25 Maraton Warszawski
- stachnie
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 479
- Rejestracja: 24 sie 2001, 11:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:10:04
- Lokalizacja: Zabierzów k. Krakowa
- Kontakt:
Gratuluję wszystkim, którzy ukończyli, ale przede wszystkim tym, którzy debiutowali lub zrobili "życiówki". Przed startem myślałem o poprawieniu wyniku z Dębna (3:14:28) ale to było chciejstwo, plan B brzmiał "zmieścić się w 3:20" i to mi się udało (3:16:36). Jeśli chodzi o miejsce, to jeszcze nigdy nie byłem tak wysoko w porównaniu z liczbą zawodników - 121. na bodajże 1068 którzy ukończyli czyli lepiej niż w 1/8 stawki. A kawałek za półmetkiem podobno byłem ok. 180.
Organizacja moim zdaniem bardzo dobra, były drobne potknięcia ale ogólna ocena bardzo pozytywna. A kilometry to powinni w przyszłym roku wyraźnie namalować na asfalcie, jak w Poznaniu - wtedy ich nikt nie ukradnie ;)
W sumie cały czas biegłem sam, tzn. dookoła byli inni zawodnicy ale albo oni mnie mijali (zwłaszcza z początku) albo ja ich (zwłaszcza po 28. kilometrze). Najpierw myślałem, że będę się trzymał Decka, Pita i Irka ale dość szybko mi uciekli a nie chciałem przyspieszać, po prostu biegłem swoje: na początku 4:40/km, potem odrobinę wolniej, półmetek w ok. 1:39:16, po nim pobiegłem odrobinę żwawiej a od 35 km zacząłem stopniowo przyspieszać (ku niemałemu zdziwieniu współbiegnących). Po 40 km rzuciłem "do boju" ostatnie rezerwy ale i tak na ostatnich 300 m przegonił mnie w pięknym stylu jakiś zawodnik - nb. też z Krakowa. TAKI finisz na maratonie to rzadkość :o Nb. nie jestem pewien, czy go chwilę wcześniej nie przegoniłem i czy nie zadziałałem mu na ambicję, w każdym razie na mecie był 4 sekundy przede mną. Nie znam go ale w czasie podróży powrotnej, już na dworcu w Krakowie, spotkałem jego kolegów. Nb. jeden z nich na półmetku był bodajże 9 minut przede mną a na mecie równo godzinę za mną!
Jeśli chodzi o forumowiczów spotkanych na trasie, to w pewnym momencie minąłem kogoś z Grupy Trójmiejskiej (chyba debiutował?), ok. 28-29 kilometra Decka i ok. 37 kilometra Irka (nie mylić z Irkiem S.). Na długiej mijance 30/40 km minąłem się z Bennetem prowadzącym grupę 4:30 oraz Joycat.
Organizacja moim zdaniem bardzo dobra, były drobne potknięcia ale ogólna ocena bardzo pozytywna. A kilometry to powinni w przyszłym roku wyraźnie namalować na asfalcie, jak w Poznaniu - wtedy ich nikt nie ukradnie ;)
W sumie cały czas biegłem sam, tzn. dookoła byli inni zawodnicy ale albo oni mnie mijali (zwłaszcza z początku) albo ja ich (zwłaszcza po 28. kilometrze). Najpierw myślałem, że będę się trzymał Decka, Pita i Irka ale dość szybko mi uciekli a nie chciałem przyspieszać, po prostu biegłem swoje: na początku 4:40/km, potem odrobinę wolniej, półmetek w ok. 1:39:16, po nim pobiegłem odrobinę żwawiej a od 35 km zacząłem stopniowo przyspieszać (ku niemałemu zdziwieniu współbiegnących). Po 40 km rzuciłem "do boju" ostatnie rezerwy ale i tak na ostatnich 300 m przegonił mnie w pięknym stylu jakiś zawodnik - nb. też z Krakowa. TAKI finisz na maratonie to rzadkość :o Nb. nie jestem pewien, czy go chwilę wcześniej nie przegoniłem i czy nie zadziałałem mu na ambicję, w każdym razie na mecie był 4 sekundy przede mną. Nie znam go ale w czasie podróży powrotnej, już na dworcu w Krakowie, spotkałem jego kolegów. Nb. jeden z nich na półmetku był bodajże 9 minut przede mną a na mecie równo godzinę za mną!
