Mike - półmaraton w 1:20
Moderator: infernal
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
Mijający tydzień regeneracyjny, praktycznie same luźne jednostki, jedynie pływanie nieco mocniejsze, uzbierało się niecałe 8 godzin:
- 2:25 rower (2 jednostki, 70 km)
- 2h bieganie (3 jednostki, 25 km)
- 2:20 pływanie (2 razy jezioro, raz basen, razem 6.7 km)
- 1h rozciąganie
Dość szybko doszedłem do siebie po starcie, wszystko zdaje się działać jak należy, nie widać ani nie czuć żadnych urazów.
Dziś pierwszy raz biegałem w typowo letniej pogodzie (25+ stopni w cieniu i słońce), wydaje mi się że mój organizm nie reaguje aż tak źle jak w ubiegłych latach, no ale na pewno trochę czasu mi zajmie przyzwyczajenie się do takich warunków. Planuję celowo więcej biegać przy mocniejszym słońcu w miarę możliwości czasowych, może będę brał też plecak z wodą, żeby przyzwyczaić organizm do nawadniania w trakcie, zamiast tak jak rok temu chować się po lasach i biegać po nocach.
Za tydzień w sobotę biegnę atestowaną dyszkę w Suchym Lesie, treningowo w okolicach tempa biegu na tri, chyba że byłyby super warunki i dobra dyspozycja dnia to może powalczę o jakiś lepszy wynik. 26 czerwca kolejny triathlon - olimpijka w Pniewach, trasy są tam płaskie, dobiegi do stref krótkie, drafting na rowerze (co oznacza też zakaz używania długich lemondek, to trochę ból dla mnie bo bardzo polubiłem jazdę TT), jeszcze niech nie będzie upałów to powalczę o ładny rezultat.
Zdjęcia z Sierakowa
- 2:25 rower (2 jednostki, 70 km)
- 2h bieganie (3 jednostki, 25 km)
- 2:20 pływanie (2 razy jezioro, raz basen, razem 6.7 km)
- 1h rozciąganie
Dość szybko doszedłem do siebie po starcie, wszystko zdaje się działać jak należy, nie widać ani nie czuć żadnych urazów.
Dziś pierwszy raz biegałem w typowo letniej pogodzie (25+ stopni w cieniu i słońce), wydaje mi się że mój organizm nie reaguje aż tak źle jak w ubiegłych latach, no ale na pewno trochę czasu mi zajmie przyzwyczajenie się do takich warunków. Planuję celowo więcej biegać przy mocniejszym słońcu w miarę możliwości czasowych, może będę brał też plecak z wodą, żeby przyzwyczaić organizm do nawadniania w trakcie, zamiast tak jak rok temu chować się po lasach i biegać po nocach.
Za tydzień w sobotę biegnę atestowaną dyszkę w Suchym Lesie, treningowo w okolicach tempa biegu na tri, chyba że byłyby super warunki i dobra dyspozycja dnia to może powalczę o jakiś lepszy wynik. 26 czerwca kolejny triathlon - olimpijka w Pniewach, trasy są tam płaskie, dobiegi do stref krótkie, drafting na rowerze (co oznacza też zakaz używania długich lemondek, to trochę ból dla mnie bo bardzo polubiłem jazdę TT), jeszcze niech nie będzie upałów to powalczę o ładny rezultat.
Zdjęcia z Sierakowa
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
Ech, tak pięknie wszystko szło w tym sezonie, żadnych chorób większych i zero kontuzji, nogi zdrowe jak nigdy, więc pech zaatakował z innej strony. W sobotę zaczął mnie pobolewać brzuch, początkowo zbytnio się tym nie przejąłem, myślałem że po prostu może zaszkodziło mi coś co zjadłem. Ból znikał i powracał, wczoraj obudził mnie nad ranem i był na tyle mocny że nie byłem w stanie nic zrobić - leżałem i zwijałem się z bólu. Pojechałem na wspaniały oddział SOR w Poznańskim Szpitalu Wojewódzkim, gdzie pobrano mi krew i mocz do badań, podłączono do kroplówki i po zaledwie 4 godzinach czekania na lekarza usłyszałem diagnozę, że generalnie nic mi nie jest, może to kolka nerkowa i generalnie oni tutaj są od ratowania życia, a nie od takich pierdół. Dobrze o tyle, że kroplówka złagodziła ból. Wróciłem do Świebodzina, czułem się nieźle, zrobiłem USG, nic nie wykazało. Wieczorem znowu brzuch zaczął cholernie boleć, więc znowu trafiłem do szpitala. Dzięki temu że w tym szpitalu pracuje/pracowało kilka osób z mojej rodziny to miałem trochę "fory" i trafiłem od razu na oddział chirurgiczny, gdzie znowu wykonali mi wszelkie badania i podłączyli na noc do kroplówek. Dziś rano już czułem się znacznie lepiej, w badaniach nic niepokojącego nie wyszło, jednoznacznej diagnozy i przyczyny tego bólu nadal nie ma, są hipotezy: zatrucie wodą z jeziora, skutki uboczne leków na alergię (fakt, brałem je czasem na czczo, a nie powinienem).
Póki co mam najdłuższą od soboty passę czucia się dobrze, zobaczymy czy w nocy znowu się nie pogorszy. Dietę mam niezbyt ciekawą, ale bardzo lekkostrawną, nie mogę pić kawy, więc jestem zamulony i boli mnie głowa, no ale mogę w miarę normalnie funkcjonować, pewnie w okolicach czwartku/piątku będę mógł coś luźno zacząć trenować. Jak na początku przyszłego tygodnia wrócę do normalnego treningu to jeszcze nie będzie tragedii. Oby. Musiałem się wyżalić .
Póki co mam najdłuższą od soboty passę czucia się dobrze, zobaczymy czy w nocy znowu się nie pogorszy. Dietę mam niezbyt ciekawą, ale bardzo lekkostrawną, nie mogę pić kawy, więc jestem zamulony i boli mnie głowa, no ale mogę w miarę normalnie funkcjonować, pewnie w okolicach czwartku/piątku będę mógł coś luźno zacząć trenować. Jak na początku przyszłego tygodnia wrócę do normalnego treningu to jeszcze nie będzie tragedii. Oby. Musiałem się wyżalić .
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
Ubiegły tydzień przebiegał normalnie, po bólach żołądka nie ma śladu. 9 h treningu, bez większych historii.
W tym tygodniu w niedzielę startuję w olimpijce w Pniewach, gdyby nie problemy zdrowotne sprzed dwóch tygodni to nastawiałbym się bardziej bojowo na te zawody, ale w obecnej sytuacji potraktuję je z minimalną rezerwą, przynajmniej w głowie. Nie chcę się napalać na żaden konkretny wynik, ale jak będzie szło dobrze i "poczuję krew" to oczywiście nie będę odpuszczał.
Jakiegoś wielkiego luzowania przed tymi zawodami nie robię, w poniedziałek było rozbieganie, we wtorek zakładka rower-bieg z interwałami na rowerze (weszły nieźle) i spokojnym biegiem.
W środę dla odmiany zakładka rower-bieg, ze spokojnym rowerem - godzina kręcenia na małej tarczy - i mocniejszym biegiem. Bieg to 6 km BNP, pierwszy kilometr to luźny dobieg na stadion po 4:40, a potem już 5 km "tempowo", narastająco. Pierwsze kółka w około 4:15, końcówka poniżej 3:50, średnio 6 km wyszło po około 4:10/km z tętnem 85%, a ostatnie 5 km po 4/km tętno 87%. Nie byłoby w tym treningu niczego nadzwyczajnego gdyby nie jeden czynnik - temperatura. Z premedytacją pobiegłem to o 12 przy ponad 25 w cieniu, a biegałem w pełnym słońcu, żeby zobaczyć jak organizm zareaguje. Dużo piłem na rowerze i przed wybiegnięciem oblałem się wodą, ale potem już bez picia. Jak na takie warunki to jestem bardzo zadowolony, ciągle oczywiście czuję że upały mocno mnie osłabiają, ale w ubiegłych latach było jeszcze gorzej. Na niedzielę w Pniewach zapowiadają lekkie ochłodzenie po sobotnich upałach, oby się sprawdziło ;>.
Dziś jeszcze zakładka pływacko-rowerowa z akcentami, jutro wolne, w sobotę luźniutki rozruch i w niedzielę start, można trzymać kciuki .
W tym tygodniu w niedzielę startuję w olimpijce w Pniewach, gdyby nie problemy zdrowotne sprzed dwóch tygodni to nastawiałbym się bardziej bojowo na te zawody, ale w obecnej sytuacji potraktuję je z minimalną rezerwą, przynajmniej w głowie. Nie chcę się napalać na żaden konkretny wynik, ale jak będzie szło dobrze i "poczuję krew" to oczywiście nie będę odpuszczał.
Jakiegoś wielkiego luzowania przed tymi zawodami nie robię, w poniedziałek było rozbieganie, we wtorek zakładka rower-bieg z interwałami na rowerze (weszły nieźle) i spokojnym biegiem.
W środę dla odmiany zakładka rower-bieg, ze spokojnym rowerem - godzina kręcenia na małej tarczy - i mocniejszym biegiem. Bieg to 6 km BNP, pierwszy kilometr to luźny dobieg na stadion po 4:40, a potem już 5 km "tempowo", narastająco. Pierwsze kółka w około 4:15, końcówka poniżej 3:50, średnio 6 km wyszło po około 4:10/km z tętnem 85%, a ostatnie 5 km po 4/km tętno 87%. Nie byłoby w tym treningu niczego nadzwyczajnego gdyby nie jeden czynnik - temperatura. Z premedytacją pobiegłem to o 12 przy ponad 25 w cieniu, a biegałem w pełnym słońcu, żeby zobaczyć jak organizm zareaguje. Dużo piłem na rowerze i przed wybiegnięciem oblałem się wodą, ale potem już bez picia. Jak na takie warunki to jestem bardzo zadowolony, ciągle oczywiście czuję że upały mocno mnie osłabiają, ale w ubiegłych latach było jeszcze gorzej. Na niedzielę w Pniewach zapowiadają lekkie ochłodzenie po sobotnich upałach, oby się sprawdziło ;>.
Dziś jeszcze zakładka pływacko-rowerowa z akcentami, jutro wolne, w sobotę luźniutki rozruch i w niedzielę start, można trzymać kciuki .
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
No i poszło ładnie, musiało bo były dziś "moje" warunki pogodowe, wyników jeszcze nie ma, ale z tego co podglądałem w namiocie pomiarowym to 2:16 z hakiem, 14 miejsce open i 6 w kategorii wiekowej. Bardzo dobrze poszedł bieg, z mojego zegarka wyszło 9.8 km w 38:43 (3:56/km), ale przełączyłem dyscyplinę po jakichś 50-100 metrach biegu i było sporo zakrętów, 3 nawroty 180 stopni, więc do pełnej dychy brakowało pewnie niewiele.
