Vein1975 pisze:Wszystko fajnie ale.... Nie dokońca podobają mi się tłumaczenia zawodnika. Naprawdę rozumiem podejście nie dobiegania maratonów komercyjnych biegnąć na kiepski wynik. Ale pretensje głownie dotyczyły igrzysk olimpijskich, a one niedokońca rządzą się komercyjnymi prawami. Na komercyjny maraton zawodnik jedzie albo zarobić bo jest super przygotowany, albo jest zaproszony dzięki temu super czasowi o którym mówi Szost i płacą mu za to organizatorzy. Igrzyska olimpijskie to jednak zupełnie inna bajka. Teraz nie mówię tylko o Szoście mówię o innych zawodowych sportowcach którzy mają takie podejście - nie idzie mi to odpuszczam. Na olimpiadzie nie reprezentuje tylko siebie. Skoro zszedł na olimpaidzie z trasy żeby nie "brudzić" sobie sportowego CV to dlaczego po pierwsze nie przygotował się lepiej (słuchałem tego co mówi i wiem że to co napisałem to duży skrót myślowy) a po drugie ktoś i to nie do końca jego sponsor zapłacił za to że on na te igrzyska pojechał i żeby mógł w nich brać udział. Skoro zrezygnował z tych powodów o których mówi to nie podoba mi się jego tłumaczenie.
Ale on zrezygnował dlatego, bo się bardzo kiepsko czuł, bo zaczął w dobrym jak na te warunki tempie ale nie był przygotowany na taką wilgotność i temperaturę. Pisałem już gdzieś, że te Igrzyska (tzn maraton) były nietypowy. O, tutaj: http://bieganie.pl/?show=1&cat=32&id=8961
Wiem, że może część kibiców by chciała żeby się chociaż doczołgał. No cóż, nie doczołgał się, tylko zszedł. Ale już za to dostał. Teraz po prostu wrócił do tego. Cztery lata wcześniej pobiegł bardzo fajnie, dziewiąte miejsce to było coś. Nie zawsze się udaje.
Lexios pisze:1g. na 10kg czyli w jego przypadku 6-7?
Zastanawiam sie ponieważ sam biore tylko 2 po treningu a kiedys brałem tak jak pisza na opakowaniu.
Czy mi się wydaje, czy ta uwaga o "zawodnikach z Polski, którzy nie są zapraszani na japońskie maratony pomimo tego, że udało im się wygrać maraton z czasem 2:11" - dotyczy Artura Kozłowskiego i jego zwycięstwa w tegorocznej edycji Orlen Maratonu?
Tak się składa, że na tym biegu Henryk Szost uplasował się za Arturem
No ale co z tego? Henryk nie jest zadowolony ze swojej dyspozycji w ostatnich startach, mówi przecież o tym. Tylko, że mówi też, że nawet zwycięstwo z czasem 2:11 nic nie daje, że on jest zaproszony do Fukuoki dzięki temu, że w ciągu ostatnich trzech lat pobiegł 2:08:55.
Po przemyśleniu stwierdzam że daleko Szostowi do profesjonalizmu jeśli chodzi o organizacje wokół swojej osoby. Widać że biedak jest właściwie sam. Mimo silnego sponsora nie ma wokół siebie silnego teamu, który by go wspierał. Dlatego w porównaniu z polskimi sportowcami odnoszącymi sukcesy słucha się go trochę jak bardzo mocnego amatora. Facet ma 34 lata a on a to szuka trenera, a to szuka właściwej diety. Brzmi to mało profesjonalnie. Przy takim stylu pracy to te jego wyniki to jest rzeczywiście ogromny sukces. Z czego wynika ten brak wsparcia dla niego. Ostatnio na Canal + był film z udziałem najwybitniejszych polskich sportowców ostatnich lat (bardzo dobry zresztą szczerze polecam). Z filmu wynika że za sukcesami poza talentem i ogromnym wysiłkiem samych zawodników kryje się doskonały, bardzo profesjonalnie zorganizowany team ludzi którzy pracowali równie ciężko na sukces samego sportowca. Po wywiadzie widać że zdecydowanie tego najbardziej brakuje Szostowi aby mógł w pełni skupić się na tym co robi. Szkoda bo widać po wynikach przy takiej organizacji ma olbrzymie możliwości.
