Poczatki - opis i prosba o porady

Stawiasz pierwsze kroki? Tutaj szukaj wsparcia, pomocy i zachęty. Wstąp i podaj rękę tym, którzy dopiero nabierają pędu.
sigreg
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 7
Rejestracja: 30 kwie 2015, 11:14
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Witam,

Pierwszy post wiec na poczatek wypada sie przywitac - Grzesiek z Zabrza, dobrze byc czescia "aktywnej" czesci spoleczenstwa, zawsze wieksza szansa ze ktos posle szturchanca zeby sie ruszyc ;)
Mam prosbe o "poprowadzenie" mnie w temacie optymalnego treningu czy tez budowania formy. Widzialem ze sa nawet na tym forum gotowe plany treningowe, ale nie wiem czy moge sie zaliczac jeszcze jako calkowicie poczatkujacy, a przez to nie wiem w ktore miejsce takiego planu sie "wstrzelic". To bedzie dlugi post bo dla pelnej jasnosci opisze tez swoje poczatki, mozna wiec od razu przejsc na koniec gdzie padaja konkretne pytania.

Czesc 1 (czyli kto to i o co chodzi)

Wstep:
Mam 37 lat i siedzaca plus niestety mocno stresujaca prace - typowe zycie inzyniera. Jakies 5 lat temu byla jakas aktywnosc fizyczna, ale pewnej zimy mialem paskudny wypadek na snowboardzie w trakcie ktorego uszkodzilem kolano, od tego czasu tryb zycia byl wylacznie osiadly, z wyjatkiem sporadycznych wypadow rowerem w lato. Pod koniec roku 2014 wykonalem dla wlasnej wiedzy ogolne badania lekarskie, aktywnosci fizycznej w tym czasie nie prowadzilem wlasciwie zadnej, nie wazylem sie (nie mialem nawet wagi w domu), natomiast widzac siebie w lustrze coraz bardziej dojrzewalem do decyzji ze tak dalej nie moze byc. Wykonane badania to potwierdzily - przy wzroscie 174 cm wazylem juz 87.5 kg, do tego bardzo wysoki poziom cholesteloru. Lekarz powiedzial wprost - Panie Grzegorzu, musi Pan cos z soba zrobic, bo bedzie zle. Nic tak nie dziala na psychike jak straszacy lekarz, a do tego nowy rok.. idealny czas na zmiany.

Poczatki:
Zaczelo sie standardowo - zaczalem chodzic, w ciemne i czasem sniezne styczniowe wieczory zaczalem przemierzac ulice swojego miasta szukajac odpowiedniej dla siebie trasy ktora w zamierzeniach mialbym pokonywac codziennie. I taka znalazlem, petla na obrzezach miasta o dlugosci 4 km (aktualnie przedluzona do 4.7). Poczatki byly trudne tym bardziej ze jak kazdy chyba poczatkujacy narzucilem sobie niemozliwe do utrzymania tempo, pomimo tego ze to tylko marsz. Efekt oczywisty - szybka zadyszka i koniecznosc zwolnienia kroku. No wiec zwalnialem czekajac az oddech sie uspokoi i kolejna proba przyspieszenia, i tak w kolko. Dopiero pozniej doczytalem ze nieswiadomie stosowalem cos w rodzaju treningu interwalowego, faktem jest ze mozolnie dzien za dniem udawalo sie budowac kondycje, odcinki szybszego marszu byly coraz dluzsze, a wolniejszego krotsze. Staralem sie (i staram sie wciaz) chodzic przynajmniej 5 dni w tygodniu, celujac w 6 dni.
Poza marszem zmienilem dosyc radykalnie swoje nawyki zywieniowe. Nie stosuje zadnej konkretnej diety, po prostu ograniczylem wielkosc porcji, usunalem z jadlospisu najbardziej kaloryczne elementy (np. zolty ser ktory uwielbiam), slodycze, wszelkie fastfoody itp, wprowadzajac wiecej warzyw, owocow i - nowosc w mojej diecie, ryby, naturalne jogurty i chude twarogi. Zaczalem tez sobie notowac skrupulatnie co zjadam w ciagu dnia szacujac dzieki tabelom w internecie ilosc dostarczonych kalorii. Chodzilo o prosta rzecz - doprowadzenie do ujemnego bilansu energetycznego, cos co znacznie bardziej dociera do inzynierskiego umyslu niz medyczne czy fizjologiczne formułki ;) Nie stosuje zadnych sztucznych suplementow, odzywek czy odchudzaczy, nie ufam tym wynalazkom, po prostu jem mniej, i rozsadniej. Po jakims czasie dodalem tez proste cwiczenia ze sztangami i hantlami, kupilem je kiedys z mocnym postanowieniem ze bede cwiczyc, bylem na silowni kilka razy zeby nauczyc sie wykonywac poprawnie cwiczenia ale zapal szybko sie wyczerpal i od lat lezaly nieuzywane. Teraz bardzo sie przydaja. Cwicze srednio 2-3 razy w tygodniu po 40 minut, spokojnie, bez przegiec, ze srednim obciazeniem i srednia iloscia powtorzen.

