rubin - SOG-U 2019 < 24h
Moderator: infernal
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Nie myślałam, że siłownia może być tak wciągająca. Mała i choć trochę ciasna – wygląda na to, że ma wszystko, co najpotrzebniejsze. A najważniejsze, że minuta trzydzieści od kanapy w salonie. Dosłownie.
Już nie boli, tzn. nie tak, jak na początku, tylko troszeczkę i przyjemnie. I przestałam się już nawet wstydzić. Mam wrażenie, że obudziły się mięśnie, o których (że je mam) dowiedziałam się wiosną na badaniu składu ciała. Wcześniej nic nie wskazywało na ich obecność. Sprawdzałam je w ostatni weekend, biegając z przyjaciółmi po Jurze co kilka godzin po kilka godzin.
Od AUT dostaliśmy na gwiazdkę:
https://www.facebook.com/AndorraUltraTr ... 5/?theater
Już nie boli, tzn. nie tak, jak na początku, tylko troszeczkę i przyjemnie. I przestałam się już nawet wstydzić. Mam wrażenie, że obudziły się mięśnie, o których (że je mam) dowiedziałam się wiosną na badaniu składu ciała. Wcześniej nic nie wskazywało na ich obecność. Sprawdzałam je w ostatni weekend, biegając z przyjaciółmi po Jurze co kilka godzin po kilka godzin.
Od AUT dostaliśmy na gwiazdkę:
https://www.facebook.com/AndorraUltraTr ... 5/?theater
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Ćwiczenia kończę z miękkimi nogami a i tak na drugi dzień bolą tylko barki i ramiona. Za to biega się kijowo, zupełnie jakby mi ktoś kettle dowiązał do butów. Nie wiem, czym te zmiany w moim treningu zaowocują, bo żeby dać radę, muszę biegać mniej. W ubiegłym roku biegałam dużo, a mimo to doświadczenia z BRU i NIL dały mi naukę, że w górach nie tylko bieganie się liczy. Patrzę więc na ogólny zarys treningu siłowego do połowy lipca, jaki wczoraj dostałam od kolegi-instruktora z taką nadzieją, jakby już samo to (patrzenie) miało mi pomóc. Cierpliwie robię swoje, a przynajmniej staram się. Na razie bez nerwów, bo pierwszy start w tym roku to majowa Koniczynka, ze względu na BRU – pewnie tylko połówka.
W tym zamęcie biegowo-siłowym, nie wiadomo jak i kiedy dziecko mi wydoroślało. Powoli oswajam się z myślą, że już za parę miesięcy wyjedzie na studia i nieprędko wróci, jeśli w ogóle. To boli bardziej niż domsy po siłowni .
W tym zamęcie biegowo-siłowym, nie wiadomo jak i kiedy dziecko mi wydoroślało. Powoli oswajam się z myślą, że już za parę miesięcy wyjedzie na studia i nieprędko wróci, jeśli w ogóle. To boli bardziej niż domsy po siłowni .
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Środowe powietrze było gęstości mazutu, no i te nowo odkryte fale grawitacyjne, jakby zdecydowanie bardziej wyraźne...
We wtorek pierwszy raz na siłowni robiłam przysiady ze sztangą i wykroki z hantlami. Troszeczkę się tych przysiadów bałam, myślałam, że trzymając gryf na karku nie utrzymam równowagi. Ale nawet spoko. Za to po zakończeniu treningu nogi trzęsły mi się i uginały tak, że schodząc schodami dla bezpieczeństwa zsuwałam się powoli po poręczy. Nie wiem jakim cudem udało mi się w środę machnąć te 15 km, ale było to wyjątkowo mozolne zajęcie. Jestem z siebie dumna, że nie nawróciłam po pierwszych stu metrach.
50-60 km tygodniowo – na razie z powodu siłowni nie mam gdzie upchnąć więcej. Dobrze, że pierwsze poważniejsze zawody dopiero pod koniec maja. W tym roku w ogóle stawiam tylko na kilka kameralnych imprez. Na zakończenie sezonu zapisałam się na SOG, maksymalnie 100 osób na 164-kilomtrowej trasie .