Vein1975 pisze:Po przemyśleniu stwierdzam że daleko Szostowi do profesjonalizmu jeśli chodzi o organizacje wokół swojej osoby.
Gdyby nie istniał kontynent afrykański, to zgodziłbym się z tymi wnioskami w pełni. Zapewne wszyscy inni zawodnicy, a raczej na pewno Japońscy zawodnicy, mają daleko bardziej profesjonalne podejście do biegania, diety, suplementacji. Cieszą się wsparciem trenerskim, sponsorskim, medycznym, fizjoterapeutycznym. Na pewno są na topie z nowinkami w tym sporcie.
Mają wszystko oprócz prędkości.
No i tu jest właśnie problem, bo profesjonalizm, o którym myślimy, który chcemy krzewić, promować i rozwijać, nie daje większych szans w konfrontacji z amatorską mentalnością Kenijczyków i Etiopczyków. Można zwątpić we wszystkie zdobycze naukowe przyglądając się bezmyślności Kimmeto, balangom Kipsanga, brakowi myśli treningowej całej reszty.
W zasadzie można nawet przypuścić, że gdyby nie jakiś biały kretyn, który pokazał im strzykawkę, to nie potrzebowaliby żadnego dopingu, żeby prać dupy innym nacjom.
Dlaczego więc biorą doping? Żeby rywalizować ze sobą, no bo przecież nie z profesjonalistami...
Vein1975 pisze:Widać że biedak jest właściwie sam. Mimo silnego sponsora nie ma wokół siebie silnego teamu, który by go wspierał. Dlatego w porównaniu z polskimi sportowcami odnoszącymi sukcesy słucha się go trochę jak bardzo mocnego amatora.
Przychodzi mi na myśl porównanie (a właściwie: brak porównania) do Mai Włoszczowskiej. To są warunki do uprawiania wyczynowego sportu! Mechanik, fizjoterapeuta, trener, zespół mocnych zawodników obok, komory kriogeniczne, dieta, bogaty sponsor.
A nasi najlepsi maratończycy - w zasadzie sami walczą. Z tego co widuję na FB Marcina Chabowskiego - on ma podobnie :-/
Czarna Afryka bardzo obniżyła opłacalność biegania, dlatego nie ma tego całego sztabu. Co innego kolarstwo, narciarstwo, tam jest sztab ludzi bo te dyscypliny nie mają takiej konkurencji, tam się nikt nagle nie pojawia. A w bieganiu co chwila może pojawić się jakiś gość znikąd który robi to co zawodnik ze sztabem profesjonalistów.
