Tego jeszczenie było.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 375
- Rejestracja: 05 cze 2014, 16:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Kontakt:
smola.. wykrakane cos mi się w udo stało ... w nocy ok 5 obódził mnie okropny ból. i zaczeło sie masowanie, maści i nic. dopiero masc przeciwbólowapo ok20min podziałała. jak nie rozchodze tego to nie ma mowy o tańcu na weselu. butów na obcasie tez raczej nie założe. ;( łeee to chyba mięsień ale nie jestem pewna bo promieniowało do kolana.
- sochers
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3431
- Rejestracja: 16 sty 2014, 10:35
- Życiówka na 10k: 44:15
- Życiówka w maratonie: 3:48:12
- Lokalizacja: Woodge aka Uć
Dip rilif (serio tak się nazywa), albo ibum żel. Chłodzi i znieczula, pomaga na naprawdę spory ból i silne urazy.
BLOG: viewtopic.php?f=27&t=40946&start=435
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
KOMENTARZE: viewtopic.php?f=28&t=40947&start=1680
PBs: 1M - 6'09, 3000 - 12'11, 5k - 20'35, 10k - 44'15, HM - 1:47'11, M - 3:48'12
- MEL.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1590
- Rejestracja: 18 wrz 2007, 12:27
- Życiówka na 10k: 46:56
- Życiówka w maratonie: 3:43
- Lokalizacja: Las Kabacki
- Kontakt:
... a Karola teraz pewnie obtańcowuje wszystkich chłopaków na weselichu...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 375
- Rejestracja: 05 cze 2014, 16:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Kontakt:
musiałam dobrze rozchodzić noge. i z przeciwbólowych to Benagay-a znalazłam w apteczce. jakoś się rozeszło dzic jeszcze nie boli więc może będzie ok.
na weselu to moje dziecko wszystkich obtańcowało. chociaż i ja się wytańczyłam. kondycja pierwsza klasa po tym moim bieganiu. w porównaniu z wczesniejszymi możliwościami to dzis mogłam skakać do bólu i nie było zadyszki :D
na weselu to moje dziecko wszystkich obtańcowało. chociaż i ja się wytańczyłam. kondycja pierwsza klasa po tym moim bieganiu. w porównaniu z wczesniejszymi możliwościami to dzis mogłam skakać do bólu i nie było zadyszki :D
- smoła
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 541
- Rejestracja: 13 lut 2014, 23:03
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 375
- Rejestracja: 05 cze 2014, 16:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Kontakt:


