neevle - setka w połówce
Moderator: infernal
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
12.09 - 10,3km - w tym 2x3km po 4:43/km, przerwa 2:30. Ogólnie biegło się ciężko, dużo trudniej niż we wtorek, jakby to była nie wiadomo jaka jednostka. Niby moje tempo progowe, a odczucia kiepskie. No i po tym biegu zaczęło mi się coś odzywać w prawej nodze nad kostką od wewnątrz. Najlepsze jest to, że niczego nie zauważyłam w trakcie treningu tylko dopiero po. Jeszcze lepsze, że to druga noga, a nie ta, która protestowała przed półmaratonem - ta trzyma się dobrze.
14.09 - 1km - żółty alarm. Zawróciłam do domu w myśl zasady, że jak coś pobolewa, to lepiej nie biegać. To znaczy, mogłam tak stawiać stopę, żeby nie było dyskomfortu, ale takie coś raczej nie ma sensu. W sumie jakiejś katastrofy chyba jeszcze nie ma, bo chodzę normalnie, ból pojawia się w paru konkretnych przypadkach. Podczas biegu właściwie nie boli, raczej nazwałabym to dyskomfortem. Nieprzyjemny "strzał" pojawia się natomiast przy każdej próbie lądowania na śródstopie i to głównie skłoniło mnie do przerwania biegu.
Więc póki co odpoczywanie, rozciąganie, rolowanie, smarowanie etc. Dycha za tydzień i wygląda na to, że jakaś złośliwa siła wyższa bardzo nie chce, żebym w tym sezonie ruszyła jednak tą życiówkę.
Idę na rower.
14.09 - 1km - żółty alarm. Zawróciłam do domu w myśl zasady, że jak coś pobolewa, to lepiej nie biegać. To znaczy, mogłam tak stawiać stopę, żeby nie było dyskomfortu, ale takie coś raczej nie ma sensu. W sumie jakiejś katastrofy chyba jeszcze nie ma, bo chodzę normalnie, ból pojawia się w paru konkretnych przypadkach. Podczas biegu właściwie nie boli, raczej nazwałabym to dyskomfortem. Nieprzyjemny "strzał" pojawia się natomiast przy każdej próbie lądowania na śródstopie i to głównie skłoniło mnie do przerwania biegu.
Więc póki co odpoczywanie, rozciąganie, rolowanie, smarowanie etc. Dycha za tydzień i wygląda na to, że jakaś złośliwa siła wyższa bardzo nie chce, żebym w tym sezonie ruszyła jednak tą życiówkę.
Idę na rower.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
Wpis - zbiór myśli luźnych.
- z nogą lepiej niż wczoraj. Niemniej odpoczywam i podchodzę do tematu ostrożnie.
- od piątku przejechałam w sumie 70km na rowerze, sporo jak na mnie. Może zamiast interwałów powjeżdżam w tę i z powrotem na jakąś pobliską górkę?
- jeśli za tydzień będzie pogoda taka jak wczoraj - tj. 25 stopni i bardzo silny wiatr (yep, jechałam rowerem trasą zawodów), to i tak ciężko będzie wykręcić coś więcej niż 50 min
- powoli przyzwyczajam się do myśli, że życiówkę na dychę zrobię jako międzyczas kolejnego półmaratonu.
- z nogą lepiej niż wczoraj. Niemniej odpoczywam i podchodzę do tematu ostrożnie.
- od piątku przejechałam w sumie 70km na rowerze, sporo jak na mnie. Może zamiast interwałów powjeżdżam w tę i z powrotem na jakąś pobliską górkę?
- jeśli za tydzień będzie pogoda taka jak wczoraj - tj. 25 stopni i bardzo silny wiatr (yep, jechałam rowerem trasą zawodów), to i tak ciężko będzie wykręcić coś więcej niż 50 min
- powoli przyzwyczajam się do myśli, że życiówkę na dychę zrobię jako międzyczas kolejnego półmaratonu.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
Ok, noga działa. Biegałam dzisiaj rano i działa. Nawet parę przebieżek weszło. Uf.
18.09 - 10,8km - 5:41 min/km
Skoro mam chwilę, to czas na odrobinę prywaty. Pochwalę się tym, czym powinnam już ponad tydzień temu - dziękuję za kciuki na czas rozmów kwalifikacyjnych, dostałam pracę. Będę, nie wchodząc w szczegóły, babką od IT u sponsora jednych z największych warszawskich biegów. Sama byłam zaskoczona jak szybko i łatwo to wszystko poszło. Doświadczenia nie mam, więc... Czyżby jednak te studia, wbrew obiegowej opinii, coś dawały?
Zaczynam od października, więc z końcem września na dobre wracam do Wawy. Nie ma co, przez pięć lat studiów zdążyłam się już w tym mieście zadomowić. Ostatnio dosłownie i w przenośni.
W każdym razie, jeszcze nie zaczęłam, a już wiem, na co wydam pieniądze. Zamierzam dołączyć do grona biegaczy - gadżeciarzy, na których to tak potrafią psioczyć osoby postronne. Jakieś 400-500zł, zamiast dać na biedne dzieci w Afryce, zamierzam wydać na któryś z najniższych modeli zegarków z GPS-em. Na początek wystarczy.
18.09 - 10,8km - 5:41 min/km
Skoro mam chwilę, to czas na odrobinę prywaty. Pochwalę się tym, czym powinnam już ponad tydzień temu - dziękuję za kciuki na czas rozmów kwalifikacyjnych, dostałam pracę. Będę, nie wchodząc w szczegóły, babką od IT u sponsora jednych z największych warszawskich biegów. Sama byłam zaskoczona jak szybko i łatwo to wszystko poszło. Doświadczenia nie mam, więc... Czyżby jednak te studia, wbrew obiegowej opinii, coś dawały?
