mclakiewicz - Ni ma motywacji
Moderator: infernal
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
8,8 km; 51:46; 5:54/km.
Pochorobowy BS.
Nie było aż tak źle jak się spodziewałem, ale jeszcze czuję się trochę osłabiony. Jeśli nie będzie żadnego nawrotu choroby (co akurat w sytuacji okołochorobowej wszystkich domowników jest dość możliwe), to w niedzielę spokojnie powalczę. Myślę, że jednak trochę asekuracyjnie polecę jakieś 5-7 sekund wolniej niż grupa na 1:40, bo 4:44 jest jednak dla mnie progiem, a 4:50 powinno być dość komfortowe. Pogoda według prognoz zapowiada się bardzo dobra, 7 stopni i prawdopodobnie bez opadów. Jeśli nie będzie porywów wiatru to będzie gites malina.
Pochorobowy BS.
Nie było aż tak źle jak się spodziewałem, ale jeszcze czuję się trochę osłabiony. Jeśli nie będzie żadnego nawrotu choroby (co akurat w sytuacji okołochorobowej wszystkich domowników jest dość możliwe), to w niedzielę spokojnie powalczę. Myślę, że jednak trochę asekuracyjnie polecę jakieś 5-7 sekund wolniej niż grupa na 1:40, bo 4:44 jest jednak dla mnie progiem, a 4:50 powinno być dość komfortowe. Pogoda według prognoz zapowiada się bardzo dobra, 7 stopni i prawdopodobnie bez opadów. Jeśli nie będzie porywów wiatru to będzie gites malina.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
7,3 km; 41:52; 5:44/km.
BS z momentem i finiszem.
Ostatni trening przed Marzanną, teraz odpoczywam i zaleczam ostatnie objawy choroby.
Kończe również tę faze treningową z wynikiem 165 km. a więc o około 90 km mniejszym niż zakładany. Cały cykl zamknął się liczbą 834 km. Czy wystarczy na dobre wyniki w połówkach? Zobaczymy. Tymczasem, widzimy się w Krakowie.
BS z momentem i finiszem.
Ostatni trening przed Marzanną, teraz odpoczywam i zaleczam ostatnie objawy choroby.
Kończe również tę faze treningową z wynikiem 165 km. a więc o około 90 km mniejszym niż zakładany. Cały cykl zamknął się liczbą 834 km. Czy wystarczy na dobre wyniki w połówkach? Zobaczymy. Tymczasem, widzimy się w Krakowie.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
13. Półmaraton Marzanny.
1:43:53; 4:55/km.
Wszystkim, którym dziś się udało gratuluję życiówek.
W skrócie:
W Krakowie zameldowałem się koło 9, w biurze od razu wypatrzył mnie Sosik (ciężko nie zauważyć hehehe). Trochę pogadaliśmy, pojawiło się jeszcze parę osób (miło było spotkać, z niektórymi ponownie, z niektórymi po raz pierwszy. Na żywo to jednak inaczej niż przez ekran monitora). Koło 10 pokulałem się przebrać, niestety trzeba było trochę podreptac na parking, co zajęło trochę czasu, a do tego trochę za dobrze się rano nawodniłem i co chwilę latałem do kibla, więc nie miałem już okazji spotkać forumowiczów na starcie, bo do 10:57 stałem w kolejce do toi-toiów. Do strefy wskoczyłem dosłownie w ostatniej chwili.
No i start.
planowałem trzymać się w pewnej odległości od baloników na 1:39, ale trochę mnie przyblokowali na starcie, a potem od 2 km zaczęła mnie łapać kolka przez co straciłem kilka sekund na każdym kilometrze. Baloniki tymczasem chyba narzuciły za szybkie tempo bo szybko zniknęły mi z oczu. Gdy kolka puściła, około 6, 6 i pół kilometra zrobiło sie przyjemnie, wręcz ciepło. Zacząłem się obawiać, czy się nie za ciepło ubrałem. Na szczęście po 10 kilometrze jak mnie walnął wiatr wszelkie wątpliwości zniknęły.