Musze dodac wazna rzecz ktora moze przyda sie innym poczatkujacym. Jak wiekszosc facetow jestem gadzeciarzem, no lubie te wszystkie nowosci i elektroniczne wynalazki. Akurat byly wolne fundusze wiec zainwestowalem w wage i prosty krokomierz - ot niewielka opaska na reke zliczajaca kroki. Niby bzdura ale w moim przypadku okazala sie podstawowym i najbardziej motywujacym narzedziem. Ustalilem sobie cel 10.000 krokow dziennie i staram sie go trzymac przez 6 dni w tygodniu. Czesto miewalem sytuacje kiedy siedzac wieczorem przed komputerem widzialem na krokomierzu 8500 (juz po odbyciu swojego codziennego marszu), czyli brakowalo do celu tylko 1500... zbieralem sie wtedy na spokojny spacer przed snem, tak zeby dobic to tych 10 tysiecy, z czego czesto robilo sie 11 czy nawet 12 tysiecy przy dluzszym spacerze. Cos takiego nie zdarzalo sie nigdy wczesniej.

Teraz:
Przez codzienne marsze udalo sie zbudowac przyzwoita (w porownaniu z tym co bylo wczesniej) kondycje, a co najwazniejsze mocno spadla waga, a sporo tluszczu dzieki sztangom udalo sie zastapic miesniami. Odkad mam wage waze sie codziennie, dzisiaj rano waga pokazala 74.4 kg, czyli od stycznia stracilem 13 kg. Przez prawie 3 miesiace chudlem w tempie 3-4 kg na miesiac, jednakze w polowie marca przytrafila sie grypa wylaczajac mnie z treningow na 2 tygodnie. Od tamtej pory waga spada tez znacznie wolniej, nie wiem, moze moje cialo przyzwyczailo sie juz do zwiekszonej aktywnosci i coraz trudniej jest mi tracic kolejne kilogramy.
Przez 3 miesiace chodzilem te swoje marsze w zwyklych ciuchach - jeansy, turystyczne buty itd, niestety typowa codzienna odziez zaczela mowic dosc. Jeansy przetarly sie na nogawkach (w miejscu gdzie material na koncu nogawki ocieral o buty) a i solidne buty zaczely sie rozpadac. Chodzac juz 3 miesiace wiedzialem ze to nie "chwilowa zajawka", stwierdzilem wiec ze skoro idzie lato to chyba czas zainwestowac w pierwsze w zyciu ciuchy i buty typowo sportowe, chociazby po to zeby nie niszczyc swoich codziennych ubran. Odwiedzilem pobliski (i znany) sklep dla biegaczy, powiedzialem w czym rzecz, o co chodzi, sprzedawca pomierzyl stope, sprawdzil moj chód i przyniosl kilka modeli roznych producentow do przymiarki. Pelna profeska.. nie chce robic reklamy, ale zaluje ze trafilem do takiego sklepu tak pozno. Buty ktore kupilem sa najwygodniejszym i najlepiej dopasowanym obuwiem jakie mialem w zyciu. Buty chcialem kupic dobre ze wzgledu na swoje "powypadkowe" kolano, reszte rzeczy kupilem w "markecie sportowym" :oczko:
Jest tez kolejny plus - po wspomnianym wypadku na snowboardzie nie moglem biegac, znaczy lekarz nie widzial przeciwskazan natomiast czulem bol w kolanie i ogolny dyskomfort, nie potrafilem zamortyzowac uderzenia przy kontakcie stopy z ziemia, kolano bylo jakies takie sztywne. Miesiace maszerowania zniwelowaly te niedogodnosci niemal calkowicie. Pojawil sie wiec pomysl - moze czas zastapic marsze biegami ?

