Dieta tluszczowa, a sporty wytrzykaposciowe (bieganie)
- adam1adam
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1754
- Rejestracja: 20 lis 2011, 09:59
- Życiówka na 10k: 33:10
- Życiówka w maratonie: 2:32:24
Mam spieprzona watrobe, moge sluzyc jako krolik doswiadczalny:
U mnie jak zjem cos niezdrowego zaraz watroba daje sie we znaki:
Np: po margarynie, po rybach w oleju(jem na smalcu) itp.
Chcecie cos wiedziec, dajcie recepte wyprubuje. U mnie biludrubina o 300% wyzsza jak u
zdrowego czlowieka , dlatego jak ktos zje "cos " to mniejsze
prawdopodobienstwo, ze u niego wystapia jakies objawy , a u mnie juz.
U mnie jak zjem cos niezdrowego zaraz watroba daje sie we znaki:
Np: po margarynie, po rybach w oleju(jem na smalcu) itp.
Chcecie cos wiedziec, dajcie recepte wyprubuje. U mnie biludrubina o 300% wyzsza jak u
zdrowego czlowieka , dlatego jak ktos zje "cos " to mniejsze
prawdopodobienstwo, ze u niego wystapia jakies objawy , a u mnie juz.
- Lisciasty
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 978
- Rejestracja: 13 lis 2011, 21:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Tak sobie właśnie uświadomiłem, że moja rodzinka praktykowała dietę niskowęglowodanową :P
Mamuśka mi opowiadała że tak 35 lat temu jak pracowali w polu, przynosili słoninę, ogóry i wodę.
Nie wiem nic o chlebie, być może też coś było, ale wydaje mi się że nie.
Tak więc długasi mogą wypróbować, dobra słonina, ogóry małosolne i woda :]
Mamuśka mi opowiadała że tak 35 lat temu jak pracowali w polu, przynosili słoninę, ogóry i wodę.
Nie wiem nic o chlebie, być może też coś było, ale wydaje mi się że nie.
Tak więc długasi mogą wypróbować, dobra słonina, ogóry małosolne i woda :]
Gdy na rzyci zgolę włoski, jestem piękny, jestem boski!
-
- Stary Wyga
- Posty: 197
- Rejestracja: 07 maja 2013, 08:55
I chleb ze "szmalcem" i skwarkami i ogóreczki - pychaLisciasty pisze:Tak sobie właśnie uświadomiłem, że moja rodzinka praktykowała dietę niskowęglowodanową :P
Mamuśka mi opowiadała że tak 35 lat temu jak pracowali w polu, przynosili słoninę, ogóry i wodę.
Nie wiem nic o chlebie, być może też coś było, ale wydaje mi się że nie.
Tak więc długasi mogą wypróbować, dobra słonina, ogóry małosolne i woda :]

Ten chleb, żeby jednak trochę glikogen uzupełnić

- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Sama słoninka albo boczek + ogórek kiszony z duża ilością czosnku to niebo w gębie
.
W zeszłym roku brałem udział w etapówce mtb - 6 dni po górach. Ostatni bufet, już po dekoracjach był mięsny. Sama karkóweczka z grilla, kiełbaski, kaszanka, schabik, szyneczka, masa smalcu i kiszone ogóry. Ile kto chciał
. Jak to smakowało po 6 dniach wpieprzania słodkich żeli i izotoników, do tej pory mi się łza w oku kręci 
adam1adam --> i co, smalec nie szkodzi? Sam smażę na smalcu, raz że smaczniejsze niż oleje roślinne, dwa nie utlenia się.

W zeszłym roku brałem udział w etapówce mtb - 6 dni po górach. Ostatni bufet, już po dekoracjach był mięsny. Sama karkóweczka z grilla, kiełbaski, kaszanka, schabik, szyneczka, masa smalcu i kiszone ogóry. Ile kto chciał


adam1adam --> i co, smalec nie szkodzi? Sam smażę na smalcu, raz że smaczniejsze niż oleje roślinne, dwa nie utlenia się.
The faster you are, the slower life goes by.