I to właśnie wiatr był dziś głównym szwarccharakterem. Nie miałem kompletnie możliwości osłonięcia się, jak samotny biały żagiel musiałem napierdzielać moimi dwoma metrami powierzchni a ratunku żadnego znikąd. Nie było tych odcinków pod wiatr jakoś strasznie dużo, ale straciłem na nich wiele sił. Około 15 km dwugłowe bardzo bolały, miałem problem na podbiegach. Cały czas jednak starałem się utrzymywać tempo jeśli już nie 4:50 to przynajmniej 4:55.
15 km był przełomowy, bo uświadomiłem sobie, że zostało 6 km, co nawet przy tempie 5:00/km da dobrą zyciówkę, a jak trochę podkręcę końcówkę to może 1:43 dam rade złamać. Niestety ostatnie kilometry to znów wiatr, ostatni podbieg na Błonia i siły mnie kompletnie opuściły. Przedostatnia prosta poszła niejako z automatu lewa-prawa, a ostatnie półtorej kilometra pod wiatr to już była walka. Uznałem, że nie ma co cisnąć, już i tak byłem zmęczony, a te kilka sekund może mocno mnie obciążyć za metą, kiedy to zawsze łapie mnie bezdech. A więc spokojnie dobiegłem sobie do mety, życiówka i tak poprawiona i to nieźle bo prawie o 3 minuty. Może w Dąbrowie nie będzie tak wiało to jeszcze poprawię.
No i tyle. Na mecie zupa regeneracyjna i do auta się przebrać. Tam się skapnąłem, że czipów nie oddaliśmy, więc jeszcze raz na metę.
Podsumowując. Bardzo dobre zawody, drobne problemy organizacyjne na parkingu, gdzie kierowcy blokowali się nawzajem, no i biuro zawodów, do którego trzeba było iść naokoło stadionu, ale to juz można przeżyć. nie wiem jak z depozytem, tym razem nie dałem się nabrać
No i po 3 miesiącach wyrzeczeń, wreszcie zjadłem pizzę. Zasłużyłem.
1:43:53; 4:55/km.
Wszystkim, którym dziś się udało gratuluję życiówek.
W skrócie:
W Krakowie zameldowałem się koło 9, w biurze od razu wypatrzył mnie Sosik (ciężko nie zauważyć hehehe). Trochę pogadaliśmy, pojawiło się jeszcze parę osób (miło było spotkać, z niektórymi ponownie, z niektórymi po raz pierwszy. Na żywo to jednak inaczej niż przez ekran monitora). Koło 10 pokulałem się przebrać, niestety trzeba było trochę podreptac na parking, co zajęło trochę czasu, a do tego trochę za dobrze się rano nawodniłem i co chwilę latałem do kibla, więc nie miałem już okazji spotkać forumowiczów na starcie, bo do 10:57 stałem w kolejce do toi-toiów. Do strefy wskoczyłem dosłownie w ostatniej chwili.
No i start.
planowałem trzymać się w pewnej odległości od baloników na 1:39, ale trochę mnie przyblokowali na starcie, a potem od 2 km zaczęła mnie łapać kolka przez co straciłem kilka sekund na każdym kilometrze. Baloniki tymczasem chyba narzuciły za szybkie tempo bo szybko zniknęły mi z oczu. Gdy kolka puściła, około 6, 6 i pół kilometra zrobiło sie przyjemnie, wręcz ciepło. Zacząłem się obawiać, czy się nie za ciepło ubrałem. Na szczęście po 10 kilometrze jak mnie walnął wiatr wszelkie wątpliwości zniknęły.
I to właśnie wiatr był dziś głównym szwarccharakterem. Nie miałem kompletnie możliwości osłonięcia się, jak samotny biały żagiel musiałem napierdzielać moimi dwoma metrami powierzchni a ratunku żadnego znikąd. Nie było tych odcinków pod wiatr jakoś strasznie dużo, ale straciłem na nich wiele sił. Około 15 km dwugłowe bardzo bolały, miałem problem na podbiegach. Cały czas jednak starałem się utrzymywać tempo jeśli już nie 4:50 to przynajmniej 4:55.
