MEL. - Schody do Nieba (a właściwie na Everest)
Moderator: infernal
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Czwartek 25 grudnia. Dziś był spokojny bieg nawet pod koniec trochę przeplatany marszem 2h15' ok. 20 km. Na pierwszej pętli towarzyszył mi syn, na drugiej sąsiad (pozdrawiam!). Dlatego bardzo miło mi to wszystko przeleciało. Ciepło, podłoże wilgotne, ale bez większych kałuż czy błota. Nic nie padało, ale słońce też się nie chciało przebić.
Dieta:
rano: woda z cytryną, pół grapefruita, jabłko;
śniadanie: sałatka z sałaty rzymskiej, szpinaku baby, czarnych oliwek, kiszonego ogórka, suszonych pomidorów w oleju rzepakowym, namoczonych pestek dyni; kromka razowego chleba z ziarnami; cebula z olejem lnianym; herbata malinowa z suszu;
[bieg]
woda z cytryną, sok z jabłek;
obiad: wczorajszy barszcz z uszkami; ziemniaki, kapusta z grzybami, gotowany groch; herbata malinowa;
zakwas z buraków, gruszka, jabłko;
herbata malinowa;
kolacja: sałatka z gotowanych buraków i marchwi, ogórka kiszonego, jabłka, cebuli z olejem lnianym; makówki; kompot z czereśni z owocami.
Dieta:
rano: woda z cytryną, pół grapefruita, jabłko;
śniadanie: sałatka z sałaty rzymskiej, szpinaku baby, czarnych oliwek, kiszonego ogórka, suszonych pomidorów w oleju rzepakowym, namoczonych pestek dyni; kromka razowego chleba z ziarnami; cebula z olejem lnianym; herbata malinowa z suszu;
[bieg]
woda z cytryną, sok z jabłek;
obiad: wczorajszy barszcz z uszkami; ziemniaki, kapusta z grzybami, gotowany groch; herbata malinowa;
zakwas z buraków, gruszka, jabłko;
herbata malinowa;
kolacja: sałatka z gotowanych buraków i marchwi, ogórka kiszonego, jabłka, cebuli z olejem lnianym; makówki; kompot z czereśni z owocami.
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Piątek 26 grudnia. Dziś biegałam z tatą (73 lata). Dostał ode mnie pulsometr, więc poszliśmy przetestować. Kręciliśmy się około 1,5 godziny raczej wolnym tempem z przerwami na marsz. Zrobiłam 8 przebieżek. Chwycił fajny mrozek, spadło odrobinę śniegu, w południe przebijało się słońce. Było cudnie. Ale łapy mi zmarzły, bo miałam za cienkie rękawiczki.
Wieczorem poszłam na spacer po lesie i okolicy (1,5 godziny).
Dieta:
herbata malinowa; pomarańcza;
śniadanie: kasza jaglana z daktylami, orzechami, rodzynkami, wiórkami kokosowymi, konfiturą z czarnych porzeczek (kwaśśśne); pół banana, jabłko; napar z czystka;
[bieg]
obiad: zupa grzybowa, kromka chleba razowego z ziarnami; pieczone warzywa (marchew, burak, pasternak, ziemniak, skiełkowana czerwona soczewica, cebula, dynia, cukinia, olej rzepakowy z ziołami, sól); pieczony łosoś; napar z czystka;
podwieczorek: banan, jabłko; buła orkiszowa z pastą orzechową (orzechy ziemne, włoskie, migdały, nerkowce); garść orzechów włoskich i nerkowców, sok z jabłek;
kolacja: sałatka z sałaty rzymskiej i szpinaku baby, czarnych oliwek, ogórka kiszonego, pomidorów suszonych w oleju rzepakowym, uprażonych pestek dyni i słonecznika; buła orkiszowa z pastą orzechową; pralinka; herbatnik; czarna herbata;
sok z malin, 2 gruszki; napar z czystka.
Wieczorem poszłam na spacer po lesie i okolicy (1,5 godziny).
Dieta:
herbata malinowa; pomarańcza;
śniadanie: kasza jaglana z daktylami, orzechami, rodzynkami, wiórkami kokosowymi, konfiturą z czarnych porzeczek (kwaśśśne); pół banana, jabłko; napar z czystka;
[bieg]
obiad: zupa grzybowa, kromka chleba razowego z ziarnami; pieczone warzywa (marchew, burak, pasternak, ziemniak, skiełkowana czerwona soczewica, cebula, dynia, cukinia, olej rzepakowy z ziołami, sól); pieczony łosoś; napar z czystka;
podwieczorek: banan, jabłko; buła orkiszowa z pastą orzechową (orzechy ziemne, włoskie, migdały, nerkowce); garść orzechów włoskich i nerkowców, sok z jabłek;
kolacja: sałatka z sałaty rzymskiej i szpinaku baby, czarnych oliwek, ogórka kiszonego, pomidorów suszonych w oleju rzepakowym, uprażonych pestek dyni i słonecznika; buła orkiszowa z pastą orzechową; pralinka; herbatnik; czarna herbata;
sok z malin, 2 gruszki; napar z czystka.
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Sobota 27 grudnia: rano yoga-vinyasa rozciąganie 1h15', wieczorem spokojny bieg 12,5km 1h25'. Biegałam po ciemku, mrozek ok. -7oC, baaaardzo przyjemnie.
Dieta:
rano pół grapefruita, gruszka, zimna herbata malinowa;
[joga]
śniadanie: gotowany ryż z konfiturą z czarnych porzeczek; orzechy włoskie; banan;
II śniadanie: sałatka (sałata rzymska, szpinak baby, czarne oliwki, ogórek kiszony, suszone pomidory, uprażony sezam, olej rzepakowy z ziołami); pół bułki orkiszowej; herbata malinowa;
obiad: wczorajsza zupa grzybowa (jw.); odgrzane wczorajsze pieczone warzywa (jw.);
podwieczorek: gruszka, mandarynki, pierniki, sezamki, czarna herbata;
[bieg]
kolacja: kasza gryczana niepalona, "leczo" warzywne (cebula, czerwona papryka, cukinia, passata pomidorowa, olej rzepakowy, sól i przyprawy, pestki dyni); gotowana ciecierzyca; napar z czystka.
