W sobotę był to BIEG PAPIERNIKA w Kwidzynie.
Bardzo dużo słyszałem o tym biegu, jak również mam sentyment do IP, bo swego czasu uczestniczyłem tam w realizowaniu pewnego projektu inwestycyjnego.
Zaczęło się od biegu dzieci, która to akcja... przerosła organizatorów. Nie spodziewali się aż takiego zainteresowanie i nie było zapisów na biegi dla dzieciaków. Pojawiły się chyba tysiące dzieci z rodzicami. Były 4 grupy wiekowe (startowały w odstępach) i chyba po drugiej grupie zabrakło medali dla dzieci. TO BARDZO, BARDZO ŹLE.
A potem był bieg na 10km i tam sobie potruchtałem. Powoli z dwóch powodów:
a) cały czas mam problemy z lewym achillesem i prawym rozciągnem,
b) trening na ten weekend to 32km, więc po Biegu Papiernika czekał mnie jeszcze półmaraton i jeszcze trochę.
Po biegu szybko w samochód i do Gdańska, a tam Jarek (forumowy Crowley) miał mi pokazać fajną trasę... No i było... pod górkę, z górki, pod górkę, z górki, pod górkę, z górki.... Masakra

W centrum miasta, nad morzem... trening górki. To chyba już we czwartek podbiegów robić nie muszę :D
Następnego dnia rano nie mogłem ruszać nogami. I tak ma być!
Na szczęście zabrakło mi czasu na bieg boso po plaży, bo byłem skłonny jeszcze to rozważyć...