prasówka
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 309
- Rejestracja: 19 cze 2001, 18:05
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: UE
http://www.sports.pl/gazeta/iso/lekkoatletyka_1.htm
Przegląd Sportowy (przy wywiadzie dodatkowo zdjęcie)
Żona męża czy mąż żony?
BIEG maratoński bywa również czasami wkurzający. Przekonała się o tym m. in. nasza najlepsza maratonka, Małgorzata Sobańska. Otóż podczas październikowego biegu w Chicago, organizatorzy płacili za czas poniżej 2:26:00 aż 15 tysięcy dolarów. Polce zabrakło na mecie ledwie ośmiu sekund (mimo że ustanowiła rekord życiowy) i tym samym zainkasowała 5 tysięcy "zielonych" mniej (za czas poniżej 2:28:00).
Przez kilka ostatnich lat wokół polskich maratończyków nagromadziło się wiele kontrowersji. Nieporozumienia na linii zawodnicy - lekkoatletyczna centrala (czytaj PZLA) sprawiły, że od dawna już w ogóle nie liczymy się na największych imprezach rangi mistrzowskiej. Mało tego - najczęściej nas tam zwyczajnie nie ma.
Ostatnio pojawiły się jednak sygnały, że sytuacja może ulec poprawie. Otóż za kadrę maratończyków ma być odpowiedzialny Piotr Mańkowski, na co dzień mąż pani Małgorzaty Sobańskiej.
- Podobno mam się zająć naszymi najlepszymi zawodnikami - wyjaśnia znany szkoleniowiec. - Większość zawodników nie ma trenerów. Najpierw muszę wyjaśnić, którzy lekkoatleci deklarują chęć współpracy. W przyszłym roku czekają nas bowiem mistrzostwa Europy.
W dziesięcioletniej karierze maratońskiej, Sobańska tylko dwukrotnie wystąpiła w imprezie rangi mistrzowskiej - w 1995 roku na mistrzostwach świata (Gteborg i 4. miejsce - 2:31:10, skrócona trasa o 400 metrów) oraz rok później na igrzyskach olimpijskich w Atlancie (11. miejsce - 2:31.52).
- Dlaczego migała się pani przed startami w najważniejszych imprezach?
- Nigdy się nie migałam. Większość ludzi twierdzi, że maratończycy mają wielkie pieniądze. Owszem, ci najlepsi na świecie - pewnie tak. Ale średniaki muszą przecież inwestować w swoje przygotowania z zarobionych premii, które wcale nie są tak duże. Większość polskich maratończyków nie zarabia dużych pieniędzy.
- Jak układają się pani relacje z lekkoatletyczną centralą?
- Mam nadzieję, że trwające rozmowy zakończą się dla obu stron pozytywnie. Nie może być tak, że związek nie pomaga, tłumacząc się, że maratończycy dadzą sobie radę sami. Taki Korzeniowski cały czas ma wsparcie finansowe. Dlaczego on ma, a my nie?
- Czy deklaruje pani chęć udziału w tej imprezie?
- Trudno dzisiaj jednoznacznie odpowiedzieć. Musimy się wraz z mężem zastanowić, czy nam się to zwyczajnie opłaci. Wygląda na to, że raczej tak.
- W tym roku pobiegła już pani w dwóch znanych maratonach.
- Zakładaliśmy, że w Chicago uzyskam lepszy czas niż w Bostonie. Myślałam o starcie w Nowym Jorku, ale się nie udało. W tym roku czuję się jednak trochę gorzej niż w ubiegłym, kiedy wygrałam w Kolonii i byłam czwarta w Tokio.
- Ile kilometrów biega pani rocznie?
- Nie przekraczam siedmiu tysięcy.
- Co pani sądzi o tegorocznych wyczynach Catheriny Ndereby i Naoko Takahashi, które uporały się z bajeczną granicą 2:20:00?
- Co do Japonki - nie byłam zdziwiona. Natomiast Kenijka sama chyba nie wierzyła, co się stało. Na mecie w Chicago była wielce zaskoczona.
- 18 listopada czeka panią start w Tokio.