Dieta:
rano pół grapefruita, gruszka, zimna herbata malinowa;
[joga]
śniadanie: gotowany ryż z konfiturą z czarnych porzeczek; orzechy włoskie; banan;
II śniadanie: sałatka (sałata rzymska, szpinak baby, czarne oliwki, ogórek kiszony, suszone pomidory, uprażony sezam, olej rzepakowy z ziołami); pół bułki orkiszowej; herbata malinowa;
obiad: wczorajsza zupa grzybowa (jw.); odgrzane wczorajsze pieczone warzywa (jw.);
podwieczorek: gruszka, mandarynki, pierniki, sezamki, czarna herbata;
[bieg]
kolacja: kasza gryczana niepalona, "leczo" warzywne (cebula, czerwona papryka, cukinia, passata pomidorowa, olej rzepakowy, sól i przyprawy, pestki dyni); gotowana ciecierzyca; napar z czystka.
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Niedziela 28 grudnia. No właśnie - niedziela. Plany fantastyczne: jakaś 20-tka w lesie, potem joga, może potem jeszcze basen i sauna, a jeszcze wieczorem koncert świąteczny Mietka Szczęśniaka. A tymczasem budzę się o godz. 5 w nocy i czuję, że muszę coś zjeść. Zjadam pierniki, popijam herbatą z melisy, chwilę czytam i zasypiam znów. Córka budzi mnie trzaskaniem naczyń do śniadania ok. godz. 9. Dobra. Wstaję. Ważę się i oczom nie wierzę: 60,3 kg. Ważę się jeszcze potem kilka razy i wciąż to samo. Ale nie popadam w samozachwyt, chyba odwodniona jestem. Czy coś. Śniadanie, zmywanie, zakupy na bazarku, bieg. Wychodzę z domu, mrozek jak poprzednio, ale jest jasno, nic nie pada, słońca nie widać. Dziwnie się czuję, nogi jakieś miękkie, szybko się męczę. Biegam z koleżanką po lesie. Robię ok. 11 km, ale sama nie wiem jak. Wracam do domu ledwie żywa. Piję. Kąpiel. Ponowne ważenie: 60,7 kg - ta waga zwariowała, ważę się na drugiej - to samo. Siadam do obiadu - córka mówi, że jestem strasznie blada. Czuję się też blado. Kładę się, chwila z książką, ale zaraz wpadam w drzemkę przy dźwiękach trójkowej Siesty i głosie młodego Kydryńskiego. Uwielbiam tę audycję i staram się słuchać co tydzień (choć nierzadko miewam odloty i naprawdę drzemię). O godz. 17 wiem, że już na żadną jogę nie pójdę. Na basen też nie. Czuję, że mam jakieś wysokie tętno (60 Herz-klekotów na minutę), czuję się zmęczona. Dzieci robią deser. Na koncert jednak się zbieram. Ale pochrzaniłam kościoły i pojechałam nie tam gdzie trzeba, więc ostatecznie do właściwego trafiłam pół godziny po rozpoczęciu. Mietek był OK, ale dźwiękowiec schrzanił swoją robotę. Jak dla mnie to było za głośno i za dużo przesterów. Potem zaliczyłam ponownie spacer na mrozie i czułam się już lepiej. Kolacja. I teraz siedzę przy kompie i piszę. Ale nie chce mi się znów przypominać swojej diety - właściwie nie wiem po co to robię. Dobra, jeszcze dziś spróbuję się zmusić, a od jutra to chyba będę zapisywać.
Dieta:
w nocy: 2 pierniki, napar z melisy;
śniadanie: napar z czystka, 4 mandarynki, pełnoziarniste tosty z awokado i liśćmi szpinaku baby, cykoria, gruszka, garść orzechów włoskich;
II śniadanie: herbata malinowa; mandarynka;
[bieg]
obiad: zupa jarzynowa z grzybami (kapusta pekińska, cebula, por, marchew, podgrzybki, makaron pełnoziarnisty, sól, przyprawy, sos sojowy); kasza gryczana niepalona + "leczo" warzywne + ciecierzyca (jw.); herbata owocowa;
[drzemka]
deser: lody czekoladowe z kawałkami gorzkiej czekolady; orzechy włoskie, pół banana; czarna herbata;
[koncert]
kolacja: duże jabłko; 2 herbatniki; kasza + leczo + ciecierzyca jak na obiad (bo to dobre było, a zrobiłam dużo); kawa zbożowa;
...
i jeszcze 2 garście solonych orzeszków ziemnych.
Dieta:
w nocy: 2 pierniki, napar z melisy;
śniadanie: napar z czystka, 4 mandarynki, pełnoziarniste tosty z awokado i liśćmi szpinaku baby, cykoria, gruszka, garść orzechów włoskich;
II śniadanie: herbata malinowa; mandarynka;
[bieg]
obiad: zupa jarzynowa z grzybami (kapusta pekińska, cebula, por, marchew, podgrzybki, makaron pełnoziarnisty, sól, przyprawy, sos sojowy); kasza gryczana niepalona + "leczo" warzywne + ciecierzyca (jw.); herbata owocowa;
[drzemka]
deser: lody czekoladowe z kawałkami gorzkiej czekolady; orzechy włoskie, pół banana; czarna herbata;
[koncert]
kolacja: duże jabłko; 2 herbatniki; kasza + leczo + ciecierzyca jak na obiad (bo to dobre było, a zrobiłam dużo); kawa zbożowa;
...
i jeszcze 2 garście solonych orzeszków ziemnych.
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Poniedziałek 29 grudnia. Miałam rano zrobić trochę schodów - nie wyrobiłam się. Po południu miało być więcej - ale nic z tego. Jak na złość zaczęło mnie boleć kolano. Nie lewe, jak poprzednio. Prawe. I to wcale nie rano, zaraz po przebudzeniu. Wcale nie podczas chodzenia. Zaczęło mnie boleć gdy sobie siedziałam i pomyślałam o tym, że będę dziś chodzić po schodach. A zatem wieczorem zrobiłam 2x21 pięter, ale potem odpuściłam, bo nie czułam się pewnie ani z tym kolanem, ani z ogólnym samopoczuciem. Za to wieczorem poszłam na basen i robiłam cyrk. Brodziłam w wodzie sięgającej mi (excusez-moi!) spojenia łonowego w małym brodziku 5x5' z przerwą 1' siedząc na bąbelkach. Dodatkowo oporowałam jeszcze rozczapierzonymi dłońmi. Brodzik jest tak mały, że przejście go dookoła wynosi 27 kroków. Nie liczyłam ilości okrążeń, bo bym chyba zwariowała. Cała moja uwaga skupiona była na tym, aby nie myśleć o tym, co myślą inne osoby korzystające w tym czasie z basenu, w szczególności Ci, którzy siedzą w brodziku albo pobliskim jacuzzi. Starałam się myśleć o teorii względności, bo czytam teraz/przeczytałam książkę o Einsteinie. Nie wiem jak ja się dochrapałam dyplomu magistra inżyniera uczelni technicznej, skoro nie wierzę w prąd.
