Krzychu M - walczymy z dychami
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
27.08.2015
3 x 3,2 km (3'50" - 3'53"/km) / p.5'
2,75 km - 10'45" (3'54"/km) (3'52" , 3'52" , 3'59"/km)
Razem: 10,0 km - 45'29" (4'33"/km)
Biegałem tydzień temu 6 km ciągłego po 3:53 a dwa tygodnie temu z Pawłem 3,2 km + 4x 1,6 km po 3:49/km(ostatni po 3:44) to dziś nie miałem podstaw aby nie założyć,że pierwsze i drugie 3,2 km po 3:52 a ostatnie przyspieszę do 3:50/km.
O 5.45 byłem nad zalewem,+12st,zero wiatru i masakryczna wilgoć.Całe jeziorko we mgle i parowało.
Spociłem się po 500m truchtu.Ogólnie rozgrzewka w szybkim tempie,kilka przebieżek,dynamicznego rozciągania i
do roboty.
Tak ciężko to mi się dawno nie biegło.Już po kilometrze twarde nogi,oddech też za szybki.
Dociągnąłem 2 km po 3:52/km i wiedziałem,że nie dam rady,zaczęło mnie delikatnie odcinać i na dodatek zacząłem
czuć prawe udo.
Biegłem aby jak najmniej obciążać prawą nogę ale i wydolnościowo nie dawałem rady,tempo spadało i nie
pozostało nic innego jak zatrzymać się.
Przy wolniejszym bieganiu udo się nie odzywało,więc postanowiłem sprawdzić jak przy szybszym tempie.
Zrobiłem kilometr w 4:08,udo dawało radę ale ja już nie.
Cały organizm odmówił posłuszeństwa,czuję się zmęczony.Jutro miało być 10 km rozbiegania,ale robię dzień
wolny a później zobaczę.
Biorę to za dobry omen,zawsze jak nie domykałem ostatniego ważnego akcentu przed zawodami to wracałem
z życiówką.
Mam przeczucie,że w przyszłą sobotę złamię te 39 minut,forma tak szybko nie ucieka a mnie najwidoczniej
potrzeba teraz odpoczynku i regeneracji.Po treningu zdążyłem się jeszcze drzemnąć i porządnie porolować.
Cóż,wyjdzie mocnejszy tapering jak planowałem.
3 x 3,2 km (3'50" - 3'53"/km) / p.5'
2,75 km - 10'45" (3'54"/km) (3'52" , 3'52" , 3'59"/km)
Razem: 10,0 km - 45'29" (4'33"/km)
Biegałem tydzień temu 6 km ciągłego po 3:53 a dwa tygodnie temu z Pawłem 3,2 km + 4x 1,6 km po 3:49/km(ostatni po 3:44) to dziś nie miałem podstaw aby nie założyć,że pierwsze i drugie 3,2 km po 3:52 a ostatnie przyspieszę do 3:50/km.
O 5.45 byłem nad zalewem,+12st,zero wiatru i masakryczna wilgoć.Całe jeziorko we mgle i parowało.
Spociłem się po 500m truchtu.Ogólnie rozgrzewka w szybkim tempie,kilka przebieżek,dynamicznego rozciągania i
do roboty.
Tak ciężko to mi się dawno nie biegło.Już po kilometrze twarde nogi,oddech też za szybki.
Dociągnąłem 2 km po 3:52/km i wiedziałem,że nie dam rady,zaczęło mnie delikatnie odcinać i na dodatek zacząłem
czuć prawe udo.
Biegłem aby jak najmniej obciążać prawą nogę ale i wydolnościowo nie dawałem rady,tempo spadało i nie
pozostało nic innego jak zatrzymać się.
Przy wolniejszym bieganiu udo się nie odzywało,więc postanowiłem sprawdzić jak przy szybszym tempie.
Zrobiłem kilometr w 4:08,udo dawało radę ale ja już nie.
Cały organizm odmówił posłuszeństwa,czuję się zmęczony.Jutro miało być 10 km rozbiegania,ale robię dzień
wolny a później zobaczę.
Biorę to za dobry omen,zawsze jak nie domykałem ostatniego ważnego akcentu przed zawodami to wracałem
z życiówką.
Mam przeczucie,że w przyszłą sobotę złamię te 39 minut,forma tak szybko nie ucieka a mnie najwidoczniej
potrzeba teraz odpoczynku i regeneracji.Po treningu zdążyłem się jeszcze drzemnąć i porządnie porolować.
Cóż,wyjdzie mocnejszy tapering jak planowałem.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
29.08.2015
15,4 km - 1:13'55" (4'48"/km)
w tym końcówka:
2,0 km - 8'08" (4'04"/km) po pagórkach,tempo rwane.
360m - 1'14" (3'26"/km)
Wczoraj drugi dzień wolny w tym tygodniu.Od roztrenowania może raz miałem taki luksus i nogi od razu rwały
asfalt.
Pierwsze 3,5 km poniżej 4:40/km,potem spotkałem Wojtka i uspokoiliśmy tempo do nieco powyżej 5'/km.
Wszystko po pagórkach,wyszło 115m up,do tego po porannym deszczu mega parówa i ciepło sprawiło,że
straciłem 2 kg masy na 15 km treningu.Bardzo dużo.
Ponieważ czwartkowe tempo startowe spaliłem a podczas taperingu ważne aby utrzymać wysoką intensywność
to dziś zapodałem Mcmillanowską DUSĘ czyli po BS-ie pociągnąłem 2km tempa,dość rwanego bo po górkach
i skończyłem finiszem.To takie rozbieganie z mocniejszą końcówką,nogi mocniej popracowały ale
nie tak jak przy interwałach czy ciągłych.Właśnie o to mi dziś chodziło.Lekki trening z namiastką tempa.
Teraz już do sobotnich zawodów biegi nie przekraczające godziny,czym bliżej startu tym krótsze.
15,4 km - 1:13'55" (4'48"/km)
w tym końcówka:
2,0 km - 8'08" (4'04"/km) po pagórkach,tempo rwane.