We wtorek pierwszy raz na siłowni robiłam przysiady ze sztangą i wykroki z hantlami. Troszeczkę się tych przysiadów bałam, myślałam, że trzymając gryf na karku nie utrzymam równowagi. Ale nawet spoko. Za to po zakończeniu treningu nogi trzęsły mi się i uginały tak, że schodząc schodami dla bezpieczeństwa zsuwałam się powoli po poręczy. Nie wiem jakim cudem udało mi się w środę machnąć te 15 km, ale było to wyjątkowo mozolne zajęcie. Jestem z siebie dumna, że nie nawróciłam po pierwszych stu metrach.
50-60 km tygodniowo – na razie z powodu siłowni nie mam gdzie upchnąć więcej. Dobrze, że pierwsze poważniejsze zawody dopiero pod koniec maja. W tym roku w ogóle stawiam tylko na kilka kameralnych imprez. Na zakończenie sezonu zapisałam się na SOG, maksymalnie 100 osób na 164-kilomtrowej trasie .
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Po (zbyt)wielu tygodniach człapania przeplatanych siłownią namówiono mnie, by na nowo włączyć treningi jakościowe. Chociaż słabo to i ułomnie na razie wygląda - zwłaszcza, że ostatnio sporo chorowałam – ciekawość nowego bodźca powoduje, że nie mogę się doczekać kolejnych treningów. W życiu wcześniej nie robiłam skipów, o płotkach lekkoatletycznych tylko słyszałam – a od niedawna mam je w planie. Najtrudniejszym w tym wszystkim jest dla mnie przełamanie się i ukazanie koledze – instruktorowi swoich braków.
Trenuję 6 dni w tygodniu i czasu na pierdoły jakby mniej. Dużo? Mało? I tak i nie, sama nie wiem. Okaże się albo i nie.
6 maja Koniczynka Trail Marathon. Pierwszy start w sezonie – niezmiennie dla mnie najpiękniejsze i najsympatyczniejsze święto biegających ludzi. Mało kto się tam ściga. Prędzej jeden z drugim po drodze wpadnie na lody, piwo albo colę do Baru Sąspówka. Albo piszczelem na krawędź śliskiego i omszałego pnia służącego za stopień przy podejściu na Górę Chełmową, tak jak ja w ubiegłym roku. Do tej pory mam bliznę na nodze i od czasu do czasu pobolewa stłuczona kość. Nie mam pojęcia jak wówczas udało mi się ukończyć ten bieg, bo bolało okrutnie i krew lała się do buta. Pamiętam, że byłam zdecydowana by na najbliższym PK zejść z trasy, ale jak tylko zobaczyłam GOPR-owców, odwróciłam od nich głowę i bokiem czmychnęłam, żeby przypadkiem sami mnie nie zatrzymali.
Z Koniczynką kojarzy mi się od zawsze: https://www.youtube.com/watch?v=qzpxDDuu7uM
Trenuję 6 dni w tygodniu i czasu na pierdoły jakby mniej. Dużo? Mało? I tak i nie, sama nie wiem. Okaże się albo i nie.
6 maja Koniczynka Trail Marathon. Pierwszy start w sezonie – niezmiennie dla mnie najpiękniejsze i najsympatyczniejsze święto biegających ludzi. Mało kto się tam ściga. Prędzej jeden z drugim po drodze wpadnie na lody, piwo albo colę do Baru Sąspówka. Albo piszczelem na krawędź śliskiego i omszałego pnia służącego za stopień przy podejściu na Górę Chełmową, tak jak ja w ubiegłym roku. Do tej pory mam bliznę na nodze i od czasu do czasu pobolewa stłuczona kość. Nie mam pojęcia jak wówczas udało mi się ukończyć ten bieg, bo bolało okrutnie i krew lała się do buta. Pamiętam, że byłam zdecydowana by na najbliższym PK zejść z trasy, ale jak tylko zobaczyłam GOPR-owców, odwróciłam od nich głowę i bokiem czmychnęłam, żeby przypadkiem sami mnie nie zatrzymali.
Z Koniczynką kojarzy mi się od zawsze: https://www.youtube.com/watch?v=qzpxDDuu7uM
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Tyłek mnie boli.
