rocha pisze:Obserwuj zawodowców z takich dziedzin jak jazda konna, taniec, wspinaczka skałkowa. Nic nie stoi na przeszkodzie, by samemu te sporty pouprawiać i rozwijać świadomość własnego ciała.
Świadomość ciała - tak, ale z rozluźnieniem wspinaczka nie ma za wiele wspólnego. Albo się spinasz i napierasz, tzn. wspinasz, albo - odpadasz, wtedy to już na pewno jest się rozluźnionym

. Tak fajnie i swobodnie wygląda to tylko na zdjęciach, w praktyce wspinanie to koszmarne napięcie całego ciała, od czubków palców stóp po czubki palców rąk. Czasem odczuwalne w mięśniach jaszcze na drugi dzień po treningu czy wspinaniu w skałach. Jeśli się nie napniesz i nie ustabilizujesz ciała, nie utrzymasz pozycji i nie wygenerujesz ruchu, a o to przecież chodzi.
Na drugi dzień po mocnym wspinaniu biega mi się wyjątkowo słabo i sztywno. O swobodnych zbiegach w takim stanie w ogóle nie mowy.
No, ale wspinanie to przede wszystkim stan umysłu, i w tym kontekście jest tu rzeczywiście znacznie więcej miejsca na luz, niż w bieganiu ...

Mój brat tańczy i u niego ten taniec jednak lepiej przekłada się na ruch biegowy. W tańcu też jest napięcie i kontrola ciała, ale są też momenty rozluźnienia.
Ciekawe, jakby się zbiegało kręcąc oberki czy mazurki.
Gdy na mojej górce robi się głęboki stan błot, to nie ma innej rady, trzeba się rozluźnić i wygenerować wewnętrzną dynamikę. Sztywna masa jakoś szybciej się zapada ...