15 km był przełomowy, bo uświadomiłem sobie, że zostało 6 km, co nawet przy tempie 5:00/km da dobrą zyciówkę, a jak trochę podkręcę końcówkę to może 1:43 dam rade złamać. Niestety ostatnie kilometry to znów wiatr, ostatni podbieg na Błonia i siły mnie kompletnie opuściły. Przedostatnia prosta poszła niejako z automatu lewa-prawa, a ostatnie półtorej kilometra pod wiatr to już była walka. Uznałem, że nie ma co cisnąć, już i tak byłem zmęczony, a te kilka sekund może mocno mnie obciążyć za metą, kiedy to zawsze łapie mnie bezdech. A więc spokojnie dobiegłem sobie do mety, życiówka i tak poprawiona i to nieźle bo prawie o 3 minuty. Może w Dąbrowie nie będzie tak wiało to jeszcze poprawię.
No i tyle. Na mecie zupa regeneracyjna i do auta się przebrać. Tam się skapnąłem, że czipów nie oddaliśmy, więc jeszcze raz na metę.
Podsumowując. Bardzo dobre zawody, drobne problemy organizacyjne na parkingu, gdzie kierowcy blokowali się nawzajem, no i biuro zawodów, do którego trzeba było iść naokoło stadionu, ale to juz można przeżyć. nie wiem jak z depozytem, tym razem nie dałem się nabrać
No i po 3 miesiącach wyrzeczeń, wreszcie zjadłem pizzę. Zasłużyłem.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Pierwsze rozbieganie po Marzannie zrobiłem dopiero w czwartek, przy czym już we wtorek mnie cos znowu złapało i to dość paskudnego.
8,3 km; 49:48; 5:57/km.
Miało byc krócej ale trafiłem fumfla no i się trochę przedłużyło.
Choróbsko nie odpuściło i w sobotę półżywy z plecakiem poleciałem poświecić na cmentarz, a potem jeszcze trochę się pokulałem, w tym zaliczyłem jeden podbieg 300 m w tempie 4:50 czy coś takiego. Myślałem, że padnę na miejscu trupem, płuca nie dawały rady, nogi nie miały sił.
7 km; 40:08; 5:44/km.
W końcu po swiętach pognałem do lekarza, dostałem remedium i dziś już jako tako wyglądając zrobiłem lekkie rozbieganie.
7,2 km; 43:43; 6:03/km.
Mam półtorej tygodnia na powrót do sprawności i odzyskanie sił, jeśli chce powalczyć w Dąbrowie. Gorzej, że głowie się już nie chce.
8,3 km; 49:48; 5:57/km.
Miało byc krócej ale trafiłem fumfla no i się trochę przedłużyło.
Choróbsko nie odpuściło i w sobotę półżywy z plecakiem poleciałem poświecić na cmentarz, a potem jeszcze trochę się pokulałem, w tym zaliczyłem jeden podbieg 300 m w tempie 4:50 czy coś takiego. Myślałem, że padnę na miejscu trupem, płuca nie dawały rady, nogi nie miały sił.
7 km; 40:08; 5:44/km.
W końcu po swiętach pognałem do lekarza, dostałem remedium i dziś już jako tako wyglądając zrobiłem lekkie rozbieganie.
7,2 km; 43:43; 6:03/km.
Mam półtorej tygodnia na powrót do sprawności i odzyskanie sił, jeśli chce powalczyć w Dąbrowie. Gorzej, że głowie się już nie chce.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Sobota.
8,6 km; 50:53; 5:52/km.
Gdy wychodziłem był mróz -1 stopnia, gdy wracałem było już koło 10 stopni na plusie.
Zwykły BS, jeszcze trochę męczący.
Niedziela.
13,8 km; 1:20:25; 5:48/km.