-
- Stary Wyga
- Posty: 197
- Rejestracja: 07 maja 2013, 08:55
Prawda, że dawniej (>30 lat temu) na pewno było większe spożycie tłuszczów niż teraz. Węgli było mniej, a jak były to były to te "dobre" węgle, bez kombinacji jak to jest teraz. Sam mieszkam na wsi i mniej więcej wiem jak wyglądało tu odżywianie się kilkanaście/kilkadziesiąt lat temu.Yurek3 pisze:I co umarli ze starości nie na raka czy coś jeszcze gorszego o depresji nie słyszeli to nadmiar węglowodanów ,i niedobór tłuszczy zwłaszcza zwierzęcych jest odpowiedzialny za choroby cywilizacyjne to zachwianie proporcji na niekorzyść tłuszczy i nadmiar węglowodanów czy ktoś słyszał kiedyś o takich wynalazkach ja mleko fat free czy jogurt fat free to one są odpowiedzialne za niedobór tłuszczy w organizmie ,ale o tym geniusze od diet milczą jak zaklęci kto ich sponsoruje kto im placi za te brednie co wypisują w swych książkach koncerny farmaceutyczne czym więcej chorych tym więcej kasy dla koncernów.Tak sobie właśnie uświadomiłem, że moja rodzinka praktykowała dietę niskowęglowodanową :P
Mamuśka mi opowiadała że tak 35 lat temu jak pracowali w polu, przynosili słoninę, ogóry i wodę.
Nie wiem nic o chlebie, być może też coś było, ale wydaje mi się że nie.
Tak więc długasi mogą wypróbować, dobra słonina, ogóry małosolne i woda :]
W tamtym okresie było zapewne zdecydowanie mniej chorób tzw. cywilizacyjnych. O produktach O% tłuszczu nikt nie słyszał, ogólne żywność była lepszej jakości. Nadmiaru węgli raczej nie było, a zdecydowanie więcej tłuszczu (zwłaszcza na wsi: słoniny, smalce, tłuste mleko "prosto od krowy", mięso ze swojego "świniaka" etc).
Jednak Yurku moim zdaniem należy zwrócić uwagę na dwa aspekty dotyczące "zapadalności" na niektóre choroby (oczywiście zgadzam się z tym co wcześniej napisałeś, tu dodałbym coś od siebie jednak):
1. nadmiar kcal
2. rozwój medycyny
Komentarz:
1. Odwołam się tu znowu do życia na wsi. Jakoś nie kojarzę wśród osób starszych (w podeszłym wieku) osób otyłych. Myślę, że oprócz tego, że dominowała dieta tłuszczowa (a węgle były zredukowane - a de facto to one właśnie wpływają na odkładanie się fatu bardziej niż sam tłuszcz) to było odpowiednie spozycie kcal do swojego zapotrzebowania. Wynikało to przede wszystkim z innego trybu życiu. Na pewno nie tak siedzącego jak teraz. Zwłaszcza na wsi (ale w mieście też), gdzie wiele prac wykonywanych była ręcznie (lub przy pomocy zwierząt). Nie było takiej mechanizacji jak teraz (np. teraz chłop na wsi wsiada na ciągnik i jedzie nim; kiedyś tą sama pracę wykonywało się znacznie ciężej).
Na pewno też jedzenie potraw tłustszych było bardziej sycące. Stąd wysuwam wniosek, że ludzie w międzyczasie nie podjadali (jak to często ma miejsce teraz). Tu też zwrócmy uwagę na "rozwój" cywilizacji. Co mogli podjadać wtedy? Chleb ze smalcem. A teraz batonika.
2. Tu wydaje mi się, że część chorób mogła wtedy być jak "depresja", o której piszesz. Jednak wtedy w ludzkiej świadomości, w medycynie podejrzewam, że takie coś nie istniało. Wiele chorób to wg mnie "wynalazek" dzisiejszych czasów. Przytoczę tu przykład słynnej dysleksji w szkole. Kiedyś uczeń pisał/rysował/uczył się, aż się nauczył. A jak nie to dostał po łapach i znowu się uczył. A dziś? Idziesz do psychologa, dostajesz papierek i jesteś dyslektykiem. Zamiast wziąć się do roboty można na wszystko znaleźć jakieś "dys..." - dysgrafik, dyslektyk etc. Jak dla mnie to naciąganie niektórych "chorób" dziś czsami też tak wygląda.
