Na stronach http://www.mbank.com.pl/sielpia2004/foto.html oraz http://www.klubzdobywcow.pl pojawiły się zdjęcia z imprezy. Zapraszam do obejrzenia.
MaciekT
Zdjęcia z mBank eXtreme Sielpia 2004
- Janek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 775
- Rejestracja: 19 cze 2001, 20:42
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Oglądałem, świetne
.
W Maratonach Polskich jest już także relacja z mBank eXtreme Sielpia 2004.

W Maratonach Polskich jest już także relacja z mBank eXtreme Sielpia 2004.
Największym zagrożeniem dla człowieczeństwa jest zwarta większość [i](H. Ibsen)[/i]
[url=http://www.maratonypolskie.pl][b]Maratony Polskie[/b][/url]
[url=http://www.maratonypolskie.pl][b]Maratony Polskie[/b][/url]
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 17
- Rejestracja: 20 kwie 2004, 08:14
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
RELACJA Z SIELPII
Zachęcony rodzinnymi relacjami z ubiegłorocznej edycji mBank Sielpia extreme postanowiłem spróbować swoich sił w tegorocznej imprezie. Duża oferta tras pieszych i rowerowych oraz dwa dystanse extreme pozwalały wybrać coś dla siebie. Mój wybór dotyczył trasy na 40 km, ale przy zgłoszeniu okazało się, że limit 50 osób został wyczerpany i siłą rzeczy zgłoszenie wysłałem na 25 km, gdzie do limitu 150 uczestników zostało jeszcze trochę wolnych miejsc. Ale i one wkrótce zostały wyczerpane.
Miejscem imprezy był OSiR w Sielpii w oparciu o bazę noclegową okolicznych ośrodków wczasowych z lat 70-tych ze współczesnymi naleciałościami. Różnorodność atrakcji zapowiadało niezłą zabawę oraz możliwości sprawdzenia się w nieznanym terenie.
Chyba większość uczestników dotarła już w piątek wieczorem, by pobrać od przyjaźnie nastawionych organizatorów materiały startowe. Wśród nich był numer startowy, zafoliowana karta startowa, czarno-biała mapa w skali 1 : 25 000 z naniesioną trasą i dodatkowo także kolorowa dla lepszej czytelności treści mapy oraz drobne, firmowe gadżety. W tej sytuacji trzeba było się przygotować do biegu (marszu) i pójść spać nieco wcześniej by być gotowym o godz. 6.30 na odprawę techniczną następnego dnia.
Pobudkę zarządziliśmy o godz. 5.20 by mieć czas na śniadanie i ostatnie przygotowania. Na odprawie dowiadujemy się, że startować będziemy w dwóch grupach w odstępie 10 min. na dystansie 40 km, a później kolejni na 25 km. Dopiero po zakończeniu ostatnich zapisów okazało się, że ktoś z wcześniej zgłoszonych nie zgłosił się na start, dzięki czemu dostałem ostatni numer 45 na dystansie 40 km.
Start pierwszej grupy nastąpił o godzinie 7.00. Ja startuję w drugiej. Jeszcze tylko krótka wypowiedź dla telewizji i ruszamy na trasę. Na mapie naniesiono 18 PK w tym 5 PK na trzech odcinkach specjalnych oraz 11 punktów z zadaniami specjalnymi. Pierwszy podwójny PK 1 A i B znajdował się w odległości 1,5 km od startu w dwóch przepustach pod drogą. Już na początku biegnąc na czele drugiej grupy popełniam błąd i zamiast skręcić w prawo pobiegłem jeszcze trochę do przodu, by się zorientować, że już jestem za daleko i należy zawrócić tak jak uczyniła to pozostała część „naszej” grupy. Ale po chwili, nieco nadrabiając drogi przez las, dogoniłem ostatnich z naszej grupy. Zbyt rzadko startowałem na mapach w tej skali i stąd brak tego wyczucia. Poza tym mapa była z 1983 roku. I choć na początku wydawało się, że warianty trasy są proste to jednak wymagają sporej czujności, gdyż teren miejscami uległ znacznym przeobrażeniom. Na PK 1 okazuje się, że lampion z perforatorem znajduje się w przepuście przez, który przepływa woda do wysokości połowy łydek. Korzystam z uprzejmości rywali, dzięki czemu nie musiałem się zmoczyć. Na szczęście w drugim przepuście nie było już wody. Po chwili 1 zadanie specjalne (ZS) „Złote Piaski”. Czołganie po piachu pod linami (jak na poligonie wojskowym) i wejście na stromą skarpę. Właściwie cały