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
Triathlon Pniewy, olimpijka draft-legal (w skrócie: etap rowerowy w konwencji wyścigu kolarskiego szosowego, można jechać "na kole", nie można używać rowerów/kierownic/długich przystawek czasowych), wynik 2:16:45, miejsce 14/180 w kategorii wiekowej 6.
Tak jak wyżej wspominałem, nie chciałem się na te zawody jakoś bardzo bojowo nastawiać, przez chorobę wypadł ostatnio tydzień treningu, upały nie nastrajały pozytywnie, do tego na rozruchu dzień przed zawodami ćwicząc szybkie wsiadanie na rower "poharatałem" sobie palce lewej stopy, niby niewielkie rany, ale dość dokuczliwe. To wszystko w połączeniu z kameralną atmosferą zawodów sprawiło, że spadła ze mnie jakakolwiek presja - jak się okazało, wyszło mi to na dobre. Humor poprawiła mi pogoda w dzień startu, koło 17 stopni, pochmurno, wiatr umiarkowany, z mocniejszymi porywami, przelotne deszcze - dla mnie bardzo dobre warunki, na każdych zawodach taką szarugę biorę w ciemno zamiast upałów.
Plan był taki, żeby popłynąć na tyle mocno na ile dyspozycja dziś pozwoli, bez odpuszczania, załapać się do grupy na rowerze i pobiec mocno.
Pływanie (1500m, dwie pętle po 750 z wyjściem z wody po pierwszej pętli)
Wystartowałem z 2 linii, mocniej popracowałem i udało się uniknąć pralki. Na początku nawigacja szła nieźle, fale lekko znosiły na lewo, ale miałem jeszcze nad tym kontrolę, uciekła mi pierwsza większa grupa, ale ja dość znacznie uciekłem kolejnej, czułem że idzie nie najgorzej. Problemy zaczęły się po minięciu drugiej bojki, na ostatniej prostej pierwszej pętli. Fale znosiły wtedy na prawo, a ja generalnie mam tendencję do "dryfowania" na prawo i tutaj trochę metrów nadrobiłem i trochę siadło tempo gdy musiałem częściej patrzeć przed siebie. Pierwsza pętla w około 13 minut, wyjście z wody, przebiegnięcie przez bramkę i druga pętla. Tutaj niestety było już słabo, spore problemy nawigacyjne, gdy próbowałem się skupić na poprawnej technice i mocnej pracy rąk, to momentalnie zaczynałem płynąć kursem "odcelowym", do tego zmęczenie i wyszła szarpanina, kilka mocnych ruchów - korekta kursu i tak w kółko. Zaczęli mnie doganiać zawodnicy z grupy którą była sporo za mną po pierwszej pętli, starałem się to jakoś wykorzystać do poprawy nawigacji, trochę pomogło, ale nieznacznie. Chciałem już po prostu dopłynąć i mieć to za sobą. Nie wiem ile dokładnie nadrobiłem dystansu, gps pokazał 1700 metrów, aż tyle raczej nie było ale podejrzewam że 50-100 metrów mogłem dołożyć, inna sprawa że w tych warunkach pewnie niemal każdy zawodnik chociaż trochę dystansu dołożył. Z dobiegiem do strefy czas 28:19 i 33 miejsce, poniżej oczekiwań, ale jeszcze w dolnych granicach przyzwoitości.
Pierwsza zmiana poszła w 1:23, najlepsi robili ją poniżej minuty. Przerzuciłem się ostatnio na triathlonowe buty rowerowe więc tutaj zaoszczędziłem trochę czasu, ściąganie pianki wciąż jeszcze do przećwiczenia. Wejście na rower i założenie butów podczas jazdy poszło bardzo dobrze.
Rower 40 km
Po pływaniu znajdowałem się w "dziurze" pomiędzy większymi grupami, więc były dwie opcje, mogłem próbować dojść grupę przede mną, albo poczekać na grupę za mną. Żadna z nich nie była w zasięgu mojego wzroku, więc próbowałem jechać dość mocno sam, licząc że coś się wyłoni za jakiś czas zza zakrętu. Przez moment próbowałem jeszcze jechać na kole jednego zawodnika, ale tempo było dla mnie za mocne. Pierwsze 10 km przejechałem sam, ze średnią z okolic 35 km/h, trochę dawał się we znaki boczny wiatr, momentami zawiewało od czoła i w plecy. Trasa płaska z lekkimi hopkami, asfalt ok, dziury dobrze oznaczone. Minąłem kilka osób, ale nikt nie był skory do współpracy. Po 10 km na nawrocie zobaczyłem że do większej grupy przede mną brakuje mi sporo, nie czułem się na siłach żeby ich gonić, kolejna grupa była kilkaset metrów za mną. Stwierdziłem że i tak mnie dojadą, więc nie ma co piłować, trochę odpuściłem i po około 5 km zostałem wchłonięty. W grupie było jakieś 7-8 osób, współpraca układała się nieźle, prawie wszyscy ogarniali jazdę wachlarzem i jechali bezpiecznie. Dość często dawałem zmiany, krótkie ale "treściwe". Grupa nie jechała o wiele szybciej niż ja jechałbym sam, ale oszczędziłem mnóstwo energii, momentami tętno schodziło nawet do pierwszego zakresu, co dawno na żadnych zawodach mi się nie zdarzyło. Bez większych historii dojechaliśmy do kreski, co ciekawe koło 38-39 kilometra dogoniliśmy zawodnika który uciekł mi na początku, biedak chyba jechał sam większość etapu próbując złapać szybszą grupę, utwierdziłem się w przekonaniu że decyzja o poczekaniu była słuszna. Rower w 1:07:03, średnia 36 km/h, po rowerze zajmowałem 21 pozycję. Wynik przeciętny, ale uzyskany bardzo niskim kosztem energetycznym, więc całościowo rower oceniam lekko na plus.
Zmiana rower-bieg 40 s, jedna z szybszych w stawce.
Bieg 10 km
Zaraz po wybiegnięciu lekko namieszałem w zegarku i zamiast włączyć bieganie zastopowałem cały trening i musiałem osobno włączyć bieganie od nowa, więc pierwsze 30 sekund i pewnie 100 metrów z hakiem mi "wcięło". Po takim "odpoczynku" na rowerze założenie na bieg mogło być jedno - cisnę. Chciałem trzymać tempo poniżej 4 min/km i reagować na to co się będzie działo. Biegłem dość komfortowo odhaczając kolejne kilometry. Wydolnościowo czułem się super, biegnąc nawet minimalnie szybciej niż zakładałem przez większość biegu tętno miałem w drugim zakresie. Płuca chciałyby pobiec jeszcze mocniej, ale ograniczały mnie nieco zmęczone nogi i lekko spięty żołądek, obawiałem się reakcji organizmu na szybsze tempo. Trasa to 4 kręte pętle po mieście, jeden mały podbieg, generalnie dość szybka. Co do rywalizacji na trasie to za bardzo jej nie było, bieg na pętlach spowodował że zawodnicy się wymieszali i nie wiedziałem kogo wyprzedzam a kogo dubluję, podejrzewałem że poprawiam swoją pozycję no i byłem pewny że mnie nikt nie wyprzedził . Do końca trzymałem równe tempo, lekkie przyspieszenie w końcówce i wbiegam na metę z czasem 2:16:45, bieganie w 39:18 (4ty wynik w stawce, tempo 3:56-7/km, niedomierzenie trasy w mojej ocenie było minimalne, 9,9+ było na pewno). Miejsce 14 w open i 6 w kategorii.
Jestem zadowolony, miało być treningowo a wyszedł bardzo dobry, być może najlepszy w tym sezonie rezultat. Pomogły na pewno warunki i krótkie dobiegi do stref, a z drugiej strony można gdybać, że pływanie lepsze o około minutę, pozwoliłoby złapać szybszą grupę na rowerze i urwać razem ze 2-3 minuty przy prawie tym samym wysiłku. No ale taki urok draftingu. Kolejny start 23 lipca w Poznaniu, też olimpijka, ale non-drafting.
Zdjęcie z mojego ulubionego momentu w triathlonie, co widać po minie z resztą , strasznie "napakowany" wyszedłem
Tak jak wyżej wspominałem, nie chciałem się na te zawody jakoś bardzo bojowo nastawiać, przez chorobę wypadł ostatnio tydzień treningu, upały nie nastrajały pozytywnie, do tego na rozruchu dzień przed zawodami ćwicząc szybkie wsiadanie na rower "poharatałem" sobie palce lewej stopy, niby niewielkie rany, ale dość dokuczliwe. To wszystko w połączeniu z kameralną atmosferą zawodów sprawiło, że spadła ze mnie jakakolwiek presja - jak się okazało, wyszło mi to na dobre. Humor poprawiła mi pogoda w dzień startu, koło 17 stopni, pochmurno, wiatr umiarkowany, z mocniejszymi porywami, przelotne deszcze - dla mnie bardzo dobre warunki, na każdych zawodach taką szarugę biorę w ciemno zamiast upałów.
Plan był taki, żeby popłynąć na tyle mocno na ile dyspozycja dziś pozwoli, bez odpuszczania, załapać się do grupy na rowerze i pobiec mocno.
Pływanie (1500m, dwie pętle po 750 z wyjściem z wody po pierwszej pętli)
Wystartowałem z 2 linii, mocniej popracowałem i udało się uniknąć pralki. Na początku nawigacja szła nieźle, fale lekko znosiły na lewo, ale miałem jeszcze nad tym kontrolę, uciekła mi pierwsza większa grupa, ale ja dość znacznie uciekłem kolejnej, czułem że idzie nie najgorzej. Problemy zaczęły się po minięciu drugiej bojki, na ostatniej prostej pierwszej pętli. Fale znosiły wtedy na prawo, a ja generalnie mam tendencję do "dryfowania" na prawo i tutaj trochę metrów nadrobiłem i trochę siadło tempo gdy musiałem częściej patrzeć przed siebie. Pierwsza pętla w około 13 minut, wyjście z wody, przebiegnięcie przez bramkę i druga pętla. Tutaj niestety było już słabo, spore problemy nawigacyjne, gdy próbowałem się skupić na poprawnej technice i mocnej pracy rąk, to momentalnie zaczynałem płynąć kursem "odcelowym", do tego zmęczenie i wyszła szarpanina, kilka mocnych ruchów - korekta kursu i tak w kółko. Zaczęli mnie doganiać zawodnicy z grupy którą była sporo za mną po pierwszej pętli, starałem się to jakoś wykorzystać do poprawy nawigacji, trochę pomogło, ale nieznacznie. Chciałem już po prostu dopłynąć i mieć to za sobą. Nie wiem ile dokładnie nadrobiłem dystansu, gps pokazał 1700 metrów, aż tyle raczej nie było ale podejrzewam że 50-100 metrów mogłem dołożyć, inna sprawa że w tych warunkach pewnie niemal każdy zawodnik chociaż trochę dystansu dołożył. Z dobiegiem do strefy czas 28:19 i 33 miejsce, poniżej oczekiwań, ale jeszcze w dolnych granicach przyzwoitości.
