Krzychu M - walczymy z dychami
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
17.04.2015
5,0 km - 19'46" (3'57"/km)
Razem: 14,0 km
Pierwsze koty za płoty.Od 7 miesięcy pierwsza potyczka startowa i 1:0 dla dychy.
Ustawiłem się trochę z tyłu,co by nie za szybko początek polecieć.Pierwsze 500m,Garmin 4:06/km,700m 4:06
a przed kilometrem skoczył mi na 3:56 i tak zamknąłem pierwszy kilometr.Drugi podobnie,cały czas wyprzedzam
tych co za mocno zaczęli,doganiam nie wysoką brunetkę i biegnę obok niej od 2-ego kilometra.
Trochę się bawię,jak mi lekko odchodzi,to ja ją doganiam i odchodzę na 2-3 metry.
Trzeci kilometr w 3:56 a ja zaliczam zdziwienie,że jest tak lekko?
Normalnie na tym etapie zaczynam mieć kryzys,sapię,dyszę a tętno wyraźnie skacze.
Tu nic takiego mnie nie dotyka,na Floriańskiej jest lekko z górki,pani obok mnie ostro dyszy,włączam migacz i idę
szybciej,acz tam jest cały czas z górki.Grodzka też idzie fajnie,odbijam czwarty kaem w 3:57,szybka kalkulacja,że
idę na życiówkę.Wystarczy trzymać tempo,ba nawet zwolnić do 4:00-4:02 a na ostatnim kilometrze odpalić rakiety
i mam PB.......gdyby życie było takie proste.
Na 5-tym lekko zwalniam,kilometr w 4:00 a połówka w 19:46(te 20:11 to chyba brutto albo pomiar był nie na równej
piątce)a ja lecę swoje.
Mniej więcej 300-400m za półmetkiem zaczyna się początek końca.
Nogi zaczynają mi się uginać,uda się spinają,próbuję walczyć ale nie mogę utrzymać tempa.
Wydolnościowo jest dobrze,oddech szybki,ale spokojny,natomiast dwójki i czwórki nie dają rady.
Tempo spada(tu podświetlam Garmina)do 4:30 )chcę się zerwać,ale daremnie.
Później nie mogę utrzymać nawet 5:00/km i truchtam z bolącymi nogami.
Normalnie zaliczyłem "ścianę" na dychaku.
Prawie identyczne uczucie jak na maratonie w Koszycach,oddechowo luz a nogi nie moje.
Ważne,że z łydkami OK,lewa nic,natomiast prawa(ta "zdrowa") na 8 czy 9km jak truchtałem po 5:20/km też poszła
w ślady za udami i spięła się w dolnej części.
Do mety nie było sensu biec na wynik 44-45 minut,więc dotruchtałem do auta.
W dzisiejszym starcie widzę same pozytywy:
1. wyrwałem się z domu.
2. łydka jest na swoim miejscu
3. potrafię pobiec 5-tkę poniżej 20 minut
4. wyszedł dobry trening ciągły.
5. wydolność jest nie najgorsza,trzeba tylko "odrdzewić" nogi
Oczywiście podszedłem za optymistycznie do dzisiejszych zawodów.Widocznie przez 14 dni bezbiegowych organizm
oduczył się usuwania kwasu mlekowego i najwyraźniej w świecie zakwasiłem mięśnie na amen.
Za tydzień trzeba będzie pomyśleć czy jestem w stanie pobiec 10k w 43 minuty,żeby znowu nie zaliczyć gleby.
Najważniejsze,że nic nie boli,a że zaliczam regres,trudno.
Będąc na poziomie 45 minut na 10k może być tylko lepiej.
5,0 km - 19'46" (3'57"/km)
Razem: 14,0 km
Pierwsze koty za płoty.Od 7 miesięcy pierwsza potyczka startowa i 1:0 dla dychy.
Ustawiłem się trochę z tyłu,co by nie za szybko początek polecieć.Pierwsze 500m,Garmin 4:06/km,700m 4:06
a przed kilometrem skoczył mi na 3:56 i tak zamknąłem pierwszy kilometr.Drugi podobnie,cały czas wyprzedzam
tych co za mocno zaczęli,doganiam nie wysoką brunetkę i biegnę obok niej od 2-ego kilometra.
Trochę się bawię,jak mi lekko odchodzi,to ja ją doganiam i odchodzę na 2-3 metry.
Trzeci kilometr w 3:56 a ja zaliczam zdziwienie,że jest tak lekko?
Normalnie na tym etapie zaczynam mieć kryzys,sapię,dyszę a tętno wyraźnie skacze.
Tu nic takiego mnie nie dotyka,na Floriańskiej jest lekko z górki,pani obok mnie ostro dyszy,włączam migacz i idę
szybciej,acz tam jest cały czas z górki.Grodzka też idzie fajnie,odbijam czwarty kaem w 3:57,szybka kalkulacja,że
idę na życiówkę.Wystarczy trzymać tempo,ba nawet zwolnić do 4:00-4:02 a na ostatnim kilometrze odpalić rakiety
i mam PB.......gdyby życie było takie proste.
Na 5-tym lekko zwalniam,kilometr w 4:00 a połówka w 19:46(te 20:11 to chyba brutto albo pomiar był nie na równej
piątce)a ja lecę swoje.
Mniej więcej 300-400m za półmetkiem zaczyna się początek końca.
Nogi zaczynają mi się uginać,uda się spinają,próbuję walczyć ale nie mogę utrzymać tempa.
Wydolnościowo jest dobrze,oddech szybki,ale spokojny,natomiast dwójki i czwórki nie dają rady.
Tempo spada(tu podświetlam Garmina)do 4:30 )chcę się zerwać,ale daremnie.
Później nie mogę utrzymać nawet 5:00/km i truchtam z bolącymi nogami.
Normalnie zaliczyłem "ścianę" na dychaku.
Prawie identyczne uczucie jak na maratonie w Koszycach,oddechowo luz a nogi nie moje.
Ważne,że z łydkami OK,lewa nic,natomiast prawa(ta "zdrowa") na 8 czy 9km jak truchtałem po 5:20/km też poszła
w ślady za udami i spięła się w dolnej części.
Do mety nie było sensu biec na wynik 44-45 minut,więc dotruchtałem do auta.
W dzisiejszym starcie widzę same pozytywy:
1. wyrwałem się z domu.
2. łydka jest na swoim miejscu
3. potrafię pobiec 5-tkę poniżej 20 minut
4. wyszedł dobry trening ciągły.
5. wydolność jest nie najgorsza,trzeba tylko "odrdzewić" nogi
Oczywiście podszedłem za optymistycznie do dzisiejszych zawodów.Widocznie przez 14 dni bezbiegowych organizm
oduczył się usuwania kwasu mlekowego i najwyraźniej w świecie zakwasiłem mięśnie na amen.
Za tydzień trzeba będzie pomyśleć czy jestem w stanie pobiec 10k w 43 minuty,żeby znowu nie zaliczyć gleby.
Najważniejsze,że nic nie boli,a że zaliczam regres,trudno.
Będąc na poziomie 45 minut na 10k może być tylko lepiej.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
19.04.2015
18,0 km - 1:33'23" (5'10"/km)
Przez problemy z łydką ostatni raz longa biegłem 21 lutego czyli dwa miesiące temu.Tak to same 10-12km
treningi,więc nie dziwią problemy z wytrzymaniem długiego tempa.
Wczoraj 4km truchtu,co by po nim się porządnie wyrolować a dziś po pagórach.
Wyszedłem pobiegać po 13-tej,wtedy już nieźle wiało.Dobrze,że aż tak nie dmuchało jak chłopaki biegli
maraton.
Nogi od 15km już czułem.Najbardziej spięte są czwórki,łydki do zaakceptowania.
Jutro ostatni akcent przed sobotnią dychą.Ma wiać,nie będę szalał.
Albo interwały albo progowe.Jeśli przyjąć,że jestem na 41 minut na dychę(a chyba nie jestem) to interwały
po 3:53 a progi po 4:14 co na papierze wydaje mi się strasznie wolne.
Tydzień 55,7 km (4:33')
18,0 km - 1:33'23" (5'10"/km)
Przez problemy z łydką ostatni raz longa biegłem 21 lutego czyli dwa miesiące temu.Tak to same 10-12km
treningi,więc nie dziwią problemy z wytrzymaniem długiego tempa.
Wczoraj 4km truchtu,co by po nim się porządnie wyrolować a dziś po pagórach.
Wyszedłem pobiegać po 13-tej,wtedy już nieźle wiało.Dobrze,że aż tak nie dmuchało jak chłopaki biegli
maraton.
Nogi od 15km już czułem.Najbardziej spięte są czwórki,łydki do zaakceptowania.
Jutro ostatni akcent przed sobotnią dychą.Ma wiać,nie będę szalał.
Albo interwały albo progowe.Jeśli przyjąć,że jestem na 41 minut na dychę(a chyba nie jestem) to interwały
po 3:53 a progi po 4:14 co na papierze wydaje mi się strasznie wolne.
Tydzień 55,7 km (4:33')
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
20.04.2015
3 x 1,3 km (4'12"/km) / p.1'30"
1. 5'27" (4'12"/km)
2. 5'25" (4'10"/km)
3. 5'25" (4'10"/km)
Razem: 7,6 km
Wiało dziś okrutnie,znowu założyłem rękawiczki i opaskę a już miałem nadzieję,że nie będę musiał tych
rzeczy zakładać aż do później jesieni.
Ponieważ zaczynam działać w kierunku powrotu do poprzedniej sprawności i wdrażam plan Mcmillana pod
dychę przyjąłem czas z piątkowej masakry czyli 5km w 19:45 co wg.tabeli McM odpowiada 10k w 41 minut.
To się okaże w sobotę czy jestem zdolny do wykręcenia takiego czasu.