Jeśli chodzi o forumowiczów spotkanych na trasie, to w pewnym momencie minąłem kogoś z Grupy Trójmiejskiej (chyba debiutował?), ok. 28-29 kilometra Decka i ok. 37 kilometra Irka (nie mylić z Irkiem S.). Na długiej mijance 30/40 km minąłem się z Bennetem prowadzącym grupę 4:30 oraz Joycat.
- Pit
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1350
- Rejestracja: 27 wrz 2002, 09:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa okolice Agrykoli
Hej!
Wreszcie i ja się dopiszę.
Bardzo jestem uradowany bo choc wspominane 3 godziny jeszcze się nie poddały ale tez wiedziałem, że to byłby raczej cud i trafienie w jakis wyjątkowy dzień. Ale tak realniej, choc wcale nie pewne, miało być 3.10 no i to się udało z drobnym zapasem (3.09.15). Tym bardziej się cieszę, że o ile połówka paszła planowo 1.32 czyli z szansą na te 3.00 jesli jak miałem zamiar przyspiesze w drugiej części ale już na 27 złapał mnie kryzys i bieg przestał być miły i przyjemny. Musiałem się totalnie wyłączyć z otoczenia, skupic tylko na sobie i biegłem prawie z zamkniętymi oczami ledwo przz szparki widząc drogę, na szczęście prosta aż do Wilanowa. To pomagało ale tez nie całkiem udawało mi się wyłączyć i mujsiałem i do kibiców pomachać i była po prostu czasem ciężka walka o to by tempo nie spadło za bardzo. Przed Wilanowem stała rodzina i częśtowała wodą z normalnych większych kubków i podbiegłem wołając: gin z tonikiem proszę i dostałem wodę o temperaturze chyab 0 stopni!!! Rewelacja! Czekałem na ten Wilanów bo to już 35 kilometr i tylko
7 do mety więc nie ma co marudzic tylko zagryźć zęby i wypruwać się do konca. No i to juz bieg w kierunku mety a nie coraz dalej od niej. No i po 35 kryzys musiał trochę minąć ale nogi na wbiegu w Witosa miałem już mocno bolące. Jeszcze w Szwoleżerów stał przyjaciel z moim chcrześniakiem 4 letnim na rowerku i nie mogłem dzieciaka dogonić (podobno cały czas mówi ze był szybszy ode mnie:) ) i w końcu ostatnia prosta i szpaler kibiców i zmuszam się do ostrego finiszu. No i meta i jest życiówka i są przyjaciele i rodzina. Trzymam się barierki, gadam, robią mi zdjęcia i filmują. Jestem wykończony i bardzo bardzo szczęsliwy. Obok stoja czyjeś kule otopedyczne i na sekundę pozyczam je i pozuje z nimi do zdjęć:)
Potem bardzo długie oczekiwanie na masaż ale bardzo miła atmosfera. Stoję oczywiście w kolejce do dziewczyny i wszyscy wesoło żartujemy, gadamy, przychodzą kolejni biegacze. Masaż był bardzo miły, Nigdy jeszcze po maratonie nie masowano mi chyba pleców a najbardziej spodobało mi się jak po masażu pleców usłyszałem pytanie czy nogi tez masujemy?
Gdzieś w tej kolejce usłyszałem, że Joy dobiegła i potem długo długo nie mogłem Jej odnaleźć. chodziliśmy z MarkiemC poszukując.
Wrażenie z maratonu bardzo dobrek. Super start z gimnastyką i śpiewem. Tak samo miałem problemy z gąbkami, albo teskniłem do nich albo były troche za mało wodniste:(. Kubeczki z wodą malutkie ale akurat za kazdym razem udawało mi sie złapać z ręki tak by nic nie wylac. troche mam juz doświadczenia:) no i miałem 3 swoje butle na trasie więc nie piłem tak duzo z punktów. Trasa jest bardzo fajna, sfalowanie nie przeszkadza bo daje pewien odpoczynek mięsniom zmieniając troche sposób biegu. Bardziej chyba meczy kostka, na szczęscie wsztstkie trudności sa w pierwszej części więc wtedy łatwiej je pokonać niż gdy juz ma sie 30 i więcej w nogach. Troche zastrzeżeń do mety. Mała ciasna i moi rodzinni fotoreporterzy nieco narzekali na problem z jakims ujeciem wbiegającego zaawodnika. Pewnie też z fotograficznego punktu widzenia szkoda, że do masaży nie wpuszczano niezawodników. Fajnie było spotkać wiele osób znanych z forum. Cieszę się i gratuluje wyników wszystkim:)
A jeszcze co do spanielka. Nie wiem bo wczoraj nie widziałem ale pewnie chodzi o tego samego spaniela który biega juz od lat maratony. Ja go często widuje na treningach na sciezce rowerowej Powsin Wilanów i zapewniam, ze piesek jest przygotowany do biegu.