za to wczoraj padłam o 20 i nie ogladałam finału.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 375
- Rejestracja: 05 cze 2014, 16:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Kontakt:
ale mam nerwowy okres ostatnio. wczoraj z tego wszystkiego zjadłam chyba z 2000tys kcal jak nie wiecej .. zorientowałam się dopiero dzis rano. to mój największy problem chyba zajadanie stresów. drugiego dnia takiego nie będzie nie ma mowy.
dzis biegam 5km później aerobik.
na ostatnim była okropna nuda myslałam że usne na macie bo był sam pilates. jakiś koszmar normalnie
ale wczesniej zaliczyłam bieg więc jakoś to przezyłam ... i po powrocie do domu tez troche poskakałam.
ale nie o tym miałam pisac. te coś na tyłku dalej mnie boli i promieniuje troche pod kolano. ale tylko w czasie biegu tak ok 3,4 km. myślę że musze się jakoś inaczej zacząć rozgrzewać. bardziej własnie ten tyłek...no bo sama nie wiem co tak dokładnie mnie boli.
dzis biegam 5km później aerobik.
na ostatnim była okropna nuda myslałam że usne na macie bo był sam pilates. jakiś koszmar normalnie
ale wczesniej zaliczyłam bieg więc jakoś to przezyłam ... i po powrocie do domu tez troche poskakałam.
ale nie o tym miałam pisac. te coś na tyłku dalej mnie boli i promieniuje troche pod kolano. ale tylko w czasie biegu tak ok 3,4 km. myślę że musze się jakoś inaczej zacząć rozgrzewać. bardziej własnie ten tyłek...no bo sama nie wiem co tak dokładnie mnie boli.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1241
- Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Karola, na zajadanie stresów bieganie nic nie da (niewiele po za spaleniem jakiś tam kalorii).
Jak reagujesz na stres - ŚWIADOMIE - możesz sama zdecydować (np. następnym razem).
Wczoraj to już historia! Przy kolejnej takiej sytuacji zadecyduj świadomie jak na nią zareagujesz i staraj się tego trzymać. W końcu się uda zmienić nabyty nawyk.
Co do bólu, ćwiczysz jogę albo coś podobnego do aktywnego rozciągania? To może pomóc.
Są fajne filmiki Yoga for runners autorstwa Fiji McAlpin, takie 20 min. Efekty czasami widać po 2-3 dniach. Może i tobie pomoże!
Trzymam kciuki.
Nie pisałem tego wcześniej, ale już kilka razy byłaś moją motywacją! Jak zrobiłaś zestawienie tygodniowe, to mi się wstyd zrobiło i ruszyłem w teren (bo mi się po okresie roztrenowania jakoś zapłon do pracy chwilowo wtedy zagubił :-D).
Tak trzymaj!
Jak reagujesz na stres - ŚWIADOMIE - możesz sama zdecydować (np. następnym razem).
Wczoraj to już historia! Przy kolejnej takiej sytuacji zadecyduj świadomie jak na nią zareagujesz i staraj się tego trzymać. W końcu się uda zmienić nabyty nawyk.
Co do bólu, ćwiczysz jogę albo coś podobnego do aktywnego rozciągania? To może pomóc.
Są fajne filmiki Yoga for runners autorstwa Fiji McAlpin, takie 20 min. Efekty czasami widać po 2-3 dniach. Może i tobie pomoże!
Trzymam kciuki.
Nie pisałem tego wcześniej, ale już kilka razy byłaś moją motywacją! Jak zrobiłaś zestawienie tygodniowe, to mi się wstyd zrobiło i ruszyłem w teren (bo mi się po okresie roztrenowania jakoś zapłon do pracy chwilowo wtedy zagubił :-D).
Tak trzymaj!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 375
- Rejestracja: 05 cze 2014, 16:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Kontakt:
dzięki za miłe słowa
ale coś czuje że niedługo to ja będe potrzebowała motywacji bo mam zawrót głowy totalny.
dziś tez już mnie ciągnie okropnie do jedzenia ale staram się powstrzymać. nadprogramowo zjadłam pół bułki z dynią. ;(
całe szczęście dzień się nie skończył i bilans może nie będzie najgorszy.
joga .. no to tu jest mły 2 i pół letni problem. nie ma opcji ćwiczyc cokolwiek z dzieckiem :D chyba że po 21 albo o 5 rano a to takie juz troche nieludzkie godziny jak na mnie.
chociaż z praktyki wiem że dla chcącego nic trudnego.
ale coś czuje że niedługo to ja będe potrzebowała motywacji bo mam zawrót głowy totalny.
dziś tez już mnie ciągnie okropnie do jedzenia ale staram się powstrzymać. nadprogramowo zjadłam pół bułki z dynią. ;(
całe szczęście dzień się nie skończył i bilans może nie będzie najgorszy.
joga .. no to tu jest mły 2 i pół letni problem. nie ma opcji ćwiczyc cokolwiek z dzieckiem :D chyba że po 21 albo o 5 rano a to takie juz troche nieludzkie godziny jak na mnie.
