Artykuł o zaletach wciągania żeli co 5 km czytałem z 1-2 lata temu gdzieś w necie i był poparty badaniami naukowymi, ale nie wiem kto był sponsorem badań, czy nie producent
Ale z doświadczenia mogę powiedzieć, że to działa. A wypróbowałem na sobie kilkanaście lat temu, bo kiedyś regularnie startowałem w 2 maratonach w jeden weekend, pierwszy na rolkach, drugi normalnie. Na rolkach wysiłek i czas jego trwania był mniejszy (ok.1,5 godziny jazdy na maksa), ale też nie było czasu na bawienie się z żelami, więc wtedy maksymalnie jeden żel + jakiś izotonik z bidonu. Do następnego dnia nie było szans na pełne uzupełnienie węglowodanów, więc brałem ze sobą 6-7 żeli (najczęściej PowerBar) na drogę + jeden na start. Ponieważ to działało nie powodując żadnych problemów żołądkowych, zwiększonego pragnienia, itp., to zacząłem taką taktykę stosować we wszystkich maratonach. Na ok. 15-20 minut przed startem 1 żel popity wodą, a potem w zależności od ustawienia punktów (każdy żel dobrze jest od razu popić). Teraz często pomiędzy punktami odżywczymi są jeszcze punkty odświeżania tylko z wodą, które są do tego idealne. Przy takim układzie zwykle łykam żel na 7,5 km, 15 km, 20 km, 25 km, 30km i 35 km lub pomiędzy, w zależności od potrzeby. Na 40 km to już nie ma sensu łykać czegokolwiek poza izo. Przy takim układzie zabieram ze sobą 6 żeli. Na niektórych maratonach dają żele na punktach od 25 km, więc wtedy biorę odpowiednio mniej, ale to chyba jeszcze nie w Polsce. Poza żelami korzystam z tabletek Dextro Energy (dostępne w sklepach dla cukrzyków, również w necie) lub pianek Gel-Chip (w Polsce nie widziałem). Wkłada się pod policzek i powoli się rozpuszczają uwalniając stosunkowo małą, ale stałą dawkę dekstrozy. Jak potrzebny jest zastrzyk energii, wystarczy pogryźć i połknąć. Są lekkie, więc zabieram też ze 6. Czasem coś z tego zostaje niewykorzystane, ale wolę nosić niż żałować
