Komentarz do artykułu Spartathlon, czyli 246 km śladami Filipidesa - będziemy na trasie!
- Gump
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 258
- Rejestracja: 04 paź 2011, 14:53
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Bieszczady piękna kraina
- Kontakt:
No cóż, imprezy bardziej medialne będą zawsze na topie, co nie umniejsza siatkarzom, czy też kolarzom.
Legio Patria Nostra
Pozdrawia was Ostatni Mohikanin z Ustrzyk Górnych
http://www.noclegi-ustrzykigorne.pl/
Pozdrawia was Ostatni Mohikanin z Ustrzyk Górnych
http://www.noclegi-ustrzykigorne.pl/
- KrzysiekJ
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1571
- Rejestracja: 06 lis 2013, 16:29
- Życiówka na 10k: 38:00 z treningu
- Życiówka w maratonie: 2:57:26 atest
- Lokalizacja: Gdańsk
Czy ktoś wie jak poszło w Spartathlonie 2014 Dean Karnazes'owi? Nie mogę go wypatrzyć na liście zawodników, którzy ukończyli bieg. Czyżby nie wystartował, albo wyeliminowała go kontuzja?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 420
- Rejestracja: 05 mar 2004, 13:45
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: warszawa
O tymyacoll pisze:Zula, o który dokładnie komentarz chodzi, gdzie mogę go znaleźć? Jestem mocno zainteresowany.zula pisze:Przeczytałam komentarz "po bitwie"
http://www.bieganie.pl/?show=1&cat=7&id=7052
I masz rację, Paweł świetnie pobiegł, zresztą Mistrzostwa to przecież najważniejsza impreza 24h w kraju, i cisza...
Często mniej oznacza więcej
- yacoll
- Stary Wyga
- Posty: 158
- Rejestracja: 17 sie 2011, 11:27
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 03:43
Czytałem ze ściśniętym gardłem... Wielkie dzięki, Zula! Przeglądałem główną stronę "bieganie.pl" ostatnio każdego dnia ale jakoś mi ten artykuł umknął...zula pisze: O tym
http://www.bieganie.pl/?show=1&cat=7&id=7052
Jak poszło ostatecznie Piotrkowi Sawickiemu?
No i ten fragment, niezły mocarz z tego Kuryły, że nie poddał się przez tak długi czas kryzysu...
Kuryło z kolei szedł – to była jego walka na przetrzymanie. Żołądek kontra głowa. Dopiero po jakichś 110-120 km ostatecznie zwyciężyła głowa i za to wielkie brawa i ogromny szacunek.
Nie wiem czy na ten moment nie jedyna, jeśli chodzi o bieg indywidualny a nie sztafetę...?! Tak jak pisałem poprzednio: smuteczek...zula pisze:I masz rację, Paweł świetnie pobiegł, zresztą Mistrzostwa to przecież najważniejsza impreza 24h w kraju, i cisza...
yacoll
happy running
- Pedro
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 275
- Rejestracja: 27 lis 2003, 11:40
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Hej
Wypada coś napisać, chociaż nie udał mi się ten bieg. Przede wszystkim podziękowania należą się wszystkim, którzy mi na trasie pomagali i wspierali oraz Wam, którzy kibicowaliście i trzymaliście kciuki.