chociaż z praktyki wiem że dla chcącego nic trudnego.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1241
- Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Nie mam doświadczenia z 2 letnimi "przeszkadzajkami", ale skoro dajesz radę pobiegać, to coś mi mówi, że dasz radę poćwiczyć te 20-kilka minut.
Jeśli boli ciebie noga, to lepiej tymczasowo ograniczyć bieganie i dodać do krótszego biegania np. właśnie jakieś ćwiczenia rozciągające (nie upierałbym się przy jodze, cokolwiek, choćby ćwiczenia dedykowane biegaczom, a które linkowane są na stronie głównej bieganie.pl).
Nie istnieje coś takiego jak zabieganie kontuzji.
Jeżeli masz stresującą sytuację życiową, to ten stres może i zapewne wpływa na trening również. Sam trening jest również stresem dla ciała, głodzenie czy drastyczne ograniczanie kalorii również. W którymś momencie organizm może sobie z tym nie poradzić, i wtedy zaczną się problemy nawarstwiać - kontuzje, odreagowywanie stresu przy talerzu, nerwowość ogólna, problemy w pracy itd.
Dla mnie takim stresorem jest potworny hałas jaki doświadczam od jakiegoś czasu w miejscu pracy (generalny remont). To, plus inne sprawy życiowe, które można nazwać ogólnie stresującymi, plus intensywny trening czasami powoduje, że ciało ma dość i np. przesypiam weekend (tylko trening, jedzenie i sen) lub bardzo trudno mi się zmobilizować do intensywnego treningu. Organizm minimalizuje sytuacje stresogenne - nic nie poradzi na hałas, ale może "zastrajkować" jeśli chodzi o gotowość do podejmowania wysiłku fizycznego.
To jest w pewnym sensie błędne koło, bo biegając w terenie (w lesie) raczej człowiek odpoczywa (jeśli nie pałuje się wysiłkowo), ale jednak ciało nie chce tam iść, bo to jednak generuje fizjologiczny stres etc.
Myślę, że jakimś rozwiązaniem może być np. medytacja (choćby aktywna podczas biegu), czy odpowiednio dostrojona dieta (tak, by minimalizowała negatywny wpływ stresu na organizm). Jak coś uda mi się na sobie przetestować to dam znać
---
Jak czujesz, że siada tobie motywacja, albo problemy zaczynają przerastać możliwości poradzenia sobie, to przecież możesz tutaj napisać prośbę o kilka słów motywacyjnych! Mniej to kosztuje, niż ew. wyrzuty sumienia, że jednak się znowu poddałaś sytuacji, i nie byłaś dość silna (według twojej "surowej" oceny).
Mam wrażenie, że jest tutaj wśród zaglądających w twój wątek sporo osób, które poświęcą chwilkę by przesłać tobie przysłowiowego kciuka w górze, a to czasami wystarcza do zmotywowania się
Jeśli boli ciebie noga, to lepiej tymczasowo ograniczyć bieganie i dodać do krótszego biegania np. właśnie jakieś ćwiczenia rozciągające (nie upierałbym się przy jodze, cokolwiek, choćby ćwiczenia dedykowane biegaczom, a które linkowane są na stronie głównej bieganie.pl).
Nie istnieje coś takiego jak zabieganie kontuzji.
Jeżeli masz stresującą sytuację życiową, to ten stres może i zapewne wpływa na trening również. Sam trening jest również stresem dla ciała, głodzenie czy drastyczne ograniczanie kalorii również. W którymś momencie organizm może sobie z tym nie poradzić, i wtedy zaczną się problemy nawarstwiać - kontuzje, odreagowywanie stresu przy talerzu, nerwowość ogólna, problemy w pracy itd.
Dla mnie takim stresorem jest potworny hałas jaki doświadczam od jakiegoś czasu w miejscu pracy (generalny remont). To, plus inne sprawy życiowe, które można nazwać ogólnie stresującymi, plus intensywny trening czasami powoduje, że ciało ma dość i np. przesypiam weekend (tylko trening, jedzenie i sen) lub bardzo trudno mi się zmobilizować do intensywnego treningu. Organizm minimalizuje sytuacje stresogenne - nic nie poradzi na hałas, ale może "zastrajkować" jeśli chodzi o gotowość do podejmowania wysiłku fizycznego.
To jest w pewnym sensie błędne koło, bo biegając w terenie (w lesie) raczej człowiek odpoczywa (jeśli nie pałuje się wysiłkowo), ale jednak ciało nie chce tam iść, bo to jednak generuje fizjologiczny stres etc.
Myślę, że jakimś rozwiązaniem może być np. medytacja (choćby aktywna podczas biegu), czy odpowiednio dostrojona dieta (tak, by minimalizowała negatywny wpływ stresu na organizm). Jak coś uda mi się na sobie przetestować to dam znać