Pierwsza zmiana poszła w 1:23, najlepsi robili ją poniżej minuty. Przerzuciłem się ostatnio na triathlonowe buty rowerowe więc tutaj zaoszczędziłem trochę czasu, ściąganie pianki wciąż jeszcze do przećwiczenia. Wejście na rower i założenie butów podczas jazdy poszło bardzo dobrze.
Rower 40 km
Po pływaniu znajdowałem się w "dziurze" pomiędzy większymi grupami, więc były dwie opcje, mogłem próbować dojść grupę przede mną, albo poczekać na grupę za mną. Żadna z nich nie była w zasięgu mojego wzroku, więc próbowałem jechać dość mocno sam, licząc że coś się wyłoni za jakiś czas zza zakrętu. Przez moment próbowałem jeszcze jechać na kole jednego zawodnika, ale tempo było dla mnie za mocne. Pierwsze 10 km przejechałem sam, ze średnią z okolic 35 km/h, trochę dawał się we znaki boczny wiatr, momentami zawiewało od czoła i w plecy. Trasa płaska z lekkimi hopkami, asfalt ok, dziury dobrze oznaczone. Minąłem kilka osób, ale nikt nie był skory do współpracy. Po 10 km na nawrocie zobaczyłem że do większej grupy przede mną brakuje mi sporo, nie czułem się na siłach żeby ich gonić, kolejna grupa była kilkaset metrów za mną. Stwierdziłem że i tak mnie dojadą, więc nie ma co piłować, trochę odpuściłem i po około 5 km zostałem wchłonięty. W grupie było jakieś 7-8 osób, współpraca układała się nieźle, prawie wszyscy ogarniali jazdę wachlarzem i jechali bezpiecznie. Dość często dawałem zmiany, krótkie ale "treściwe". Grupa nie jechała o wiele szybciej niż ja jechałbym sam, ale oszczędziłem mnóstwo energii, momentami tętno schodziło nawet do pierwszego zakresu, co dawno na żadnych zawodach mi się nie zdarzyło. Bez większych historii dojechaliśmy do kreski, co ciekawe koło 38-39 kilometra dogoniliśmy zawodnika który uciekł mi na początku, biedak chyba jechał sam większość etapu próbując złapać szybszą grupę, utwierdziłem się w przekonaniu że decyzja o poczekaniu była słuszna. Rower w 1:07:03, średnia 36 km/h, po rowerze zajmowałem 21 pozycję. Wynik przeciętny, ale uzyskany bardzo niskim kosztem energetycznym, więc całościowo rower oceniam lekko na plus.
Zmiana rower-bieg 40 s, jedna z szybszych w stawce.
Bieg 10 km
Zaraz po wybiegnięciu lekko namieszałem w zegarku i zamiast włączyć bieganie zastopowałem cały trening i musiałem osobno włączyć bieganie od nowa, więc pierwsze 30 sekund i pewnie 100 metrów z hakiem mi "wcięło". Po takim "odpoczynku" na rowerze założenie na bieg mogło być jedno - cisnę. Chciałem trzymać tempo poniżej 4 min/km i reagować na to co się będzie działo. Biegłem dość komfortowo odhaczając kolejne kilometry. Wydolnościowo czułem się super, biegnąc nawet minimalnie szybciej niż zakładałem przez większość biegu tętno miałem w drugim zakresie. Płuca chciałyby pobiec jeszcze mocniej, ale ograniczały mnie nieco zmęczone nogi i lekko spięty żołądek, obawiałem się reakcji organizmu na szybsze tempo. Trasa to 4 kręte pętle po mieście, jeden mały podbieg, generalnie dość szybka. Co do rywalizacji na trasie to za bardzo jej nie było, bieg na pętlach spowodował że zawodnicy się wymieszali i nie wiedziałem kogo wyprzedzam a kogo dubluję, podejrzewałem że poprawiam swoją pozycję no i byłem pewny że mnie nikt nie wyprzedził . Do końca trzymałem równe tempo, lekkie przyspieszenie w końcówce i wbiegam na metę z czasem 2:16:45, bieganie w 39:18 (4ty wynik w stawce, tempo 3:56-7/km, niedomierzenie trasy w mojej ocenie było minimalne, 9,9+ było na pewno). Miejsce 14 w open i 6 w kategorii.
Jestem zadowolony, miało być treningowo a wyszedł bardzo dobry, być może najlepszy w tym sezonie rezultat. Pomogły na pewno warunki i krótkie dobiegi do stref, a z drugiej strony można gdybać, że pływanie lepsze o około minutę, pozwoliłoby złapać szybszą grupę na rowerze i urwać razem ze 2-3 minuty przy prawie tym samym wysiłku. No ale taki urok draftingu. Kolejny start 23 lipca w Poznaniu, też olimpijka, ale non-drafting.
Zdjęcie z mojego ulubionego momentu w triathlonie, co widać po minie z resztą , strasznie "napakowany" wyszedłem
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
Ubiegły tydzień lekko regeneracyjny z mocniejszym akcentem pod koniec. Razem 7,5 h treningu.
Ten mocniejszy akcent pod koniec to start w lokalnym przełaju - Niesulickiej Piątce. Piątka tylko z nazwy bo trasa koło 5.7 km, po lesie, bez wielkich podbiegów, ale poza krótkim odcinkiem przy starcie i mecie to praktycznie ciągle "góra-dół", do tego kałuże, piach, błoto, korzenie, 30 stopni w cieniu i strasznie parno (niedługo po biegu przeszła ulewa). Także chyba najgorsze możliwe warunki do biegania dla mnie .
Potraktowałem ten start treningowo, jako kolejną fazę przyzwyczajania organizmu do wyższych temperatur. Biegło się ciężko, już po pierwszym kilometrze wszedłem na dość wysoką intensywność (okolice 90% HRmax) i trzymałem ją do końca, tempo lekko siadło, ale też między 2-4 kilometrem trasa była najcięższa. Od początku biegłem w mocno rozrzedzonej pierwszej dziesiątce, w połowie biegu byłem na 7 pozycji. Było trochę ścigania, na około kilometr przed metą zostałem wyprzedzony, ale udało się utrzymać "na plecach" rywala, na 150-200 metrów zrobić finisz w "moim stylu" i odzyskać 7 pozycję. Bez większych problemów przyspieszyłem do okolic 3 min/km - nogi miałem jeszcze bardzo świeże. Czas 22:25, tempo 3:57/km, średnie tętno 90%, w końcówce skoczyło do 96%, dawno tak wysoko nie było, no ale taki był cel tego startu - mocniejsze przetarcie w niekorzystnych warunkach. Do tego wpadło pudło w kategorii, de facto byłem czwarty, ale dwóch zawodników z mojej kategorii było na pudle w generalce.
Teraz przede mną ostatni mocniejszy tydzień przed olimpijką w Poznaniu, zostaną 2 tygodnie, które będą już luźniejsze.
Fotka z końcówki biegu, tutaj mniej więcej zaczynałem finisz (przy okazji ćwicząc ruch lewej ręki do kraula :D).
Ten mocniejszy akcent pod koniec to start w lokalnym przełaju - Niesulickiej Piątce. Piątka tylko z nazwy bo trasa koło 5.7 km, po lesie, bez wielkich podbiegów, ale poza krótkim odcinkiem przy starcie i mecie to praktycznie ciągle "góra-dół", do tego kałuże, piach, błoto, korzenie, 30 stopni w cieniu i strasznie parno (niedługo po biegu przeszła ulewa). Także chyba najgorsze możliwe warunki do biegania dla mnie .
Potraktowałem ten start treningowo, jako kolejną fazę przyzwyczajania organizmu do wyższych temperatur. Biegło się ciężko, już po pierwszym kilometrze wszedłem na dość wysoką intensywność (okolice 90% HRmax) i trzymałem ją do końca, tempo lekko siadło, ale też między 2-4 kilometrem trasa była najcięższa. Od początku biegłem w mocno rozrzedzonej pierwszej dziesiątce, w połowie biegu byłem na 7 pozycji. Było trochę ścigania, na około kilometr przed metą zostałem wyprzedzony, ale udało się utrzymać "na plecach" rywala, na 150-200 metrów zrobić finisz w "moim stylu" i odzyskać 7 pozycję. Bez większych problemów przyspieszyłem do okolic 3 min/km - nogi miałem jeszcze bardzo świeże. Czas 22:25, tempo 3:57/km, średnie tętno 90%, w końcówce skoczyło do 96%, dawno tak wysoko nie było, no ale taki był cel tego startu - mocniejsze przetarcie w niekorzystnych warunkach. Do tego wpadło pudło w kategorii, de facto byłem czwarty, ale dwóch zawodników z mojej kategorii było na pudle w generalce.
Teraz przede mną ostatni mocniejszy tydzień przed olimpijką w Poznaniu, zostaną 2 tygodnie, które będą już luźniejsze.
Fotka z końcówki biegu, tutaj mniej więcej zaczynałem finisz (przy okazji ćwicząc ruch lewej ręki do kraula :D).
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
2:14 na olimpijce w Poznaniu dzisiaj. Trasa rowerowa trochę niedomierzona, więc wynik dobry, ale nie rewelacyjny. Mimo wszystko jestem zadowolony z tego startu, niedługo coś więcej napiszę. Tutaj dokładne wyniki: KLIK
Ostatnio zmieniony 01 sie 2016, 20:51 przez MikeWeidenbaum, łącznie zmieniany 1 raz.
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
Szybki update:
Przed triathlonem w Poznaniu wszystko szło zgodnie z planem, przed samym startem trochę zluzowałem, nabrałem świeżości i pewności co do niezłej formy.
Challenge Poznań olimpijka: wynik 2:14:41, miejsce open 77/1100~, w kategorii wiekowej 22.
- Pływanie 27:19 miejsce 170. W "kuluarach" mówi się że trasa lekko za długa, mówią to lepsi ode mnie pływacy więc faktycznie tak mogło być. Bez większych historii, lekka pralka na starcie, ale bez większych obrażeń, nawigacja bardzo łatwa bo była dobra pogoda i super oznaczona trasa. Czas ok jak na mój obecny poziom, nie udało się w tym sezonie w 100% przenieść formy z basenu na otwarty akwen i raczej teraz już wiele z tym nie zrobię, to na pewno element nad którym muszę w przyszłości mocno pracować.
