Corrida Manneken-Pis
Od kiedy zacząłem realizować plan treningowy wg. Danielsa (czyli od dwóch tygodni) mój tydzień zaczyna się od niedzieli, a skoro tak, to mogę powiedzieć, że po raz pierwszy wziąłem dwukrotnie udział w zawodach w ciągu jednego tygodnia. No, może "w zawodach" to trochę za dużo powiedziane, ale "w zorganizowanej imprezei biegowej" będzie poprawnie. O ile w niedzielę w biegu na 5K czas nie był mi całkiem obojętny, o tyle w sobotę nie miałem naprawdę żadnych oczekiwań. No bo, czego właściwie oczekiwać od biegu odbywającego się wieczorem drugiego dnia Świąt, na niezbyt standardowym dystansie 8km? Chyba tylko świątecznej atmosfery, dobrej zabawy i spalenia kilkuset kalorii.
Sobota, 26 grudnia 2015
Corrida Manneken-Pis to bieg po brukselskiej starówce odbywający się w drugi dzień Świąt, tegoroczna impreza była szóstą edycją. Wszyscy uczestnicy biegną w identycznych koszulkach, których design nie zmenia się w kolejnych latach, za wyjątkiem koloru. W tym roku koszulki były białe i podobnie jak w ubiegłym do kompletu była też czapeczka mikołaja. Jednym odstępstwem od wzoru koszulki w tym roku był niewielki znaczek na piersi nawiązujący do wydarzeń w Paryżu.
Uczestnicy mogli biec na jednym z dwóch dystansów, tj. 4 lub 8km. W obu wypadkach trasa jest taka sama. Dłuższy dystans to po prostu dwie pętle, a krótszy - jedna. W tym roku biegłem już w dwóch takich biegach gdzie trasa przebiegała dwukrotnie po tej samej pętli i jestem przekonany, że to doskonale ułatwia realizowanie strategii
negative split. Tym razem jednak nie miałem żadnej strategii. Zamierzałem biec tak szybko jak się da bez wychodzenia ze strefy komfortu. I tyle.
Kto zna brukselskie zwyczaje wie, że sikający chłopiec przy okazji wydarzeń, które włodarze miasta uznają za ważne, jest przebierany stosownie do sytuacji. W dniu Corridy (wciąż nie wiem o co chodzi z tą nazwą) chłopiec dostaje sportowy strój i numer startowy 903 - z takim numerem Emil Zatopek w 1952 zdobywał olimpijskie złoto w Maratonie. Nie wiem, jaki jest związek Zatopka z Belgią, ale wiem, że wychodzi tu kwartalnik o bieganiu pod tytułem "Zatopek" i że to pismo jest organizatorem biegu. Dlatego właśnie taki numer.
Start i meta znajdowały się, jak na Corridę przystało, na Placu Hiszpańskim (Place d'Espagne) nad którym dumnie wznosi się pomnik Don Kiszota i Sancho Pansy - identyczny jak ten w Madrycie na placu o tej samej nazwie
(Plaza de España). Z dołu zerka na nich ze swojego pomnika Bela Bartok - jaki ma związek Bartok z Hiszpanią i czy w ogóle ma - nie pytajcie.
Trasa biegu mimo, że dość krótka jest dość zróżnicowana. Zaraz po starcie wybiega ze starego miasta i wiedzie koło katedry, potem
koło muzeum komiksu, by zaraz zanurzyć się w mrocznych zaułkach, w których wieczorem nawet w ramach zorganizowanej imprezy jest średnio przyjemnie. Na szczęście po momentach mroku, nadchodzą jasne chwile, kiedy wbiegamy na handlową ulicę (deptak) Rue Neuve rozświetloną witrynami, ale przede wszystkim świątecznymi dekoracjami. Żeby każdy biegacz mógł dokładnie sobie obejrzeć wystawy wszystkich sieciówek po obu stronach ulicy, trasa w tym miejscu robi pełny nawrót "na agrafkę" co zawsze powoduje, że mój GPS głupieje i okrada mnie z conajmniej kilkudziesięciu metrów. Tak było kiedy biegałem z aplikacją na smartfonie i tak pozostało kiedy biegam ze swoim wypasionym Gremlinem. Nie ma chyba na to rady.
Po obejrzeniu wystaw wbiegamy na Anspach - dużą ulicę w centrum miasta, którą w tym roku zamknięto dal ruchu samochodowego i przekształcono w deptak/boisko/plac - ogólnie miejsce rozrywki. Jednak rozrywkową atmosferę z pewnością mąciła ochrona imprezy w postaci uzprojonych po zęby żołnieży w wojskowych ciężarówkach... no cóż takie czasy.
W końcu wbiegamy znów na starówkę, przecinamy Grand Place, na którym jak co roku stoi spektakularna choinka, która jednak wyjątkowo w tym roku przy kilkunastu stopniach na plusie tworzy raczej klimat nieporozumienia niż Bożego Narodzenia. Następnie prosto do sikającego chłopca. Tam zakręcamy i pod górę wspinamy się w stronę mety. Po drodze jeszcze galerie św. Huberta - to też ulica handlowa tylko, że dla XIX-wiecznej burżuazji. Tu jest pięknie nie tylko od święta. Za galerią rozstaje - jedni w prawo i na metę, drudzy w lewo i jeszcze jedno okrążenie. Na mecie oprócz wody i izotoników grzaniec.
Nabiegałem
36:27 czyli
8km przebiegłem
w tempie 4:33min/km. Nie jest źle, chociaż zdarzało mi się już szybciej biegac na dychę (w sensie w szybszym tempie, nie w krótszym czasie rzecz jasna). Udał mi się nawet NS - pierwszą połowę pobiegłem w 18:43, a drugą dokładnie o minutę szybciej. To nawet fajnie zwłaszcza, że biegłem bez żadnych założeń.
Imprezę oceniam na 3 gwiazdki w pięciostopniowej skali. Jedną gwiazdkę zabieram za brak medali - ja jestem uwielbiaczem medali. A drugą za wybrakowany klimat. Na to oczywiście organizatorzy nie mogli mieć wpływu, a starali się jak mogli, ale ani choinka, ani iluminacje, ani żywa szopka, ani nawet zapach przypraw do grzanego wina nie były w stanie stworzyć świątecznego nastroju. Nie wiem co było bardziej nieświąteczne - wiosenna pogoda czy wyglądające spod plandek ciężarówek karabiny M16...
Niedziela, 27 grudnia 2015
Plan: 90-120min BS
Wykonanie: 24.0km w 2:13:59 [średnio
W planie Danielsa co trzecia niedziela to poprostu long bez żadnych udziwnień. W tabelce obok opisu jednostki treningowej podany jest szacowany kilometraż. Ten kilometraż w 100% zgadza się kiedy zawarte w treningu akcenty mierzone są dystansem. Bo i ja i Dennis Kimetto 12km BS biegniemy na dystansie 12km. Gorzej jest z jednostkami czasowymi. Ten konkretnie trening opisany był tak: 90-120min BS (24km). Oczywiście, ta szacunkowa informacja nie jest dla mnie - ja powininenem biec coś pomiędzy 90, a 120min i wziąwszy pod uwagę, że wczoraj późnym wieczorem biegłem w zawodach to pewnie bliżej 90 niż 120. To jednak oznaczałoby, że na pozostałe dni zostanie dużo BS'ów do nabiegania, a nigdy nie ma tyle czasu co w niedzielę rano.
W ubiegłym tygodniu nabiegałem 57.4km czyli o kilometr mniej niż wynikało z rozpiski. Odrobię w bieżącym.