2 tygodnie poprzedzające start w Sierakowie były dość spokojne, bez większych historii, najważniejsze były 2 treningi w jeziorze podczas których trochę oswoiłem się z pływaniem w piance i ćwiczyłem wejścia i wyjścia z wody. Do tego kilka relatywnie krótkich zakładek z lekkimi i krótkimi, ale dość intensywnymi akcentami.
Relacja:
Sieraków to już niemal klasyk polskiego triathlonu, zawody o których słyszałem długo zanim zacząłem się interesować tą dyscypliną. Dla mnie start istotny, bo pierwszy w sezonie, ale czułem też, że to trochę mój „ponowny debiut”, co prawda miałem już na koncie jeden start w triathlonie, ale dopiero w tym sezonie faktycznie trenowałem triathlon, rok temu głównie biegałem i tylko trochę pokręciłem na rowerze i pochodziłem na basen.
W dzień zawodów fizycznie czułem się nie najgorzej, ale byłem mocno zestresowany, dawno przed żadnymi zawodami nie miałem aż takiego ciśnienia, narzuconego oczywiście w 99% przez samego siebie
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
. Pocieszała mnie pogoda - nie wiało i temperatura nie była zbyt wysoka. Rozgrzewkę skończyłem tuż przed startem, w jej skład wchodził bieg, ćwiczenia rozciągające i pływanie, ustawiłem się w drugiej-trzeciej linii i czekałem na sygnał. Etap pływacki zdecydowanie budził moje największe obawy, treningi na basenie wychodziły nieźle, ale po zaledwie 3 treningach w jeziorze ciężko mi było oszacować tak zwane „przełożenie” tych treningów na otwarty akwen.
Pływanie (950 m) i T1
Całe szczęście tuż po starcie stres przerodził się z paraliżującego w motywujący i zacząłem działać nieco automatycznie, niewiele pamiętam z tych pierwszych metrów. 100-150 metrów mocno pracowałem, żeby trochę powalczyć o dobrą pozycję, potem spojrzałem do przodu, kurs na boję był ok, obejrzałem się do tyłu i zobaczyłem że zdecydowanie więcej osób jest za mną niż przede mną. Zwolniłem, uspokoiłem oddech i wydłużyłem krok pływacki, starając się bardziej wyciągać do przodu i mocniej pracować rękoma, a trochę mniej używać nóg. Ta szarża na początku okazała się dobrą decyzją, bo w ogóle nie doświadczyłem „pralki”, może raz ktoś lekko na mnie napłynął, ale poza tym było bardzo spokojnie, mogłem skupić się na nawigacji i trzymaniu techniki. Im dłużej płynąłem, tym większą część napędu starałem się przenosić na ręce, a co raz luźniej pracować nogami. Czułem że płynę jak na mnie nieźle. Po wyjściu na brzeg rzuciłem okiem na zegarek i pamiętam że widziałem tam czas poniżej 16 minut, no ale trzeba było jeszcze dobiec do maty, która znajdowała się po stromym około 250 metrowym podbiegu, więc ostatecznie w wynikach zapisuje się czas pływania 16:56, co jest wynikiem numer 105, rok temu w debiucie przy podobnej ilościowo stawce miałem rezultat pływania z ósmej setki, także progres znaczny.
Wspomniany wcześniej podbieg razem z lekkim oszołomieniem typowym po wyjściu z wody, powodują że przez moment zastanawiałem się czy lekko nie przesadziłem. Tętno powyżej 180 - takie mam zwykle pod koniec zawodów na 5 czy 10 km, a tutaj dopiero zaczynała się zabawa, całe szczęście po podbiegu dość szybko wróciłem do siebie i opanowałem oddech. W T1 trochę się grzebałem, dobiegi były dość długie i zeszło mi niecałe 5 minut, ten element jest jeszcze do znacznej poprawy, ale to dobrze – będzie z czego urywać w przyszłości, a łatwiej jest urwać minutę na zmianach niż np. w pływaniu.
Rower (45 km) i T2
Rower zacząłem dość spokojnie, tętno spadło w okolice 160 i tam się ustabilizowało, trochę wypiłem izo, zjadłem żel i zacząłem mocniej naciskać na pedały. Przed startem miałem takie założenie, że jeśli pływanie pójdzie dobrze, to na rowerze będę się trochę oszczędzał, nie zamierzałem odpoczywać, ale jechać z lekką rezerwą, pamiętając o bieganiu. O trudności trasy rowerowej w Sierakowie dużo się nasłuchałem i szczerze mówiąc myślałem że będzie gorzej – faktycznie nie ma tu płaskich odcinków, trasa jest stale pofałdowana i są dwa mocniejsze podjazdy, ale ludzie jeżdżący często w górach uśmialiby się gdyby ktoś im powiedział że to jest trudna trasa. Całość przejechałem na dużej tarczy i z siodełka wstałem może łącznie na 10 sekund. Starałem się jechać swoje trzymając w miarę równą intensywność na tętnie 165, czyli mój dość komfortowy drugi zakres. Na podjazdach wyprzedzałem albo nadrabiałem dystans do zawodników przede mną, ale niektórzy z nich ze sporą łatwością odjeżdżali mi potem na zjazdach, nie wiem czy to dlatego że jestem za mało aero, czy może jednak zbytnio szarpałem pod górę i za mocno odpuszczałem w dół. Etap rowerowy bez większych historii i w relatywnie dobrej formie kończę z czasem 1:13:05 (134 miejsce), gdyby trasa miała pełne 45 km to dawałoby to średnią 37 km/h, ale mówi się, że jest za krótka o niecałe 2 km (i gpsy to potwierdzają), więc jechałem raczej w okolicach 36 km/h.
