Sylw3g - Być jak Tommy Lee Jones w "Ściganym"
Moderator: infernal
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
01.08.2016 (PON) - WOLNE
02.08.2016 (WT) - 5KM BS (5:06) + 4KM T (3:59) + 5KM BS (5:08) + 4KM T (3:55) + 1KM BS (5:42) Po lesie.
03.08.2016 (ŚR) - 12KM BS (4:48, 71%)
04.08.2016 (CZW) - 3,5KM BS (5:07, 70%) + ZB: 15x1min/1:15 + 1KM BS (5:17)
05.08.2016 (PT) - WOLNE
06.08.2016 (SOB) - 10,1KM BS (4:47, 71%) + Przebieżki: 5x100/100
07.08.2016 (NIEDZ) - 2KM BS (5:13) + Przebieżki: 3x100/100 + ZAWODY: Ciężki cross, wręcz bieg górski (14,5KM) "Cross po ostrej łące", Ostrołęka + krótkie schłodzenie. Wynik: 1:06.44 (4:37, 84%)
Musiałem wykorzystać wolny weekend i gdzieś wystartować. Myślałem, że ten cross nie będzie aż tak trudny, a tu wręcz trzeba było podchodzić pod górę i nawet przedzierać się czterokrotnie przez 20-30 metrowy odcinek wody sięgającej kolan. Dzień wcześniej miałem pobiec jakiś ParkRun, ale zaspałem. Najcięższa trasa w życiu. Bardzo źle dobrane buty.
08.08.2016 (PON) - WOLNE Na wyjeździe.
09.08.2016 (WT) - 3KM BS (4:48) + MZB/R: 20x200/200 (śr 36') + 1,5KM BS (5:03) Na wyjeździe. AWF Katowice.
10.08.2016 (ŚR) - WOLNE Zbyt zmęczony. Zasnąłem.
11.08.2016 (CZW) - 2,4KM BS (5:39, 64%) + 2x3KM T / p 800m (3:49, 3:50) + Przebieżki: 6x20/50sec + 1,3KM BS (5:32) - Z nestork. Prawie drugim torem.
12.08.2016 (PT) - 11KM BS (4:51, 69%) Prawie zasnąłem w biegu.
13.08.2016 (SOB) - 2KM BS (5:01, 66%) + 8x1KM/p 1min Trucht (3:48, 3:57, 3:36, 3:43, 3:57, 3:45, 3:49, 3:53) + 1KM BS (5:14) Lasek.
14.08.2016 (NIEDZ) - 20KM BS (4:44, 70%?)
Jeżeli ktoś chciałby się dowiedzieć czegoś więcej odnośnie tych moich problemów zdrowotnych, to zapraszam kliknąć na button "fb", który mam w stopce i przewinąć tablicę do dnia 20.07.
Cierpię na bardzo duże braki czasu ostatnio. Szczerze mówiąc, to moje życie aktualnie to tylko praca i trening, z czego trening jest wykonywany na śpiącego i jeszcze nieobudzonego, albo na śpiącego i zmęczonego. Za tydzień pobiegnę półmaraton. Nie mam pojęcia w jakiej jestem formie, bo ostatni start okazał się być na trasie, która nic mi nie mówi. Pobiegnę sobie w ciemno i w czasie biegu sobie dojdę do wniosku, jak to biec.
Idę sobie poćwiczyć i "pobawić się ruchowo."
Ahoj
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
15.08.2016 (PON) - WOLNE
16.08.2016 (WT) - 11,5KM BS (5:00, 69%)
17.08.2016 (ŚR) - 2,1KM BS (5:41, 61%) + I 5x1000/500 (3:30, 3:29, 3:29, 3:29, 3:26) + Przebieżki: 5x20/45sec + 1,3KM BS (5:49)
18.08.2016 (CZW) - WOLNE
19.08.2016 (PT) - 9,4KM BS (5:01, 70%) + Przebieżki: 10x20/45sec
20.08.2016 (SOB) - WOLNE
21.08.2016 (NIEDZ) - 6. Półmaraton Błonie: 2KM BS (5:42) + 2x100/100 + Wynik: 1:27:04 (4:08) 18OPEN, 7 M20 UPAŁ, b. duszno, 30stopni, rzeźnia - Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć :P
22.08.2016 (PON) - WOLNE
23.08.2016 (WT) - WOLNE
24.08.2016 (ŚR) - 10KM BS (4:54, 69%?)
25.08.2016 (CZW) - 10,5KM BS (4:49, 71%) + Przebieżki: 5x20/45sec
26.08.2016 (PT) - 11KM BS (4:50, 71%)
27.08.2016 (SOB) - Puchar Maratonu Warszawskiego (23,6KM): 1KM BS (6:04) + 23,6KM Wynik: 1:42:47 (4:21, 84%), 4 OPEN - Założyłem sobie, że polecę do 165bpm i wyszło idealnie. Też było ze 30 stopni, ale przynajmniej był cień w lesie. Zacząłem jako około 20, a skończyłem jako 4, wyprzedzając na ostatnich dwóch kilometrach mocno przetrzepanego zawodnika.