BS, miało byc 16 km, ale coś w brzuchu nie grało, poza tym jeszcze mnie to bieganie zmęczyło.
Dziś.
8,7 km; 51:10; 5:52/km.
BS z momentem (km w 4:12) i finiszem.
Już wróciłem do sił chociaz nie w stu procentach. W parku tłumy, powychodziły potencjalne gwiazdy Międzyzdrojów.
8,6 km; 50:53; 5:52/km.
Gdy wychodziłem był mróz -1 stopnia, gdy wracałem było już koło 10 stopni na plusie.
Zwykły BS, jeszcze trochę męczący.
Niedziela.
13,8 km; 1:20:25; 5:48/km.
BS, miało byc 16 km, ale coś w brzuchu nie grało, poza tym jeszcze mnie to bieganie zmęczyło.
Dziś.
8,7 km; 51:10; 5:52/km.
BS z momentem (km w 4:12) i finiszem.
Już wróciłem do sił chociaz nie w stu procentach. W parku tłumy, powychodziły potencjalne gwiazdy Międzyzdrojów.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
8,8 km; 50:32; 5:44/km.
BS z momentem - nowy rekord na kilometr - 3:54, poprawiony o sekundę. Nie zamierzałem, ale jakoś tak wyszło.
Teraz już odpoczynek i w niedziele start zagraniczny - Półmaraton Dąbrowa Górnicza Wiza turystyczna już podbita
Planuje ustawić się z balonami na 1:40 i trzymać się kawałek za nimi. Jeśli padnę, to padnę, warto zaryzykować bo do 17 km jest z górki i nawet jeśli potem bym zwolnił do tych 5/km to i tak jakiś wynik nabiegam. A jak się okaze że po 10 km padnę, to i tak nie będzie źle bo życiówkę już w tym roku zrobiłem i nie mam szczególnego ciśnienia. Martwi mnie pogoda, bo ICM pokazuje odczuwalną nawet koło zera. Oboczymy.
BS z momentem - nowy rekord na kilometr - 3:54, poprawiony o sekundę. Nie zamierzałem, ale jakoś tak wyszło.
Teraz już odpoczynek i w niedziele start zagraniczny - Półmaraton Dąbrowa Górnicza Wiza turystyczna już podbita
Planuje ustawić się z balonami na 1:40 i trzymać się kawałek za nimi. Jeśli padnę, to padnę, warto zaryzykować bo do 17 km jest z górki i nawet jeśli potem bym zwolnił do tych 5/km to i tak jakiś wynik nabiegam. A jak się okaze że po 10 km padnę, to i tak nie będzie źle bo życiówkę już w tym roku zrobiłem i nie mam szczególnego ciśnienia. Martwi mnie pogoda, bo ICM pokazuje odczuwalną nawet koło zera. Oboczymy.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Nie zawsze się udaje.
IX Półmaraton Dąbrowski.
1:48:31; 5:09/km.
Łoj nie wyszedł mi dziś ten półmaraton. A szkoda, bo warunki były znakomite, lekki chłodek, prawie że bezwietrznie, nawet na Pogorii nie wiało, a jak zawiało to nie było najgorzej. Niestety dziś nie był mój dzień.
Na miejscu byłem wcześnie, bo przed ósmą, tak że po odebraniu pakietu jeszcze miałem dużo czasu. Połaziłem, poszwendałem się, spotkałem Mihumora, zamieniliśmy kilka słów, przebrałem się, trochę się rozgrzałem i wreszcie wyjazd na start. W autobusie mi się przysnęło - znak że byłem niewyspany.
Na starcie od razu sprint do toi toiów: na 1200 osób organizatorzy postawili 6 (SZEŚĆ) ubikacji. Niech mnie jeszcze ktoś zapyta dlaczego tak się z tego Zagłębia śmiejemy...
Na starcie ustawiłem się tuż za balonami na 1:40. Po wystrzale oczywiście mnie przyblokowali, ale nic to, lecę swoje. No i jakoś to szło, mniej więcej jak na Marzannie, nawet trochę lepiej.
