Bartek Mejsner- przez Marathon des Sables na Muztagh Ata

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Odchudziłem się ponad miarę, stwierdziłem dzisiaj patrząc rano w lustro. Emocjonalnie. Do tego malowanie ścian w domu, wszystko przygnębiająco pokryte cieniutką białą warstwą wszędziewchodzącego bezczelnego pyłu. Nawet czytać mi się nie chce. Raz, dwa, trzy- otwieram tylko na chwilę by ze zniecierpliwieniem, że nie wiem o czym czytam, odłożyć. Ciągle o tym samym myślę- upływający czas odrywa mnie od wszystkiego, tiktaktiktak. Czterdzieści- że też właśnie teraz, kiedy zupełnie mi to nie pasuje. Chrzanić to, powtarzam odkąd mnie dopadło, ale zaklęcie za nic nie chce działać.
Pustka wypełnia się z dnia na dzień pęczniejącą pomału, ale zauważalnie, styropianowo suchą gulą strachu. Już nie leżę sobie spokojnie w znajomym hamaczku, zawieszonym bezpiecznie pomiędzy oddalającym się wspomnieniem o tym, że m o g ę biec po górach przez dwie doby, a odległym nierealnie planem. Już za kilka chwil znowu się zacznie...Podołam? Nawet pisząc to czuję jak rośnie mi tętno, niespokojnie wali serce.
Może właśnie dlatego biega mi się tak lekko? Paradoksalnie lekko bo odchudziłem się przecież tylko wirtualnie. To dowód wprost na to, że biega się głową, łapy są tylko żeby się nie przewrócić.


halo! Czy ja piszę po Polsku? Czy ktoś mnie rozumie? aaaaaaaaaaaaaaaa
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Nastawiając wieczorem budzik nie mogę odnaleźć w sobie nienawiści, którą żywię do niego kiedy się odzywa. Może dlatego tak zabawne wydało mi się to co ustawiłem... "Jak dobrze wstać skoro świt, jutrzenki blask..." Zupełnie nieśmieszne. O żesz k...tradycyjnie walczę ze skurczybykiem, zaspanymi palcami usiłując przerwać ten koszmar.Ciuchy muszą leżeć przygotowane obok i leżą niestety, leżą i mrugają. Czas nigdy tak nie przyspiesza jak tuż przed 5tą rano. Raz raz raz. Biegnę.
Właśnie, właśnie tęsknię za zimą, lekkim przymrozkiem choćby, myślę wpadając po kostki w błoto. Trzeba będzie uprać buty. Nie lubię ich prać, są potem takie irytująco sztywno czyste, jak nie moje. Obcierają. Jeszcze jeden zakręt, podbieg, który w tajemniczy sposób jest zbiegiem, bo taki łatwy i już stoję na samym końcu pętli, na zasikanych torach kolejowych.
Budzę się i z uczuciem lekkiej paniki, jak to zwykle w dzień wolny od pracy, kiedy nic na mnie nie dzwoni, podrywam. Cholera tylko mi się śnił ten poranny bieg. Bardzo realistycznie było myślę, niezły jestem w te klocki. Szkoda... 9.30 upał.
Nalewam sobie kawę. Na oknie stoją łypiąc przyjaźnie ociekające po praniu buty. A jednak... :)
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Czuję się jak postać z kreskówki, pomyślałem dzisiaj i nagle zdałem sobie sprawę, że wszyscy oprócz mnie wiedzą o tym już od dawna.
Wiszę poza krawędzią skały od jakiegoś czasu, ale nie spadam, bo przecież nie wiem, że grunt mi się urwał. Wszyscy inni widzą i ze skrywanym, złośliwym, pełnym satysfakcji i wyższości śmiechem przypatrują się ukradkiem, jak przebieram nogami nie mając pod nimi nic. Szybciej i szybciej i nic, ciągle nic, jałowy bieg. Śmieszny, ale nie fajny.