- W Japonii startowałam już wielokrotnie - cztery razy w Tokio, raz w Osace, Nagoyi i Nagano. Organizatorzy nie płacą tam nagród za miejsca, tylko za udział. Dopiero teraz w Tokio pojawią się premie za miejsca. Rozmawiał
PAWEŁ WIŚNIEWSKI
KASA ZAROBIONA W TYM ROKU NA MARATONACH
40 000 $ za 2. miejsce w Bostonie
20 000 $ za 4. miejsce w Chicago
10 000 $ .za wynik poniżej 2:28:00 w Chicago
10 000 $ .za wynik poniżej 2:27:00 w Bostonie
Razem: 80 000 $
Przegląd Sportowy (przy wywiadzie dodatkowo zdjęcie)
Żona męża czy mąż żony?
BIEG maratoński bywa również czasami wkurzający. Przekonała się o tym m. in. nasza najlepsza maratonka, Małgorzata Sobańska. Otóż podczas październikowego biegu w Chicago, organizatorzy płacili za czas poniżej 2:26:00 aż 15 tysięcy dolarów. Polce zabrakło na mecie ledwie ośmiu sekund (mimo że ustanowiła rekord życiowy) i tym samym zainkasowała 5 tysięcy "zielonych" mniej (za czas poniżej 2:28:00).
Przez kilka ostatnich lat wokół polskich maratończyków nagromadziło się wiele kontrowersji. Nieporozumienia na linii zawodnicy - lekkoatletyczna centrala (czytaj PZLA) sprawiły, że od dawna już w ogóle nie liczymy się na największych imprezach rangi mistrzowskiej. Mało tego - najczęściej nas tam zwyczajnie nie ma.
Ostatnio pojawiły się jednak sygnały, że sytuacja może ulec poprawie. Otóż za kadrę maratończyków ma być odpowiedzialny Piotr Mańkowski, na co dzień mąż pani Małgorzaty Sobańskiej.
- Podobno mam się zająć naszymi najlepszymi zawodnikami - wyjaśnia znany szkoleniowiec. - Większość zawodników nie ma trenerów. Najpierw muszę wyjaśnić, którzy lekkoatleci deklarują chęć współpracy. W przyszłym roku czekają nas bowiem mistrzostwa Europy.
W dziesięcioletniej karierze maratońskiej, Sobańska tylko dwukrotnie wystąpiła w imprezie rangi mistrzowskiej - w 1995 roku na mistrzostwach świata (Gteborg i 4. miejsce - 2:31:10, skrócona trasa o 400 metrów) oraz rok później na igrzyskach olimpijskich w Atlancie (11. miejsce - 2:31.52).
- Dlaczego migała się pani przed startami w najważniejszych imprezach?
- Nigdy się nie migałam. Większość ludzi twierdzi, że maratończycy mają wielkie pieniądze. Owszem, ci najlepsi na świecie - pewnie tak. Ale średniaki muszą przecież inwestować w swoje przygotowania z zarobionych premii, które wcale nie są tak duże. Większość polskich maratończyków nie zarabia dużych pieniędzy.
- Jak układają się pani relacje z lekkoatletyczną centralą?
- Mam nadzieję, że trwające rozmowy zakończą się dla obu stron pozytywnie. Nie może być tak, że związek nie pomaga, tłumacząc się, że maratończycy dadzą sobie radę sami. Taki Korzeniowski cały czas ma wsparcie finansowe. Dlaczego on ma, a my nie?
- Czy deklaruje pani chęć udziału w tej imprezie?
- Trudno dzisiaj jednoznacznie odpowiedzieć. Musimy się wraz z mężem zastanowić, czy nam się to zwyczajnie opłaci. Wygląda na to, że raczej tak.
- W tym roku pobiegła już pani w dwóch znanych maratonach.
- Zakładaliśmy, że w Chicago uzyskam lepszy czas niż w Bostonie. Myślałam o starcie w Nowym Jorku, ale się nie udało. W tym roku czuję się jednak trochę gorzej niż w ubiegłym, kiedy wygrałam w Kolonii i byłam czwarta w Tokio.
- Ile kilometrów biega pani rocznie?
- Nie przekraczam siedmiu tysięcy.
- Co pani sądzi o tegorocznych wyczynach Catheriny Ndereby i Naoko Takahashi, które uporały się z bajeczną granicą 2:20:00?