28.08.2016 (NIEDZ) - 7,2KM BS (4:59, 68%)
29.08.2016 (PON) - WOLNE NOCKA
30.08.2016 (WT) - 10KM BS (5:07, 68%) NOCKA
31.08.2016 (ŚR) - 5,1KM BS (5:16, 69%) + MZB: 5x1min/1:15 + COOPER: 3445m (3:29, 175bpm/89%?) + 3KM BS (5:48)
Byłem dzisiaj na stadionie w celu zrobienia zabawy biegowej, a tu się okazało, że portal robi Test Coopera. Postanowiłem skorzystać i jakoś to wsadziłem w trening. To moja nowa życiówka w Cooperze. Poprawiłem się o całe 5 metrów. O ile dobrze pamiętam, to rok temu byłem dużo bardziej przetrzepany po biegu, a dziś coś szybko wróciłem do siebie, ale zdecydowanie brakowało tej mocy, tego szarpnięcia. I tak fajnie poszło.
SIERPIEŃ = 286KM
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
01.09.2016 (CZW) - RANO: 8KM BS (4:51), WIECZÓR: 8,3KM BS (4:58, 69%)
02.09.2016 (PT) - WOLNE
03.09.2016 (SOB) - 6KM BS (5:03) + Przebieżki: 5x20/45sec
04.09.2016 (NIEDZ) - Żyrardów w Biegu (10k): 2KM BS (5:10) + 2x100/100 + Wynik: 37:48 3 MSC OPEN, Ponad 30 stopni, skwar. Niebezpieczne warunki. Prawie zemdlałem w trakcie biegu. Myślałem, że tym razem będzie chłodniej i zdołam sprawdzić formę, a tu nic z tego. Minutę z tego wyniku jestem w stanie urwać, czyli jestem mniej więcej w formie z życiówki. Nie jest źle. Kiedyś był w tym biegu wyższy poziom, chyba nie chciało się nikomu przyjechać. Nie spodziewałem się takiego miejsca. W ogóle organizacja niby dobra, ale mnie akurat pechowo potraktowano. Raz, że mój plastikowy pucharek był bez etykiety (której do tej pory nie dosłali i już pewnie nie doślą ), to jeszcze pominięto mnie w kategorii wiekowej (dublowały się - tak, głupota, ale to nie ja pisałem regulamin), a ją wygrałem.
05.09.2016 (PON) - WOLNE
06.09.2016 (WT) - 12KM BS (4:58, 70%)
07.09.2016 (ŚR) - 14KM BS (4:54, 71%) + Przebieżki: 10x100/100
08.09.2016 (CZW) - 11KM BS (4:43, 74%)
09.09.2016 (PT) - 4KM BS (5:06, 70%) + 10KM CIĄG (4:00, 86%) + Przebieżki: 5x20/45sec
10.09.2016 (SOB) - WOLNE
11.09.2016 (NIEDZ) -25KM BS (5:00)
12.09.2016 (PON) - 12KM BS (4:57) + Przebieżki: 10x100/100
13.09.2016 (WT) - 4KM BS (5:24) + 8x500/300 (1:37~1:39) + 0,8KM BS (5:43)
14.09.2016 (ŚR) - WOLNE
Biegam sobie. Po cichu liczę na Bieg Niepodległości i może tam uda się coś ugryźć.
BTW, chciałbym Wam polecić książkę pt "Bądź sprawny jak Lampart". Niesamowicie przejrzysty tytuł. Jeżeli zakupicie sobie do tego twardy wałek i piłkę lacrosse, to wiele waszych problemów może zniknąć
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
15.09.2016 (CZW) - 19KM BS (5:00)
16.09.2016 (PT) - 10KM BS (4:58) + PG: 5:x200/200
17.09.2016 (SOB) - 3,6KM BS (4:51) + 8x200/200 (34~35) + 3,6KM BS (5:05)
18.09.2016 (NIEDZ) - 25KM BS (4:52)
19.09.2016 (PON) - 11,2KM BS (4:50) + Przebieżki: 10x100/100
20.09.2016 (WT) - 3,6KM BS (5:42) + 6x1000/600 (3:20, 3:22, 3:29, 3:27, 3:29, 3:24) + 0.8KM BS (6:11)
21.09.2016 (ŚR) - 14,1KM BS (4:55)
Przebiłem się przez 100km. Wyszło 107. Kuźwa, jak te wariaty latają po te blisko 200km w tygodniu to ja nie wiem. Wiecie co? Maraton biegnę I nie zamierzam luzować do startu, tzn dziś sobie odpocznę. Zrobim sobie eksperymenta i zaznam nowego doświadczenie. Te 3h powinienem chyba jakoś złamać Gdyby nie to, że pół roku szlajałem się szpitalach i lekarzach, to byłbym nawet gotowy na jakiś lepszy wynik, a tak cisnę po najniższej linii oporu.
Jakieś dwa miesiące temu kupiłem sobie buty. W założeniu miały być treningowe. Trafiły się akurat dość tanie, bo za 280zł, więc się zdecydowałem. Nic specjalnego w nich nie było, ot zwykły kapeć na piance - w tym wypadku ReVlite'cie. Na zdjęciu poniżej mają one około 800km i jestem z nich bardzo zadowolony. New Balance Vazee Rush. Dobry, tani but o niewielkiej wadze.
Tydzień temu natrafiłem w necie na tego samego buta, ale za 230zł. Pomyślałem sobie, że wezmę drugą parę na zapas. Na zdjęciu są one po pierwszym treningu na stadionie. Ten but w mojej ocenie nie jest strasznie dynamiczny (wszystko kwestia do czego porównujemy), a bardziej miękki, ale z racji wagi posłuży mi jako startówka na maraton. Będę miał świeżego buta i będzie mi może nieco bardziej komfortowo.