czas w biegu. Obok tasujemy się z uczestnikami drugiej grupy. Do PK 2 przez zagajniki i łąki na szczyt wzgórza w lasku. I znowu wbiegam na górkę wcześniej. Och ta skala. Ale i inni mają problemy i dlatego ich doganiam. Teraz już tylko przez pola do szkoły w Nowym Dziebałtowie, gdzie na boisku szkolnym ZS 2 pt. „Strażak”. Jednak do szkoły dobiegamy we dwóch, na jej tyły. Jak tu wejść ? Szybka decyzja i skok przez płot i jesteśmy w gronie uczestników startujących w pierwszej grupie. Na zmianę nosimy 2 wiadra z wodą po kładce, pod i nad płotkiem, rozwijamy i zwijamy wąż strażacki oraz strumieniem wody wpychamy piłkę do bramki. Jest OK., ale rywal wybiegł już z podwórka. Zostałem sam. Teraz na ZS 3 2 km po łąkach. Ale jak przez zabudowania przedostać się na łąki najkrótszą drogą. Jest brama, a za stodołą poszukiwana ścieżka. Daleko przede mną grupa 4 osób z pierwszej grupy, a obok jeszcze czterech z mojej. Wybieram ściernisko i miedzę by w końcu dopaść do właściwej drogi. Powoli zbliżam się do prowadzących, ale i moi rywale zbliżają się do mnie. Spotykamy się na ZS 3. Okazało się, że tylko dwóch jest przed nami i już odbiegło. Po wymianie uwag okazało się, że pierwsza grupa popełniła ten sam błąd co ja na początku biegnąc do pierwszego PK. Tylko, że oni pobiegli zdecydowanie dalej i tylko nielicznym (7 ?) udało się pobiec dobrze. W zadaniu „Przodownik Pracy” przewozimy taczką dwa worki piachu i dalej ruszamy w drogę. Teraz kolejne 2 km po łąkach. Przez chwilę tworzymy ok. 8 osobową grupkę, która na pół rozrywa się przed PK 3. Dotychczas prowadzący pobiegli gdzieś w lewo, więc wszystko wskazuje na to, że jesteśmy na czele. PK 3 to „sadzawka przy grobli”. Naszym oczom ukazuje się lampion zawieszony na kiju, pośrodku sadzawki. Są chętni by z marszu tam wejść i wziąć niektórym karty do podbicia. Czarna, bagnista woda, pokryta rzęsą sięga prawie do krocza. Poprawiam sprzęt i następne 1,5 km przez las. Dobiegamy do poprzecznej drogi. Dalej też ma być prosto, ale drogi nie widać. Decyduję się obejść jeżyny i sprawdzić jak wygląda dalej. Okazuje się, że jest, ale trochę zarośnięta. Zostaję sam. Reszta szukała, gdzie indziej. W pewnym momencie przebijam się przez młodniak i wychodzę we właściwym miejscu, pod wydmą. Jeszcze tylko na górę i z daleka widać lampion PK 4. Za 0,5 km kolejne ZS 4 „Barman”. Kiedy wbiegam sędziowie potwierdzają, że jestem pierwszy, który tu dotarł. Pojawia się kamera i robi migawkę z mojego toczenia metalowej beczki po leśnej drodze. Wypijam podaną wodę w końcu jestem już 83 minuty na trasie. Teraz skrajem łąki i przez las do PK 5 na skraj polany. Ponad kilometr dalej znajduje się PK 6 na mostku. Początkowo widoczną drogą, ale w połowie trasy drogi przybierają nieoczekiwane kierunki. Ponieważ las jest przebieżny decyduję się biec na azymut, aż do linii wysokiego napięcia. Znajduję linię i drogę, a po chwili lampion na barierce mostu i na środku tabliczkę z numerem PK. Brakuje tylko perforatora do potwierdzenia karty. Wisiał sprytnie podwieszony pod mostem. Po 0,5 km początek 1 Odcinka Specjalnego (OS), który wytyczono kanałem wodnym, a na nim PK 7 i PK 8 i kończy się na PK 9. Kiedy dobiegam okazuje się, że nie ma w nim wody i daje się nim swobodnie truchtać. Po odszukaniu tych trzech PK i wyjściu na groblę, podążam do ZS 5 na brzegu rzeki Czarnej. Chwila zawahania, w którym to miejscu, bo chaszcze skutecznie zasłaniały widok. Kiedy docieram na brzeg „Most pontonowy” już stał, a właściwie unosił się na wodzie. Most to mocno przesadzone sformułowanie, gdyż była to deska przywiązana do dętek samochodowych składająca się z trzech segmentów. Technika pokonania dowolna. Decyduję się przejść na kolanach przytrzymując się dętek. I jakoś mi się to udaje. Ci co usiłowali przejść w pozycji pionowej wpadali do wody, ale po dwóch takich próbach mogli już przejść rzekę wpław. Kiedy