- Co do Japonki - nie byłam zdziwiona. Natomiast Kenijka sama chyba nie wierzyła, co się stało. Na mecie w Chicago była wielce zaskoczona.
- 18 listopada czeka panią start w Tokio.
- W Japonii startowałam już wielokrotnie - cztery razy w Tokio, raz w Osace, Nagoyi i Nagano. Organizatorzy nie płacą tam nagród za miejsca, tylko za udział. Dopiero teraz w Tokio pojawią się premie za miejsca. Rozmawiał
PAWEŁ WIŚNIEWSKI
KASA ZAROBIONA W TYM ROKU NA MARATONACH
40 000 $ za 2. miejsce w Bostonie
20 000 $ za 4. miejsce w Chicago
10 000 $ .za wynik poniżej 2:28:00 w Chicago
10 000 $ .za wynik poniżej 2:27:00 w Bostonie
Razem: 80 000 $
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 309
- Rejestracja: 19 cze 2001, 18:05
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: UE
i jeszcze jeden artykuł: (też przegląd sportowy)
http://www.sports.pl/gazeta/iso/lekkoatletyka_3.htm
Jedno ich wydało plemię
Chociaż biegacze Kenii masowo biorą udział w igrzyskach olimpijskich od 1964 roku, to jednak świat zapamiętał ich inaugurację wielkiego pasma sukcesów w 1968 roku w Meksyku, gdzie przede wszystkim pokazał się legendarny Kipchoge Keino. Od tamtego momentu Kenijczycy, a w ślad za nimi również Kenijki, pokazują się na różnych zawodach pod wszystkimi szerokościami geograficznymi i majoryzują listy triumfatorów. Skąd się bierze ich kolosalna przewaga?
Z CAłĂ PEWNOśCIĂ naturalnym sprzymierzeńcem Kenijczyków jest położenie geograficzne ich kraju. Tamtejszy płaskowyż tworzy klimat, który powoduje, iż wszyscy mieszkańcy królestwa słoni pozostają jakby od kolebki na jednym wielkim zgrupowaniu wysokogórskim, co jest korzystne dla dotlenienia krwi. Co Europejczycy uzyskują poprzez wyjazdy za ciężkie pieniądze, Kenijczycy mają na miejscu za darmo. Okazuje się jednak, iż nie samo położenie geograficzne decyduje o talencie do biegania. John Manners z Mountclair (New Jersey) odkrył, że tak naprawdę genetycznie uzdolnionymi biegaczami są jedynie mężczyźni z plemienia Kalenjin. Przeprowadzona przez Mannersa analiza etnograficzna wykazała niezbicie jak ogromna jest przewaga Kalenjinów, jeśli chodzi o sukcesy sportowe.
Trzy miliony talentów
Manners opublikował wyniki swoich badań w 1997 roku, ale trzy lata później jego wnioski pozostają nadal aktualne. Otóż plemię Kalenjin to tylko 3 mln osób, czyli około 10 procent całej ludności Kenii, ale właśnie ten odłam jest perłą w dziedzinie biegów długodystansowych, bowiem Kalenjinowie zdobyli dotychczas 75 procent trofeów, jakie w ogóle dostały się Kenijczykom! Dotychczas najwięcej mówiło się o szczepach Kikuyu i Nandi - wszak z tego ostatniego pochodzi trzykrotny mistrz i absolutny rekordzista świata w biegu na 800 m, Wilson Kipketer. W rzeczywistości na trasach biegowych dominuje - jak widać - inna grupa Kenijczyków.
W minionej dekadzie łupem Kalenjinów padło aż 40 procent męskich honorów biegowych w skali międzynarodowej, mimo że reprezentantom Kenii mocno weszli w paradę Etiopczycy oraz Arabowie z biegaczami Maroka i Algierii na czele. Manners dlatego analizuje tylko współzawodnictwo mężczyzn, bowiem kenijskie kobiety, a właściwie kobiety afrykańskie w ogóle wciąż są tylko małym dodatkiem do męskich wyczynów, ograniczone tradycyjną obyczajowością.