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
22.09.2016 (CZW) - WOLNE
23.09.2016 (PT) - 12KM BS (4:48) + WSK: 5x60m + Przebieżki: 5x100/100
24.09.2016 (SOB) - 5KM BS (4:58)
25.09.2016 - Maraton Warszawski
Śmieszny bieg. Coś nie udało mi się go traktować poważnie i ani przez moment nie czułem tego "chciejstwa" na wynik. Udało mi się na niego nawet zaspać, przez co śniadanie jadłem w drodze na start. Mam wrażenie, że to się bardzo odbiło na tym biegu. Sam fakt braku specjalnego luzowania przed biegiem jakoś szczególnie na mnie nie wpłynął.
Moim celem było złamać trzy godziny, a przy dobrych wiatrach zakręcić się wokół życiówki (2:57:46 z Katowic 2014). Leciałem cały dystans z kolegą. Wszystko szło pięknie, aż gdzieś od 7~8km zacząłem odczuwać kolki. Już myślałem, że to będzie dosyć smutny dzień i zejdę przed połową dystansu. Starałem się przeczekać sprawę i uciskać bardziej bolące miejsca. Po jakimś czasie kolki puściły, ale zacząłem narzekać na żołądek. Nie potrafię tego zbyt dobrze opisać, ale odczuwałem jakby wzrost ciśnienia w kichach i powolne, coraz to bardziej wzbierające chęci na zwymiotowanie. Takie rzeczy paraliżują, bo każdy bardziej szarpany ruch sprawia, że tylko bardziej narzekasz. Ja ogólnie nie nadaję się na ten dystans. Jestem osobą posiadającą na tyle delikatny żołądek, że nie jadam na trasie żadnych żeli, a to naraża mnie na silne spadki energetyczne w drugiej połowie dystansu. Po prostu nie mogę nic wrzucić na żołądek w trakcie wysiłku, bo kończy się to silnym parciem na wymioty, albo panicznym poszukiwaniu krzaka. Nawet z izotonikami mam problem. Jakiś tam wynik jednak da się od czasu do czasu nabiegać, choć staram się raczej unikać tego dystansu. I tak, z racji treningu i żołądka ten wynik nigdy nie współgra z wynikiem z np dyszki.
Wracając do samego biegu, to największe kryzysy zaczęły się pojawiać za 30km. To nawet nie była "ściana", a takie nieprzyjemne uczucie w bebechach. Łącznie trzy razy przechodziłem w marsz na wodopojach za 30km i pomagało mi to na tyle dużo, że po chwili wyciszenia potrafiłem się zebrać w sobie i lecieć dalej. Nie mówię tutaj, że bym nie spuchł gdzieś za tym 32km, bo raczej by tak było, ale konieczność przejścia w marsz jest już dla mnie pewną ujmą na honorze Z drugiej strony, gdyby nie ta możliwość przejścia w marsz, to tego konkretnego biegu bym chyba nie był w stanie ukończyć. Jak tak teraz patrzę, to przez samo przechodzenie w marsz straciłem do 2 minut, a tempo, które udawało mi się utrzymać po tych marszach było na poziomie 4:10~4:20, więc przyjmuję nieskromnie, że gdyby nie te bebechy, to byłoby całkiem fajnie, a już na pewno lepiej :P Po biegu nie byłem aż tak zrujnowany jak w Katowicach, nawet nie miałem tak silnych drgawek spowodowanych brakiem cukru (zawsze to mam po maratonach - konsekwencja braku jedzenia), więc to też chyba coś powinno mi mówić.
Chyba nie było źle. Muszę pamiętać, że swój trening wznowiłem w maju, kiedy to biegałem jedynie 5-cio kilometrowe odcinki, a w czerwcu dopiero zacząłem się wychylać ponad 10-cio kilometrowe rozbiegania. Był to mój najsłabszy objętościowo trening do maratonu w moim "świadomym" bieganiu, a mimo to, gdyby nie problemy z żołądkiem, to bardzo możliwe, że zbliżyłbym się do życiówki.
Ostatecznie udało się złamać trójkę rzutem na taśmę - było gorąco :D
2:59:48 Netto i około 135 miejsce OPEN, 25 w kat. wiekowej.
Do tego udało się nam zająć 3 miejsce w klasyfikacji drużynowej
Czas ugryźć dyszkę
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
17:24 na 5k
Edit: Jednak 17:22.
Edit: Jednak 17:22.
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
1:18:41
Do tego PB na 15k jako międzyczas (55:35)
Miło.
Do tego PB na 15k jako międzyczas (55:35)
Miło.
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
35:56 Netto na 10k
Długo trzeba było na to czekać.
Długo trzeba było na to czekać.
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
17:19 na 5km
Dwie i pół sekundy lepiej niż ostatnio.
Dwie i pół sekundy lepiej niż ostatnio.
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
Ależ się to forum zmieniło
Minęło w końcu wiele lat...
Być może by mi się przydało na tym etapie życia.
Minęło w końcu wiele lat...
Być może by mi się przydało na tym etapie życia.
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
Kiedyś tutaj pisałem...
Przeszedłem przez kilka stron. Jak tak wracam do tamtych czasów, to widzę zupełnie innego człowieka. Trochę cringe. Nawet bardzo.