Wreszcie i ja się dopiszę.
Bardzo jestem uradowany bo choc wspominane 3 godziny jeszcze się nie poddały ale tez wiedziałem, że to byłby raczej cud i trafienie w jakis wyjątkowy dzień. Ale tak realniej, choc wcale nie pewne, miało być 3.10 no i to się udało z drobnym zapasem (3.09.15). Tym bardziej się cieszę, że o ile połówka paszła planowo 1.32 czyli z szansą na te 3.00 jesli jak miałem zamiar przyspiesze w drugiej części ale już na 27 złapał mnie kryzys i bieg przestał być miły i przyjemny. Musiałem się totalnie wyłączyć z otoczenia, skupic tylko na sobie i biegłem prawie z zamkniętymi oczami ledwo przz szparki widząc drogę, na szczęście prosta aż do Wilanowa. To pomagało ale tez nie całkiem udawało mi się wyłączyć i mujsiałem i do kibiców pomachać i była po prostu czasem ciężka walka o to by tempo nie spadło za bardzo. Przed Wilanowem stała rodzina i częśtowała wodą z normalnych większych kubków i podbiegłem wołając: gin z tonikiem proszę i dostałem wodę o temperaturze chyab 0 stopni!!! Rewelacja! Czekałem na ten Wilanów bo to już 35 kilometr i tylko

Potem bardzo długie oczekiwanie na masaż ale bardzo miła atmosfera. Stoję oczywiście w kolejce do dziewczyny i wszyscy wesoło żartujemy, gadamy, przychodzą kolejni biegacze. Masaż był bardzo miły, Nigdy jeszcze po maratonie nie masowano mi chyba pleców a najbardziej spodobało mi się jak po masażu pleców usłyszałem pytanie czy nogi tez masujemy?
Gdzieś w tej kolejce usłyszałem, że Joy dobiegła i potem długo długo nie mogłem Jej odnaleźć. chodziliśmy z MarkiemC poszukując.
Wrażenie z maratonu bardzo dobrek. Super start z gimnastyką i śpiewem. Tak samo miałem problemy z gąbkami, albo teskniłem do nich albo były troche za mało wodniste:(. Kubeczki z wodą malutkie ale akurat za kazdym razem udawało mi sie złapać z ręki tak by nic nie wylac. troche mam juz doświadczenia:) no i miałem 3 swoje butle na trasie więc nie piłem tak duzo z punktów. Trasa jest bardzo fajna, sfalowanie nie przeszkadza bo daje pewien odpoczynek mięsniom zmieniając troche sposób biegu. Bardziej chyba meczy kostka, na szczęscie wsztstkie trudności sa w pierwszej części więc wtedy łatwiej je pokonać niż gdy juz ma sie 30 i więcej w nogach. Troche zastrzeżeń do mety. Mała ciasna i moi rodzinni fotoreporterzy nieco narzekali na problem z jakims ujeciem wbiegającego zaawodnika. Pewnie też z fotograficznego punktu widzenia szkoda, że do masaży nie wpuszczano niezawodników. Fajnie było spotkać wiele osób znanych z forum. Cieszę się i gratuluje wyników wszystkim:)

A jeszcze co do spanielka. Nie wiem bo wczoraj nie widziałem ale pewnie chodzi o tego samego spaniela który biega juz od lat maratony. Ja go często widuje na treningach na sciezce rowerowej Powsin Wilanów i zapewniam, ze piesek jest przygotowany do biegu.
biec goniąc marzenia
[url=http://www.sbbp.pl][b]SBBP.PL[/b][/url]
[url=http://www.sbbp.pl][b]SBBP.PL[/b][/url]
-
- Dyskutant
- Posty: 28
- Rejestracja: 19 sie 2003, 09:35
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Witam. Moim zdaniem organizacja MW stała na wysokim poziomie; żeby to wszystko zgrać ze sobą potrzeba wiele wysiłku i cierpliwości (coś tam wiem o logistyce "imprezowej"...). Niszczenie opisów km to kolejny przejaw bezsensownej głupoty ludzkiej. Jedna drobna uwaga: chyba niepotrzebnie ulegano prośbom niektórych zawodników i na trasie dawano im napoje w wersji całobutelkowej. Potem prawie pełne Powery walały sie po asfalcie... Szkoda, bo na końcu peletonu mogło zabraknąć picia.