Zmiany były tutaj w systemie workowym, dla mnie nowość, poszło średnio, pierwsza zmiana - 3:18 - było do przebycia koło 500 metrów + szukanie swojego worka, ściąganie pianki, zakładanie kasku itd. Najlepszym zawodnikom zajmowało to 2-2,5 minuty.
- Rower 1:02 miejsce 147. Czas wygląda pięknie, ale niestety trasa miała tylko 37 km o czym organizator nie raczył poinformować. Mi natomiast jak na złość nie zadziałał licznik, więc nie miałem nad tym pełnej kontroli. Początkowo było pod wiatr, patrzyłem na międzyczasy na oznakowaniach kilometrów i widziałem, że jadę trochę wolniej niż zakładałem, ale wiedziałem też że po nawrocie będę nadrabiał. Tak było, ale oznaczenia się nie pojawiały i nie wiedziałem ile de facto nadrabiam. To oczywiście nie tłumaczy słabej jazdy (średnia lekko ponad 35 km/h, najłatwiejsza i najkrótsza trasa w tym sezonie, a jednocześnie najgorsza średnia ), ale wydaje mi się że wiedząc na czym stoję byłbym w stanie chociaż trochę mocniej pocisnąć.
T2 w 1:28, podobny czas jak czołówka, więc nieźle.
- Bieg 39:51, miejsce 42. Przyzwoicie, ale bez fajerwerków. Trasa odmierzona ok, raczej łatwa z trudnym podbiegiem i starym brukiem na samym końcu. W temperaturze ponad 25 stopni i przy ciężkim powietrzu nie byłem w stanie więcej wyciągnąć. Nie czułem się bardzo zmęczony, wydolnościowo miałem spory zapas ale zmęczone mięśnie i "zagotowanie" nie pozwalały biec szybciej.
Dość smutno wypadła ta relacja , ale generalnie ze startu jestem zadowolony. Rower z problemami, ale pływanie i bieganie tak na "moim poziomie" zgodnie z oczekiwaniami.
Niedługo wrzucę posta z planami na najbliższe tygodnie, tymczasem fotka z roweru:
Przed triathlonem w Poznaniu wszystko szło zgodnie z planem, przed samym startem trochę zluzowałem, nabrałem świeżości i pewności co do niezłej formy.
Challenge Poznań olimpijka: wynik 2:14:41, miejsce open 77/1100~, w kategorii wiekowej 22.
- Pływanie 27:19 miejsce 170. W "kuluarach" mówi się że trasa lekko za długa, mówią to lepsi ode mnie pływacy więc faktycznie tak mogło być. Bez większych historii, lekka pralka na starcie, ale bez większych obrażeń, nawigacja bardzo łatwa bo była dobra pogoda i super oznaczona trasa. Czas ok jak na mój obecny poziom, nie udało się w tym sezonie w 100% przenieść formy z basenu na otwarty akwen i raczej teraz już wiele z tym nie zrobię, to na pewno element nad którym muszę w przyszłości mocno pracować.
Zmiany były tutaj w systemie workowym, dla mnie nowość, poszło średnio, pierwsza zmiana - 3:18 - było do przebycia koło 500 metrów + szukanie swojego worka, ściąganie pianki, zakładanie kasku itd. Najlepszym zawodnikom zajmowało to 2-2,5 minuty.
- Rower 1:02 miejsce 147. Czas wygląda pięknie, ale niestety trasa miała tylko 37 km o czym organizator nie raczył poinformować. Mi natomiast jak na złość nie zadziałał licznik, więc nie miałem nad tym pełnej kontroli. Początkowo było pod wiatr, patrzyłem na międzyczasy na oznakowaniach kilometrów i widziałem, że jadę trochę wolniej niż zakładałem, ale wiedziałem też że po nawrocie będę nadrabiał. Tak było, ale oznaczenia się nie pojawiały i nie wiedziałem ile de facto nadrabiam. To oczywiście nie tłumaczy słabej jazdy (średnia lekko ponad 35 km/h, najłatwiejsza i najkrótsza trasa w tym sezonie, a jednocześnie najgorsza średnia ), ale wydaje mi się że wiedząc na czym stoję byłbym w stanie chociaż trochę mocniej pocisnąć.
T2 w 1:28, podobny czas jak czołówka, więc nieźle.
- Bieg 39:51, miejsce 42. Przyzwoicie, ale bez fajerwerków. Trasa odmierzona ok, raczej łatwa z trudnym podbiegiem i starym brukiem na samym końcu. W temperaturze ponad 25 stopni i przy ciężkim powietrzu nie byłem w stanie więcej wyciągnąć. Nie czułem się bardzo zmęczony, wydolnościowo miałem spory zapas ale zmęczone mięśnie i "zagotowanie" nie pozwalały biec szybciej.
Dość smutno wypadła ta relacja , ale generalnie ze startu jestem zadowolony. Rower z problemami, ale pływanie i bieganie tak na "moim poziomie" zgodnie z oczekiwaniami.
Niedługo wrzucę posta z planami na najbliższe tygodnie, tymczasem fotka z roweru:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
W pierwszym tygodniu po starcie (25.07-31.07) pojechałem na Podkarpacie i trochę pobiegałem po tamtejszych pagórach, zrobiłem 3 treningi, łącznie niecałe 30 km, ale przewyższenia jak w 2-3 tygodnie na nizinach , zero roweru i pływania. Kolejny tydzień to już powrót do wszystkich dyscyplin, z dużym naciskiem na rower, 10 h treningu z czego 7 na rowerze (razem 217 km). Ubiegły tydzień też jeszcze luźniejszy i też głównie rowerowy razem 8 godzin w tym ponad 5 na rowerze (160 km). Zdecydowana większość wszystkich tych treningów to były spokojne kilometry, poza jednym akcentem na rowerze - 25 km jazdy na czas, które weszły wyjątkowo fajnie ze średnią 37 km/h w dość trudnych warunkach i na niezupełnie płaskiej trasie; były też jedne lekkie interwały biegowe.
Od obecnego tygodnia wróciłem na normalne obciążenia, duże jednostki jeszcze dziś i jutro przede mną, szykuje się ponad 10 h w tym tygodniu.
Mój aktualny plan startów:
11.09 - Bike Challenge Poznań 120 km (wyścig ze startu wspólnego) - ale ten start traktuję raczej zabawowo, bez ciśnienia.
18.09 - Kórnik Triathlon 1/4 IM - główny start we wrześniu.
24.09 - Świebodzińska Dziesiątka - mój lokalny bieg, na luzie na zakończenie sezonu.
Potem roztrenowanie. Długi jak na mnie ten sezon, co prawda treningi i starty tri w kwestii obciążeń znoszę lepiej niż samo bieganie (też dlatego że trening do tri mam sensowniej ułożony i ciężko się nim zajechać), teraz złapałem trochę świeżości, potrenuję mocniej 4 tygodnie i może we wrześniu coś powalczę, ale wiadomo że z tym drugim "szczytem formy" to różnie bywa.
Od obecnego tygodnia wróciłem na normalne obciążenia, duże jednostki jeszcze dziś i jutro przede mną, szykuje się ponad 10 h w tym tygodniu.
Mój aktualny plan startów:
11.09 - Bike Challenge Poznań 120 km (wyścig ze startu wspólnego) - ale ten start traktuję raczej zabawowo, bez ciśnienia.
18.09 - Kórnik Triathlon 1/4 IM - główny start we wrześniu.
24.09 - Świebodzińska Dziesiątka - mój lokalny bieg, na luzie na zakończenie sezonu.
Potem roztrenowanie. Długi jak na mnie ten sezon, co prawda treningi i starty tri w kwestii obciążeń znoszę lepiej niż samo bieganie (też dlatego że trening do tri mam sensowniej ułożony i ciężko się nim zajechać), teraz złapałem trochę świeżości, potrenuję mocniej 4 tygodnie i może we wrześniu coś powalczę, ale wiadomo że z tym drugim "szczytem formy" to różnie bywa.
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
Tydzień 15-21.08
10h total:
- rower 5 h (3 jednostki 160 km)
- bieganie 2:25 (3 jednostki 30 km)
- pływanie 2:10 (3 jednostki 6.3 km, na jeziorze)
- rozciąganie 30 min
Tydzień 22-28.08
9 h z hakiem total:
- rower 3:40 (2 jednostki 124 km)
- bieganie 3:20 (4 jednostki 41 km)
- pływanie 2:10 (3 jednostki 6.25 km, na jeziorze)
Tydzień 23.08-4.09
8:30 total:
- rower 3:30 (2 jednostki 108 km)
- bieganie 2:30 (3 jednostki 30 km)
- pływanie 2:00 (3 jednostki, 5.6 km, w tym 2 na basenie)
- rozciąganie 30 min
Dość typowe 3 tygodnie z mikrocyklu triathlonisty amatora , teraz jestem w 4tym, luźniejszym tygodniu. Generalna tendencja była taka, że z każdym tygodniem było trochę mniej objętości ale intensywność rosła. Dużo zakładek różnego rodzaju, tylko 4 treningi biegowe w tych 3 tygodniach to było samo bieganie bez niczego przed. W pierwszych dwóch tygodniach czułem taką sinusoidę formy, jaką często czuję tuż przed złapaniem formy, może to dobry znak, z tym że teraz ta sinusoida była wspomagana przez pogodę i falę upałów. Ubiegły i obecny tydzień przyniosły stabilizację, ale też pogoda się poprawiła (chłodniej). Jestem już trochę zmęczony tym długim jak dla mnie sezonem, ale wydaje mi się że jak lekko zluzuję przed startami i złapię nieco świeżości to przy dobrych warunkach jest jeszcze szansa na niezłe wyniki.
10h total:
- rower 5 h (3 jednostki 160 km)
- bieganie 2:25 (3 jednostki 30 km)
- pływanie 2:10 (3 jednostki 6.3 km, na jeziorze)
- rozciąganie 30 min
Tydzień 22-28.08
9 h z hakiem total:
- rower 3:40 (2 jednostki 124 km)
- bieganie 3:20 (4 jednostki 41 km)
- pływanie 2:10 (3 jednostki 6.25 km, na jeziorze)
Tydzień 23.08-4.09
8:30 total:
- rower 3:30 (2 jednostki 108 km)
- bieganie 2:30 (3 jednostki 30 km)
- pływanie 2:00 (3 jednostki, 5.6 km, w tym 2 na basenie)
- rozciąganie 30 min
Dość typowe 3 tygodnie z mikrocyklu triathlonisty amatora , teraz jestem w 4tym, luźniejszym tygodniu. Generalna tendencja była taka, że z każdym tygodniem było trochę mniej objętości ale intensywność rosła. Dużo zakładek różnego rodzaju, tylko 4 treningi biegowe w tych 3 tygodniach to było samo bieganie bez niczego przed. W pierwszych dwóch tygodniach czułem taką sinusoidę formy, jaką często czuję tuż przed złapaniem formy, może to dobry znak, z tym że teraz ta sinusoida była wspomagana przez pogodę i falę upałów. Ubiegły i obecny tydzień przyniosły stabilizację, ale też pogoda się poprawiła (chłodniej). Jestem już trochę zmęczony tym długim jak dla mnie sezonem, ale wydaje mi się że jak lekko zluzuję przed startami i złapię nieco świeżości to przy dobrych warunkach jest jeszcze szansa na niezłe wyniki.