inni byli tu cali mokrzy ja byłem nawet suchy. Moje przejście bacznym okiem obserwował sam Sędzia Główny. Teraz już tylko 1 km na PK 10, na rogu pola we wsi Wiosna i powrót nad rzekę na ZS 6 „Tyrolka”. Kiedy przez pola i zabudowania wsi docieram do rzeki moim oczom ukazuje się lina przeciągnięta między drzewami nad rzeką. Ubieram przygotowane szelki alpinistyczne i wchodzę na drzewo, aby się podpiąć do liny. Kiedy już jestem na drzewie gałąź, na której stałem nie wytrzymała mojego ciężaru. Na szczęście zawisłem na rękach. Zaczepiam karabińczyk i teraz już sam muszę skoczyć z gałęzi. Nie ma co marudzić bo rywale cały czas gonią. Skok i bardzo przyjemny zjazd na drugą stronę rzeki. Szkoda, że tak krótko. Przebijam się przez chaszcze do drogi nad kanałem i po ok. 1,7 km trochę piaszczystej drogi docieram do ZS 7 nad rzeką. W tym miejscu rzeka jest spiętrzona, a na uczestników czeka „Ponton” tzn. 1 dętka. Lampion jest po drugiej stronie. I znowu technika pokonania jest dowolna. Tym razem już nie udało się uniknąć zmoczenia. Siadam w środek dętki i wiosłując rękami pokonuję trasę w tą i z powrotem. Inni w tym miejscu nieźle chlupnęli, włącznie z głową. Ponad kilometr został do linii startu w Sielpii i pomostu nad zalewem, gdzie czekały „Rowery wodne”. Po założeniu kamizelki wskakuję do dwuosobowego wehikułu. Nareszcie coś na siedząco. Ale rower wodny nie bardzo chce płynąć w pożądanym kierunku. Zygzakiem dopływam do małej wysepki z PK 11 i większej z PK 12. Trzeba tylko dobrze zabezpieczyć rower, przy wyjściu na brzeg by nie odpłynął, co niektórym się przytrafiło. Teraz sprzęt jest bardziej posłuszny i udaje się go utrzymać na azymucie. Kiedy jestem w połowie drogi do pomostu, widzę już trzy kolejne rowery wodne zmierzające do PK 11. Pozdrawiamy się machnięciem ręki i bardziej dociskamy na pedały. Jednak w tym momencie poczułem delikatne skurcze w łydkach. Po zacumowaniu i przebiegnięciu w pobliże startu czekają już na mnie „Quady ekologiczne”, czyli czterokołowy wózek na pedały, którym należy dojechać na PK 13 (na końcu cypla) i z powrotem. Jakieś 2 km. Droga asfaltowa, sporo ludzi na spacerze, więc dociskam mocniej. Okazuje się, że już po chwili, ponownie łapią mnie skurcze w łydki obu nóg. Nie jest dobrze. Staram się nie forsować dużego tempa i spokojnie pokonać cały odcinek. Pokonanie 25 km zajęło mi ok. 3 godz. I 53 min.
Postanawiam się trochę posilić i uzupełnić zapasy w ciągu ok. 4 min. przerwy. Przede mną jeszcze druga, 15 kilometrowa pętla. Trzeba przejść przez teren ośrodków wypoczynkowych, pokonać rzekę wpław i wejść do lasu. Kiedy szukam dogodnego przejścia przez ośrodki, za moimi plecami pojawia się rodzinny team Piotr z Jackiem i jeszcze Gaweł. Już we czterech przedostajemy się do rzeki. Woda czysta i płytka. Postanawiamy sforsować rzekę i po drugiej stronie poszukać drogi. Do rzeki wchodzimy po sobie. Ja jako trzeci i od razu wpadam w jakąś zamulona dziurę w dnie, sięgającą prawie pasa. Po drugiej stronie rzeki za pierwszymi chaszczami znajdujemy wędkarską ścieżkę, którą utrzymując kierunek docieramy do szukanej drogi i bez kłopotów dobiegamy do PK 14. Las jest czysty więc odbiegamy na azymut, by po 1 km dotrzeć na skrzyżowanie leśnych dróg, gdzie zlokalizowano ZS 8 „Kamiński”. Była to tym razem opona na linie, którą należało przeciągnąć po ziemi na krótkiej pętli. Jeszcze tylko łyk wody i odbiegamy w kierunku PK 15 na „podmokłej polanie”. Już z daleka było widać prześwit i teren opadający w dół. Naszym oczom ukazał się przepiękny widok bagienka z lampionem po środku. Wprawdzie wody nie było widać, ale porastał je mech w różnych kolorach. Atakujemy z różnych stron szukając bezpiecznego przejścia. Okazało się, że zapadaliśmy się tylko do kostek. A wyglądało tak groźnie. Omijamy podmokły teren i po kolejnym kilometrze docieramy do rzeki, gdzie po drugiej stronie, na