Z perspektywy czasu stwierdzam, że kiedyś tak naprawdę nie miałem niczego poza bieganiem, więc siłą rzeczy starałem się na tym mocno skupiać. Jakoś tak wyszło, że się w to człowiek wkręcił. Strasznie mnie to budowało, że kiedyś gruby dzieciak, z którego się śmiano i jako ostatni "dobiegał" w szkole na sprawdzianach, robi - wtedy tak to określałem - "wielkie" rzeczy. Robiłem wrażenie na sobie samym. Bardzo to mnie wtedy podbudowywało mentalnie. Te całe masturbowanie się zdjęciami z biegów. Te takie oczekiwanie poklasku kompletnie nieznanych ludzi. Nie wiem czy to nie jest jakaś moja podprogowa toksyczność, ale jak tak patrzę na ludzi na instagramie i widzę takich 30-40 latków, którzy codziennie publikują prawie identyczne zdjęcie z takim samym uśmiechem i jakimś żałosnym flexem odnośnie wykonanego treningu, to mocno się hamuję aby im nie napisać, czy biegają dla siebie, dla poklasku czy dla leczenia kompleksów. Niektóre jednostki natomiast to są zdecydowanie chorobowe. Dorośli ludzie o tak mocno wy*ebanym ego i narcystycznej osobowości, że brak mi słów. Dostrzegam jak bardzo jest to sztuczne i jak wielką presję narzucają na siebie samych w longtermie. To ich z czasem będzie wyniszczać przez przyzwyczajenie siebie samych do jakichś zewnętrznych bodźców. A co jak im przestanie wychodzić? Złapią kontuzję, przejdą operację, nigdy nie powrócą do dawnej sprawności, złapią jeszcze inne kontuzje i podejmą wielokrotne nieudane próby powrotu.
Wydaje mi się, że ja nigdy biegania nie lubiłem. Co tu lubić? To była po prostu jedyna płaszczyzna do budowania własnej wartości jaką wtedy miałem. U faceta to ważne. Szczególnie u takiego, u którego życie zawsze podkreślało, że sufit to raczej jest nisko. Śmiesznie się ostatecznie złożyło, bo na pewno skończyłem dużo lepiej od większości tych, którzy czuli się ode mnie lepsi czy stawiali krzyżyk. Wiele tych osób by się za głowę złapało. Ten los się odwrócił mniej więcej w okresie ostatniego postu z 2017 roku. Miałem szczęście, ale też je wykorzystałem.
Po co tu jestem i po co ten post?
Nie wiem. Nie wiem też czy tu pozostanę.
Moje relacje z tym sportem są niesamowicie toksyczne. Chciałbym albo to rzucić, albo móc się w to znowu mocno zaangażować. Nie mogę jednak zrobić ani jednego, ani drugiego. Męczy mnie to i rzutuje na wszystko wokół. Próbowałem jakoś ten temat ugryźć od strony psychologicznej, ale nie jestem raczej do tego dobrym materiałem. To nie oddaje, a wręcz jeszcze bardziej wierci dziurę w głowie.
Wiem że pomimo problemów po pewnej operacji wciąż mógłbym biegać szybciej niż moje życiówki ze stopki. Fizyczność nie jest przeszkodą. Problemem jestem ja sam. Jak jeszcze biegałem <36min/10k to nie czułem wartości osiągniętych wyników. Zawsze patrzyłem na kolegów, którzy biegali równie długo co ja, a byli w stanie na siebie nakładać więcej treningu i ostatecznie biegali 33min/10k. Albo nagle wyskakiwał jakiś chłopaczek, potrenował 2lata i był lepszy ode mnie. Jeżeli wtedy nie czułem wartości swoich osiągnieć, to teraz jest po dziesięciokrotność gorzej.
Wracam po ponad półrocznej kontuzji, która tak naprawdę była 9letnim, nigdy nie wyleczonym i pogłębionym przez złe diagnozy i leczenie urazem. Z tego miejsca pozdrawiam Pana Marszałka z Poznania. Pamiętam pewien trening, kiedy mnie już naprawdę wbiło w ziemię. Zwykłe 10km rozbiegania. To był już taki szczytowy moment, kiedy nie wytrzymałem i się zatrzymałem i myślałem że się popłaczę. Dosłownie. Że już nie wytrzymam dłużej tego ciągłego dyskomfortu, z którym się męczę te 8-9lat. To nie był nigdy żaden paraliżujący ból, nic co by mnie jakoś doprowadzało do jęku, ale po prostu już psychicznie nie wytrzymałem. Za bardzo się to nawarstwiło. Wcześniej unikałem pewnych ruchów, biegało coraz krótsze dystanse, starałem się z tym żyć. Mnóstwa treningów nie wykonywałem, nie kończyłem przez to.
Aktualnie biegam systematycznie od nowego roku. Mam problem z przebijaniem 200km/miesiąc. Prawie każdy trening jest u mnie balansowaniem na cienkiej granicy odpuszczenia. Potrafię siedzieć ubranym na trening 6h, żeby ostatecznie go przełożyć. Mam problem ze snem przez lata pracy zmianowej. Mój zegar biologiczny każdego dnia przestawia się o 1h do przodu. W tym tygodniu znowu sypiam po 1-3h w nocy i 4h po pracy. Godzina pisania posta nie jest bez znaczenia. Jeszcze po prostu nie spałem, a rano mam do pracy. Na treningi wychodzę o 1~3 w nocy. Nie wiem czy jestem w stanie to jakoś wyprostować. Raczej nie szybko. Na pewno mam teraz ku temu warunki, bo dosłownie od miesiąca już nie zaznam nigdy takiego trybu pracy.
Chciałbym albo rzucić ten sport w cholerę i o nim zapomnieć, albo raz jeszcze zaznać satysfakcji z osiąganych wyników (jakie by one nie były).