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
Wpis będzie mało biegowy, tak tylko informuję .
Po Poznań Bike Challenge niestety mieszane uczucia, od kiedy kupiłem szosę chciałem wystartować w takim typowym wyścigu ze startu wspólnego i chyba to był pierwszy i ostatni raz. Strasznie niebezpieczna zabawa, pełno nierozważnych ludzi w peletonie, dużo kraks, często zupełnie głupich i takich których łatwo można by uniknąć. Sam leżałem w jednej, poza lekko pogiętym kołem i szlifami na kolanie, łokciach, biodrze i plecach to nic mi nie jest, ale moja kraksa była jedną z bezpieczniejszych.
Zaczęło się nieźle, startowałem w drugiej połówce pierwszego sektora, bo miejsca na przedzie były zajęte mimo że przyszedłem do strefy 30 minut przed startem. Od początku mocne szarpnięcie, byle znaleźć się w głównej grupie, naprawdę mocne tempo tam szło, pierwsze 15 minut średnia 45 km/h po mieście, więc wyglądało to tak: do zakrętu rozpędzenie pod 50 km/h, hamowanie i tak dalej. Spawanie od grupki do grupki, ale ostatecznie się udało, przy wyjeździe z miasta byłem w pierwszym, kilkudziesięcioosobowym peletonie. Poszła jakaś ucieczka, droga zrobiła się szersza, tempo spadło do okolic 40 (co po tym szalonym początku wydawało się spacerkiem), można było popić i zjeść żel. Jak towarzystwo się najadło to znowu zaczęły się harce i straszna nerwówka, ktoś próbował się oderwać, peleton spawał, hamował i tak ciągle. Zaraz potem pierwsza większa kraksa którą widziałem, byłem od niej dosłownie o włos. Kilkanaście kilometrów później, dokładnie na 34 km (do tego momentu średnia 43 km/h), kolejna której już niestety nie udało mi się uniknąć. Komuś spadł bidon, zawodnik jadący tuż przede mną na niego wjechał, a ja wjechałem na tego zawodnika, bez szans na reakcję. Złożyło się jeszcze chyba kilka osób, chociaż pewien nie jestem co tam się działo bo byłem w lekkim szoku. Pozbierałem swoje zabawki z gleby, wyprostowałem siodełko, założyłem łańcuch i pojechałem. Przez chwilę na adrenalinie jeszcze myślałem że może przycisnę i złapię grupę, ale jak zobaczyłem, że przednie koło mam krzywe i lekko ociera o przedni hamulec to dałem sobie spokój. Jechałem luźno wiedząc że zaraz dogoni mnie druga grupa, jechali tam ludzie którzy odpadli z sektora A i najlepsi z sektora B, który startował 2 minuty po A. Grupa mnie wchłonęła i w niej już bez większego zaangażowania, na zaliczenie jechałem do mety. W tej grupie nie było już takiej nerwówki, ale też było kilka groźnych sytuacji, plagą były wypadające bidony. Chciałem już po prostu dojechać do mety i mieć to za sobą, nie dlatego że bolały mnie nogi, nie dlatego że nie dawałem rady wydolnościowo, po prostu byłem mega zestresowany że zaraz znowu będę leżał. Na finiszu, gdzie można było łatwo obciąć kilkadziesiąt miejsc (cała grupa wjechała na metę w ciągu 3-4 sekund), zupełnie odpuściłem, nie chciałem ryzykować.
Rezultat: 2:53:01 (116 km), średnia 40 km/h, miejsce 186 na około 1200 rowerów szosowych i kilkaset innych. W kategorii wiekowej 55, dzięki czemu udało się zakwalifikować na Mistrzostwa Świata amatorów we Francji w 2017, ale raczej na nie się nie wybieram, chyba że wcześniej na wysoką kwotę ubezpieczę siebie i rower .
Gdyby nie kraksa to podejrzewam że udałoby się przez większą część dystansu, a może nawet przez cały wyścig, utrzymać w głównej grupie i skończyć koło 50~ miejsca. Jestem lekko poobijany i mam wcześniej wspomniane szlify, ale nie jest to nic groźnego, patrząc na to co się działo to można było sobie zrobić wczoraj większą krzywdę.
Treningowo nawet jestem w stanie dostrzec pozytywy w tym starcie, fajnie przepaliłem nogę, ta pogoń za peletonem po mieście to było moje najbardziej intensywne 15 minut od kiedy jeżdżę na szosie, na treningach nigdy nie byłem w stanie wejść na takie obroty, a tutaj przy adrenalinie nawet jakoś bardzo nie czułem zmęczenia mimo że tętno nie schodziło poniżej 85% (na treningach jak tętno dochodzi do 80% to już mi się wydaje że nogi więcej nie pociągną, teraz wiem że to tylko się wydaje ).
Tydzień 5-11.09
9:20 total:
- 4:10 rower (2 jednostki w tym wyścig, 154 km)
- 2:40 bieg (3 jednostki 33 km)
- 2:00 pływanie (3 jednostki 6 km)
- 30 min rozciąganie
Po Poznań Bike Challenge niestety mieszane uczucia, od kiedy kupiłem szosę chciałem wystartować w takim typowym wyścigu ze startu wspólnego i chyba to był pierwszy i ostatni raz. Strasznie niebezpieczna zabawa, pełno nierozważnych ludzi w peletonie, dużo kraks, często zupełnie głupich i takich których łatwo można by uniknąć. Sam leżałem w jednej, poza lekko pogiętym kołem i szlifami na kolanie, łokciach, biodrze i plecach to nic mi nie jest, ale moja kraksa była jedną z bezpieczniejszych.
Zaczęło się nieźle, startowałem w drugiej połówce pierwszego sektora, bo miejsca na przedzie były zajęte mimo że przyszedłem do strefy 30 minut przed startem. Od początku mocne szarpnięcie, byle znaleźć się w głównej grupie, naprawdę mocne tempo tam szło, pierwsze 15 minut średnia 45 km/h po mieście, więc wyglądało to tak: do zakrętu rozpędzenie pod 50 km/h, hamowanie i tak dalej. Spawanie od grupki do grupki, ale ostatecznie się udało, przy wyjeździe z miasta byłem w pierwszym, kilkudziesięcioosobowym peletonie. Poszła jakaś ucieczka, droga zrobiła się szersza, tempo spadło do okolic 40 (co po tym szalonym początku wydawało się spacerkiem), można było popić i zjeść żel. Jak towarzystwo się najadło to znowu zaczęły się harce i straszna nerwówka, ktoś próbował się oderwać, peleton spawał, hamował i tak ciągle. Zaraz potem pierwsza większa kraksa którą widziałem, byłem od niej dosłownie o włos. Kilkanaście kilometrów później, dokładnie na 34 km (do tego momentu średnia 43 km/h), kolejna której już niestety nie udało mi się uniknąć. Komuś spadł bidon, zawodnik jadący tuż przede mną na niego wjechał, a ja wjechałem na tego zawodnika, bez szans na reakcję. Złożyło się jeszcze chyba kilka osób, chociaż pewien nie jestem co tam się działo bo byłem w lekkim szoku. Pozbierałem swoje zabawki z gleby, wyprostowałem siodełko, założyłem łańcuch i pojechałem. Przez chwilę na adrenalinie jeszcze myślałem że może przycisnę i złapię grupę, ale jak zobaczyłem, że przednie koło mam krzywe i lekko ociera o przedni hamulec to dałem sobie spokój. Jechałem luźno wiedząc że zaraz dogoni mnie druga grupa, jechali tam ludzie którzy odpadli z sektora A i najlepsi z sektora B, który startował 2 minuty po A. Grupa mnie wchłonęła i w niej już bez większego zaangażowania, na zaliczenie jechałem do mety. W tej grupie nie było już takiej nerwówki, ale też było kilka groźnych sytuacji, plagą były wypadające bidony. Chciałem już po prostu dojechać do mety i mieć to za sobą, nie dlatego że bolały mnie nogi, nie dlatego że nie dawałem rady wydolnościowo, po prostu byłem mega zestresowany że zaraz znowu będę leżał. Na finiszu, gdzie można było łatwo obciąć kilkadziesiąt miejsc (cała grupa wjechała na metę w ciągu 3-4 sekund), zupełnie odpuściłem, nie chciałem ryzykować.
Rezultat: 2:53:01 (116 km), średnia 40 km/h, miejsce 186 na około 1200 rowerów szosowych i kilkaset innych. W kategorii wiekowej 55, dzięki czemu udało się zakwalifikować na Mistrzostwa Świata amatorów we Francji w 2017, ale raczej na nie się nie wybieram, chyba że wcześniej na wysoką kwotę ubezpieczę siebie i rower .
Gdyby nie kraksa to podejrzewam że udałoby się przez większą część dystansu, a może nawet przez cały wyścig, utrzymać w głównej grupie i skończyć koło 50~ miejsca. Jestem lekko poobijany i mam wcześniej wspomniane szlify, ale nie jest to nic groźnego, patrząc na to co się działo to można było sobie zrobić wczoraj większą krzywdę.
Treningowo nawet jestem w stanie dostrzec pozytywy w tym starcie, fajnie przepaliłem nogę, ta pogoń za peletonem po mieście to było moje najbardziej intensywne 15 minut od kiedy jeżdżę na szosie, na treningach nigdy nie byłem w stanie wejść na takie obroty, a tutaj przy adrenalinie nawet jakoś bardzo nie czułem zmęczenia mimo że tętno nie schodziło poniżej 85% (na treningach jak tętno dochodzi do 80% to już mi się wydaje że nogi więcej nie pociągną, teraz wiem że to tylko się wydaje ).
Tydzień 5-11.09
9:20 total:
- 4:10 rower (2 jednostki w tym wyścig, 154 km)
- 2:40 bieg (3 jednostki 33 km)
- 2:00 pływanie (3 jednostki 6 km)
- 30 min rozciąganie
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
Na zakończenie sezonu 2:19 na ćwiartce w Kórniku, bez rewelacji, trasy odmierzone po niemiecku idealnie do tego srogi wiatr i dziurawy asfalt na rowerze, więc tam wszyscy tracili czasowo. Wszystkie dyscypliny tak mniej więcej na "moim poziomie" bez jakiegoś błysku czy zawalenia. Poprawnie i bez większych historii, ale jakąś relację niedługo napiszę . Open 23/300 w kategorii 7.