Zaczynam od października, więc z końcem września na dobre wracam do Wawy. Nie ma co, przez pięć lat studiów zdążyłam się już w tym mieście zadomowić. Ostatnio dosłownie i w przenośni.
W każdym razie, jeszcze nie zaczęłam, a już wiem, na co wydam pieniądze. Zamierzam dołączyć do grona biegaczy - gadżeciarzy, na których to tak potrafią psioczyć osoby postronne. Jakieś 400-500zł, zamiast dać na biedne dzieci w Afryce, zamierzam wydać na któryś z najniższych modeli zegarków z GPS-em. Na początek wystarczy.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
Pierwsza Dycha do Maratonu (aka "odczarowanie dychy" )
Dystans: 10km (atest)
Czas: 47:21 (PB)
Średnie tempo: 4:44 min/km
Miejsce K: 21/213
Miejsce K20: 10/87
Bieg z gatunku tych ciężkich. Rozgrzewka zaliczona razem z Krzyśkiem (Krzychu M). Już po tych paru lekkich kilometrach lało się ze mnie zdecydowanie zbyt mocno. Niby wydawało się, że warunki są dobre, ok. 15 stopni, słaby wiatr i pochmurno, ale coś wisiało w powietrzu - chyba nadmiar pary wodnej, znaczy wilgoć. Już wiedziałam, że w razie czego będę miała jakąś wymówkę. Plan rzucania się na 45 minut uznałam już dawno za zbyt szalony i celowałam raczej w okolice 46 minut.
Pierwszy kilometr z góry - 4:35. Kolejne dwa w okolicach 4:40. I już wtedy wiedziałam, że dociągnięcie tego tempa do końca będzie bardzo trudne. Cały czas byłam na granicy kolki i w ogóle najchętniej już na tym trzecim zeszłabym z trasy. Czekałam tylko, aż tempo spadnie w okolice 5:00 i będzie po zawodach. Do połowy dystansu ciągle jednak trzymałam się okolic 4:40 i zaliczyłam półmetek w 23:20. Wiedziałam, że z wyniku blisko 46 minut nici, ale ciągle mogłam walczyć przynajmniej o <47 min. Ale wtedy już opuściły mnie siły. Kolejne kilometry łykałam nie szybciej niż 4:50, dosłownie z każdym kilometrem czekałam, aż któryś zaliczę powyżej 5:00, wydawało mi się to nieuniknione, szczególnie, że dwa ostatnie to dwa podbiegi. I tak oto, walka o 46:XX zmieniła się w walkę o dowiezienie do mety jakiejkolwiek życiówki. W okolicach ósmego czy dziewiątego przyszło mi do głowy, że to już byłoby śmieszne i żałosne, gdybym znowu totalnie zawaliła. Szczególnie w przyzwoitych warunkach atmosferycznych.
Na oznaczeniu ostatniego kilometra miałam na stoperze coś w granicach 42:40, więc wyglądało na to, że jednak coś tam da radę ugrać. Mimo podbiegu ostatni kilometr poleciałam w około 4:40, więc nieszczęsną, starą życiówkę pobiłam o 53s. Międzyczasy jednak nie kłamią, wyraźnie spuchłam - drugie 5km to ok. 24 minuty. Dobrze tylko, że spuchłam do 4:50, a nie do 5:00.
Może nie poszło tak, jak sobie wyobrażałam, ale cieszę się, że w końcu udało się ruszyć tę dychę. Stwierdzam, że złamanie 45 minut jest na razie poza moim zasięgiem i przekładam to na kolejny sezon. Ale z dzisiejszego wyniku na pewno jeszcze jesienią mogę coś urwać.
Jeszcze słówko odnośnie zmiany tytułu bloga. Czwórki i piątki nieaktualne, bo jedna zdobyta (1:45 w połówce), druga odłożona na przyszłość (45min/10km), a i lato się kończy. A ponieważ jedynymi zawodami, które zamierzam w tym sezonie biec na serio będzie Bieg Niepodległości na 10km, wyszło na to, że głównym celem na najbliższe tygodnie jest ustrzelenie dychy.
Bonus fotograficzny: Makaron Lubelski
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
Dziękuję jeszcze raz za wszystkie gratulacje po dyszce.
Mam nową zabawkę:
FR 110. Niby jeden z mniejszych, a i tak wygląda na mojej ręce jak spora cebula. No cóż, gdybym kiedyś chciała zmienić zegarek, to już wiem, że kobyły w rodzaju 310 nie są dla mnie
23.09 - 16km - 5:35 min/km - czyli ostatni bieg ze stoperem. Pierwszą połowę biegło się bardzo przyjemnie, a potem zawróciłam pod wiatr.
24.09 - 10km - 5:37 min/km - miało być wolne, ale wyszedł test Garmina. W środku wrzuciłam rytmy 100m, 200m i 400m. Bez specjalnego sensu treningowego, bardziej po to, żeby sprawdzić, z czym się je obsługę tego ustrojstwa. Całkiem dokładne cholerstwo. Aż się chce więcej biegać.
Mam nową zabawkę:
FR 110. Niby jeden z mniejszych, a i tak wygląda na mojej ręce jak spora cebula. No cóż, gdybym kiedyś chciała zmienić zegarek, to już wiem, że kobyły w rodzaju 310 nie są dla mnie
23.09 - 16km - 5:35 min/km - czyli ostatni bieg ze stoperem. Pierwszą połowę biegło się bardzo przyjemnie, a potem zawróciłam pod wiatr.