Interwały tempowe dla takigo czasu to 4:02-4:12/km.Przyjąłem najwolniejszy wariant ze względu na pogodę
i sobotni start.Półtorej minuty przerwy było aż nadto.
Liczyłem sobie oddechy czy nie za intensywnie,cały czas rytm 3-3 (25-29 na minutę) czyli było oki.
Dobrze,że nie biegałem na GPS-a,bo dziś okrutnie fałszował.
Pierwotnie odcinki miały być 3x po 1,6 km ale na moim pagórkowatym terenie nie mam pomierzonego takiego odcinka.Wszystko przez brak czasu,już dawno miałem wziąć farbę,rower i poznaczyć sobie różne odcinki.Do tego jeszcze musiałem mocno się sprężać czasowo i trening skończył się o 4-5km za wcześnie.Kończy mi się karnet na siłownię,nie będę przedłużał i postaram się wieczorami 2-3x w tygodniu uskuteczniać stabilizację i lekką siłę.
Jutro godzinny BS i wolne (4-5km rozruch w piątek) do soboty.
3 x 1,3 km (4'12"/km) / p.1'30"
1. 5'27" (4'12"/km)
2. 5'25" (4'10"/km)
3. 5'25" (4'10"/km)
Razem: 7,6 km
Wiało dziś okrutnie,znowu założyłem rękawiczki i opaskę a już miałem nadzieję,że nie będę musiał tych
rzeczy zakładać aż do później jesieni.
Ponieważ zaczynam działać w kierunku powrotu do poprzedniej sprawności i wdrażam plan Mcmillana pod
dychę przyjąłem czas z piątkowej masakry czyli 5km w 19:45 co wg.tabeli McM odpowiada 10k w 41 minut.
To się okaże w sobotę czy jestem zdolny do wykręcenia takiego czasu.
Interwały tempowe dla takigo czasu to 4:02-4:12/km.Przyjąłem najwolniejszy wariant ze względu na pogodę
i sobotni start.Półtorej minuty przerwy było aż nadto.
Liczyłem sobie oddechy czy nie za intensywnie,cały czas rytm 3-3 (25-29 na minutę) czyli było oki.
Dobrze,że nie biegałem na GPS-a,bo dziś okrutnie fałszował.
Pierwotnie odcinki miały być 3x po 1,6 km ale na moim pagórkowatym terenie nie mam pomierzonego takiego odcinka.Wszystko przez brak czasu,już dawno miałem wziąć farbę,rower i poznaczyć sobie różne odcinki.Do tego jeszcze musiałem mocno się sprężać czasowo i trening skończył się o 4-5km za wcześnie.Kończy mi się karnet na siłownię,nie będę przedłużał i postaram się wieczorami 2-3x w tygodniu uskuteczniać stabilizację i lekką siłę.
Jutro godzinny BS i wolne (4-5km rozruch w piątek) do soboty.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
25.04.2015
II Bieg Lisów
10 km - 42'37" (4'16"/km)
open 31/189 , M40-2
Po porannych poniedziałkowych interwałach wieczorem pojechałem na siłkę.Ostatni dzień ważności
karnetu,więc sporo ćwiczeń i 5km na bieżni.
Niestety znowu trochę dojechałem łydki,więc wtorek biegowo odpuściłem.W czwartek już było dobrze,zero
zmęczenia nóg i zakwasów.
Ale pozostało jedno miejsce,które przy dotyku bolało.Dokładnie tak samo jak podczas kontuzji
łydki,z tym że w innym miejscu na tej samej łydce.
Rozciągnąć się tego nie dało acz to całkiem po wewnętrzej stronie.Na rolce zero bólu,ale jestem
strasznie przewrażliwiony,po prostu zostało "coś" w głowie po tej kontuzji.
W piątek postanowiłem wyjść na rozruch i zobaczyć co jest?
Niby dobrze,ale na jednym z podbiegów poczułem w tym miejscu mocne ukłucie.Do wieczora wahałem się
czy w ogóle jechać do Jędrzejowa na te zawody.
Jednak pojechałem.Na miejscu 22st w cieniu(w samochodzie w słońcu termometr pokazał 33st!)i bez chmur.
Spotkałem Mariusza z którym zrobiliśmy kompletną rozgrzewkę i ustawiliśmy się na starcie.
Przebiegliśmy na rozgrzewce dwa razy pierwszy kilometr,który miał 1120m.
Początek mocno pod górkę,więc aby się nie spalić na początku założyłem,że pobiegnę go w 4:15 i tak też
wyszło.Kolejne w 4:04(z górki),potem 4:06,4:06 i piąty pod górkę w 4:11.Na półmetku myślałem,że złamanie
41 minut jest jak najbardziej realne.Wystarczyło utrzymać tempo i odpalić rakiety na finiszu.
Jednak słońce bardzo przygrzewało,czekałem na punkt z wodą a tu nic.
Do tego trasa cały czas z górki i pod górkę,w większości delikatne długie wzniesienia.Garmin naliczył na 10km
65m podbiegów.
Na 6km zaczęły się problemy.Bolała mnie pięta,która nie puściła już do mety.W dodatku zacząłem czuć
ten "punkt" na łydce i musiałem walczyć z głową aby biec dalej.Dyskomfort był okruty,nie dość że biegłem
ryzykując kontuzje to jeszcze czułem duże odwodnienie.Dopiero na 7km był wodopój.Jeden łyk wody i dwa
kubki wylane na głowę niewiele pomogy i tempo siadło do 4:20-4:25/km.
O dziwo cały czas wyprzedzałem,było z 15 osób a tylko jeden koleś na 8km mnie łyknął.
Na 9-tym postanowiłem wyprzedzić jeszcze jednego gościa,który był około 25m przede mną.
Zbliżałem się bardzo powoli i na około 800m przed metą wyprzedziłem go,ale na odejście nie miałem sił.
Na 400m do końca zrównał się ze mną,a że był to miejscowy dostał doping od kibiców i zaczął mnie wyprzedzać.Oczywiście nie odpuściłem i ostatnie 200m wg. Garmina poleciałem po 2:39/km.
Biegłem z zaciśniętymi zębami,myślałem że pięta mi eksploduje.
Niemniej wygrałem końcówkę o kilka metrów.Przynajmniej tyle,bo wynik marny.
Podobno trasa miała o 100-150m więcej.Andrzej Lachowski też tak twierdzi,mówił że tyle metrów nie mógł
mu dołożyć GPS.
Agnieszka Cader,która przegrała tylko z dwiema Ukrainkami wykręciła ponad 1,5 min gorszy czas niż na Nocnej Dyszce,którą wygrała w kobietach.Czyli albo trasa była dłuższa albo "ciepły" warun sprawił,że wyniki nie były najlepsze.
Tym bardziej graty dla Mariusza,który wybiegał czas tylko minutę gorszy niż pierwotnie zakładał.
Jest w gazie i na atestowanej trasie przy znośnej pogodzie nabiega 37 minut,jestem tego pewien.
Po zawodach potruchtaliśmy jeszcze 2km z Mariuszem w tempie koło 6:00/km.
Tu czułem tą część łydki nawet przy tak wolnym poruszaniu się.
Na dekorocje już nie czekałem,wsiadłem w auto i do domu.
Jak się później okazało byłem drugi w kategorii,choć to marne pocieszenie.
Jestem tam gdzie jestem,czyli daaaaaaleko od formy.
Spodziewałem się,że chociaż te 41-41,5 minuty wybiegam.
Jednak brakuje WT,bo niby skąd ma ona być? Dwa tygodnie przerwy a poprzednie 5 tygodni to
bujanie się z kontuzją i takie bieganie na pół gwizdka.
Miałem w planie za 2 tygodnie start w Skawinie.Sporo forumowiczów ma tam biegać,ale plany
pokrzyżował wyjazd integracyjny ze szkoły mojej córki.
Może to i dobrze bo co niby za dwa tygodnie się zmieni?Nabiegam 42:02,może 41:45?
Dyszek w okolicy jest bardzo dużo i jak poczuję,że trzeba się sparwdzić to to zrobię.
Choć na pewno wybiorę korzystniejsze warunki meteo,aby wynik był bardziej obiektywny.
Mam nadzieję,że zdrowie pozwoli na realizację planów.
Następny i jedyny akcent w przyszłym tygodniu w czwartek i będzie to 6x1,5km(1,6) T10/p.3'.
Tylko jakie to T10 przyjąć?
II Bieg Lisów
10 km - 42'37" (4'16"/km)
open 31/189 , M40-2
Po porannych poniedziałkowych interwałach wieczorem pojechałem na siłkę.Ostatni dzień ważności
karnetu,więc sporo ćwiczeń i 5km na bieżni.
Niestety znowu trochę dojechałem łydki,więc wtorek biegowo odpuściłem.W czwartek już było dobrze,zero
zmęczenia nóg i zakwasów.
Ale pozostało jedno miejsce,które przy dotyku bolało.Dokładnie tak samo jak podczas kontuzji
łydki,z tym że w innym miejscu na tej samej łydce.
Rozciągnąć się tego nie dało acz to całkiem po wewnętrzej stronie.Na rolce zero bólu,ale jestem
strasznie przewrażliwiony,po prostu zostało "coś" w głowie po tej kontuzji.
W piątek postanowiłem wyjść na rozruch i zobaczyć co jest?
Niby dobrze,ale na jednym z podbiegów poczułem w tym miejscu mocne ukłucie.Do wieczora wahałem się
czy w ogóle jechać do Jędrzejowa na te zawody.
Jednak pojechałem.Na miejscu 22st w cieniu(w samochodzie w słońcu termometr pokazał 33st!)i bez chmur.
Spotkałem Mariusza z którym zrobiliśmy kompletną rozgrzewkę i ustawiliśmy się na starcie.
Przebiegliśmy na rozgrzewce dwa razy pierwszy kilometr,który miał 1120m.