Kilka słów o samym biegu. Taki truizm - i w życiu i podczas zawodów nie zawsze wychodzi nam tak jak sobie zaplanowaliśmy. I tak było w tym przypadku…
Na początku biegło się mi dość dobrze, około 70km Radzik podkręcił tempo a ja jakoś tak się do tego nie paliłem i się rozdzieliliśmy. Powoli przesuwałem się jednak w górę wdzierając się w końcu do 10 ( najwyżej byłem chyba 7 ale do końca nie wiem), około 90 km minąłem mającego problemy Piotra Kuryłę. Mijały kilometry. Podbieg na górę Snagas (162km) jakoś mnie nie naruszył i poleciałem dalej mając na dzieje na sprawne pokonywanie kolejnych kilometrów i poprawę pozycji. Dość niespodziewanie poczułem ,że zaczynają się poważnie spinać i boleć mięśnie w moich rozbudowanych udach. Jakoś udawało mi się to pokonywać ale czułem, że jest coraz gorzej. Dotarłem do 180km, powoli zacząłem przeplatać bieg z marszem, wypadłem z 10 a dopiero potem stało się najgorsze - nie byłem w stanie już w ogóle biec. Podjąłem decyzję – dotrę do tej Sparty, choćbym miał się czołgać, ambicje odkładam na półkę. Na szczęście zapas czasu do limitu miałem olbrzymi. Maszerowałem wytrwale. Zrobiło się jednak zimno i wietrzni a jako ,że nie biegłem nie mogłem dogrzać organizmu. Kurtkę oddałem na jednym z punktów po zbiegu z Sanagasu, po sugestii jednego z greckich orgów, że teraz to już będzie cieplej i będzie mi tylko przeszkadzać. Zostałem tylko w mokrej koszulce. Na punktach często nie było ciepłej herbaty, kocy, czułem ,że nie jest dobrze i zaczynam się coraz bardziej wychładzać. Ostatnią trzeźwą myślą na jednym z punktów wyrwałem obsłudze wypakowany czymś worek śmieciowy, wysypałem, zrobiłem otwór na głowę i zarzuciłem na siebie. Na pytanie ludzi z punktu, czy zrobić mi otwory na ręce zdecydowanie pokręciłem głową, dodatkowe otwory i ręce na zewnątrz to byłaby mniejsza szansa na ogrzanie się. Maszerowałem jak w pokutnym worze. Widziałem za sobą jakiegoś sporego psa ze świecącymi gałami, gdy odwróciłem się po kilku km był tam nadal , po kolejnych znów, krzyczałem d o niego i rzucałem kamieniami. Teraz nie wiem, czy to nie były halucynacje. W międzyczasie powoli wstawało słońce, wyciągnąłem ręce ze śmiecio-worka a potem go z siebie zdarłem. Problemem stawało się nie zimno ale palące coraz bardziej już słońce. Człapałem, kucałem, podpierałem się, kilometry mijały bardzo wolno… Z bólu bolała mnie głowa, przełączyłem się na tryb „przetrwania” spokojnie, powolutku bez szarpnięć. Słońce paliło mi ciało. Pokonanie ostatnich niecałych 20 km zajęło mi około 4,5h. W końcu ostatnia prosta na promenadzie w Sparcie. Idę dostojnie lekko się zataczając, tłum wiwatuje jak dla zwycięzcy (mam wrażenie, że widzą i doceniają , że u mnie łatwo nie było i że nie biegnę, choć to ostatnia prosta , bo już kompletnie nie jestem w stanie). Mija mnie idąc wsparty ramieniem na innej zawodniczce ubiegłoroczny zwycięzca Jao Olivieria. Przez szacunek puszczam ich przodem, zresztą wyścigi „zombie” na promenadzie w Sparcie byłyby błazeńskie.
Docieram i to muszę w tym momencie potraktować jako swój sukces, wytrwałem na trasie prawie 31h (najdłużej w życiu). Przez te 60 km marszu rozwaliłem sobie lewe kolano ale to w tej chwili nie istotne. Czas nieważny, choć i tak nie jestem ostatni, jak sądziłem, tylko 36. Obsługa zajmuje się mną po królewsku. Nagle widzę kolegów w namiocie masażu, krzyczę do nich i macham. To halucynacje, jak się okazało spali wtedy smacznie w hotelu…
Wypada coś napisać, chociaż nie udał mi się ten bieg. Przede wszystkim podziękowania należą się wszystkim, którzy mi na trasie pomagali i wspierali oraz Wam, którzy kibicowaliście i trzymaliście kciuki.