Oczywiście, wykrywalność chorób też była na zdecydowanie niższym poziomie. Obecnie więsza dostępność medycyny, badań diagnostycznych sprawę zdecydowanie ułatwia (kto kiedyś na wsi słyszał o badaniu krwi, czy moczu?).
EDIT: Yurku, co sądzisz o takiej diecie tłuszczowej w biegach 5-10 km? Da radę, czy za krótkie dystanse i lepsza byłaby energia z węgli?
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Zauważ że to że prowadzi się aktywniejsze życie niespecjalnie działa w zakresie regulacji otyłości. Większa aktywność = większy apetyt. Kiedyś, gdy nie regulowano sobie świadomie ilości zjadanych kalorii jedzono akurat tyle, żeby nie być otyłymi. Wniosek - bardziej tłuste i mniej węglowodanowe jedzenie samo regulowało apetyt tak, że jedzono tych kalorii tyle, żeby wystarczyło. I to się pokrywa z twierdzeniami o stymulującym nienaturalnie apetyt działaniu insuliny. Jedząc dużo węgli, szybciej jest się głodnym i później się najada niż jedząc więcej tłuszczu. Zauważasz, że starzy ludzie byli szczupli - fakt, ale też starzy ludzie potrzebują znacznie mniej kalorii niż młodzi. I co, ktoś im zabierał to jedzenie, żeby nie utyli (a tak się robi dziś, musimy żeby być szczupli jeść mało i najlepiej cały czas być lekko głodni według zaleceń dietetycznych)? Nie, sami jedli mniej. Bo mieli niższe zapotrzebowanie, a apetyt był adekwatny do potrzeb organizmu.1. Odwołam się tu znowu do życia na wsi. Jakoś nie kojarzę wśród osób starszych (w podeszłym wieku) osób otyłych. Myślę, że oprócz tego, że dominowała dieta tłuszczowa (a węgle były zredukowane - a de facto to one właśnie wpływają na odkładanie się fatu bardziej niż sam tłuszcz) to było odpowiednie spozycie kcal do swojego zapotrzebowania. Wynikało to przede wszystkim z innego trybu życiu. Na pewno nie tak siedzącego jak teraz. Zwłaszcza na wsi (ale w mieście też), gdzie wiele prac wykonywanych była ręcznie (lub przy pomocy zwierząt). Nie było takiej mechanizacji jak teraz (np. teraz chłop na wsi wsiada na ciągnik i jedzie nim; kiedyś tą sama pracę wykonywało się znacznie ciężej).
Na pewno też jedzenie potraw tłustszych było bardziej sycące. Stąd wysuwam wniosek, że ludzie w międzyczasie nie podjadali (jak to często ma miejsce teraz). Tu też zwrócmy uwagę na "rozwój" cywilizacji. Co mogli podjadać wtedy? Chleb ze smalcem. A teraz batonika.
The faster you are, the slower life goes by.
-
- Dyskutant
- Posty: 44
- Rejestracja: 08 lip 2013, 17:35
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Myślę, że działa to trochę inaczej.klosiu pisze:.. I co, ktoś im zabierał to jedzenie, żeby nie utyli (a tak się robi dziś, musimy żeby być szczupli jeść mało i najlepiej cały czas być lekko głodni według zaleceń dietetycznych)? Nie, sami jedli mniej. Bo mieli niższe zapotrzebowanie, a apetyt był adekwatny do potrzeb organizmu.
W dzisiejszych czasach ludzie mają więcej wolnego czasu i często podjadają z nudów.