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
Dziś, w zasadzie już z roztrenowania (w tygodniu 2 luźne rozbieganka na tętnie 130 i jakiś tam jeden mini akcent odmulający 6 x 1 minuta) 37:50 na lokalnej Świebodzińskiej Dziesiątce, trasa ze 100 metrów za krótka, bardzo kręta, łatwiejsza niż w ubiegłych latach ze względu na remont wiaduktu . 13 miejsce open, 3 w dumnie brzmiącej kategorii Mistrzostwa Powiatu na 10 km, więc jak co roku na tych zawodach, jakieś pudło było. Przebiegnięte mocno, ale relatywnie luźno, bez umierania, ale też już nie jestem w formie żeby sobie tak "poumierać" jak się to robi walcząc o życiówkę na 10km. Nogi świeżutkie, czułem braki w wytrzymałości tempowej pod 10 k.
Relacja z Kórnika się pisze
Relacja z Kórnika się pisze
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
Trzeba nadrobić zaległości „pisarskie”
Kórnik Triathlon 1/4 IM, czas 2:19:49, miejsce open 23/300, w kategorii wiekowej 7.
Pływanie (950m)
Pływanie wyglądało bardzo podobnie jak podczas pozostałych tegorocznych startów – mocny początek żeby się nieco uwolnić z pralki i potem w miarę równe płynięcie swoim rytmem. Nawigacyjnie nieźle, lepiej było tylko w Poznaniu, ale tam płynęło się po torze regatowym dla wioślarzy więc było mnóstwo punktów odniesienia.
Czas: 17:18, miejsce w pływaniu 45
T1 całkiem udane w 2:06, większość zawodników z czołówki robiła to w 1,5-2 minuty. Bezproblemowe wejście na rower za belką i szybkie założenie butów.
Rower (45km)
Na rowerze mocno wiało, jechało się 3 x dookoła długiego ale wąskiego jeziora + krótki dojazd na pętlę i z pętli do strefy, na początku okrążenia wiało z boku/w twarz, później krótki odcinek prosto pod wiatr, następnie wiatr boczny/w plecy i nawrót 180. Trasa tak ustawiona, że kiedy zawiewało w plecy to jak na złość była bardziej osłonięta niż jak zawiewało w twarz. Starałem się nie patrzeć na prędkość tylko trzymać w miarę równą intensywność i jechać swoje. W takich warunkach aż się prosi o pomiar mocy .
Czas 1:16:31 (35,3 km/h), miejsce na rowerze 54
T2 bezproblemowo w 50 sekund.
Bieg (10,55km)
Na początku biegu jeszcze wydawało mi się że będzie nieźle, czułem się dobrze, warunki dla mnie korzystne, koło 18 stopni i pochmurno. Tempo z okolic 4/km z nastawieniem, że złapię rytm i przyspieszę, jak to zwykle bywało. Z czasem jednak wyraźnie słabłem, tempo spadło do 4:10/km i nie za bardzo mogłem z tym coś zrobić. Głowa chciała przyspieszyć, miałem świadomość że to ostatni start w sezonie i nie ma się co oszczędzać, byłem gotowy na to żeby trochę bardziej pocierpieć, ale po prostu nogi nie chciały posłuchać. Pozostało mi dobiec „na zaliczenie” do mety.
Czas 43:04 (4:05/km), miejsce w bieganiu 18.
Podsumowując, wszystko bez większych historii, pływanie i rower na mniej więcej oczekiwanym poziomie, w tych warunkach nie ma się do czego przyczepić, bieganie lekko poniżej oczekiwań.
Z obserwacji to patrząc na moje miejsca w pływaniu i na rowerze w tym sezonie widać ciekawą zależność: na ćwiartkach (950 pływania, 45 roweru) lepiej wypadam na tle stawki w pływaniu niż na rowerze, a na olimpijkach (1500/40) odwrotnie. W sumie zaczynając ten sezon nie sądziłem że kiedykolwiek w triathlonie będę lepszym lepszym pływakiem niż kolarzem.
Po tym starcie zacząłem roztrenowanie, ale wiedziałem że czeka mnie jeszcze lokalna Świebodzińska Dziesiątka. Czułem już zmęczenie materiału po tym triathlonie, ale względy lokalno-sentymentalne i jakaś tam ciekawość ile mi się uda nabiegać na 10km po sezonie tri nie pozwalały tego zupełnie odpuścić. W tygodniu przed dyszką wyrzuciłem z planu pływanie i rower. Zrobiłem 2 totalnie luźne rozbiegania w poniedziałek i wtorek, a w czwartek do minimalnie szybszego rozbiegania dodałem sześć minutowych przyspieszeń do mniej-więcej tempa na 5 km.
Na tym ostatnim treningu czułem się nieźle, w ogóle w trakcie tego tygodnia stała się dość dziwna rzecz. Mimo znacznie mniejszej niż dotychczas objętości treningowej, a jednocześnie stałej objętości żywieniowej waga poleciała w dół. Na starcie w Kórniku miałem koło 71,5 kg, w sobotę przed Dziesiątką równe 70. Podobnie miałem w czerwcu, niedługo przed szczytem formy.
Sam bieg nie był rewelacyjny, ale czułem się dużo lepiej niż w Kórniku, mimo że pogoda nie do końca moja - 20 stopni i bezchmurne niebo. Nogi świeże, płuca lekko zamulone, po 6 km zbrakło „obiegania” na intensywnościach typowych dla dyszki i tempo nieco siadło, ale całościowo leciało się nieźle i starczyło sił na mocny finisz. Czas 37:50 powyżej oczekiwań, nastawiałem się na okolice 39 minut. Gdyby trasa była domierzona to pewnie nabiegałbym 38 z małym hakiem co i tak byłoby moim 3cim najlepszym wynikiem na 10 km ever.
Tak mi się coś zdaje że ten Bike Challenge trochę był niepotrzebny. Pomijając nawet tę kraksę, po prostu mocniej, dużo mocniej mnie te zawody sponiewierały niż się tego spodziewałem i forma która miała przyjść na Kórnik przyszła z lekkim opóźnieniem. No ale nie ma co za dużo gdybać, trzeba wyciągnąć wnioski na przyszłość i mądrzej planować kolejny sezon.
Pierwszy raz od dawna kończę sezon i robię roztrenowanie nie dlatego że muszę to zrobić, bo mam jakieś mniejsze lub większe urazy do wyleczenia, tylko po prostu zrealizowałem cały plan, wystartowałem tam gdzie miałem wystartować i teraz z czystym sumieniem mogę odpocząć . Fajne uczucie, którego mi brakowało jak tylko biegałem. Nie ukrywam że trochę tęsknię do prostoty (pod względem "logistycznym") trenowania tylko pod bieganie, triathlon bywa upierdliwy pod tym względem, ale póki co moje ciało dużo lepiej go znosi, więc przy tym zostanę.
Mam już w głowie ramowy plan na sezon 2017, zima i wiosna jeśli chodzi o starty będzie dość mocno biegowa, klasyczny poznański zestaw - kilka startów na 5km w City Trail, Maniacka Dziesiątka i Półmaraton. W tri na pewno zostaję przy ćwiartkach i olimpijkach, nie wydłużam się. Niedługo coś więcej napiszę, zrobię też podsumowanie minionego sezonu.
Fotka z dyszki, koło 7 km
Kórnik Triathlon 1/4 IM, czas 2:19:49, miejsce open 23/300, w kategorii wiekowej 7.
Pływanie (950m)
Pływanie wyglądało bardzo podobnie jak podczas pozostałych tegorocznych startów – mocny początek żeby się nieco uwolnić z pralki i potem w miarę równe płynięcie swoim rytmem. Nawigacyjnie nieźle, lepiej było tylko w Poznaniu, ale tam płynęło się po torze regatowym dla wioślarzy więc było mnóstwo punktów odniesienia.
Czas: 17:18, miejsce w pływaniu 45
T1 całkiem udane w 2:06, większość zawodników z czołówki robiła to w 1,5-2 minuty. Bezproblemowe wejście na rower za belką i szybkie założenie butów.
Rower (45km)
Na rowerze mocno wiało, jechało się 3 x dookoła długiego ale wąskiego jeziora + krótki dojazd na pętlę i z pętli do strefy, na początku okrążenia wiało z boku/w twarz, później krótki odcinek prosto pod wiatr, następnie wiatr boczny/w plecy i nawrót 180. Trasa tak ustawiona, że kiedy zawiewało w plecy to jak na złość była bardziej osłonięta niż jak zawiewało w twarz. Starałem się nie patrzeć na prędkość tylko trzymać w miarę równą intensywność i jechać swoje. W takich warunkach aż się prosi o pomiar mocy .
Czas 1:16:31 (35,3 km/h), miejsce na rowerze 54
T2 bezproblemowo w 50 sekund.
Bieg (10,55km)
Na początku biegu jeszcze wydawało mi się że będzie nieźle, czułem się dobrze, warunki dla mnie korzystne, koło 18 stopni i pochmurno. Tempo z okolic 4/km z nastawieniem, że złapię rytm i przyspieszę, jak to zwykle bywało. Z czasem jednak wyraźnie słabłem, tempo spadło do 4:10/km i nie za bardzo mogłem z tym coś zrobić. Głowa chciała przyspieszyć, miałem świadomość że to ostatni start w sezonie i nie ma się co oszczędzać, byłem gotowy na to żeby trochę bardziej pocierpieć, ale po prostu nogi nie chciały posłuchać. Pozostało mi dobiec „na zaliczenie” do mety.
Czas 43:04 (4:05/km), miejsce w bieganiu 18.
Podsumowując, wszystko bez większych historii, pływanie i rower na mniej więcej oczekiwanym poziomie, w tych warunkach nie ma się do czego przyczepić, bieganie lekko poniżej oczekiwań.
Z obserwacji to patrząc na moje miejsca w pływaniu i na rowerze w tym sezonie widać ciekawą zależność: na ćwiartkach (950 pływania, 45 roweru) lepiej wypadam na tle stawki w pływaniu niż na rowerze, a na olimpijkach (1500/40) odwrotnie. W sumie zaczynając ten sezon nie sądziłem że kiedykolwiek w triathlonie będę lepszym lepszym pływakiem niż kolarzem.
Po tym starcie zacząłem roztrenowanie, ale wiedziałem że czeka mnie jeszcze lokalna Świebodzińska Dziesiątka. Czułem już zmęczenie materiału po tym triathlonie, ale względy lokalno-sentymentalne i jakaś tam ciekawość ile mi się uda nabiegać na 10km po sezonie tri nie pozwalały tego zupełnie odpuścić. W tygodniu przed dyszką wyrzuciłem z planu pływanie i rower. Zrobiłem 2 totalnie luźne rozbiegania w poniedziałek i wtorek, a w czwartek do minimalnie szybszego rozbiegania dodałem sześć minutowych przyspieszeń do mniej-więcej tempa na 5 km.
