Slowjogging
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 20
- Rejestracja: 28 maja 2015, 09:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Witam wszystkich biegaczy.
Moje romanse z bieganiem zaczynały się i równie szybko kończyły - dość przelotne znajomości. Mimo sumiennych treningów 3 x w tygodniu wg planu PUMY (marszobiegi) nigdy nie doszłam do biegu ciągłego przez choćby 10 minut. Ba. pięć to już był wyczyn i kończyło się tym, że brakowało mi tchu i bolało śródpiersie. Poddawałam się i mówiłam, ze bieganie nie jest dla mnie. Czułam się fatalnie psychicznie gdy widziałam osoby starsze i z większą masą niż ja, które dawały radę, robiły postępy. A ja potwornie się męczyłam.
Od ponad roku jestem na diecie bezglutenowej (zdiagnozowana nietolerancja glutenu), a 2 miesiące temu zdiagnozowano u mnie niedoczynność tarczycy i chorobę autoimmunologiczną Hashimoto. Zaczęłam brać leki z hormonem tarczycy. Nagle zmęczenie stało się coraz mniejsze, drzemki w ciągu dnia nie są już tak potrzebne, wraca mi chęć do życia. Pomyślałam, raz kozie śmierć - spróbuję ostatni raz. I wtedy przeczytałam artykuł o slowjoggingu. Wyszłam na pierwszy trening z planem PUMY, ale postanowiłam rozgrzewkę zrobić w rytmie slow. I...przebiegłam bez zatrzymania 12 minut! Myślałam, że usłyszy mnie pół miasta (a biegam poza miastem), tak się cieszyłam. Nie było zadyszki, bolały mnie tylko łydki. Ale radość była ogromna! I tak od dwóch tygodni regularnie biegam co drugi dzień w rytmie slow. Na prawdę slow. Jadę za miasto, bo trochę wstyd mi tego jak wolno się poruszam (a koło domu mam piękne trasy wyłożone tartanem, na których chciałabym kiedyś biegać). Nie potrafię się przemóc, bo nawet jak czasem spotykam na swojej wybranej ścieżce innego biegacza, który z łatwością mnie wyprzedza to czuję zażenowanie. I z jednej strony radość, że biegam, a z drugiej wstyd, że tak wolno. W tej chwili za każdym razem przebiegam dystans 3 km z jedną 2-minutową przerwą w połowie. czas samego biegu to mniej więcej 30 minut (ostatnio zeszłam do 28 minut). Widzę poprawę z treningu na trening, ale to nadal tak wolno. a ponieważ jestem osobą, której, żeby się chciało - trzeba postawić konkretny CEL, to wymarzyłam sobie wzięcie udziału w biegu na 5 km we wrześniu - jako prezent na moje 33 urodziny. i tak bardzo nie chciałabym przybiec na metę ostatnia.
Jaki jest średni czas na 5 km? 30 minut? W tej chwili wydaje mi się to nierealne, ale zrobię wszystko, żeby to osiągnąć. Myślicie, że trenowanie w rytmie slow to dobry początek? Będę wdzięczna za każdą radę i podpowiedź. Czy włączać w wolne dni inną aktywność fizyczną (rower, basen, rolki?)
czy powinnam stopniowo zwiększać dystans do 5 km, a potem skracać czas?
PS. Rzecz jasna nie jestem chucherkiem, przydałoby się zrzucić ok 12 kg co najmniej by mieścić się w BMI bez nadwagi.
Moje romanse z bieganiem zaczynały się i równie szybko kończyły - dość przelotne znajomości. Mimo sumiennych treningów 3 x w tygodniu wg planu PUMY (marszobiegi) nigdy nie doszłam do biegu ciągłego przez choćby 10 minut. Ba. pięć to już był wyczyn i kończyło się tym, że brakowało mi tchu i bolało śródpiersie. Poddawałam się i mówiłam, ze bieganie nie jest dla mnie. Czułam się fatalnie psychicznie gdy widziałam osoby starsze i z większą masą niż ja, które dawały radę, robiły postępy. A ja potwornie się męczyłam.
