Preview
Więc tak: mam 37 lat, 192 cm wzrostu i troszkę ponad 97 kg wagi (bywało mniej

). W związku z tym, że jeżdżę od lat na nartach sport mi nie obcy, ale zima się skończyła tak więc przydział ruchu na świeżym powietrzu również. Mając w pamięci kłopoty z kondycją z początku zimy stwierdziłem, że muszę cosik z sobą począć i to jak najszybciej. Wymyśliłem (a właściwie pomysł przypełzł do mnie w postaci sugestii moich biegających znajomych - na nieszczęście dalszych), że mógłbym biegać. Wcześniej moje próby zaliczenia się w poczet "biegaczy" spalały na panewce, a to głównie za sprawą braku "pokrewnych dusz", które by mnie dopingowały do zwleczenia swej marnej powłoki rano z wyra (tak przynajmniej sobie to tłumaczę). Ostatnim razem przed trzema tygodniami postanowiłem, że od "jutra" biegam, no i biegałem ranną porą przez całe trzy dni (pod rząd), aż się przeziębiłem (bo chyba prędkość była za wielka

)). Poza tym chyba trochę chciałem za szybko i za daleko i w ogóle. Teraz jestem już zdesperowany i trochę spokorniałem, więc mówię sobie: lepiej zapytać szpecjalistów na forum, a może wszystko lepiej pójdzie. Więc tak: moje osiagi (jednorazowo) to: trasa 4 km przez 27 minut (szkoda, że nie ma mniejszej czcionki, bo chwalić się nie ma czym), brak zakwasów w mięśniach, ale "maślate" nogi i zakwaszone samopoczucie. Pewnie gdzieś to wszystko w internecie pisze, co i jak robic, ale do mnie trzeba jak do dziecka: chłopie musisz tak, a tak, nie możesz tego i tego, dobrze jest pić to, a nie wskazane żrić tego - koniec! Pewnie niektórzy coś mi nawsadzają od leni i innych podobnych, ale może znajdzie się jakaś litościwa dusza i coś wymyśli. Wprawdzie wiem, że co poniektórzy mają obawy udzielać za dobrych rad, gdyż obawiaja się, że będę potem wygrywać wszystkie maratony, ale obiecuję, że będę biegał w przeciwnym kierunku.....
Pozdrowienia
YP
Szleństwo to ciągłe robienie tego samego i oczekiwanie za każdym razem innego efektu!