nigdzie mnie nie stawiało.
A, przypomniało mi się, już po 7-8 km miałem wrażenie że zakończy się to klapą bo czułem uda, pachwiny co raczej mi się ni zdarza przy tym tempie i tak małym przebiegu więc myślę a gdzie 20, gdzie 30 km i dalej będą skurcze i tragedia. Ale nic takiego nie miało miejsca i później nawet zapomniałem o tym.
Jak napisałem biegłem sam, bo chciałem biec swoim tempem, a nie ustrzeliłem partnera którego tempo by mi odpowiadało.
Tak dobiegłem sobie do pierwszego momentu który jakoś tam zapamiętałem, 26km pod wiatr i już tak chyba do 31 km. Dodatkowo od 28km pod wiatr i spore nachylenie, ale wiedziałem że na 29,5km czeka rodzina więc dawało mi to trochę sił, pobrałem od nich magnez który zażyłem.
31km nawrotka i już raczej w dół i z wiatrem, 32km drugie spotkanie z rodziną i wtedy dopiero oddałem im kurtkę, po 33 km zaczynało być ciężej i jeśli pamiętacie mój wpis ze środy kiedy to przebiegłem ostatnie 6km trasy zaczynając od 36km.
To właśnie okazał się on symbolem i wtedy zacząłem tracić energię. Do tego czasu wziąłem 2 żele (12 i 25km i 3-4 morele suszone, piłem na każdym punkcie 3-4 łyki ale ja raczej mało się pocę i pogoda też temu nie sprzyjała). Przeleciałem tak 32,33,34 km czułem sią syty i przesłodzony nie miałem ochoty zażywać żelu, uznałem że te 8km spoko dobiegnę po swojej dzielnicy, choć już słabłem energetycznie.
I wydarzył się 37,5km, praktycznie odcięło mnie i stał się cud dla mnie ale to tak naprawdę ogromna życzliwość osoby która mi pomogła bo nie wiem jakbym skończył, na pewno źle.
Przeszedłem wtedy do marszu pierwszy raz, chyba nawet lekko się zataczając. Dziewczyna która za mną biegła przeszła do marszu przy mnie, zapytała czy jest dobrze, ja odpowiedziałem że nie i oddała mi swoją glukozę mówiąc że jedną już wzięła i da radę.
Jeszcze teraz jak to piszę to cisną mi się łzy do oczu bo naprawdę do mety było daleko, chyba bym nie dotarł albo coś gorszego. Ech głupi to ma szczęście – mówię o sobie.
Od tego momentu przemarszobiegłem do mety Gallowayem (tak wiem, nie piszcie że trzeba było tak od początku), przechodziłem do marszu chyba kilkanaście razy, nie byłem w stanie kontynuować biegu ciągłego, nawet bardzo wolnego ale ciągłego. Jak biegłem to wydawało mi się nawet że szybko, ale może 100-150 i te 15-20 musiałem iść, tak na oko bo nie potrafię dokładnie tego oszacować, a przy tm towarzyszył mi lekki ból podbrzusza.
Nic dodać
Nawet w miejscach duże nie straciłem tym Gallowayem, z przebłysków świadomości pamiętam że dla większości to już była droga przez mękkę.
Tak dotarłem do mety w 3:53:44, obtarć 0, skurczy 0, kontuzji 0, wydolnościowo 100% super, zakwasy jutro się okaże ale chyba nic wielkiego, odciski kilka niewielkich. Na mecie łzy ze szczęścia i zmęczenia.
Widać niewiele ale ręce w górze.
Uśmiechnięty i świadomy
Satysfakcja 99%, bo co by było gdybym jadł (wiem, pisaliście ale nie znałem tego z autopsji i jaki może wywołać efekt) , a może gdybym więcej trenował
A może 110% bo gdybym nie otrzymał pomocy ...?
30 minut dochodziłem do siebie, uzupełniając cukry.
Czego się najbardziej obawiałem to kontuzji podczas biegu i styranego ciało po biegu. Nie wystąpiło ani jedno ani drugie, generalnie to jestem bardziej styrany po mocnej dyszce niż dziś.
Jeśli spojrzeć na to co napisałem w piątek półżartem, to chyba przewidziałem wszystko.
Raz jeszcze dziękuję tej dziewczynie którą widziałem 10 sekund w życiu, to musiał być ten czynnik o którym pisałem poniżej.
"Za 48 godzin stanę do walki o medal i dumę. Ostatnie ważenie wskazało 75kg.