Początek mocno pod górkę,więc aby się nie spalić na początku założyłem,że pobiegnę go w 4:15 i tak też
wyszło.Kolejne w 4:04(z górki),potem 4:06,4:06 i piąty pod górkę w 4:11.Na półmetku myślałem,że złamanie
41 minut jest jak najbardziej realne.Wystarczyło utrzymać tempo i odpalić rakiety na finiszu.
Jednak słońce bardzo przygrzewało,czekałem na punkt z wodą a tu nic.
Do tego trasa cały czas z górki i pod górkę,w większości delikatne długie wzniesienia.Garmin naliczył na 10km
65m podbiegów.
Na 6km zaczęły się problemy.Bolała mnie pięta,która nie puściła już do mety.W dodatku zacząłem czuć
ten "punkt" na łydce i musiałem walczyć z głową aby biec dalej.Dyskomfort był okruty,nie dość że biegłem
ryzykując kontuzje to jeszcze czułem duże odwodnienie.Dopiero na 7km był wodopój.Jeden łyk wody i dwa
kubki wylane na głowę niewiele pomogy i tempo siadło do 4:20-4:25/km.
O dziwo cały czas wyprzedzałem,było z 15 osób a tylko jeden koleś na 8km mnie łyknął.
Na 9-tym postanowiłem wyprzedzić jeszcze jednego gościa,który był około 25m przede mną.
Zbliżałem się bardzo powoli i na około 800m przed metą wyprzedziłem go,ale na odejście nie miałem sił.
Na 400m do końca zrównał się ze mną,a że był to miejscowy dostał doping od kibiców i zaczął mnie wyprzedzać.Oczywiście nie odpuściłem i ostatnie 200m wg. Garmina poleciałem po 2:39/km.
Biegłem z zaciśniętymi zębami,myślałem że pięta mi eksploduje.
Niemniej wygrałem końcówkę o kilka metrów.Przynajmniej tyle,bo wynik marny.
Podobno trasa miała o 100-150m więcej.Andrzej Lachowski też tak twierdzi,mówił że tyle metrów nie mógł
mu dołożyć GPS.
Agnieszka Cader,która przegrała tylko z dwiema Ukrainkami wykręciła ponad 1,5 min gorszy czas niż na Nocnej Dyszce,którą wygrała w kobietach.Czyli albo trasa była dłuższa albo "ciepły" warun sprawił,że wyniki nie były najlepsze.
Tym bardziej graty dla Mariusza,który wybiegał czas tylko minutę gorszy niż pierwotnie zakładał.
Jest w gazie i na atestowanej trasie przy znośnej pogodzie nabiega 37 minut,jestem tego pewien.
Po zawodach potruchtaliśmy jeszcze 2km z Mariuszem w tempie koło 6:00/km.
Tu czułem tą część łydki nawet przy tak wolnym poruszaniu się.
Na dekorocje już nie czekałem,wsiadłem w auto i do domu.
Jak się później okazało byłem drugi w kategorii,choć to marne pocieszenie.
Jestem tam gdzie jestem,czyli daaaaaaleko od formy.
Spodziewałem się,że chociaż te 41-41,5 minuty wybiegam.
Jednak brakuje WT,bo niby skąd ma ona być? Dwa tygodnie przerwy a poprzednie 5 tygodni to
bujanie się z kontuzją i takie bieganie na pół gwizdka.
Miałem w planie za 2 tygodnie start w Skawinie.Sporo forumowiczów ma tam biegać,ale plany
pokrzyżował wyjazd integracyjny ze szkoły mojej córki.
Może to i dobrze bo co niby za dwa tygodnie się zmieni?Nabiegam 42:02,może 41:45?
Dyszek w okolicy jest bardzo dużo i jak poczuję,że trzeba się sparwdzić to to zrobię.
Choć na pewno wybiorę korzystniejsze warunki meteo,aby wynik był bardziej obiektywny.
Mam nadzieję,że zdrowie pozwoli na realizację planów.
Następny i jedyny akcent w przyszłym tygodniu w czwartek i będzie to 6x1,5km(1,6) T10/p.3'.
Tylko jakie to T10 przyjąć?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
Zdjęcie z finiszu.Było szybko,z górki.
Wbiegłem na metę z 2 sekundową przewagą.
Wbiegłem na metę z 2 sekundową przewagą.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
29.04.2015
6 x 1,5 km (4'02" - 4'07"/km) / p.3'
1. 6'05" (4'03"/km)
2. 6'07" (4'05"/km)
3. 6'05" (4'03"/km)
4. 6'04" (4'03"/km)
5. 6'01" (4'00"/km)
6. 6'00" (4'00"/km)
Razem: 21,4 km (rano 6,1 km)
Pierwszy akcent od sobotnich zawodów.Interwały tempowe wg.Mcmillana czyli sześć odcinków milowych
(przyjąłem 1500m) w tempie około dychy na 3 minutowej przerwie.
Rano miałem czas i wpadło 6 km wolnego truchtu po 5:30,potraktowanie jako rozruch przed interwałami.
Wczoraj założyłem buty o niskim dropie,które leżą w szafie od ponad roku.Chciałem spróbować jak będzie
z achillesem po treningu.Nie chciałem przeginać,więc tylko 30 minut biegania po około 5'/km z kilkoma
przebieżkami.
Fajnie się biegło,nogi same niosły,żadnych strat nie odnotowano.
Więc na ten akcent założył moje Fastwitche.Ustawiłem się wieczorem z Wojtkiem nad zalewem i o 19-tej
ruszyliśmy.On się trochę bał czy da radę,biega w zasadzie same BS-y i delikatne fartleki.
Pierwsze trzy powtórzenia ja prowadziłem,trzeba było uprawiać trochę slalomu,dużo ludzi na Bulwarowej.
Czwarte Wojtek prowadził za szybko,ja po kilometrze przestałem siedzieć mu na plecach i skończyłem
3 sekundy za nim.
Ogólnie rozkręcaliśmy się z powtórzenia na powtórzenia,ale zacząłem mieć problem "łydkowy".
Dawno nie biegałem w butach z 4mm dropem i łydki zaczęły ciągnąć.
Zdecydowanie bardziej ta lewa,wcześniej kontuzjowana i cieszyłem się jak biegliśmy ostatni interwał,że to
już koniec.Wojtek pocisnął ostatnie 500m po 3:38/km,ja dałem sobie na luz i nie przyspieszałem.
Jak wróciłem do domu to się podłamałem,czułem łydkę nawet przy chodzeniu.Fakt,że w innym
miejscu,po wewnętrznej stronie przy piszczelu,ale dyskomfort duży.
Wskoczyłem do wanny,wymoczyłem się z pół godziny,potem na 15 minut na rolkę i .....
dziś jest super.
Żadnego ciągnienia czy bolesności,pozostało tylko uczucie ciężkości,takie jakie jest zazwyczaj po akcencie.
Nie wiem co mam myśleć o takich interwałach?Dotychczas każdy akcent biegałem mocno,czułem zmęczenie,
szybki oddech,czasem niezłe rzeźbienie.
Wczoraj to była bułka z masłem,dwa może i więcej takich interwałów zamknąłbym bez problemu....ale w innych butach,żeby łydki nie bolały.
Będę biegał akcenty w Sauconach,żeby przyzwyczaić nogi do tych kapci,acz zawody zamierzam właśnie
latać w nich.
Następny wpis w poniedziałek: 5-6x 1km po (3'47"-3'52") /p.3'30"
6 x 1,5 km (4'02" - 4'07"/km) / p.3'
1. 6'05" (4'03"/km)
2. 6'07" (4'05"/km)
3. 6'05" (4'03"/km)
4. 6'04" (4'03"/km)
5. 6'01" (4'00"/km)
6. 6'00" (4'00"/km)
Razem: 21,4 km (rano 6,1 km)
Pierwszy akcent od sobotnich zawodów.Interwały tempowe wg.Mcmillana czyli sześć odcinków milowych
(przyjąłem 1500m) w tempie około dychy na 3 minutowej przerwie.
Rano miałem czas i wpadło 6 km wolnego truchtu po 5:30,potraktowanie jako rozruch przed interwałami.
Wczoraj założyłem buty o niskim dropie,które leżą w szafie od ponad roku.Chciałem spróbować jak będzie
z achillesem po treningu.Nie chciałem przeginać,więc tylko 30 minut biegania po około 5'/km z kilkoma
przebieżkami.
Fajnie się biegło,nogi same niosły,żadnych strat nie odnotowano.
Więc na ten akcent założył moje Fastwitche.Ustawiłem się wieczorem z Wojtkiem nad zalewem i o 19-tej
ruszyliśmy.On się trochę bał czy da radę,biega w zasadzie same BS-y i delikatne fartleki.
Pierwsze trzy powtórzenia ja prowadziłem,trzeba było uprawiać trochę slalomu,dużo ludzi na Bulwarowej.
Czwarte Wojtek prowadził za szybko,ja po kilometrze przestałem siedzieć mu na plecach i skończyłem
3 sekundy za nim.
Ogólnie rozkręcaliśmy się z powtórzenia na powtórzenia,ale zacząłem mieć problem "łydkowy".
Dawno nie biegałem w butach z 4mm dropem i łydki zaczęły ciągnąć.
Zdecydowanie bardziej ta lewa,wcześniej kontuzjowana i cieszyłem się jak biegliśmy ostatni interwał,że to
już koniec.Wojtek pocisnął ostatnie 500m po 3:38/km,ja dałem sobie na luz i nie przyspieszałem.
Jak wróciłem do domu to się podłamałem,czułem łydkę nawet przy chodzeniu.Fakt,że w innym
miejscu,po wewnętrznej stronie przy piszczelu,ale dyskomfort duży.
Wskoczyłem do wanny,wymoczyłem się z pół godziny,potem na 15 minut na rolkę i .....
dziś jest super.
Żadnego ciągnienia czy bolesności,pozostało tylko uczucie ciężkości,takie jakie jest zazwyczaj po akcencie.