Ktoś kto ma duzo pracy fizycznej nie tyje z 2 powodów:
1. spala to co zje
2. Nie ma czasu na podjadanie, wiec je tylko wtedy kiedy wysiłek wymaga uzupełnienie kalorii.
Mi się często zdarza, że kiedy jestem czymś bardzo zajęty prawie nic nie jem.
Kiedy jednak mam wolne i żadnych zajęć, moim "zajęciem" jest zaglądanie do lodówki.
A przy okazji lodówka to jeden z powodów otyłości. Kiedyś nie było tak łatwo magazynować żywności - teraz podręczny magazyn mamy w zasięgu kilku kroków. A nawet gdy go opustoszymy, to sklepów tez jest zdecydowanie więcej i są otwarte także w dni wolne, często do 22giej.
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Kiedyś starzy ludzie na wioskach godzinami siedzieli na ławeczce przed domem i oplotkowywali wszystkich których się dało
. W starych wioskach na wschodzie do dziś taka ławeczka od ulicy jest obowiązkowym elementem wyposażenia domu.
Jak się nie jest głodnym, to się nie podjada, proste. Odkąd jem więcej tłuszczu, w ogóle mnie nie ciągnie do sięgnięcia po jakiekolwiek jedzenie przy TV na przykład. Cukierki albo czipsy mogą leżeć tuż przed nosem. Nie dlatego, że mam taką silną wolę, tylko dlatego że nie mam takiej potrzeby.
Właśnie cały czas to mówię, przy zdrowym apetycie spala się to co się zje. Jak ktoś pracuje ciężko, ma apetyt na więcej, jak ktoś nic nie robi, to je te 2000kcal i ma dość. Nie trzeba kontrolować kalorii, bo jak się zaspokoi potrzeby organizmu zwyczajnie nie jest się dłużej głodnym. I to nie jest takie zaspokojenie głodu jak przy węglach, gdzie zaleca się, żeby kończyć posiłek lekko głodnym, tylko przemożne uczucie sytości po bardzo niewielkim posiłku. Po prostu trzeba spróbować diety tłuszczowej, bo na wiarę nikt tego nie weźmie. Sam w to nie wierzyłem dopóki nie spróbowałem.
A przy diecie obfitującej w przetworzone węgle zawsze się upchnie jakiś deserek po solidnym obiedzie, i większość otyłych ludzi nie ma większego problemu z opitoleniem litra lodów po większym posiłku.

Jak się nie jest głodnym, to się nie podjada, proste. Odkąd jem więcej tłuszczu, w ogóle mnie nie ciągnie do sięgnięcia po jakiekolwiek jedzenie przy TV na przykład. Cukierki albo czipsy mogą leżeć tuż przed nosem. Nie dlatego, że mam taką silną wolę, tylko dlatego że nie mam takiej potrzeby.
Właśnie cały czas to mówię, przy zdrowym apetycie spala się to co się zje. Jak ktoś pracuje ciężko, ma apetyt na więcej, jak ktoś nic nie robi, to je te 2000kcal i ma dość. Nie trzeba kontrolować kalorii, bo jak się zaspokoi potrzeby organizmu zwyczajnie nie jest się dłużej głodnym. I to nie jest takie zaspokojenie głodu jak przy węglach, gdzie zaleca się, żeby kończyć posiłek lekko głodnym, tylko przemożne uczucie sytości po bardzo niewielkim posiłku. Po prostu trzeba spróbować diety tłuszczowej, bo na wiarę nikt tego nie weźmie. Sam w to nie wierzyłem dopóki nie spróbowałem.
A przy diecie obfitującej w przetworzone węgle zawsze się upchnie jakiś deserek po solidnym obiedzie, i większość otyłych ludzi nie ma większego problemu z opitoleniem litra lodów po większym posiłku.
The faster you are, the slower life goes by.
-
- Dyskutant
- Posty: 44
- Rejestracja: 08 lip 2013, 17:35
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Najgorsze to jest mieszanie. Jeżeli ktoś chce, to niech sprawdzi.
Niech usiądzie przed słoikiem ze smalcem i zje ile da rade na raz.
Następnie nich zrobi to samo, ale smarując tym samym smalcem chleb.