Na 5 km złapała mnie kolka ale napiąłem brzuch i lecę dalej. Od tego momentu zaczęło się dziać niedobrze. Czułem co chwilę te kolkę, poza tym po raz pierwszy na zawodach coś w brzuchu nie grało, mimo trzech Laremidów, które rano wziąłem.
Między 8 a 9 km cos się stało, odcięło mi zasilanie, jakby ściana. Wziąłem żel ale to pogorszyło jeszcze uczucie w brzuchu, odruchowo zwolniłem i już nie przyspieszyłem.
Na trasie spotkałem dawno niewidzianego kumpla, który jechał na rowerze z biegaczami, więc stwierdziłem, że pobiegnę sobie spokojnie i pogadamy, bo i tak życiówki nie będzie, to nie mam się co spinać. I tak mi te pozostałe 11 km minęło. Przyspieszyłem jeszcze na podbiegach, na wiadukt na 17 km i na 19 km w centrum. Przyspieszyłem też przed samą metą i kilka osób połknąłem, ale jakoś bez przekonania. Medal, bidon z wodą - fajne uzupełnienie pakietu, spotkałem jeszcze Mihumora przed "stołówką", tam się pożegnaliśmy, bo na spagetti to ja juz nawet patrzeć nie umiem, zbrzydło mi doszczętnie.
Jeszcze chwilę zostałem, że by zobaczyć jak finiszuje koleś fachowo przebrany za murzyna, który biegł z dzidą i krokodylem na smyczy. Najlepszy motyw dzisiejszego biegu.
Ufff. Tyle.
IX Półmaraton Dąbrowski.
1:48:31; 5:09/km.
Łoj nie wyszedł mi dziś ten półmaraton. A szkoda, bo warunki były znakomite, lekki chłodek, prawie że bezwietrznie, nawet na Pogorii nie wiało, a jak zawiało to nie było najgorzej. Niestety dziś nie był mój dzień.
Na miejscu byłem wcześnie, bo przed ósmą, tak że po odebraniu pakietu jeszcze miałem dużo czasu. Połaziłem, poszwendałem się, spotkałem Mihumora, zamieniliśmy kilka słów, przebrałem się, trochę się rozgrzałem i wreszcie wyjazd na start. W autobusie mi się przysnęło - znak że byłem niewyspany.
Na starcie od razu sprint do toi toiów: na 1200 osób organizatorzy postawili 6 (SZEŚĆ) ubikacji. Niech mnie jeszcze ktoś zapyta dlaczego tak się z tego Zagłębia śmiejemy...
Na starcie ustawiłem się tuż za balonami na 1:40. Po wystrzale oczywiście mnie przyblokowali, ale nic to, lecę swoje. No i jakoś to szło, mniej więcej jak na Marzannie, nawet trochę lepiej.
Na 5 km złapała mnie kolka ale napiąłem brzuch i lecę dalej. Od tego momentu zaczęło się dziać niedobrze. Czułem co chwilę te kolkę, poza tym po raz pierwszy na zawodach coś w brzuchu nie grało, mimo trzech Laremidów, które rano wziąłem.
Między 8 a 9 km cos się stało, odcięło mi zasilanie, jakby ściana. Wziąłem żel ale to pogorszyło jeszcze uczucie w brzuchu, odruchowo zwolniłem i już nie przyspieszyłem.
Na trasie spotkałem dawno niewidzianego kumpla, który jechał na rowerze z biegaczami, więc stwierdziłem, że pobiegnę sobie spokojnie i pogadamy, bo i tak życiówki nie będzie, to nie mam się co spinać. I tak mi te pozostałe 11 km minęło. Przyspieszyłem jeszcze na podbiegach, na wiadukt na 17 km i na 19 km w centrum. Przyspieszyłem też przed samą metą i kilka osób połknąłem, ale jakoś bez przekonania. Medal, bidon z wodą - fajne uzupełnienie pakietu, spotkałem jeszcze Mihumora przed "stołówką", tam się pożegnaliśmy, bo na spagetti to ja juz nawet patrzeć nie umiem, zbrzydło mi doszczętnie.