360m - 1'14" (3'26"/km)
Wczoraj drugi dzień wolny w tym tygodniu.Od roztrenowania może raz miałem taki luksus i nogi od razu rwały
asfalt.
Pierwsze 3,5 km poniżej 4:40/km,potem spotkałem Wojtka i uspokoiliśmy tempo do nieco powyżej 5'/km.
Wszystko po pagórkach,wyszło 115m up,do tego po porannym deszczu mega parówa i ciepło sprawiło,że
straciłem 2 kg masy na 15 km treningu.Bardzo dużo.
Ponieważ czwartkowe tempo startowe spaliłem a podczas taperingu ważne aby utrzymać wysoką intensywność
to dziś zapodałem Mcmillanowską DUSĘ czyli po BS-ie pociągnąłem 2km tempa,dość rwanego bo po górkach
i skończyłem finiszem.To takie rozbieganie z mocniejszą końcówką,nogi mocniej popracowały ale
nie tak jak przy interwałach czy ciągłych.Właśnie o to mi dziś chodziło.Lekki trening z namiastką tempa.
Teraz już do sobotnich zawodów biegi nie przekraczające godziny,czym bliżej startu tym krótsze.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
30.08.2015
11,8 km - 1:00'15" (5'06"/km)
Dziś w planie godzinny trening i taki był.Z czołówką z Lidla,do której nie mogę mieć
zastrzeżeń.Bardzo dużo stromych podbiegów a mnie tętno wcale
nie rosło.Oddechowo jak na regenerze po 5:30 a było 27st.
Jednak wieczorne bieganie jest inne,nie ma tej wilgoci co rano.Wczoraj o 7mej było może 20st
a wypociłem dużo więcej jak dziś przy kilku stopniach więcej.
Uda już poczuły mniejszą objętość,łydki jeszcze ociężałe.
Tydzień taperingowy zamykam 60 km i jak na mnie to bardzo mało,trochę mi z tym źle.
W przyszłym szykuje się znowu krojenie kilometrażu.Ciekawe co z tego wyjdzie.
Najważniejsze to wystrzegać się kontuzji,chorób i wytrzymać z dietą,co przy mocno ograniczonym
czasie biegania łatwe nie jest.
Jutro ostatni trening tempowy przed zawodami.Też wykonam wieczorem,acz start jest o 20.30
i trzeba zacząć się przyzwyczajać do takiego biegania.
Tydzień 60,2 km (4:43')
11,8 km - 1:00'15" (5'06"/km)
Dziś w planie godzinny trening i taki był.Z czołówką z Lidla,do której nie mogę mieć
zastrzeżeń.Bardzo dużo stromych podbiegów a mnie tętno wcale
nie rosło.Oddechowo jak na regenerze po 5:30 a było 27st.
Jednak wieczorne bieganie jest inne,nie ma tej wilgoci co rano.Wczoraj o 7mej było może 20st
a wypociłem dużo więcej jak dziś przy kilku stopniach więcej.
Uda już poczuły mniejszą objętość,łydki jeszcze ociężałe.
Tydzień taperingowy zamykam 60 km i jak na mnie to bardzo mało,trochę mi z tym źle.
W przyszłym szykuje się znowu krojenie kilometrażu.Ciekawe co z tego wyjdzie.
Najważniejsze to wystrzegać się kontuzji,chorób i wytrzymać z dietą,co przy mocno ograniczonym
czasie biegania łatwe nie jest.
Jutro ostatni trening tempowy przed zawodami.Też wykonam wieczorem,acz start jest o 20.30
i trzeba zacząć się przyzwyczajać do takiego biegania.
Tydzień 60,2 km (4:43')
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
31.08.2015
1,6 km (4'02"/km) + 1,6 km (3'55"/km) + 2x 400m (3'30"/km)
1,61 km - 6'29" (4'02"/km)
2,0 km - 7'50" (3'55"/km)
3 przebieżki po 100m na 85%
Razem: 10,6 km - 50'54" (4'48"/km)
Po 11h w pracy jedząc w zasadzie jeden duży posiłek zahaczyłem o Błonia,po prostu było mi po drodze.
Ludzi tłumy.Biegacze ,rolkarze,rowerzyści i spacerowicze.
Dziś ostatni trening tempowy przed zawodami.+30st wieczorem,ale cały czas byłem przekonany,że takie coś
to domknę z palcem w d... i nawet się nie spocę.
A jednak było ciężko i po progowym odcinku musiałem zmienić 1,6 na 2km T10,bo GPS szalał(obcinał 50-60m
na 3,53km okrążeniu) i byłaby rzeźba a Błonia mają co km oznaczenia i mogłem biec na lapa.Dziś uda ciężkie i po domknięciu T10 postanowiłem,że
zamiast 2x400m wykonam 3 przebieżki po 100m.
Tempa zakładane wykonane,nie za szybko,nie za wolno,tylko chyba na za dużym zmęczeniu.
Mam nadzieję,że to nie początek końca i spadek formy? Trudno to tłumaczyć wysoką temperaturą.
Czwartkowe 3x3 km nie wykonane,dziś łatwo nie było,więc dobrze nie jest.
Teraz zostało do wybiegania 20km samych BS-ów a do zawodów aż 5 dni i powinienem należycie wypocząć.
Sierpień zamykam 355 km,planowo.
1,6 km (4'02"/km) + 1,6 km (3'55"/km) + 2x 400m (3'30"/km)
1,61 km - 6'29" (4'02"/km)
2,0 km - 7'50" (3'55"/km)
3 przebieżki po 100m na 85%
Razem: 10,6 km - 50'54" (4'48"/km)
Po 11h w pracy jedząc w zasadzie jeden duży posiłek zahaczyłem o Błonia,po prostu było mi po drodze.
Ludzi tłumy.Biegacze ,rolkarze,rowerzyści i spacerowicze.
Dziś ostatni trening tempowy przed zawodami.+30st wieczorem,ale cały czas byłem przekonany,że takie coś
to domknę z palcem w d... i nawet się nie spocę.