Kilka słów o samym biegu. Taki truizm - i w życiu i podczas zawodów nie zawsze wychodzi nam tak jak sobie zaplanowaliśmy. I tak było w tym przypadku…
Na początku biegło się mi dość dobrze, około 70km Radzik podkręcił tempo a ja jakoś tak się do tego nie paliłem i się rozdzieliliśmy. Powoli przesuwałem się jednak w górę wdzierając się w końcu do 10 ( najwyżej byłem chyba 7 ale do końca nie wiem), około 90 km minąłem mającego problemy Piotra Kuryłę. Mijały kilometry. Podbieg na górę Snagas (162km) jakoś mnie nie naruszył i poleciałem dalej mając na dzieje na sprawne pokonywanie kolejnych kilometrów i poprawę pozycji. Dość niespodziewanie poczułem ,że zaczynają się poważnie spinać i boleć mięśnie w moich rozbudowanych udach. Jakoś udawało mi się to pokonywać ale czułem, że jest coraz gorzej. Dotarłem do 180km, powoli zacząłem przeplatać bieg z marszem, wypadłem z 10 a dopiero potem stało się najgorsze - nie byłem w stanie już w ogóle biec. Podjąłem decyzję – dotrę do tej Sparty, choćbym miał się czołgać, ambicje odkładam na półkę. Na szczęście zapas czasu do limitu miałem olbrzymi. Maszerowałem wytrwale. Zrobiło się jednak zimno i wietrzni a jako ,że nie biegłem nie mogłem dogrzać organizmu. Kurtkę oddałem na jednym z punktów po zbiegu z Sanagasu, po sugestii jednego z greckich orgów, że teraz to już będzie cieplej i będzie mi tylko przeszkadzać. Zostałem tylko w mokrej koszulce. Na punktach często nie było ciepłej herbaty, kocy, czułem ,że nie jest dobrze i zaczynam się coraz bardziej wychładzać. Ostatnią trzeźwą myślą na jednym z punktów wyrwałem obsłudze wypakowany czymś worek śmieciowy, wysypałem, zrobiłem otwór na głowę i zarzuciłem na siebie. Na pytanie ludzi z punktu, czy zrobić mi otwory na ręce zdecydowanie pokręciłem głową, dodatkowe otwory i ręce na zewnątrz to byłaby mniejsza szansa na ogrzanie się. Maszerowałem jak w pokutnym worze. Widziałem za sobą jakiegoś sporego psa ze świecącymi gałami, gdy odwróciłem się po kilku km był tam nadal , po kolejnych znów, krzyczałem d o niego i rzucałem kamieniami. Teraz nie wiem, czy to nie były halucynacje. W międzyczasie powoli wstawało słońce, wyciągnąłem ręce ze śmiecio-worka a potem go z siebie zdarłem. Problemem stawało się nie zimno ale palące coraz bardziej już słońce. Człapałem, kucałem, podpierałem się, kilometry mijały bardzo wolno… Z bólu bolała mnie głowa, przełączyłem się na tryb „przetrwania” spokojnie, powolutku bez szarpnięć. Słońce paliło mi ciało. Pokonanie ostatnich niecałych 20 km zajęło mi około 4,5h. W końcu ostatnia prosta na promenadzie w Sparcie. Idę dostojnie lekko się zataczając, tłum wiwatuje jak dla zwycięzcy (mam wrażenie, że widzą i doceniają , że u mnie łatwo nie było i że nie biegnę, choć to ostatnia prosta , bo już kompletnie nie jestem w stanie). Mija mnie idąc wsparty ramieniem na innej zawodniczce ubiegłoroczny zwycięzca Jao Olivieria. Przez szacunek puszczam ich przodem, zresztą wyścigi „zombie” na promenadzie w Sparcie byłyby błazeńskie.
Docieram i to muszę w tym momencie potraktować jako swój sukces, wytrwałem na trasie prawie 31h (najdłużej w życiu). Przez te 60 km marszu rozwaliłem sobie lewe kolano ale to w tej chwili nie istotne. Czas nieważny, choć i tak nie jestem ostatni, jak sądziłem, tylko 36. Obsługa zajmuje się mną po królewsku. Nagle widzę kolegów w namiocie masażu, krzyczę do nich i macham. To halucynacje, jak się okazało spali wtedy smacznie w hotelu…
Pedro
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 1
- Rejestracja: 03 paź 2014, 13:49
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Piotrze ,prawdziwego mistrza ,ultrasa ,sportowca, człowieka...poznaje się po tym że nigdy się poddaje. Gratulacje.
Jestem pewien że jak zdrowie Ci pozwoli i bawił się będziesz jeszcze w bieganie następną relację z Grecji będziesz pisał w innym nastroju
Zdrowia i pozdrawiam
Jestem pewien że jak zdrowie Ci pozwoli i bawił się będziesz jeszcze w bieganie następną relację z Grecji będziesz pisał w innym nastroju
Zdrowia i pozdrawiam
- Pedro
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 275
- Rejestracja: 27 lis 2003, 11:40
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
To wszystko prawda Darku ale z wiekiem wydaje mi się również, że prawdziwego człowieka w różnych aspektach poznaje się także po tym jak potrafi spojrzeć na rzeczywistość, przyznać się do słabości i ile sam umie sobie "wybaczyć". Wtedy umie wybaczyć także innym.darekk pisze:Piotrze ,prawdziwego mistrza ,ultrasa ,sportowca, człowieka...poznaje się po tym że nigdy się poddaje. Gratulacje.