Nie wiem co mam myśleć o takich interwałach?Dotychczas każdy akcent biegałem mocno,czułem zmęczenie,
szybki oddech,czasem niezłe rzeźbienie.
Wczoraj to była bułka z masłem,dwa może i więcej takich interwałów zamknąłbym bez problemu....ale w innych butach,żeby łydki nie bolały.
Będę biegał akcenty w Sauconach,żeby przyzwyczaić nogi do tych kapci,acz zawody zamierzam właśnie
latać w nich.
Następny wpis w poniedziałek: 5-6x 1km po (3'47"-3'52") /p.3'30"
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
04.05.2015
4 x 1 km (3'46"-3'50") / p.3'
1. 3'49"
2. 3'46"
3. 3'47"
4. 3'40" (ostatnie 500m po 3'30"/km )
Razem: 9,6 km
Ostatni raz biegałem interwały 5 lutego.A tak najszybszym tempem było T10.
Planowo powinno być 5-6 takich kilometrówek,ale zmieniły mi się plany i nie mogę startować
za tydzień w Biegu Fiata (sorki Marjas ) ale......... mogę pobiec w sobotę w Skawinie! :uuusmiech:
Tamtem tydzień z jednym akcentem,reszta BS-y biegane wolno od 5:10 do 5:30/km.
Długie wybieganie nieco ponad 19km.
Zawody pobiegnę z treningu,ale w ramach choć niewielkiego zluzowania założyłem dziś tylko cztery kilometrówki.Nie powiem,zastanawiałem się nad lekkim setem przed startowym,ale ostatecznie wybór padł na interwały.
Pogoda idealna,10 st,bezwietrznie i pochmurno.
Założyłem już "normalne" sprawdzone obuwie i jak się okazało nie było żadnych problemów mięśniowych.
Wszystkie interwały na mocnym hamulcu,aby mieścić się w założonych przez Mcmillana widełkach.
Na ostatnim powtórzeniu postanowiłem przyspieszyć i po pierwszych 500m w 1:55 pobiegłem drugie pół
kilometra w 1:45 co zdziwiło mnie ogromnie.Nie było to jakieś mocne depnięcie a tempo 3:30/km samo się
wybiegło.
Po treningu czułem pewien niedosyt,że tak mało.Do tej pory po interwałkach zawsze było duże zmęczenie a
dziś schłodzenie po 5:00/km,no może tak trzeba się czuć po akcentach,nie wiem.Dla mnie to trochę nowość.
Motorycznie,mięśniowo jest bardzo dobrze acz wytrzymałości mi na pewno brakuje,dlatego w Skawinie
wszystko poniżej 41 minut będzie mnie satysfakcjonowało a czas w okolicy życiówki +1 minuta byłby
dla mnie zaskoczeniem.
W sobotę zgodnie z planem miałem mieć tempo 8km po 4:06-4:10/km a będzie 10km a po ile to się okaże.
4 x 1 km (3'46"-3'50") / p.3'
1. 3'49"
2. 3'46"
3. 3'47"
4. 3'40" (ostatnie 500m po 3'30"/km )
Razem: 9,6 km
Ostatni raz biegałem interwały 5 lutego.A tak najszybszym tempem było T10.
Planowo powinno być 5-6 takich kilometrówek,ale zmieniły mi się plany i nie mogę startować
za tydzień w Biegu Fiata (sorki Marjas ) ale......... mogę pobiec w sobotę w Skawinie! :uuusmiech:
Tamtem tydzień z jednym akcentem,reszta BS-y biegane wolno od 5:10 do 5:30/km.
Długie wybieganie nieco ponad 19km.
Zawody pobiegnę z treningu,ale w ramach choć niewielkiego zluzowania założyłem dziś tylko cztery kilometrówki.Nie powiem,zastanawiałem się nad lekkim setem przed startowym,ale ostatecznie wybór padł na interwały.
Pogoda idealna,10 st,bezwietrznie i pochmurno.
Założyłem już "normalne" sprawdzone obuwie i jak się okazało nie było żadnych problemów mięśniowych.
Wszystkie interwały na mocnym hamulcu,aby mieścić się w założonych przez Mcmillana widełkach.
Na ostatnim powtórzeniu postanowiłem przyspieszyć i po pierwszych 500m w 1:55 pobiegłem drugie pół
kilometra w 1:45 co zdziwiło mnie ogromnie.Nie było to jakieś mocne depnięcie a tempo 3:30/km samo się
wybiegło.
Po treningu czułem pewien niedosyt,że tak mało.Do tej pory po interwałkach zawsze było duże zmęczenie a
dziś schłodzenie po 5:00/km,no może tak trzeba się czuć po akcentach,nie wiem.Dla mnie to trochę nowość.
Motorycznie,mięśniowo jest bardzo dobrze acz wytrzymałości mi na pewno brakuje,dlatego w Skawinie
wszystko poniżej 41 minut będzie mnie satysfakcjonowało a czas w okolicy życiówki +1 minuta byłby
dla mnie zaskoczeniem.
W sobotę zgodnie z planem miałem mieć tempo 8km po 4:06-4:10/km a będzie 10km a po ile to się okaże.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
09.05.2015
Bieg Skawiński
10 km - 41'02" (4'06"/km)
open 115/972 , M40-23
atest PZLA
5km - 20'34"
10km - 20'28" (ostatni 3'48")
Tak jak założyłem,że jeśli po 5 tygodniach biegania od roztrenowania będę na 41 minut to będzie
bardzo dobrze.
W zeszłym roku po 6 tygodniach w Bukownie nabiegałem 41:33 a we wrześniu wpadła życiówka
39:33,więc teraz patrzę z optymizmem w przyszłość.
Do tego poprawiłem się o ponad 1,5 minuty przez 2 tygodnie od Jędrzejowskiej dyszki.
Warunki do biegania w Skawinie trudne.Trasa dość szybka,wiatr słaby........ to co dało w kość to
temperatura.Słońce i 23st w cieniu,było zdecydowanie za gorąco,wysuszył mnie ten bieg bardzo.
Wspólna rozgrzewka z forumowiczami,wyszło tego prawie 4km i ustawiłem się na starcie.
Początek to przepychanka,Garmin pokazywał po 300m tempo 4:30/km,niemniej pierwszy kilometr
zamknąłem poniżej 4:10.Sosik był kilka metrów przede mną a Panucci ze 30m.
Kolejne kilometry do półmetka wchodziły mniej więcej po 4:06 czyli zgodnie z założeniami.
Do Sosika miałem cały czas 15-20m aż do nawrotki na 5km gdzie doszedłem go.
Półmetek minąłem w 20:34,idealnie.
Krzyknąłem do Pawła co jest?A on,że ciężko i nie chce mu się walczyć.
Odpowiedziałem mało cenzuralnie:nie pie..... tylko walcz!
Podziałało,bo momentalnie mi odszedł na 10m.
Było gorąco,czułem duże odwodnienie a ta część trasy była bardziej pod górkę i chwilami czuć było powiewy
wiatru.
Cały czas widziłem plecy Sosika,wyprzedzałem dużo biegaczy,od półmetka do mety aż 30-stu!
Tempo minimalnie spadło do 4:08-4:11/km ale nie było kryzysu.
Nowe buty,które wyjąłem z pudełka i przebiegłem w nich do zawodów całe 5km spisywały się świetnie,
noga sama podawała......boosty ponoć same biegają.
Na mniej więcej 2km do mety minąłem Sosika i zacząłem delikatnie przyspieszać.
Dopiero wtedy wszedłem w etap "dysząco-sapiący",który u mnie najczęściej na dyszkach jest od 4-5km aż
do mety.
Tu najwyraźniej nie przesadziłem na początku,naprawdę fajnie się biegło bez cierpienia.
Jeszcze jakby było z 10st mniej,to byłoby idealnie.
Ostatni kilometr to mocne przyspieszenie,na ostatnich 300m w parku minąłem jeszcze 4 biegaczy i zafiniszowałem w trupa.
Dawno nie miałem takiej satysfakcji po dyszce.Uwielbiam ten dystans,jak nie trzeba "rzeźbić" od 3-4km.
Wyszedł delikatny NS,co cieszy.Jeszcze bardziej to,że nie było żadnych problemów mięśniowych a
specjalnego luzowania nie było.Ponad 40km w tym tygodniu do zawodów i aż 86km w zeszłym.
Było super,jestem bardzo zadowolony,powoli wracam do formy.
Gdyby warunki były lepsze na pewno coś bym tam jeszcze obciął z tego wyniku,ale najważniejsze że
jest progres.
Fajnie było się spotkać z forumowiczami,wszystkim należą się gratulacje za walkę.
Bieg Skawiński
10 km - 41'02" (4'06"/km)
open 115/972 , M40-23
atest PZLA
5km - 20'34"
10km - 20'28" (ostatni 3'48")
Tak jak założyłem,że jeśli po 5 tygodniach biegania od roztrenowania będę na 41 minut to będzie
bardzo dobrze.
W zeszłym roku po 6 tygodniach w Bukownie nabiegałem 41:33 a we wrześniu wpadła życiówka
39:33,więc teraz patrzę z optymizmem w przyszłość.
Do tego poprawiłem się o ponad 1,5 minuty przez 2 tygodnie od Jędrzejowskiej dyszki.
Warunki do biegania w Skawinie trudne.Trasa dość szybka,wiatr słaby........ to co dało w kość to
temperatura.Słońce i 23st w cieniu,było zdecydowanie za gorąco,wysuszył mnie ten bieg bardzo.
Wspólna rozgrzewka z forumowiczami,wyszło tego prawie 4km i ustawiłem się na starcie.
Początek to przepychanka,Garmin pokazywał po 300m tempo 4:30/km,niemniej pierwszy kilometr
zamknąłem poniżej 4:10.Sosik był kilka metrów przede mną a Panucci ze 30m.
Kolejne kilometry do półmetka wchodziły mniej więcej po 4:06 czyli zgodnie z założeniami.