A jednak było ciężko i po progowym odcinku musiałem zmienić 1,6 na 2km T10,bo GPS szalał(obcinał 50-60m
na 3,53km okrążeniu) i byłaby rzeźba a Błonia mają co km oznaczenia i mogłem biec na lapa.Dziś uda ciężkie i po domknięciu T10 postanowiłem,że
zamiast 2x400m wykonam 3 przebieżki po 100m.
Tempa zakładane wykonane,nie za szybko,nie za wolno,tylko chyba na za dużym zmęczeniu.
Mam nadzieję,że to nie początek końca i spadek formy? Trudno to tłumaczyć wysoką temperaturą.
Czwartkowe 3x3 km nie wykonane,dziś łatwo nie było,więc dobrze nie jest.
Teraz zostało do wybiegania 20km samych BS-ów a do zawodów aż 5 dni i powinienem należycie wypocząć.
Sierpień zamykam 355 km,planowo.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
01.09.2015
10,0 km - 51'08" (5'07"/km)
Dziś spokojna dyszka przy 30st.Niemniej zupełnie inny trening jak wczoraj,pełny luz,super samopoczucie.
Może dlatego,że miałem wolne w pracy.
Straszna huśtawka od fatalnych odczuć po bardzo dobre.
Wchodzę w okres głębokiego taperingu,jutro nic a pojutrze i w piątek tylko rozruchy odpowiednio 7 km i 4 km.
Udało się od kilku dni przytrzymać dość mocno dietę i waga znowu pokazała 76 kg.
Ostatni raz było to w lipcu jak co nie co biegałem.
10,0 km - 51'08" (5'07"/km)
Dziś spokojna dyszka przy 30st.Niemniej zupełnie inny trening jak wczoraj,pełny luz,super samopoczucie.
Może dlatego,że miałem wolne w pracy.
Straszna huśtawka od fatalnych odczuć po bardzo dobre.
Wchodzę w okres głębokiego taperingu,jutro nic a pojutrze i w piątek tylko rozruchy odpowiednio 7 km i 4 km.
Udało się od kilku dni przytrzymać dość mocno dietę i waga znowu pokazała 76 kg.
Ostatni raz było to w lipcu jak co nie co biegałem.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
03.09.2015
7,1 km - 34'15"(4'49"/km) 6Px80m
Wczoraj wolne,dziś tylko 7km,w ostatnich 4 dniach 27 km......nosi mnie.
Wieczorem powałkowałem się i trochę to czułem na rozbieganiu,ale już rolka idzie
w odstawkę,po treningu było 10 minut rozciągania,jutro 20 minutowy rozruch i kończę
ponad 5 miesięczny cykl przygotowań pod dychę.
7,1 km - 34'15"(4'49"/km) 6Px80m
Wczoraj wolne,dziś tylko 7km,w ostatnich 4 dniach 27 km......nosi mnie.
Wieczorem powałkowałem się i trochę to czułem na rozbieganiu,ale już rolka idzie
w odstawkę,po treningu było 10 minut rozciągania,jutro 20 minutowy rozruch i kończę
ponad 5 miesięczny cykl przygotowań pod dychę.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
04.09.2015
4,6 km - 22'21" (4'52"/km)
Nie wiem czy te rozruchy coś dają,każą biegać to biegam.
Podobno utrzymują "gotowość" układu wydolnościowo-mięśniowego,ale czy na pewno?
W każdym razie mnie pomagają,nie myślę za dużo o starcie a i dodatkowe 400 kcal się spali.
Kończę tą walkę o 38:XX,w zasadzie od powrotu po kontuzji (kwiecień) wszystko
podporządkowałem jako poprawę wyniku na 10k.
Szło to tak:
Jędrzejów (25.04) - 42:37
Skawina (09.05) - 41:02
Dębica (31.05) - 39:59
Bukowno (21.06) - 39:50
Ruda Śląska (01.08) - 1:28:37 ; z b.mocnego treningu,ponad 450km w lipcu,bez luzowania i po "górkach"
Czerwionka - Leszczyny (05.09) - XX:XX
Jeśli się jutro nie uda nabiegać te 38:XX to trzeba coś zmienić w treningu.
Do końca roku jeszcze trochę startów,które trzeba będzie biegać z tego co jest wypracowane
a od nowego roku wdrożyć plan maratoński.
Połówka w marcu i kwietniowy Orlen to plany na przyszłą wiosnę a póki co walczę dalej!
4,6 km - 22'21" (4'52"/km)
Nie wiem czy te rozruchy coś dają,każą biegać to biegam.
Podobno utrzymują "gotowość" układu wydolnościowo-mięśniowego,ale czy na pewno?
W każdym razie mnie pomagają,nie myślę za dużo o starcie a i dodatkowe 400 kcal się spali.
Kończę tą walkę o 38:XX,w zasadzie od powrotu po kontuzji (kwiecień) wszystko
podporządkowałem jako poprawę wyniku na 10k.
Szło to tak:
Jędrzejów (25.04) - 42:37
Skawina (09.05) - 41:02
Dębica (31.05) - 39:59
Bukowno (21.06) - 39:50
Ruda Śląska (01.08) - 1:28:37 ; z b.mocnego treningu,ponad 450km w lipcu,bez luzowania i po "górkach"
Czerwionka - Leszczyny (05.09) - XX:XX
Jeśli się jutro nie uda nabiegać te 38:XX to trzeba coś zmienić w treningu.
Do końca roku jeszcze trochę startów,które trzeba będzie biegać z tego co jest wypracowane
a od nowego roku wdrożyć plan maratoński.
Połówka w marcu i kwietniowy Orlen to plany na przyszłą wiosnę a póki co walczę dalej!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
05.09.2015
IV Nocna Dycha Czerwionka-Leszczyny
10 km - 39'02" (3'54"/km) PB
Warunki wieczorem do biegania idealne,wg.Garmina +16st i wiatr 16km/h.Tyle,że nie było w ogóle czuć wiatru.
Szczelna zabudowa pewnie w tym pomogła.Trasa łatwa jak na Śląskie standardy.
W sumie cały czas było pod górkę lub z niej,na całości wyszło 48m up.Niby nie wiele,ale biegałem dyszki
łatwiejsze,choćby Skawina 28m,Bukowno 15m czy Dębica gdzie tylko 11m było w górę.