Nie tylko męska płeć
I niewiele tu zmienia to, że w ostatnich latach wyrosła wreszcie w Kenii pierwsza wielka gwiazda biegów długodystansowych, Tegla Loroupe, a w ślad za nią podążają kolejne zawodniczki, jak choćby rewelacyjna zwyciężczyni ostatniego Maratonu Nowojorskiego, Margaret Okayo.
Najbardziej masowy udział Kenijczyków obserwuje się w biegach ulicznych, a jeśli chodzi o imprezy pod egidą IAAF, to przede wszystkim w mistrzostwach świata w biegach na przełaj.
Vis maior...
I właśnie w tej imprezie, nazywanej nieoficjalnie międzynarodowymi mistrzostwami Kenii, dopuszczającej aż dziewięciu reprezentantów tego samego kraju w jednej konkurencji, przewaga Kalenjinów jest wprost miażdżąca. W 1997 Kalenjinowie uplasowali się na mistrzostwach świata w Turynie aż w liczbie czterech w pierwszej siódemce na mecie. Od 1986 roku, to znaczy od momentu, gdy Kenia zaczęła bardzo mocno obsadzać mistrzostwa cross country i zdominowała podium zwycięzców, korpus punktujących Kenijczyków składa się w trzech czwartych z Kalenjinów. Od 1986 panowie K. zdobyli 50 proc. medali w tym marcowym czempionacie.
W biegach ulicznych, pomijając maraton, najlepsze wyniki światowe należą do Kalenjinów aż na pięciu spośród ośmiu dystansów. A w maratonie wyniki na poziomie 2:07 są również ich udziałem. Prestiżowy Maraton Bostoński wygrali oni w okresie 1988-1998 aż cztery razy. Kiedy w 1996 rozegrano ten maraton po raz setny, w pierwszej ósemce znalazło się pięciu panów z niezrównanego plemienia, a w pierwszej osiemnastce aż dwunastu!
Zaskakująca statystyka
Na bieżni to plemię radzi sobie równie dobrze. W okresie 1964-1996, jak obliczył Manners, podział olimpijskich medali w męskich biegach długodystansowych (800 - 10 000 m) przedstawiał się następująco:
1. Kenijczycy Kalenjinowie 26 (w tym 8 złotych)
2. USA 10
3. W. Brytania 8
4. Kenijczycy nie-Kalenjinowie 7
5. Maroko 7
6. Niemcy 6
7. Etiopia 5
8. Finlandia 4
Tylko w pierwszych pięciu lekkoatletycznych mistrzostwach świata wręczono Kalenjinom 17 medali, w tym 9 złotych, podczas gdy reszcie Kenijczyków dostało się tylko pięć (w tym 3 złote), a Marokańczykom - odpowiednio siedem i jeden. W momencie sporządzania swojej statystyki Manners wykazał, iż w dziesiątkach najlepszych biegaczy w historii jest: 2 Kalenjinów na 800 m, 3 na 5000 m, 5 na 10000 m i 9 na 3000 m z przeszkodami! Na tym ostatnim dystansie w 1995 i 1996 w najlepszych dziesiątkach światowych było po 9 zawodników z tego niezrównanego plemienia.
Dlaczego nie Nepal
Kalenjinowie zamieszkują obszar położony na wysokości 2000 m n.p.m. Ale tak samo w rozrzedzonym powietrzu mieszkają inni Kenijczycy, a także obywatele Lesotho, Peru, Nepalu - i albo w dziedzinie biegów wytrzymałościowych nic z tego nie wynika, albo nie tak wiele, jak w wypadku omawianego tu genialnego plemienia. Mieszkając w pobliżu równika szczep ten znajduje idealne warunki klimatyczne: ciepłe dni, chłodne noce, niską wilgotność. Na dodatek, w porównaniu z innymi rejonami Kenii, na terytorium Kalenjinów nie ma głodujących ludzi.