Jeszcze chwilę zostałem, że by zobaczyć jak finiszuje koleś fachowo przebrany za murzyna, który biegł z dzidą i krokodylem na smyczy. Najlepszy motyw dzisiejszego biegu.
Ufff. Tyle.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Wtorek.
7,4 km; 42:32; 5:44.
BS z finiszem.
Rozbieganie po połówce.
Dziś.
7,3 km; 41:19; 5:41/km.
BS z momentem i finiszem.
Ostatni trening w sezonie, wpleciony kilometr po 4:16 i finisz na podbiegu.
W niedzielę 5 km w ramach Biegu Górskiego w Chorzowie i kończe sezon jesień-wiosna.
7,4 km; 42:32; 5:44.
BS z finiszem.
Rozbieganie po połówce.
Dziś.
7,3 km; 41:19; 5:41/km.
BS z momentem i finiszem.
Ostatni trening w sezonie, wpleciony kilometr po 4:16 i finisz na podbiegu.
W niedzielę 5 km w ramach Biegu Górskiego w Chorzowie i kończe sezon jesień-wiosna.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
No i sezon zakończył się dla mnie o jeden dzień wcześniej.
Dżunior wymyślił sobie że najlepszym momentem na zaprezentowanie się światu będzie dzisiejsza noc, co równocześnie poskutkowało moim wykluczeniem z udziału w biegu górskim. Tak że tego. Robię dłuższą przerwę z bieganiem. Wszystkim życzę udanych startów!
Dżunior wymyślił sobie że najlepszym momentem na zaprezentowanie się światu będzie dzisiejsza noc, co równocześnie poskutkowało moim wykluczeniem z udziału w biegu górskim. Tak że tego. Robię dłuższą przerwę z bieganiem. Wszystkim życzę udanych startów!
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
Pora wracać.
Cięższy o 13 kilo (106 kg, w porywach do 107) muszę znów zaczynać od początku.
Dżunior już ma ustabilizowany rytm dnia, więc można podjąc próbę realizacji planu składającego się z 4 treningów w tygodniu; do tej pory biegałem raz na tydzień, raz na dwa tygodnie, jak się udało.
Plan będzie składał się z kilku faz, pierwsza to 7 tygodni BeeSów, aby przypomnieć organizmowi co to jest regularne bieganie. Potem nastąpią 3 tygodnie z krótkimi (800 m) interwałami, i znów trochę BeeSowania.
Równolegle realizuję plan siłowy wg "Skazanego na trening", trwa to od czerwca, 4 treningi w tygodniu i trzeba to trochę poupychać aby się ze sobą zazębiło.
Dla motywacji zakupiłem garmina 305, bo w mojej 110 popękał pasek, a że gwarancja już dawno się skończyła, kupno używanego modelu było o wiele bardziej opłacalne.
No i jeszcze cele na ten sezon:
1. Chudy Wawrzyniec 2017 trasa 50+ - cel głowny to ukończenie w znośnym czasie, 7-8 godzin? To się jeszcze zobaczy.
2. Bieg górski w Chorzowie 2017 - zakładam sobie powalczyć o pierwszą piątkę na dystansie 5 km.
3. Wiosenny półmaraton, pewnie Marzanna, zbliżyć się do życiówki.
4. Zrzucić sadło i zamienić je na to co oferuje w swoim planie więziennym Paul Wade, ale że to jest forum biegowe a nie kalisteniczne, więc o tym nie będę się zbytnio rozpisywał.
Sezon symbolicznie rozpocząłem tydzień temu wbiegnięciem na Równicę, niecałe 7 km w czasie godziny. Dałem radę ale było ciężko, momentami trzeba było przejść do marszu. Będzie w trakcie planu kilka wypadów w góry, pierwszy już niedługo.
Dobra dość gadania. Do roboty.
Cięższy o 13 kilo (106 kg, w porywach do 107) muszę znów zaczynać od początku.
