Oczywiście! Dokładnie wtedy był mój debiut

Świetny opis, nie znałem. Komandosów też pamiętam. Deszcz, wiatr i zimno też

Ale ja takich "bólów porodowych" nie miałem. Tylko gdzieś w okolicach mostu Gdańskiego (czyli chyba ok. 32-33 km) zacząłem czuć jakiś dziwny, piekący ból w okolicy żołądka. Jako lekarz zacząłem się zastanawiać, czy nie jest to przypadkiem objaw zawału dolnej ściany serca

Ostatecznie wiadomo jakie jest klasyczne zakończenie maratonu

Ale pomyślałem, że przecież nie będę stawał żeby sprawdzić (niby jak?) póki mi się żadna inna krzywda nie dzieje, nie mam duszności, nie zasłabłem, ani nic. Lecę dalej, ale patrzę w dół na miejsce, gdzie mnie boli, a tam mokra, lodowata, nylonowa koszulka lekkoatletyczna przylepiona do klaty (wtedy były tylko takie, albo bawełniane, jeszcze gorsze), więc ją odkleiłem na chwilę i "zawał" minął

Jeśli chodzi o punkty odżywcze, to byłem lepiej przygotowany, na poszczególne punkty dałem swoje własne płyny o wzrastającej zawartości węglowodanów. Wtedy już odkryłem odżywki sportowe, żeli wprawdzie jeszcze nie znałem, ale byłem pod tym względem dobrze przygotowany. Pierwszy maraton to jest piękna sprawa! Egzamin na zaliczenie, nie na ocenę. Schody zaczynają się przy następnych startach, jak zaczyna się walka o poprawienie życiówki

A potem już tylko o uzyskanie podobnego wyniku jak jeszcze nie tak dawno temu

Ale to dopiero po 20 latach!