Pozostają Kalenjinowie na swoim terytorium od stuleci, a ich męska część zajęta jest wciąż polowaniem, co wiąże się z koniecznością nieustannych podbiegów. Wytworzyło to korzystny syndrom genetyczny, tym łatwiejszy do dziedziczenia, że małżeństwa w obrębie bliskiej rodziny są codziennością w życiu tego pasterskiego plemienia. Co ciekawe, podobieństwo językowe i fizyczne wskazuje, że Kalenjinowie są spokrewnieni z paroma plemionami w innych krajach: Oromo w Etiopii, Iraqw i Barabag w Tanzanii oraz Tutsi w Burundi. Wszystkie te szczepy wydają wysokich, szczupłych i gibkich mężczyzn, nic więc dziwnego, że po tytuł mistrza olimpijskiego (5000 m) sięgnął w Atlancie reprezentant Burundi, potem pupil polskiego trenera Sławomira Nowaka - Venuste Nyongabo, a kilku jego rodaków osiąga także wielkie sukcesy. Tanzania od dawna chlubi się wspaniałymi biegaczami, żeby wspomnieć tylko byłego mistrza 1500 m i 3000 m z przeszkodami, Philberta Bayi i maratończyka Jumę Ikangaa.
Złodziejski szczep...
Innym czynnikiem, który wytworzył korzystny syndrom genetyczny u Kalenjinów, jest ich starodawny zwyczaj podbierania i uprowadzania bydła bliższym lub nawet bardzo dalekim sąsiadom. Zdarza się, że porywacze wybierają się po łup nawet 100 mil od domu. Im szybszy w biegu i wytrzymalszy taki...złodziej, tym bardziej ceniony. W domu i w sporcie.
Szwedzki fizjolog, Bengt Saltin, zbadał w 1990 kilkudziesięciu Kalenjinów i stwierdził, że mają oni specyficzne włókna mięśniowe i szczególną zdolność budowania wytrzymałości. Dlatego wiemy, co naprawdę leży u podłoża biegowych sukcesów w obrębie Kenii.
Opracował PETRO
http://www.sports.pl/gazeta/iso/lekkoatletyka_3.htm
Jedno ich wydało plemię
Chociaż biegacze Kenii masowo biorą udział w igrzyskach olimpijskich od 1964 roku, to jednak świat zapamiętał ich inaugurację wielkiego pasma sukcesów w 1968 roku w Meksyku, gdzie przede wszystkim pokazał się legendarny Kipchoge Keino. Od tamtego momentu Kenijczycy, a w ślad za nimi również Kenijki, pokazują się na różnych zawodach pod wszystkimi szerokościami geograficznymi i majoryzują listy triumfatorów. Skąd się bierze ich kolosalna przewaga?
Z CAłĂ PEWNOśCIĂ naturalnym sprzymierzeńcem Kenijczyków jest położenie geograficzne ich kraju. Tamtejszy płaskowyż tworzy klimat, który powoduje, iż wszyscy mieszkańcy królestwa słoni pozostają jakby od kolebki na jednym wielkim zgrupowaniu wysokogórskim, co jest korzystne dla dotlenienia krwi. Co Europejczycy uzyskują poprzez wyjazdy za ciężkie pieniądze, Kenijczycy mają na miejscu za darmo. Okazuje się jednak, iż nie samo położenie geograficzne decyduje o talencie do biegania. John Manners z Mountclair (New Jersey) odkrył, że tak naprawdę genetycznie uzdolnionymi biegaczami są jedynie mężczyźni z plemienia Kalenjin. Przeprowadzona przez Mannersa analiza etnograficzna wykazała niezbicie jak ogromna jest przewaga Kalenjinów, jeśli chodzi o sukcesy sportowe.
Trzy miliony talentów
Manners opublikował wyniki swoich badań w 1997 roku, ale trzy lata później jego wnioski pozostają nadal aktualne. Otóż plemię Kalenjin to tylko 3 mln osób, czyli około 10 procent całej ludności Kenii, ale właśnie ten odłam jest perłą w dziedzinie biegów długodystansowych, bowiem Kalenjinowie zdobyli dotychczas 75 procent trofeów, jakie w ogóle dostały się Kenijczykom! Dotychczas najwięcej mówiło się o szczepach Kikuyu i Nandi - wszak z tego ostatniego pochodzi trzykrotny mistrz i absolutny rekordzista świata w biegu na 800 m, Wilson Kipketer. W rzeczywistości na trasach biegowych dominuje - jak widać - inna grupa Kenijczyków.
