Plany są różne. Odnoszę wrażenie że te krótsze kilkunastotygodniowe są bardziej intensywne od długich planów. Skarżyński w swojej książce serwuje plany 28tygodniowe choć sam przyznaje że nie jest konieczne ich wytłuczenie do końca wszak jeśli zaczniesz plan z początkiem listopada to nie ma szans pobiec kwietniowego maratonu z wybieganym całym planem. One rosną w obciążenia dosyć powoli.
Jeżeli Twój plan Ci narzuca takie tempa to trzymaj się tego planu. Przyznam że nie bardzo zrozumiałem: 4 mocne dychy i jedna 15km w ciągu całego planu czy w ciągu każdego tygodnia? Jak w całym planie to na pewno nie za dużo. Ja mam jeden mocny trening tygodniowo, reszta tygodnia na poziomie 4h to własnie tempo 6-5:30. Jeżeli uznasz że tempo Cię zbyt forsuje to odpuść nieco. Tak jak napisałem w poprzednim wątku, uważam że ten margines błędu na tym poziomie jest duży, zwłaszcza że te plany są pisane pod przeciętnego Kowalskiego a nie dokładnie pod Ciebie. Ale pamiętaj też że ja nie jestem ekspertem tylko biegaczem amatorem z dosyć przeciętnymi wynikami.
Tak własnie uważam - jeden start kontrolny zrobiłby różnice. Czasami to są niuanse. Moim pierwszym startem o ile dobrze pamiętam był 21k w Wolinie w 2010 po roku mocno przypadkowego biegania . Bieg ze startem w samym środku lata o godz 12.00, większość trasy w szczerym polu

Z wrażenia zapomniałem włączyć stopera i cały bieg na czuja. Pierwsze kilometry biegłem z szybszym kumplem, więc wiadomo co się ze mną działo kilka km dalej. Pierwszy raz w życiu piłem z plastikowych kubeczków w biegu. Na 17tym km po prostu zacząłem iść. Most zwodzony który się na trasie otworzył (!) był dla mnie zbawieniem. Dobiegłem do mety z czasem fatalnym choć do dziś go nie znam bo organizator liczył czas pierwszym 10 osobom (!) a ja przecież nie włączyłem zegarka. Taki to był półmaraton

.
A kilka tyg wcześniej biegłem sobie w cieniu treningowo ten sam dystans w czasie myślę 10-15 minut krótszym od oficjalnego startu...
To prawda negative wytrenujesz - ale inaczej się biegnie samemu po lesie a inaczej jak negativem wyprzedzasz potem każdego przez pół biegu. Tu raczej kwestia głowy, tak jak napisałeś strategii biegu w kontekście rożnych sytuacji na trasie.
Zawody mają jeszcze jedną zaletę - uważam że treningowo nie wyciśniesz z siebie tyle co na zawodach - ja przynajmniej nie potrafię się tak zmobilizować. Z resztą treningi nie są po to żeby bić życiówki. Dla przykładu: kilka tyogdni temu biegłem pierwsze zawody "na maksa" od kilku lat. Dystans tylko 7km ale te zawody dużo mi powiedziały. Jak tłuczesz miesiącami kilometry w czasie 6-5.30 to siłą rzeczy w głowę wkrada się niepokój - na co Cię tak naprawdę stać.
Najważniejsze to wybiegać swoje, robisz treningi to i efekty przyjdą.
Wiadomo nie każdy zalicza w debiucie fuckup ale tak jak gadam z kumplami to w zasadzie każdy z nich wspomina swoje pierwsze zawody z głupim uśmiechem na ustach
Na necie jest dużo artykułów typu 10 rzeczy których nie robi się przed maratonem, czy co zrobić w przeddzień maratonu i na starcie itd - one z reguły są zgodne co do tych złotych zasad postępowania. To detale ale istotne. Ale najbardziej istotna bezie Twoja (i moja tez

) forma i samopoczucie reszta do dodatki mniej lub bardziej istotne.
Dajcie znać jak Wam te biegi poszły pod koniec września, mam nadzieję że uda się zrealizować postawione cele.