Pół godziny przed biegiem zacząłem rozgrzewkę razem z Marcinem(Marjasem) i Jego kolegą.
Założeniem było biec po około 3:55/km a potem przyspieszyć.Trasa to cztery pętle,pierwsza krótsza.
Początek zgodnie z założeniami,Marcin odjechał na kilka metrów,na drugim to już była 10-12 sekundowa strata.
Niemniej biegłem na Garmina(kilometry orgów nie rozjeżdżały się więcej jak o 4-5 sekund) a Marcin odcinał ręcznie
każdy kilometr.Podczas rozgrzewki zrobiliśmy jedno kółko krótszej pętli i zauważyłem,że ostatni kilometr jest za długi.
Nie wiedziałem jednak o ile,bo nie dobiegliśmy do znacznika meta.Przyjąłem,że góra 100m.
Na 4-tym kilometrze na chwilę zgasły światła i zbliżyłem się do Marcina,za chwilę biegliśmy koło siebie.
Półmetek na moim Garminie 19:35 czyli tyle co w Bukownie.Teraz skupiłem się i zacząłem oczekiwać kiedy
nadejdzie kryzys.Zawsze takowy mnie opada pomiędzy 5-7km.Tym razem pełen luz,ale cały czas miałem to
za uszami,że jednak musi być ciężko.
Na 7km pytam Marcina jak? On,że ma bardzo niski puls,taki jak na połówce i chce przyspieszyć.
Chwilę się z Nim zabieram,ale ostatecznie rzucam krótko,że dla mnie za wcześnie.On szybko się oddala,choć
ja cały czas trzymam tempo na 39 minut.
Przy znaczniku 8-my kilometr mam duzy zapas,Garmin się rozjechał,mam coś koło 7,85km.
Czuję się cały czas rewelacyjnie,jak nie na dyszce a na połówce.Nogi świeże,oddechowo jak w II zakresie.
(raczej niemożliwe,ale tak czułem).
Niemniej za chwile jest spory podbieg,więc nie podkręcam a trzymam tempo.Przy znaczniku 9km podświetlam
Garmina i widzę 34:38.
Micha mi się cieszy,bo tego nie mozna spieprzyć.W tym momencie przypominam sobie,że ten kilometr jest dłuższy i
włączam turbo.Jest lekko z górki.Połykam dwóch biegaczy co mnie na 6tym kaemie wyprzedzili i cisnę.
Jednak nie jest to szarża,dwa albo trzy razy zerkam przy latarniach i tempo oscyluje w granicach 3:45/km.
Dziwne,bo nie specjalnie mnie to tempo męczy,widzę z daleka metę i przyspieszam.
Dopiero teraz dostaję prawdziwej zadyszki(powinienem ją mieć już od dawna,znaczy wcześniej przyspieszyć) i
wyprzedzam bardzo dużo osób.Są to biegacze co kończą 5km jak i ci dublowani.Jest gesto,na zakręcie zostaję wybity
z rytmu,muszę zwolnić aby uniknać kolizji bo są barierki i 4-5 biegaczy na całą szerokość.
Może tracę przez to 1-2 sekundy,nie wiem,zaraz wchodzę na ostatnią prostą i ogień.
Wpadam na metę razem z innym biegaczem,którego dogoniłem na tej ostatniej prostej,zatrzymuję Garmina i .
......widzę 39:02.
No i się nie udało.Ostatni kilometr wg.Garmina Marcina miał......1220m!
Mój na calej trasie pokazał 10,06 km tyle co Marcina.
Trasa miała na pewno 10km jak nie więcej.Na wszystkich atestowanych mój zegar raczej nie dolicza 10-40m,wyjątkiem
była Sylwestrowa dycha gdzie też nadłożył 60m.
Marcin nabiegał 38:37,wieeeelkieee graty.Włożył mi 25 sekund na 2,3-2,4km czyli miał chłop spory zapas.
Ja niby też miałem,jednak bałem się wcześniej przyspieszyć aby nie doznać "odcięcia",które mi ostatnio
na dyszkach towarzyszy.
Nie pobiegłem też w trupa,myśląc że 38:59 mam nabiegane.Jakaś blokada nie pozwoliła mi tym razem pojechać na maksa.
Czemu?Nie wiem.Może się wypalam,potrzebny odpoczynek.
Jednak postęp jest i na królewskim postaram się Marjasowi zrewanżować i pierwszy minąć metę.
Tapering się sprawdził,zero kryzysów na całej trasie.Tak lekko i przyjemnie nie przebiegłem nigdy dyszki.
Dziś tylko lekkie zakwasy na czwórkach.
Międzyczasy z Garmina:
1 km - 3'53"
2 km - 3'56"
3 km - 3'58"
4 km - 3'54"
5 km - 3'54" / 19'35"
6 km - 3'53"
7 km - 3'52"
8 km - 3'54"
9 km - 3'53"
10,06 km - 3'55" (3'42"/km) / 19'27"
czas brutto: 39'05"
Open 43/290
M40 - 8
IV Nocna Dycha Czerwionka-Leszczyny
10 km - 39'02" (3'54"/km) PB
Warunki wieczorem do biegania idealne,wg.Garmina +16st i wiatr 16km/h.Tyle,że nie było w ogóle czuć wiatru.
Szczelna zabudowa pewnie w tym pomogła.Trasa łatwa jak na Śląskie standardy.
W sumie cały czas było pod górkę lub z niej,na całości wyszło 48m up.Niby nie wiele,ale biegałem dyszki
łatwiejsze,choćby Skawina 28m,Bukowno 15m czy Dębica gdzie tylko 11m było w górę.
Pół godziny przed biegiem zacząłem rozgrzewkę razem z Marcinem(Marjasem) i Jego kolegą.
Założeniem było biec po około 3:55/km a potem przyspieszyć.Trasa to cztery pętle,pierwsza krótsza.
Początek zgodnie z założeniami,Marcin odjechał na kilka metrów,na drugim to już była 10-12 sekundowa strata.