Jeśli Benjamin Button mógł starzejąc się młodnieć, to ja mogę zestarzeć się jednej nocy i to będzie właśnie dzisiaj, raz, a dobrze. Nie da się trochę tylko wysiąść z pociągu. Chciałbym życzyć sobie żeby nikt niczego mi nie życzył. Niech sobie tylko patrzy, ok?
Nagle, bez wyraźnego powodu, spoglądam w dół i wszystko staje się jasne, nie dość, że nie jestem prawdziwy to nawet nie dostałem do zagrania głównej roli w prawdziwym filmie. Tylko dlaczego do cholery ciągle bolą mnie nogi, dlaczego w ogóle coś mnie boli? Chwila zrozumienia i już mnie nie ma. Szkoda, że nie byłem kotem- ten dostał siedem szans, nie jedną.
Pstryk.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

raz jeszcze to samo, ale inaczej bo w wersji apgrejdowanej przez Sylwettę Księżniczkę Wiatru
https://www.youtube.com/watch?v=1Q5KY0DoKsQ
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

http://www.magazynbieganie.pl/ptl-utmb- ... ie-placza/

mój ostatni pobiegowy blogowy wpis. mam nadzieję nie przynudzone. :)
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Nigdy więcej nie będę niczego obiecywać- obiecuję sobie kolejny raz. To nawet trudniejsze niż rzucanie palenia. Jakoś głębiej uzależnia, a może zaplątuje człowieka bardziej niż banalny fizyczny nałóg.
Cały tydzień obiecywałem sobie, że jutro pobiegam- jutro to już na pewno. I coś zawsze w poprzek stawało. Kiedy w niedzielę rano poczułem, że chcę, rzeczywiście chcę- pomimo braku czasu udało się to wmontować bez problemu i to dwa razy nawet. Nic na siłę obiecuję sobie...
Nie lubię być źródłem rozczarowań. Chlapnę coś, a potem brakuje asertywności by zrobić to co dobre dla mnie samego. Nie zawsze to najważniejsze żeby robić dobrze samemu sobie bez oglądania się lub rozglądania, ale czasem tak trzeba. Zwłaszcza jesienią. Piszę zwłaszcza bo zbliża się jesień. Co mnie więc obchodzi co jest ważne zimą, wiosną lub latem?
Las podobno wycięli nie do poznania. Pobiegnę o zmroku, może nie zauważę?
Tak sobie obiecuję.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Wygrzebuję się z samego dna i na chwilę pewnie. Dobrze, że ciągle biegam z większym zapałem niż piszę. Dla mnie dobrze oczywiście, bo bez biegania tyję. O pozbawianiu świata talentu i erudycji nie pomyślałem nawet przez chwilę.
Biegowa antyteza górskiej setki, a może raczej model oddający z zachowaniem skali to co czujemy przez te długie ultragodziny. Tysiąc metrów na bieżni, jeden tysiąc.
Przed startem mobilizacja, wystrzał hormonów. Start- zwykle zbyt szybki, pod koniec pierwszego koła przynosi załamanie tempa, w połowie drugiego rezygnację przechodzącą kilkadziesiąt sekund później w euforię mety. Wszystko na granicy pomiędzy daniem z siebie wszystkiego i odpuszczeniem. Nogi, płuca, ramiona, głowa- wszystko jak w górach...prawie.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Brak systematyczności zabija wszelkie przejawy aktywności, czego dowodzi moje bloga prowadzenie, albo nieprowadzenie, raczej. Tknięty tą myślą odkopuję więc swoje myśli nieuczesane.
Tyka mnie ostatnio często. Początek roku to widocznie czas, nie tylko obietnic, na próżno sobie składanych, ale tykania też. Odliczyłem znowu do trzech... trzy razy mnie ktoś dziobnął paluchem, że się zaniedbuję intelektualnie, co rzekomo nie pisząc robię. Otóż nie prawda, bo pisanie zastąpiłem uporczywszym niż dotąd przemyśliwaniem spraw. Ma to ten minus, że po zebraniu pięknego bukieciku głębokich i dojrzałych myśli, zapominam na chwilę o ich podlaniu i więdną mi niepostrzeżenie.
