7.03.2017 Wtorek: Plan: podbiegi 8x200 m p. luźny zbieg / marsz
Wykonanie: 7,2 km w tym podbiegi 8x200 m od piątego powtórzenia marsz zamiast luźnego zbiegu

zaliczone
09.03.2017 Czwartek: Plan: rozbieganie 8 km, sprawność, P - 10x30''; p. 90'' Schłodzenie 5’
Wykonanie: dystans 9,92 km w tym P 10x30" schłodzenie 5' -zapomniałem o sprawności a przerwy robiłem krótsze bo zimno było
zaliczone
11.03.2017 Sobota: Plan: Interwał 8x400m 1:40-1:44 (z tempa 4:10-4:20) p 2'
Wykonanie: 8.09 km w tym2,1 km trucht na stadion, interwały 8x400m (średnie tempa:4:28/4:27/4:22/4:14/4:20/4:17/4:15/4:21) p ok 2', 2,24 km powrót do domu
zaliczone
Moje pierwsze interwały w życiu. Dystans ogólny spory bo na stadion mam ok 2 km z okładem. Same interwały trochę mnie sponiewierały ale nie jakoś dramatycznie. Pierwsze 3 ze średnim tempem wyższym niż zakładane z tego względu, że startowałem z miejsca. Ogólnie podczas okrążenia tempo było szybsze tylko ten start zaburzał statystykę więc kolejne robiłem z rozbiegu
 Ponadto po 5 miałem rozkminę czy to już 5 czy dopiero 4 okrążenia. Uznałem, że 5 ale na wszelki wypadek od tego momentu zapisywałem liczbę patykiem na ziemi
 Ponadto po 5 miałem rozkminę czy to już 5 czy dopiero 4 okrążenia. Uznałem, że 5 ale na wszelki wypadek od tego momentu zapisywałem liczbę patykiem na ziemi  
 05.03.2017 Niedziela: Plan: Rozbieganie - 15 km, sprawność, rozciąganie
Wykonanie: dystans 15,01 km
zaliczone
Co prawka bez sprawności ale nie za bardzo miałem chęci na dodatkowe ćwiczenia. Inna sprawa, że biegło się dosyć ciężko ale dałem radę. Na plus również poranna waga 91,2 km. Nadal w ryzach trzymam fast foody, słodycze i alkohol. Oby tak dalej. Od teraz z planem będzie trudniej bo więcej treningów z tempem startowym i interwałów.

 




 
  tylko w piątek miałem wilczy apetyt a w niedzielę wiadomo...To był ostatni tydzień dosyć intensywnego planu. Zostały do zrobienia dwa małe rozbiegania z przebieżkami i w niedzielę zaatakuję mój rekord z brodą na 10.
  tylko w piątek miałem wilczy apetyt a w niedzielę wiadomo...To był ostatni tydzień dosyć intensywnego planu. Zostały do zrobienia dwa małe rozbiegania z przebieżkami i w niedzielę zaatakuję mój rekord z brodą na 10. . No cóż wreszcie rozszerzenie trasy i robi się luźniej. Już wiem, że trzeba będzie nadrabiać te stracone sekundy. Teraz biegnę swoim tempem. Jest fajnie, w miarę luźno, marszobiegacze za plecami i słychać tylko charakterystyczne szuranie po asfalcie. Biegniemy Wałem Miedzyszyńskim, słoneczko świeci w twarz. Czuje się dobrze gratuluje sobie dobrej decyzji czyli pobiegnięcia w jednej warstwie (krótka koszulka i zdejmowane rękawki). Gratuluję organizatorom doboru trasy czyli ze słońcem w mordę i pierwszej części i nawrotką ze słońcem w plecy. Tymczasem 4 km skręt z Walu w lewo a ja nadal czuje się dobrze. Kolejny skręt w lewo czyli wracamy pod stadion. 5 km i patrzę na zegarek -23:50. Niestety mam 50 sekund spóźnienia. Mimo, że to będzie cięższy odcinek trasy to przydałoby się spiąć poślady i pobiec szybciej, żeby 10 tygodni planu i wyrzeczeń nie poszło się j***ć. No więc powoli zaczynam przyspieszać. Po 7 km wyprzedzam balony na 47:30 i cisnę dalej. Staram się trzymać tempo poniżej 4:30 i o dziwo udaje się. Znów Wał Miedzyszyński i już niedaleko. Widzę Poniatowszczaka i zaraz Błonia. Na ostatnim kilometrze , jakieś 500 m przed metą wyprzedzam zająca z balonem na 47:00. Ostatnia prosta i tylko siłą woli nie zwalniam. Wbiegam na metę i lapuję 46:35. Tak więc odrobiłem trochę w drugiej części ale nie tyle by złamać 46 minut. potem dostaję SMSa z czasem 46:39 a ostatecznie okazuje się, że 46:41. Nie będę się kłócił o te 6 sekund i nie se będzie 46:41. Po przebraniu idę obejrzeć finisz  maratończyków i po Arturze Kozłowskim opuszczam imprezę - kebab wzywa
 . No cóż wreszcie rozszerzenie trasy i robi się luźniej. Już wiem, że trzeba będzie nadrabiać te stracone sekundy. Teraz biegnę swoim tempem. Jest fajnie, w miarę luźno, marszobiegacze za plecami i słychać tylko charakterystyczne szuranie po asfalcie. Biegniemy Wałem Miedzyszyńskim, słoneczko świeci w twarz. Czuje się dobrze gratuluje sobie dobrej decyzji czyli pobiegnięcia w jednej warstwie (krótka koszulka i zdejmowane rękawki). Gratuluję organizatorom doboru trasy czyli ze słońcem w mordę i pierwszej części i nawrotką ze słońcem w plecy. Tymczasem 4 km skręt z Walu w lewo a ja nadal czuje się dobrze. Kolejny skręt w lewo czyli wracamy pod stadion. 5 km i patrzę na zegarek -23:50. Niestety mam 50 sekund spóźnienia. Mimo, że to będzie cięższy odcinek trasy to przydałoby się spiąć poślady i pobiec szybciej, żeby 10 tygodni planu i wyrzeczeń nie poszło się j***ć. No więc powoli zaczynam przyspieszać. Po 7 km wyprzedzam balony na 47:30 i cisnę dalej. Staram się trzymać tempo poniżej 4:30 i o dziwo udaje się. Znów Wał Miedzyszyński i już niedaleko. Widzę Poniatowszczaka i zaraz Błonia. Na ostatnim kilometrze , jakieś 500 m przed metą wyprzedzam zająca z balonem na 47:00. Ostatnia prosta i tylko siłą woli nie zwalniam. Wbiegam na metę i lapuję 46:35. Tak więc odrobiłem trochę w drugiej części ale nie tyle by złamać 46 minut. potem dostaję SMSa z czasem 46:39 a ostatecznie okazuje się, że 46:41. Nie będę się kłócił o te 6 sekund i nie se będzie 46:41. Po przebraniu idę obejrzeć finisz  maratończyków i po Arturze Kozłowskim opuszczam imprezę - kebab wzywa   
  ).
 ).