Niedziela ( 04.09.2016 00:00 )
Zawody - 6 Godzinny Patrol Ultra w ramach Gali Biegów Ultra w Krakowie.
66 km 3 miejsce open - pierwsze oficjalne pudło w karierze
Sobota - niestety nie wszystko wyszło tak jak chciałem. Musiałem parę spraw pozałatwiać, co poskutkowało, że praktycznie do 16 cały czas byłem na nogach. Później trochę odpocząłem, zjadłem trochę chleba z dżemem. Ok 21 ruszyłem autem na Błonia.
Po dotarciu i ogarnięciu głównego miejsca imprezy, odebrałem pakiet startowy. Chwile pokibicowałem zawodnikom biegnącym bieg 24 godzinny. Ok 21.40 odsunąłem fotel pasażera do tyłu na maksa i w pozycji półleżącej podrzemałem do ok 23.20. Potem była odprawa techniczna, gdzie wyjaśniono nam co i jak. Przebrałem się w stój startowy, oddałem depozyt i ok 23:50 zrobiłem króciutką rozgrzewkę. Punkt o północy ruszyliśmy.
Maraton w ok 3:25 poszedł bez historii. Pierwsze okrążenie spokojnie, a potem delikatnie przyspieszyłem do tempa przelotowego ok 4'45"-4'50"/km. Przez pierwsze 10 km prowadziłem, a potem wyprzedził mnie późniejszy triumfator. Jak mnie mijał, to wiedziałem, że będzie ciężko z nim powalczyć, bo technikę miał świetną i widać było, że praktycznie truchta

. No nic skupiłem się na sobie i dalej grzecznie leciałem. Od około 40 kilometra zaczęły się delikatne problemy żołądkowe. Piłem izo co okrążenie, a co 3 jadłem banany. Zaczęło mi się strasznie odbijać, a żołądek boleć. Tempo siadło, a mnie się co raz gorzej biegło. Po 4 godzinach na wynikach dalej byłem drugi, trzecia osoba dużo nie traciła, a 4 miejsce już prawie okrążenie. Praktycznie po minięciu znacznika 50 km zwolniłem i na chwilkę się zatrzymałem. Puściłem lekkiego pawia ( w sumie sama woda ). Przeszedłem w marsz próbując się ogarnąć. Po ok 5 minutach marszu przeszedłem w lekki trucht. Stopniowo odzyskiwałem rytm. Nogi i ręce już trochę zmęczone były więc doszedłem to tempa ok 6'20"/km i stwierdziłem, że tak dalej powalczę. W między czasie wyprzedziła mnie osoba będąca na trzecim miejscu. W momencie wyprzedzania porozmawialiśmy chwilę. Okazało się, że jest to forumowicz squarePants, z którym pisaliśmy razem w wątku poświęconym tej imprezie. Po chwili on poleciał, oddalając się swoim tempem, a ja walczyłem dalej, zamieniając na pitstopach izo na coca colę.
Po 5 godzinach biegu wyniki okazały się dla mnie zaskakująco dobre. Dalej miałem ok 3 km przewagi nad 4 miejscem. Zebrałem się do kupy i pomyślałem, że podium jest realne. Brzuch trochę się poprawił, za to łydki zaczęły żyć swoim życiem - będę się martwił dopiero jak jakiś skurcz przyjdzie. Tempo ok 6'00"/km i lecę. Minąłem 60 km - z bananem na twarzy, że założony plan udało się zrealizować. To, plus świadomość, że może być pierwsze podium, dodawało mi sił w czasie ostatniej godziny biegu. Ostatnie 5 minut udało się nawet przyspieszyć. To z radości, że już koniec

.
Potem był wystrzał więc zatrzymałem się. Za chwilę sędziowie z kółkiem mierniczym obliczyli domiar ostatniego okrążenia i mogłem iść w stronę miejsca startu.
Przebrałem się, zjadłem kiełbaskę z grila i łyknąłem sporo kawy. Mogłem spokojnie czekać na dekorację. Kwadrans po 7 stanąłem na najniższym stopniu podium z medalem na szyi, pucharkiem w ręce i uśmiechem na mordzie.
Całość:
66,6 km 6 godzin tempo 5'24"/km
Waga: 85 -> 80 kg.
Reasumując: Debiut mogę uznać za bardzo udany. Do zakładanych przed startem 60 km dorzuciłem jeszcze ponad 6 km. Cieszy też fakt, że udało się pozbierać po kryzysie. Sama impreza dobrze zorganizowana. Pit stop był jednocześnie bufetem, toaletą, sypialnią i stanowiskiem z masażem. Sam bufet świetnie wyposażony różnego rodzaju picie i jedzenie. Trasa znana, odgrodzona i oznaczona co 1 km więc ok.
Jeszcze raz gratulacje dla squarePants za II miejsce i podziękowanie za spotkanie.
p.s A 24 godzinni biegli dalej ...