A potem posiedziałam w saunie fińskiej 2x15' z lodowatym prysznicem na koniec.
Dieta:
rano: herbata malinowa, 2 mandarynki;
śniadanie: 2 buły orkiszowe z pastą z namoczonych ziaren słonecznika - jedna z ziarnami słonecznika zmielonymi z suszonymi pomidorami w oleju rzepakowym z ziołami i odrobiną nierafinowanego oleju słonecznikowego, druga z ziarnami słonecznika zmielonymi ze świeżymi liśćmi szpinaku baby z odrobiną oleju słonecznikowego, cykoria, 2 mandarynki;
3 duże jabłka, banan, spory kawałek gorzkiej czekolady, czarna herbata;
obiad: makaron z zielonym pesto z gotowaną ciecierzycą;
[schody]
kolacja: zupa jarzynowa z grzybami (jw.); sezamki; herbata malinowa;
[basen]
woda, kwas buraczany, napar z melisy;
garść nerkowców.
A potem posiedziałam w saunie fińskiej 2x15' z lodowatym prysznicem na koniec.
Dieta:
rano: herbata malinowa, 2 mandarynki;
śniadanie: 2 buły orkiszowe z pastą z namoczonych ziaren słonecznika - jedna z ziarnami słonecznika zmielonymi z suszonymi pomidorami w oleju rzepakowym z ziołami i odrobiną nierafinowanego oleju słonecznikowego, druga z ziarnami słonecznika zmielonymi ze świeżymi liśćmi szpinaku baby z odrobiną oleju słonecznikowego, cykoria, 2 mandarynki;
3 duże jabłka, banan, spory kawałek gorzkiej czekolady, czarna herbata;
obiad: makaron z zielonym pesto z gotowaną ciecierzycą;
[schody]
kolacja: zupa jarzynowa z grzybami (jw.); sezamki; herbata malinowa;
[basen]
woda, kwas buraczany, napar z melisy;
garść nerkowców.
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Wtorek 30 grudnia - dziś schody 4x21 pięter - ok. 2 godzinna przerwa - 5 x21 pięter, czyli razem 9x21 pięter. A wieczorem wybrałam się na masaż klasyczny całego ciała 60'. Drobnych przyjemności nigdy za wiele.
Dieta:
rano: sok z malin (domowa produkcja mojej mamy) z wodą;
śniadanie: 2 kanapki z pastą słonecznikową jw. - jedna z pomidorową, druga ze szpinakową; napar z czystka;
3 duże jabłka, czerwona papryka (surowa), kapusta kiszona, czarna herbata, spory kawałek gorzkiej czekolady, banan;
obiad: makaron z zielonym pesto z gotowaną ciecierzycą;
[schody]
[masaż]
kolacja: danie z ryżu mojej córki (ryż, kurkuma, olej rzepakowy, cebula, gotowany brokuł, zielony groszek, sól i przyprawy); kawałek ciasta bananowego mojej córki (pewnie były w nim jajka), pół jagodzianki (ale jakoś nie dopatrzyłam się w niej jagód, więc dodałam kwaśną jak cholera konfiturę z czarnej porzeczki mojej mamy); herbata z owoców leśnych; garść orzechów włoskich.
Dieta:
rano: sok z malin (domowa produkcja mojej mamy) z wodą;
śniadanie: 2 kanapki z pastą słonecznikową jw. - jedna z pomidorową, druga ze szpinakową; napar z czystka;
3 duże jabłka, czerwona papryka (surowa), kapusta kiszona, czarna herbata, spory kawałek gorzkiej czekolady, banan;
obiad: makaron z zielonym pesto z gotowaną ciecierzycą;
[schody]
[masaż]
kolacja: danie z ryżu mojej córki (ryż, kurkuma, olej rzepakowy, cebula, gotowany brokuł, zielony groszek, sól i przyprawy); kawałek ciasta bananowego mojej córki (pewnie były w nim jajka), pół jagodzianki (ale jakoś nie dopatrzyłam się w niej jagód, więc dodałam kwaśną jak cholera konfiturę z czarnej porzeczki mojej mamy); herbata z owoców leśnych; garść orzechów włoskich.
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Dziś Sylwester, pewnie wszyscy podsumowują rok 2014. Mój był całkiem udany, nie narzekam. Przywitałam ten rok stojąc na głowie, mając nadzieję, że w ten sposób zapoczątkuję coś szalonego. I w tym roku też zamierzam o północy stać na głowie, a zaraz potem klapnąć do łóżka.
Plany na przyszłość? Nie lubię jakoś tak daleko planować. Chciałabym nadal być szczęśliwa. Planuję być szczęśliwa.
W najbliższym miesiącu wracam do startów co weekend, więc będzie ciężko. Nie tylko ze względu na same wyścigi, bo z tym jest różnie, czasami biegnę sobie dla zaliczenia, ale przede wszystkim ze względów organizacyjnych - muszę wcześnie przygotować logistycznie, a potem i tak mam wyrzuty sumienia, że za mało jest mnie w domu - jako matki i jako gospodyni. Na szczęście podczas najbliższych startów (poza Wyzwaniem Everest, które jest w czasie ferii zimowych) towarzyszyć mi będą także dzieci.
Przy okazji opowiem Wam trochę o moim dotychczasowym doświadczeniu w startach na schodach. Oczywiście nigdy jeszcze nie brałam udziału w czymś nawet zbliżonym do Wyzwania Everest, ale na schodach już się ścigałam. Były to biegi na szczyt wieżowca Rondo1 w Warszawie i ogólnie rzecz biorąc polegały na jak najszybszym wbiegnięciu na górę, czyli pokonaniu 38 poziomów.