O swoim biegu nie piszę, albowiem jakimś cudem nieźle rozłożyłem siły i zrobiłem swoje, praktycznie bez kryzysu. Dziękuję wszystkim za extra atmosferę, a głównie Napieraj-om, którym towarzyszyłem przez długie kilometry. Pozdrawiam.
O swoim biegu nie piszę, albowiem jakimś cudem nieźle rozłożyłem siły i zrobiłem swoje, praktycznie bez kryzysu. Dziękuję wszystkim za extra atmosferę, a głównie Napieraj-om, którym towarzyszyłem przez długie kilometry. Pozdrawiam.

Piotrek S
- Arek007
- Dyskutant
- Posty: 42
- Rejestracja: 18 cze 2003, 04:14
To i ja sie dopisze.
To co najwazniejsze, zadebiutowalem i ukonczylem polmaraton. Na razie na wiecej mnie nie stac.
Mimo ze spuchlem na 19ym kilometrze to i tak zabraklo mi tylko 2min do mojego (ambitnego) planu.
Zrobilem okolo 2h02'
Dlaczego okolo? Po pierwsze nie sparawdzalem wynikow.
Po drugie to nikt go nie mierzyl
Uwazam ze to skandal potrktowanie polmaratonu, ktory byl integralna czescia 25MW tak po macoszemu.
Na mecie polmaratonu nie bylo maty do pomiaru elektronicznego!!!!
Krotszy dystans jest waznym elementem popularyzacji biegania. Co by nie bylo latwiej jest przygotowac sie do polowki. Przy takiej organizacji jak w Warszawie udzial w polmaratonie daje szanse debiutantowi przezyc atmosfere duzego biegu izmotywowac sie dotreningu do prawdziwego maratonu.
No i co? Figa! Niesiesz tego chipa i nie wiadomo po
co! Uwazam to za najpowazniejsze niedociagniece 25MW.
Ja mam bardzo fajne wspomnienia z MW. Piwne party SBBP po biegu jak znalazl.
A teraz najwazniejsze:
Serdeczne gratulacje dla wszystkich co biegli, dobiegli i dlatych co nas podtrzymywali na trasie.
A propos TV : wczoraj w jakis wiadomoscach widzialem relacje z MW i wylapalem znajoma twarz (z SBBP) - Grzes zalapal sie na kilusecundowe ujecie na starcie.
Tyle na razie ide uczyc sie chodzic na nowo...
Arek
To co najwazniejsze, zadebiutowalem i ukonczylem polmaraton. Na razie na wiecej mnie nie stac.
Mimo ze spuchlem na 19ym kilometrze to i tak zabraklo mi tylko 2min do mojego (ambitnego) planu.
Zrobilem okolo 2h02'
Dlaczego okolo? Po pierwsze nie sparawdzalem wynikow.
Po drugie to nikt go nie mierzyl
Uwazam ze to skandal potrktowanie polmaratonu, ktory byl integralna czescia 25MW tak po macoszemu.
Na mecie polmaratonu nie bylo maty do pomiaru elektronicznego!!!!
Krotszy dystans jest waznym elementem popularyzacji biegania. Co by nie bylo latwiej jest przygotowac sie do polowki. Przy takiej organizacji jak w Warszawie udzial w polmaratonie daje szanse debiutantowi przezyc atmosfere duzego biegu izmotywowac sie dotreningu do prawdziwego maratonu.
No i co? Figa! Niesiesz tego chipa i nie wiadomo po
co! Uwazam to za najpowazniejsze niedociagniece 25MW.
Ja mam bardzo fajne wspomnienia z MW. Piwne party SBBP po biegu jak znalazl.
A teraz najwazniejsze:
Serdeczne gratulacje dla wszystkich co biegli, dobiegli i dlatych co nas podtrzymywali na trasie.
A propos TV : wczoraj w jakis wiadomoscach widzialem relacje z MW i wylapalem znajoma twarz (z SBBP) - Grzes zalapal sie na kilusecundowe ujecie na starcie.
Tyle na razie ide uczyc sie chodzic na nowo...