Sezon powoli się zbliża i coraz bardziej nerwowo staram się nie patrzeć w kalendarz startowy. Dwa lata temu planując AUT myślałam, że to kupa czasu, a tu proszę - jeszcze tylko 3 miesiące. Z tego nie-myślenia przegapiłam martwienie się Rzeźnikiem Ultra, na który zapisałam się i opłaciłam jeszcze w grudniu. Dobrze, że pamięta o tym trener. Nieśmiało zagadnęłam, że może 11 dni treningowych pod rząd to trochę dużo? – Ale te 8 km rozbiegania to w obecnej sytuacji tak jakbyś miała wolne, taka rekreacja.
Nauczyłam się poprawnie robić martwy ciąg; niby tak proste, a jaka zdradliwa podpucha. Chociaż ćwiczenia wielostawowe z wolnymi ciężarami wywołują u mnie wzrost tętna jak przy interwałach – wolę je zdecydowanie bardziej od izolowanych. Po wykrokach w marszu z hantlami chodzę już normalnie :P za to jak wyżej – tyłek nadal boli regularnie. Biegać jednak trzeba, taki mus wewnętrzny mam, więc biegam.
Uprzejmy kolega dla podniesienia na duchu przesłał mi taką fotkę z trasy na AUT. Teraz sam się męczy na Marathon Des Sables, niech ma za swoje
Sezon powoli się zbliża i coraz bardziej nerwowo staram się nie patrzeć w kalendarz startowy. Dwa lata temu planując AUT myślałam, że to kupa czasu, a tu proszę - jeszcze tylko 3 miesiące. Z tego nie-myślenia przegapiłam martwienie się Rzeźnikiem Ultra, na który zapisałam się i opłaciłam jeszcze w grudniu. Dobrze, że pamięta o tym trener. Nieśmiało zagadnęłam, że może 11 dni treningowych pod rząd to trochę dużo? – Ale te 8 km rozbiegania to w obecnej sytuacji tak jakbyś miała wolne, taka rekreacja.
Nauczyłam się poprawnie robić martwy ciąg; niby tak proste, a jaka zdradliwa podpucha. Chociaż ćwiczenia wielostawowe z wolnymi ciężarami wywołują u mnie wzrost tętna jak przy interwałach – wolę je zdecydowanie bardziej od izolowanych. Po wykrokach w marszu z hantlami chodzę już normalnie :P za to jak wyżej – tyłek nadal boli regularnie. Biegać jednak trzeba, taki mus wewnętrzny mam, więc biegam.
Uprzejmy kolega dla podniesienia na duchu przesłał mi taką fotkę z trasy na AUT. Teraz sam się męczy na Marathon Des Sables, niech ma za swoje
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
uprzejmy kolega, dobre sobie! :D
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Brrr- coraz wyraźniej rysuje mi się świadomość mielizny, na którą obrałam kurs. Biegam, ćwiczę, dźwigam, na razie jeszcze śpię spokojnie, choć za dnia motyle w brzuchu tego spokoju już nie dają. Ciągle tremują mnie treningi jakościowe, a chyba nie powinny. Tzn. lubię je, zdecydowanie bardziej wolę wyjść na kilkanaście kilometrów krosu w II zakresie, niż na spokojne rozbieganie, ale i tak – zawsze tuż przed szukam jakiejś uniemożliwiającej przeszkody. Tak jakbym z góry bała się siebie zawieźć i chciała od tego uciec .
Kolejny weekend spędziłam na jurajskich ścieżkach. Zapach mgły i wilgotnego mchu porastającego wapienne skały jest oszałamiający.
W tym tygodniu 75 km, większość w krosie + 3 godz. treningu siłowego. W treningu do setki? Niektórzy do maratonu biegają znacznie więcej.
Kolejny weekend spędziłam na jurajskich ścieżkach. Zapach mgły i wilgotnego mchu porastającego wapienne skały jest oszałamiający.
W tym tygodniu 75 km, większość w krosie + 3 godz. treningu siłowego. W treningu do setki? Niektórzy do maratonu biegają znacznie więcej.