Od ponad roku jestem na diecie bezglutenowej (zdiagnozowana nietolerancja glutenu), a 2 miesiące temu zdiagnozowano u mnie niedoczynność tarczycy i chorobę autoimmunologiczną Hashimoto. Zaczęłam brać leki z hormonem tarczycy. Nagle zmęczenie stało się coraz mniejsze, drzemki w ciągu dnia nie są już tak potrzebne, wraca mi chęć do życia. Pomyślałam, raz kozie śmierć - spróbuję ostatni raz. I wtedy przeczytałam artykuł o slowjoggingu. Wyszłam na pierwszy trening z planem PUMY, ale postanowiłam rozgrzewkę zrobić w rytmie slow. I...przebiegłam bez zatrzymania 12 minut! Myślałam, że usłyszy mnie pół miasta (a biegam poza miastem), tak się cieszyłam. Nie było zadyszki, bolały mnie tylko łydki. Ale radość była ogromna! I tak od dwóch tygodni regularnie biegam co drugi dzień w rytmie slow. Na prawdę slow. Jadę za miasto, bo trochę wstyd mi tego jak wolno się poruszam (a koło domu mam piękne trasy wyłożone tartanem, na których chciałabym kiedyś biegać). Nie potrafię się przemóc, bo nawet jak czasem spotykam na swojej wybranej ścieżce innego biegacza, który z łatwością mnie wyprzedza to czuję zażenowanie. I z jednej strony radość, że biegam, a z drugiej wstyd, że tak wolno. W tej chwili za każdym razem przebiegam dystans 3 km z jedną 2-minutową przerwą w połowie. czas samego biegu to mniej więcej 30 minut (ostatnio zeszłam do 28 minut). Widzę poprawę z treningu na trening, ale to nadal tak wolno. a ponieważ jestem osobą, której, żeby się chciało - trzeba postawić konkretny CEL, to wymarzyłam sobie wzięcie udziału w biegu na 5 km we wrześniu - jako prezent na moje 33 urodziny. i tak bardzo nie chciałabym przybiec na metę ostatnia.
Jaki jest średni czas na 5 km? 30 minut? W tej chwili wydaje mi się to nierealne, ale zrobię wszystko, żeby to osiągnąć. Myślicie, że trenowanie w rytmie slow to dobry początek? Będę wdzięczna za każdą radę i podpowiedź. Czy włączać w wolne dni inną aktywność fizyczną (rower, basen, rolki?)
czy powinnam stopniowo zwiększać dystans do 5 km, a potem skracać czas?
PS. Rzecz jasna nie jestem chucherkiem, przydałoby się zrzucić ok 12 kg co najmniej by mieścić się w BMI bez nadwagi.
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 09 sty 2015, 11:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Śląsk
Na własnym przykładzie mogę powiedzieć że bieganie w tempie slow to jedyny sposób po latach bezczynności. Jak zaczynałem biegać w styczniu to w ciągu 30 minut robiłem niecałe 3 km. Po 2 miesiącach szurania doszedłem do 4 km. teraz, po prawie 5 miesiącach robię 5 km w 31 minut a najdłuższe sobotnie biegi to ok. 11 km (to dla większości forum raczej śmiech na sali ale i tak się z tego cieszę
)
Zważywszy że:
- w styczniu do prawidłowego BMI brakowało mi 21 kg (teraz jeszcze z 5)
- mam 45 lat (czyli znacznie więcej niż ty)
- staram się robić 4 biegi w tygodniu ale czasami udaje się zrobić tylko 3 albo 2
to szanse na to że tobie wcześniej uda się biegać szybciej są dosyć duże.
Ktoś na tym forum, po pierwszym miesiącu mojego biegania kiedy to narzekałem że biegam strasznie wolno, poradził mi żeby po prostu biegać swoje w tempie konwersacyjnym, zwiększając delikatnie odległość od czasu do czasu a lepsze tempo samo przyjdzie. No i sprawdziło się.
Czego i tobie życzę
Zapomniałem dodać: oprócz biegania staram się 2 x w tygodniu chodzić na basen (po godzinie) i parę razy w tygodniu robię jakieś ćwiczenia ogólne, które znalazłem na forum.

