Dokladnie tak. Jeszcze cztery lata temu miałem problem z przejsciem mocniejszym krokiem jednego kilometra. Dzis przebiegniecie 50ciu nie stanowi problemow. Kwestia dobrania lekarstw i słuchania całego ciała. Do biegania probowalem podejsc pare razy ale zawsze konczylo sie ciezko. W koncu dorobilem sie pulsometru i nauczylem sie od ojca ze biegac nie oznacza zawsze sprintu na maxa. Powoli i sukcesywnie zwiekszałem objetosc zaczynajac od jednego kilometra. Pierwsze dwa miesiace, zeszła ze mnie ogromna ilosc wydzieliny.
Na dzien dzisiejszy nie uzywam lekarstw wziewnych ktorych bralem tony tylu tilade, serevent, budesonid, intal (biore tylko singulair). Przy sobie zawsze mam berotec lub ventolin, nie tyle zeby byl mi potrzebny, co dla spokoju duszy.
Gdy wybiegam zawsze informuje o trasie lub okolicach żone, a na dluzsze niz 1h włączam w zegarku livetracking (kiedys endomondo) zeby pare osob miało mnie na oku. Na ekstremalnie dlugich wybieganiach (40km i w gore) staram sie miec towarzysza.
Lekkie ataki zdazaja mi sie na poczatku intensywnych interwalow ale do tej pory jestem w stanie je przewentylowac. Do tego musze miec raz na dwa tygodnie mocniejszy (szybszy) trening zeby wypluc z siebie conieco bo inaczej mam jeszcze problemy ze snem.
Zycze Twojej narzeczonej wszystkieo najlepszego i wiele wiary w siebie. Pare lat temu gdyby ktos mi powiedzial ze maraton bedzie dla mnie pestką, wysmiał bym, a dzis wiem ze wszystko jest mozliwe

If you going to face a real challenge it has to be a real challenge. You can't accomplish anything, without the possibility of failure.