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Kilka tygodni temu dopuszczałam myśl, że może stchórzę i odpuszczę BR-U. Żeby zmieścić się w limitach na PK na 80 km muszę być w tym roku o godzinę szybciej niż rok temu. Podobnie na PK w Berehach Górnych. Ojeju.
W głowie chaos, zdaje się, że nie do poukładania, no zwyczajnie odrobinkę się boję. Paraliż mózgu. Treningi realizuję skrupulatnie, ani za szybko, ani za wolno. Te, które wzbudzają we mnie największe obawy o dziwo wchodzą gładko (jakjanielubięciągłych). Nie mam głowy do własnych inwencji i może nawet lepiej , sama bym chyba skrewiła te przygotowania, a tak - nie zastanawiam się zbyt wiele, wychodzę, robię swoje, okazuje się, że jednak mogę i że cały czas przy tym dobrze się czuję. Zwariować można.
~87 km, w tym 50 w terenie.
pn. siłownia (tr. obwodowy) + 2 km + sauna; wt. 12,5 km rozbieg. + przebieżki 1 km; śr. 3 km rozgrz. + ZB 2’/2’ ~7 km, czw. 8 km ciut szybsze rozbieganie + od razu tr. obwodowy na siłowni + rozbieg. 2 km + nieco szybsze przebieżki na krótkich przerwach 0,5 km; pt. wolne, sob. wieczorem Kros II zakres 14 km + 1 km schł., niedz. rano wycieczka biegowa w terenie 36,5 km
W głowie chaos, zdaje się, że nie do poukładania, no zwyczajnie odrobinkę się boję. Paraliż mózgu. Treningi realizuję skrupulatnie, ani za szybko, ani za wolno. Te, które wzbudzają we mnie największe obawy o dziwo wchodzą gładko (jakjanielubięciągłych). Nie mam głowy do własnych inwencji i może nawet lepiej , sama bym chyba skrewiła te przygotowania, a tak - nie zastanawiam się zbyt wiele, wychodzę, robię swoje, okazuje się, że jednak mogę i że cały czas przy tym dobrze się czuję. Zwariować można.
~87 km, w tym 50 w terenie.
pn. siłownia (tr. obwodowy) + 2 km + sauna; wt. 12,5 km rozbieg. + przebieżki 1 km; śr. 3 km rozgrz. + ZB 2’/2’ ~7 km, czw. 8 km ciut szybsze rozbieganie + od razu tr. obwodowy na siłowni + rozbieg. 2 km + nieco szybsze przebieżki na krótkich przerwach 0,5 km; pt. wolne, sob. wieczorem Kros II zakres 14 km + 1 km schł., niedz. rano wycieczka biegowa w terenie 36,5 km
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Tak jak myślałam – na Koniczynce będę biegła w normalnym trybie treningowym - bo nie ma czasu odpoczynek przed i odpoczynek po; bo za dwa tygodnie BR-U. Musiałam się jednak przepisać z leniwych 45 na krosowe 22 km. No, nie wiem, czy „lubię to” . Nogi trochę swędzą po wczorajszym akcencie, dziś znów coś pobiegam, a jutro… będziemy latać, jak to zwykle w pierwszy piątek po długim majowym weekendzie.
Lecę tam, gdzie chcę, nie zatrzymasz mnie...
https://www.youtube.com/watch?v=XT-EzsQ-McU
Lecę tam, gdzie chcę, nie zatrzymasz mnie...
https://www.youtube.com/watch?v=XT-EzsQ-McU
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Dokładnie nie pamiętam, ale to chyba pierwszy raz, jak zdarzyło mi się, że miałam kryzys. W tym tygodniu, po serii treningów i bardziej niż zwykle absorbującej pracy rzucałam bieganie w cholerę. Zanim to jednak zrobiłam – przeciorałam się kolejny raz po trasie Koniczynki. Mam dla niej kosmos miejsca w sercu, dlatego z żalem zrezygnowałam z dystansu maratońskiego. Startowałam w półmaratonie w ramach normalnego tygodnia treningowego, a na dzień i na dwa dni przed – realizowałam obszerne treningi jakościowe i siłowe, no i piękna Koniczynka miała być na tak zwane dobicie. Czas krótszy o kilka minut niż rok temu nie dał mi jednak satysfakcji, liczyłam na więcej, a przecież wiedziałam, że na zmęczeniu lepiej nie będzie.