Nie wiem jaki i czy w ogóle mam plan na pisanie tutaj.
Może to nawet ostatni post
Przeszedłem przez kilka stron. Jak tak wracam do tamtych czasów, to widzę zupełnie innego człowieka. Trochę cringe. Nawet bardzo.
Z perspektywy czasu stwierdzam, że kiedyś tak naprawdę nie miałem niczego poza bieganiem, więc siłą rzeczy starałem się na tym mocno skupiać. Jakoś tak wyszło, że się w to człowiek wkręcił. Strasznie mnie to budowało, że kiedyś gruby dzieciak, z którego się śmiano i jako ostatni "dobiegał" w szkole na sprawdzianach, robi - wtedy tak to określałem - "wielkie" rzeczy. Robiłem wrażenie na sobie samym. Bardzo to mnie wtedy podbudowywało mentalnie. Te całe masturbowanie się zdjęciami z biegów. Te takie oczekiwanie poklasku kompletnie nieznanych ludzi. Nie wiem czy to nie jest jakaś moja podprogowa toksyczność, ale jak tak patrzę na ludzi na instagramie i widzę takich 30-40 latków, którzy codziennie publikują prawie identyczne zdjęcie z takim samym uśmiechem i jakimś żałosnym flexem odnośnie wykonanego treningu, to mocno się hamuję aby im nie napisać, czy biegają dla siebie, dla poklasku czy dla leczenia kompleksów. Niektóre jednostki natomiast to są zdecydowanie chorobowe. Dorośli ludzie o tak mocno wy*ebanym ego i narcystycznej osobowości, że brak mi słów. Dostrzegam jak bardzo jest to sztuczne i jak wielką presję narzucają na siebie samych w longtermie. To ich z czasem będzie wyniszczać przez przyzwyczajenie siebie samych do jakichś zewnętrznych bodźców. A co jak im przestanie wychodzić? Złapią kontuzję, przejdą operację, nigdy nie powrócą do dawnej sprawności, złapią jeszcze inne kontuzje i podejmą wielokrotne nieudane próby powrotu.
Wydaje mi się, że ja nigdy biegania nie lubiłem. Co tu lubić? To była po prostu jedyna płaszczyzna do budowania własnej wartości jaką wtedy miałem. U faceta to ważne. Szczególnie u takiego, u którego życie zawsze podkreślało, że sufit to raczej jest nisko. Śmiesznie się ostatecznie złożyło, bo na pewno skończyłem dużo lepiej od większości tych, którzy czuli się ode mnie lepsi czy stawiali krzyżyk. Wiele tych osób by się za głowę złapało. Ten los się odwrócił mniej więcej w okresie ostatniego postu z 2017 roku. Miałem szczęście, ale też je wykorzystałem.
Po co tu jestem i po co ten post?
Nie wiem. Nie wiem też czy tu pozostanę.
Moje relacje z tym sportem są niesamowicie toksyczne. Chciałbym albo to rzucić, albo móc się w to znowu mocno zaangażować. Nie mogę jednak zrobić ani jednego, ani drugiego. Męczy mnie to i rzutuje na wszystko wokół. Próbowałem jakoś ten temat ugryźć od strony psychologicznej, ale nie jestem raczej do tego dobrym materiałem. To nie oddaje, a wręcz jeszcze bardziej wierci dziurę w głowie.
Wiem że pomimo problemów po pewnej operacji wciąż mógłbym biegać szybciej niż moje życiówki ze stopki. Fizyczność nie jest przeszkodą. Problemem jestem ja sam. Jak jeszcze biegałem <36min/10k to nie czułem wartości osiągniętych wyników. Zawsze patrzyłem na kolegów, którzy biegali równie długo co ja, a byli w stanie na siebie nakładać więcej treningu i ostatecznie biegali 33min/10k. Albo nagle wyskakiwał jakiś chłopaczek, potrenował 2lata i był lepszy ode mnie. Jeżeli wtedy nie czułem wartości swoich osiągnieć, to teraz jest po dziesięciokrotność gorzej.
Wracam po ponad półrocznej kontuzji, która tak naprawdę była 9letnim, nigdy nie wyleczonym i pogłębionym przez złe diagnozy i leczenie urazem. Z tego miejsca pozdrawiam Pana Marszałka z Poznania. Pamiętam pewien trening, kiedy mnie już naprawdę wbiło w ziemię. Zwykłe 10km rozbiegania. To był już taki szczytowy moment, kiedy nie wytrzymałem i się zatrzymałem i myślałem że się popłaczę. Dosłownie. Że już nie wytrzymam dłużej tego ciągłego dyskomfortu, z którym się męczę te 8-9lat. To nie był nigdy żaden paraliżujący ból, nic co by mnie jakoś doprowadzało do jęku, ale po prostu już psychicznie nie wytrzymałem. Za bardzo się to nawarstwiło. Wcześniej unikałem pewnych ruchów, biegało coraz krótsze dystanse, starałem się z tym żyć. Mnóstwa treningów nie wykonywałem, nie kończyłem przez to.
Aktualnie biegam systematycznie od nowego roku. Mam problem z przebijaniem 200km/miesiąc. Prawie każdy trening jest u mnie balansowaniem na cienkiej granicy odpuszczenia. Potrafię siedzieć ubranym na trening 6h, żeby ostatecznie go przełożyć. Mam problem ze snem przez lata pracy zmianowej. Mój zegar biologiczny każdego dnia przestawia się o 1h do przodu. W tym tygodniu znowu sypiam po 1-3h w nocy i 4h po pracy. Godzina pisania posta nie jest bez znaczenia. Jeszcze po prostu nie spałem, a rano mam do pracy. Na treningi wychodzę o 1~3 w nocy. Nie wiem czy jestem w stanie to jakoś wyprostować. Raczej nie szybko. Na pewno mam teraz ku temu warunki, bo dosłownie od miesiąca już nie zaznam nigdy takiego trybu pracy.