szerokiej, piaszczystej drodze usadowił się „Hydraulik” – ZS 9. Należało napełnić wodą, przyniesioną wiadrem z rzeki, plastikową z jednej strony zatkaną rurę. Po ustawieniu rury na piachu trzeba było wykonać co najmniej dwa kursy do rzeki. Zadanie wykonywaliśmy we trzech jednocześnie, bo dla czwartego zabrakło już sprzętu, a o przystąpieniu do wykonywania zadania decydowała kolejność przybycia. Na następne ZS 10 wyruszyliśmy już we trzech, gdyż Gaweł „pracował u hydraulika”. Bitą drogą przez wieś Piekło pobiegliśmy do „Piekielnej Skały”. Po drodze rozdzielamy się, gdyż bracia wybrali przebieg przez zabudowania, ja natomiast drogą przez las. Wprawdzie do skały docieram pierwszy, ale tuż po mnie docierają konkurenci. Tutaj należało wejść na pochyłą skałę przy pomocy zamocowanej liny. Nie było z tym problemów więc po chwili już biegliśmy na PK 16 na „Szczycie Niebiańskiego Wzgórza” obok wsi Niebo. Początkowo dobrym wyznacznikiem drogi była linia wysokiego napięcia, ale później, że las był przebieżny wybrałem kierunek na skróty i bez większych problemów wyszliśmy na skraj lasu u podnóża płaskiego szczytu. Następny PK 17 leżał ponad 2 km dalej w przepuście. Zdecydowałem się początkowo pójść przez las i wyczaić jedną z poprzecznych przecinek. Bracia także ruszyli w tym samym kierunku. Trzeba było być bardzo czujnym, gdyż niektóre drogi były mało czytelne natomiast inne rozjeżdżone i o pomyłkę było łatwo. W końcu jako pierwszy docieram na skraj łąki, na której widnieje wał ziemny ze sztucznym stawem, nie naniesionym na mapę. Wspólnymi siłami odszukujemy PK 17 tuż za zbiornikiem. Teraz czeka nas już ostatnie ZS 11 z „Quadami mniej ekologicznymi”. Ale dojście do nich nie jest takie proste. Postanawiam przedzierać się przez wysokie trawy łąki na skraju ściany lasu. I znowu dzięki dobrej orientacji udaje się odszukać właściwą drogę i wzdłuż wydmy, po nie naniesionej drodze na mapę, docieramy na duże, leśne skrzyżowanie dróg pod „Zielonym krzyżem”. Po chwili docierają bracia, kiedy ja już ubrany w kask dosiadam mechanicznego quada. Jest to moje pierwsze, praktyczne spotkanie z tym sprzętem. Po krótkiej instrukcji, gdzie są hamulce i gaz ruszam na sztuczną kładkę i pochylnię oraz dwie rundy po lesie. Była to przednia zabawa. Odchodzę pierwszy z tego zadania. Jeszcze tylko ostatni PK 18. Zaraz za skrzyżowaniem dróg należało ostro skręcić i wypatrzeć słabo widoczną przecinkę. Odbiegam i kiedy oglądam się do tyłu nie widzę swoich konkurentów. Przecinka niespodziewanie się urywa i dalej trzeba sobie radzić na azymut. Na szczęście las jest czysty i bez trudu docieram do szczytu wzgórza z lampionem. Teraz już jak najkrótszą drogą przez las i na metę. Nadal nie widzę swoich rywali. Na metę wpadam samotnie. Mój stoper pokazuje czas 6 godz. 42 min. i 25 sek.. Dopiero po ok. 8 min. na metę dociera Jacek z Piotrem, którzy po ZS odbiegli nie w tym kierunku i musieli uciekać przed Gawłem. Dotarł po kolejnych 10 min.. Okazało się, że następni dotarli dopiero po następnej godzinie. Na mecie czekali już główni organizatorzy, z którymi wymieniliśmy wiele pochlebnych opinii na temat imprezy.
To była fajna wyprawa. Jeszcze do zmroku docierali ostatni uczestnicy, by o godz. 19.00 spotkać się przy wspólnym „ognisku”, na którym grał zespół muzyczny znane przeboje, gratisowo serwowano grochówkę, bigos, chleb ze smalcem i ogórkiem kiszonym, potrawy z grila, a także promocyjne dwa gatunki piwa z minimalną opłatą. Wszyscy, którzy ukończyli różne dystanse z rąk przedstawiciela banku otrzymali pamiątkowe medale, a zwycięzcy i najlepsze panie również nagrody rzeczowe z wieńcem laurowym na głowę. Przy dobrej muzyce rozlosowano wśród uczestników upominki, a całe spotkanie w późnych godzinach wieczornych, uświetnił pokaz sztucznych ogni.
Do zobaczenia na następnej edycji mBank extreme. Pozdrawiam wszystkich walczących.
