08.05.16 - XXXVI Bieg Siarkowca Im. Kazimierza Sławka
Nie lubię biegać u siebie. Raz, że te starty zwykle mi nie idą, dwa wiem co będzie za chwilę, trzy zwykle czuję jakąś presję i zwyczajnie palę te starty już na początku. Dzisiaj miałem jednak inne nastawienie. Miałem zadanie do wykonania.
"Zacznij po 3:55 i trzymaj ile się da. Nie przejmuj się jeśli na 6-7km tempo spadnie do 4:05 tylko ciśnij dalej"
Takie mniej więcej dostałem wytyczne od Rolliego. Plan był prosty który od pierwszego momentu mi się spodobał. Ot pobiegnę sobie 3:55 ile wytrzymam tyle wytrzymam, a później sobie umrę

Jednak dobrze wiedzieć co człowieka czeka w niedalekiej przyszłości
Rano przed odebraniem pakietu podjechałem sobie nad jezioro w celu sprawdzenia wiatru. Coś tam wiało, ale flaga ledwo łopotała. Dobrze jest, pomyślałem. Oby tak było za 3 godziny. Niestety po 2,5h gdy jechaliśmy w stronę startu, flaga już wesoło łopotała. Oczywiście nie tak, żeby pomagać. Szykował się klasyczny wmordewind od około 3,5km do w zasadzie 9. Okazało się jednak, że wiatr jest na tyle przebiegły, że wmordewind będzie robił praktycznie od samego początku

No cóż trudno.
Potruchtałem sobie jakąś tam rozgrzewkę, stwierdziłem, że nie ma sensu robić nic więcej jak przed interwałami. Dodałem tylko 5 krótkich sprintów na rozruszanie i ustawiłem się na starcie. No i pobiegłem. Starałem się trzymać zakładane 3:55, ale na początku było ciężko. Był spory tłok i sporo zakrętów które momentami hamowały. Po pierwszym kilometrze już się przerzedziło, niestety zaczęło wiać i było lekko pod górę. Tempo lekko siadło i intensywność wzrosła. Następny kilometr po równym i tu już przestałem tak mocno tracić do zakładanego tempa. 4km był z całego biegu najfajniejszy, z górki, miło i przyjemnie, złapałem trochę oddechu i nadrobiłem trochę strat. Pod koniec 4km dołączył do mnie wspomniany w komentarzach "Pan Dyrektor". Skrócę wasze cierpienia w czytaniu tych wypocin. Do 9km Nie działo się praktycznie nic ciekawego. Od 4 do 9km biegnie się wzdłuż jeziora i częściowo wzdłuż drogi wylotowej z Tarnobrzega. Generalnie teren otwarty, cały czas wiało, raz lżej raz mocniej. Jak mówiłem do 9km nic się nie działo, a na 9km podbieg który mnie zawsze dobijał i po którym zwykle nie było już co zbierać. Tym razem pokonałem go dość gładko. Nie obyło się jednak bez strat w czasie. Był to mój najwolniejszy kilometr ze wszystkich. Gdzieś po drodze między 4-9km postanowiłem nie dać się ograć "Panu Dyrektorowi" i na podbiegu udało mi się go łyknąć. Ostatni km to już walka o ogień. "Pan Dyrektor" próbował mnie dochodzić a ja mu się nie dawałem. Na ostatnich 300m próbował mocniej zaatakować, niestety nie wiedział, że od miesiąca trzaskam takie tempa o których on pewnie nie wie, że istnieją

No i wbiegłem na metę, czas 40:02. Na byłem zadowolony, na początku nawet nie myślałem o tym że brakło 3s do 39:59 i teraz w zasadzie też nad tym nie rozpaczam, widzę jednak miejsca gdzie te 3s mógłbym urwać, ale co mi po gdybologii stosowanej? Dobrze jest, stara życiówka poprawiona o 1min42s więc też nie byle jak.
A teraz pochwały od trenera:
Rolli pisze:
Ze względu na warunki wyszło bardzo dobrze i cel tylko o 3 sekund przeleciał... Ale nowa zyciowka o ponad minute (???) poprawiłeś. Bardzo dobrze.
Nie wiem jak ocenić te warunki pogodowe. Ale myślałem ze pobiegniesz pierwsze 3km za szybko (co jest normalne przy takim rodzaju treningu) czyli musiało dobrze wiac (deszcz normalnie nie przeszkadza). Dlatego musze powiedzieć, ze mnie tez zdziwiło, ze takie załamanie przyszło dopiero na 9 kilometrze. Sprint na koniec byl u ciebie do przewidzenia, ale zawsze milo poczytac ze to funkcjonuje.
Czyli? Wszysko bardzo dobrze! Gratulacje.
A teraz sam opisz jak Tobie podoba sie takie trenowanie. Tu musze podkreślić, ze taki trening popieram tylko przez 3 miesiące, a potem trzeba troche pozmieniać.
I międzyczasy:
1. 3:57.3
2. 4:02.1
3. 3:58.0
4. 3:49.0
5. 3:58.1
6. 4:02.4
7. 4:03.0
8. 4:03.4
9. 4:16.0
10. 3:49.2
11. 0:03.7
Podsumowanie 40:02