Chciałbym albo rzucić ten sport w cholerę i o nim zapomnieć, albo raz jeszcze zaznać satysfakcji z osiąganych wyników (jakie by one nie były).
Nie wiem jaki i czy w ogóle mam plan na pisanie tutaj.
Może to nawet ostatni post
Ostatnio zmieniony 20 cze 2023, 23:09 przez Sylw3g, łącznie zmieniany 1 raz.
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
No dobrze, spróbujmy. Najwyżej nie wyjdzie.
Od ostatniego postu minęło kilka miesięcy. Nic od tamtej pory się nie zmieniło. Myślę, że nastawienie też jest identyczne. Natomiast...
Przyszło mi brać udział w firmowej sztafecie z kolegami z pracy. Dowiedzieliśmy się o niej na około półtora miesiąca przed. Mam w pracy kolegę, który jest dość mocno zajarany tym sportem - wszyscy przez to przechodziliśmy/przechodzimy na pewnym etapie - i głupio by mi było odmówić udziału. A odmówić na tamten moment bym z chęcią chciał, bo wiedziałem, że wynik jaki tam osiągnę będzie mi potem ciążył na psychice przez X czasu.
Teraz tak, żeby może dać pewien kontekst. Ja aktualnie nie uznaję się, jako osobę trenującą. Tak też było przez czas przed dowiedzeniem się o starcie w tej sztafecie. Biegałem sobie bez ładu i składu, bez jakiegokolwiek celu i z takim przytłaczającym przeświadczeniem, że już nigdy nie uda mi się wrócić do dawnych wyników (bardziej przez nastawienie niż kwestie fizyczny, a przynajmniej wydaje mi się). Wychodziło z tego ze 4 jednostki w tygodniu, pozbawione jakichś akcentów i z może dwoma 20-sto minutowymi sesjami ćwiczeń. Do tego oczywiście z bardzo, bardzo słabym snem.
No i dochodzimy do momentu dowiedzenia się o tej sztafecie. Mam około półtora miesiąca. Troszkę podkręciłem wtedy te swoje perypetie. Wciąż były ze 4 jednostki, ale w nich mieściły się 20km wybiegania, których nie potrafiłem robić od ostatnich dwóch lat. Były jakieś lekkie polskie drugie zakresy w postaci np 5KM BS + 5KM BC2. Były leśne zabawy biegowe pokroju 5~8x2min/2min. I to wszystko. Objętość w peaku sięgała około 55km. Były też tygodnie gorsze, gdzie np coś mi wypadło. Nie potrafiłem tego traktować jakoś zbyt serio. Jakoś mnie to momentami wbijało w ziemie. Aha, bo też dobrze pokaże sytuację. Na kilka dni przed tą sztafetą byłem ciekaw gdzie ja właściwie jestem. Myślałem, że przy dobrych wiatrach mógłbym na tamten moment wykręcić coś około 40min. Momentami jednak treningi sugerowały mi, że to się raczej nie uda. Polazłem więc sobie na stadion i myślach ułożyłem sobie, że dużo mi powiedzą jakieś tysiące. One zawsze mi dużo mówiły na przestrzeni lat. Gdyby udało się ich zrobić 5, to byłoby nadspodziewanie dobrze. Pięciu powtórzeń nie dałem rady. Weszły 4, z czego już ten ostatni był trudny. Wyszło tego po 3:49, 3:51, 3:48, 3:47, na 500m przerwy w truchcie. Tak właśnie podejrzewałem, że zakręcę się w 3:50. Przykro mi było to biegać, nie ukrywam. Jakoś jednak to domknąłem, a wiem że gdybym się poddał po drugim powtórzeniu, to bym się wyłgał z tej sztafety.
Ostatecznie wg wyników pobiegłem w 39:24. Czyli średnio jakoś po 3:56. Warunki były dla mnie nienajlepsze. Akurat na mojej zmianie było pełne słońce. Poparzyłem sobie lekko twarz. Nie chce mi się teraz dokładnie sprawdzać, ale to była moja pierwsza dyszka od 2018 roku. To bardzo długa przerwa.
Jeżeli kogoś interesuje, to: Wynikowo poszło lepiej niż się spodziewałem, ale ja zawsze byłem osobą, której potencjał był wyższy na zawodach niż na treningu. Tempa zupełnie inne jak dawniej, ale charakterystyka pozostała.
No i teraz tak. Gdzieś bodajże w październiku jest taki bieg firmowy we Wrocławiu - http://runforit.pl/ Chciałbym spróbować wziąć w nim udział. Prawdopodobnie będzie reprezentacja z firmy. Wydaje mi się, że gdyby udało się jakoś rzetelniej potrenować do tego czasu i nie mieć zbyt wiele "dołów" przez ten okres, to wynik sub 39 jest przeze mnie do ugryzienia. Taki wynik dałby mi też poczucie, że "coś" biegam. Spróbuję. O ile nie wyobrażam sobie startowania solo (chyba jest mi zwyczajnie wstyd), tak taki wytrych w postaci pomocy firmie otwiera mi pewne możliwości.