Andrzej Krochmal
Zachęcony rodzinnymi relacjami z ubiegłorocznej edycji mBank Sielpia extreme postanowiłem spróbować swoich sił w tegorocznej imprezie. Duża oferta tras pieszych i rowerowych oraz dwa dystanse extreme pozwalały wybrać coś dla siebie. Mój wybór dotyczył trasy na 40 km, ale przy zgłoszeniu okazało się, że limit 50 osób został wyczerpany i siłą rzeczy zgłoszenie wysłałem na 25 km, gdzie do limitu 150 uczestników zostało jeszcze trochę wolnych miejsc. Ale i one wkrótce zostały wyczerpane.
Miejscem imprezy był OSiR w Sielpii w oparciu o bazę noclegową okolicznych ośrodków wczasowych z lat 70-tych ze współczesnymi naleciałościami. Różnorodność atrakcji zapowiadało niezłą zabawę oraz możliwości sprawdzenia się w nieznanym terenie.
Chyba większość uczestników dotarła już w piątek wieczorem, by pobrać od przyjaźnie nastawionych organizatorów materiały startowe. Wśród nich był numer startowy, zafoliowana karta startowa, czarno-biała mapa w skali 1 : 25 000 z naniesioną trasą i dodatkowo także kolorowa dla lepszej czytelności treści mapy oraz drobne, firmowe gadżety. W tej sytuacji trzeba było się przygotować do biegu (marszu) i pójść spać nieco wcześniej by być gotowym o godz. 6.30 na odprawę techniczną następnego dnia.
Pobudkę zarządziliśmy o godz. 5.20 by mieć czas na śniadanie i ostatnie przygotowania. Na odprawie dowiadujemy się, że startować będziemy w dwóch grupach w odstępie 10 min. na dystansie 40 km, a później kolejni na 25 km. Dopiero po zakończeniu ostatnich zapisów okazało się, że ktoś z wcześniej zgłoszonych nie zgłosił się na start, dzięki czemu dostałem ostatni numer 45 na dystansie 40 km.
Start pierwszej grupy nastąpił o godzinie 7.00. Ja startuję w drugiej. Jeszcze tylko krótka wypowiedź dla telewizji i ruszamy na trasę. Na mapie naniesiono 18 PK w tym 5 PK na trzech odcinkach specjalnych oraz 11 punktów z zadaniami specjalnymi. Pierwszy podwójny PK 1 A i B znajdował się w odległości 1,5 km od startu w dwóch przepustach pod drogą. Już na początku biegnąc na czele drugiej grupy popełniam błąd i zamiast skręcić w prawo pobiegłem jeszcze trochę do przodu, by się zorientować, że już jestem za daleko i należy zawrócić tak jak uczyniła to pozostała część „naszej” grupy. Ale po chwili, nieco nadrabiając drogi przez las, dogoniłem ostatnich z naszej grupy. Zbyt rzadko startowałem na mapach w tej skali i stąd brak tego wyczucia. Poza tym mapa była z 1983 roku. I choć na początku wydawało się, że warianty trasy są proste to jednak wymagają sporej czujności, gdyż teren miejscami uległ znacznym przeobrażeniom. Na PK 1 okazuje się, że lampion z perforatorem znajduje się w przepuście przez, który przepływa woda do wysokości połowy łydek. Korzystam z uprzejmości rywali, dzięki czemu nie musiałem się zmoczyć. Na szczęście w drugim przepuście nie było już wody. Po chwili 1 zadanie specjalne (ZS) „Złote Piaski”. Czołganie po piachu pod linami (jak na poligonie wojskowym) i wejście na stromą skarpę. Właściwie cały czas w biegu. Obok tasujemy się z uczestnikami drugiej grupy. Do PK 2 przez zagajniki i łąki na szczyt wzgórza w lasku. I znowu wbiegam na górkę wcześniej. Och ta skala. Ale i inni mają problemy i dlatego ich doganiam. Teraz już tylko przez pola do szkoły w Nowym Dziebałtowie, gdzie na boisku szkolnym ZS 2 pt. „Strażak”. Jednak do szkoły dobiegamy we dwóch, na jej tyły. Jak tu wejść ? Szybka decyzja i skok przez płot i jesteśmy w gronie uczestników startujących w pierwszej grupie. Na zmianę nosimy 2 wiadra z wodą po kładce, pod i nad płotkiem, rozwijamy i zwijamy wąż strażacki oraz strumieniem wody wpychamy piłkę do bramki. Jest OK., ale rywal wybiegł już z podwórka. Zostałem sam. Teraz na ZS 3 2 km po łąkach. Ale jak przez zabudowania przedostać się na łąki najkrótszą drogą. Jest brama, a za stodołą poszukiwana ścieżka. Daleko przede mną grupa 4 osób z pierwszej grupy, a obok jeszcze