Arek
Arek
[b]SBBP.PL[/b] frakcja zaoceaniczna
[b]SBBP.PL[/b] frakcja zaoceaniczna
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 297
- Rejestracja: 15 wrz 2003, 10:47
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Z dziennika debiutanta:
Start - dużo, dużo ludzi, może się ustawić bliżej? Słyszałem od kolegi kolegi, że zmarnował 10 minut stojąc/idąc w maratonie nowojorskim, no, ale tutaj ma być półtora tysiąca nie dziesięć, jakby co, nadrobię (załowałem później), w końcu wystartowaliśmy, próbuję złapać równe tempo, nie bardzo mogę, bo wyprzedzam i jestem wyprzedzany, tłok, jeden kilometr 4.55, potem 6 min., niby za wolno, ale przecież mam skończyć, na Starówce dużo ludzi, wiwatująy wręcz Japończycy (?) i kocie łby, potem most, na Pragę, robi się cieplej, jacyś mądrzejsi biegną w cieniu, ja za nimi, rany! czuję ściskanie w żołądku, czuję głód, przypominają mi się artykuły w runnersworld, że jeśli poczuje się glód to "you are dead", rany! dodatkowo opuszczam mojego izotonika na piątym kilometrze, ty kretynie, na moście już ciepło, bardzo ciepło, robią zdjęcia, ktoś leży (to fotograf na szczęście), otwieram żelik, słodkość mnie zalewa, chce mi się siku, jeszcze nie teraz, w końcu Wisłostrada - widze toy-toyke, szarpię za klamkę, ktoś jest w środku, przeprasza i mówi, ze już wychodzi, dalej podbieg, łapię izotonika i biegniemy Śmiałą (śmielej), jakiś facet liczy - jestem sześćset któryś, nie zwracam już uwagi na brak oznaczeń, na Zamkowym w lewo, nie w prawo, komunikat o zasłabnięciu, hałas, znowu Wisłostrada, no, przecież tu biegałem, próbuję sobie wytłumaczyć, że to nic, że mam dodatkową godzinę w nogach, ale pięknie! Wisła płynie, oby do Wilanowa, spiker wita tych, "którzy ukończą przed 4 godzinami" - 4 godziny? chciałem lepiej, już nie rozlewam wody, pogryzam banany, zastanawiam się czy nie będzie rewolty w brzuchu, proszę z daleka o dwie gąbki, na Powsińskiej mama - krzyczy trzymaj się (nie mogłaby czegoś bardziej wyszukanego krzyknąć?), dołącza kolega na rowerze (biegł 4 lata temu), mówi, że on będzie mówił, że nie muszę odpowiadać, przyjmuję propozycję bez protestu, mijają mnie dwa konie wyścigowe (a przecież od 30 km już nikt ma mnie nie mijać! tak pisali uczeni w bieganiu), myślę "zabiorę się z nimi", kolega tokuje, że miał kontuzję ścięgna, super! Jeden z wyścigowców mówi, żeby może przyspieszyć - wyciągam rękę żeby im pomachać na pożegnanie, ale biegnę z nimi, teraz mijamy rzeczywiście, kogoś masują, ktoś idzie, mijamy się z najlepszymi, kiedy ten Wilanów, uff! zakręt, jem ostatnie żele, coraz więcej wody, bo słodko i na twarz, na głowę, no moje rejony - Sobieskiego, nie tu nie mogę się załamać, na Agrykolę to chwila przecież, znowu mama i dziewczyna (mówiły, że miałem widoczny kryzys, bo byłem blady jak ściana) miałem cholerny kryzys!!! Kolega mówi, że już za chwilę 40 kilometr, wreszcie Czerniakowska, gdzie ta Agrykola, przypominam sobie, że to był Agricoli, Włoch? Pewnie tak, kolega proponuję finisz, ja nawet nie kręcę głową, ale mijam jednego z wyścigowcó, kolega judzi: "no, może jeszcze tych dwóch?", dobra, ostatkiem sił, mijam kolesia, on przyśpiesza, widzę napis "42 kilometr", wbiegam sam, wygrałem!
Biorę wodę, żeby nie stanąć, żeby nie stanąć, idę, truchtam, w końcu podnoszę nogi do góry przy drzewie, potem wstaję, witam się i ciągle chodzę, uff! Jest już lepiej. Wracam na metę, dopinguję innych, podhcodzę do jakiegoś chłopaka, ledwo przytomny, każę mu chodzić, wracamy do domu i potem jem i jem, piję mleko.