Zważywszy że:
- w styczniu do prawidłowego BMI brakowało mi 21 kg (teraz jeszcze z 5)
- mam 45 lat (czyli znacznie więcej niż ty)
- staram się robić 4 biegi w tygodniu ale czasami udaje się zrobić tylko 3 albo 2
to szanse na to że tobie wcześniej uda się biegać szybciej są dosyć duże.
Ktoś na tym forum, po pierwszym miesiącu mojego biegania kiedy to narzekałem że biegam strasznie wolno, poradził mi żeby po prostu biegać swoje w tempie konwersacyjnym, zwiększając delikatnie odległość od czasu do czasu a lepsze tempo samo przyjdzie. No i sprawdziło się.
Czego i tobie życzę

Zapomniałem dodać: oprócz biegania staram się 2 x w tygodniu chodzić na basen (po godzinie) i parę razy w tygodniu robię jakieś ćwiczenia ogólne, które znalazłem na forum.
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 20
- Rejestracja: 28 maja 2015, 09:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 09 sty 2015, 11:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Śląsk
Cóż, kalorii nie liczę. Zrezygnowałem z pieczywa bo tu gdzie aktualnie przebywam jest mało jadalne jak dla mnie, makaron (w małych ilościach) max raz w tygodniu, przekąsek zero, piwo czasami w sobotę ale raczej unikam, cukru czy słodyczy też nie jem, kawy ani herbaty nigdy nie słodziłem więc to nie był problem. Dużo surowych warzyw, owoców, ryby, chude mięso (i nie chude też w sumie), wieczorem się nie objadam i staram się jeść regularnie 4 do 5 posiłków. Nie katuję się w każdym razie.
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 20
- Rejestracja: 28 maja 2015, 09:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Czyli jestem na dobrej drodze. pieczywa też nie jadam (jak to bezglutenowiec), przez jakiś czas jadłam kupowane bez glutenu, ale po pierwsze źle się po nim czułam, a po drugie ma tak "bogaty" skład, że lepiej nie jeść wcale. Moja zmorą są słodycze i z im muszę wypowiedzieć wojnę, jeśli chcę wrócić do formy...łatwiej powiedzieć niż zrobić 
bieganie trochę pomaga - jak sobie pomyślę wracając z treningu, że jak teraz wrąbię pół czekolady to cały wysiłek pójdzie na marne - to się odechciewa

bieganie trochę pomaga - jak sobie pomyślę wracając z treningu, że jak teraz wrąbię pół czekolady to cały wysiłek pójdzie na marne - to się odechciewa

- embe
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 659
- Rejestracja: 26 mar 2015, 23:18
- Życiówka na 10k: 42:52
- Życiówka w maratonie: 3:23:30
- Lokalizacja: Kielce
Ana: bieganie slow to jedyny słuszny kierunek rozwoju. Tak jakoś dziwnie wychodzi, że to "slow" z czasem się robi szybsze tak samo z siebie, a potem człowiek się dziwi, że do tamtego drzewa biegło się 10 minut, a teraz 7 i wolniej się nie da... Hmmm... ciekawe...
Co do Twoich wyjazdów za miasto - swoje zdanie napisałem w innym wątku (poszukaj)
Pozdrawiam
Twonk: Benelux, czy Bałkany? Bo tylko tam pieczywo jest rzeczywiście okropne...
Co do Twoich wyjazdów za miasto - swoje zdanie napisałem w innym wątku (poszukaj)

Pozdrawiam
Twonk: Benelux, czy Bałkany? Bo tylko tam pieczywo jest rzeczywiście okropne...

-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 20
- Rejestracja: 28 maja 2015, 09:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Na to liczę!embe pisze:Ana: bieganie slow to jedyny słuszny kierunek rozwoju. Tak jakoś dziwnie wychodzi, że to "slow" z czasem się robi szybsze tak samo z siebie
Bardzo
cieszy mnie każde urwane 10 sekund

Na początku 3 km robiłam w 32 minuty
teraz w 28 z kawałkiem. Niby nic, a cieszy

Twonk - a gdzie Cię tak mocno wywiało? wow, dzikie Bałkany.
-
- Wyga
- Posty: 119
- Rejestracja: 09 sty 2015, 11:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Śląsk
Najważniejsza jest systematyczność i nie spinanie się - nie chodzi o to żeby na każdym treningu przełamywać jakieś bariery i bić własne rekordy. Spokojnie biegać swoje a efekty (szybsze tempo) same przyjdą.AnaAna pisze:Na to liczę!embe pisze:Ana: bieganie slow to jedyny słuszny kierunek rozwoju. Tak jakoś dziwnie wychodzi, że to "slow" z czasem się robi szybsze tak samo z siebie
Bardzo
cieszy mnie każde urwane 10 sekund
Na początku 3 km robiłam w 32 minuty
teraz w 28 z kawałkiem. Niby nic, a cieszy
Twonk - a gdzie Cię tak mocno wywiało? wow, dzikie Bałkany.
Co do Bałkanów - dzikie bo przypominają nasz kraj jakieś 25 lat temu. Czyli bida ale duże możliwości rozwoju a ludzie w większości mili i otwarci - nie narzekam