24.09 - 10km - 5:37 min/km - miało być wolne, ale wyszedł test Garmina. W środku wrzuciłam rytmy 100m, 200m i 400m. Bez specjalnego sensu treningowego, bardziej po to, żeby sprawdzić, z czym się je obsługę tego ustrojstwa. Całkiem dokładne cholerstwo. Aż się chce więcej biegać.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
25.09 - 10,4km - 2km rozgrzewki + 10x400m w 1:40-44 (nie mogłam jakoś złapać równego tempa) na przerwie ok 2min + 1,5km schłodzenia. Jakoś na początku wyprzedziłam pewną rowerzystkę. Spotkałam ją ponownie po piątym powtórzeniu po nawrotce i usłyszałam wtedy, że biegam rewelacyjnie.
26.09 - 7,6km - 5:46 min/km, czyli niespełna 45 minut rekreacji.
Pisałam o tym już na forum w komentarzach do bloga Łukasza (majak), ale wypada tu wspomnieć – w niedzielę wybieram się na piątkę przy MW. Raczej nie liczę na życiówkę, obecna jest i tak dość mocna. Pochodzi w końcu już z „dobrych czasów”, a nie ze słabej wiosny. Ale będzie okazja poczuć atmosferę MW, na którym nigdy nie byłam, no i na pewno zrobić mocny trening.
26.09 - 7,6km - 5:46 min/km, czyli niespełna 45 minut rekreacji.
Pisałam o tym już na forum w komentarzach do bloga Łukasza (majak), ale wypada tu wspomnieć – w niedzielę wybieram się na piątkę przy MW. Raczej nie liczę na życiówkę, obecna jest i tak dość mocna. Pochodzi w końcu już z „dobrych czasów”, a nie ze słabej wiosny. Ale będzie okazja poczuć atmosferę MW, na którym nigdy nie byłam, no i na pewno zrobić mocny trening.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
No żesz kurw...
22:15, o 5s gorzej od życiówki.
Biegło się. Biegło się nieźle, cały czas na granicy życiówki, bardzo podobnie jak w czerwcu. Czas na czwartym kilometrze miałam identyczny jak wtedy - 17:45. Ale czułam się mocno, wiedziałam, że mogę pociągnąć, i o ile na <22min raczej nie było co liczyć, o tyle z 5s można by zbić. Na zegarek ostatni raz spojrzałam mając 4,6km i poszłam w trupa. Wbiegam na Narodowy. Przy samym wbiegu na płytę stadionu - jest, brama, meta!... Przebiegam przez nią, była tam mata pomiarowa a przynajmniej jakiś spory próg, który na nią wyglądał. Zwalniam. Niejedna osoba obok mnie też. Ale słyszę gdzieś spośród kibiców: "Biegnij, biegnij!...". I co? Okazało się, że meta jest ze 100 czy 150m dalej. Poderwałam się jeszcze, ale właściwie było już po zawodach. Zatrzymawszy zegarek, aż do powrotu do domu nawet nie wiedziałam, jaki mam czas.
Ech, wiem, że na trasie nierzadko stoją jakieś bramy sponsorów, ale takie coś tuż przed metą i jeszcze z tym cholernym progiem/matą to już przegięcie. Będąc w tunelu prowadzącym na płytę i mając ograniczoną widoczność, a tym bardziej lecąc w trupa jakoś nie zastanawiałam się nad tym, czy ta brama jest dmuchana czy metalowa i czy jest na niej licznik czasu.
Straciłam jeszcze na pewno trochę na początku, ale to już bardziej z mojej winy. Nie chcąc pchać się do przodu, ustawiłam się kawałek dalej, w sumie na 40s różnicy netto/brutto (stref startowych nie zauważyłam, chyba nie było). Niby niewiele, ale pierwsze kilkaset metrów to i tak slalom między pannami biegnącymi po 6:00. Trzeba było jednak nie mieć skrupułów...
Ot, problemy "upper-intermediate" biegacza. Do samego przodu nie pójdę, bo jest zbyt wiele dużo szybciej biegających ode mnie osób, a jednocześnie cała masa biegająca na poziomie średniego wyniku zawodów dość mocno przeszkadza. Szczególnie na piątce, gdzie gra idzie o kilka, kilkanaście, góra kilkadziesiąt sekund.
Kipię żądzą krwi. I odkucia się za tydzień na Parkrunie.
Z pozytywów - spotkałam paru znajomych, w tym Łukasza (majak), który zgodnie z sts-timing powinien być teraz gdzieś między 25 a 30km maratonu.
22:15, o 5s gorzej od życiówki.
Biegło się. Biegło się nieźle, cały czas na granicy życiówki, bardzo podobnie jak w czerwcu. Czas na czwartym kilometrze miałam identyczny jak wtedy - 17:45. Ale czułam się mocno, wiedziałam, że mogę pociągnąć, i o ile na <22min raczej nie było co liczyć, o tyle z 5s można by zbić. Na zegarek ostatni raz spojrzałam mając 4,6km i poszłam w trupa. Wbiegam na Narodowy. Przy samym wbiegu na płytę stadionu - jest, brama, meta!... Przebiegam przez nią, była tam mata pomiarowa a przynajmniej jakiś spory próg, który na nią wyglądał. Zwalniam. Niejedna osoba obok mnie też. Ale słyszę gdzieś spośród kibiców: "Biegnij, biegnij!...". I co? Okazało się, że meta jest ze 100 czy 150m dalej. Poderwałam się jeszcze, ale właściwie było już po zawodach. Zatrzymawszy zegarek, aż do powrotu do domu nawet nie wiedziałam, jaki mam czas.