czterech z mojej. Wybieram ściernisko i miedzę by w końcu dopaść do właściwej drogi. Powoli zbliżam się do prowadzących, ale i moi rywale zbliżają się do mnie. Spotykamy się na ZS 3. Okazało się, że tylko dwóch jest przed nami i już odbiegło. Po wymianie uwag okazało się, że pierwsza grupa popełniła ten sam błąd co ja na początku biegnąc do pierwszego PK. Tylko, że oni pobiegli zdecydowanie dalej i tylko nielicznym (7 ?) udało się pobiec dobrze. W zadaniu „Przodownik Pracy” przewozimy taczką dwa worki piachu i dalej ruszamy w drogę. Teraz kolejne 2 km po łąkach. Przez chwilę tworzymy ok. 8 osobową grupkę, która na pół rozrywa się przed PK 3. Dotychczas prowadzący pobiegli gdzieś w lewo, więc wszystko wskazuje na to, że jesteśmy na czele. PK 3 to „sadzawka przy grobli”. Naszym oczom ukazuje się lampion zawieszony na kiju, pośrodku sadzawki. Są chętni by z marszu tam wejść i wziąć niektórym karty do podbicia. Czarna, bagnista woda, pokryta rzęsą sięga prawie do krocza. Poprawiam sprzęt i następne 1,5 km przez las. Dobiegamy do poprzecznej drogi. Dalej też ma być prosto, ale drogi nie widać. Decyduję się obejść jeżyny i sprawdzić jak wygląda dalej. Okazuje się, że jest, ale trochę zarośnięta. Zostaję sam. Reszta szukała, gdzie indziej. W pewnym momencie przebijam się przez młodniak i wychodzę we właściwym miejscu, pod wydmą. Jeszcze tylko na górę i z daleka widać lampion PK 4. Za 0,5 km kolejne ZS 4 „Barman”. Kiedy wbiegam sędziowie potwierdzają, że jestem pierwszy, który tu dotarł. Pojawia się kamera i robi migawkę z mojego toczenia metalowej beczki po leśnej drodze. Wypijam podaną wodę w końcu jestem już 83 minuty na trasie. Teraz skrajem łąki i przez las do PK 5 na skraj polany. Ponad kilometr dalej znajduje się PK 6 na mostku. Początkowo widoczną drogą, ale w połowie trasy drogi przybierają nieoczekiwane kierunki. Ponieważ las jest przebieżny decyduję się biec na azymut, aż do linii wysokiego napięcia. Znajduję linię i drogę, a po chwili lampion na barierce mostu i na środku tabliczkę z numerem PK. Brakuje tylko perforatora do potwierdzenia karty. Wisiał sprytnie podwieszony pod mostem. Po 0,5 km początek 1 Odcinka Specjalnego (OS), który wytyczono kanałem wodnym, a na nim PK 7 i PK 8 i kończy się na PK 9. Kiedy dobiegam okazuje się, że nie ma w nim wody i daje się nim swobodnie truchtać. Po odszukaniu tych trzech PK i wyjściu na groblę, podążam do ZS 5 na brzegu rzeki Czarnej. Chwila zawahania, w którym to miejscu, bo chaszcze skutecznie zasłaniały widok. Kiedy docieram na brzeg „Most pontonowy” już stał, a właściwie unosił się na wodzie. Most to mocno przesadzone sformułowanie, gdyż była to deska przywiązana do dętek samochodowych składająca się z trzech segmentów. Technika pokonania dowolna. Decyduję się przejść na kolanach przytrzymując się dętek. I jakoś mi się to udaje. Ci co usiłowali przejść w pozycji pionowej wpadali do wody, ale po dwóch takich próbach mogli już przejść rzekę wpław. Kiedy inni byli tu cali mokrzy ja byłem nawet suchy. Moje przejście bacznym okiem obserwował sam Sędzia Główny. Teraz już tylko 1 km na PK 10, na rogu pola we wsi Wiosna i powrót nad rzekę na ZS 6 „Tyrolka”. Kiedy przez pola i zabudowania wsi docieram do rzeki moim oczom ukazuje się lina przeciągnięta między drzewami nad rzeką. Ubieram przygotowane szelki alpinistyczne i wchodzę na drzewo, aby się podpiąć do liny. Kiedy już jestem na drzewie gałąź, na której stałem nie wytrzymała mojego ciężaru. Na szczęście zawisłem na rękach. Zaczepiam karabińczyk i teraz już sam muszę skoczyć z gałęzi. Nie ma co marudzić bo rywale cały czas gonią. Skok i bardzo przyjemny zjazd na drugą stronę rzeki. Szkoda, że tak krótko. Przebijam się przez chaszcze do drogi nad kanałem i po ok. 1,7 km trochę piaszczystej drogi docieram do ZS 7 nad rzeką. W tym miejscu rzeka jest spiętrzona, a na uczestników czeka „Ponton” tzn. 1 