Na tym ostatnim treningu czułem się nieźle, w ogóle w trakcie tego tygodnia stała się dość dziwna rzecz. Mimo znacznie mniejszej niż dotychczas objętości treningowej, a jednocześnie stałej objętości żywieniowej waga poleciała w dół. Na starcie w Kórniku miałem koło 71,5 kg, w sobotę przed Dziesiątką równe 70. Podobnie miałem w czerwcu, niedługo przed szczytem formy.
Sam bieg nie był rewelacyjny, ale czułem się dużo lepiej niż w Kórniku, mimo że pogoda nie do końca moja - 20 stopni i bezchmurne niebo. Nogi świeże, płuca lekko zamulone, po 6 km zbrakło „obiegania” na intensywnościach typowych dla dyszki i tempo nieco siadło, ale całościowo leciało się nieźle i starczyło sił na mocny finisz. Czas 37:50 powyżej oczekiwań, nastawiałem się na okolice 39 minut. Gdyby trasa była domierzona to pewnie nabiegałbym 38 z małym hakiem co i tak byłoby moim 3cim najlepszym wynikiem na 10 km ever.
Tak mi się coś zdaje że ten Bike Challenge trochę był niepotrzebny. Pomijając nawet tę kraksę, po prostu mocniej, dużo mocniej mnie te zawody sponiewierały niż się tego spodziewałem i forma która miała przyjść na Kórnik przyszła z lekkim opóźnieniem. No ale nie ma co za dużo gdybać, trzeba wyciągnąć wnioski na przyszłość i mądrzej planować kolejny sezon.
Pierwszy raz od dawna kończę sezon i robię roztrenowanie nie dlatego że muszę to zrobić, bo mam jakieś mniejsze lub większe urazy do wyleczenia, tylko po prostu zrealizowałem cały plan, wystartowałem tam gdzie miałem wystartować i teraz z czystym sumieniem mogę odpocząć . Fajne uczucie, którego mi brakowało jak tylko biegałem. Nie ukrywam że trochę tęsknię do prostoty (pod względem "logistycznym") trenowania tylko pod bieganie, triathlon bywa upierdliwy pod tym względem, ale póki co moje ciało dużo lepiej go znosi, więc przy tym zostanę.
Mam już w głowie ramowy plan na sezon 2017, zima i wiosna jeśli chodzi o starty będzie dość mocno biegowa, klasyczny poznański zestaw - kilka startów na 5km w City Trail, Maniacka Dziesiątka i Półmaraton. W tri na pewno zostaję przy ćwiartkach i olimpijkach, nie wydłużam się. Niedługo coś więcej napiszę, zrobię też podsumowanie minionego sezonu.
Fotka z dyszki, koło 7 km
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- MikeWeidenbaum
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1132
- Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
- Życiówka na 10k: 36:27
- Życiówka w maratonie: brak
Podsumowanie sezonu tri 2016, na początek trochę cyferek. Gdyby ktoś chciał zobaczyć wyniki z wszystkich moich startów (nie tylko z tego sezonu), to są dostępne tutaj: http://enduhub.com/pl/MikeWeidenbaum/
Sezon zacząłem w zasadzie równo z początkiem roku 2016, wcześniej leczyłem kontuzję, w grudniu 2015 coś tam już biegałem, ale to było jeszcze takie "badanie" czy już mogę trenować czy jeszcze muszę się leczyć. Zakończyłem sezon 18 września startem w Kórniku. Wyszło zatem 37 tygodni treningu.
Średnio tygodniowo trenowałem 8,5 godziny, a na poszczególne dyscypliny rozkładało się to tak:
- 3:30 rower (średnio koło 100 km tygodniowo, wliczając w to trenażer)
- 2:30 bieganie (średnio 31 km)
- 1:30 pływanie (średnio 4,5 km)
- godzina rozciągania i/lub ćwiczeń siłowych
Wygląda to nieźle i wydaje mi się że trenowałem całkiem uczciwie i w odpowiednich proporcjach.
Co mnie najbardziej cieszy to fakt, że udało mi się przebrnąć przez cały długi sezon, zrobić fajne wyniki, dobrze się przy tym bawiąc i co najważniejsze - nie miałem żadnej kontuzji czy nawet mniejszego urazu. Sezon zaczynałem po kontuzji, biegałem z założonymi tejpami i przez pierwsze 3 miesiące musiałem jeszcze uważać na kontuzjowaną nogę, więc nawet zaryzykuję stwierdzenie że zakończyłem sezon w lepszym zdrowiu niż go zacząłem. Muszę powiedzieć że wręcz było to dla mnie trochę dziwne, że podczas biegania w tym roku nic mnie nie bolało, nie miałem nawet takich mikro-dolegliwości, które dla biegaczy są chlebem powszednim, do tego stopnia, że czasami żartuje się, że "jak nic nie boli to jest to podejrzane". W czerwcu miałem chwilowe problemy żołądkowe, przez które nawet leżałem dzień w szpitalu, ale to było raczej niezwiązane z treningiem (ewentualnie pośrednio - mogło to być zatrucie wodą z jeziora).
Bieganie nadal pozostaje moją ulubioną dyscypliną no ale ostatnie sezony biegowe dostarczały sporo frustracji wywołanej co raz to nowymi urazami. Triathlon okazał się idealnym sposobem na pozostanie w formie i jednocześnie na prewencję kontuzji przeciążeniowych - biegam mniej, ale też wydaje mi się że wzajemny wpływ poszczególnych dyscyplin na siebie też sprawia że trudniej jest coś sobie popsuć (np. basen rozluźnia pospinane nogi itd). Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego że triathloniści też mają kontuzje i fakt że biegam teraz mniej niż kiedyś nie oznacza że jestem niezniszczalny, cały czas słucham organizmu i jestem wyczulony na jakieś ewentualne "ostrzeżenia".
Spisałem sobie też trochę uwag i obserwacji związanych z poszczególnymi dyscyplinami:
Pływanie
Plusy
Patrząc na formę i technikę z początku roku to duża poprawa, nawet ogromna. Ogólnie rzecz biorąc dopiero podczas sezonu faktycznie polubiłem pływanie, najpierw na basenie, potem na jeziorze.
Rok temu w Poznaniu na olimpijce w samym pływaniu byłem na 700-którymś miejscu, w tym roku w Sierakowie na 1/4 byłem 103, a w Poznaniu na olimpijce 170 (w podobnych ilościowo stawkach). Także progres mega duży, a tak naprawdę dopiero od stycznia zacząłem faktycznie trenować pływanie.
Minusy
Ogólny progres spory, ale czuję że nie wykorzystałem na akwenach całego potencjału wypracowanego na basenie. Najlepiej na zawodach popłynąłem w Sierakowie, przed którym zrobiłem tylko 3 treningi open water. Więc mimo braku rozpływania na otwartej wodzie, czułem że najmniej posypała mi się technika, potem kiedy większość treningów była na jeziorze to już nie miałem takiej kontroli nad techniką i tam musiałem się trochę "zagubić".
Obserwacje ogólne
Patrząc na miejsca w poszczególnych dyscyplinach to na ćwiartkach lepiej wpadałem w pływaniu niż na rowerze a na olimpijkach odwrotnie. I na tych olimpijkach czułem że po około kilometrze brakowało siły, zaczynałem płynąć dużo wolniej i "brzydziej" i traciłem dystans względem płynących obok. Generalnie na pływaniu bardzo rzadko kogoś wyprzedzałem, przeważnie na początku trzymałem się z jakąś tam grupą a pod koniec od niej odpadałem.
Cele na przyszły sezon
Dalsza praca nad wszystkimi aspektami pływania. Wiem że tu jeszcze dużo jest do zrobienia i nie trzeba żadnych cudów tylko po prostu uczciwa praca na treningach i progres będzie.
Rower
Plusy
Podobnie jak w pływaniu, od początku roku progres mega duży, nauczyłem się jeździć w pozycji TT i lepiej trzymać równą intensywność.
Minusy
Mniej więcej od maja lekka stagnacja formy, mimo dość ciężkich i sumiennie wykonywanych treningów. Chociaż może ta stagnacja to takie wrażenie bo w sumie na każdym kolejnym starcie były co raz to gorsze warunki do jazdy na rowerze (wiatr). Na treningach podczas interwałów TT (jazda na czas), nawet w trudnych warunkach średnie prędkości wychodziły zawsze 37-40, na zawodach jeździłem 35-36.
Obserwacje ogólne
Ciągle mam wrażenie (zarówno na treningach i na zawodach) że nogi nie nadążają za płucami i serduchem, rzadko kiedy wychodzę z drugiego zakresu tętna na rowerze.
Cele na przyszły sezon
Po nowym roku chcę kupić pomiar mocy i na nim oprzeć treningi, sporą część z nich wykonując na trenażerze, zarówno dla optymalnego treningu i dla oszczędności czasu.W tym sezonie trenując na tętno czułem że to było trochę na ślepo wszystko, warunki często się zmieniały i ani tętno ani samopoczucie nie były adekwatne i ciężko było porównywać treningi na przestrzeni tygodni/miesięcy.
Bieganie
Plusy
Zdecydowanie poprawiłem przejście z roweru na bieg, mimo mniejszej objętości treningów biegowych udało się utrzymać niezłą formę.
Minusy
Po rowerze czuję zmęczone nogi (uda) i przez to nie mogę wejść na wyższą intensywność, mimo że mam spory zapas wytrzymałości, wszystkie biegi na zawodach tri biegałem ze średnim tętnem z okolic 170 (85% Hrmax), a na zawodach biegowych na 5-10 km bez większego problemu wchodzę na tętno 177-180.
Cele na przyszły sezon
Wiadomo, że w bieganiu trudniej będzie mi zrobić taki progres jak w pływaniu czy na rowerze, ale nawet jeśli bieganie zostanie u mnie na podobnym poziomie, a mocno podciągnę pływanie i rower to zrobię spory progres w wynikach. Chociaż liczę, że jak poprawię dwie pierwsze dyscypliny to bieganie też pójdzie dzięki temu łatwiej.
Wstępny plan startów na przyszły sezon
W przyszłym sezonie na pewno zostaję przy krótkich dystansach w tri, czuję że to jeszcze nie czas na wydłużanie się. Chciałbym żeby ten sezon był krótszy, ilość startów podobna, ale nie tak rozciągnięta jak w tym roku i bez niepotrzebnych dodatkowych startów w stylu Bike Challenge, wstępnie mam taki pomysł:
zima-wiosna: starty biegowe w City Trail na 5 km, Maniacka Dziesiątka w marcu i Półmaraton Poznań czyli klasyczny poznański zestaw. To wszystko oczywiście treningowo, jako element przygotowań do tri, ale nie ukrywam że chciałbym powalczyć o życiówki, na 5 i 10 km będzie to trudniejsze, ale w połówce mam życiówkę nabieganą z treningu triathlonowego, więc tutaj jest spora szansa.
maj: na początku miesiąca start w sprincie w Czempiniu (duathlon), pod koniec ćwiartka w Sierakowie.
czerwiec: pod koniec miesiąca ćwiartka w Poznaniu.
lipiec: w drugim tygodniu lipca ćwiartka w Bydgoszczy.