Może moja obecność tutaj mi w tym pomoże. Nie wiem jeszcze jak miałbym tu pisać. Nie ukrywam, że chyba lepiej dla mnie by było, gdybym wrzucał tu każdy trening aniżeli robić tygodniowe podsumowania. Boję się, że gdyby robić tygodniówki, to w którymś momencie złapię gorszy okres i już tu nie wrócę. Częstsze posty bardziej by mi chyba pomagały. Natomiast nie będzie to też nic wyrafinowanego.
Dodatkowo wspomnę, że zeszły tydzień był dla mnie dość słaby. Coś sobie zepsułem mięśniowo w plecach i nie mogłem się zbytnio swobodnie ruszać - wymęczyłem około 3x10km biegu spokojnego jednak. Jest już nieco lepiej, ale bez wizyty u fizjo chyba się nie obejdzie.[/color]
Od ostatniego postu minęło kilka miesięcy. Nic od tamtej pory się nie zmieniło. Myślę, że nastawienie też jest identyczne. Natomiast...
Przyszło mi brać udział w firmowej sztafecie z kolegami z pracy. Dowiedzieliśmy się o niej na około półtora miesiąca przed. Mam w pracy kolegę, który jest dość mocno zajarany tym sportem - wszyscy przez to przechodziliśmy/przechodzimy na pewnym etapie - i głupio by mi było odmówić udziału. A odmówić na tamten moment bym z chęcią chciał, bo wiedziałem, że wynik jaki tam osiągnę będzie mi potem ciążył na psychice przez X czasu.
Teraz tak, żeby może dać pewien kontekst. Ja aktualnie nie uznaję się, jako osobę trenującą. Tak też było przez czas przed dowiedzeniem się o starcie w tej sztafecie. Biegałem sobie bez ładu i składu, bez jakiegokolwiek celu i z takim przytłaczającym przeświadczeniem, że już nigdy nie uda mi się wrócić do dawnych wyników (bardziej przez nastawienie niż kwestie fizyczny, a przynajmniej wydaje mi się). Wychodziło z tego ze 4 jednostki w tygodniu, pozbawione jakichś akcentów i z może dwoma 20-sto minutowymi sesjami ćwiczeń. Do tego oczywiście z bardzo, bardzo słabym snem.
No i dochodzimy do momentu dowiedzenia się o tej sztafecie. Mam około półtora miesiąca. Troszkę podkręciłem wtedy te swoje perypetie. Wciąż były ze 4 jednostki, ale w nich mieściły się 20km wybiegania, których nie potrafiłem robić od ostatnich dwóch lat. Były jakieś lekkie polskie drugie zakresy w postaci np 5KM BS + 5KM BC2. Były leśne zabawy biegowe pokroju 5~8x2min/2min. I to wszystko. Objętość w peaku sięgała około 55km. Były też tygodnie gorsze, gdzie np coś mi wypadło. Nie potrafiłem tego traktować jakoś zbyt serio. Jakoś mnie to momentami wbijało w ziemie. Aha, bo też dobrze pokaże sytuację. Na kilka dni przed tą sztafetą byłem ciekaw gdzie ja właściwie jestem. Myślałem, że przy dobrych wiatrach mógłbym na tamten moment wykręcić coś około 40min. Momentami jednak treningi sugerowały mi, że to się raczej nie uda. Polazłem więc sobie na stadion i myślach ułożyłem sobie, że dużo mi powiedzą jakieś tysiące. One zawsze mi dużo mówiły na przestrzeni lat. Gdyby udało się ich zrobić 5, to byłoby nadspodziewanie dobrze. Pięciu powtórzeń nie dałem rady. Weszły 4, z czego już ten ostatni był trudny. Wyszło tego po 3:49, 3:51, 3:48, 3:47, na 500m przerwy w truchcie. Tak właśnie podejrzewałem, że zakręcę się w 3:50. Przykro mi było to biegać, nie ukrywam. Jakoś jednak to domknąłem, a wiem że gdybym się poddał po drugim powtórzeniu, to bym się wyłgał z tej sztafety.
Ostatecznie wg wyników pobiegłem w 39:24. Czyli średnio jakoś po 3:56. Warunki były dla mnie nienajlepsze. Akurat na mojej zmianie było pełne słońce. Poparzyłem sobie lekko twarz. Nie chce mi się teraz dokładnie sprawdzać, ale to była moja pierwsza dyszka od 2018 roku. To bardzo długa przerwa.
Jeżeli kogoś interesuje, to: Wynikowo poszło lepiej niż się spodziewałem, ale ja zawsze byłem osobą, której potencjał był wyższy na zawodach niż na treningu. Tempa zupełnie inne jak dawniej, ale charakterystyka pozostała.
No i teraz tak. Gdzieś bodajże w październiku jest taki bieg firmowy we Wrocławiu - http://runforit.pl/ Chciałbym spróbować wziąć w nim udział. Prawdopodobnie będzie reprezentacja z firmy. Wydaje mi się, że gdyby udało się jakoś rzetelniej potrenować do tego czasu i nie mieć zbyt wiele "dołów" przez ten okres, to wynik sub 39 jest przeze mnie do ugryzienia. Taki wynik dałby mi też poczucie, że "coś" biegam. Spróbuję. O ile nie wyobrażam sobie startowania solo (chyba jest mi zwyczajnie wstyd), tak taki wytrych w postaci pomocy firmie otwiera mi pewne możliwości.