Niemniej biegłem na Garmina(kilometry orgów nie rozjeżdżały się więcej jak o 4-5 sekund) a Marcin odcinał ręcznie
każdy kilometr.Podczas rozgrzewki zrobiliśmy jedno kółko krótszej pętli i zauważyłem,że ostatni kilometr jest za długi.
Nie wiedziałem jednak o ile,bo nie dobiegliśmy do znacznika meta.Przyjąłem,że góra 100m.
Na 4-tym kilometrze na chwilę zgasły światła i zbliżyłem się do Marcina,za chwilę biegliśmy koło siebie.
Półmetek na moim Garminie 19:35 czyli tyle co w Bukownie.Teraz skupiłem się i zacząłem oczekiwać kiedy
nadejdzie kryzys.Zawsze takowy mnie opada pomiędzy 5-7km.Tym razem pełen luz,ale cały czas miałem to
za uszami,że jednak musi być ciężko.
Na 7km pytam Marcina jak? On,że ma bardzo niski puls,taki jak na połówce i chce przyspieszyć.
Chwilę się z Nim zabieram,ale ostatecznie rzucam krótko,że dla mnie za wcześnie.On szybko się oddala,choć
ja cały czas trzymam tempo na 39 minut.
Przy znaczniku 8-my kilometr mam duzy zapas,Garmin się rozjechał,mam coś koło 7,85km.
Czuję się cały czas rewelacyjnie,jak nie na dyszce a na połówce.Nogi świeże,oddechowo jak w II zakresie.
(raczej niemożliwe,ale tak czułem).
Niemniej za chwile jest spory podbieg,więc nie podkręcam a trzymam tempo.Przy znaczniku 9km podświetlam
Garmina i widzę 34:38.
Micha mi się cieszy,bo tego nie mozna spieprzyć.W tym momencie przypominam sobie,że ten kilometr jest dłuższy i
włączam turbo.Jest lekko z górki.Połykam dwóch biegaczy co mnie na 6tym kaemie wyprzedzili i cisnę.
Jednak nie jest to szarża,dwa albo trzy razy zerkam przy latarniach i tempo oscyluje w granicach 3:45/km.
Dziwne,bo nie specjalnie mnie to tempo męczy,widzę z daleka metę i przyspieszam.
Dopiero teraz dostaję prawdziwej zadyszki(powinienem ją mieć już od dawna,znaczy wcześniej przyspieszyć) i
wyprzedzam bardzo dużo osób.Są to biegacze co kończą 5km jak i ci dublowani.Jest gesto,na zakręcie zostaję wybity
z rytmu,muszę zwolnić aby uniknać kolizji bo są barierki i 4-5 biegaczy na całą szerokość.
Może tracę przez to 1-2 sekundy,nie wiem,zaraz wchodzę na ostatnią prostą i ogień.
Wpadam na metę razem z innym biegaczem,którego dogoniłem na tej ostatniej prostej,zatrzymuję Garmina i .
......widzę 39:02.
No i się nie udało.Ostatni kilometr wg.Garmina Marcina miał......1220m!
Mój na calej trasie pokazał 10,06 km tyle co Marcina.
Trasa miała na pewno 10km jak nie więcej.Na wszystkich atestowanych mój zegar raczej nie dolicza 10-40m,wyjątkiem
była Sylwestrowa dycha gdzie też nadłożył 60m.
Marcin nabiegał 38:37,wieeeelkieee graty.Włożył mi 25 sekund na 2,3-2,4km czyli miał chłop spory zapas.
Ja niby też miałem,jednak bałem się wcześniej przyspieszyć aby nie doznać "odcięcia",które mi ostatnio
na dyszkach towarzyszy.
Nie pobiegłem też w trupa,myśląc że 38:59 mam nabiegane.Jakaś blokada nie pozwoliła mi tym razem pojechać na maksa.
Czemu?Nie wiem.Może się wypalam,potrzebny odpoczynek.
Jednak postęp jest i na królewskim postaram się Marjasowi zrewanżować i pierwszy minąć metę.
Tapering się sprawdził,zero kryzysów na całej trasie.Tak lekko i przyjemnie nie przebiegłem nigdy dyszki.
Dziś tylko lekkie zakwasy na czwórkach.
Międzyczasy z Garmina:
1 km - 3'53"
2 km - 3'56"
3 km - 3'58"
4 km - 3'54"
5 km - 3'54" / 19'35"
6 km - 3'53"
7 km - 3'52"
8 km - 3'54"
9 km - 3'53"
10,06 km - 3'55" (3'42"/km) / 19'27"
czas brutto: 39'05"
Open 43/290
M40 - 8
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
09.09.2015
12,9 km - 1:07'03" (5'12"/km)
Dziś z rana moja pagórkowata pętla.Niedziela nie biegałem,imprezowałem do 4-tej,więc trzeba było odespać.
Ponieważ po zawodach od razu się zebrałem to zdążyłem na imprezkę u znajomych.
W poniedziałek 13,7km w dwóch rzutach (6,2 km i 7,5 km).Nogi były jeszcze ciężkawe,ale biegło się dobrze.
Wczoraj long czyli 21,2 km po 5:08/km i tu juz w ogóle nogi nie bolały.
Trochę krótko odczuwalem "ciężkość" nóg,bo raptem dwa dni a po Rudzkiej połówce były to cztery doby.
Po przymyśleniach stwierdzam,że jest bardzo dobrze.Dwie,trzy sekundy w tą czy tamtą nie robi różnicy(zwłaszcza,że
nie było atastu i trasa miała około 10k)ważne,że jestem na około 39 minut a nie jak wcześniej na coś poniżej 40 minut.
Progres z Mcmillanem znaczny,poprawiłem życiówkę na 10km z tamtego roku o 31sek(1,5%) a rok wcześniej
poprawiłem się tylko o 3 sekundy w porównaniu do 2012.
Trening tempowy 6km po 3:54/km wykonany praktycznie na maksa dobrze odzwierciedla możliwości na zawodach i
Mcm czy M.Nagórek mieli rację,że takie tempo powinno się utrzymać na zawodach jak dochodzi adrenalina i wcześniejszy
tapernig.