W minionej dekadzie łupem Kalenjinów padło aż 40 procent męskich honorów biegowych w skali międzynarodowej, mimo że reprezentantom Kenii mocno weszli w paradę Etiopczycy oraz Arabowie z biegaczami Maroka i Algierii na czele. Manners dlatego analizuje tylko współzawodnictwo mężczyzn, bowiem kenijskie kobiety, a właściwie kobiety afrykańskie w ogóle wciąż są tylko małym dodatkiem do męskich wyczynów, ograniczone tradycyjną obyczajowością.
Nie tylko męska płeć
I niewiele tu zmienia to, że w ostatnich latach wyrosła wreszcie w Kenii pierwsza wielka gwiazda biegów długodystansowych, Tegla Loroupe, a w ślad za nią podążają kolejne zawodniczki, jak choćby rewelacyjna zwyciężczyni ostatniego Maratonu Nowojorskiego, Margaret Okayo.
Najbardziej masowy udział Kenijczyków obserwuje się w biegach ulicznych, a jeśli chodzi o imprezy pod egidą IAAF, to przede wszystkim w mistrzostwach świata w biegach na przełaj.
Vis maior...
I właśnie w tej imprezie, nazywanej nieoficjalnie międzynarodowymi mistrzostwami Kenii, dopuszczającej aż dziewięciu reprezentantów tego samego kraju w jednej konkurencji, przewaga Kalenjinów jest wprost miażdżąca. W 1997 Kalenjinowie uplasowali się na mistrzostwach świata w Turynie aż w liczbie czterech w pierwszej siódemce na mecie. Od 1986 roku, to znaczy od momentu, gdy Kenia zaczęła bardzo mocno obsadzać mistrzostwa cross country i zdominowała podium zwycięzców, korpus punktujących Kenijczyków składa się w trzech czwartych z Kalenjinów. Od 1986 panowie K. zdobyli 50 proc. medali w tym marcowym czempionacie.
W biegach ulicznych, pomijając maraton, najlepsze wyniki światowe należą do Kalenjinów aż na pięciu spośród ośmiu dystansów. A w maratonie wyniki na poziomie 2:07 są również ich udziałem. Prestiżowy Maraton Bostoński wygrali oni w okresie 1988-1998 aż cztery razy. Kiedy w 1996 rozegrano ten maraton po raz setny, w pierwszej ósemce znalazło się pięciu panów z niezrównanego plemienia, a w pierwszej osiemnastce aż dwunastu!
Zaskakująca statystyka
Na bieżni to plemię radzi sobie równie dobrze. W okresie 1964-1996, jak obliczył Manners, podział olimpijskich medali w męskich biegach długodystansowych (800 - 10 000 m) przedstawiał się następująco:
1. Kenijczycy Kalenjinowie 26 (w tym 8 złotych)
2. USA 10
3. W. Brytania 8
4. Kenijczycy nie-Kalenjinowie 7
5. Maroko 7
6. Niemcy 6
7. Etiopia 5
8. Finlandia 4
Tylko w pierwszych pięciu lekkoatletycznych mistrzostwach świata wręczono Kalenjinom 17 medali, w tym 9 złotych, podczas gdy reszcie Kenijczyków dostało się tylko pięć (w tym 3 złote), a Marokańczykom - odpowiednio siedem i jeden. W momencie sporządzania swojej statystyki Manners wykazał, iż w dziesiątkach najlepszych biegaczy w historii jest: 2 Kalenjinów na 800 m, 3 na 5000 m, 5 na 10000 m i 9 na 3000 m z przeszkodami! Na tym ostatnim dystansie w 1995 i 1996 w najlepszych dziesiątkach światowych było po 9 zawodników z tego niezrównanego plemienia.
Dlaczego nie Nepal
Kalenjinowie zamieszkują obszar położony na wysokości 2000 m n.p.m. Ale tak samo w rozrzedzonym powietrzu mieszkają inni Kenijczycy, a także obywatele Lesotho, Peru, Nepalu - i albo w dziedzinie biegów wytrzymałościowych nic z tego nie wynika, albo nie tak wiele, jak w wypadku omawianego tu genialnego plemienia. Mieszkając w pobliżu równika szczep ten znajduje idealne warunki klimatyczne: ciepłe dni, chłodne noce, niską wilgotność. Na dodatek, w porównaniu z innymi rejonami Kenii, na terytorium Kalenjinów nie ma głodujących ludzi.