Kurczę, mówię Wam – tam jest tak bardzo pięknie! Przez Wąwóz Ciasne Skałki przebiegam co roku kilka razy i zawsze, zaraz za zakrętem w lewo, gdy trzeba zbiec stromo w dół po śliskich wapiennych skałkach mam dreszcze na plecach. I nie tylko ja. Tam muszą czaić się i mieszkać prehistoryczne gady. Miejsce jest nieludzko pierwotne.
No tak, za 6 dni Bieg Rzeźnika Ultra. Chodzę jak nakręcona, trochę nerwowa i niecierpliwa. Właśnie minął ostatni tydzień przygotowań, wreszcie – mam nadzieję – porządnie odpocznę.
Ostatnie 30 dni to 350 km + 9 godzin spędzonych na siłowni. Tygodniowo wychodzi ok. 80 km, raz więcej, raz mniej. W ubiegłym roku, przygotowując się do I edycji Biegu Rzeźnika Ultra przez krótki czas też biegałam po 75-85 km, tyle że to były wyłącznie biegi spokojne; krosy i trochę asfaltu. W tym sezonie jest zdecydowanie inaczej. A i tak zapowiada się walka nie o pozycję na liście wyników a o to, żeby się na niej w ogóle znaleźć. Nie mam pewności, czy dotrę do mety na 103 km, ale postaram się z siebie wycisnąć tyle, ile trzeba.
Nauczę się na pamięć i będę śpiewać po drodze, życząc sobie jak najmniej skrajnych sytuacji :
https://www.youtube.com/watch?v=NJP3DGqFcaY
Kurczę, mówię Wam – tam jest tak bardzo pięknie! Przez Wąwóz Ciasne Skałki przebiegam co roku kilka razy i zawsze, zaraz za zakrętem w lewo, gdy trzeba zbiec stromo w dół po śliskich wapiennych skałkach mam dreszcze na plecach. I nie tylko ja. Tam muszą czaić się i mieszkać prehistoryczne gady. Miejsce jest nieludzko pierwotne.
No tak, za 6 dni Bieg Rzeźnika Ultra. Chodzę jak nakręcona, trochę nerwowa i niecierpliwa. Właśnie minął ostatni tydzień przygotowań, wreszcie – mam nadzieję – porządnie odpocznę.
Ostatnie 30 dni to 350 km + 9 godzin spędzonych na siłowni. Tygodniowo wychodzi ok. 80 km, raz więcej, raz mniej. W ubiegłym roku, przygotowując się do I edycji Biegu Rzeźnika Ultra przez krótki czas też biegałam po 75-85 km, tyle że to były wyłącznie biegi spokojne; krosy i trochę asfaltu. W tym sezonie jest zdecydowanie inaczej. A i tak zapowiada się walka nie o pozycję na liście wyników a o to, żeby się na niej w ogóle znaleźć. Nie mam pewności, czy dotrę do mety na 103 km, ale postaram się z siebie wycisnąć tyle, ile trzeba.
Nauczę się na pamięć i będę śpiewać po drodze, życząc sobie jak najmniej skrajnych sytuacji :
https://www.youtube.com/watch?v=NJP3DGqFcaY
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
A więc udało się! - Bieg Rzeźnika-Ultra
W ostatni weekend przeniosłam się w nierzeczywistość. Różne figle w ciemności płatał mi mój umysł - przy wąskiej ścieżce widziałam Anioła. To już? A całkiem dobrze się czuję… zaraz, to w świetle księżyca pokryty próchnem rozkloszowany pień złamanego dawno drzewa. Uff. Pod nogami sporo technicznych fragmentów, w górę, w dół, czy po płaskim, dlatego nie rozglądałam się na boki. Rejestrowałam więc co chwilę kątem oka wielkie psy, siedzących starych ludzi i inne zjawiska. Zeschnięte liście pod nogami układały się w żaby i jaszczurki.