-
- Wyga
- Posty: 127
- Rejestracja: 29 wrz 2013, 23:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Ana ja też zaczynałam bardzo slow i w bólach
. Teraz nadal biegam slow może nie tak bardzo jak na początku, ale nadal w tempie konwersacyjnym ale za to mogę już przebiec kilkanaście kilometrów, wczoraj zrobiłam 17,77 w 2godz 10 min. Czasowo żadna rewelacja, ale ja się cieszę. Zwłaszcza, że też mam spory nadbagaż (ok 40kg) i bliżej mi do czterdziestki niż trzydziestki
. Czasami mijam biegaczy, wszyscy szczuplejsi i szybsi, ale się tym nie przejmuję. Mam nadzieję, że też mój czas kiedyś poprawię, ale nie czuję jakiegoś przymusu. Na razie czerpię prawdziwą radość z biegania w swoim tempie
Kiedyś biegałam nawet ponad 10min/km teraz ok 6-8min/km. Myślę, że jak kg spadną to i tempo wzrośnie.
Pozdrawiam.



Kiedyś biegałam nawet ponad 10min/km teraz ok 6-8min/km. Myślę, że jak kg spadną to i tempo wzrośnie.
Pozdrawiam.
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 20
- Rejestracja: 28 maja 2015, 09:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Dorota - podnosisz na duchu! teraz takie dydstanse mam w marzeniach, ale staram się o konsekwencję.
W piątek pierwszy raz przebiegłam 3,5 km na raz. Wczoraj był chyba najtrudniejszy "bieg" dla mnie...po bardzo intensywnym weekendzie z dzieciakami i długim powrocie do domu znad morza, wniosłam do domu walizki, założyłam buty i pobiegłam. Ten sam dystans co w piątek, choć biegło się o wiele trudniej. ale - o dziwo! - o minutę krócej (niecałe 33 minuty)
Świętowałam więc zwycięstwo nad lenistwem i uporczywą myślą w głowie "nie dam rady, jestem zmęczona"
powolutku powolutku zbliżam się do magicznej piątki. Marzę o niej na prawdę
Mój sukces w maju - pierwsze regularne treningi biegowe od połowy miesiąca. Przebiegłam pierwsze 20 km 840 m w 3h 19 min. Troszkę roweru do tego i rolki. Zamierzam trzymać się planu i biegać co drugi dzień. Nie dać się lenistwu. No i przebiec te 5 km!
W piątek pierwszy raz przebiegłam 3,5 km na raz. Wczoraj był chyba najtrudniejszy "bieg" dla mnie...po bardzo intensywnym weekendzie z dzieciakami i długim powrocie do domu znad morza, wniosłam do domu walizki, założyłam buty i pobiegłam. Ten sam dystans co w piątek, choć biegło się o wiele trudniej. ale - o dziwo! - o minutę krócej (niecałe 33 minuty)
Świętowałam więc zwycięstwo nad lenistwem i uporczywą myślą w głowie "nie dam rady, jestem zmęczona"
powolutku powolutku zbliżam się do magicznej piątki. Marzę o niej na prawdę

Mój sukces w maju - pierwsze regularne treningi biegowe od połowy miesiąca. Przebiegłam pierwsze 20 km 840 m w 3h 19 min. Troszkę roweru do tego i rolki. Zamierzam trzymać się planu i biegać co drugi dzień. Nie dać się lenistwu. No i przebiec te 5 km!
-
- Dyskutant
- Posty: 38
- Rejestracja: 16 lip 2014, 15:11
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Też tak zaczynałam rok temu. W zasadzie to dalej to ciągnę tylko samo poprawiło mi się tempo o 3 min/km (często specjalnie zwalniam ale samo pcha człowieka do przodu) i waga spadła o 20 kg
Nie ma się co wstydzić bo robisz to dla siebie a nie dla innych 