Pozostają Kalenjinowie na swoim terytorium od stuleci, a ich męska część zajęta jest wciąż polowaniem, co wiąże się z koniecznością nieustannych podbiegów. Wytworzyło to korzystny syndrom genetyczny, tym łatwiejszy do dziedziczenia, że małżeństwa w obrębie bliskiej rodziny są codziennością w życiu tego pasterskiego plemienia. Co ciekawe, podobieństwo językowe i fizyczne wskazuje, że Kalenjinowie są spokrewnieni z paroma plemionami w innych krajach: Oromo w Etiopii, Iraqw i Barabag w Tanzanii oraz Tutsi w Burundi. Wszystkie te szczepy wydają wysokich, szczupłych i gibkich mężczyzn, nic więc dziwnego, że po tytuł mistrza olimpijskiego (5000 m) sięgnął w Atlancie reprezentant Burundi, potem pupil polskiego trenera Sławomira Nowaka - Venuste Nyongabo, a kilku jego rodaków osiąga także wielkie sukcesy. Tanzania od dawna chlubi się wspaniałymi biegaczami, żeby wspomnieć tylko byłego mistrza 1500 m i 3000 m z przeszkodami, Philberta Bayi i maratończyka Jumę Ikangaa.
Złodziejski szczep...
Innym czynnikiem, który wytworzył korzystny syndrom genetyczny u Kalenjinów, jest ich starodawny zwyczaj podbierania i uprowadzania bydła bliższym lub nawet bardzo dalekim sąsiadom. Zdarza się, że porywacze wybierają się po łup nawet 100 mil od domu. Im szybszy w biegu i wytrzymalszy taki...złodziej, tym bardziej ceniony. W domu i w sporcie.
Szwedzki fizjolog, Bengt Saltin, zbadał w 1990 kilkudziesięciu Kalenjinów i stwierdził, że mają oni specyficzne włókna mięśniowe i szczególną zdolność budowania wytrzymałości. Dlatego wiemy, co naprawdę leży u podłoża biegowych sukcesów w obrębie Kenii.
Opracował PETRO
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3390
- Rejestracja: 19 cze 2001, 09:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa/Kabaty
To całkiem przyzwiote pieniądze. Choć jeśli wziąć pod uwagę, że to praca tylko na kilka lat, to większość i tak trzeba odkładać na czarną godzinę.
Zauważyłem też charakterystyczną cechę pani Sobańskiej - uważa się za gwiazdę porównywalną z wielokrotnymi złotymi medalistami olimpijskimi. Nieskromnie, oj nieskromnie.
Zauważyłem też charakterystyczną cechę pani Sobańskiej - uważa się za gwiazdę porównywalną z wielokrotnymi złotymi medalistami olimpijskimi. Nieskromnie, oj nieskromnie.
ENTRE.PL Team
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 593
- Rejestracja: 09 paź 2001, 10:12
Polecam artykuł w listopadowym BusinessWeek-u (polska edycja).
W dziale Sport i biznes Jacek Brzeski pisze o sponsoringu, także o imprezach masowych na przykładzie mBanku "Na Rynak Marsz" z Robertem Korzeniowskim.
Podobno wydaje się obecnie na tzw. promowanie marki sportem w Polsce ok.50-200mln rocznie, a w ostanich trzech latach liczba firm inwestujących w sponsoring sportowy podwoiła się.
Jacek
W dziale Sport i biznes Jacek Brzeski pisze o sponsoringu, także o imprezach masowych na przykładzie mBanku "Na Rynak Marsz" z Robertem Korzeniowskim.
Podobno wydaje się obecnie na tzw. promowanie marki sportem w Polsce ok.50-200mln rocznie, a w ostanich trzech latach liczba firm inwestujących w sponsoring sportowy podwoiła się.