Na 10 i 21km jesienią już pobite PB,to teraz czas na maraton.
Zostało niewiele czasu,jednak coś tam da się jeszcze pobiegać.
Ten i przyszły tydzień bardzo objętościowy acz dwa poprzednie były luzujące(45 i 60km) i teraz trzeba trochę bazy
tlenowej odbrobić.
Potem zostaną 2 tygodnie schodzenia z objętości i łapania świeżości przed maratonem.
W piątek trening tempa maratońskiego.Jak będzie dobry warun to chciałbym na zmęczeniu zrobić długie BNP.
Zacząć spokojnie,potem wejść na tempo otwarcia,poprzez docelowe,ostatnie 4-5km na szybszym niż TM i jak
bedą siły to zafiniszować.
Jak będzie wiało to "zwykłe" 15-16km TM.
12,9 km - 1:07'03" (5'12"/km)
Dziś z rana moja pagórkowata pętla.Niedziela nie biegałem,imprezowałem do 4-tej,więc trzeba było odespać.
Ponieważ po zawodach od razu się zebrałem to zdążyłem na imprezkę u znajomych.
W poniedziałek 13,7km w dwóch rzutach (6,2 km i 7,5 km).Nogi były jeszcze ciężkawe,ale biegło się dobrze.
Wczoraj long czyli 21,2 km po 5:08/km i tu juz w ogóle nogi nie bolały.
Trochę krótko odczuwalem "ciężkość" nóg,bo raptem dwa dni a po Rudzkiej połówce były to cztery doby.
Po przymyśleniach stwierdzam,że jest bardzo dobrze.Dwie,trzy sekundy w tą czy tamtą nie robi różnicy(zwłaszcza,że
nie było atastu i trasa miała około 10k)ważne,że jestem na około 39 minut a nie jak wcześniej na coś poniżej 40 minut.
Progres z Mcmillanem znaczny,poprawiłem życiówkę na 10km z tamtego roku o 31sek(1,5%) a rok wcześniej
poprawiłem się tylko o 3 sekundy w porównaniu do 2012.
Trening tempowy 6km po 3:54/km wykonany praktycznie na maksa dobrze odzwierciedla możliwości na zawodach i
Mcm czy M.Nagórek mieli rację,że takie tempo powinno się utrzymać na zawodach jak dochodzi adrenalina i wcześniejszy
tapernig.
Na 10 i 21km jesienią już pobite PB,to teraz czas na maraton.
Zostało niewiele czasu,jednak coś tam da się jeszcze pobiegać.
Ten i przyszły tydzień bardzo objętościowy acz dwa poprzednie były luzujące(45 i 60km) i teraz trzeba trochę bazy
tlenowej odbrobić.
Potem zostaną 2 tygodnie schodzenia z objętości i łapania świeżości przed maratonem.
W piątek trening tempa maratońskiego.Jak będzie dobry warun to chciałbym na zmęczeniu zrobić długie BNP.
Zacząć spokojnie,potem wejść na tempo otwarcia,poprzez docelowe,ostatnie 4-5km na szybszym niż TM i jak
bedą siły to zafiniszować.
Jak będzie wiało to "zwykłe" 15-16km TM.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
10.09.2015
16,0 km - 1:10'15" (4'23"/km) - TM + 1km mocniej
5,0 km - 22'32" (4'30"/km) - tempo otwarcia
5,0 km - 22'06" (4'25"/km) - maratońskie "przelotowe"
5,0 km - 21'41" (4'20"/km) - tempo końcowe
1,0 km - 3'56"
Razem: 20,0 km - 1:31'20" (4'34"/km)
Jako,że dziś miałem straszny zapieprz od rana śniadanie udało mi się zjeść o 12-tej.Normalnie dbam o regularne
posiłki,ale po prostu taki dzień.
Kolejny raz miałem okazję coś skonsumować około 16-tej,ale wiedziałem,że o 18.30 będę biegał coś mocniejszego
i nie chciałem wrzucać na ruszt nic ciężkiego.
Chodziłem po sklepie,chodziłem i wziąłem litr lodów truskawkowo-waniliowych.Za zdrowe to to nie było,ale
670 kcal i 120g węgli powinno do treningu wystarczyć.
Jak zajechałem na moją 1250m pętlę nad zalewem to się przeraziłem.Wiało nieludzko.
Do tego mżawka(to lubię) i 15st.Założeniem było pobiec 15km tempem maratońskim.
Trzy piątki,jedna tak jakbym chciał maraton otworzyć,druga nazwijmy ją docelowa i najszybsza końcowa.
Wszystkie trzy piątki weszły praktycznie co do sekundy tak jak chciałem.
Tempa nie korygowałem acz na maratonie też może bardzo wiać.
Pod wiatr musiałem się deko spinać,jednak nie jakoś mocno i cieszyłem się w duchu,że nie muszę biegać T10 albo
interwałów.Czas zajmowałem kontrolą tempa co 250m,pod wiatr 2-3 sekundy traciłem,potem z wiatrem nadrabiałem.
Bardzo mi się ten trening spodobał,dawno nie biegałem na tak niskiej intensywności,ostatnio tylko "rzeźbienie" w T10
albo bardzo mocne ciągłe.
Oczywiście nie biegłem tak,że od razu po zamknięciu jednej piątki przyspieszałem o 5sek/km,odbywało się to stopniowo
i zajmowało około 3km zanim dogoniłem "czas".
Jak minąłem 14km postanowiłem,że nie spoglądam na zegarek i jak zmieszczę się w 21:40 to koniec a jak nie to
robię dogrywkę jeden kilometr mocniej.
Zabrakło sekundy,więc kilometr poszedł mocniej,bez patrzenia na Garmina.Myślałem,że lecę okołoprogowo gdzieś po 4:02/km
a wyszło deko szybciej.
Od poniedziałku w 4 dni nabiegałem prawie 70 km,chciałem żeby ten tren był na zmęczeniu mięśniowym.
Oczywiście taka jednostka nic mi nie powie czy dam radę pobiec maraton w 3:07:XX,ale lepsze to niż nic.
Fajnie byłoby miec na końcu maratonu taki zapas i polecieć ostatnie 2,195m w 9 minut.