Pamiętam jeszcze bardzo stromy zbieg, na przełaj, bez ścieżki po kosodrzewinie. Albo polanę porośniętą obłędnie pachnącym czosnkiem niedźwiedzim - to w nocy. Niewiele widziałam, ale absolutnie się nie nudziłam.
Biegliśmy ścieżkami, o których turyści zdaje się, że zapomnieli. Zarośnięte, czasami ledwo widoczne, w większości naprawdę trudne. Wielką atrakcją były cztery przeprawy przez rzeki o szerokości od 50 do 70 metrów. Pod nogami było więc wszystko, poza śniegiem, który na szczęście zniknął tuż przed naszym przyjazdem.
W tym roku biegłam sama – bardzo mnie to ekscytowało. Nikt do mnie, ani ja do nikogo nie musieliśmy się „dopasowywać”. Początkowo obawiałam się, że przy braku przyjacielskiej obecności obok, ciężko mi będzie mobilizować się w najtrudniejszych chwilach. A było zupełnie inaczej. Na trasie nie zatrzymywałam się nawet na najbardziej stromych podejściach. Najwyżej podchodziłam nieco wolniej, ale żadnych odsapek na szczycie, podziwiania widoków. Na punktach kontrolnych tylko na krótko tak, aby tylko uzupełnić wodę – i dalej w drogę. Na jednym nawet zapomniałam napełnić pustego camela. Zorientowałam się po 6 kilometrach – na szczęście dobry człowiek poratował swoimi zapasami. Nie robiłam zdjęć, nie czułam potrzeby – one i tak nie oddają wszystkiego co można poczuć skupiając się na miejscu i czasie. No i tym razem naprawdę szkoda mi było na to czasu, cały czas czułam się bardzo dobrze, nie chciałam wytrącać się z rytmu.
Myślę, że przed BRzU zrobiłam dobry trening. Poradziłam sobie lepiej, niż się spodziewałam. Bardzo, bardzo się cieszę! Moja pierwsza stówka z plusem .
W ostatni weekend przeniosłam się w nierzeczywistość. Różne figle w ciemności płatał mi mój umysł - przy wąskiej ścieżce widziałam Anioła. To już? A całkiem dobrze się czuję… zaraz, to w świetle księżyca pokryty próchnem rozkloszowany pień złamanego dawno drzewa. Uff. Pod nogami sporo technicznych fragmentów, w górę, w dół, czy po płaskim, dlatego nie rozglądałam się na boki. Rejestrowałam więc co chwilę kątem oka wielkie psy, siedzących starych ludzi i inne zjawiska. Zeschnięte liście pod nogami układały się w żaby i jaszczurki.
Pamiętam jeszcze bardzo stromy zbieg, na przełaj, bez ścieżki po kosodrzewinie. Albo polanę porośniętą obłędnie pachnącym czosnkiem niedźwiedzim - to w nocy. Niewiele widziałam, ale absolutnie się nie nudziłam.
Biegliśmy ścieżkami, o których turyści zdaje się, że zapomnieli. Zarośnięte, czasami ledwo widoczne, w większości naprawdę trudne. Wielką atrakcją były cztery przeprawy przez rzeki o szerokości od 50 do 70 metrów. Pod nogami było więc wszystko, poza śniegiem, który na szczęście zniknął tuż przed naszym przyjazdem.
W tym roku biegłam sama – bardzo mnie to ekscytowało. Nikt do mnie, ani ja do nikogo nie musieliśmy się „dopasowywać”. Początkowo obawiałam się, że przy braku przyjacielskiej obecności obok, ciężko mi będzie mobilizować się w najtrudniejszych chwilach. A było zupełnie inaczej. Na trasie nie zatrzymywałam się nawet na najbardziej stromych podejściach. Najwyżej podchodziłam nieco wolniej, ale żadnych odsapek na szczycie, podziwiania widoków. Na punktach kontrolnych tylko na krótko tak, aby tylko uzupełnić wodę – i dalej w drogę. Na jednym nawet zapomniałam napełnić pustego camela. Zorientowałam się po 6 kilometrach – na szczęście dobry człowiek poratował swoimi zapasami. Nie robiłam zdjęć, nie czułam potrzeby – one i tak nie oddają wszystkiego co można poczuć skupiając się na miejscu i czasie. No i tym razem naprawdę szkoda mi było na to czasu, cały czas czułam się bardzo dobrze, nie chciałam wytrącać się z rytmu.