Ech, wiem, że na trasie nierzadko stoją jakieś bramy sponsorów, ale takie coś tuż przed metą i jeszcze z tym cholernym progiem/matą to już przegięcie. Będąc w tunelu prowadzącym na płytę i mając ograniczoną widoczność, a tym bardziej lecąc w trupa jakoś nie zastanawiałam się nad tym, czy ta brama jest dmuchana czy metalowa i czy jest na niej licznik czasu.
Straciłam jeszcze na pewno trochę na początku, ale to już bardziej z mojej winy. Nie chcąc pchać się do przodu, ustawiłam się kawałek dalej, w sumie na 40s różnicy netto/brutto (stref startowych nie zauważyłam, chyba nie było). Niby niewiele, ale pierwsze kilkaset metrów to i tak slalom między pannami biegnącymi po 6:00. Trzeba było jednak nie mieć skrupułów...
Ot, problemy "upper-intermediate" biegacza. Do samego przodu nie pójdę, bo jest zbyt wiele dużo szybciej biegających ode mnie osób, a jednocześnie cała masa biegająca na poziomie średniego wyniku zawodów dość mocno przeszkadza. Szczególnie na piątce, gdzie gra idzie o kilka, kilkanaście, góra kilkadziesiąt sekund.
Kipię żądzą krwi. I odkucia się za tydzień na Parkrunie.
Z pozytywów - spotkałam paru znajomych, w tym Łukasza (majak), który zgodnie z sts-timing powinien być teraz gdzieś między 25 a 30km maratonu.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
29.09 - 11,8km BS 5:40 min/km
30.09 - 10,6km - dziś wróciłam do moich "ulubionych" treningów. właściwie lepiej byłoby zaczekać z tym do jutra, ale dzisiaj mam na to więcej czasu, więc wyszło tak, a nie inaczej.
Rozgrzewka: 2,4km - 5:39 min/km
Tempo startowe na dychę: 3x2km po 4:35 min/km, na przerwie 400m (2:45min i 2:50min)
Chciałam to zrobić na stadionie, ale niestety Skra zamknięta na głucho z tabliczką, że zakaz. Włączyłam więc autolapa co 400m i wróciłam na asfalt Pola Mokotowskiego. Dwa pierwsze powtórzenia weszły ładnie w 9:09 i 9:08, na drugim coś się spieprzyło, kiedy przedostatnie 400m zamiast w ~1:50 piknęło w 2min. Faktycznie byłam już trochę zmęczona, ale żeby aż tak? Po powrocie zerknęłam na mapę... na tym odcinku zaliczyłam kilka zakrętów pod kątem prostym i wśród drzew, no i GPS zwariował ścinając je dość znacznie. W praktyce więc przez te 2min przebiegłam więcej niż 400m, czyli tempo raczej było mniej więcej w porządku. Szczególnie, że ostatni lap już na bardziej odkrytej prostej, to 1:51. Ech, wolałabym jednak stadion, ale co zrobić.
Na koniec 1,2km schłodzenia - 6:13 min/km.
Pobiegam sobie raz w tygodniu to tempo startowe w różnych wariantach aż do BN. A teraz odpoczynek do soboty.
30.09 - 10,6km - dziś wróciłam do moich "ulubionych" treningów. właściwie lepiej byłoby zaczekać z tym do jutra, ale dzisiaj mam na to więcej czasu, więc wyszło tak, a nie inaczej.
Rozgrzewka: 2,4km - 5:39 min/km
Tempo startowe na dychę: 3x2km po 4:35 min/km, na przerwie 400m (2:45min i 2:50min)
Chciałam to zrobić na stadionie, ale niestety Skra zamknięta na głucho z tabliczką, że zakaz. Włączyłam więc autolapa co 400m i wróciłam na asfalt Pola Mokotowskiego. Dwa pierwsze powtórzenia weszły ładnie w 9:09 i 9:08, na drugim coś się spieprzyło, kiedy przedostatnie 400m zamiast w ~1:50 piknęło w 2min. Faktycznie byłam już trochę zmęczona, ale żeby aż tak? Po powrocie zerknęłam na mapę... na tym odcinku zaliczyłam kilka zakrętów pod kątem prostym i wśród drzew, no i GPS zwariował ścinając je dość znacznie. W praktyce więc przez te 2min przebiegłam więcej niż 400m, czyli tempo raczej było mniej więcej w porządku. Szczególnie, że ostatni lap już na bardziej odkrytej prostej, to 1:51. Ech, wolałabym jednak stadion, ale co zrobić.
Na koniec 1,2km schłodzenia - 6:13 min/km.
Pobiegam sobie raz w tygodniu to tempo startowe w różnych wariantach aż do BN. A teraz odpoczynek do soboty.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
02.10 - 10,3km - 5:36 min/km
04.10...
Veni, vidi, vici.
Parkrun Warszawa - Praga
Dystans: 5km (?)
Czas: 21:56
Miejsce K: 1/25
Praski Parkrun zapamiętałam jako bieg dość szybki, ale i tak ustawiłam się w mniej więcej trzecim rzędzie, mając oko na te dwie niewysokie i szczupłe dziewoje obok. po zamieszaniu na starcie na pierwszych kilkuset metrach wyprzedziłam jedną, nie bardzo wiedząc, czy któraś jest przede mną. Pomyślałam wtedy, że jeśli tak i jej nie widzę, to jest poza moim zasięgiem. O tym, że jestem pierwsza dowiedziałam się po pierwszym kółku. Rywalizacji niestety nie było, parę razy się oglądałam, ale nie zauważyłam żadnej kobity w zasięgu wzroku (druga przybiegła 16 sekund po mnie, a trzecia ponad minutę). Starałam się więc trzymać męskiej grupy, do której trafiłam, żeby nie zostać sama na trasie. Bieg niestety nie był równy, mocno zwolniłam w okolicach 3-4km, by potem trochę poderwać się na ostatni. Skręcając w ostatnią prostą wiedziałam, że o połamanie 22 minut trzeba będzie jeszcze powalczyć, ale spięłam poślady i jakoś dało radę.