Jestem pewien, że w drugim przypadku zje przynajmniej 2x więcej tłuszczu.
Dlatego jeżeli ktoś chce jeść mniej lepiej nie mieszać, a szybciej będziemy syci przy mniejszej ilości pokarmu.
Niech usiądzie przed słoikiem ze smalcem i zje ile da rade na raz.
Następnie nich zrobi to samo, ale smarując tym samym smalcem chleb.
Jestem pewien, że w drugim przypadku zje przynajmniej 2x więcej tłuszczu.
Dlatego jeżeli ktoś chce jeść mniej lepiej nie mieszać, a szybciej będziemy syci przy mniejszej ilości pokarmu.
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
To prawda. Węglowodany powodują że tłuszcz lepiej smakuje, i summa summarum je się go jeszcze więcej, niż gdyby się jadło sam tłuszcz. Przetworzone węglowodany zawsze opóźniają nadejście sytości, bo insulina stymuluje apetyt. Nieważne czy są jedzone z tłuszczem, czy bez.
The faster you are, the slower life goes by.
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Nie w takim sensie jak się ładuje na diecie węglowodanowej, tzn trzy wielkie michy makaronu dzień przed i jeszcze jedna na śniadanie w dniu startu
. Jem trochę więcej węgli dzień przed i robię tylko lekki trening. Jeśli na codzień jem 200-300g węgli, to dzień przed startem jem powiedzmy 300-400 przy mniejszej niż normalnie ilości tłuszczu i białek (czyli ogólna kaloryczność się nie zmienia), plus następnego dnia jakieś 100-150g 3-4h przed startem. Ważne żeby w momencie startu to już było strawione i insulina znów w normie.
Raczej kaloryczne owoce, czyli banany, rodzynki, czasem ziemniaki albo kasza gryczana/jaglana.

Raczej kaloryczne owoce, czyli banany, rodzynki, czasem ziemniaki albo kasza gryczana/jaglana.
The faster you are, the slower life goes by.
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 2
- Rejestracja: 25 lut 2016, 11:18
- Życiówka na 10k: 48
- Życiówka w maratonie: 1:59
Witajcie, jestem nowym użytkownikiem, to mój pierwszy post.
Może ktoś będzie w stanie pomóc w temacie.
Biegam typowo rekreacyjnie, kiedyś głównie siłownia, potem corss fit, a od kilku miesięcy zrezygnowałem z siłowni i tylko street-workout / kalistenika 2x w tyg + 3 x bieganie. Czasami rower.
Jestem kierowcą wyścigowym, ścigam się na motocyklach a tam waga - wiadomo, jak najniższa
- jest bardzo ważna a ja mam z tym problem bo całe życie na siłowni zbudowało jednak mi sporo wagi "zdrowej" - mięśni, jednak przeszkadzają mi one jechać szybciej. Rok temu schudłem na węglach bardzo mocno, ale jadłem finalnie tylko 60 % dziennego zapotrzebowania kalorycznego co skończył się źle, cała waga którą zgubiłem wróciła - i tłuszcz, i mięśnie.
Od niecałych 2 miesięcy jestem na diecie tłuszczowej, a więc znam ją już dosyć mocno z teorii. Natomiast mam głównie jeden problem na tej diecie, to własnie związany z bieganiem ale o tym później...
Jak wygląda rozkład makro - ważę ok. 80-81 kg, zrzuciłem ok 2 kg w 7 tygodni na tłuszczówce:
- ok. 90/120 g białka
- ok. 30/60 g węgli
- ok. 230/270 g tłuszczy
Wychodzi między 2700 a 2900 kcal, a zużywam - mierzone z zegarka Polar - średnio 3100 kcal dziennie, przy 5 treningach w tygodniu.
Sama dieta - polecam, naprawdę ciekawe, ciężkie jest przestawienie ale czasami zje się coś a drugi posiłek dopiero po 5-6 godzinach bo... nie jest się głodnym. Nasycenie posiłkami duże. Czasami je się szybciej ale ogólnie tak to wygląda. Staram się żeby 70 % tłuszczu albo i więcej pochodziło ze zwierzęcych. Tylko reszta to roślinne. Jem 3-4 x dziennie.