Jestem pewien że jak zdrowie Ci pozwoli i bawił się będziesz jeszcze w bieganie następną relację z Grecji będziesz pisał w innym nastroju
Zdrowia i pozdrawiam
Muszę spokojnie poczekać i nie składać teraz pochopnych deklaracji w jedną lub w drugą stronę,. Raz coś mi szepce, że tak długie biegi są nie dla mnie a niekiedy dociera tez do mnie, że skoro nie udało się wieku 40 lat to może warto wrócić 5 lat później... żeby wygrać albo 10 lat później, żeby pokonać te trasę w obie strony...
Pedro
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Pedro, zwyczajnie poryczałam się czytając Twoja relację. Mam nadzieję, że kolano już wydobrzało albo zastąpi to w najbliższych dniach. Zdrówko!
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
Ja też przeczytałem z zainteresowaniem, ale nie wiem jak to mam komentować, nie wiem czy powinienem gratulować bohaterstwa, bo może myśląc o zdrowiu powinieneś był zejść, z drugiej strony Filipides itd .
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
Adam, jak to zejść??? Tam się schodzi z trasy, gdy Cię limity wyprzedzą, ale chyba nikt się nie poddaje tylko dlatego, że nie zrobi wyniku takiego, jakiego się spodziewa albo z powodu dolegliwości zdrowotnych (o ile może się poruszać o własnych siłach, to nie ma wystarczających dolegliwości). Z tego co pamiętam (pisał/mówił chyba Jarema), zawodnik, który nie ukończy jest nikim. Długo musi czekać na punkcie, aż go zdejmą i zawiozą z powrotem do Aten. Nie ma tam żadnych wygód, może nawet zamarznąć na amen, a do jedzenia i picia ma tylko to co na punkcie i ew. przy sobie (no, chyba że ma serwis). A na mecie na zawodnika czeka wszystko, jak napisane w artykule - wieniec, "Neptun", kroplówki, masaże, dziewice (ktoś sprawdzał?), taksówka do hotelu (kilkaset metrów), hotel, a potem uroczystość wręczenia trofeum, chwała na wieki.
Ostateczny wynik Pedra mimo tego, że na początku narobił nam apetytu na bardziej zbliżony do wyniku Andrzeja i tak jest super i ja kupiłabym go w ciemno.
Ostateczny wynik Pedra mimo tego, że na początku narobił nam apetytu na bardziej zbliżony do wyniku Andrzeja i tak jest super i ja kupiłabym go w ciemno.
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 5
- Rejestracja: 15 sty 2014, 21:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Pewnie Piotrek nie trzeba by czekać tych 10 lat na pokonanie tej trasy w obie strony, bo jak tłum zobaczył tego Greka co przebiegł tak w tym roku to niektórym się oczy dziwnie zaświeciły. Co do Spartathlonu to chyba jednak przyjemniej się go biega niż każdy bieg 24h, a w twoim wypadku urwać przynajmniej 6h z tegorocznego czasu jest do zrobienia, oczywiście w sprzyjających warunkach. Zresztą ze zwycięzcą już dwa razy w życiu wygrałeś czyli to jest bardziej kwestia poznania trasy i posiadania własnego wsparcia niż kwestia umiejętności.Pedro pisze:To wszystko prawda Darku ale z wiekiem wydaje mi się również, że prawdziwego człowieka w różnych aspektach poznaje się także po tym jak potrafi spojrzeć na rzeczywistość, przyznać się do słabości i ile sam umie sobie "wybaczyć". Wtedy umie wybaczyć także innym.darekk pisze:Piotrze ,prawdziwego mistrza ,ultrasa ,sportowca, człowieka...poznaje się po tym że nigdy się poddaje. Gratulacje.
Jestem pewien że jak zdrowie Ci pozwoli i bawił się będziesz jeszcze w bieganie następną relację z Grecji będziesz pisał w innym nastroju
Zdrowia i pozdrawiam
Muszę spokojnie poczekać i nie składać teraz pochopnych deklaracji w jedną lub w drugą stronę,. Raz coś mi szepce, że tak długie biegi są nie dla mnie a niekiedy dociera tez do mnie, że skoro nie udało się wieku 40 lat to może warto wrócić 5 lat później... żeby wygrać albo 10 lat później, żeby pokonać te trasę w obie strony...