Do Sosika miałem cały czas 15-20m aż do nawrotki na 5km gdzie doszedłem go.
Półmetek minąłem w 20:34,idealnie.
Krzyknąłem do Pawła co jest?A on,że ciężko i nie chce mu się walczyć.
Odpowiedziałem mało cenzuralnie:nie pie..... tylko walcz!
Podziałało,bo momentalnie mi odszedł na 10m.
Było gorąco,czułem duże odwodnienie a ta część trasy była bardziej pod górkę i chwilami czuć było powiewy
wiatru.
Cały czas widziłem plecy Sosika,wyprzedzałem dużo biegaczy,od półmetka do mety aż 30-stu!
Tempo minimalnie spadło do 4:08-4:11/km ale nie było kryzysu.
Nowe buty,które wyjąłem z pudełka i przebiegłem w nich do zawodów całe 5km spisywały się świetnie,
noga sama podawała......boosty ponoć same biegają.
Na mniej więcej 2km do mety minąłem Sosika i zacząłem delikatnie przyspieszać.
Dopiero wtedy wszedłem w etap "dysząco-sapiący",który u mnie najczęściej na dyszkach jest od 4-5km aż
do mety.
Tu najwyraźniej nie przesadziłem na początku,naprawdę fajnie się biegło bez cierpienia.
Jeszcze jakby było z 10st mniej,to byłoby idealnie.
Ostatni kilometr to mocne przyspieszenie,na ostatnich 300m w parku minąłem jeszcze 4 biegaczy i zafiniszowałem w trupa.
Dawno nie miałem takiej satysfakcji po dyszce.Uwielbiam ten dystans,jak nie trzeba "rzeźbić" od 3-4km.
Wyszedł delikatny NS,co cieszy.Jeszcze bardziej to,że nie było żadnych problemów mięśniowych a
specjalnego luzowania nie było.Ponad 40km w tym tygodniu do zawodów i aż 86km w zeszłym.
Było super,jestem bardzo zadowolony,powoli wracam do formy.
Gdyby warunki były lepsze na pewno coś bym tam jeszcze obciął z tego wyniku,ale najważniejsze że
jest progres.
Fajnie było się spotkać z forumowiczami,wszystkim należą się gratulacje za walkę.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
14.05.2015
3,5 km (3'59" - 4'02"/km) / p.5' + 4x 1,5 km (3'59"/km) / p.3'
1. 13'59" (3'59"/km)
2. 5'57" (3'58"/km)
3. 5'59" (3'59"/km)
4. 5'58" (3'59"/km)
5. 5'56" (3'57"/km)
Razem: 15,0 km - 1:05'23" (4'22"/km)
Mcmillanowskie interwały tempowe,które różnią się w treningu do dychy,że tempo jest podprogowe,za to przerwa
jest dłuższa.W orginale 2 mile + 4x1 mila przerwy 5 i 3 minuty po krótszych odcinkach.
Tempo w okolicy T10 lub minimalnie szybsze(przyjąłem po Skawinie 10k w 40:20 w optymalnych warunkach).
Biegałem to o 9-tej rano jak było około 16st i słońce,zdążyłem przed burzą i znacznym ochłodzeniem.
Wiatru nie było,ogólnie warun znakomity.Zalew Nowohucki ma w koło 1,25km i pomierzone odcinki co 250m,więc
kontrolowanie tempa było niezwykle proste,każde 250m miałem przebiec w minutę.
Izotonik zostawiany w takim miejscu,aby po 2-3 razy w przerwie można było się napić.
Pierwszy odcinek(przecież nie będę biegał w milach ) wydłużyłem o 300m a te krótsze skróciłem o 100m.
Po 2,5km rozgrzewce zacząłem pierwszy i jak mi się zdawało najtrudniejszy interwał,bo aż 3,5km.
Niemniej dzisiaj było to na luzie,nie będę opisywał odczuć z poszczególnych odcinków,bo było łatwo,może za łatwo.
Przerwy wyczekiwałem na siłę,mogłyby być krótsze.
Jedynie w końcówce ostatniego interwału poczułem trochę czwórki,może jeszcze Skawina siedzi w nogach albo
9,5 km po 3:59/km też swoje zrobiło.
Niemniej dawno po akcencie nie zatrzymałem się choć na chwilę i od razu przeszedłem do schłodzenia,które biegłem po 5:00/km a wydawało mi się,że wlokę się dużo wolniej.
Mało też nie biegam,więc to nie tren na świeżości,w tym tygodniu z dzisiejszym trenem 51km,choć do dziś same BS-y.
Dziejsze interwały tempowe były łatwiejsze jak te z przed 2 tygodni biegane z Wojtkiem,ale tam był set 6x1,5km na 3'
a tempo oscylowało od 4:00 - 4:05/km czyli sporo wolniej.
Cieszy też waga,która przez ostatnie 2 miesiące wynosiła 80-80,5kg a teraz już trzeci dzień z rzędu pokazuje deko powyżej 79kg.Pewnie te 1,5kg mniej w połączeniu z mocnymi zawodami w weekend podbiły dziś formę.
A może to efekt biegania akcentów rzadko,co 4-6 dni?
W każdym razie trzymam się założeń.Następny akcent w poniedziałek lub wtorek to 6x1km p.3' po około 3:45/km.
Później interwały tempowe coraz dłuższe czyli 2x2 mile + 2x1 mila i na koniec klasyk 3x2 mile w T10.
Te 3x3km to trening,którego nie udało mi się nigdy wybiegać a były ze 4 próby,więc będzie przed nim niezły stres.
No,ale to za 3-4 tygodnie.Chciałbym między czasie pyknąć jeszcze jakieś zawody na dychaka.
3,5 km (3'59" - 4'02"/km) / p.5' + 4x 1,5 km (3'59"/km) / p.3'
1. 13'59" (3'59"/km)
2. 5'57" (3'58"/km)
3. 5'59" (3'59"/km)
4. 5'58" (3'59"/km)
5. 5'56" (3'57"/km)
Razem: 15,0 km - 1:05'23" (4'22"/km)
Mcmillanowskie interwały tempowe,które różnią się w treningu do dychy,że tempo jest podprogowe,za to przerwa
jest dłuższa.W orginale 2 mile + 4x1 mila przerwy 5 i 3 minuty po krótszych odcinkach.
Tempo w okolicy T10 lub minimalnie szybsze(przyjąłem po Skawinie 10k w 40:20 w optymalnych warunkach).
Biegałem to o 9-tej rano jak było około 16st i słońce,zdążyłem przed burzą i znacznym ochłodzeniem.
Wiatru nie było,ogólnie warun znakomity.Zalew Nowohucki ma w koło 1,25km i pomierzone odcinki co 250m,więc
kontrolowanie tempa było niezwykle proste,każde 250m miałem przebiec w minutę.
Izotonik zostawiany w takim miejscu,aby po 2-3 razy w przerwie można było się napić.
Pierwszy odcinek(przecież nie będę biegał w milach ) wydłużyłem o 300m a te krótsze skróciłem o 100m.
Po 2,5km rozgrzewce zacząłem pierwszy i jak mi się zdawało najtrudniejszy interwał,bo aż 3,5km.
Niemniej dzisiaj było to na luzie,nie będę opisywał odczuć z poszczególnych odcinków,bo było łatwo,może za łatwo.
Przerwy wyczekiwałem na siłę,mogłyby być krótsze.
Jedynie w końcówce ostatniego interwału poczułem trochę czwórki,może jeszcze Skawina siedzi w nogach albo
9,5 km po 3:59/km też swoje zrobiło.
Niemniej dawno po akcencie nie zatrzymałem się choć na chwilę i od razu przeszedłem do schłodzenia,które biegłem po 5:00/km a wydawało mi się,że wlokę się dużo wolniej.
Mało też nie biegam,więc to nie tren na świeżości,w tym tygodniu z dzisiejszym trenem 51km,choć do dziś same BS-y.
Dziejsze interwały tempowe były łatwiejsze jak te z przed 2 tygodni biegane z Wojtkiem,ale tam był set 6x1,5km na 3'
a tempo oscylowało od 4:00 - 4:05/km czyli sporo wolniej.
Cieszy też waga,która przez ostatnie 2 miesiące wynosiła 80-80,5kg a teraz już trzeci dzień z rzędu pokazuje deko powyżej 79kg.Pewnie te 1,5kg mniej w połączeniu z mocnymi zawodami w weekend podbiły dziś formę.
A może to efekt biegania akcentów rzadko,co 4-6 dni?
W każdym razie trzymam się założeń.Następny akcent w poniedziałek lub wtorek to 6x1km p.3' po około 3:45/km.
Później interwały tempowe coraz dłuższe czyli 2x2 mile + 2x1 mila i na koniec klasyk 3x2 mile w T10.
Te 3x3km to trening,którego nie udało mi się nigdy wybiegać a były ze 4 próby,więc będzie przed nim niezły stres.
No,ale to za 3-4 tygodnie.Chciałbym między czasie pyknąć jeszcze jakieś zawody na dychaka.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
18.05.2015
5 x 1km (3'44" - 3'48"/km) / p.3'
1. 3'48"
2. 3'46"
3. 3'48"
4. 3'47"
5. 3'43"
Razem: 10,0 km - 44'55" (4'29"/km)
Klasyczne interwały.Gdybym powiedział,że było lekko to skłamałbym.
W ogóle nie miałem dziś ochoty na wysiłek.Cały tydzień z deficytem kalorycznym,waga zeszła do tych 79kg.
Niemniej wczoraj pozwoliłem sobie na więcej i czułem się ociężały,do tego 4,5h snu,samopoczucie do kitu.
Taki trening na zaliczenie,raz biegałem w jedną stronę,kolejne powtórzenie w drugą,ale i tak w pewnym
momencie trzeba było walczyć z wiatrem.
Nie był on specjalnie silny,ale w połączeniu z moim nie chciejstwem cieszyłem się,że jest do wybiegania
tylko pięć a nie sześć czy siedem odcinków kilometrowych.