W 2011 roku dopiero co wróciłam z biegu 12 godzinnego, gdy miałam wziąć udział w Biegu na Szczyt (pierwsza edycja). Bez żadnych specjalnych przygotowań, bo byłam zbyt obolała po wcześniejszym ultra zrobiłam to w 6:26.
W 2012 roku obiecywałam sobie, że tym razem lepiej się przygotuję do biegu i trochę na schodach potrenuję. Ale na obietnicach się skończyło. Mój wynik to 7: 35.
W 2013 roku ponownie sobie obiecywałam i tym razem trochę się jednak po schodach poruszałam, ale w stosunku do moich obecnych treningów było to nic. Uzyskałam wynik 7:13, który mnie kwalifikował do biegu finałowego, w którym czas nie został zmierzony. Ale i tak uważam, że zrobienie tego 2 razy w przeciągu (chyba) 2 godzin, to niezły wyczyn.
W roku 2014 bardzo chciałam naprawdę, naprawdę dobrze pobiec i przygotowywałam się biorąc nawet udział w treningach organizowanych na schodach. I wszystko byłobo pięknie, ale w międzyczasie nabawiłam się takiej anemii, że sam bieg był totalną porażką. Już na 10 piętrze zdychałam i dosłownie w okolicy 30-tego musiałam stanąć, bo miałam wrażenie, że mdleję. Strasznie byłam zła na siebie, że nie zadbałam o to, z czym od lat miewam problemy i powinnam zwracać szczególną uwagę, tzn. morfologię. Czołgałam się wtedy 9:13 i na mecie wyglądałam tak:
Czy pobiegnę na szczyt Rondo1 w 2015 roku? Jeśli zdążę się zapisać, to na pewno powalczę.
Plany na przyszłość? Nie lubię jakoś tak daleko planować. Chciałabym nadal być szczęśliwa. Planuję być szczęśliwa.
W najbliższym miesiącu wracam do startów co weekend, więc będzie ciężko. Nie tylko ze względu na same wyścigi, bo z tym jest różnie, czasami biegnę sobie dla zaliczenia, ale przede wszystkim ze względów organizacyjnych - muszę wcześnie przygotować logistycznie, a potem i tak mam wyrzuty sumienia, że za mało jest mnie w domu - jako matki i jako gospodyni. Na szczęście podczas najbliższych startów (poza Wyzwaniem Everest, które jest w czasie ferii zimowych) towarzyszyć mi będą także dzieci.
Przy okazji opowiem Wam trochę o moim dotychczasowym doświadczeniu w startach na schodach. Oczywiście nigdy jeszcze nie brałam udziału w czymś nawet zbliżonym do Wyzwania Everest, ale na schodach już się ścigałam. Były to biegi na szczyt wieżowca Rondo1 w Warszawie i ogólnie rzecz biorąc polegały na jak najszybszym wbiegnięciu na górę, czyli pokonaniu 38 poziomów.
W 2011 roku dopiero co wróciłam z biegu 12 godzinnego, gdy miałam wziąć udział w Biegu na Szczyt (pierwsza edycja). Bez żadnych specjalnych przygotowań, bo byłam zbyt obolała po wcześniejszym ultra zrobiłam to w 6:26.
W 2012 roku obiecywałam sobie, że tym razem lepiej się przygotuję do biegu i trochę na schodach potrenuję. Ale na obietnicach się skończyło. Mój wynik to 7: 35.
W 2013 roku ponownie sobie obiecywałam i tym razem trochę się jednak po schodach poruszałam, ale w stosunku do moich obecnych treningów było to nic. Uzyskałam wynik 7:13, który mnie kwalifikował do biegu finałowego, w którym czas nie został zmierzony. Ale i tak uważam, że zrobienie tego 2 razy w przeciągu (chyba) 2 godzin, to niezły wyczyn.
W roku 2014 bardzo chciałam naprawdę, naprawdę dobrze pobiec i przygotowywałam się biorąc nawet udział w treningach organizowanych na schodach. I wszystko byłobo pięknie, ale w międzyczasie nabawiłam się takiej anemii, że sam bieg był totalną porażką. Już na 10 piętrze zdychałam i dosłownie w okolicy 30-tego musiałam stanąć, bo miałam wrażenie, że mdleję. Strasznie byłam zła na siebie, że nie zadbałam o to, z czym od lat miewam problemy i powinnam zwracać szczególną uwagę, tzn. morfologię. Czołgałam się wtedy 9:13 i na mecie wyglądałam tak:
Czy pobiegnę na szczyt Rondo1 w 2015 roku? Jeśli zdążę się zapisać, to na pewno powalczę.
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Środa, 31 grudnia - znów miałam plany na wcześniejszy poranny trening na schodach, ale nie zdążyłam, dlatego po południu zrobiłam 4x21pięter - ok. 1-godz. przerwa - 7x21 pięter, czyli razem 11x21 pięter. Potem miałam jeszcze przebiec się po Lesie Kabackim, aby rozwiesić tasiemki oznaczając Żółtą Trasę biegu Noworoczny Guzik z Pętelką, ale przekopałam cały dom i tasiemek nie znalazłam, w wyniku tego do lasu się nie wybrałam. Ale przed północą trochę potańczyłam, a o północy stanęłam na głowie.
