3 tygodnie i nic!

Stawiasz pierwsze kroki? Tutaj szukaj wsparcia, pomocy i zachęty. Wstąp i podaj rękę tym, którzy dopiero nabierają pędu.
gocu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 763
Rejestracja: 05 gru 2011, 14:38
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

I bardzo dobrze, gratuluję.

Sam zaczynałem od 100m podbiegów, po których miałem kolkę musiałem przechodzić do marszu - i tak przez 4km, na które potrzebowałem 45 minut - 3 razy w tygodniu. I chyba dopiero po 2 czy 3 miesiącach dałem rady przetruchtać ten dystans! A ty byś chciała po 3 tygodniach, robiąc tyle co nic - czytanie twoich nieuzasadnionych jęków było bardzo irytujące.

No, zobaczymy co dalej! Trzymam kciuki.
PKO
Yummvi
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 11
Rejestracja: 30 mar 2015, 00:14
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Wytłumacz mi "robiąc tyle co nic" bo nie rozumiem. Co niby miałam jeszcze robić? W tym momencie to ty mnie zirytowałeś, bo jako początkowy biegacz mam prawo prosić o pomoc i pytać osoby bardziej doświadczone ode mnie! Dla mnie wydawało się to dziwne, dla osób biegających to normalne.

Poza tym, wiem o ludziach którzy jak ja mają problem na 500 metrach ale o tym nie mówią i się poddają. Tutaj na forum są ludzie którzy biegają sporo (jak dla mnie 2km to sporo) więc nie mogłam się jakoś dopasować do sytuacji.

Jeśli ciebie to irytuje to opuść ten wątek - zrobisz mi przysługę i nie będę się irytować nic nie znaczącym człowiekiem.
godzinka
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 3
Rejestracja: 14 kwie 2015, 12:51
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

hej wszystkim (tak przy okazji 1 posta)

Jestem na podobnym etapie do Ciebie. Moje bieganie to coś 3 razy wolniejszego od tego co bym biegiem nazwał a gdy przechodzę do marszu to od razu zaczynam szybciej się przemieszczać niż biegnąc więc beznadziejne czasy moim zdaniem to nic dziwnego dla kogoś kto całe życie miał awersję do biegania.

tak czy inaczej jest frajda gdy wyprzedzam kogoś szybkim marszem, żeby po chwili mnie wyprzedził jak zaczynam biec :hejhej:
a postępy... gdybym znowu zrobił pierwszy trening to wiem, że poszedłby jak po maśle
danon1973
Wyga
Wyga
Posty: 89
Rejestracja: 05 mar 2015, 21:40
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Yummvi, jeśli mogę coś doradzić... spróbuj tabaty.
Tabata to są krótkie (4 minuty) ćwiczenia + kilka minut rozgrzewki przed i kilka minut rozciągania po, które bardzo zwiększają zarówno wydolność tlenową jak i beztlenową. Poczytaj o tym na necie.

Tak w skrócie moja historia ;)
W grudniu zacząłem ćwiczyć... ze względu na dużą otyłość (185 cm i 113,5 kg) oraz rosnące ciśnienie (najczęściej 140x95 ale nie rzadko 156 x 98 i wyżej), tętno spoczynkowe miałem wtedy 84. Ostatni dzwonek to był.

kawałek historii wykropkuję, bo to nie jest istotne dla sprawy ........................................... ;)

i tak doszliśmy do lutego. Od początku lutego zacząłem skakać na skakance oraz biegać... tak pod domu, na bosaka... od ściany do ściany ;) (45 minut dziennie, 4 razy w tygodniu).
Na początku marca zrobiłem sobie marsz na 7 km. Jak dobrze pamiętam w ciągu 54 minut go zrobiłem. Czułem się wyśmienicie i postanowiłem zacząć biegać... ale tak normalnie, po dworze.
Któregoś razu zrobiłem sobie próbną przebieżkę i... szok... po 400 metrach nie czułem nóg. Dokładnie ud. łydki były mocne, jak stal, od skakania na skakance ale uda jak z waty. Po tych 400 metrach czułem się jak dentka. Wyczerpany masakrycznie.
Czułem się załamany i chciałem już zrezygnować z biegania.
Dodam, że nigdy w życiu, nawet jako nastolatek, nie potrafiłem przebiec 800 metrów. Jedno okrążenie w szkole dawałem jeszcza jako tako radę, ale drugie to było mission imposible ;)

Chciałem zrezygnować z biegania, ale postanowiłem jeszcze spróbować tabaty. Wydolność krążeniową miałem już dobrą, sprawność organizmu też... ćwiczenia cardio na przykład z Mel B, nie sprawiały mi już najmniejszego problemu.
Postawiłem na tabatę z przysiadów. tylko przysiady.

W zeszłą sobotę zrobiłem sobie znów przebieżkę... taką testową. Przez 30 minut zrobiłem 4,5 km! REKORD ŚWIATA... jak dla mnie :) w życiu tyle nie przebiegłem za jednym razem. Jedynie tętno miałem trochę wysokie 156 - 166. Ale zmęczony się nie czułem i pewnie biegałbym dłużej (myślałem o 45 minutach) ale zaczęło mnie śródstopie lekko pobolewać a że jeszcze mam nadwagę (obecnie 98 kg) dałem sobie spokój. Zdrowie ważniejsze od rekordów ;)
Dziś byłem na kolejnej przebieżce... 5,5 km... ale już nie biegam ciągiem... 5 minut biegu, 2 minuty marszu z prędkością 7 km i tak na zmianę. Boję się trochę o swoje stawy z powodu tej wagi, dlatego nie chcę się przeciążać. Ale wiem, że jakbym chciał to mogę biec i biec :)

Polecam tabatę... może Ci pomoże?
Tylko uwaga! jeśli twój układ krążenia nie jest postawiony do pionu... a w dodatku jeśli palisz, to daruj sobie. Te 4 minuty potrafią człowieka wykończyć. Powinno się je robić na 101% swoich możliwości.
W takim wypadku zadbaj o ogólną kondycję najpierw a jak już będzie oki, spróbuj tabaty.

i pamiętaj... bieganie nie jest dla wybranych... jest dla każdego... tylko trzeba odpowiednio do tego podejść :)

Pozdrawiam i sukcesów :)
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