Myślę, że przed BRzU zrobiłam dobry trening. Poradziłam sobie lepiej, niż się spodziewałam. Bardzo, bardzo się cieszę! Moja pierwsza stówka z plusem .
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Ryzykownym jest ostatnio przyznawać się do gór, ultra, wege i rowerów. Trochę więc na przekór - chwilowo głęboko gdzieś mam skromność. Ultramaratony to wcale nie są spacery, niezależnie od tego, czy prestiż jest limitowany, czy limit prestiżowy. W górach to tak, jakby przez kilkanaście godzin robić trening interwałowy, tylko okoliczności przyrody zdecydowanie przyjemniejsze. I tak jak przy innych biegach - jak byś się nie postarał - to zawsze coś kogoś boli. Jednych nogi, a innych dupy, niekoniecznie od biegania.
Polubiłam akcenty i ćwiczenia ogólnorozwojowe. Zwykle mam przed nimi tremę, po zakończeniu dają mi satysfakcję większą czasem od spokojnych wybiegań. W ubiegłym sezonie jedynymi, na jakie się zdobywałam - były krótkie zabawy biegowe.
21-22.05 - 107 km BRz-U; 23-25.05 - wolne; 26.05 - 7 km BW, nogi już luźniutko; 27.05 - wolne; 28.05 - 10 km BW + 8x20" przebieżki; 29.05 - 17 km BW; 30.05 - sauna; 31.05 - 10 km BW + siłownia tr. obwodowy + 8 x rytmy 15"; 1.06 - wolne; 2.06 - 15 km BNP na łące + 1,5 km trucht; 3.06 - 7 km BW + siłownia tr. obwodowy; 4.06. 12 km kros II zakres na łące, w upale (trzeba powoli się przyzwyczajać) + 1 km trucht; 5.06 - 24 km BW - spokojniutki trail po Jurze, piachy.
Dziś będzie jakiś kombajn skipowo-wieloskokowo-przebieżkowo-podbiegowy.
https://www.youtube.com/watch?v=QLN-a2w ... BG&index=2
Polubiłam akcenty i ćwiczenia ogólnorozwojowe. Zwykle mam przed nimi tremę, po zakończeniu dają mi satysfakcję większą czasem od spokojnych wybiegań. W ubiegłym sezonie jedynymi, na jakie się zdobywałam - były krótkie zabawy biegowe.
21-22.05 - 107 km BRz-U; 23-25.05 - wolne; 26.05 - 7 km BW, nogi już luźniutko; 27.05 - wolne; 28.05 - 10 km BW + 8x20" przebieżki; 29.05 - 17 km BW; 30.05 - sauna; 31.05 - 10 km BW + siłownia tr. obwodowy + 8 x rytmy 15"; 1.06 - wolne; 2.06 - 15 km BNP na łące + 1,5 km trucht; 3.06 - 7 km BW + siłownia tr. obwodowy; 4.06. 12 km kros II zakres na łące, w upale (trzeba powoli się przyzwyczajać) + 1 km trucht; 5.06 - 24 km BW - spokojniutki trail po Jurze, piachy.
Dziś będzie jakiś kombajn skipowo-wieloskokowo-przebieżkowo-podbiegowy.
https://www.youtube.com/watch?v=QLN-a2w ... BG&index=2
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Nie wiem co bardziej wyczerpuje - trening, logistyka, czy kompletowanie wyposażenia. Lista taka, że plecak powinien być 2x większy, dobrze, że butów nie wymagają;)
Doczytałam w regulaminie, że obowiązkowym elementem wyposażenia są wodoodporne długie gacie. Na myśl od razu przyszły mi takie, w których mój szwagier łowi ryby stojąc pośrodku Sanu. Okazuje się, że w inov mają takie, przeźroczyste, z membraną 10000. Dokładnie pasują do kurtki na którą miałam apetyt. Szkoda, że musiałam zdecydować się na uchhh - różową . Bo ta przeźroczysta, nieco tańsza, ale ładniejsza i spełniająca wymagania niedostępna w moim rozmiarze.