Zmieniło mi się o 180 stopni,kiedyś naprawdę mocno dawałem sobie w kość na treningach,teraz nie jestem
wstanie się zmusić na trenie do bardzo dużego wysiłku,za to 100% maksa biegam na zawodach i oby tak zostało.
W piątek ponownie tempo startowe czyli męczymy okolice 3:59/km....ech wolę BS-y i .... zawody.
5 x 1km (3'44" - 3'48"/km) / p.3'
1. 3'48"
2. 3'46"
3. 3'48"
4. 3'47"
5. 3'43"
Razem: 10,0 km - 44'55" (4'29"/km)
Klasyczne interwały.Gdybym powiedział,że było lekko to skłamałbym.
W ogóle nie miałem dziś ochoty na wysiłek.Cały tydzień z deficytem kalorycznym,waga zeszła do tych 79kg.
Niemniej wczoraj pozwoliłem sobie na więcej i czułem się ociężały,do tego 4,5h snu,samopoczucie do kitu.
Taki trening na zaliczenie,raz biegałem w jedną stronę,kolejne powtórzenie w drugą,ale i tak w pewnym
momencie trzeba było walczyć z wiatrem.
Nie był on specjalnie silny,ale w połączeniu z moim nie chciejstwem cieszyłem się,że jest do wybiegania
tylko pięć a nie sześć czy siedem odcinków kilometrowych.
Zmieniło mi się o 180 stopni,kiedyś naprawdę mocno dawałem sobie w kość na treningach,teraz nie jestem
wstanie się zmusić na trenie do bardzo dużego wysiłku,za to 100% maksa biegam na zawodach i oby tak zostało.
W piątek ponownie tempo startowe czyli męczymy okolice 3:59/km....ech wolę BS-y i .... zawody.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
22.05.2015
3 x 3 km (<4'00"/km) / p.5'
1. 11'55" (3'58"/km)
2. 11'51" (3'57"/km)
3. 11'50" (3'57"/km)
Razem: 13,8 km - 1:00'53" (4'25"/km)
W moim przypadku do pięciu razy sztuka.
Od zeszłego roku kiedy próbuję zamknąć "trojki" nie wychodzi.Albo wydolnościowo nie dawałem rady jak przed Lublinem
gdzie mam aktualną życiówkę,albo łydki uniemożliwiały dokończenie ostatniej trójeczki.
Dziś warunki takie se,niby chłodno około 12 stopni,pochmurno.Duża wilgoć(już mokry byłem po 10 minutach rozgrzewki)
po całodziennych opadach a przede wszystkim silny wiatr,który początkowo był znośny,ale z każdą minuta silniejszy.
Po pierwszej części miałem dość,nogi nie kręciły,łatwo nie było i nie widziałem tych dwóch kolejnych interwałów.
Moje boosty na mokrej nawierzchni trzymały rewelacyjnie,ani jednego uślizgu.
Myślałem,że bieżnik Continentala jest przereklamowany,że niby na mokrym się nie ślizga,ale rzeczywiście,buty spisały się wyśmienicie.
Drugi interwał i od razu dostałem wmordewindem,ale poszło po 3:57 i tak co 250m kontrolowałem czas.O dziwo zmęczenie
średnie i domknąłem w miarę bezboleśnie,czyli jak zwykle po dwóch trójkach.
Ostatni interwał i walka z wiatrem,ale nie było tak ciężko jak zwykle,wiedziałem,że dam radę,jedynie ostatnie 500-700m było wymagające,zwłaszcza czwórki zaczęły mięknoć i po skończonej trzeciej trójce poczułem się jak niegdyś po kombajnach
Danielsowskich.Jednak za minutę już organizm dał znak,że można kontynuować schłodzenie.
Po treningu na szybko coś zjadłem,potem praca i jak wróciłem do domu to łapy mi się trzęsły.
Miałem tak kilkukrotnie po długich progowych treningach,chyba cukier spadł,bo jak zarzuciłem na szybko dwie łychy
nutelli a za chwilę owsiankę z dżemem to już mnie nie telepało.
Dziś się ładnie styrałem,jak na trening to nawet bardzo,ale cieszy że w końcu domknąłem te 3x3km i to w tempie
pozwalającym myśleć już w czerwcu o ataku na aktualną życiówkę na 10km.
3 x 3 km (<4'00"/km) / p.5'
1. 11'55" (3'58"/km)
2. 11'51" (3'57"/km)
3. 11'50" (3'57"/km)
Razem: 13,8 km - 1:00'53" (4'25"/km)
W moim przypadku do pięciu razy sztuka.
Od zeszłego roku kiedy próbuję zamknąć "trojki" nie wychodzi.Albo wydolnościowo nie dawałem rady jak przed Lublinem
gdzie mam aktualną życiówkę,albo łydki uniemożliwiały dokończenie ostatniej trójeczki.
Dziś warunki takie se,niby chłodno około 12 stopni,pochmurno.Duża wilgoć(już mokry byłem po 10 minutach rozgrzewki)
po całodziennych opadach a przede wszystkim silny wiatr,który początkowo był znośny,ale z każdą minuta silniejszy.
Po pierwszej części miałem dość,nogi nie kręciły,łatwo nie było i nie widziałem tych dwóch kolejnych interwałów.
Moje boosty na mokrej nawierzchni trzymały rewelacyjnie,ani jednego uślizgu.
Myślałem,że bieżnik Continentala jest przereklamowany,że niby na mokrym się nie ślizga,ale rzeczywiście,buty spisały się wyśmienicie.
Drugi interwał i od razu dostałem wmordewindem,ale poszło po 3:57 i tak co 250m kontrolowałem czas.O dziwo zmęczenie
średnie i domknąłem w miarę bezboleśnie,czyli jak zwykle po dwóch trójkach.
Ostatni interwał i walka z wiatrem,ale nie było tak ciężko jak zwykle,wiedziałem,że dam radę,jedynie ostatnie 500-700m było wymagające,zwłaszcza czwórki zaczęły mięknoć i po skończonej trzeciej trójce poczułem się jak niegdyś po kombajnach
Danielsowskich.Jednak za minutę już organizm dał znak,że można kontynuować schłodzenie.
Po treningu na szybko coś zjadłem,potem praca i jak wróciłem do domu to łapy mi się trzęsły.
Miałem tak kilkukrotnie po długich progowych treningach,chyba cukier spadł,bo jak zarzuciłem na szybko dwie łychy
nutelli a za chwilę owsiankę z dżemem to już mnie nie telepało.
Dziś się ładnie styrałem,jak na trening to nawet bardzo,ale cieszy że w końcu domknąłem te 3x3km i to w tempie
pozwalającym myśleć już w czerwcu o ataku na aktualną życiówkę na 10km.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
31.05.2015
Dębicka Dziesiątka
10 km - 39'59" (4'00"/km)
Budzik nastawiony na 6-tą,ale nie dospałem do tej godziny,obudziłem się wyspany kilka minut po 5-tej.
Waga pokazała równe 77,8 kg,dokładnie tyle samo co we wrześniu tamtego roku,skąd pochodzi moje aktualne PB na 10k.
Poranna kawa,za chwilę proste śniadanie,czyli płatki owsiane zalane wrzątkiem z dodatkiem dżemu brzoskwiniowego i
w drogę do Dębicy.
Godzinka drogi autobaną i jestem na miejscu.Jak dla mnie za gorąco,w podkarpackim cieplej niż w Krakowie,około 23-24st
w cieniu.....tylko tego cienia nie było.
Do tego prognozy mówiły o dniu bezwietrznym a wiało,może nie mocno ale było momentami upierdliwie.
Warun deko gorszy jak trzy tygodnie temu w Skawinie,ale ja wiedziałem,że forma jest,więc postanowiłem biec na okolice
życiówki.
Ogrowie zapewniali,że wydłużyli trasę o brakujące 70m z tamtego roku i wg.Garmina było dziś 10km.
Chciałem biec cały czas tempem w okolicach 4:00/km lub trochę szybciej,co na początku udawało się bez problemu.
Pełen komfort,jedynie palące słońce dawało się we znaki(mam nieźle spieczone ramiona i twarz),niemniej do nawrotu
udawało się zakładane tempo utrzymać.
Po 5km nadszedł kryzys,ale taki jak dwa kryzyse......kolka z prawej strony i uczucie dużego odwodnienia.
Musiałem zwolnić,jak się okazało wszyscy zwalniali,bo jedynie wyprzedzałem,nikt mnie nie minął.
Tempo spadło do okolic 4:10-4:12/km a mnie się wcale nie poprawiało,ba powiedziałbym że czułem się paskudnie i
coraz gorzej,słabłem.
Toczyłem ślinę,próbowałem różnego rodzaju oddychania,żeby pozbyć się uczucia kłucia z prawej strony.
Męczarnia trwała 2km i .....przeszło,więc przyspieszyłem.
Miałem 15m przed sobą biegacza a 10-15m przed nim kolejnych dwóch i zawziąłem się,że ich wyprzedzę.
Pierwszego to nawet nie wiem kiedy minąłem,drugiego dopadłem na 1200m przed metą i brakowało mi z 4-5m
do kolejnego kiedy nagle wyprzedziła mnie niska niewiasta. (była pierwsza w kobietach open).
Biegnąc za nią minęliśmy kolejnego biegacza,a ja będąc metr za Nią spojrzałem na Garmina,było 450m do mety i trza było
odpalić rakiety.
Nie miałem już tej mocy na finiszu co w Skawinie,bo ostatnie dwa kilometry pobiegłem mocno,ale wygrałem z dziewczyną
o 7 czy 8 sekund i niewiele mi brakło do kolejnego zawodnika.(jak się odwrócił i zobaczył co się dzieje to dostał przyspieszenia ).
Wbiegłem na metę w stanie agonalnym,chcieli wzywać pomoc,nie mogąc mówić dałem tylko znak ręką,że nie trzeba.