---
Jak czujesz, że siada tobie motywacja, albo problemy zaczynają przerastać możliwości poradzenia sobie, to przecież możesz tutaj napisać prośbę o kilka słów motywacyjnych! Mniej to kosztuje, niż ew. wyrzuty sumienia, że jednak się znowu poddałaś sytuacji, i nie byłaś dość silna (według twojej "surowej" oceny).
Mam wrażenie, że jest tutaj wśród zaglądających w twój wątek sporo osób, które poświęcą chwilkę by przesłać tobie przysłowiowego kciuka w górze, a to czasami wystarcza do zmotywowania się

- maly89
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4862
- Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
- Życiówka na 10k: 37:44
- Życiówka w maratonie: 02:56:04
- Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
- Kontakt:
Karola pamiętaj, żeby z tym uważać. Sam robiłem czasami tak, że jak za dużo zjadłem na jeden posiłek to drastycznie obniżałem ilości jedzenia na kolejnych albo w ogóle z nich rezygnowałem. Do niczego dobrego to nie prowadzi.Karola199 pisze: całe szczęście dzień się nie skończył i bilans może nie będzie najgorszy.
Jeżeli mówisz, że masz w ostatnim czasie większy stres to... odpuść na jakiś czas liczenie kalorii. Tylko załóż sobie kaganiec w postaci "tylko pełnowartościowe jedzenie". Jak zjesz za dużo warzyw, białego mięsa czy nadprogramowe jabłko to nic Ci się wielkiego nie stanie. A wiem, że liczenie kalorii może wywoływać stres. Chociaż też mi polecano odstawienie swego czasu tego liczenia to ostatecznie nie umiałem. Chodziłem czasami wkurzony jak cholera, że zjadłem już za dużo kcal, a jeszcze jestem głodny. W każdym razie do niczego dobrego to nie prowadzi jeżeli dodatkowo powoduje stres. Samo liczenie jest ok - ale pod warunkiem, że mamy do tego zdrowe podejście.
Obecnie staram się tylko raz na jakiś czas podliczać ile zjadłem dnia wczorajszego (dzisiejszy zostawiam w spokoju, żebym się nie stresował, że być może nie powinienem już jeść kolacji)

Co do biegania w sytuacji jak totalnie nie mam na to ochoty to staram się iść na kompromis - wychodzę i jeżeli po 1-2 km ciągle mi się nie chce to wracam do domu. Zarzynanie się nie ma sensu, wg mnie, a wyrzutów nie ma, bo w końcu próbowałem