Tak się tylko rozmarzyłem.
16,0 km - 1:10'15" (4'23"/km) - TM + 1km mocniej
5,0 km - 22'32" (4'30"/km) - tempo otwarcia
5,0 km - 22'06" (4'25"/km) - maratońskie "przelotowe"
5,0 km - 21'41" (4'20"/km) - tempo końcowe
1,0 km - 3'56"
Razem: 20,0 km - 1:31'20" (4'34"/km)
Jako,że dziś miałem straszny zapieprz od rana śniadanie udało mi się zjeść o 12-tej.Normalnie dbam o regularne
posiłki,ale po prostu taki dzień.
Kolejny raz miałem okazję coś skonsumować około 16-tej,ale wiedziałem,że o 18.30 będę biegał coś mocniejszego
i nie chciałem wrzucać na ruszt nic ciężkiego.
Chodziłem po sklepie,chodziłem i wziąłem litr lodów truskawkowo-waniliowych.Za zdrowe to to nie było,ale
670 kcal i 120g węgli powinno do treningu wystarczyć.
Jak zajechałem na moją 1250m pętlę nad zalewem to się przeraziłem.Wiało nieludzko.
Do tego mżawka(to lubię) i 15st.Założeniem było pobiec 15km tempem maratońskim.
Trzy piątki,jedna tak jakbym chciał maraton otworzyć,druga nazwijmy ją docelowa i najszybsza końcowa.
Wszystkie trzy piątki weszły praktycznie co do sekundy tak jak chciałem.
Tempa nie korygowałem acz na maratonie też może bardzo wiać.
Pod wiatr musiałem się deko spinać,jednak nie jakoś mocno i cieszyłem się w duchu,że nie muszę biegać T10 albo
interwałów.Czas zajmowałem kontrolą tempa co 250m,pod wiatr 2-3 sekundy traciłem,potem z wiatrem nadrabiałem.
Bardzo mi się ten trening spodobał,dawno nie biegałem na tak niskiej intensywności,ostatnio tylko "rzeźbienie" w T10
albo bardzo mocne ciągłe.
Oczywiście nie biegłem tak,że od razu po zamknięciu jednej piątki przyspieszałem o 5sek/km,odbywało się to stopniowo
i zajmowało około 3km zanim dogoniłem "czas".
Jak minąłem 14km postanowiłem,że nie spoglądam na zegarek i jak zmieszczę się w 21:40 to koniec a jak nie to
robię dogrywkę jeden kilometr mocniej.
Zabrakło sekundy,więc kilometr poszedł mocniej,bez patrzenia na Garmina.Myślałem,że lecę okołoprogowo gdzieś po 4:02/km
a wyszło deko szybciej.
Od poniedziałku w 4 dni nabiegałem prawie 70 km,chciałem żeby ten tren był na zmęczeniu mięśniowym.
Oczywiście taka jednostka nic mi nie powie czy dam radę pobiec maraton w 3:07:XX,ale lepsze to niż nic.
Fajnie byłoby miec na końcu maratonu taki zapas i polecieć ostatnie 2,195m w 9 minut.
Tak się tylko rozmarzyłem.
- Hael
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 581
- Rejestracja: 15 gru 2011, 21:31
- Życiówka na 10k: 38:03
- Życiówka w maratonie: 02:57:54
- Lokalizacja: Łódź
Krzysiek, z takim wynikiem na dychę, to 3:07 zrobisz na luzie. Ty się do złamania trójki szykuj
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
11.09.2015
22,6 km - 2:00'04" (5'19"/km)
Dziś w planie 2h spokojny bieg.Realizacja.......ciężka.
Widocznie po wieczornych TM-kach nie nasyciłem się odpowiednio węglami jak i nie byłem
wystarczająco nawodniony.Rano kawa,2 banany i do roboty.
Około 12.30 przed samym bieganiem kilka łyków wody i pół banana.
W sumie skromnie jak na dzień bezbiegowy a co dopiero przed longiem.
Do tego silny wiatr który towarzyszył mi od 11-tego kaema przy temp. 22st spowodował,że
ostatnie 4-5km było bardzo trudne.Wczorajsze TM-ki to bułka z masłem.
Nie wziąłem ani złotówki lub choćby karty płatniczej.
Nauczka na przyszłość,żeby kartę chować do kieszonki.
Jak dobiegłem do auta to nawet się nie przebierałem tylko dojechałem do sklepu.
Piwo no-alk,2 big milki i paczka paluszków postawiły mnie na nogi.
Do tej pory pomimo sporej ilości płynów,wtrąbieniu pół arbuza czuję pragnienie.
Od poniedziałku 90km.Jutro rano "górska" 13 km pętla.
Ten i przyszły tydzień na dużej objętości a potem tapering.
22,6 km - 2:00'04" (5'19"/km)
Dziś w planie 2h spokojny bieg.Realizacja.......ciężka.
Widocznie po wieczornych TM-kach nie nasyciłem się odpowiednio węglami jak i nie byłem
wystarczająco nawodniony.Rano kawa,2 banany i do roboty.
Około 12.30 przed samym bieganiem kilka łyków wody i pół banana.
W sumie skromnie jak na dzień bezbiegowy a co dopiero przed longiem.
Do tego silny wiatr który towarzyszył mi od 11-tego kaema przy temp. 22st spowodował,że
ostatnie 4-5km było bardzo trudne.Wczorajsze TM-ki to bułka z masłem.
Nie wziąłem ani złotówki lub choćby karty płatniczej.
Nauczka na przyszłość,żeby kartę chować do kieszonki.
Jak dobiegłem do auta to nawet się nie przebierałem tylko dojechałem do sklepu.
Piwo no-alk,2 big milki i paczka paluszków postawiły mnie na nogi.
Do tej pory pomimo sporej ilości płynów,wtrąbieniu pół arbuza czuję pragnienie.
Od poniedziałku 90km.Jutro rano "górska" 13 km pętla.
Ten i przyszły tydzień na dużej objętości a potem tapering.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
12.09.2015
12,9 km - 1:02'44" (4'52"/km) 8Px100m
Górska pętla biegana w nieco żwawszym tempie niż zwykle.Dołożyłem 100m przebieżki.