Dieta:
rano: woda z cytryną,
śniadanie: ryż z kurkumą, mlekiem sojowym i garścią orzechów włoskich, herbata z suszu owocowego;
II śniadanie: 2 kromki pełnoziarnistego chleba z ziarnami z pastą słonecznikową (pomidorową/szpinakową) jw., napar z czystka,
2 duże jabłka, 2 ogórki kiszone, cykoria, banan; zielona herbata z jaśminem;
[schody]
obiad: czerwony dahl (cebula, czosnek, czerwona papryka, kapusta pekińska, czerwona soczewica, pasternak, seler, marchew, ziemniaki, kasza jęczmienna pęczak, olej rzepakowy, sól, chili, przyprawy, sos sojowy, passata pomidorowa, woda),
podwieczorek: 4 ciastka kokosowe (mojej córki); kokosowe kuleczki "rafałki" (moje); herbata zimowa;
kolacja: gotowana ciecierzyca z kromką razowca z ziarnami i olejem lnianym;
północ: woda z sokiem winogronowym (mojej mamy)
~~
Przypomniałam sobie, że Naczelny też kiedyś (w 2011 roku) trzepnął mi fotkę na schodach Rondo1. Udało mi się ją odnaleźć w otchłani internetu:
Dieta:
rano: woda z cytryną,
śniadanie: ryż z kurkumą, mlekiem sojowym i garścią orzechów włoskich, herbata z suszu owocowego;
II śniadanie: 2 kromki pełnoziarnistego chleba z ziarnami z pastą słonecznikową (pomidorową/szpinakową) jw., napar z czystka,
2 duże jabłka, 2 ogórki kiszone, cykoria, banan; zielona herbata z jaśminem;
[schody]
obiad: czerwony dahl (cebula, czosnek, czerwona papryka, kapusta pekińska, czerwona soczewica, pasternak, seler, marchew, ziemniaki, kasza jęczmienna pęczak, olej rzepakowy, sól, chili, przyprawy, sos sojowy, passata pomidorowa, woda),
podwieczorek: 4 ciastka kokosowe (mojej córki); kokosowe kuleczki "rafałki" (moje); herbata zimowa;
kolacja: gotowana ciecierzyca z kromką razowca z ziarnami i olejem lnianym;
północ: woda z sokiem winogronowym (mojej mamy)
~~
Przypomniałam sobie, że Naczelny też kiedyś (w 2011 roku) trzepnął mi fotkę na schodach Rondo1. Udało mi się ją odnaleźć w otchłani internetu:
Ostatnio zmieniony 01 sty 2015, 23:51 przez MEL., łącznie zmieniany 1 raz.
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Czwartek 1 stycznia. Od rana słuchamy Trójkowej Listy Wszechczasów i wieczorem Stairway To Heaven Led Zeppelin dociera na 2 miejsce. W międzyczasie (wciąż z radiową słuchawką w uchu) dobrze się bawię podczas Noworocznego Guzika z Pętelką, a wieczorem biegnę po lesie ok. 13 km 1h32', z czego pierwsze pół godziny w towarzystwie córki (też z radiowymi słuchawkami na uszach). Taki słodkie, noworoczne lenistwo.
Dieta:
rano: woda z sokiem winogronowym (mamy)
śniadanie: 2 wafle ryżowe z awokado i natką pietruszki, duże jabłko, kawałek ciasta bananowego (córki);
na mecie Guzika: kubeczek szampana, 2 guzikowe pierniczki (Ani), kawałek gorzkiej czekolady, kuleczka kokosowa (moja), herbata owocowa;
obiad: czerwony dahl jw. (baaardzo duży garnek tego zrobiłam, na 3 dni starczy)
podwieczorek: duże jabłko, spory kawałek czekolady, 3 ciastka kokosowe (córki), trochę włoskich orzechów, herbata Lady Grey;
[bieg]
gruszka, woda z cytryną;
kolacja: brązowy ryż z sosem (cebula, czosnek, nierafinowany olej rzepakowy, odrobina białego wina, natka pietruszki, szpinak baby, mleko sojowe, sól, gałka muszkatołowa);
2 kolacja: 4 wafle ryżowe z awokado i suszonymi pomidorami w oleju; kawa zbożowa.
(Czasami zapominam o czymś napisać, później edytuję poprzedni wpis, żeby uzupełnić.)
Dieta:
rano: woda z sokiem winogronowym (mamy)
śniadanie: 2 wafle ryżowe z awokado i natką pietruszki, duże jabłko, kawałek ciasta bananowego (córki);
na mecie Guzika: kubeczek szampana, 2 guzikowe pierniczki (Ani), kawałek gorzkiej czekolady, kuleczka kokosowa (moja), herbata owocowa;
obiad: czerwony dahl jw. (baaardzo duży garnek tego zrobiłam, na 3 dni starczy)
podwieczorek: duże jabłko, spory kawałek czekolady, 3 ciastka kokosowe (córki), trochę włoskich orzechów, herbata Lady Grey;
[bieg]
gruszka, woda z cytryną;
kolacja: brązowy ryż z sosem (cebula, czosnek, nierafinowany olej rzepakowy, odrobina białego wina, natka pietruszki, szpinak baby, mleko sojowe, sól, gałka muszkatołowa);
2 kolacja: 4 wafle ryżowe z awokado i suszonymi pomidorami w oleju; kawa zbożowa.
(Czasami zapominam o czymś napisać, później edytuję poprzedni wpis, żeby uzupełnić.)
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Piątek 2 stycznia. Jeszcze wczoraj planowałam, że raniutko popędzę na pierwszy trening schodowy przed pracą, a drugi zrobię po. Ale dość dobrze mi się spało i rano nie zdążyłam nic, nawet przygotować sobie obiadu. Dopiero wieczorem zrobiłam zaplanowane schody 10x21 pięter w 1h18' (łącznie ze schodzeniem).
Dużo rozmyślam nad taktyką Wyzwania. I stwierdzam, że to co robiłam dotychczas, czyli treningi co 2 stopnie, było właściwie bez sensu. Za bardzo skacze mi tętno i mimo 7-oddechowych odpoczynków co 7 pięter jestem jednak dość zajechana po kilku wejściach. Dzięki temu wchodzę oczywiście dużo szybciej, ale właśnie w tej zabawie nie o to chodzi, żeby było szybko i żeby szybko dać się zajechać. Muszę jednak zdecydowanie więcej przyłożyć się do wolniejszego, ale dłuższego włażenia, czyli normalne, spokojne wejścia co 1 stopień, a treningi co 2 robić sobie od czasu do czasu dla urozmaicenia i "na dobicie". A zatem dziś właściwie całość była powoli, ale dostojnie co 1 stopień. Już przy 8 razie zaczynałam odczuwać lekkie zawroty głowy i miękkie nogi, ale może też dlatego, że mało zjadłam, a w czasie treningu także nie piłam.
Gdyby założyć, że 5 wejść na 42 piętro zajmie mi 1h30' (ale wiadomo, że potem jest tylko gorzej - mając nadzieję, że zjazd windą jednak będzie trwał dużo krócej niż zejście, a co 5 wejść robić dłuższą np. ok. 20' przerwę), to 65 razy zajęłoby mi 19 i pół godziny. Wliczając w to jakąś jeszcze dłuższą przerwę na sen, to muszę stwierdzić, że jestem na granicy możliwości wykonania.
Na dobicie - podczas Guzika usłyszałam od kolegi, który również planuje Wyzwanie, że on planuje 66 razy, czyli chce się wspiąć ponad Everest. Ja cię kręcę!!! Ludziska to mają porąbane w głowach, no nie?