- cava
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1701
- Rejestracja: 10 gru 2012, 12:13
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Karolina, pilates jest nudny na pierwszy rzut oka.
No nie da sie tam upocić i zziajać, ale jak się przyłozysz, to da się zniszczyć.
A korzyści wynoszone z tego bardzo statycznego treningu są... nie do ocenienienia.
Pilates wykonywany sumiennie, buduje najgłębsze mięśnie, których żaden inny sport raczej nie zbuduje a są one kluczowe.
Ja chodziłam na początku z rozsądku, teraz mogę odpuścić wszytko a na piltes idę nawet jakbym miała jęzorem powłóczyć i oczy na zapałki trzymać.
Czasami trzeba kierowac się głową, a nie sercem i endorfinami.
Zwłaszcza, ze masz problemy jakie masz, narzekasz na bóle takie czy smakie, kręgosłup i stawy masz obciazone.
Pilates to jest jak lek na to wszytko. Zbuduje Ci wewnętrzny pancerz, ruszy głębokie miesnie stabilizujące, o których nawet nie wiesz ze masz.
Tak dla przykładu, jak już ogarnęłam sie troche po pierwszych kilku zajęciach pilatesu i byłąm w stanei sie skupić na sobie a nie tylko na papugowaniu jako tako tego co robi instruktorka, to po jednych zajeciach na drugi dzień, prawie ż e byłam już w drodze na oddział ginekologiczny bo wstałąm rano, z takim wewnetrznym bólem w okolicy "babskich spraw" (macicy jakby) ze myślałąm ze jakieś choróbsko mnie wzieło.
Ale po przemyśleniu, wsłuchaniu sie w siebie i konsultacji telefonicznej z instruktorką okazało się że ... mam zakwasy bardzo głębokich mięśni usadowionych w dole podbrzusza.
Nic innego tego nie ruszy jak prawidłowo wykonane ćwiczenia pilatesu (jogi na tyle nie znam to nei wiem, ale wiem ze joga robiona samemu sobie , bez doswiadczonego instruktora, nie ruszy tak głębokich miesni)
A to są naprawdę bardzo ważne mięśnie.
Od czasu jak regularnei chodzę na pilates, w ogóle nie mam bóli kręgosłupa (a kręgosłup mam w beznadziejnym stanie, jak korkociąg dosłownie pogięty)
I widzę, ze bardzo wzrosła moja siła ogólna i równowaga. Po prostu wzmocniły sie nie tylko mieśnie zewnętrzne ćwiczone na innych zajęciach i w bieganiu, ale i wzmacnia sie wewnętrzny trzon ciała.
Ćwicz ten pilates, słuchaj instruktorek, to inny rodzaj wysiłku, ale niezwykle cenny.
No i... wysmukla! Zwłaszcza mieszany ze strechingiem.
Podjadanie.
Można jak Klanger radzi (kurcze, jakbym mojego męża słuchała
Byście się Klanger z moim dogadali w 5 minut
)
a można inaczej, sprytem- naskrob sobie pół kilo marchwi/ ogórków, liści kapusty nazwijaj w ruloniki, itp. i tym zajadaj stres.
Kalorii nie nabijesz a zaspokoisz potrzebę uspokajania się poprzez żucie.
No nie da sie tam upocić i zziajać, ale jak się przyłozysz, to da się zniszczyć.
A korzyści wynoszone z tego bardzo statycznego treningu są... nie do ocenienienia.
Pilates wykonywany sumiennie, buduje najgłębsze mięśnie, których żaden inny sport raczej nie zbuduje a są one kluczowe.
Ja chodziłam na początku z rozsądku, teraz mogę odpuścić wszytko a na piltes idę nawet jakbym miała jęzorem powłóczyć i oczy na zapałki trzymać.
Czasami trzeba kierowac się głową, a nie sercem i endorfinami.
Zwłaszcza, ze masz problemy jakie masz, narzekasz na bóle takie czy smakie, kręgosłup i stawy masz obciazone.
Pilates to jest jak lek na to wszytko. Zbuduje Ci wewnętrzny pancerz, ruszy głębokie miesnie stabilizujące, o których nawet nie wiesz ze masz.
Tak dla przykładu, jak już ogarnęłam sie troche po pierwszych kilku zajęciach pilatesu i byłąm w stanei sie skupić na sobie a nie tylko na papugowaniu jako tako tego co robi instruktorka, to po jednych zajeciach na drugi dzień, prawie ż e byłam już w drodze na oddział ginekologiczny bo wstałąm rano, z takim wewnetrznym bólem w okolicy "babskich spraw" (macicy jakby) ze myślałąm ze jakieś choróbsko mnie wzieło.
Ale po przemyśleniu, wsłuchaniu sie w siebie i konsultacji telefonicznej z instruktorką okazało się że ... mam zakwasy bardzo głębokich mięśni usadowionych w dole podbrzusza.
Nic innego tego nie ruszy jak prawidłowo wykonane ćwiczenia pilatesu (jogi na tyle nie znam to nei wiem, ale wiem ze joga robiona samemu sobie , bez doswiadczonego instruktora, nie ruszy tak głębokich miesni)
A to są naprawdę bardzo ważne mięśnie.
Od czasu jak regularnei chodzę na pilates, w ogóle nie mam bóli kręgosłupa (a kręgosłup mam w beznadziejnym stanie, jak korkociąg dosłownie pogięty)
I widzę, ze bardzo wzrosła moja siła ogólna i równowaga. Po prostu wzmocniły sie nie tylko mieśnie zewnętrzne ćwiczone na innych zajęciach i w bieganiu, ale i wzmacnia sie wewnętrzny trzon ciała.
Ćwicz ten pilates, słuchaj instruktorek, to inny rodzaj wysiłku, ale niezwykle cenny.
No i... wysmukla! Zwłaszcza mieszany ze strechingiem.
Podjadanie.
Można jak Klanger radzi (kurcze, jakbym mojego męża słuchała