Potem była impreza charytatywna i jeszcze prawie 4km biegu a raczej lekkiego truchtu z wózkiem.
Ten tydzień pomimo sporego kilometrażu odpoczynkowy,tylko jeden lekki akcent.
Dzisiaj wolne,za to pojadłem dużo i zdrowo.Waga już poniżej 76 kg.....ale jutro będzie dużo więcej.
Tydzień 107,0 km (9:05')
12,9 km - 1:02'44" (4'52"/km) 8Px100m
Górska pętla biegana w nieco żwawszym tempie niż zwykle.Dołożyłem 100m przebieżki.
Potem była impreza charytatywna i jeszcze prawie 4km biegu a raczej lekkiego truchtu z wózkiem.
Ten tydzień pomimo sporego kilometrażu odpoczynkowy,tylko jeden lekki akcent.
Dzisiaj wolne,za to pojadłem dużo i zdrowo.Waga już poniżej 76 kg.....ale jutro będzie dużo więcej.
Tydzień 107,0 km (9:05')
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
14.09.2105
5 km TM + 4 km bieg zmienny (THM/TM)
5,0 km- 21'57" (4'23"/km)
2,29 km - 11'38" (5'05"/km)
1 km - 4'05"
1 km - 4'22"
1 km - 4'05"
1 km - 4'22"
Razem: 15,4 km
Planowo chciałem dziś pobiec 5km tempa maratońskeigo,kilka kilometrów spokojnych i 5km tempa półmaratońskiego.
Jak zajechałem o 12.30 na Błonia to było 27st w cieniu,którego nie było i silny wiatr.
Po rozgrzewce i 5 km TM po 4:23/km chwila przerwy na picie a temperatura w nagrzanym samochodzie wskazywała
już 35st.
Wiedziałem,ze to bez sensu tak "rzeźbić" i zastanawiałem się jak zamienić tą drugą piątkę.
Już wtedy czułem spore odwodnienie i wpadłem na pomysł,żeby druga piąteczke pobiec na przemian TM i THM.
Pierwszy kilometr w 4:05 jeszcze lekko,bo z wiatrem,następny pod wiatr w 4:22 i kolejny pod wiatr w 4:05 tak
mnie podciął,że dociągnąłem jeszcze kilometr TM-ki i dałem sobie spokój z ostanim kilometrem.
Znam już swój organizm na tyle,że wiem kiedy odpuścić,aby nie było za mocno.
Odwodniłem sie konkretnie a jak skończylem tempa zaszło słońce.
5 km TM + 4 km bieg zmienny (THM/TM)
5,0 km- 21'57" (4'23"/km)
2,29 km - 11'38" (5'05"/km)
1 km - 4'05"
1 km - 4'22"
1 km - 4'05"
1 km - 4'22"
Razem: 15,4 km
Planowo chciałem dziś pobiec 5km tempa maratońskeigo,kilka kilometrów spokojnych i 5km tempa półmaratońskiego.
Jak zajechałem o 12.30 na Błonia to było 27st w cieniu,którego nie było i silny wiatr.
Po rozgrzewce i 5 km TM po 4:23/km chwila przerwy na picie a temperatura w nagrzanym samochodzie wskazywała
już 35st.
Wiedziałem,ze to bez sensu tak "rzeźbić" i zastanawiałem się jak zamienić tą drugą piątkę.
Już wtedy czułem spore odwodnienie i wpadłem na pomysł,żeby druga piąteczke pobiec na przemian TM i THM.
Pierwszy kilometr w 4:05 jeszcze lekko,bo z wiatrem,następny pod wiatr w 4:22 i kolejny pod wiatr w 4:05 tak
mnie podciął,że dociągnąłem jeszcze kilometr TM-ki i dałem sobie spokój z ostanim kilometrem.
Znam już swój organizm na tyle,że wiem kiedy odpuścić,aby nie było za mocno.
Odwodniłem sie konkretnie a jak skończylem tempa zaszło słońce.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
15.09.2015
21,0 km - 1:48'25" (5'10"/km)
Wstałem przed 6-tą,jeszcze ciemno.Wczoraj był plan,aby zrobić sobie 2h20-2h30 longa.
Nic dłuższego jak 22km przed maratonem nie biegałem a chyba by wypadało.
Jednak za mało czasu,na 9-tą do pracy a po ciemku mi się nie chciało biegać.
Trudno,pobiegnę maraton z najdłuższym wybieganiem w okolicy 2 godzin.
Moim Bostonom stuknęło 1000 km i żadne inne buty oprócz moich pierwszych "żelazek" tyle nie wytrzymały.
Znaczy biegam jeszcze w Pumach które też mają ponad tysiaka,ale one służą tylko do 30-40 minutowych
rozbiegań.Są zużyte i od 20-30 minuty biegu czuję kolana a czasem piętę,więc emerytura Faasów jest już bliska.
Co jutro biegać?Nie mam pojęcia.
Takie bieganie bez planu niby fajne ale nie na dłuższą metę.
21,0 km - 1:48'25" (5'10"/km)
Wstałem przed 6-tą,jeszcze ciemno.Wczoraj był plan,aby zrobić sobie 2h20-2h30 longa.
Nic dłuższego jak 22km przed maratonem nie biegałem a chyba by wypadało.
Jednak za mało czasu,na 9-tą do pracy a po ciemku mi się nie chciało biegać.
Trudno,pobiegnę maraton z najdłuższym wybieganiem w okolicy 2 godzin.
Moim Bostonom stuknęło 1000 km i żadne inne buty oprócz moich pierwszych "żelazek" tyle nie wytrzymały.
Znaczy biegam jeszcze w Pumach które też mają ponad tysiaka,ale one służą tylko do 30-40 minutowych
rozbiegań.Są zużyte i od 20-30 minuty biegu czuję kolana a czasem piętę,więc emerytura Faasów jest już bliska.
Co jutro biegać?Nie mam pojęcia.
Takie bieganie bez planu niby fajne ale nie na dłuższą metę.