T2 poszło jak na mnie bardzo dobrze w 1:29, przed belką wyjąłem nogi z butów i płynnie przeszedłem do prowadzenia roweru. Całość poszła mi tak sprawnie, aż wydawało się że zbyt szybko, przez chwilę zwątpiłem czy o niczym nie zapomniałem.
Bieg (10,55 km)
Pierwsze kilkaset metrów biegu po rowerze jak zawsze było specyficzne, organizm potrzebował chwili żeby się przestawić. Po wybiegnięciu na trasę wylałem na siebie prawie całą butelkę wody, chwilę później był zbieg na którym rozluźniłem nogi, zjadłem żel i zacząłem powoli łapać rytm.
Trasa biegowa prowadziła po krętych ścieżkach w gęstym lesie, więc wiedziałem że nie mogę do końca ufać wskazaniom GPSa w kwestii tempa. Pierwsze 3 kilometry w okolicach 4 min/km, na 4tym kilometrze okazało się że oznaczenia kilometrów na trasie też nie są zbyt wiarygodne, więc postanowiłem biec zupełnie na czuja. Mimo ciężkiej trasy z minuty na minutę biegło mi się co raz lepiej, doganiałem i wyprzedzałem kolejnych zawodników, przed piątym kilometrem poczułem się już naprawdę dobrze, zacząłem lekko przyspieszać. Spojrzałem na zegarek, podczas biegu ciężko przelicza się tempo i czas, szczególnie na dystansie 10,55 km, bo te 550 metrów się słabo dzieli i mnoży przez cokolwiek, ale wiedziałem że na mecie będę blisko czasu 2:20, co więcej, wtedy byłem niemal pewien że uda mi się ten czas „połamać”, czułem się naprawdę dobrze.
<plot twist>
I wtedy nagle „zza winkla” pojawił się podbieg, ten sam który pokonywało się po wyjściu z wody, nie analizowałem dokładnie trasy przed startem i myślałem że ten podbieg nie wchodzi w jej skład. 250 metrów czystego zapieku w udach, które i tak już tego dnia trochę oberwały. Znacznie mnie to spowolniło, ale też nieco dobiło psychicznie, bo wiedziałem że na drugiej pętli będę musiał tutaj wbiec jeszcze raz. Pod względem wydolnościowym i oddechowym po podbiegu ogarnąłem się dość szybko, na początku drugiej pętli znowu oblałem się wodą, tętno wróciło do okolic 170, ale pod względem siłowym nogi (a w szczególności uda) już nie wyrabiały. Płuca chciały i mogły biec szybciej, ale nogi pozwalały co najwyżej na okolice 4:15/km. Wiedziałem, że szanse na 2:19 nadal są, to pozwalało jeszcze trochę walczyć, a nie tylko biec na zaliczenie. Na trasie zrobiło się gęsto, musiałem przeciskać się między zawodnikami biegnącymi pierwsze kółko. Druga konfrontacja z podbiegiem była również bolesna, ale zaraz po nim zacząłem przyspieszać, dobiegłem do stadionu, popatrzyłem na zegar i już wiedziałem, że zabraknie niewiele, mimo wszystko przyspieszyłem, ostatnie 200 metrów poniżej 3:30/km i ostatecznie skończyłem zawody w 2:20:08 na 73 miejscu open i 8 w kategorii wiekowej (z klasyfikacji kategorii odpadli zawodnicy PRO). Miejsce w biegu 49, czas 43:43, tempo 4:09/km, zakładając że trasa miała faktycznie 10,55 km, wydaje mi się że mogła być lekko za krótka, ale nawet jeśli, to nadrobiła to z nawiązką poziomem trudności.
Pisałem, że dużo się nasłuchałem o trudnej trasie rowerowej, a o dziwo o biegowej słyszałem głównie tyle że jest „po lesie”, dopiero na odprawie technicznej organizatorzy trochę „straszyli” trasą biegową . Moim zdaniem to właśnie trasa biegowa zasługuje tutaj na większy rozgłos. Wiedziałem że jest terenowa i pagórkowata ale nie sądziłem że aż tak mocno, do tego trudna, grząska i korzenista nawierzchnia. Zdecydowaną większość moich treningów robię w terenie, nawet interwały ostatnio biegałem po krosowych ścieżkach, ale ta trasa i tak dała mi nieźle w kość.
Podsumowując:
- bardzo dobre jak na mnie pływanie
- z perspektywy czasu nieco zbyt asekuracyjny rower, myślę, że mogłem tutaj trochę urwać nie męcząc się dużo bardziej
- bieganie pokazało, że wydolnościowo jestem dobrze przygotowany, na tej trasie zabrakło trochę siły, na płaskich asfaltowych trasach w kolejnych startach powinno być lepiej
- zmiany nieco poprawione, ale jeszcze muszę popracować nad T1
Całościowo jestem z tych zawodów zadowolony, sprawdziłem formę, przetarłem się przed dalszą częścią sezonu i przy okazji zrobiłem ładny wynik. W kwestii organizacji i atmosfery zawodów wielkie gratulacje dla twórców tej imprezy - chce się tutaj wrócić za rok.