Mam na imię Ania i mam 35 lat
Przygodę z bieganiem rozpoczęłam niedawno bo 26 lutego tego roku więc dopiero stawiam pierwsze kroki. Kiedyś, lata świetlne temu, dużo ćwiczyłam. Aerobic, indoor cycling, pilates i bieganie na bieżni (10km). Potem długo, długo nie było nic. Jakiś miesiąc temu, przed wyjazdem Mężona na delegację, napomknęłam, że może jutro pójdę biegać. Mężon zabrał mnie do sklepu i kupił ciuchy. Pojechał wieczorem na lotnisko a ja pełna zapału wyobrażałam sobie jak to nazajutrz będę biegała. No.
Wstałam, patrzę za okno tam deszcz i wiatr. No Kuuu. Normalnie wróciłabym do łóżka i korzystając z dnia urlopowego spałabym do południa. No ale te nowe ciuchy! Przecież się nie poddam. Ubrałam się i pobiegłam. 5km bez przystanków. Nie było łatwo ale niósł mnie ten pierwszorazowy zapał. Jak wróciłam do domu byłam z siebie taka dumna że już widziałam jak to śmigam po 10km bez najmniejszej zadyszki. Taaaa. Na drugi dzień koszmarne zakwasy. Naczytałam się jak z nim walczyć więc był sok wiśniowy, duże dawki witaminy B (zamiast piwa!), naprzemienne prysznice - zimna i gorąca woda oraz maść z ibuprofenem. Nie wiem co poskutkowało ale kolejnego dnia znowu wyruszyłam na wały i tak to się jakoś to kręci. Biegam 5km cztery razy w tygodniu. Początki były średnie ale jest coraz lepiej. Wczoraj pierwszy raz biegłam w równym tempie i skończyłam bez zadyszki.
Mężon się chyba bardziej wkręcił w moje bieganie niż ja bo zanabył mi odpowiednie obuwie, nowego grajka i więcej szmat. To też mnie motywuje no bo przecież nie mogę teraz powiedzieć 'a, znudziło mi się'
Do końca miesiąca będę biegała 4 razy w tygodniu ale od kwietnia chciałabym więcej. Teraz ogranicza mnie to, że czasem wracam do domu po 18 i już jest za późno żeby śmigać po wałach bo szybko się ściemnia ale w perspektywie mamy zmianę czasu

I tu pojawia się pytanie czy mogę do kwietnia biegać codziennie z wyłączeniem niedzieli? I jak zwiększać dystans?
No chyba, że dam się ponieść wyobraźni.... pobiegnę jak Forest i nagle znajdę się w Rzeszowie
