26.04.20015
Orlen Warsaw Marathon
Czas: 3:16:25, życiówka!!
Trzeci start maratoński za mną. I najbardziej udany. Nawet nie względu na wynik, ale ze względu na rozegranie, samopoczucie w trakcie i po biegu, za całokształt po prostu. W noc przed startem nie spałem za wiele, wiadomo, obce łóżko, stres, itd. Ale ponieważ dwie poprzednie noce spałem dużo, to wstałem w dobrym nastroju. Na śniadanie o 6:30 dwie bułki z dżemem, mała kawka, kibelek i ok. 8:00 zameldowałem się na stadionie. Ludzi już sporo było, spotkałem się ze znajomymi, pokręciliśmy się po miasteczku, przebranie, depozyt, i krótka rozgrzewka. Potem do stref startowych. Do pakietu startowego dawali naklejkę z nr zadeklarowanej strefy, a ponieważ, jak odbierałem swój nr, zabrakło naklejek ze strefą na 3:00-3:30, to dostałem naklejkę do strefy poniżej 3:00

Dzięki temu zostałem wpuszczony do strefy zaraz za elitą i uniknąłem ścisku na starcie, a tłum był naprawdę ogromny. Zacząłem spokojnie, zgodnie z założeniami. Kilometry mijały, a ja czułem się bardzo dobrze. Pogoda idealna: pochmurno, mała mżawka, prawie bezwietrznie (chociaż Szost mówił na mecie, że wiatr przeszkadzał, może przy jego tempie było to odczuwalne, ja tego nie czułem

). Dwudziesty km i czas idealny. Leciutko zwiększałem tempo i tak do 30km fajnie szło, ale wiedziałem, że najgorsze dopiero przede mną. Ale nie dawałem za wygraną. Do 38km miałem nadzieję, że te 3:15 uda się pokonać. Jednak coraz bardziej słabłem. Nogi nie chciały już kręcić w odpowiednim tempie. Ale wiedziałem, że życiówkę mam w kieszeni. Te ostatnie km ciągnęły się w nieskończoność

Walka z samym sobą była zacięta

Na ostatnim km grupka znajomych, która biegła wcześniej na dychę, gorąco mnie dopingowała, a na ostatnich 200m dojrzałem żonę drącą się w niebogłosy i to dodało mi sił na krótki finisz
Udało się porawić życiówkę o 8min. NS nie wyszedł, ale wyszedł równy bieg i to mnie cieszy. Obyło się bez skurczy, bez przechodzenia do marszu, bez postojów na toitoje. Jestem bardzo zadowolony.
Przez cały bieg na każdym punkcie piłem kilka łyków wody oraz kubek wylewałem na głowę i kark. Zjadłem po drodze 4 żele.
Organizacja zawodów bez zarzutu. Były obawy o pogodę, bo w sobotę było pełne słońce, ale ta spłatała psikusa i na niedzielę się popsuła

Dzisiaj nogi prawie w porządku, lekkie problemy jedynie na schodach.
Gorące dzięki dla wszystkich za kciuki i doping
Trenujemy dalej !!
