Troszkę historii
Moje pierwsze zawody – 15.06.2013
Dwa miesiące przygotowań, walka z kontuzjami, wreszcie fakt, że zawody odbywają się w rodzinnym mieście powodowały, że rano 15 czerwca 2013 r., po przebudzeniu czułem lekkie podenerwowanie. Z jednej strony strach przed nawrotem kontuzji, z drugiej strony chęć osiągnięcia jak najlepszego wyniku. W szczególności, że z większością kibiców się znałem - z jednymi lepiej z innymi tylko z widzenia. Taka jest zaleta bądź wada mieszkania w małych miasteczkach. Start miała się odbyć o 14:00. Do 12 należało odebrać pakiet startowy. W między czasie było kilka imprez towarzyszących. Między innymi syn biegł na 600 m. Oczywiście całą rodziną mu kibicowaliśmy. Wystrzelił jak z procy, żeby na ostatnich metrach umierać. Widzę po sobie, że to nie jest domena tylko dzieci
.
Ale wracając do samych zawodów, o 13:30 ustawiliśmy się na linii startu, jedni się rozgrzewali, inni dyskutowali na temat biegu. Mnóstwo pozytywnych emocji. Ja oczywiście się nie rozgrzewałem, naiwnie myśląc, że to może tylko pogorszyć mój rezultat. Ustawiłem się na samym końcu stawki, myśląc że dobiegnę gdzieś na samym końcu, włączyłem Endomondo i po chwili rozległ się strzał z pistoletu. Ruszyliśmy, o dziwo wydawało mi się, że wszyscy biegną tak wolno, zacząłem wyprzedzać. Po przebiegnięci km, endomondo informuje mnie, że przebiegłem km w czasie 4:26. Myślę sobie nie jest źle, rozglądam się dookoła, widzę dwóch biegaczy, którzy mają na koszulce napisaną nazwę jakiegoś klubu. Myślę sobie, bardziej doświadczeni, pewnie lepiej umieją trzymać tempo, więc przykleję się do nich. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Kolejne 7 km biegnę w ten sposób. Bez szarpania, nagłych zrywów, równo w tempie: 4:38, 4:44, 4:46, 4:46, 4:46, 4:46, 4:48. Po przebiegnięciu 8km nagły kryzys, zaczynam biec coraz wolniej, a właściwie wydaje mi się, że zaraz przejdę w marsz. Osoby, na plecach, których dobiegłem do 8 km zaczynają się oddalać, wydaje mi się, że zaraz padnę. Dobiegam do ostatniego zakrętu, a po nim ostatnie 300 m do mety. Nie wiem jak to zrobiłem, ale rozpędziłem się na tym dystansie z tempa 5:00 do 2:55. Ostatnie 50m biegłem ponad 20km na godzinne. Udało mi się wyprzedzić spokojnie te osoby, które odeszły mi na 9 km. Jak się później okazało 9 km przebiegłem w 5:00 min. Wynik końcowy 44:31 – tylko, że trasa miała jakieś 9,5 do 9,6 km, ale satysfakcja z przebiegnięcia i z tego finiszu olbrzymia. Pamiętam, że przez kilka dni o niczym innym nie rozmawiałem tylko o biegu. Chodziłem dumnie w koszulce, którą otrzymałem w pakiecie startowym.