Czesc 2 --- Pytania---

Pierwsze proby biegu - i co dalej ?
Pierwsze biegi to byl dramat, bylo jeszcze gorzej niz przy pierwszych marszach. Uwzialem sie ze bede biegl chocby nie wiem co, kolejny blad poczatkujacego. Przebieglem swoj pierwszy dystans - prawie 2.1 km placac za to tetnem trudnym do oszacowania i bardzo silnym bolem w okolicy serca. Ten bol przestraszyl mnie nie na zarty, tym bardziej ze z mniejsza intensywnoscia byl odczuwalny jeszcze kolejne 2 dni. Nie czulem bolu nog czy innych miesni, ale wlasnie bol po lewej stronie mostka. Wyraznie bylo cos nie tak, wygladalo na to ze o ile nogi spokojnie moga mnie niesc, to ogolna wydolnosc organizmu jest zbyt niska albo ja dociskam zdecydowanie zbyt mocno. Nie wiedzialem tez jakie wogole mam tetno... wiec kolejny zakup - zegarek z pulsometrem. Zegarek liczy tez kroki wiec moj poprzedni krokomierz zostal sprezentowany czlonkowi rodziny ktory.. widze ze odkad ma ten krokomierz rowniez stara sie ruszyc i zrobic te 10.000 krokow dziennie, wciagajac sie w temat coraz bardziej. Mam nadzieje ze zostanie mi to zapisane ;)

Zaawansowany pulsometr pozwolil mi oszacowac moja kondycje:
Marsz:
wczorajszy dystans 4.7 km pokonalem szybkim marszem w 39 minut i 50 sekund. Srednia predkosc to jakies 7 km/h srednie tetno 123/min maksymalne 136/min przy delikatny wzniosie. To aktualnie moje standardowe tempo codziennego marszu, oczywiscie przyspiesza oddech ale nie powoduje zadyszki.

Bieg:
Po pierwszej fatalnej probie biegu po kilku dniach zrobilem druga - na krotszym dystansie. Srednie tempo to 150 krokow/minute, predkosc 9.5 km/h i tetno 170/min. Bieg zdecydowanie meczacy.

Tetno:
Minimalne zarejestrowane spoczynkowe to 51 uderzen/min (regularnie powtarza sie 53-54) mierzone zaraz po dobrze przespanej nocy. Po gorszej (np z powodu sasiada idioty) lub bezsennej jest zdecydowanie wyzsze - 70 do 80.
Maksymalne zmierzone pod koniec proby biegowej po ostrym sprincie to 195 uderzen/min

VO2max moj pulsometr oszacowal na 44

Waga to aktualnie 74.5 przy wzroscie 174 cm

Pytanie zasadnicze - jak trenowac dalej ? Chcialbym zejsc z waga do 70 kg i poprawic ogolna kondycje i wydolnosc - bez jakiegos terminu do kiedy mialoby sie to stac. Nie planuje startowac w wyscigach czy biegac maratonow. Powinienem wiec zostac przy marszu, czy jednak probowac dalej biegow ? Jesli biegac to jak, bieg ciagly w jakims zakresie tetna, czy moze jakies interwaly ? Albo na czas ? Jakie dystanse sobie zalozyc ? Jak czesto - ile dni w tygodniu ? Moze przeplatac "dni biegowe" z "dniami marszu" ?

Wszelkie rady beda dla mnie na wage zlota :)

Pozdrawiam
Grzesiek
PKO
axe
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1210
Rejestracja: 04 sie 2014, 16:12
Życiówka na 10k: 46:42
Życiówka w maratonie: 3:56:58
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Jeśli nie czujesz się jeszcze na "full bieganie" to zrób coś pomiedzy...marszobiegi...część biegniejsz, część maszerujesz...od tego więlszość poczatkujących zaczyna...taka prawie 5km trasa, która masz powinna byc do tego ok...stopniowo będziesz wydluzac część "bieganą" aż dojdziesz do ciągłego biegu na całym dystansie (albo przez X minut). Są tutaj wątki dot. 30 i 60 minut pelnego biegu.

Jak zaczniesz biegac, to na pewno nie codziennie...IMHO 3x w tygodniu jest ok, max "co drugi dzień". Co do przeplatania tego chodzeniem...osobiscie wybrałbym tą siłownie lub ćwiczenia na wzmocnienie mięśni głebokich (core stability)...zresztą jak zaczniesz biegać, to chodzenie zacznie Cię mniej kręcić ;-)

"Interwały, przebieżki, podbiegi" - te rzeczy zostaw sobie na później.
Strefami tętna możesz się nie przejmować (naprawdę!)...jako początkujący biegacz i tak będziesz miał wyzsze tętna, więc tylko niepotrzebnie będziesz się stresował ;-)))

Co do predkości biegu to 9,5km/h to ok 6:20 min/km...więc mogłeś po prostu zacząć za szybko...możesz zwolnić do spokojnego truchtu...7min/km a nawet wolniej (tak, wiem.."wolniej biec się nie da"...to też częsty problem na samym początku...ale naprawdę się da ;-))

Co do planów marszobiegów, to pogrzeb w wątkach na górze tego działu.


powodzenia!