Dopięłam swego i odkułam się za zeszły tydzień. Oczywiście są wątpliwości co do dystansu... Garmin pokazał 4,93km, ale jak się przyjrzałam temu, co wyrysował, to na sporej części trasy doszła jakaś składowa stała i pokazywało jakbym biegła obok drogi, po wewnętrznej - czyli ścięte zakręty. W innym miejscu z kolei (ostatni zakręt) łuk jest większy niż w rzeczywistości, więc koniec końców trudno wnioskować ile Garmin odjął a ile dodał. Jak wyrysowałam trasę na Googlach z pieczołowicie, zgodnie z rzeczywistością, wybranymi punktami startu i mety to wyszło z kolei równe 5km +/-10m. Co by nie było, <22 cieszy, a w porównaniu do wiosennego 23:44 na tej samej trasie, to przeskoczyłam spory kawałek.
Raczej kończę bieganie piątek na ten sezon, chyba żeby w któryś sobotni poranek wyjątkowo mi się nudziło. Na razie na pewno starczy tego dobrego, bo już trzeci weekend z rzędu wychodzi mi mocny start.
04.10...
Veni, vidi, vici.
Parkrun Warszawa - Praga
Dystans: 5km (?)
Czas: 21:56
Miejsce K: 1/25
Praski Parkrun zapamiętałam jako bieg dość szybki, ale i tak ustawiłam się w mniej więcej trzecim rzędzie, mając oko na te dwie niewysokie i szczupłe dziewoje obok. po zamieszaniu na starcie na pierwszych kilkuset metrach wyprzedziłam jedną, nie bardzo wiedząc, czy któraś jest przede mną. Pomyślałam wtedy, że jeśli tak i jej nie widzę, to jest poza moim zasięgiem. O tym, że jestem pierwsza dowiedziałam się po pierwszym kółku. Rywalizacji niestety nie było, parę razy się oglądałam, ale nie zauważyłam żadnej kobity w zasięgu wzroku (druga przybiegła 16 sekund po mnie, a trzecia ponad minutę). Starałam się więc trzymać męskiej grupy, do której trafiłam, żeby nie zostać sama na trasie. Bieg niestety nie był równy, mocno zwolniłam w okolicach 3-4km, by potem trochę poderwać się na ostatni. Skręcając w ostatnią prostą wiedziałam, że o połamanie 22 minut trzeba będzie jeszcze powalczyć, ale spięłam poślady i jakoś dało radę.
Dopięłam swego i odkułam się za zeszły tydzień. Oczywiście są wątpliwości co do dystansu... Garmin pokazał 4,93km, ale jak się przyjrzałam temu, co wyrysował, to na sporej części trasy doszła jakaś składowa stała i pokazywało jakbym biegła obok drogi, po wewnętrznej - czyli ścięte zakręty. W innym miejscu z kolei (ostatni zakręt) łuk jest większy niż w rzeczywistości, więc koniec końców trudno wnioskować ile Garmin odjął a ile dodał. Jak wyrysowałam trasę na Googlach z pieczołowicie, zgodnie z rzeczywistością, wybranymi punktami startu i mety to wyszło z kolei równe 5km +/-10m. Co by nie było, <22 cieszy, a w porównaniu do wiosennego 23:44 na tej samej trasie, to przeskoczyłam spory kawałek.
Raczej kończę bieganie piątek na ten sezon, chyba żeby w któryś sobotni poranek wyjątkowo mi się nudziło. Na razie na pewno starczy tego dobrego, bo już trzeci weekend z rzędu wychodzi mi mocny start.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
5.10 - 16km - 5:42 min/km - wyszłam pokręcić się po okolicy z założeniem na półtorej godziny i wyszło prawie równo. Super pogoda, niedzielne przedpołudnie, czysta przyjemność.
07.10 - 11km - WT-orek
3x2,5km po 4:35-8/km, przerwa 500m (~3:20min). Ciężko mi było wejść na docelowe tempo, pierwsze kilkaset metrów to wręcz jakieś 4:50/km. Przyczyny dopatruję się w zmianie w trybie biegania, tzn. świtem na bananie. Czyli po prostu musiałam się dobudzić. Wystartowałam ok. 5:45 rano, co jest dla mnie nowością. Rozgrzewka zamiast standardowo po 5:40/km, weszła bliżej 6:00/km. Ale z czasem było coraz lepiej i ostatnie powtórzenie domykałam już nawet z większym zapasem sił niż tydzień temu. Khem, może to dzięki niezamierzonemu wolniejszemu początkowi właśnie. Śmieszne jest to, że po jakichś 45 minutach takiego treningu na bananie zaczyna mi burczeć w brzuchu. Wybiegania bym tak nie zrobiła.
Wieczorem w ramach ogólnorozwojówki pograłam w bijatykę na Kinekcie. Lepsze niż stabilność ogólna - trochę boksowania i na następny dzień bolała mnie połowa mięśni powyżej pasa, ze szczególnym uwzględnieniem brzucha i pleców.
09.10 - 10,4km - 5:41 min/km - BS + przebieżki. O ile dwa dni wcześniej ciężko mi było się rozkręcić, o tyle spokojne tempo o wschodzie słońca było już całkiem przyjemne.
Ponieważ przyjechałam na weekend po słoiki, w niedzielę chyba zrobię wycieczkę dookoła zalewu.