A dzisiaj? A dzisiaj znowu chce mi się biegać.
Start - dużo, dużo ludzi, może się ustawić bliżej? Słyszałem od kolegi kolegi, że zmarnował 10 minut stojąc/idąc w maratonie nowojorskim, no, ale tutaj ma być półtora tysiąca nie dziesięć, jakby co, nadrobię (załowałem później), w końcu wystartowaliśmy, próbuję złapać równe tempo, nie bardzo mogę, bo wyprzedzam i jestem wyprzedzany, tłok, jeden kilometr 4.55, potem 6 min., niby za wolno, ale przecież mam skończyć, na Starówce dużo ludzi, wiwatująy wręcz Japończycy (?) i kocie łby, potem most, na Pragę, robi się cieplej, jacyś mądrzejsi biegną w cieniu, ja za nimi, rany! czuję ściskanie w żołądku, czuję głód, przypominają mi się artykuły w runnersworld, że jeśli poczuje się glód to "you are dead", rany! dodatkowo opuszczam mojego izotonika na piątym kilometrze, ty kretynie, na moście już ciepło, bardzo ciepło, robią zdjęcia, ktoś leży (to fotograf na szczęście), otwieram żelik, słodkość mnie zalewa, chce mi się siku, jeszcze nie teraz, w końcu Wisłostrada - widze toy-toyke, szarpię za klamkę, ktoś jest w środku, przeprasza i mówi, ze już wychodzi, dalej podbieg, łapię izotonika i biegniemy Śmiałą (śmielej), jakiś facet liczy - jestem sześćset któryś, nie zwracam już uwagi na brak oznaczeń, na Zamkowym w lewo, nie w prawo, komunikat o zasłabnięciu, hałas, znowu Wisłostrada, no, przecież tu biegałem, próbuję sobie wytłumaczyć, że to nic, że mam dodatkową godzinę w nogach, ale pięknie! Wisła płynie, oby do Wilanowa, spiker wita tych, "którzy ukończą przed 4 godzinami" - 4 godziny? chciałem lepiej, już nie rozlewam wody, pogryzam banany, zastanawiam się czy nie będzie rewolty w brzuchu, proszę z daleka o dwie gąbki, na Powsińskiej mama - krzyczy trzymaj się (nie mogłaby czegoś bardziej wyszukanego krzyknąć?), dołącza kolega na rowerze (biegł 4 lata temu), mówi, że on będzie mówił, że nie muszę odpowiadać, przyjmuję propozycję bez protestu, mijają mnie dwa konie wyścigowe (a przecież od 30 km już nikt ma mnie nie mijać! tak pisali uczeni w bieganiu), myślę "zabiorę się z nimi", kolega tokuje, że miał kontuzję ścięgna, super! Jeden z wyścigowców mówi, żeby może przyspieszyć - wyciągam rękę żeby im pomachać na pożegnanie, ale biegnę z nimi, teraz mijamy rzeczywiście, kogoś masują, ktoś idzie, mijamy się z najlepszymi, kiedy ten Wilanów, uff! zakręt, jem ostatnie żele, coraz więcej wody, bo słodko i na twarz, na głowę, no moje rejony - Sobieskiego, nie tu nie mogę się załamać, na Agrykolę to chwila przecież, znowu mama i dziewczyna (mówiły, że miałem widoczny kryzys, bo byłem blady jak ściana) miałem cholerny kryzys!!! Kolega mówi, że już za chwilę 40 kilometr, wreszcie Czerniakowska, gdzie ta Agrykola, przypominam sobie, że to był Agricoli, Włoch? Pewnie tak, kolega proponuję finisz, ja nawet nie kręcę głową, ale mijam jednego z wyścigowcó, kolega judzi: "no, może jeszcze tych dwóch?", dobra, ostatkiem sił, mijam kolesia, on przyśpiesza, widzę napis "42 kilometr", wbiegam sam, wygrałem!
Biorę wodę, żeby nie stanąć, żeby nie stanąć, idę, truchtam, w końcu podnoszę nogi do góry przy drzewie, potem wstaję, witam się i ciągle chodzę, uff! Jest już lepiej. Wracam na metę, dopinguję innych, podhcodzę do jakiegoś chłopaka, ledwo przytomny, każę mu chodzić, wracamy do domu i potem jem i jem, piję mleko.
A dzisiaj? A dzisiaj znowu chce mi się biegać.