--
Axe
sigreg
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 7
Rejestracja: 30 kwie 2015, 11:14
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Dzieki Axe !

Wlasnie wrocilem z przebiezki stosujac sie do Twoich rad i... strzelilem nowy "dystans zycia" w biegu :taktak:
Skrocilem nieco swoja trase zeby nie przesadzic, i przebieglem pelne 4.3 km ! :hej:
7 min/km rzeczywiscie trudno utrzymac, jakos tak "samo" robi sie co chwile wiecej wiec musialem sie pilnowac. Za to caly dystans przebieglem dzieki temu na spokojnym oddechu i nizszym tetnie (150 vs 160+ ostatnio), przez co nie bylo zadnych "rewelacji sercowych" a i teraz jedyne co czuje to zmeczone uda :hahaha: Byl krotki moment (jakies 50 metrow) kiedy musialem wlaczyc sprint zeby zalapac sie na swiatla na przejsciu wiec i oddech i tetno skoczyly, ale po chwili wszystko sie uspokoilo w truchcie, bez potrzeby zatrzymywania sie lub przechodzenia do marszu.

4.3 km kilometra w 29:43 ze srednim tempem 6:58/km - moja aktualna "zyciowka"

Z kolejnym biegiem poczekam wg rady 2 dni, zegarek tez mi pokazuje zalecany odpoczynek 48 godzin. Wiec jutro sztangi zgodnie z planem, ale tez i marsz.. moze za to spokojniejszy, bardziej spacerowy niz zazwyczaj, ale musze, po prostu musze wykrecic swoje 10.000 krokow.
axe
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1210
Rejestracja: 04 sie 2014, 16:12
Życiówka na 10k: 46:42
Życiówka w maratonie: 3:56:58
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

I tak trzymaj! Co do sprintów do świateł, to ja mam na trasie przejazd, więc nie raz muszę nagle cisnąć, żeby nie musieć się zatrzymywać lub przebiegać przed samym nosem pociągu ;-)))

--
Axe
sigreg
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 7
Rejestracja: 30 kwie 2015, 11:14
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Sie porobilo. Poszedlem pobiegac w sobote i... wybiegalem 5.3 km jednym ciagiem. No kosmos jak dla mnie - w zyciu nie podejrzewalem siebie ze moge przezyc bieg taki dystans :hahaha: W sumie wyszlo to "niechcaco", bieglem ta swoja "standardowa" trasa - czyli 4.7 km, ale przy domu stwierdzilem ze czuje sie niezle, a brakuje juz tylko 300 metrow do pierwszych 5 km... dodalem wiec male okrazenie wokol blokow i wyszlo w sumie 5.3 km. Srednie tempo 6.38/km.
Ale nie ma rozy bez kolcow - to byl dopiero moj 3 bieg:

Pierwszy w ktorym "umarlem" przy dystansie 2.1 km, nie wiedzac z jakim tempem (czyli duzo za duzym) biegne przez co serducho dawalo jeszcze o sobie znac przez kolejne 2 dni
Drugi 30 kwietnia w ktorym trzymalem sie tempa 7 min/km na dystansie 4.3 km. Po tym biegu czulem zmeczenie ale "pozytywne", bez zadnych niepokojacych objawow
Trzeci 2 maja (sobota) z tempem 6.38/km i dystansem 5.3. Zmeczenie zauwazalne ale nie "agonalne". Z tym ze...