Co do biegaczy w Kenii to Yacool masz rację ale i nie masz;). Wielokrotnie (nawet na forum) przy okazji obserwacji faktów staramy się wytłumaczyć je własnymi hipotezami i niejako w nieuprawniony z naukowego punktu widzenia sposób udowadniamy coś co niekoniecznie ma miejsce. Już podawałem przykład wpływu ilości spożycia lodów na śmiertelność wypadków samochodowych w USA. Zależność absolutnie ma miejsce, lecz po dogłębnym zbadaniu to pora roku (w zimie mniej je się lodów i więcej jest wypadków śmiertelnych) ma znaczenie a nie lody. W przypadku wspomnianych Kenijczyków fakt jest jeden. Na tą chwilę najszybszymi maratończykami na świecie są właśnie oni. Cała reszta stawianych prawie jako pewnik "dowodów" to tylko hipotezy mniej lub bardziej prawdopodobne. Co do magicznych genów Kenijczyków to nie wiem czy dzieci urodzone z Kenijskich rodziców np: w USA też mają takie predyspozycje biegowe? Jeśli chodziło by o te geny to takie dzieciaki ze względu na dostęp do właśnie: dietetyków, fizjoterapeutów czy trenerów i całej nauki powinny bić rdzennych zawodników w sposób przytłaczający. Jak zauważył Yacool, tak się nie dzieje. To fakt, ale interpretacja, że "cywilizowany rozwój" szkodzi to znowu hipoteza, nie pewnik i ze statystycznego punktu widzenia nieuprawnione dowodzenie na skróty. Można by na tej zasadzie postawić hipotezę (i przyjęć jako pewnik), że kenijscy biegacze biegają szybko, bo mają zaje....ste kenijskie sznurowadła. Więc IHMO fakt dominacji afrykańskich biegaczy długodystansowych wynika z wielu czynników. Każdy z nas podskórnie czuje, że pewnie geny, środowisko w jakim dorastają (obniżone ciśnienie parcialne tlenu, specyficzna dieta, temperatura itd) ma tu znaczenie. Jednak Szosta w Polsce mamy jednego i zawodników aspirujących do jego poziomu kilku. W Polsce można ponadto zostać prawnikiem, lekarzem, tynkarzem, stolarzem, celebrytą czy kim tam się chcę aby zapewnić sobie byt. W Kenii wybór jest znacznie mniejszy. Bieganie długodystansowe jest jedną z niewielu możliwości wyrwania się z biedy. Wyobraźmy sobie zatem (przepraszam Panie Henryku za bezpośrednie użycie w przykładzie), że mamy 5000 Szostów zdeterminowanych od dzieciństwa, żeby biegać na światowym poziomie. Z takiej puli znaczna część tylko dzięki systematyczności, uporowi i wzorcom obok dojdzie do wysokiego poziomu biegowego (powiedzmy 2:20), ale wystarczy, że 1% tej grupy wjedzie na poziom 2:15, a 0,1% na 2:05 i już mamy pięciu mistrzów olimpijskich. O tym kto osiągnie taki poziom decydują niuanse. Chociażby wrodzony czy wyuczony luz biegowy, niestety wspomniane przez Pana Henryka nadstawianie pośladka, dieta, a może i kenijskie zaje....ste sznurowadła.
Taki obraz rzeczy nie zaprzecza jednak temu, że wszystko co w Kenii dzieje się niejako od czapy i z przypadku ułożone w sposób bardziej zoptymalizowany dało by jeszcze bardziej wartościowe wyniki. Więc jeśli wysokość n.p.m. ma znaczenie dla treningu to wywiezienie zawodników 200m wyżej lub niżej może dało by lepsze rezultaty. Jeśli ubóstwo i związany z tym deficyt kaloryczny jest tu decydujący to może trochę większy lub mniejszy deficyt działał by lepiej. Pewnie każdy z dych czynników da się "podrasować" i poprzez to urwać kilka sekund w "maratońskim rekordzie świata". Wywołując Yacoola do tablicy uważam (ale to znowu IHMO), że owszem luz biegowy zostawia jakieś rezerwy, ale nie są one tak bezkresne jak uważa Yacool. Na tyle tysięcy biegaczy w czołówce znajdują się tylko ci którzy mają wzorzec biegowy na co najmniej bardzo dobrym poziomie. Co do wspomnianej poprzez Pana Henryka diety znowu IHMO uważam, że rezerwy są trochę większe. Głownie właśnie ze względu na kenijską biedę. O ile nad techniką biegów, strukturą treningów w Kenii pracuje się niejako naturalnie i wiele wariantów zostało sprawdzonych poprzez mnogość biegaczy na super poziomie, o tyle poprzez czynnik materialny dieta została praktycznie nietknięta. Już kiedyś wysunąłem hipotezę, że pierwszy zawodnik który złamie barierę 2:00 w maratonie zje podczas zawodów ponad 1000kcal. Wtedy to było mocno kontrowersyjne, bo głosy, że twardziele biegają maraton bez żeli, a nawet wymiotują po drodze ten co zjedli tydzień wcześniej były powszechne. Z biegiem czasu chyba coraz bardziej dociera do nas poprawność tego założenia, a nawet pytanie czy 1000kcal wystarczy... Dotarło też jak widać do zawodowego długodystansowego sportu, że głodzenie w treningu jest tylko formą utrudnienia regeneracji potreningowej i utrudnienia wysiłku treningowego i o ile nie mamy tego na celu to nie należy tego robić. Pewnie jednak jeszcze długo spora rzesza biegaczy będzie wychodzić na mocne jednostki na głodniaka.