07.10 - 11km - WT-orek
3x2,5km po 4:35-8/km, przerwa 500m (~3:20min). Ciężko mi było wejść na docelowe tempo, pierwsze kilkaset metrów to wręcz jakieś 4:50/km. Przyczyny dopatruję się w zmianie w trybie biegania, tzn. świtem na bananie. Czyli po prostu musiałam się dobudzić. Wystartowałam ok. 5:45 rano, co jest dla mnie nowością. Rozgrzewka zamiast standardowo po 5:40/km, weszła bliżej 6:00/km. Ale z czasem było coraz lepiej i ostatnie powtórzenie domykałam już nawet z większym zapasem sił niż tydzień temu. Khem, może to dzięki niezamierzonemu wolniejszemu początkowi właśnie. Śmieszne jest to, że po jakichś 45 minutach takiego treningu na bananie zaczyna mi burczeć w brzuchu. Wybiegania bym tak nie zrobiła.
Wieczorem w ramach ogólnorozwojówki pograłam w bijatykę na Kinekcie. Lepsze niż stabilność ogólna - trochę boksowania i na następny dzień bolała mnie połowa mięśni powyżej pasa, ze szczególnym uwzględnieniem brzucha i pleców.
09.10 - 10,4km - 5:41 min/km - BS + przebieżki. O ile dwa dni wcześniej ciężko mi było się rozkręcić, o tyle spokojne tempo o wschodzie słońca było już całkiem przyjemne.
Ponieważ przyjechałam na weekend po słoiki, w niedzielę chyba zrobię wycieczkę dookoła zalewu.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
11.10 - 11,3km - piramidka rytmowa: 3x100m, 3x200m, 3x400m, 3x200m, 3x100m + w bonusie jedna setka <20s. Przerwy na dystans, nie krótsze niż długość odcinka, więc na sporym wypoczynku. Zdecydowanie daleko od zajezdni, ale następnego dnia rano miałam lekkie "zakwasy", więc jakby weszło w mięśnie. Setki 21-23s, dwusetki 45-47s (jedna 49s - zagapiłam się), czterysetki z rozrzutem: pierwsza 1:38, druga 1:41 pod górę, trzecia 1:35 z góry. W sumie to całkiem pobudzające było.
12.10 - 20,6km - średnio 5:42 min/km - tak dla przyjemności. Zgodnie z zapowiedzią. Częściowo po lesie, częściowo w towarzystwie, więc niektóre kilometry wchodziły w okolicach 5:55 nawet, ale z kolei sama na twardym i z wiatrem leciałam na luzie parę kilometrów po 5:30.
W weekend zrobiłam więcej kilometrów niż przez resztę tygodnia, ale nie czuję się mocno zmęczona. I dobrze - w końcu pojutrze WTorek.
Ja to mam proszę państwa bardzo dobre połączenie:
5:30 budzik. Jem banana, ubieram się, i idę na trening o 5:45. Biegam godzinę, to o 6:50 jestem w domu. Robię śniadanie, chwilę ochłonę i o 7:00 idę pod prysznic. O 7:15 jestem umyta, o 7:20 ubrana i wyszykowana siadam do śniadania. Na spokojnie jem i piję dużą herbatę, robię poranny przegląd internetów. O 7:45 idę myć zęby i suszyć włosy. O 7:55 zbieram się do wyjścia, o 8:00 wychodzę. O 8:08 mam tramwaj. O 8:25 wysiadam z tramwaju i o 8:30 jestem w pracy.
Nie wiem, dlaczego rodzina i znajomi się śmieją kiedy to opowiadam, doprawdy.
12.10 - 20,6km - średnio 5:42 min/km - tak dla przyjemności. Zgodnie z zapowiedzią. Częściowo po lesie, częściowo w towarzystwie, więc niektóre kilometry wchodziły w okolicach 5:55 nawet, ale z kolei sama na twardym i z wiatrem leciałam na luzie parę kilometrów po 5:30.
W weekend zrobiłam więcej kilometrów niż przez resztę tygodnia, ale nie czuję się mocno zmęczona. I dobrze - w końcu pojutrze WTorek.
Ja to mam proszę państwa bardzo dobre połączenie:
5:30 budzik. Jem banana, ubieram się, i idę na trening o 5:45. Biegam godzinę, to o 6:50 jestem w domu. Robię śniadanie, chwilę ochłonę i o 7:00 idę pod prysznic. O 7:15 jestem umyta, o 7:20 ubrana i wyszykowana siadam do śniadania. Na spokojnie jem i piję dużą herbatę, robię poranny przegląd internetów. O 7:45 idę myć zęby i suszyć włosy. O 7:55 zbieram się do wyjścia, o 8:00 wychodzę. O 8:08 mam tramwaj. O 8:25 wysiadam z tramwaju i o 8:30 jestem w pracy.
Nie wiem, dlaczego rodzina i znajomi się śmieją kiedy to opowiadam, doprawdy.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
W sumie nic nowego, poza tym, że raz nie wyszło.
14.10 - 12,3km - w planach 4x2km, niby odbębnione, ale na wyraźnie niższych tempach, niż powinnam. Trudno było mi utrzymać 4:35, schodziłam raczej do 4:40-45, a były momenty, że i 4:50, więc słabo. Przerwy też wolniejsze niż tydzień wcześniej, choć długość odcinka była wówczas przecież większa. Ogólnie nogi się nie kręciły i trudno mi powiedzieć dlaczego. Gdybym wiedziała, że, nie wiem, za dużo się nażarłam, nie wyspałam, albo zjadłam za mało, ogólnie znała jakiś konkretny powód, to byłoby mi prościej. Ogólnie czułam się trochę jak na Biegu Powstania - za nic nie mogłam przyspieszyć. Ale wtedy był upał, jedyny wspólny mianownik z wtorkiem, to chyba duża wilgotność powietrza. No ale nic, jeden nieudany trening to jeszcze nie koniec świata. Kolejna próba w najbliższy WTorek.