I niestety po tym 3 biegu odezwalo sie wiezadlo w "powypadkowym" kolanie. Nic wielkiego sie nie dzieje, ale delikatnie pobolewa przy chodzeniu. Czyli pewnie przeciazylem :lalala: Moze zbyt szybko porwalem sie na te 5 km...
Wczoraj (niedziela, czyli dzien po biegu) zrobilem sobie dzien calkowicie wolny, bez silowni, biegow, czy maszerowania. Dzisiaj kolano wciaz czuje - raz na jakis czas przy stawianiu kroku. Nie jest to nawet bol, bardziej "czucie" wiezadla. Na dzisiaj planowalem maszerowac swoje 10.000 krokow, na jutro kolejny bieg, pytanie czy to dobry pomysl czy tez lepiej pozwolic kolanu odpoczac i na przyklad na razie zostac przy marszu albo wogole zrobic tydzien przerwy ?
axe
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1210
Rejestracja: 04 sie 2014, 16:12
Życiówka na 10k: 46:42
Życiówka w maratonie: 3:56:58
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Nie staraj się na razie biegać "cięgiem"...miały być marszobiegi! :)
Mozesz skorzystać z gotowych planów, ale mozesz sobie ustalić coś, co Ci najbardziej pasuje...ja stosowalem 5 minut biegu / 3 min marszu...a potem stopniowo wydłużałem czas biegu, a skracałem marszu. W którymś momencie miałem "połowa dystansu biegiem, a druga połowa dalej w trybie marszobiegu. Miałem podobny problem z bólami kolana (myślałem,że to kwestia starej kontuzji) i lekarz sportowy powiedział mi, że po prostu może być tak, że mięśnie trzymające kolano są na razie za słabe, co powoduje, że "kolano mi lata" i stąd bóle (i własnie polecił mi marszobiegi). Po miesiącu (kolo 8 treningów) okazało się,że mogę biegać i nie ma bólu (a wcześniej ból odzywał się przy dowolnej prędkości po mniej wiecej 15 minutach biegu).

Stawy i cała ta maszyneria (łąkotki, przyczepy, itd.) pracują inaczej w chodzie, a zupełnie inaczej w biegu. Podczas chodu zawsze masz przynajmniej 1 nogę dotykającą ziemi (podparcie), podczas biegu (nawet jeśli jest to trucht) masz zawsze moment, gdzie "lecisz"...to znów wymaga "odbicia"...automatycznie inne obciążenia (w moim przypadku w chodzie nic mnie nie bolało, zaczynało jak tylko biegłem...lub ew. wchodziłem po schodach).

Tak więc jeśli nie czujesz bólu w chodzie,to myślę, że te 10k kroków nie zaszkodzi, ale jeśli jakiś lekki ból, to może warto odpocząć.

pozdrawiam

--
Axe
sigreg
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 7
Rejestracja: 30 kwie 2015, 11:14
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Przygoda trwa :) Patrzac w swoje logi "biegowe" widze ze mija poltorej miesiaca odkad wogole zaczalem biegac. Czy to duzo czy malo - nie wiem, ale są postepy. Wciaz biegam swoje standardowe 5.3 km, staram sie biegac co drugi dzien 3 razy w tygodniu, ale szczerze mowiac mniej wiecej w co drugim tygodniu wychodza tylko dwa treningi, ale staram sie te "dziury" jakos niwelowac i dazyc do regularnych 3 na tydzien. Co drugi dzien bieg, co drugi sztangi (cwiczenia silowe w domu), z niedzielą jako dzien wolny. Patrzac w swoje logi widze ze srednie tempo w ostatnich 3 biegam mam 5.40 km/h i nie jest to tempo "agonalne" ! Po biegu moge normalnie funkcjonowac reszte dnia, nie ma zadnych skutkow w dzien nastepny, i po dwoch dniach moge normalnie pobiec kolejny trening. Rosnaca kondycja cieszy, ale zastanawiam sie co dalej. Czy powinienem dodawac dystans ? Czy moze powoli zwiekszac tempo ? Jest jeszcze problem rozciagania, wyczytalem ze wiekszosc biegaczy rozciaga sie po bieganiu, ja przyznaje tego nie robie, a to pewnie blad. Czy jest jakas strona, poradnik, opisujacy jakie cwiczenia nalezy wykonywac ?
axe
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1210
Rejestracja: 04 sie 2014, 16:12
Życiówka na 10k: 46:42
Życiówka w maratonie: 3:56:58
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Co do tempa, to spokojnie możesz nawet zwolnić do 6min/km. Dystans na ten moment jest ok...jak "czujesz wielką potrzebę" możesz spróbowac raz przebiec coś dłuższego, np. 10km i potem na przyklad biegać to sobie raz na 2tyg. (jeśli będzie ok)

Rozciąganie (lepiej się rozciągac po biegu, niż złapać kontuzję :), linki:
- tutaj w drugiej części (KLAPS) http://bieganie.pl/index.php?cat=15&id=6244&show=1
- tutaj na różne grupy mięśni: http://bieganie.pl/index.php?cat=280

--
Axe
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