Dieta:
rano: woda z sokiem winogronowym i cytryną,
śniadanie: ryż pełnoziarnisty z mlekiem sojowym i garścią orzechów włoskich i migdałów;
2 duże jabłka, 2 ogórki kiszone, czerwona papryka, cykoria, szklanka ziaren słonecznika; zielona herbata jaśminowa;
obiad: nic, nie miałam czasu
[schody]
herbata zielona jaśminowa; woda z sokiem winogronowym;
kolacja: zapiekanka makaronowa (mojej córki - chyba: makaron pełnoziarnisty, wędzone tofu, passata pomidorowa, przyprawy); czerwony dahl, kawałek ciasta bananowego; napar z melisy.
Dużo rozmyślam nad taktyką Wyzwania. I stwierdzam, że to co robiłam dotychczas, czyli treningi co 2 stopnie, było właściwie bez sensu. Za bardzo skacze mi tętno i mimo 7-oddechowych odpoczynków co 7 pięter jestem jednak dość zajechana po kilku wejściach. Dzięki temu wchodzę oczywiście dużo szybciej, ale właśnie w tej zabawie nie o to chodzi, żeby było szybko i żeby szybko dać się zajechać. Muszę jednak zdecydowanie więcej przyłożyć się do wolniejszego, ale dłuższego włażenia, czyli normalne, spokojne wejścia co 1 stopień, a treningi co 2 robić sobie od czasu do czasu dla urozmaicenia i "na dobicie". A zatem dziś właściwie całość była powoli, ale dostojnie co 1 stopień. Już przy 8 razie zaczynałam odczuwać lekkie zawroty głowy i miękkie nogi, ale może też dlatego, że mało zjadłam, a w czasie treningu także nie piłam.
Gdyby założyć, że 5 wejść na 42 piętro zajmie mi 1h30' (ale wiadomo, że potem jest tylko gorzej - mając nadzieję, że zjazd windą jednak będzie trwał dużo krócej niż zejście, a co 5 wejść robić dłuższą np. ok. 20' przerwę), to 65 razy zajęłoby mi 19 i pół godziny. Wliczając w to jakąś jeszcze dłuższą przerwę na sen, to muszę stwierdzić, że jestem na granicy możliwości wykonania.
Na dobicie - podczas Guzika usłyszałam od kolegi, który również planuje Wyzwanie, że on planuje 66 razy, czyli chce się wspiąć ponad Everest. Ja cię kręcę!!! Ludziska to mają porąbane w głowach, no nie?
Dieta:
rano: woda z sokiem winogronowym i cytryną,
śniadanie: ryż pełnoziarnisty z mlekiem sojowym i garścią orzechów włoskich i migdałów;
2 duże jabłka, 2 ogórki kiszone, czerwona papryka, cykoria, szklanka ziaren słonecznika; zielona herbata jaśminowa;
obiad: nic, nie miałam czasu
[schody]
herbata zielona jaśminowa; woda z sokiem winogronowym;
kolacja: zapiekanka makaronowa (mojej córki - chyba: makaron pełnoziarnisty, wędzone tofu, passata pomidorowa, przyprawy); czerwony dahl, kawałek ciasta bananowego; napar z melisy.
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Sobota 3 stycznia. Początek dnia podobny do wielu innych sobót, czyli rano yoga ashtanga 1h30', po śniadaniu gotuję zupę i gnam na bazarek, potem jem zupę i... często zdarzało mi się właśnie po tym wyjść pobiegać do lasu. Ale dziś odsuwam to w nieskończoność. Słucham radia, jem obiad, czytam książkę, wyleguję się pod kocem. Do biegania dojrzewam wieczorem. Jest dość przyjemnie, choć myślałam, że ze względu na wiatr będzie "łeb urywać". W lesie chyba jakieś błoto, bo biega mi się dość miękko, ale nawet nie chcę włączać czołówki, bo tak jest dobrze. Wychodząc z domu myślałam, że zrobię swoją standardową 12,5 km pętlę, ale w międzyczasie zmieniłam zamiar i po 40' spokojnego biegu postanowiłam zrobić na asfalcie pod domem 10 przebieżek ok. 30-32" z przerwą 1'28"-1'30" w marszu. W ten sposób łącznie z powrotem do domu mój trening trwał 1h05'.
Dieta:
rano: woda z cytryną i sokiem winogronowym, kawałek ciasta (chlebka) bananowego;
[joga]
herbata owocowa;
śniadanie: gruszka, kasza jaglana gotowana na wodzie z daktylami i kawałkiem kory cynamonowej z odrobiną mleka sojowego oraz migdałami i orzechami włoskimi;
II śniadanie: gruszka;
obiad: zupa-krem z zielonego groszku (cebula, czosnek, nierafinowany olej rzepakowy, kapusta pekińska, mrożony groszek, ziemniaki, ziele angielskie, liście laurowe, sól, woda, szczypta gałki muszkatołowej) ze świeżo zmielonym siemieniem lnianym;
kasza gryczana palona z czerwono-pomarańczowymi duszonymi warzywami (cebula, czerwona papryka, dynia, passata pomidorowa, przyprawy) z garścią natki pietruszki;
deser: 2 jabłka, chlebek bananowy, kilka ciastek kokosowych (córki), herbata Lady Grey;
[bieg]
woda z sokiem agrestowym (mamy);
kolacja: 2 kromki chleba razowego z ziarnami i 1 buła orkiszowa z pastą orzechową i kwaśną konfiturą z czarnej porzeczki (mamy), napar z melisy.
Dieta:
rano: woda z cytryną i sokiem winogronowym, kawałek ciasta (chlebka) bananowego;
[joga]
herbata owocowa;
śniadanie: gruszka, kasza jaglana gotowana na wodzie z daktylami i kawałkiem kory cynamonowej z odrobiną mleka sojowego oraz migdałami i orzechami włoskimi;
II śniadanie: gruszka;
obiad: zupa-krem z zielonego groszku (cebula, czosnek, nierafinowany olej rzepakowy, kapusta pekińska, mrożony groszek, ziemniaki, ziele angielskie, liście laurowe, sól, woda, szczypta gałki muszkatołowej) ze świeżo zmielonym siemieniem lnianym;
kasza gryczana palona z czerwono-pomarańczowymi duszonymi warzywami (cebula, czerwona papryka, dynia, passata pomidorowa, przyprawy) z garścią natki pietruszki;
deser: 2 jabłka, chlebek bananowy, kilka ciastek kokosowych (córki), herbata Lady Grey;
[bieg]
woda z sokiem agrestowym (mamy);
kolacja: 2 kromki chleba razowego z ziarnami i 1 buła orkiszowa z pastą orzechową i kwaśną konfiturą z czarnej porzeczki (mamy), napar z melisy.