16.10 - 11km - 5:32 min/km - no i tu już totalna odmiana, bo biegłam sobie luźno, a wyszło szybciej niż zazwyczaj.
18.10 - 10km - rytmy! długa rozgrzewka, 3,6km (za szyyybko! 5:25), trzy setki po 21-22s na dogrzanie, a potem 10x200m po 45-46s (dwie wolniejsze, 48s - zakręty) na przerwie 200m (1:20-1:30). Odczucia - fajnie. Pod koniec miękkie nogi. Musiałam się lekko porozciągać przed schłodzeniem (1,8km), bo mocno weszło w mięśnie. Może mi brakuje siły, czy coś?... Może powinnam omijać windę?
14.10 - 12,3km - w planach 4x2km, niby odbębnione, ale na wyraźnie niższych tempach, niż powinnam. Trudno było mi utrzymać 4:35, schodziłam raczej do 4:40-45, a były momenty, że i 4:50, więc słabo. Przerwy też wolniejsze niż tydzień wcześniej, choć długość odcinka była wówczas przecież większa. Ogólnie nogi się nie kręciły i trudno mi powiedzieć dlaczego. Gdybym wiedziała, że, nie wiem, za dużo się nażarłam, nie wyspałam, albo zjadłam za mało, ogólnie znała jakiś konkretny powód, to byłoby mi prościej. Ogólnie czułam się trochę jak na Biegu Powstania - za nic nie mogłam przyspieszyć. Ale wtedy był upał, jedyny wspólny mianownik z wtorkiem, to chyba duża wilgotność powietrza. No ale nic, jeden nieudany trening to jeszcze nie koniec świata. Kolejna próba w najbliższy WTorek.
16.10 - 11km - 5:32 min/km - no i tu już totalna odmiana, bo biegłam sobie luźno, a wyszło szybciej niż zazwyczaj.
18.10 - 10km - rytmy! długa rozgrzewka, 3,6km (za szyyybko! 5:25), trzy setki po 21-22s na dogrzanie, a potem 10x200m po 45-46s (dwie wolniejsze, 48s - zakręty) na przerwie 200m (1:20-1:30). Odczucia - fajnie. Pod koniec miękkie nogi. Musiałam się lekko porozciągać przed schłodzeniem (1,8km), bo mocno weszło w mięśnie. Może mi brakuje siły, czy coś?... Może powinnam omijać windę?
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
19.10 - 17,7km - 5:40 min/km - czyli 1:40h wybieganka. Pogoda super, ale... ma swoje wady - pełno ludzi, dzieci, psów i rowerzystów dookoła. Nie wiem, czy nie wolę biegać o szóstej rano.
21.10 - WT-orek - 12,7km
2,1km rozgrzewki - 5:36 min/km
Potem 4x2km p. 500m. Było lepiej niż tydzień temu, ale nadal nie tak, jak bym chciała. Ogólnie - wiało mocno. Z wiatrem bądź bokiem do niego szło szybko, ok. 4:35, ale pod wiatr puchłam tak bardzo, że aż żal się przyznawać (puchniecie objęło w sumie 2km - po kilometrze z 2. i 3. powtórzenia).
Ogólnie jakoś zbyt optymistycznie nie jest, chyba wychodzi po pierwsze zmęczenie sezonem, a po drugie zmiana trybu życia (praca, mniej snu, bieganie nad ranem). Oby przetrwać do 11.11 i urwać coś z tej dychy. Myślami jestem już w nowym sezonie.
Schłodzenie - 1km - 6:07
21.10 - WT-orek - 12,7km
2,1km rozgrzewki - 5:36 min/km
Potem 4x2km p. 500m. Było lepiej niż tydzień temu, ale nadal nie tak, jak bym chciała. Ogólnie - wiało mocno. Z wiatrem bądź bokiem do niego szło szybko, ok. 4:35, ale pod wiatr puchłam tak bardzo, że aż żal się przyznawać (puchniecie objęło w sumie 2km - po kilometrze z 2. i 3. powtórzenia).
Ogólnie jakoś zbyt optymistycznie nie jest, chyba wychodzi po pierwsze zmęczenie sezonem, a po drugie zmiana trybu życia (praca, mniej snu, bieganie nad ranem). Oby przetrwać do 11.11 i urwać coś z tej dychy. Myślami jestem już w nowym sezonie.
Schłodzenie - 1km - 6:07
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
23.10 - 9,5km - 5:35 min/km - nieco skrócony BS z przebieżkami. Podła pogoda: wiatr, deszcz i temperatura w okolicach zera, znacznie niższa niż jeszcze kilka dni wcześniej. Lekki szok. Ech, teraz to coraz częściej tak będzie... Dobrze, że chociaż czas zmieniają, to nie będę biegać całkiem w nocy.
Wieczorem poszłam na lasertaga. Trochę chodzenia na przygiętych nogach (głowa nisko!), szerszego zakresu ruchów ciałem i zakwasy trzymają się do dziś. Czyli znowu, nazwijmy to, ogólnorozwojówka. przeplatana piwem, ale to nieważne :P
25.10 - 11,5km - rytmy. 2x100m (22-23s), 2x200m (46-48s), 6x400m (1:37-40), 1x200m (45s), 1x100m<20s. Na tych zakwasach to jakby ciężkawo. Schody sobie darowałam.