Jacek
[i]biegać każdy może, trochę lepiej
lub trochę gorzej, ale nie oto chodzi ...[/i]
lub trochę gorzej, ale nie oto chodzi ...[/i]
-
- Ekspert/Fizjologia
- Posty: 942
- Rejestracja: 25 cze 2001, 23:45
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Kontakt:
PAwle,
Wydaje mi się, że źle odebrałeś wywiad z Małgosią Sobańską. Jest to skromna i spokojna osoba. Powiedziała o sobie średniaki. Znam również Pawła Wiśniewskiego. Redaktor szuka przede wszystkim sensacji. Być może coś nieznacznie przekręcił lub źle zrozumiał intencje Małgosi i tak to odebrałeś.
A od tych wszystkich nagród to jeszcze płaci się podatek. Tak więc redaktor powinien napisać ile Małgosia zarobiła tak naprawdę po potrąceniu podatków. Tylko, że wtedy ta suma nie robiłaby już takiego wrażenia.
Dobry zawodnik startuje w 2 lub trzech maratonach w roku. W każdym chce zarobić pieniądze. Jeżeli ma do wyboru start na MŚ za darmo lub w znanym maratonie za pieniądze to często kierowany czystym pragmatyzmem wybiera znany maraton. To jest ich praca.
Wydaje mi się, że źle odebrałeś wywiad z Małgosią Sobańską. Jest to skromna i spokojna osoba. Powiedziała o sobie średniaki. Znam również Pawła Wiśniewskiego. Redaktor szuka przede wszystkim sensacji. Być może coś nieznacznie przekręcił lub źle zrozumiał intencje Małgosi i tak to odebrałeś.
A od tych wszystkich nagród to jeszcze płaci się podatek. Tak więc redaktor powinien napisać ile Małgosia zarobiła tak naprawdę po potrąceniu podatków. Tylko, że wtedy ta suma nie robiłaby już takiego wrażenia.
Dobry zawodnik startuje w 2 lub trzech maratonach w roku. W każdym chce zarobić pieniądze. Jeżeli ma do wyboru start na MŚ za darmo lub w znanym maratonie za pieniądze to często kierowany czystym pragmatyzmem wybiera znany maraton. To jest ich praca.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 593
- Rejestracja: 09 paź 2001, 10:12
Trochę nie na temat, ale jak prasówka to prasówka.
Polecam artykuł "Wiszę jak kurczak na rożnie" w dzisiejszym Magazynie G.W. pióra naszego kolegi forumowicza.
Ciekawe czy "Szkielet", bo o nim mowa, da się namówić
do udziału w następnym maratonie w stroju w którym pozuje do zdjęcia (pierwszy z prawej).
Polecam,
Jacek
Polecam artykuł "Wiszę jak kurczak na rożnie" w dzisiejszym Magazynie G.W. pióra naszego kolegi forumowicza.
Ciekawe czy "Szkielet", bo o nim mowa, da się namówić
do udziału w następnym maratonie w stroju w którym pozuje do zdjęcia (pierwszy z prawej).
Polecam,
Jacek
[i]biegać każdy może, trochę lepiej
lub trochę gorzej, ale nie oto chodzi ...[/i]
lub trochę gorzej, ale nie oto chodzi ...[/i]
- Arti
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4522
- Rejestracja: 02 paź 2001, 10:53
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
www.kioskzgazetami.pl , nie działa ??? brak strony
[url=http://www.kujawinski.com]www.kujawinski.com[/url]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 593
- Rejestracja: 09 paź 2001, 10:12
Kto biega mniej błądzi.
Czyli znowu woda na nasz młyn:
http://wyborcza.gazeta.pl/info/artykul. ... ial=010600
Czyli znowu woda na nasz młyn:
http://wyborcza.gazeta.pl/info/artykul. ... ial=010600
[i]biegać każdy może, trochę lepiej
lub trochę gorzej, ale nie oto chodzi ...[/i]
lub trochę gorzej, ale nie oto chodzi ...[/i]
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 309
- Rejestracja: 19 cze 2001, 18:05
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: UE
Przed trudnym egzaminem albo rozwiązaniem skomplikowanej łamigłówki dobrze jest się... przebiec - twierdzi dr Kisou Kubota z japońskiego Uniwersytetu Fukushi
Widocznie za mało biegam, bo ciągle nie mogę napisać pracy magisterskiej.
Widocznie za mało biegam, bo ciągle nie mogę napisać pracy magisterskiej.