Może moja obecność tutaj mi w tym pomoże. Nie wiem jeszcze jak miałbym tu pisać. Nie ukrywam, że chyba lepiej dla mnie by było, gdybym wrzucał tu każdy trening aniżeli robić tygodniowe podsumowania. Boję się, że gdyby robić tygodniówki, to w którymś momencie złapię gorszy okres i już tu nie wrócę. Częstsze posty bardziej by mi chyba pomagały. Natomiast nie będzie to też nic wyrafinowanego.
Dodatkowo wspomnę, że zeszły tydzień był dla mnie dość słaby. Coś sobie zepsułem mięśniowo w plecach i nie mogłem się zbytnio swobodnie ruszać - wymęczyłem około 3x10km biegu spokojnego jednak. Jest już nieco lepiej, ale bez wizyty u fizjo chyba się nie obejdzie.[/color]
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 20 cze 2023, 23:09 przez Sylw3g, łącznie zmieniany 1 raz.
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
19.06.2023 (PON) - 20min ćwiczeń.
20.06.2023 (WT) - 10KM BS (4:48)
Trening pod b.dużą presją czasu i w upale. Leciałem 5k od Jeziora Czerniakowskiego i z powrotem. Zaraz potem szybkie ostudzenie w wodzie, przebranie się i jazda na spotkanie firmowe. Albo tak, albo wcale.
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
21.06.2023 (ŚR) - WOLNE: Dość intensywny dzień w pracy i poszedłem od razu spać. Obudziłem się już na tyle późno, że nie zebrałem się w sobie. Latałbym gdzieś o 2-giej.
22.06.2023 (CZW) - WOLNE + 20min Ćwiczeń: Identycznie jak w środę. Brak snu.
23.06.2023 (PT) - 14KM BS (5:01): Start jakoś po 01:00. Przyjemnie się biegło.
24.06.2023 (SOB) - 10,1KM BS (4:58) + 5min turystycznej żabki: Biegło się bardzo, bardzo ociężale. Chciałem jak najszybciej to skończyć.
25.06.2023 (NIEDZ) - 16KM BS (5:05) po lesie + 5min turystycznej żabki: Specjalnie poleciałem się zgubić, bo bałem się, że przedwcześnie wrócę. I tak by pewnie się stało.
Tydzień: 50km
Chciałem pisać po każdym treningu, ale ta środa i czwartek była beznadziejna i nie miałem o czym. To nie pierwszy raz, kiedy tak to się u mnie dzieje. Pojawia się piątek, koniec tygodnia, a ja mam 10km i jeden trening na blacie. Potem rzutem na taśmę staram się ratować tydzień. Nie miałem sił mentalnych na żaden akcent w tym tygodniu. Wiedziałem, że jeżeli w sobotę coś zrobię, to potem w niedzielę mogę mieć problem. To wszystko wyglądałoby inaczej, gdybym umiał się wysypiać w ciągu tygodnia.
- Sylw3g
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3666
- Rejestracja: 22 sty 2010, 23:47
- Życiówka na 10k: 35:56
- Życiówka w maratonie: 2:57:46
- Lokalizacja: Warszawa
26.06.2023 (PON) - "Aktywny wypoczynek" 30min pasywnego rowerka + 5min turystycznej żabki + 30min pasywnego rowerka
27.06.2023 (WT) - 10KM BS (4:59) + Przebieżki: 5x20s/50s
28.06.2023 (ŚR) - Rozgrzewka: 4KM BS (4:57) + ZB: 8x1min/1min + Schłodzenie: 1,4KM BS (4:59)
Uszkodziły mi się pliki z ZB i schłodzenia. Troszkę mnie to zirytowało, nie powiem. Widzę jedynie ich ogólne wartości (czas, dystans, średnią prędkość), a lapy są puste. Uszkodziły się one przy synchu. Zdarza się. Niestety jest to cena jaką czasami płacę za korzystanie ze starszych urządzeń. Nie lubię nowych zegarków, poszły one w zbyt lifestylową stronę. Jestem boomerem i ponad te wszystkie funkcje i "ładność" cenię sobie duży, prosty i kanciasty wyświetlacz. Nie noszę ich też na co dzień, więc jestem dość niszowym odbiorcą takich urządzeń. Żeby te nowe zegarki miały chociaż dokładniejszy ślad gpsu, ale nie mają - śmiem twierdzić że mogą nawet mieć gorszy przez mniejsze anteny (teoria podlana osobistymi doświadczeniami). W pewnym momencie tak bardzo zaczęły mnie frustrować te małe okrągłe wyświetlacze i boczne przyciski, że nie wytrzymałem i kupiłem kilka sztuk starych 910xt za 150~200zł sztuka. Jeden już zdążyłem zarżnąć po chyba dwóch latach. Zostały mi jeszcze dwa. Jeżeli kiedyś Garmin wypuści jeszcze jakiś kanciasty model (najlepiej oledowy), to sobie z chęcią go sobie zakupię.
Sprawdzałem tempa ZB bezpośrednio po jednostce i o ile pamiętam, to kręciły się one gdzieś wokół 3:2X~3:40, ale tak po prawdzie opieranie się o tempa na takich odcinkach czasowych nie ma sensu. Są za duże zakłamania prędkości przez pierwsze kilka sekund. Poza tym, czasami trafiały mi się jakieś zakręty czy wzniesienia. Ciężko mi się biegło. Mięśniowo nie jestem na nic przygotowany. No i jestem też niesamowicie ociężały i ta świadomość bardzo mi ryje banie podczas takich treningów.