Wieczorem poszłam na lasertaga. Trochę chodzenia na przygiętych nogach (głowa nisko!), szerszego zakresu ruchów ciałem i zakwasy trzymają się do dziś. Czyli znowu, nazwijmy to, ogólnorozwojówka. przeplatana piwem, ale to nieważne :P
25.10 - 11,5km - rytmy. 2x100m (22-23s), 2x200m (46-48s), 6x400m (1:37-40), 1x200m (45s), 1x100m<20s. Na tych zakwasach to jakby ciężkawo. Schody sobie darowałam.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
- neevle
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1229
- Rejestracja: 03 lut 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 42:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lublin/Warszawa
26.10 - 16,6km - 1:30h
13,4km BS + 2km T10 + 1,2km BS
Bieg z narastającym nastrojem (i trochę prędkością). Gdy wychodziłam to ani trochę nie chciało mi się biegać, pomyślałam, że odklepię może z 1:20h i wrócę. Perspektywa zmieniła mi się na dobre po około pół godziny. Nogi niosły, wracać się nie chciało. Oddech lekki, tym bardziej, że zrobiło się nieco cieplej (wczoraj bardzo nieprzyjemnie oddychało mi się zimnym powietrzem - no cóż, jak temperatura w ciągu tygodnia spada o ponad 15 stopni, to trochę ciężko się przestawić).
Z nadmiarem energii poradziłam sobie dwoma kilometrami przyspieszenia, które poszły po 4:36 (a 13,4km po 5:30 już było w nogach!), więc takie T10 wyszło. Nie planowałam tego, totalny spontan, początkowo miały być przebieżki, ale zmieniłam koncepcję. Na koniec ok. 1,2km schłodzenia i po schodach na szóste piętro. Banan do ręki i banan na ryju. Nawet specjalnie zmęczona się nie czułam.
W sumie jeden z bardziej udanych treningów w ostatnich tygodniach.
Znowu leciałam po 5:30, zamiast po 5:40, oczywiście nie cisnęłam tylko "samo się". Ja już nie wiem, czy to dobrze - z jednej strony podobny skok tempa w okolicach maja zapowiedział zwyżkę formy. Z drugiej, ostatnie dwa akcenty WT ciężko mi było domknąć, więc można by pomyśleć, że te BS-y biegam za szybko. Tyle że przecież przed akcentami robię dzień przerwy (i jest to dla mnie w ogóle dzień wolny), więc powinnam zdążyć trochę odpocząć. Ja jednak ten wtorkowy brak energii zrzucę na poranne wstawanie. Organizm potrzebuje czasu, żeby się przestawić. Gdybym była ogólnie przemęczona, to raczej nie wyskoczyłby mi taki dzień, jak dzisiaj. Może trzeba było na początku przemielić trochę tradycyjny układ tygodnia i robić najcięższe akcenty w weekend?
Ale przez najbliższe dwa tygodnie to już na pewno nie chce mi się nic kombinować, zresztą wtedy wszystko się wyjaśni. Tym bardziej, że w tym ostatnim i tak spuszczę z tonu.
Chyba mam dzisiaj za dużo wolnego czasu.
13,4km BS + 2km T10 + 1,2km BS
Bieg z narastającym nastrojem (i trochę prędkością). Gdy wychodziłam to ani trochę nie chciało mi się biegać, pomyślałam, że odklepię może z 1:20h i wrócę. Perspektywa zmieniła mi się na dobre po około pół godziny. Nogi niosły, wracać się nie chciało. Oddech lekki, tym bardziej, że zrobiło się nieco cieplej (wczoraj bardzo nieprzyjemnie oddychało mi się zimnym powietrzem - no cóż, jak temperatura w ciągu tygodnia spada o ponad 15 stopni, to trochę ciężko się przestawić).
Z nadmiarem energii poradziłam sobie dwoma kilometrami przyspieszenia, które poszły po 4:36 (a 13,4km po 5:30 już było w nogach!), więc takie T10 wyszło. Nie planowałam tego, totalny spontan, początkowo miały być przebieżki, ale zmieniłam koncepcję. Na koniec ok. 1,2km schłodzenia i po schodach na szóste piętro. Banan do ręki i banan na ryju. Nawet specjalnie zmęczona się nie czułam.
W sumie jeden z bardziej udanych treningów w ostatnich tygodniach.
Znowu leciałam po 5:30, zamiast po 5:40, oczywiście nie cisnęłam tylko "samo się". Ja już nie wiem, czy to dobrze - z jednej strony podobny skok tempa w okolicach maja zapowiedział zwyżkę formy. Z drugiej, ostatnie dwa akcenty WT ciężko mi było domknąć, więc można by pomyśleć, że te BS-y biegam za szybko. Tyle że przecież przed akcentami robię dzień przerwy (i jest to dla mnie w ogóle dzień wolny), więc powinnam zdążyć trochę odpocząć. Ja jednak ten wtorkowy brak energii zrzucę na poranne wstawanie. Organizm potrzebuje czasu, żeby się przestawić. Gdybym była ogólnie przemęczona, to raczej nie wyskoczyłby mi taki dzień, jak dzisiaj. Może trzeba było na początku przemielić trochę tradycyjny układ tygodnia i robić najcięższe akcenty w weekend?
Ale przez najbliższe dwa tygodnie to już na pewno nie chce mi się nic kombinować, zresztą wtedy wszystko się wyjaśni. Tym bardziej, że w tym ostatnim i tak spuszczę z tonu.
Chyba mam dzisiaj za dużo wolnego czasu.
5km - 20:23, 10km - 42:11, 21.1km - 1:35:58
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]
[url=https://biegambyjesc.wordpress.com/]Mój blog - Biegam by jeść[/url]
[url=https://www.facebook.com/biegambyjesc/]Facebook - Biegam by jeść[/url]