Turecki
- RobertD
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 979
- Rejestracja: 17 cze 2001, 11:43
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Rzeczywiście organizacja półmaratonu to dno. O przypadku zasłabnięcia i bezskutecznym poszukiwaniu lekarza już pisałem. Nie było maty - do tej pory wmawiałem sobie, że to przywidzenia, ale widać, że tak było naprawdę. I po cholerę ten chip????
Oznaczenia kilometrów - inni omawiali.
Oznaczenie końcówki trasy - takie, że zupełnie byłem zdezorientowany i skręciłem w Senatorską, dopiero ktoś krzyknął po chwili, że to nie tam.
Zero wody, czy powerrade na mecie. Trzeba było przejść przez barierkę i sobie "załatwić".
Żadnego autobusu na metę na Agrykoli. Pytamy się n razy, nikt nic nie wie. Może kiedyś będzie jakiś autobus.
Wkurzyłem się w końcu i przetruchtałem 5 kilometrów.
W końcu autobus przyjechał nie wiem po jakim czasie.
Nie wiem też ile czasu czekaliśmy na ciężarówkę z rzeczami. Znaleźć swój worek to był cud. Mój był na wierzchu, inne pod drugą lub trzecią warstwą. Maratończycy może o tym nie wiedzą, bo w końcu ściągnęliśmy wszystkie worki na ziemię. Dla złodzieja ukraść taki worek w całym tym zamieszaniu - żaden problem. Kolega skończył bieg o 11:30 i nie wyrobił się na pociąg do Wrocławia o 13:30. Powiedział, że tak źle zorganizowanego biegu to jeszcze nie widział.
Szkoda, bo impreza zapowiadała się rewelacyjnie. Dobrze, że przynajmniej trasa była ładna i maratończycy mają dobre wrażenia.
Jeden konstruktywny wniosek - zapisy, start, meta zarówno pólmaratonu jak i maratonu powinny być jak najbliżej siebie (max 2km, a najlepiej 0). Z tego błędu wynika mnóstwo innych.
Oznaczenia kilometrów - inni omawiali.
Oznaczenie końcówki trasy - takie, że zupełnie byłem zdezorientowany i skręciłem w Senatorską, dopiero ktoś krzyknął po chwili, że to nie tam.
Zero wody, czy powerrade na mecie. Trzeba było przejść przez barierkę i sobie "załatwić".
Żadnego autobusu na metę na Agrykoli. Pytamy się n razy, nikt nic nie wie. Może kiedyś będzie jakiś autobus.
Wkurzyłem się w końcu i przetruchtałem 5 kilometrów.
W końcu autobus przyjechał nie wiem po jakim czasie.
Nie wiem też ile czasu czekaliśmy na ciężarówkę z rzeczami. Znaleźć swój worek to był cud. Mój był na wierzchu, inne pod drugą lub trzecią warstwą. Maratończycy może o tym nie wiedzą, bo w końcu ściągnęliśmy wszystkie worki na ziemię. Dla złodzieja ukraść taki worek w całym tym zamieszaniu - żaden problem. Kolega skończył bieg o 11:30 i nie wyrobił się na pociąg do Wrocławia o 13:30. Powiedział, że tak źle zorganizowanego biegu to jeszcze nie widział.
Szkoda, bo impreza zapowiadała się rewelacyjnie. Dobrze, że przynajmniej trasa była ładna i maratończycy mają dobre wrażenia.
Jeden konstruktywny wniosek - zapisy, start, meta zarówno pólmaratonu jak i maratonu powinny być jak najbliżej siebie (max 2km, a najlepiej 0). Z tego błędu wynika mnóstwo innych.
- Barcior
- Stary Wyga
- Posty: 190
- Rejestracja: 15 wrz 2003, 12:55
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
To był mój pierwszy raz. Z kalkulatora maratońskiego wynikało, że mogę zaatakowac nawet 3:20, ale się przeliczyłem o 22 minuty, ostatecznie było 3:42 z groszmi. Było mi za gorąco, jak tylko słonko wychodziło to tempo mi automatycznie spadało. Czy ktoś z Szanownych Grupowiczów też miał takie "przejścia" ze słonkiem? N/t organizacji się nie wypowiadam bo brak mi p-ktu odniesienia. pzdr
It's not just covering a 42km distance. It's a way of life.