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Niedziela 4 stycznia. Dziś właściwie zaczynam przymusowy kilkudniowy babski reset. Ale rano pełna nadziei, że spokojnie sobie pobiegam po lesie wyciągnęłam swoja biegową przyjaciółkę i marszobiegiem posuwałyśmy się po ścieżkach przez niecałe 1,5 godz. (biegiem ciągłym naprawdę nie dawałam rady), a wieczorem poszłam na godzinną jogę regeneracyjną. I to tyle.
Przeczytałam, że jest jakiś organizowany jakiś trening na schodach 7 stycznia, ale nie mam FB, więc nie wiem gdzie i o której. Może ktoś z Was mi podpowiedzieć? https://www.facebook.com/groups/biegamyposchodach/
Dieta:
woda; woda z sokiem agrestowym;
śniadanie: gruszka, owsianka z odrobiną mleka sojowego, rodzynkami, orzechami włoskimi, tartym jabłkiem;
[marszobieg]
woda z sokiem agrestowym;
obiad: zupa-krem z groszku (jw.) ze świeżo zmielonym siemieniem lnianym; warzywa pieczone (burak, pasternak, ziemniak, dynia, marchew, por, skiełkowana soczewica czerwona, olej rzepakowy, sól);
podwieczorek: gruszka, garść domowego musli (płatki owsiane, płatki migdałowe, orzechy włoskie, orzechy ziemne solone...?), kawałek chlebka bananowego, lody czekoladowe z gorzką czekoladą, garść orzechów włoskich i nerkowców, herbata Lady Grey;
[joga]
herbata owocowa;
kolacja: trochę warzyw pieczonych z obiadu, gotowana czerwona fasola, czarne oliwki, bułka orkiszowa z musem orzechowym;
II kolacja: pół bułki orkiszowej z miodem, woda z sokiem agrestowym.
Przeczytałam, że jest jakiś organizowany jakiś trening na schodach 7 stycznia, ale nie mam FB, więc nie wiem gdzie i o której. Może ktoś z Was mi podpowiedzieć? https://www.facebook.com/groups/biegamyposchodach/
Dieta:
woda; woda z sokiem agrestowym;
śniadanie: gruszka, owsianka z odrobiną mleka sojowego, rodzynkami, orzechami włoskimi, tartym jabłkiem;
[marszobieg]
woda z sokiem agrestowym;
obiad: zupa-krem z groszku (jw.) ze świeżo zmielonym siemieniem lnianym; warzywa pieczone (burak, pasternak, ziemniak, dynia, marchew, por, skiełkowana soczewica czerwona, olej rzepakowy, sól);
podwieczorek: gruszka, garść domowego musli (płatki owsiane, płatki migdałowe, orzechy włoskie, orzechy ziemne solone...?), kawałek chlebka bananowego, lody czekoladowe z gorzką czekoladą, garść orzechów włoskich i nerkowców, herbata Lady Grey;
[joga]
herbata owocowa;
kolacja: trochę warzyw pieczonych z obiadu, gotowana czerwona fasola, czarne oliwki, bułka orkiszowa z musem orzechowym;
II kolacja: pół bułki orkiszowej z miodem, woda z sokiem agrestowym.
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Poniedziałek 5 stycznia: nic.
Dieta:
rano: woda z sokiem winogronowym (mamy),
śniadanie: gruszka, owsianka z rodzynkami, pestkami dyni i orzechami włoskimi;
II śniadanie: pół bułki orkiszowej z musem orzechowym, czekoladowy mikołaj;
3 jabłka, czarna herbata;
obiad: falafel (falafel z ciecierzycy, surówki z kapusty białej i czerwonej z różnościami, placek pszenny pita, ostry sos);
kolacja: kasza gryczana palona, czerwona fasola, 3 małe ogórki kiszone;
(może jeszcze coś zjem)
Dieta:
rano: woda z sokiem winogronowym (mamy),
śniadanie: gruszka, owsianka z rodzynkami, pestkami dyni i orzechami włoskimi;
II śniadanie: pół bułki orkiszowej z musem orzechowym, czekoladowy mikołaj;
3 jabłka, czarna herbata;
obiad: falafel (falafel z ciecierzycy, surówki z kapusty białej i czerwonej z różnościami, placek pszenny pita, ostry sos);
kolacja: kasza gryczana palona, czerwona fasola, 3 małe ogórki kiszone;
(może jeszcze coś zjem)
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Nie chce mi się.
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
W poniedziałek jeszcze wieczorem obżerałam się jakimiś kromkami chleba razowego z miodem czy innymi ciastkami oraz orzechami - wstyd, wstyd wstyd. Zupełnie niepotrzebnie, bo nie byłam głodna, tylko... tak mi się dobrze (bezmyślnie) wciągało.