dętka. Lampion jest po drugiej stronie. I znowu technika pokonania jest dowolna. Tym razem już nie udało się uniknąć zmoczenia. Siadam w środek dętki i wiosłując rękami pokonuję trasę w tą i z powrotem. Inni w tym miejscu nieźle chlupnęli, włącznie z głową. Ponad kilometr został do linii startu w Sielpii i pomostu nad zalewem, gdzie czekały „Rowery wodne”. Po założeniu kamizelki wskakuję do dwuosobowego wehikułu. Nareszcie coś na siedząco. Ale rower wodny nie bardzo chce płynąć w pożądanym kierunku. Zygzakiem dopływam do małej wysepki z PK 11 i większej z PK 12. Trzeba tylko dobrze zabezpieczyć rower, przy wyjściu na brzeg by nie odpłynął, co niektórym się przytrafiło. Teraz sprzęt jest bardziej posłuszny i udaje się go utrzymać na azymucie. Kiedy jestem w połowie drogi do pomostu, widzę już trzy kolejne rowery wodne zmierzające do PK 11. Pozdrawiamy się machnięciem ręki i bardziej dociskamy na pedały. Jednak w tym momencie poczułem delikatne skurcze w łydkach. Po zacumowaniu i przebiegnięciu w pobliże startu czekają już na mnie „Quady ekologiczne”, czyli czterokołowy wózek na pedały, którym należy dojechać na PK 13 (na końcu cypla) i z powrotem. Jakieś 2 km. Droga asfaltowa, sporo ludzi na spacerze, więc dociskam mocniej. Okazuje się, że już po chwili, ponownie łapią mnie skurcze w łydki obu nóg. Nie jest dobrze. Staram się nie forsować dużego tempa i spokojnie pokonać cały odcinek. Pokonanie 25 km zajęło mi ok. 3 godz. I 53 min.
Postanawiam się trochę posilić i uzupełnić zapasy w ciągu ok. 4 min. przerwy. Przede mną jeszcze druga, 15 kilometrowa pętla. Trzeba przejść przez teren ośrodków wypoczynkowych, pokonać rzekę wpław i wejść do lasu. Kiedy szukam dogodnego przejścia przez ośrodki, za moimi plecami pojawia się rodzinny team Piotr z Jackiem i jeszcze Gaweł. Już we czterech przedostajemy się do rzeki. Woda czysta i płytka. Postanawiamy sforsować rzekę i po drugiej stronie poszukać drogi. Do rzeki wchodzimy po sobie. Ja jako trzeci i od razu wpadam w jakąś zamulona dziurę w dnie, sięgającą prawie pasa. Po drugiej stronie rzeki za pierwszymi chaszczami znajdujemy wędkarską ścieżkę, którą utrzymując kierunek docieramy do szukanej drogi i bez kłopotów dobiegamy do PK 14. Las jest czysty więc odbiegamy na azymut, by po 1 km dotrzeć na skrzyżowanie leśnych dróg, gdzie zlokalizowano ZS 8 „Kamiński”. Była to tym razem opona na linie, którą należało przeciągnąć po ziemi na krótkiej pętli. Jeszcze tylko łyk wody i odbiegamy w kierunku PK 15 na „podmokłej polanie”. Już z daleka było widać prześwit i teren opadający w dół. Naszym oczom ukazał się przepiękny widok bagienka z lampionem po środku. Wprawdzie wody nie było widać, ale porastał je mech w różnych kolorach. Atakujemy z różnych stron szukając bezpiecznego przejścia. Okazało się, że zapadaliśmy się tylko do kostek. A wyglądało tak groźnie. Omijamy podmokły teren i po kolejnym kilometrze docieramy do rzeki, gdzie po drugiej stronie, na szerokiej, piaszczystej drodze usadowił się „Hydraulik” – ZS 9. Należało napełnić wodą, przyniesioną wiadrem z rzeki, plastikową z jednej strony zatkaną rurę. Po ustawieniu rury na piachu trzeba było wykonać co najmniej dwa kursy do rzeki. Zadanie wykonywaliśmy we trzech jednocześnie, bo dla czwartego zabrakło już sprzętu, a o przystąpieniu do wykonywania zadania decydowała kolejność przybycia. Na następne ZS 10 wyruszyliśmy już we trzech, gdyż Gaweł „pracował u hydraulika”. Bitą drogą przez wieś Piekło pobiegliśmy do „Piekielnej Skały”. Po drodze rozdzielamy się, gdyż bracia wybrali przebieg przez zabudowania, ja natomiast drogą przez las. Wprawdzie do skały docieram pierwszy, ale tuż po mnie docierają konkurenci. Tutaj należało wejść na pochyłą skałę przy pomocy zamocowanej liny. Nie było z tym problemów więc po chwili już biegliśmy na PK 16 na „Szczycie Niebiańskiego Wzgórza” obok wsi Niebo. Początkowo dobrym wyznacznikiem