Nowy rok zapoczątkowałem takim oto wyzwaniem, rzuconym w twarz mojemu brakowi systematyczności- biegać codziennie, nie mniej niż 1000 metrów. Większość znanych mi biegaczy kwituje to dyskretnym gestem rysowanym palcem na czole. i szczerze powiedziawszy- bardzo mi z tego powodu przykro...no dobra, wisi mi to tak na prawdę, zresztą w tym samym miejscu mi wisi co plan treningowy. o!
Nie jest to wcale takie łatwe wyzwanie w tych okolicznościach przyrody, bo po pierwsze nie zawsze mi się jednak chce, po drugie bywam jednak zajęty lub zmęczony, a po najważniejsze jak już się przebiorę w obcisłe gatki, naciągnę skarpety kompresyjne jedynej słusznej firmy, koszulkę, pas pulsometru i inne artefakty...to szkoda mi na tak krótko wychodzić.
uff. I tak po zaledwie 20 z 365 dni mam nabiegane ponad 250 km i jestem zmęczony jak nigdy chyba dotąd. Dowodem na to jest to, że biegam dwa razy dziennie. Raz kiedy biegam, drugi kiedy śnię o bieganiu. Paranoja, czeski film. O bieganiu.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Tak długo biegam i ciągle jeszcze nic nie wiem. Gdyby chodziło o jakiś prostszy mechanizm uznałbym sam siebie za idiotę... W sobotę dycha- w założeniu szybka, chociaż wiem, że z treningu wprost, rekordową nie będzie i tak właśnie było- nie była. Wiem to, oczywistym jest, a jednak tli się w głowie, jak zawsze, nadzieja, że samo się będzie biegło, odpalą jakieś mechanizmy uśpione...nie odpaliły psia mać. Tętno jakieś takie niemrawe, niby wysokie, ale powinienem móc wkręcać się na wyższe obroty, żadnej sprężystości, w głowie marmolada. Zły jestem. Do domu wracałem oczywiście biegiem, grubo po północy, i oznaczało to, że już w dzień nie muszę i nie będę. Czasem jak nie muszę to chcę, ale poszedłbym o zakład i wygrałbym, że tym razem będzie inaczej... W poniedziałek długie wybieganie z soboty ze świdrującą głowę myślą, że będzie ciężko w nogach i w głowie. I zaskoczenie, tamte mechanizmy odpaliły, samo się biegło, ku chwale pustych alejek, kry kurczącej się na zalewie, bezmyślnych kaczek i sznura samochodów dmuchających mi w nos spalinami. Szybko i bezboleśnie. Wiem, że nic nie wiem.
Już 335 w styczniu.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Jak bumerang wraca u mnie temat jedzenia, albo raczej za przeproszeniem, bo inaczej się nie da- w**********. Moje codzienne od jutra, dzisiaj przybrało postać budzących mój wstyd lubelskich produktów lokalnych- cebularzy, do tego ze smalcem i z solą. Nie dość, że jestem teraz gruby to jeszcze śmierdzę. Z sakramentalnym- od JUTRA- na ustach, dopchałem dwoma kromkami świeżego chleba z nutellą. Muszę ją dojeść dziś wieczorem- tę nutellę, inaczej będzie mnie łamać już zawsze, dojem więc i basta! No więc od jutra...
Po sobotnim treningu z grupą, nie powiem uczciwie zasłużyłem na sobotnie gigakalorie, ciągle boli mnie tyłek. Będzie bolał do jutra- mam to opanowane perfekcyjnie. W niedzielę było bajkowo, jakkolwiek banalnie i kiczowato by to nie zabrzmiało- IDEALNIE.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Mała Mi obudziła się dzisiaj w promiennym nastroju, co od razu wzbudziło moje pełne podejrzeń zainteresowanie.