a można inaczej, sprytem- naskrob sobie pół kilo marchwi/ ogórków, liści kapusty nazwijaj w ruloniki, itp. i tym zajadaj stres.
Kalorii nie nabijesz a zaspokoisz potrzebę uspokajania się poprzez żucie.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1241
- Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Cava, rok temu byłem na Festiwalu Na Zdrowie w Sopocie, i tam były zajęcia z pilatesu - koszzzzzmmmmmmmmaaaaaaarrrrr, a ćwiczę jogę czasami nawet dość regularnie. Masz rację, co do aktywacji mięśni o których się filozofom nie śniło
Instruktorka była genialna, ale to co zapodała to była tortura
Coś bardziej dynamicznego, a zbliżonego w działaniu do pilatesu to power yoga - 108 powitań słońca w odpowiednim tempie i błagasz o litość
za to nie tylko mięśnie wewnętrzne pracują.
Cava, zajadanie stresu marchewką jest tak skuteczne jak zajadanie ciastkami z bitą śmietaną >> kalorii mniej, ale od marchewki do rurek czekoladowych z kremem, czy pączków nie jest znowu tak daleko. Jak się zlikwiduje (w końcu) przyczynę to i objawów nie będzie, ale fakt, likwidacja przyczyny nie tylko boli, ale jest trudna.Trzeba stawiać czoła swoim demonom
Jakiś pomysł to jest - te marchewki - ale pyt
anie czy nie chodzi tutaj jednak o kalorie, a raczej ich brak, lub brak innych składników których brakuje w diecie?
Ja takie napady jedzenia mam wtedy, gdy za mało nawalę do pieca przez kilka dni (za dużo kcal wychodzi przez trening niż wchodzi przez jedzenie).
Przecież jak godzinę biegniesz to spalasz powiedzmy gdzieś ok. 700-1000 kcal, plus te 1800-2000 kcal na normalne życie (chyba tyle przyjmuje się dla kobiet), to razem wychodzi nawet 3000 kcal. Jedząc tylko 2000kcal ma się zbyt duży niedostatek kaloryczny, a to jest już głodzeniem się, a to jest stres. Jak doda się inne stresy to efekty może być właśnie w postaci napadowego jedzenia.
Tak czy siak, Karolino, myślę, że wsparcia tobie tutaj nie zabraknie

Instruktorka była genialna, ale to co zapodała to była tortura

Coś bardziej dynamicznego, a zbliżonego w działaniu do pilatesu to power yoga - 108 powitań słońca w odpowiednim tempie i błagasz o litość

Cava, zajadanie stresu marchewką jest tak skuteczne jak zajadanie ciastkami z bitą śmietaną >> kalorii mniej, ale od marchewki do rurek czekoladowych z kremem, czy pączków nie jest znowu tak daleko. Jak się zlikwiduje (w końcu) przyczynę to i objawów nie będzie, ale fakt, likwidacja przyczyny nie tylko boli, ale jest trudna.Trzeba stawiać czoła swoim demonom

Jakiś pomysł to jest - te marchewki - ale pyt

Ja takie napady jedzenia mam wtedy, gdy za mało nawalę do pieca przez kilka dni (za dużo kcal wychodzi przez trening niż wchodzi przez jedzenie).
Przecież jak godzinę biegniesz to spalasz powiedzmy gdzieś ok. 700-1000 kcal, plus te 1800-2000 kcal na normalne życie (chyba tyle przyjmuje się dla kobiet), to razem wychodzi nawet 3000 kcal. Jedząc tylko 2000kcal ma się zbyt duży niedostatek kaloryczny, a to jest już głodzeniem się, a to jest stres. Jak doda się inne stresy to efekty może być właśnie w postaci napadowego jedzenia.
Tak czy siak, Karolino, myślę, że wsparcia tobie tutaj nie zabraknie