Później okazało się,że jestem trzeci w kategorii M35.Dziwne te kategorie,do 35 lat,potem ta moja i 50+.
Do tego orgom się coś z czasami poplątało i mój wynik był o 25 sekund gorszy.Jak się okazało wszystkich czas taki był.
Wzięli mnie do stolika i zaczęli coś mieszać.Start odbył się nie o równej godzinie a właśnie o dwadzieścia parę sekund później
i stąd ta różnica.
Ale i tak się brutto nie zgadzało,bo startowałem z pierwszej linii a miałem czas o 8 sekund gorszy niż netto(zwycięzca też tak miał).
Pokazali mi,że mój netto to 39:59 i zgadzało się to moim z zegarkiem(jak przekraczałem metę to taki czas na tablicy
widniał)ale czasy i tak liczyli od brutto,tego nie rozumiem.
Fajna impreza,dobra,szybka trasa i gdyby nie temperatura chyba policzyłbym się ze starą życióweczką.
Chłopaki co nabiegali pudło tez twierdzili,że gorzej im poszło o około 20-30sek. niż przy "normalnej" temperaturze.
Jest dobrze,pobiegłem ponad minutę szybciej niż 3 tygodnie temu,w deko gorszych warunkach.
Z tym,że bieg ten kosztował mnie też więcej zdrowia,nie da się ukryć że było na 100% możliwości.
Open 19/297 , M35 - 3/95
1. 3'57"
2. 3'58"
3. 3'59"
4. 4'00"
5. 3'57" / 19'51"
6. 4'10"
7. 4'12"
8. 3'59"
9. 3'58"
10. 3'49" / 20'08"
W maju nabiegałem 330 km.Jak na dwa starty na dychę i lekkie luzowanie to przebieg całkiem,całkiem.
Następne zawody za 3 tygodnie Bieg AGH.Tam chciałbym się roprawić z Lubelską życiówką.
Dębicka Dziesiątka
10 km - 39'59" (4'00"/km)
Budzik nastawiony na 6-tą,ale nie dospałem do tej godziny,obudziłem się wyspany kilka minut po 5-tej.
Waga pokazała równe 77,8 kg,dokładnie tyle samo co we wrześniu tamtego roku,skąd pochodzi moje aktualne PB na 10k.
Poranna kawa,za chwilę proste śniadanie,czyli płatki owsiane zalane wrzątkiem z dodatkiem dżemu brzoskwiniowego i
w drogę do Dębicy.
Godzinka drogi autobaną i jestem na miejscu.Jak dla mnie za gorąco,w podkarpackim cieplej niż w Krakowie,około 23-24st
w cieniu.....tylko tego cienia nie było.
Do tego prognozy mówiły o dniu bezwietrznym a wiało,może nie mocno ale było momentami upierdliwie.
Warun deko gorszy jak trzy tygodnie temu w Skawinie,ale ja wiedziałem,że forma jest,więc postanowiłem biec na okolice
życiówki.
Ogrowie zapewniali,że wydłużyli trasę o brakujące 70m z tamtego roku i wg.Garmina było dziś 10km.
Chciałem biec cały czas tempem w okolicach 4:00/km lub trochę szybciej,co na początku udawało się bez problemu.
Pełen komfort,jedynie palące słońce dawało się we znaki(mam nieźle spieczone ramiona i twarz),niemniej do nawrotu
udawało się zakładane tempo utrzymać.
Po 5km nadszedł kryzys,ale taki jak dwa kryzyse......kolka z prawej strony i uczucie dużego odwodnienia.
Musiałem zwolnić,jak się okazało wszyscy zwalniali,bo jedynie wyprzedzałem,nikt mnie nie minął.
Tempo spadło do okolic 4:10-4:12/km a mnie się wcale nie poprawiało,ba powiedziałbym że czułem się paskudnie i
coraz gorzej,słabłem.
Toczyłem ślinę,próbowałem różnego rodzaju oddychania,żeby pozbyć się uczucia kłucia z prawej strony.
Męczarnia trwała 2km i .....przeszło,więc przyspieszyłem.
Miałem 15m przed sobą biegacza a 10-15m przed nim kolejnych dwóch i zawziąłem się,że ich wyprzedzę.
Pierwszego to nawet nie wiem kiedy minąłem,drugiego dopadłem na 1200m przed metą i brakowało mi z 4-5m
do kolejnego kiedy nagle wyprzedziła mnie niska niewiasta. (była pierwsza w kobietach open).
Biegnąc za nią minęliśmy kolejnego biegacza,a ja będąc metr za Nią spojrzałem na Garmina,było 450m do mety i trza było
odpalić rakiety.
Nie miałem już tej mocy na finiszu co w Skawinie,bo ostatnie dwa kilometry pobiegłem mocno,ale wygrałem z dziewczyną
o 7 czy 8 sekund i niewiele mi brakło do kolejnego zawodnika.(jak się odwrócił i zobaczył co się dzieje to dostał przyspieszenia ).
Wbiegłem na metę w stanie agonalnym,chcieli wzywać pomoc,nie mogąc mówić dałem tylko znak ręką,że nie trzeba.
Później okazało się,że jestem trzeci w kategorii M35.Dziwne te kategorie,do 35 lat,potem ta moja i 50+.
Do tego orgom się coś z czasami poplątało i mój wynik był o 25 sekund gorszy.Jak się okazało wszystkich czas taki był.
Wzięli mnie do stolika i zaczęli coś mieszać.Start odbył się nie o równej godzinie a właśnie o dwadzieścia parę sekund później
i stąd ta różnica.
Ale i tak się brutto nie zgadzało,bo startowałem z pierwszej linii a miałem czas o 8 sekund gorszy niż netto(zwycięzca też tak miał).
Pokazali mi,że mój netto to 39:59 i zgadzało się to moim z zegarkiem(jak przekraczałem metę to taki czas na tablicy
widniał)ale czasy i tak liczyli od brutto,tego nie rozumiem.
Fajna impreza,dobra,szybka trasa i gdyby nie temperatura chyba policzyłbym się ze starą życióweczką.
Chłopaki co nabiegali pudło tez twierdzili,że gorzej im poszło o około 20-30sek. niż przy "normalnej" temperaturze.
Jest dobrze,pobiegłem ponad minutę szybciej niż 3 tygodnie temu,w deko gorszych warunkach.
Z tym,że bieg ten kosztował mnie też więcej zdrowia,nie da się ukryć że było na 100% możliwości.
Open 19/297 , M35 - 3/95
1. 3'57"
2. 3'58"
3. 3'59"
4. 4'00"
5. 3'57" / 19'51"
6. 4'10"
7. 4'12"
8. 3'59"
9. 3'58"
10. 3'49" / 20'08"
W maju nabiegałem 330 km.Jak na dwa starty na dychę i lekkie luzowanie to przebieg całkiem,całkiem.
Następne zawody za 3 tygodnie Bieg AGH.Tam chciałbym się roprawić z Lubelską życiówką.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
04.06.2015
5 x 1 km (3'50" - 3'40"/km) / p.3'
1. 3'49"
2. 3'45"
3. 3'44"
4. 3'40"
5. 3'40"
Razem: 16,2 km
Jestem na krótkim urlopie z rodziną.Bieganie o 5-tej rano a już za gorąco.
Interwały latane na ścieżce rowerowej przy trasie,więc znakowanie co 50m,idealna kontrola tempa.
Węgry płaskie jak stół,wręcz idealne do takich treningów.
Mcmillan kazał pomiedzy 3:40 a 3:50/km i tak to zamykałem.
Wydolnościowo łatwo jak nigdy,mięśniowo od trzeciego interwału czułem mocno czwórki.
To pozostałość po niedzielnej dyszce,zostawiłem tam dużo zdrowia,wczoraj były jeszcze lekkie zakwasiorki.
Trening do odhaczenia,do końca tygodnia chyba pobeesuję.Nie widzę jakoś mocnego biegania jak czeka mnie
cały dzień moczenia w wodzie,raz z maluchem w brodziku na zmianę z szaleństwami wodnymi z córką.
Wieczorem dwa,trzy piwa a rano biegać tempa......raczej nie.
5 x 1 km (3'50" - 3'40"/km) / p.3'
1. 3'49"
2. 3'45"
3. 3'44"
4. 3'40"
5. 3'40"
Razem: 16,2 km
Jestem na krótkim urlopie z rodziną.Bieganie o 5-tej rano a już za gorąco.
Interwały latane na ścieżce rowerowej przy trasie,więc znakowanie co 50m,idealna kontrola tempa.
Węgry płaskie jak stół,wręcz idealne do takich treningów.
Mcmillan kazał pomiedzy 3:40 a 3:50/km i tak to zamykałem.
Wydolnościowo łatwo jak nigdy,mięśniowo od trzeciego interwału czułem mocno czwórki.
To pozostałość po niedzielnej dyszce,zostawiłem tam dużo zdrowia,wczoraj były jeszcze lekkie zakwasiorki.
Trening do odhaczenia,do końca tygodnia chyba pobeesuję.Nie widzę jakoś mocnego biegania jak czeka mnie
cały dzień moczenia w wodzie,raz z maluchem w brodziku na zmianę z szaleństwami wodnymi z córką.
Wieczorem dwa,trzy piwa a rano biegać tempa......raczej nie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
08.06.2015
1000m - 3'16" PB
200m - 35" (2'55"/km)
400m - 1'12" (3'05"/km)
600m - 1'54" (3'30"/km)
1000m - 3'16" (3'25"/km)
Dziś testowy kilometr z Marjasem i Sosikiem.Razem z rozgrzewką i schłodzeniem wyszło ponad 10km.
Tartanowa bieżnia w Wieliczce,można rzec drugi dom Sosika,nikt nie okupuje tego obiektu od 5-tej rano.
Biegał na niej po raz drugi dzisiaj,więc nie nastawiał się na rekordy.