-Miałam piękny sen, zagaiła. Hmm? -Śniła mi się drabina po której wspinało się całe mnóstwo ślimaków. Hmm!!??? -Wiem, że to dla Ciebie obrzydliwe tatusiu, ale dla mnie było super.
Mówi super po mnie, też mówię, że było super kiedy wracam z długiego wybiegania. Patrzy wtedy na moje zakrwawione paluchy, hmm.
Każdy przecież ma swoje własne dziwactwa, nie?
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

To jest blog biegowy. Od czasu do czasu o tym piszę, żeby ktoś nie pomyślał, że się zgubiłem, albo pomyliłem, albo on sam coś pomieszał. Wczoraj miałem biegać interwały. Przesunąłem je na przyszły tydzień, podobnie jak te z poprzedniego tygodnia na ten, wybieganie na jutro, a z jutra na dzisiaj coś luźnego, tak jak wczoraj. I tak właśnie usystematyzowałem swój trening per fe kcyj nie. Widzę na horyzoncie moje nieprzesuwalne plany biegowe. Maraton zamierzam na przykład pobiec na wiosnę, nie później niż do końca października i nie wolniej niż w granicach 4.50- 5.30 /km. Dobrze zaplanowane bieganie to połowa sukcesu. Idę na pączka, tak nakazuje mi przyzwoitość- tradycja jest ważna. Uporządkowanie i tradycja, tak mi mówcie.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Po prostu idealny dzień- jak w piosence Lou Reeda, która zresztą łazi za mną czasem, teraz na przykład przylazła. Dzień jak co dzień, ważne żeby się na nim poznać, lepszy może się nie trafić...To dokładnie jak z bieganiem- liczy się tylko to jedno jedyne i nawet jeśli parszywe jak wczoraj, to najpierwsze. Pomyślałem o tym, że pełno kontuzjowanych naokoło mi się namnożyło i pocisnąłem, za tego kilometr, za tamtego góreczkę i za jeszcze jedną nogę co nie może- kółeczko. Niech ma i niech ja mam. Znienacka dzisiaj śniegiem sypnęło, krótko, ale treściwie. No to ja na odwrót, długo i cichutko. Perfect Day.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Przekroczyłem, już w tym roku 800 km- to myśl, która przyszła mi do głowy podczas wczorajszego biegu. Nie bez powodu o tym pomyślałem bo trzeszczę z lekka ostatnio, znaczy się sporo jak na mnie tego wysiłku, a dokładam go ciągle. Dużo pod górę, po lesie, grząsko i ślisko. Sił rośnie, sił ubywa- nie na zmianę, a jednocześnie. To balansowanie na cienkiej linie jest tym trudniejsze, że wcale jej nie widać, trzeba słuchać czy nie trzeszczy zbyt niepokojąco lub ostrzegawczo i zasuwać dalej...Justyna K. napisała, że bez przemęczenia nie da się postawić nogi wyżej. Tak jest! - trzeba sięgać, wychylać się, podjąć ryzyko, a niech tam nawet strzeli coś, lepiej nie, ale jeśli tak musi być żeby zrobić krok w chmury to warto przecież, prawda?
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Pod górę mogę tylko z sercem w gardle, tak właśnie lubię i już. W dół na złamanie karku, choćby stoper był wyłączony, przecież tylko wtedy moje powolne ciało może nabrać prędkości i wiatru. Po to są dla mnie góry. Jadę niczym z bidonem do strumienia, napełniam i napawam się potem tygodniami.
Trafiło mi się piękne pożegnanie zimy, najlepsze- w górach i pośród mi podobnych. Pobiegałem w zaspach do kolan, wspiąłem na szczyt, napatrzyłem się, zmęczyłem. Napełniłem swój bidon.
Przy okazji ktoś docenił coś co wydawało się ważne tylko mnie samemu. Wzruszyłem się.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
ODPOWIEDZ