-
- Stary Wyga
- Posty: 240
- Rejestracja: 17 paź 2014, 15:08
- Życiówka na 10k: 45:36
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Białowieża
Dokładnie! Mój nadmiarowy "ładunek" był trochę mniejszy (spadło mi przez rok kilkanaście kg sadełka...) ale też jestem 35+
U wolniej lub szybciej, ale postępy się pojawią
Moje pierwsze powooolne 5 km padło po około 2 miesiącach marszobiegów. Grunt to konsekwencja!
Zresztą, niektórzy, tak jak koleżanka która czasem ze mną biega, wcale nie maja potrzeby wydłużać dystansu ani przyspoieszać: ona chce pozostać na swoich max. 10-12 km w tempie 6-7 min/km (doszła do nich po około roku, babeczka blisko 50-tki ze sporawą nadwagą). Bo samo bieganie jest przyjemne, bo nie ma wyrzutów sumienia jedząc ptasie mleczko, bo ogólnie czuje się lepiej. Więc nie katuje się żadnymi planami treningowymi, rytmami, crossami, podbiegami. Po prostu czasem wskakuje w buty i truchta. I też fajnie.


Zresztą, niektórzy, tak jak koleżanka która czasem ze mną biega, wcale nie maja potrzeby wydłużać dystansu ani przyspoieszać: ona chce pozostać na swoich max. 10-12 km w tempie 6-7 min/km (doszła do nich po około roku, babeczka blisko 50-tki ze sporawą nadwagą). Bo samo bieganie jest przyjemne, bo nie ma wyrzutów sumienia jedząc ptasie mleczko, bo ogólnie czuje się lepiej. Więc nie katuje się żadnymi planami treningowymi, rytmami, crossami, podbiegami. Po prostu czasem wskakuje w buty i truchta. I też fajnie.
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 20
- Rejestracja: 28 maja 2015, 09:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
malaemi, slapcio dodajecie otuchy
ja bardzo liczę na spadek wagi dzięki bieganiu, ale wiem, że muszę to połączyć z odpowiednim odżywianiem. Czy uprawiacie jeszcze inne sporty prócz biegania?
W ubiegły wtorek wstałam rano z myślą, że "dziś pokonam swoje pierwsze 5 km". Nie napiszę, że je przebiegłam, bo kilka razy wplatałam kilkunastosekundowe marsze i zrobiłam dwie jednominutowe przerwy. Ale złamałam ten dystans i teraz systematycznie będę go szlifować. Zmęczenie było duże, ale satysfakcja sto razy większa!
Przymknijcie oko na czas, bo ten dystans pokonałam aż w 48 minut. ale teraz nogi same rwą się do przodu
Powiedzcie mi, jeśli biegam wieczorami, koło 19-20 zaczynam, to czy mam jeść jeszcze po treningu? a jeśli mam to co powinnam, żeby nie przesadzić? około 3 godzin przed bieganiem jem lekki obiad (tak między 16 a 17).
do tej pory po powrocie z biegania piłam tylko litr ciepłej wody z miodem i cytryną i czasem przegryzałam banana, ale wolałabym na noc nie jeść już owoców. nie jem glutenu, więc żadne kanapki w gę nie wchodzą.

W ubiegły wtorek wstałam rano z myślą, że "dziś pokonam swoje pierwsze 5 km". Nie napiszę, że je przebiegłam, bo kilka razy wplatałam kilkunastosekundowe marsze i zrobiłam dwie jednominutowe przerwy. Ale złamałam ten dystans i teraz systematycznie będę go szlifować. Zmęczenie było duże, ale satysfakcja sto razy większa!

Przymknijcie oko na czas, bo ten dystans pokonałam aż w 48 minut. ale teraz nogi same rwą się do przodu

Powiedzcie mi, jeśli biegam wieczorami, koło 19-20 zaczynam, to czy mam jeść jeszcze po treningu? a jeśli mam to co powinnam, żeby nie przesadzić? około 3 godzin przed bieganiem jem lekki obiad (tak między 16 a 17).
do tej pory po powrocie z biegania piłam tylko litr ciepłej wody z miodem i cytryną i czasem przegryzałam banana, ale wolałabym na noc nie jeść już owoców. nie jem glutenu, więc żadne kanapki w gę nie wchodzą.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1210
- Rejestracja: 04 sie 2014, 16:12
- Życiówka na 10k: 46:42
- Życiówka w maratonie: 3:56:58
- Lokalizacja: Wrocław
Nie ma obowiązku jedzenia po bieganiu :) Uzupełnić płyny, owszem, kalorie...niekoniecznie (szczególnie przy niewielkich dystansach).
--
Axe
--
Axe
Endomondo: https://www.endomondo.com/profile/16400095