drogi była linia wysokiego napięcia, ale później, że las był przebieżny wybrałem kierunek na skróty i bez większych problemów wyszliśmy na skraj lasu u podnóża płaskiego szczytu. Następny PK 17 leżał ponad 2 km dalej w przepuście. Zdecydowałem się początkowo pójść przez las i wyczaić jedną z poprzecznych przecinek. Bracia także ruszyli w tym samym kierunku. Trzeba było być bardzo czujnym, gdyż niektóre drogi były mało czytelne natomiast inne rozjeżdżone i o pomyłkę było łatwo. W końcu jako pierwszy docieram na skraj łąki, na której widnieje wał ziemny ze sztucznym stawem, nie naniesionym na mapę. Wspólnymi siłami odszukujemy PK 17 tuż za zbiornikiem. Teraz czeka nas już ostatnie ZS 11 z „Quadami mniej ekologicznymi”. Ale dojście do nich nie jest takie proste. Postanawiam przedzierać się przez wysokie trawy łąki na skraju ściany lasu. I znowu dzięki dobrej orientacji udaje się odszukać właściwą drogę i wzdłuż wydmy, po nie naniesionej drodze na mapę, docieramy na duże, leśne skrzyżowanie dróg pod „Zielonym krzyżem”. Po chwili docierają bracia, kiedy ja już ubrany w kask dosiadam mechanicznego quada. Jest to moje pierwsze, praktyczne spotkanie z tym sprzętem. Po krótkiej instrukcji, gdzie są hamulce i gaz ruszam na sztuczną kładkę i pochylnię oraz dwie rundy po lesie. Była to przednia zabawa. Odchodzę pierwszy z tego zadania. Jeszcze tylko ostatni PK 18. Zaraz za skrzyżowaniem dróg należało ostro skręcić i wypatrzeć słabo widoczną przecinkę. Odbiegam i kiedy oglądam się do tyłu nie widzę swoich konkurentów. Przecinka niespodziewanie się urywa i dalej trzeba sobie radzić na azymut. Na szczęście las jest czysty i bez trudu docieram do szczytu wzgórza z lampionem. Teraz już jak najkrótszą drogą przez las i na metę. Nadal nie widzę swoich rywali. Na metę wpadam samotnie. Mój stoper pokazuje czas 6 godz. 42 min. i 25 sek.. Dopiero po ok. 8 min. na metę dociera Jacek z Piotrem, którzy po ZS odbiegli nie w tym kierunku i musieli uciekać przed Gawłem. Dotarł po kolejnych 10 min.. Okazało się, że następni dotarli dopiero po następnej godzinie. Na mecie czekali już główni organizatorzy, z którymi wymieniliśmy wiele pochlebnych opinii na temat imprezy.
To była fajna wyprawa. Jeszcze do zmroku docierali ostatni uczestnicy, by o godz. 19.00 spotkać się przy wspólnym „ognisku”, na którym grał zespół muzyczny znane przeboje, gratisowo serwowano grochówkę, bigos, chleb ze smalcem i ogórkiem kiszonym, potrawy z grila, a także promocyjne dwa gatunki piwa z minimalną opłatą. Wszyscy, którzy ukończyli różne dystanse z rąk przedstawiciela banku otrzymali pamiątkowe medale, a zwycięzcy i najlepsze panie również nagrody rzeczowe z wieńcem laurowym na głowę. Przy dobrej muzyce rozlosowano wśród uczestników upominki, a całe spotkanie w późnych godzinach wieczornych, uświetnił pokaz sztucznych ogni.
Do zobaczenia na następnej edycji mBank extreme. Pozdrawiam wszystkich walczących.
Andrzej Krochmal
akroch
- Janek
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 775
- Rejestracja: 19 cze 2001, 20:42
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
akroch, tak czytam i czytam i się zastanawiam, czy my czasem nie byliśmy na tej samej imprezie... 
Zbieżność wrażeń zadziwiająca, ale jak wracaliśmy do Warszawy to trochę inaczej zrelacjonowałeś mi końcówkę pojedynku z braćmi Lis.
Acha, może nie wszyscy to tu wyłapali ale Andrzej jest zwycięzcą biegu na 40 km w Sielipi w tym roku.

Zbieżność wrażeń zadziwiająca, ale jak wracaliśmy do Warszawy to trochę inaczej zrelacjonowałeś mi końcówkę pojedynku z braćmi Lis.
Acha, może nie wszyscy to tu wyłapali ale Andrzej jest zwycięzcą biegu na 40 km w Sielipi w tym roku.
Największym zagrożeniem dla człowieczeństwa jest zwarta większość [i](H. Ibsen)[/i]
[url=http://www.maratonypolskie.pl][b]Maratony Polskie[/b][/url]
[url=http://www.maratonypolskie.pl][b]Maratony Polskie[/b][/url]