A tak na koniec moich przemyśleń obserwując sport zawodowy uważam, że na bieżący moment o złamaniu 2:00 zadecyduje bardziej "przychylność" WADA dla rozgłosu dyscypliny i przyzwolenie na eksperyment pośladkowy niż optymalizacja suplementacji śródwysiłkowej.
pawelvod pisze: Wywołując Yacoola do tablicy uważam (ale to znowu IHMO), że owszem luz biegowy zostawia jakieś rezerwy, ale nie są one tak bezkresne jak uważa Yacool. Na tyle tysięcy biegaczy w czołówce znajdują się tylko ci którzy mają wzorzec biegowy na co najmniej bardzo dobrym poziomie.
Profesjonalizm w bieganiu, to nie tylko to co większość ma na myśli. Kompletnie leży biomechanika, o czym świadczy choćby absurdalna literatura tematu. Na dzień dzisiejszy jest kilku biegaczy, którzy biegają technicznie blisko tego o czym piszę. Lecz jest to ich bieganie naturalne, którego nikt nie uformował. Usystematyzowanie tego i opracowanie metod treningu funkcjonalnego będzie próbą takiej profesjonalizacji i da podstawy do realnego myślenia o sub 2.
pawelvod pisze:na bieżący moment o złamaniu 2:00 zadecyduje bardziej "przychylność" WADA dla rozgłosu dyscypliny i przyzwolenie na eksperyment pośladkowy niż optymalizacja suplementacji śródwysiłkowej.
Eksperyment pośladkowy, to dobre określenie tego czym aktualnie się zajmuję i nie ma nic wspólnego z klasycznym dopingiem. To raczej doping biomechaniczny.
A tu Yacool poruszyłeś ciekawy temat. Bo zastanawiam się kiedy i czy w ogóle pojawią się regulacje odnośnie "eksperymentu pośladkowego" w znaczeniu biomechanicznym. Byty w technologii "boostopodobnej" to już jakaś forma takiego wspomagania. Jeszcze bardziej wyrazisty jest taping. Jeśli zależy nam na wzmocnieniu achillesa czy pośladka, wystarczy przecież kawał sprężystej taśmy na skórę i zwiększamy sprężystość danego stawu. Jest to już najprostsza forma egzoszkieletu. Jak dozwolone są taśmy (a nie zabronione przecież) to dlaczego zabronić kevlarowej sprężyny oko-pięta czy jak tam kto sobie wymyśli. W sportach siłowych już teraz używa się specjalnych usztywniaczy stawów które pozwalają zwiększyć osiągany wynik o kilkadziesiąt procent nawet. Taki "wyciskacz na klatę" nie potrafi nawet zgiąć łokcia w pełnym zakresie gdy nie pomaga mu w tym ciężar sztangi. Trochę to sztuczne, ale przy poszukiwaniach biomechanicznych może dojdziemy do butów zaczynających się na łopatkach zwiększających sprężystość wszystkich prostowników. Tak jak Yacool napisałeś. Ignorancja w temacie biomechaniki jest olbrzymia. Pewnie dlatego, że bieganie każdy postrzega jako naturalną formę ruchu człowieka. Mamy super komputer w głowie programowany tysiącami lat ewolucji i znalezienie zupełnie nowej formy biegowej (nie wiem... na czterech kończynach, bokiem czy co) oznaczało by, że ewolucjia i dobór naturalny w przypadku człowieka nie działał. Oczywistym jest, że trzeba to badać i na pewno da się zoptymalizować. Uważam jednak, że najlepsi mają tu niewielkie rezerwy bo są