Ja pretendent, pierwszy raz w walce o tak wysoką stawkę, mój oponent dobrze znany, z bilansem ujemnym ale nadal potrafiący zwalić z nóg, a nawet zadać decydujący ból kończąc walkę przez poddanie.
Pojedynek zakontraktowano na dystansie 8 rund, każda po 5km z ewentualną dogrywką 2,195m .
Wiem że będzie to moja najdłuższa i najcięższa walka w życiu, lecz wiem także że o wyniku nie zadecydują pierwsze rundy w których będę badał przeciwnika i sprawdzał swoje możliwości.
Niewielki wpływ na losy walki może mieć runda 6, ale ostatecznie o wyniku przesądzą 7 i 8.
Jeśli dojdzie do dogrywki, to choćbym miał walczyć jednorącz stojąc na jednej nodze, dotrwam do ostatniego metra.
Wiem że na 5 rund jestem przygotowany w 99,9%, w 6-tej zadecyduje wrodzona wydolność, 7-ma to motywacja i wiara w sukces, 8-ma to już kompilacja wielu nieznanych mi w tej chwili sprzyjających czynników .
Sama dogrywka jeśli będzie miała miejsce, to suma wcześniejszych rund pchana siłą rozpędu z wizją mojej ręki w górze po ostatnim metrze i medalu na piersi."
W domu przy tablicy pamiątkowej z córkami i transparentem który mi towarzyszył podczas biegu.
Dalej biegam swoje, a co nabiegam to moje
Raz jeszcze Dziękuję Wam za doping
Podsumowanie
Czy to się mogło udać 3:44:59 ?
Nie
W tamtych warunkach (wiatr który nie stawiał mnie to jednak większość dystansu był przeciwny i na przestrzeni 4 godzin sporo sił musiał odebrać),
w biegu który tak się ułożył że biegłem praktycznie cały czas sam, a od 26km nie było nawet momentu abym „złapał” czyjeś plecy i się trochę podholował.
Może za bardzo też koncentrowałem się na utrzymaniu tempa i wpatrzony byłem w trasę na horyzoncie, zamiast zająć czymś umysł.
Na 34 km byłem prawie w zaplanowanym czasie z tempem 5,22, od tego momentu zacząłem słabnąć (wtedy skończył się „półmaraton” i zaczął maraton), a na 37,5 km strzeliłem.
Jak widać po wykresie odcinki które biegłem później nie były znacznie wolniejsze, a nawet też były równe wcześniejszemu tempu, jednakże nie byłem w stanie kontynuować biegu ciągłego.
Mimo to o dziwo nie traciłem pozycji, bo każdy już pchał swoją słabość i niemoc
Być może najtwardsze jednostki, lub mające doświadczenie potrafią zwalczyć ścianę – ja taki nie byłem ani tego nie miałem.
Czy gdybym zjadł więcej i w odpowiednim czasie składniki odżywcze ukończył bym maraton bez marszobiegu –
raczej tak.
Choć przy słabnącym tempie
Czy gdybym zjadł więcej i w odpowiednim czasie składniki odżywcze ukończył bym maraton w zaplanowanym czasie –
raczej na pewno nie.
Moja granica na ten dzień i w takim biegu to było 3:49:59
Tylko 5sek/km i aż 5 sek. to w maratonie bardzo wiele
Czy coś bym zmienił podczas biegu –
Tak
Odżywianie.
Najważniejsze że ukończyłem bez uszczerbku na zdrowiu –
Nie odczuwałem na całym ciele jakichkolwiek dolegliwości podczas biegu, po jedynie zakwasy ud w stopniu minimalnym, a regeneracja nastąpiła bardzo szybko.
Maraton :
– potwierdził że fizjologii nie oszukam
- dał doświadczenie
- dostarczył mi metafizycznych doznań jakich nie zaznał bym nigdzie indziej
- a dodając do niego te 100 dni tutaj stworzył wspaniałą historię o realizacji marzeń
Wszystko powyższe tyczy się tylko mnie, moich doznań i przemyśleń.
Medal powieszony, a najważniejsze jest to że cała rodzina dokłada tam swoje "cegiełki" oraz motto pod nimi które gdzieś kiedyś przeczytałem
Ostatnio zmieniony 28 kwie 2017, 12:48 przez jacekww, łącznie zmieniany 13 razy.
Blog - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=55203
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.
Komentarze - http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=55204
Biegam swoje, co nabiegam to moje.