[url=http://www.sbbp.pl][b]SBBP.PL[/b][/url]
[url=http://www.sbbp.pl][b]SBBP.PL[/b][/url]
- Masiulis
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 lis 2002, 00:09
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
jak nie bylo maty to skad sa wyniki?
[url=http://www.grupatrojmiasto.digimer.pl]Grupa Trójmiasto[/url]
"Nie ma drogi do szczescia - szczescie jest droga"
"Nie ma drogi do szczescia - szczescie jest droga"
- Bennet
- Administrator
- Posty: 1016
- Rejestracja: 13 sie 2001, 13:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Szklarska Poręba
- Kontakt:
25 OSMW przeszedł do historii. Można by ponarzekać na drobne niedociągnięcia, ale nie zdarzają się one tylko temu kto nic nie robi. W Warszawie było wiele rzeczy nie spotykanych nigdzie indziej w Polsce (punkty odświeżania co 3km, punkty kibicowania, pace-teamy...) Można narzekać na kostkę na trasie, ale w inny sposób nie można przebiec przez tak malownicze miejsca. 1400 osób na starcie maratonu, który w ubiegłym roku odbijał się od dna to dla mnie fenomen.
eMTe, Dziękujemy!!!
eMTe, Dziękujemy!!!
No i co mam tu teraz napisać? ;)
- Mirkas
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 251
- Rejestracja: 07 paź 2001, 20:32
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki
Zastanawiam sie jeszcze nad tymi chipami. Myslałem że dzieki temu mozliwe bedzie okreslenie czasu netto. A w wynikach sa podane czsy brutto. Ci którzy wystartowali w czołówce maja prawie to samo. Co pod koniec pewnie ponad 1 minutę lub wiecej różnicy. Ja mam obciete 30 s.
Te chipy sa chyba tylko po to żeby sprawdzic czy bylismy na całej trasie. Jak sobie przypominam chyba tylko 1 punkt taki był -w okolicach Cytadeli.
Te chipy sa chyba tylko po to żeby sprawdzic czy bylismy na całej trasie. Jak sobie przypominam chyba tylko 1 punkt taki był -w okolicach Cytadeli.
Mirek K
- krzycho
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2397
- Rejestracja: 20 cze 2001, 10:36
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Chipy są do czasów netto. Te wyniki to czas brutto - od strzału do zeskanowania kodu paskowego. Za parę dni mają być też podane czasy netto. O ile wszystkie chipy zadziałałyQuote: from Masiulis on 2:00 pm on Sep. 15, 2003
jak nie bylo maty to skad sa wyniki?

[i]i taaak warrrto żyć[/i]
k
k
- RobertD
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 979
- Rejestracja: 17 cze 2001, 11:43
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Dla przeciwwagi na plus - punkty kibicowania (bębny!), publika (niesamowite jednak kibice są nie tylko w Dębnie!!) rewelacja.
Troszkę się zdenerwowałem, ale już znam rozwiązanie problemu maty - czas netto obliczy się na podstawie różnicy na starcie. Potem tę różnicę trzeba odjąć od czasu brutto. Tylko, że na mecie maratonu mata była.
(Edited by RobertD at 2:14 pm on Sep. 15, 2003)
Troszkę się zdenerwowałem, ale już znam rozwiązanie problemu maty - czas netto obliczy się na podstawie różnicy na starcie. Potem tę różnicę trzeba odjąć od czasu brutto. Tylko, że na mecie maratonu mata była.
(Edited by RobertD at 2:14 pm on Sep. 15, 2003)
- krzycho
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2397
- Rejestracja: 20 cze 2001, 10:36
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Był jeszcze jeden - na nawrocie w Wilanowie.Quote: from Mirkas on 2:06 pm on Sep. 15, 2003
Te chipy sa chyba tylko po to żeby sprawdzic czy bylismy na całej trasie. Jak sobie przypominam chyba tylko 1 punkt taki był -w okolicach Cytadeli.
[i]i taaak warrrto żyć[/i]
k
k
- Bennet
- Administrator
- Posty: 1016
- Rejestracja: 13 sie 2001, 13:41
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Szklarska Poręba
- Kontakt:
Mówiłem mojej grupie żeby na matach koniecznie czipali... 
Czip-czip, czip-czip, czip-czip...

(Edited by Bennet at 2:26 pm on Sep. 15, 2003)

Czip-czip, czip-czip, czip-czip...

(Edited by Bennet at 2:26 pm on Sep. 15, 2003)
No i co mam tu teraz napisać? ;)