poniedziałek sauna sucha; wtorek: 10 km rozbiegania + 6 serii wieloskoków + przebieżki + 6x (skip A+skip C) + przebieżki + 6 x (podbiegi + zbiegi), bez odpoczynku (krótkie, ale 20%) + przebieżki; środa: 6 km rozbiegania + zabawa biegowa 10x 1'/30" trucht; czwartek - wolne; piątek 5,5 km rozbiegania + siłownia trening obwodowy + rytmy 6x15"; sobota 15 km kros II zakres + 1 km trucht; niedziela 29 km trail + przebieżki 6 x 15". Razem 76 km.
Po dzisiejszym bardzo spokojnym trailu musiałam się położyć i przespać. Zmęczył mnie mijający tydzień.
Doczytałam w regulaminie, że obowiązkowym elementem wyposażenia są wodoodporne długie gacie. Na myśl od razu przyszły mi takie, w których mój szwagier łowi ryby stojąc pośrodku Sanu. Okazuje się, że w inov mają takie, przeźroczyste, z membraną 10000. Dokładnie pasują do kurtki na którą miałam apetyt. Szkoda, że musiałam zdecydować się na uchhh - różową . Bo ta przeźroczysta, nieco tańsza, ale ładniejsza i spełniająca wymagania niedostępna w moim rozmiarze.
poniedziałek sauna sucha; wtorek: 10 km rozbiegania + 6 serii wieloskoków + przebieżki + 6x (skip A+skip C) + przebieżki + 6 x (podbiegi + zbiegi), bez odpoczynku (krótkie, ale 20%) + przebieżki; środa: 6 km rozbiegania + zabawa biegowa 10x 1'/30" trucht; czwartek - wolne; piątek 5,5 km rozbiegania + siłownia trening obwodowy + rytmy 6x15"; sobota 15 km kros II zakres + 1 km trucht; niedziela 29 km trail + przebieżki 6 x 15". Razem 76 km.
Po dzisiejszym bardzo spokojnym trailu musiałam się położyć i przespać. Zmęczył mnie mijający tydzień.
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Równo za miesiąc będę już na gorącym, kamienistym szlaku. Jeszcze ostatnie 2 tygodnie solidniejszego treningu i czas na odpoczynek i pakowanie. Kupiłam wszystko, co na liście niezbędnego wyposażenia. Mam tylko nadzieję, że nylonowe wodoodporne gatki jednak się nie przydadzą. Przećwiczyłam włączanie petzla, bo to, co z nim zrobiłam na Rzeźniku Ultra nadaje się do nominacji w Turnieju Małych Form Satyrycznych w Bogatyni. Buty wg listy nieobowiązkowe, więc ciągle nie mam. Samolot jest, auto jest, hotel jest.
Oglądam filmy, zdjęcia przygotowując się mentalnie do warunków.
https://www.youtube.com/watch?v=vPWFTGV4TZM
https://www.instagram.com/andorraultra/
No i trenuję sobie trochę. Skipy robię jak Mo Farah. Wczoraj np. ostatnie dwie serie poszły "prawie, że", tzn. przypomniało mi się, że przy A stopy zadzierać i tułowia nie odchylać . W każdym razie mam je w planie od marca i tak jakby obserwuję, że łatwiej mi ostatnio pokonywać w biegu drobne przeszkody terenowe.
Uff, przedstartowa głupawka dopada. Chyba będę spamować.
Oglądam filmy, zdjęcia przygotowując się mentalnie do warunków.
https://www.youtube.com/watch?v=vPWFTGV4TZM
https://www.instagram.com/andorraultra/
No i trenuję sobie trochę. Skipy robię jak Mo Farah. Wczoraj np. ostatnie dwie serie poszły "prawie, że", tzn. przypomniało mi się, że przy A stopy zadzierać i tułowia nie odchylać . W każdym razie mam je w planie od marca i tak jakby obserwuję, że łatwiej mi ostatnio pokonywać w biegu drobne przeszkody terenowe.
Uff, przedstartowa głupawka dopada. Chyba będę spamować.