Dżunior już ma ustabilizowany rytm dnia, więc można podjąc próbę realizacji planu składającego się z 4 treningów w tygodniu; do tej pory biegałem raz na tydzień, raz na dwa tygodnie, jak się udało.
Plan będzie składał się z kilku faz, pierwsza to 7 tygodni BeeSów, aby przypomnieć organizmowi co to jest regularne bieganie. Potem nastąpią 3 tygodnie z krótkimi (800 m) interwałami, i znów trochę BeeSowania.
Równolegle realizuję plan siłowy wg "Skazanego na trening", trwa to od czerwca, 4 treningi w tygodniu i trzeba to trochę poupychać aby się ze sobą zazębiło.
Dla motywacji zakupiłem garmina 305, bo w mojej 110 popękał pasek, a że gwarancja już dawno się skończyła, kupno używanego modelu było o wiele bardziej opłacalne.
No i jeszcze cele na ten sezon:
1. Chudy Wawrzyniec 2017 trasa 50+ - cel głowny to ukończenie w znośnym czasie, 7-8 godzin? To się jeszcze zobaczy.
2. Bieg górski w Chorzowie 2017 - zakładam sobie powalczyć o pierwszą piątkę na dystansie 5 km.
3. Wiosenny półmaraton, pewnie Marzanna, zbliżyć się do życiówki.
4. Zrzucić sadło i zamienić je na to co oferuje w swoim planie więziennym Paul Wade, ale że to jest forum biegowe a nie kalisteniczne, więc o tym nie będę się zbytnio rozpisywał.
Sezon symbolicznie rozpocząłem tydzień temu wbiegnięciem na Równicę, niecałe 7 km w czasie godziny. Dałem radę ale było ciężko, momentami trzeba było przejść do marszu. Będzie w trakcie planu kilka wypadów w góry, pierwszy już niedługo.
Dobra dość gadania. Do roboty.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
8,7 km; 53:20; 6:09/km.
BS w tym 3 x 100 m. przebieżki bardziej technicznej niż szybkościowej (25 sek. na 100 m. to kpina nie bieg). Pierwszą musiałem powtarzać bo pomyliły mi się guziki w zegarku i zamiast lapa nacisnąłem stopa
W parku ludzie wykorzystują ostatni z ciepłych wieczorów, z dwudziestu biegaczy, rowerzystów cała masa i do tego rolkarze. Masakra jakaś, gdzie ta jesień, gdzie te pluchy?
BS w tym 3 x 100 m. przebieżki bardziej technicznej niż szybkościowej (25 sek. na 100 m. to kpina nie bieg). Pierwszą musiałem powtarzać bo pomyliły mi się guziki w zegarku i zamiast lapa nacisnąłem stopa
W parku ludzie wykorzystują ostatni z ciepłych wieczorów, z dwudziestu biegaczy, rowerzystów cała masa i do tego rolkarze. Masakra jakaś, gdzie ta jesień, gdzie te pluchy?
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
7 km; 41:34; 5:52/km.
BS. Powolutku próbuję przyspieszac na tych BeeSach.Jednak po kilkuset metrach żwawszego tempa czuję te wszystkie nadprogramowe kilogramy, organizm szybciej się męczy i oddech robi się cięższy. Zanim to zejdzie minie parę kilometrów.
Ledwo zacząłem plan a juz złapało mnie przeziębienie, ale nie zamierzam się rozłożyć: naleweczka z tegorocznych malin powinna mnie postawić na nogi.
BS. Powolutku próbuję przyspieszac na tych BeeSach.Jednak po kilkuset metrach żwawszego tempa czuję te wszystkie nadprogramowe kilogramy, organizm szybciej się męczy i oddech robi się cięższy. Zanim to zejdzie minie parę kilometrów.
Ledwo zacząłem plan a juz złapało mnie przeziębienie, ale nie zamierzam się rozłożyć: naleweczka z tegorocznych malin powinna mnie postawić na nogi.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
8,9 km; 53:23; 6:00/km.