W CZYM PROBLEM... ?
Dramatycznie ale wręcz DRAMATYCZNIE... podniosło mi się tętno biegu, kiedy biegnę mega wolno mam już tętno 160-170! Nie jest tylko kwestią wytrenowania w chwili obecnej jestem w 80-90 % swojej formy biegowej, 2 tyg temu przebiegłem połówkę w prawie 2,5 godziny ze średnim tętnem... 170! A rekord na węglach, rok temu to 1:59 ale akurat nie mierzyłem tętna. Na pewno niższe niż teraz...
Nie wiem co zrobić, ew co robię źle, to jedyny problem i rozważam odstawienie biegania ew na rzecz roweru, mniejsze tętno i bardziej można kontrolować wysiłek. Trening siłowy na drążkach - nie mam problemu, tętno między 110 a 130.
Myślę że mam praktycznie zerowy glikogen, nie jem węgli a więc pomijam w wysiłku strefę spalania węgli i ze spalania tłuszczu ( na niskim wysiłku ) od razu wchodzę w spalanie białka i totalny bez-tlen ale żeby natychmiast był taki skok wysiłku i tętna...?
Pozdrawiam
Rinas
Może ktoś będzie w stanie pomóc w temacie.
Biegam typowo rekreacyjnie, kiedyś głównie siłownia, potem corss fit, a od kilku miesięcy zrezygnowałem z siłowni i tylko street-workout / kalistenika 2x w tyg + 3 x bieganie. Czasami rower.
Jestem kierowcą wyścigowym, ścigam się na motocyklach a tam waga - wiadomo, jak najniższa

Od niecałych 2 miesięcy jestem na diecie tłuszczowej, a więc znam ją już dosyć mocno z teorii. Natomiast mam głównie jeden problem na tej diecie, to własnie związany z bieganiem ale o tym później...
Jak wygląda rozkład makro - ważę ok. 80-81 kg, zrzuciłem ok 2 kg w 7 tygodni na tłuszczówce:
- ok. 90/120 g białka
- ok. 30/60 g węgli
- ok. 230/270 g tłuszczy
Wychodzi między 2700 a 2900 kcal, a zużywam - mierzone z zegarka Polar - średnio 3100 kcal dziennie, przy 5 treningach w tygodniu.
Sama dieta - polecam, naprawdę ciekawe, ciężkie jest przestawienie ale czasami zje się coś a drugi posiłek dopiero po 5-6 godzinach bo... nie jest się głodnym. Nasycenie posiłkami duże. Czasami je się szybciej ale ogólnie tak to wygląda. Staram się żeby 70 % tłuszczu albo i więcej pochodziło ze zwierzęcych. Tylko reszta to roślinne. Jem 3-4 x dziennie.
W CZYM PROBLEM... ?
Dramatycznie ale wręcz DRAMATYCZNIE... podniosło mi się tętno biegu, kiedy biegnę mega wolno mam już tętno 160-170! Nie jest tylko kwestią wytrenowania w chwili obecnej jestem w 80-90 % swojej formy biegowej, 2 tyg temu przebiegłem połówkę w prawie 2,5 godziny ze średnim tętnem... 170! A rekord na węglach, rok temu to 1:59 ale akurat nie mierzyłem tętna. Na pewno niższe niż teraz...
Nie wiem co zrobić, ew co robię źle, to jedyny problem i rozważam odstawienie biegania ew na rzecz roweru, mniejsze tętno i bardziej można kontrolować wysiłek. Trening siłowy na drążkach - nie mam problemu, tętno między 110 a 130.
Myślę że mam praktycznie zerowy glikogen, nie jem węgli a więc pomijam w wysiłku strefę spalania węgli i ze spalania tłuszczu ( na niskim wysiłku ) od razu wchodzę w spalanie białka i totalny bez-tlen ale żeby natychmiast był taki skok wysiłku i tętna...?
Pozdrawiam
Rinas