
W każdym razie sezon się skończył. Wnioski należało wyciągnąć i popracować nad brakami. A te największe wydają mi się, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że zakochałem się w bieganiu po górach, w przygotowaniu siłowym. Zatem po miesiącu przerwy po maratonie w Poznaniu, w listopadzie, ruszyłem znowu z planem pana Skarżyńskiego, jednak trochę go modyfikując. Znając moje lenistwo i chęć do przekładania ćwiczeń innych niż bieganie, zaopatrzyłem się w karnet na siłownie, a instruktor rozpisał mi trening ogólnorozwojowy. Niezbyt mocny, ale wystarczający, żeby się zmęczyć. Głownie przysiady różnego rodzaju, z obciążeniem w postaci kettla, na jednej nodze, martwy ciąg, huśtawki, ćwiczenia z gumami. Dwa razy w tygodniu. W plan to wpasowałem w taki sposób, że jeden dzień traktowałem, jako trochę wzmocnione ćwiczenia, które były w planie. A drugie wleciało kosztem najkrótszego treningu biegowego. Także zostały w tygodniu dwa crossy, długie wybieganie, i raz OWB1.
Problem pojawia się w drugiej fazie treningu. Tutaj mamy dwa razy w tygodniu OWB1 plus siła biegowa, dwa razy WB2, plus spokojne wybieganie. I mam ciężki zgryz jak to pogodzić, bo przynajmniej do połowy lutego planuję ćwiczyć na siłowni dwa razy w tygodniu, żeby na miesiąc przed startem w sobótce, dołożyć już 5 dzień biegania. Najrozsądniejsze wydaje mi się zastąpienie jednej siły biegowej, nogi dosyć ostro dostają w dupę na siłowni. Ewentualnie po zrezygnowaniu z jednej serii siły biegowej, mógłbym delikatnie zwiększyć tą drugą. W każdym razie liczę na dobre rady bardziej doświadczonych biegaczy.