Ja też w sumie się nie obijałem,w ostatnim tygodniu prawie 100km,dziś rano tylko pół godzinny rozruch,ale nie zamierzałem odpuszczać i chciałem nabiegać okolice 3:10.
Niestety rzeczywistość jest bardziej brutalna,te rejony jeszcze nie dla mnie.
Wyszedł kompletny brak obycia z szybkością.Przez ostatnie 4 miesiące najszybsze są 100m przebieżki,które najczęściej
biegam w okolicach 3:20/km.
Zupełnie nie czuję tempa,Marjas wyszedł na prowadzenie,a ja po 50m go wyprzedziłem,gdyż wydawało mi się strasznie
wolno.
Po 200m spojrzałem na zegarek i ....nie było za wolno,tempo 2:55/km.Następne 200m i miałem na zegarze 1:12 czyli
praktycznie moje PB.
Nie czułem w ogóle,że jest za szybko,ale miałem kilkunastometrową przewagę nad Marjasem i zwolniłem.
Na 400m do końca spojrzałem ostatni raz na Garmina było 1:54 czyli po 3:10 i wydawało mi się,że spokojnie ten
wynik dowiozę,cały czas prowadziłem i był względny komfort
Myliłem się i to bardzo,nogi zrobiły się z "waty" i pomimo,że oddechowo dawałem radę to nie szło szybciej przebierać nogami
i ostatnie 400m pokonałem w zaledwie 1:22 ......... strasznie słabo.
Marcin wyprzedził mnie na 220-230m przed metą i ..........wpakował mi aż 7 sekund na tak krótkim odcinku!
Sosik przybiegł kilka sekund za mną zgodnie z założeniami trzymał do końca tempo 3:20/km.
Brawa dla Marjasa...... 3:09 to fajny czas,może kiedyś do tego dojdę.
Coś pewnie bym urwał,acz początek przypaliłem jak nowicjusz,bo i nim jestem na takim dystansie.
Miło było się spotkać,mam nadzieję,że nie ostatni raz.
Zerknąłem w kalkulator........ próg 4:02,interwał 3:43 ...... więc zgadza się z aktualną dyspozycją,znaczy się nie kuleję
z wytrzymałością.
1000m - 3'16" PB
200m - 35" (2'55"/km)
400m - 1'12" (3'05"/km)
600m - 1'54" (3'30"/km)
1000m - 3'16" (3'25"/km)
Dziś testowy kilometr z Marjasem i Sosikiem.Razem z rozgrzewką i schłodzeniem wyszło ponad 10km.
Tartanowa bieżnia w Wieliczce,można rzec drugi dom Sosika,nikt nie okupuje tego obiektu od 5-tej rano.
Biegał na niej po raz drugi dzisiaj,więc nie nastawiał się na rekordy.
Ja też w sumie się nie obijałem,w ostatnim tygodniu prawie 100km,dziś rano tylko pół godzinny rozruch,ale nie zamierzałem odpuszczać i chciałem nabiegać okolice 3:10.
Niestety rzeczywistość jest bardziej brutalna,te rejony jeszcze nie dla mnie.
Wyszedł kompletny brak obycia z szybkością.Przez ostatnie 4 miesiące najszybsze są 100m przebieżki,które najczęściej
biegam w okolicach 3:20/km.
Zupełnie nie czuję tempa,Marjas wyszedł na prowadzenie,a ja po 50m go wyprzedziłem,gdyż wydawało mi się strasznie
wolno.
Po 200m spojrzałem na zegarek i ....nie było za wolno,tempo 2:55/km.Następne 200m i miałem na zegarze 1:12 czyli
praktycznie moje PB.
Nie czułem w ogóle,że jest za szybko,ale miałem kilkunastometrową przewagę nad Marjasem i zwolniłem.
Na 400m do końca spojrzałem ostatni raz na Garmina było 1:54 czyli po 3:10 i wydawało mi się,że spokojnie ten
wynik dowiozę,cały czas prowadziłem i był względny komfort
Myliłem się i to bardzo,nogi zrobiły się z "waty" i pomimo,że oddechowo dawałem radę to nie szło szybciej przebierać nogami
i ostatnie 400m pokonałem w zaledwie 1:22 ......... strasznie słabo.
Marcin wyprzedził mnie na 220-230m przed metą i ..........wpakował mi aż 7 sekund na tak krótkim odcinku!
Sosik przybiegł kilka sekund za mną zgodnie z założeniami trzymał do końca tempo 3:20/km.
Brawa dla Marjasa...... 3:09 to fajny czas,może kiedyś do tego dojdę.
Coś pewnie bym urwał,acz początek przypaliłem jak nowicjusz,bo i nim jestem na takim dystansie.
Miło było się spotkać,mam nadzieję,że nie ostatni raz.
Zerknąłem w kalkulator........ próg 4:02,interwał 3:43 ...... więc zgadza się z aktualną dyspozycją,znaczy się nie kuleję
z wytrzymałością.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5220
- Rejestracja: 15 mar 2012, 11:32
- Lokalizacja: okolice Krakowa
09.06.2015
3 x 3 km (3'57"/km) / p.5'
1. 11'51" (3'57"/km)
2. 11'49" (3'56"/km)
3. 11'45" (3'55"/km)
Razem: 12,4 km - 54'21" (4'23"/km)
Ten trening miałem biegać jutro z rana,ale że pracę skończyłem o 19-tej niedaleko Wieliczki,to postanowiłem ponownie
odwiedzić "rejony" Sosika.
Sporo biegaczy,mieli jakieś zajęcia grupowe a ja na rozgrzewce zagadałem biegacza,który miał taką samą koszulkę z Biegu
Skawińskiego.Mój rocznik i nabiegał życiówkę 40:40,więc tam był przede mną.
Potem rozpocząłem już właściwą część programu......Mcmillanowskie "trójeczki".
To ostatni trening tempa startowego,w przyszłym tygodniu zawody a później cztery tygodnie objętościowo-siłowo-szybkościowe.
Nie będzie interwałów i T10,za to sporo BNP,ciągłych,podbiegów i trochę coś a'la Danielowskie rytmy.
Założeniem na dziś było tempo z aktualnej życiówki czyli nie wolniej jak 3:57/km.
Warunki trudne,co prawda około 20st i pochmurno,ale wiatr początkowo umiarkowany przeszedł w silny i chwilami nieźle fukał.
Mnie jednak dziś nic nie przeszkadzało.Lapowałem co 400m i chciałem biegać każde koło w 1:34-1:35.
Pierwsze okrążenie w 1:39,jakoś nogi nie chciały szybciej,kolejne już prawidłowo i nie wiem kiedy minęły 3km.
Następne 3km to bieg na hamulcu!Tego jeszcze na tym trenie nie miałem,normalnie luźny bieg.
Trzecia trója była ciężka tylko na ostatnim kilometrze,gdzie trochę się musiałem sprężyć,acz wiatr wyraźnie hamował.
Dzisiaj jestem naprawdę zadowolony.Trzy tygodnie temu 3x3km biegłem trochę wolniej,w lepszych warunkach wiatrowych i
na zdecydowanie większym zmęczeniu.
Forma jest,progres z tygodnia na tydzień,oby tak dalej.
Za 5 tygodni znowu zaczynam ostatnią fazę Mcm pod dychę i ciągnę plan aż do 12 września.(dycha Tesco)
Ale tym razem będę ogarniał tempo 3:50-3:53/km ..... czas pokaże co z tego wyjdzie.
Następny akcent w piątek.Interwały.
3 x 3 km (3'57"/km) / p.5'
1. 11'51" (3'57"/km)
2. 11'49" (3'56"/km)
3. 11'45" (3'55"/km)
Razem: 12,4 km - 54'21" (4'23"/km)
Ten trening miałem biegać jutro z rana,ale że pracę skończyłem o 19-tej niedaleko Wieliczki,to postanowiłem ponownie
odwiedzić "rejony" Sosika.
Sporo biegaczy,mieli jakieś zajęcia grupowe a ja na rozgrzewce zagadałem biegacza,który miał taką samą koszulkę z Biegu
Skawińskiego.Mój rocznik i nabiegał życiówkę 40:40,więc tam był przede mną.
Potem rozpocząłem już właściwą część programu......Mcmillanowskie "trójeczki".
To ostatni trening tempa startowego,w przyszłym tygodniu zawody a później cztery tygodnie objętościowo-siłowo-szybkościowe.
Nie będzie interwałów i T10,za to sporo BNP,ciągłych,podbiegów i trochę coś a'la Danielowskie rytmy.
Założeniem na dziś było tempo z aktualnej życiówki czyli nie wolniej jak 3:57/km.
Warunki trudne,co prawda około 20st i pochmurno,ale wiatr początkowo umiarkowany przeszedł w silny i chwilami nieźle fukał.
Mnie jednak dziś nic nie przeszkadzało.Lapowałem co 400m i chciałem biegać każde koło w 1:34-1:35.
Pierwsze okrążenie w 1:39,jakoś nogi nie chciały szybciej,kolejne już prawidłowo i nie wiem kiedy minęły 3km.
Następne 3km to bieg na hamulcu!Tego jeszcze na tym trenie nie miałem,normalnie luźny bieg.
Trzecia trója była ciężka tylko na ostatnim kilometrze,gdzie trochę się musiałem sprężyć,acz wiatr wyraźnie hamował.
Dzisiaj jestem naprawdę zadowolony.Trzy tygodnie temu 3x3km biegłem trochę wolniej,w lepszych warunkach wiatrowych i
na zdecydowanie większym zmęczeniu.
Forma jest,progres z tygodnia na tydzień,oby tak dalej.
Za 5 tygodni znowu zaczynam ostatnią fazę Mcm pod dychę i ciągnę plan aż do 12 września.(dycha Tesco)
Ale tym razem będę ogarniał tempo 3:50-3:53/km ..... czas pokaże co z tego wyjdzie.
Następny akcent w piątek.Interwały.