Wtorek 6 stycznia. Rano jadę na parking do Arkadii, aby wziąć udział w sztafecie 5x2km z drużyną "Bieganie.pl Czytelnicy". Jestem jedyną kobietą wśród fajnych, młodych, wysportowanych chłopaków. Trochę głupio, że nie zgłosiła się jakaś szybka, młoda dziewuszka, ale dla mnie to chyba lepiej. Chłopców wcześniej nie znałam, rozmawiamy trochę, rozgrzewamy się. Jestem na 3 zmianie. Na parkingu strasznie zimno, nie wiedziałam, że to jest zupełnie "jak na zewnątrz". Już wiem, że ubrałam się bez sensu, ale tych parę minut, jakoś może wytrzymam. Ale zanim dochodzi do mojego biegu stoję w strefie zmian i zupełnie się wychładzam, choć ciągle podskakuję. W końcu ruszam z pałeczką i fajnie mi się biegnie pierwsze kółko, pod koniec nawet doganiam i przeganiam jakieś dziewczyny, które kończą swoje drugie kółko, więc jest dobrze. Na drugim okrążeniu zaczynam coraz bardziej odczuwać skutki zimna. Coraz trudniej mi wyciągać nogę do przodu, czuję, jak mięśnie uda mi tężeją i z całych sił staram się, żeby wyrzucać nogę do przodu. Dodatkowo oddychanie mroźnym powietrzem nie sprzyja dobrej wentylacji. Czuję, że zwalniam, że walczę z nogami, które są dziwne. Może to efekt treningów schodowych, a może po prostu moje obciskające spodnie z "plastrami miodu" zupełnie nie nadają się do zakładania na gołe ciało, gdy temperatura spada poniżej -5oC. Gdybym była mądrzejsza, to założyłabym jakieś cieplejsze gacie i jakoś to przeżyła. Wreszcie wpadam do strefy zmian i płynnie, bezpiecznie przekazuję pałeczkę. Potem w wynikach okaże się, że moje 1 kółko miał 4:49, a drugie 5:18. Tragedia. Ja wiem, że nie jestem sprinterką i nie spodziewałam się cudów, ale ten czas jest koszmarny. Tym bardziej, ze jeszcze kilka lat temu dychę przebiegałam w tempie szybszym niż teraz 2 km. Po biegu jestem totalnie przemarznięta, lecę szybko się ubrać i napić. Potem idę jeszcze pokibicować ostatniemu zawodnikowi z naszej drużyny, który zapierdziela tak, że hej.
Łączny czas 39:12, więc widać, że chłopcy spisali się doskonale.
Po biegu planowałam zrobić dłuższy trening schodowy, ale niestety z powodów czysto kobiecych wracam do domu i już nic tego dnia nie robię. Poza tym, że się obżeram nieziemsko i bardzo mi z tego powodu głupio. Tym bardziej, że zbliża się mój cel i powinnam być coraz lżejsza, a robię się okrągła i ciężka.
Moja drużyna po biegu:
download/file.php?id=7247
Dieta (nie pamiętam dokładnie):
rano pewnie piłam wodę z sokiem z cytryny i agrestowym
śniadanie: gruszka, kasza jaglana z daktylami, rodzynkami i wiórkami kokosowymi;
woda z sokiem agrestowym;
[bieg]
2 jabłka; gruszka;
obiad: zupa-krem z cukinii (cebula, czosnek, olej rzepakowy, kapusta pekińska, cukinia, ziemniaki, chili, ziele angielskie, liść laurowy, sól); risotto (mojej córki: ryż brązowy, cebula, marchew, cukinia, olej, przyprawy, sól...?);
herbata Lady Grey
...
(nia pamiętam reszty, ale na pewno jadłam ciastka kokosowe i mnóstwo orzechów włoskich)
Wtorek 6 stycznia. Rano jadę na parking do Arkadii, aby wziąć udział w sztafecie 5x2km z drużyną "Bieganie.pl Czytelnicy". Jestem jedyną kobietą wśród fajnych, młodych, wysportowanych chłopaków. Trochę głupio, że nie zgłosiła się jakaś szybka, młoda dziewuszka, ale dla mnie to chyba lepiej. Chłopców wcześniej nie znałam, rozmawiamy trochę, rozgrzewamy się. Jestem na 3 zmianie. Na parkingu strasznie zimno, nie wiedziałam, że to jest zupełnie "jak na zewnątrz". Już wiem, że ubrałam się bez sensu, ale tych parę minut, jakoś może wytrzymam. Ale zanim dochodzi do mojego biegu stoję w strefie zmian i zupełnie się wychładzam, choć ciągle podskakuję. W końcu ruszam z pałeczką i fajnie mi się biegnie pierwsze kółko, pod koniec nawet doganiam i przeganiam jakieś dziewczyny, które kończą swoje drugie kółko, więc jest dobrze. Na drugim okrążeniu zaczynam coraz bardziej odczuwać skutki zimna. Coraz trudniej mi wyciągać nogę do przodu, czuję, jak mięśnie uda mi tężeją i z całych sił staram się, żeby wyrzucać nogę do przodu. Dodatkowo oddychanie mroźnym powietrzem nie sprzyja dobrej wentylacji. Czuję, że zwalniam, że walczę z nogami, które są dziwne. Może to efekt treningów schodowych, a może po prostu moje obciskające spodnie z "plastrami miodu" zupełnie nie nadają się do zakładania na gołe ciało, gdy temperatura spada poniżej -5oC. Gdybym była mądrzejsza, to założyłabym jakieś cieplejsze gacie i jakoś to przeżyła. Wreszcie wpadam do strefy zmian i płynnie, bezpiecznie przekazuję pałeczkę. Potem w wynikach okaże się, że moje 1 kółko miał 4:49, a drugie 5:18. Tragedia. Ja wiem, że nie jestem sprinterką i nie spodziewałam się cudów, ale ten czas jest koszmarny. Tym bardziej, ze jeszcze kilka lat temu dychę przebiegałam w tempie szybszym niż teraz 2 km. Po biegu jestem totalnie przemarznięta, lecę szybko się ubrać i napić. Potem idę jeszcze pokibicować ostatniemu zawodnikowi z naszej drużyny, który zapierdziela tak, że hej.
Łączny czas 39:12, więc widać, że chłopcy spisali się doskonale.
Po biegu planowałam zrobić dłuższy trening schodowy, ale niestety z powodów czysto kobiecych wracam do domu i już nic tego dnia nie robię. Poza tym, że się obżeram nieziemsko i bardzo mi z tego powodu głupio. Tym bardziej, że zbliża się mój cel i powinnam być coraz lżejsza, a robię się okrągła i ciężka.
Moja drużyna po biegu:
download/file.php?id=7247
Dieta (nie pamiętam dokładnie):
rano pewnie piłam wodę z sokiem z cytryny i agrestowym
śniadanie: gruszka, kasza jaglana z daktylami, rodzynkami i wiórkami kokosowymi;
woda z sokiem agrestowym;
[bieg]
2 jabłka; gruszka;
obiad: zupa-krem z cukinii (cebula, czosnek, olej rzepakowy, kapusta pekińska, cukinia, ziemniaki, chili, ziele angielskie, liść laurowy, sól); risotto (mojej córki: ryż brązowy, cebula, marchew, cukinia, olej, przyprawy, sól...?);
herbata Lady Grey
...
(nia pamiętam reszty, ale na pewno jadłam ciastka kokosowe i mnóstwo orzechów włoskich)