BS.
Wczoraj walczyłem z chorobą. Walka powaliła mnie koło 23 przeziębienie wycofało się na z góry upatrzone pozycje. Niestety trudy walki sprawiły, że już o 5 rano się obudziłem i nie mogłem dalej spać. Zebrałem się więc i wyszedłem pobiegać. Trochę we łbie sie kręciło, ale poza tym bez przygód.
Potem pojechaliśmy z Wuwuzelką do Miechowic na biegi dla dzieci z okazji Półmaratonu Bytomskiego. O ile dobrze policzyłem była siódma w swej kategorii. Nie wiem, czy pozostałe biegi się odbyły bo już po chwili przyszło oberwanie chmury, my na szczęście zdążyliśmy już pojechać.
BS.
Wczoraj walczyłem z chorobą. Walka powaliła mnie koło 23 przeziębienie wycofało się na z góry upatrzone pozycje. Niestety trudy walki sprawiły, że już o 5 rano się obudziłem i nie mogłem dalej spać. Zebrałem się więc i wyszedłem pobiegać. Trochę we łbie sie kręciło, ale poza tym bez przygód.
Potem pojechaliśmy z Wuwuzelką do Miechowic na biegi dla dzieci z okazji Półmaratonu Bytomskiego. O ile dobrze policzyłem była siódma w swej kategorii. Nie wiem, czy pozostałe biegi się odbyły bo już po chwili przyszło oberwanie chmury, my na szczęście zdążyliśmy już pojechać.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
8,5 km; 55:25; 6:30/km.
BS + 3 x 100 m. rytmów.
Bardzo powolny bieg, nie chciałem ryzykować akcji liść, a nie czułem się dziś zbyt dobrze.
Trening zaprogramowany w domu na zegarku, oczywiście coś pochromoliłem i zamiast 3 setek zaliczył mi tylko dwie, chociaż przebiegłem trzy...
Pogoda wygoniła z parku biegaczy i rolkarzy. Wreszcie mam park prawie tylko dla siebie.
BS + 3 x 100 m. rytmów.
Bardzo powolny bieg, nie chciałem ryzykować akcji liść, a nie czułem się dziś zbyt dobrze.
Trening zaprogramowany w domu na zegarku, oczywiście coś pochromoliłem i zamiast 3 setek zaliczył mi tylko dwie, chociaż przebiegłem trzy...
Pogoda wygoniła z parku biegaczy i rolkarzy. Wreszcie mam park prawie tylko dla siebie.
- mclakiewicz
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1616
- Rejestracja: 24 lut 2013, 09:19
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bytom
7 km; 42:14; 6:02/km.
BS
Dawno nie biegałem o tak wczesnej porze: przed 5 rano. Zimno, bardzo zimno. Bezchmurne niebo pozwalało na zerknięcie co kilka kroków na Oriona, najlepiej widocznego dzisiejszej nocy. Szkoda, że nadal nogi nie niosą a brzuch wciąz się buntuje. Chyba musze coś zmienić w diecie.
Od kilkunastu dni prawy bark mi nawala, musze chyba zrobic przerwę w ćwiczeniach uzupełniających typu push, a więc pompki, dipy i chyba mostki. Ponadto nadwerężyłem dziś kark, przy mostku zapaśniczym. A podobno sport to zdrowie...
BS
Dawno nie biegałem o tak wczesnej porze: przed 5 rano. Zimno, bardzo zimno. Bezchmurne niebo pozwalało na zerknięcie co kilka kroków na Oriona, najlepiej widocznego dzisiejszej nocy. Szkoda, że nadal nogi nie niosą a brzuch wciąz się buntuje. Chyba musze coś zmienić w diecie.
Od kilkunastu dni prawy bark mi nawala, musze chyba zrobic przerwę w ćwiczeniach uzupełniających typu push, a więc pompki, dipy i chyba mostki. Ponadto nadwerężyłem dziś kark, przy mostku zapaśniczym. A podobno sport to zdrowie...