I na tym bym skończył sezon w tri, potem chciałbym ze 2 tygodnie odpocząć i od sierpnia zacząć przygotowania biegowe (uzupełnione rowerem i pływaniem) pod jakiś cel biegowy na jesień, trochę mnie kusi żeby zadebiutować w maratonie, ale nie jestem do końca przekonany, może jeszcze zostanę przy połówkach. Myślę, że decyzję pod jaki dystans przygotowywać się na jesień podejmę po wiosennej połówce, jak nabiegam czas który da „papiery” na łamanie 3h w maratonie z jakimś tam zapasem to wtedy pomyślę na poważnie o starcie na tym dystansie.
Teraz sobie bardzo luźno biegam 2-3 razy w tygodniu po 6-10 km, rozciągam się i robię ćwiczenia koordynacyjne. Od 17 października zaczynam jakiś bardziej usystematyzowany trening, ale to też jeszcze będą lajty i typowe budowanie bazy. 22 października prawdopodobnie pobiegnę w City Trail, ale będąc świeżo po roztrenowaniu potraktuję to tylko jako lekkie przewentylowanie płuc
Sezon zacząłem w zasadzie równo z początkiem roku 2016, wcześniej leczyłem kontuzję, w grudniu 2015 coś tam już biegałem, ale to było jeszcze takie "badanie" czy już mogę trenować czy jeszcze muszę się leczyć. Zakończyłem sezon 18 września startem w Kórniku. Wyszło zatem 37 tygodni treningu.
Średnio tygodniowo trenowałem 8,5 godziny, a na poszczególne dyscypliny rozkładało się to tak:
- 3:30 rower (średnio koło 100 km tygodniowo, wliczając w to trenażer)
- 2:30 bieganie (średnio 31 km)
- 1:30 pływanie (średnio 4,5 km)
- godzina rozciągania i/lub ćwiczeń siłowych
Wygląda to nieźle i wydaje mi się że trenowałem całkiem uczciwie i w odpowiednich proporcjach.
Co mnie najbardziej cieszy to fakt, że udało mi się przebrnąć przez cały długi sezon, zrobić fajne wyniki, dobrze się przy tym bawiąc i co najważniejsze - nie miałem żadnej kontuzji czy nawet mniejszego urazu. Sezon zaczynałem po kontuzji, biegałem z założonymi tejpami i przez pierwsze 3 miesiące musiałem jeszcze uważać na kontuzjowaną nogę, więc nawet zaryzykuję stwierdzenie że zakończyłem sezon w lepszym zdrowiu niż go zacząłem. Muszę powiedzieć że wręcz było to dla mnie trochę dziwne, że podczas biegania w tym roku nic mnie nie bolało, nie miałem nawet takich mikro-dolegliwości, które dla biegaczy są chlebem powszednim, do tego stopnia, że czasami żartuje się, że "jak nic nie boli to jest to podejrzane". W czerwcu miałem chwilowe problemy żołądkowe, przez które nawet leżałem dzień w szpitalu, ale to było raczej niezwiązane z treningiem (ewentualnie pośrednio - mogło to być zatrucie wodą z jeziora).
Bieganie nadal pozostaje moją ulubioną dyscypliną no ale ostatnie sezony biegowe dostarczały sporo frustracji wywołanej co raz to nowymi urazami. Triathlon okazał się idealnym sposobem na pozostanie w formie i jednocześnie na prewencję kontuzji przeciążeniowych - biegam mniej, ale też wydaje mi się że wzajemny wpływ poszczególnych dyscyplin na siebie też sprawia że trudniej jest coś sobie popsuć (np. basen rozluźnia pospinane nogi itd). Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego że triathloniści też mają kontuzje i fakt że biegam teraz mniej niż kiedyś nie oznacza że jestem niezniszczalny, cały czas słucham organizmu i jestem wyczulony na jakieś ewentualne "ostrzeżenia".
Spisałem sobie też trochę uwag i obserwacji związanych z poszczególnymi dyscyplinami:
Pływanie
Plusy
Patrząc na formę i technikę z początku roku to duża poprawa, nawet ogromna. Ogólnie rzecz biorąc dopiero podczas sezonu faktycznie polubiłem pływanie, najpierw na basenie, potem na jeziorze.
Rok temu w Poznaniu na olimpijce w samym pływaniu byłem na 700-którymś miejscu, w tym roku w Sierakowie na 1/4 byłem 103, a w Poznaniu na olimpijce 170 (w podobnych ilościowo stawkach). Także progres mega duży, a tak naprawdę dopiero od stycznia zacząłem faktycznie trenować pływanie.
Minusy
Ogólny progres spory, ale czuję że nie wykorzystałem na akwenach całego potencjału wypracowanego na basenie. Najlepiej na zawodach popłynąłem w Sierakowie, przed którym zrobiłem tylko 3 treningi open water. Więc mimo braku rozpływania na otwartej wodzie, czułem że najmniej posypała mi się technika, potem kiedy większość treningów była na jeziorze to już nie miałem takiej kontroli nad techniką i tam musiałem się trochę "zagubić".
Obserwacje ogólne
Patrząc na miejsca w poszczególnych dyscyplinach to na ćwiartkach lepiej wpadałem w pływaniu niż na rowerze a na olimpijkach odwrotnie. I na tych olimpijkach czułem że po około kilometrze brakowało siły, zaczynałem płynąć dużo wolniej i "brzydziej" i traciłem dystans względem płynących obok. Generalnie na pływaniu bardzo rzadko kogoś wyprzedzałem, przeważnie na początku trzymałem się z jakąś tam grupą a pod koniec od niej odpadałem.
Cele na przyszły sezon
Dalsza praca nad wszystkimi aspektami pływania. Wiem że tu jeszcze dużo jest do zrobienia i nie trzeba żadnych cudów tylko po prostu uczciwa praca na treningach i progres będzie.
Rower
Plusy
Podobnie jak w pływaniu, od początku roku progres mega duży, nauczyłem się jeździć w pozycji TT i lepiej trzymać równą intensywność.
Minusy
Mniej więcej od maja lekka stagnacja formy, mimo dość ciężkich i sumiennie wykonywanych treningów. Chociaż może ta stagnacja to takie wrażenie bo w sumie na każdym kolejnym starcie były co raz to gorsze warunki do jazdy na rowerze (wiatr). Na treningach podczas interwałów TT (jazda na czas), nawet w trudnych warunkach średnie prędkości wychodziły zawsze 37-40, na zawodach jeździłem 35-36.
Obserwacje ogólne
Ciągle mam wrażenie (zarówno na treningach i na zawodach) że nogi nie nadążają za płucami i serduchem, rzadko kiedy wychodzę z drugiego zakresu tętna na rowerze.
Cele na przyszły sezon
Po nowym roku chcę kupić pomiar mocy i na nim oprzeć treningi, sporą część z nich wykonując na trenażerze, zarówno dla optymalnego treningu i dla oszczędności czasu.W tym sezonie trenując na tętno czułem że to było trochę na ślepo wszystko, warunki często się zmieniały i ani tętno ani samopoczucie nie były adekwatne i ciężko było porównywać treningi na przestrzeni tygodni/miesięcy.
Bieganie
Plusy
Zdecydowanie poprawiłem przejście z roweru na bieg, mimo mniejszej objętości treningów biegowych udało się utrzymać niezłą formę.
Minusy
Po rowerze czuję zmęczone nogi (uda) i przez to nie mogę wejść na wyższą intensywność, mimo że mam spory zapas wytrzymałości, wszystkie biegi na zawodach tri biegałem ze średnim tętnem z okolic 170 (85% Hrmax), a na zawodach biegowych na 5-10 km bez większego problemu wchodzę na tętno 177-180.
Cele na przyszły sezon
Wiadomo, że w bieganiu trudniej będzie mi zrobić taki progres jak w pływaniu czy na rowerze, ale nawet jeśli bieganie zostanie u mnie na podobnym poziomie, a mocno podciągnę pływanie i rower to zrobię spory progres w wynikach. Chociaż liczę, że jak poprawię dwie pierwsze dyscypliny to bieganie też pójdzie dzięki temu łatwiej.
Wstępny plan startów na przyszły sezon
W przyszłym sezonie na pewno zostaję przy krótkich dystansach w tri, czuję że to jeszcze nie czas na wydłużanie się. Chciałbym żeby ten sezon był krótszy, ilość startów podobna, ale nie tak rozciągnięta jak w tym roku i bez niepotrzebnych dodatkowych startów w stylu Bike Challenge, wstępnie mam taki pomysł:
zima-wiosna: starty biegowe w City Trail na 5 km, Maniacka Dziesiątka w marcu i Półmaraton Poznań czyli klasyczny poznański zestaw. To wszystko oczywiście treningowo, jako element przygotowań do tri, ale nie ukrywam że chciałbym powalczyć o życiówki, na 5 i 10 km będzie to trudniejsze, ale w połówce mam życiówkę nabieganą z treningu triathlonowego, więc tutaj jest spora szansa.
maj: na początku miesiąca start w sprincie w Czempiniu (duathlon), pod koniec ćwiartka w Sierakowie.
czerwiec: pod koniec miesiąca ćwiartka w Poznaniu.
lipiec: w drugim tygodniu lipca ćwiartka w Bydgoszczy.
I na tym bym skończył sezon w tri, potem chciałbym ze 2 tygodnie odpocząć i od sierpnia zacząć przygotowania biegowe (uzupełnione rowerem i pływaniem) pod jakiś cel biegowy na jesień, trochę mnie kusi żeby zadebiutować w maratonie, ale nie jestem do końca przekonany, może jeszcze zostanę przy połówkach. Myślę, że decyzję pod jaki dystans przygotowywać się na jesień podejmę po wiosennej połówce, jak nabiegam czas który da „papiery” na łamanie 3h w maratonie z jakimś tam zapasem to wtedy pomyślę na poważnie o starcie na tym dystansie.
Teraz sobie bardzo luźno biegam 2-3 razy w tygodniu po 6-10 km, rozciągam się i robię ćwiczenia koordynacyjne. Od 17 października zaczynam jakiś bardziej usystematyzowany trening, ale to też jeszcze będą lajty i typowe budowanie bazy. 22 października prawdopodobnie pobiegnę w City Trail, ale będąc świeżo po roztrenowaniu potraktuję to tylko jako lekkie przewentylowanie płuc