Biegam praktycznie regularnie od ponad roku (3 treningi w tygodniu, nie miałem większych przerw, kontuzji itd.). Przez ten czas wziąłem udział w dziesięciu biegach na 10 km oraz dwóch półmaratonach. Mam 26 lat i mam "lekką" nadwagę - ważę 83 kg. Obecnie trenuje z pulsometrem według planu Jurka Skarżyńskiego z jego najnowszej książki aby pokonać marcowy półmaraton w mniej niż 2 godziny. Moje obecne max tętno to 207 uderzeń (osiągnięte podczas ostatnich metrów biegów na 10 km - 11 listopada i w październiku - i ze 100% pewnością mogą napisać, że to jest faktycznie 100%, które z siebie wycisnę, w obu przypadkach dobiegałem praktycznie na ostatnim wdechu). Pierwszy zakres staram się biegać więc do max. 155 uderzeń i... w praktyce okazuje się, że bieganie z takim tętnem daje mi tempo ponad... 7 minut na 1 km. W zależności od trasy (nierówności), pogody itd. jest to nawet bliżej 8 min na 1 km. Wyprzedzając pytania: bieg w takim tempie jest dla mnie faktycznie tempem konwersacyjny, sprawia mi przyjemność ale... czy nie jest on za wolny? Trening gdzie mam pokonać 12 czy 13 km zajmuje mi praktycznie zawsze 1 h 45 min?? Moje obecne życiówki: 10 km - 51,34 (tempo 5:10-5:15), półmaraton 2,01 (tempo ok. 5:40-5:45). Pytanie z mojej strony jest następujące: czy faktycznie biegając zimę i wiosnę większość treningów w takim tempie (7-8 min na km) będę w stanie wiosną lub latem "przestawić" organizm na bieganie 10 km czy półmaratonie w szybszym tempie niż podczas dotychczasowych zawodów (wiadomo, że do poprawy wyników dąży każdy z nas). Z jednej strony dla mnie jest to ok bo (mam nadzieję), że zrzucę przy okazji trochę kilogramów ale... co z moimi wynikami wiosną i latem? Mimo wszystko zacisnąć zęby i czekać "bo efekty na pewno przyjdą" czy coś zmienić w swoim treningu?
P.S jesienią 2017 chciałbym spróbować sił w maratonie, gdy myślę o rozbieganiach ponad 30 km w pierwszym zakresie to... wiecie ile czasu to zajmie.
Z góry dzięki wszystkim bardziej doświadczonym biegaczom za pomoc