najlepsi. Natomiast ja czy cała rzesza ludzi biegających minutę/km wolniej od najlepszych zdecydowanie odniesie korzyści z korekcji "niedorozwoju biegowego". Uważam, że jakbyś wziął w obroty ludzi biegających maraton w okolicy 3h to po nauce biegania część z nich (ta najbardziej ruchowo niedorozwinięta) prawie że skokowo zaczęła by biegać a i po 2:50. Odnoście żywienia mam natomiast odwrotne przemyślenia. To co się je w trakcie przygotowań do bicia 2:50 ma prawie żadne znaczenie jeśli nie jest to totalny śmietnik. Natomiast u osoby przygotowującej się do łamania 2:00 każdy słabszy czy pominięty trening w ciągu BPS może mieć diametralne znaczenie. Zoptymalizowanie regeneracji i wciśnięcie dodatkowego akcentu może być tu kluczowe. Zresztą sama wypowiedź Henryka który biegał na światowym poziomie będąc ignorantem dietetycznym pokazuje jak są tu duże rezerwy. Natomiast sama suplementacja śródwysiłkowa będzie równie ważna u amatorów i zawodowców. Tutaj i Lamborgini i FSO polonez bez paliwa nie pojadą. I znowu ameryki w tym nie ma, ale dostarczanie kalorii na treningu trzeba ćwiczyć o czym fajnie mówi Henryk na filmie.
Zwiększenie sztywności sprężyny odbywa się poprzez skoordynowanie zadziałania wszystkich stawów. Na razie egzoszkielety są na etapie zbajerowanych protez dla sparaliżowanych. Nie w kevlarze szukam inspiracji lecz raczej w świecie zwierząt. Zmienię zdanie jeśli jakiś następca Pistoriusa poleci 40 sekund na koło.
------------------
edit:
Mamy super komputer w głowie programowany tysiącami lat ewolucji i znalezienie zupełnie nowej formy biegowej (nie wiem... na czterech kończynach, bokiem czy co) oznaczało by, że ewolucjia i dobór naturalny w przypadku człowieka nie działał. Oczywistym jest, że trzeba to badać i na pewno da się zoptymalizować.
Problem tkwi nie w niedziałającej ewolucji tylko w rozbudowanym softwerze, który uniezależnia od ewolucji i wyznacza sobie własne priorytety rozwoju. Na marginesie: stąd też jakieś powroty, czy tęsknoty do naturalnego biegania to anachronizm.
Mnie najbardziej zszokował temat żeli co 5 km, chyba bym pawia puscil ja stosowałem ostatnio 3(15,25,35) i biegło sie super rok prędzej 5 w tym jeden przed czułem się fatalnie na sama mysl o ostatnim robilo mi sie nie dobrze ;D
Lexios pisze:Mnie najbardziej zszokował temat żeli co 5 km, chyba bym pawia puscil ja stosowałem ostatnio 3(15,25,35) i biegło sie super rok prędzej 5 w tym jeden przed czułem się fatalnie na sama mysl o ostatnim robilo mi sie nie dobrze ;D
yacool pisze:Zwiększenie sztywności sprężyny odbywa się poprzez skoordynowanie zadziałania wszystkich stawów. Na razie egzoszkielety są na etapie zbajerowanych protez dla sparaliżowanych. Nie w kevlarze szukam inspiracji lecz raczej w świecie zwierząt. Zmienię zdanie jeśli jakiś następca Pistoriusa poleci 40 sekund na koło.
No tak to może nie poleci bo za wolno się rozpędza. Ale jak się już rozpędzi... to 1:30 na dwa koła jest możliwe.