Dziwne to bo kibice wielokrotnie krzyczeli na trasie biegow "dawaj, dawaj" i tez moglbym im parsknac "same se dawaj a nie stoisz i drzesz morde" a jednak mnie to dopingowalo. Przepraszam cie Adam ale nie rozumiem zarowno koncepcji tego artykulu jak i tego czepialskiego komentarza.Adam Klein pisze:Jacek, wiesz, że szanuję Twoje koncepcje ale jednak trochę chyba przegiąłeś z tym krzyczeniem do Wilsona w trakcie biegu: "Relax and dance".
To jest to samo co widzę w trakcie zawodów gdzie trener krzyczy do zawodnika: "kolana wyżej" itd.
Pomijam juz takie kwestie, że w trakcie zawodów zawodnik najlepiej czuje na co może sobie pozwolić.
Ale krzyczysz do Rekordzisty Świata, który jest oczywiście człowiekiem otwartym i chętnie posłucha rad ale swój Rekord Świata osiągnął bez żadnej Twojej pomocy, więc teraz w trakcie zawodów Twoje pokrzykiwanie żeby się zrelaksował jest delikatnie mówią śmieszne.
Komentarz do artykułu Czy Yacool poprawi motorykę Rekordzisty Świata w maratonie?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1984
- Rejestracja: 14 cze 2011, 12:13
- Życiówka na 10k: 42:21
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Łódź
- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 13367
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
Kwestie dopingowania jak i odbioru tego przez zawodnika są zindywidualizowane. Przyznać muszę, że to "relax" w stosunku do Kipsanga mnie samego rozśmieszyło, bo zazwyczaj mówię o luzie wszystkim białym i to praktycznie na każdym kroku, gdyż jest to uzasadniona uwaga.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1627
- Rejestracja: 17 gru 2012, 13:28
- Życiówka w maratonie: 2:59:50
Co fakt, to fakt.yacool pisze:Nie zorientowałem się jeszcze kiedy najlepiej pojechać do stolicy, żeby uniknąć pory deszczowej. Muszę to obczaić.
Ostatnio mamy coś co fachowo nazywa się deszczami zenitalnymi.
Jakoś musiałem przespać, kiedy się ziemia zrotowała i , że jesteśmy teraz w strefie międzyzwrotnikowej.
- Adam Klein
- Honorowy Red.Nacz.
- Posty: 32176
- Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
- Życiówka na 10k: 36:30
- Życiówka w maratonie: 2:57:48
- Lokalizacja: Polska cała :)
Może przesadzam, może powinienem to traktować bardziej na luzie, jako zwykłe koleżeńskie pokrzykiwanie w stylu: "dajesz stary dajesz".fantom pisze:Przepraszam cie Adam ale nie rozumiem zarowno koncepcji tego artykulu jak i tego czepialskiego komentarza.
Ale ja wiem, że Jacek tam Wilsonowi nakładł do głowy różne teorie, więc to nie było takie "kibicowskie" pokrzykiwanie ale "trenerskie".
Problem tylko w tym, że Jacek chciałby poprawić najlepszego zawodnika na świecie, najlepszego w historii.
A na to nie mamy "papierów", żeby udowodnić, że coś możemy poprawić. Bo ten gość udowodnił swoim bieganiem, że w maratonie nikt mu nie podskoczy. Ok, przegrywa 10k, połówkę, ale w maratonie wymiata.
Więc trzeba mieć trochę bezczelności (ale mówię to z sympatią do Jacka) żeby brać się za poprawianie Wilsona.
Ja bym się mógł wziąć za poprawianie gościa biegającego 29 minut dychę, czy 2:10 maraton ale na poprawianie Rekordzisty Świata tej bezczelności by mi już nie wystarczyło.
No, chyba, żebym się zorientował (i tak też może być, przecież rozmawiałem z tymi Kenijczykami w Iten, zresztą z Wilsonem też), że gość jest jak dziecko we mgle, i że zupełnie nie wie jak to się stało, że dotarł tam gdzie dotarł i jak pustynia wody tak on łaknie kogoś kto nim pokieruje.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1627
- Rejestracja: 17 gru 2012, 13:28
- Życiówka w maratonie: 2:59:50
I chyba mamy właśnie taki przypadek. Można to poniekąd wyczytać z poniższego stwierdzenia:Adam Klein pisze:No, chyba, żebym się zorientował (i tak też może być, przecież rozmawiałem z tymi Kenijczykami w Iten, zresztą z Wilsonem też), że gość jest jak dziecko we mgle, i że zupełnie nie wie jak to się stało, że dotarł tam gdzie dotarł i jak pustynia wody tak on łaknie kogoś kto nim pokieruje.
Stawiam dolary przeciw orzechom, że chyba jeszcze nikt z nim nie rozmawiał w ten sposób (mam oczywiście na myśli rozmowę z dnia wcześniejszego, a nie pokrzykiwania podczas samego biegu będące konsekwencją tej rozmowy) próbując mu w pierwszej kolejności wytłumaczyć na czym polega jego fenomen i bazując na tej wyjątkowości sugerować ewentualne poprawy adekwatne do tego obrazka. Ale przecież to Wy tam byliście i z nim rozmawialiści, a ja może tylko nadinterpretuję dane, którymi nas raczycie.yacool pisze:Po biegu chłopcy podziękowali mi za ten doping, a Wilson powiedział "be my friend, I trust you". Nie mam pojęcia co to może oznaczać dla niego. Zaskoczył mnie tym nawet bardziej niż zbyt długim jak na europejskie standardy trzymaniem mnie za rękę.
- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 13367
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
Nawiążę jeszcze do samego biegu i jego oprawy, bo dopiero wczoraj obejrzałem strima z tej imprezy.
Miejscami kamery traciły kontakt z akcją, helikopter raczej był na wyrost, bo więcej było widać dachów domów niż rywalizację na trasie. Nieco mylący widza był też wyświetlany system odliczania dystansu od tyłu, bo podczas pokazywania czołówki kobiet dotyczył on czołówki mężczyzn. Z bezpośredniej obserwacji biegu dodam jeszcze bezsensowną asystę skutera, który przeszkadzał fotoreporterom zasłaniając biegaczy. Poza tym wyglądało wszystko imponująco, zasługując na miano święta biegowego.
W tym momencie przypomina mi się szumnie zapowiadane święto biegowe podczas realizacji Orlen maratonu i niestety bardzo blado wypada porównanie obu imprez pod względem jej relacjonowania przez media. Jeśli dodać do tego puste stanowisko maratonu warszawskiego na expo w Ołomuńcu, to rysuje się smutny obraz polskiej rzeczywistości...
Mam jeszcze kilka spostrzeżeń odnośnie Wilsona Kipsanga, ale odniosę się do tego potem.
Miejscami kamery traciły kontakt z akcją, helikopter raczej był na wyrost, bo więcej było widać dachów domów niż rywalizację na trasie. Nieco mylący widza był też wyświetlany system odliczania dystansu od tyłu, bo podczas pokazywania czołówki kobiet dotyczył on czołówki mężczyzn. Z bezpośredniej obserwacji biegu dodam jeszcze bezsensowną asystę skutera, który przeszkadzał fotoreporterom zasłaniając biegaczy. Poza tym wyglądało wszystko imponująco, zasługując na miano święta biegowego.
W tym momencie przypomina mi się szumnie zapowiadane święto biegowe podczas realizacji Orlen maratonu i niestety bardzo blado wypada porównanie obu imprez pod względem jej relacjonowania przez media. Jeśli dodać do tego puste stanowisko maratonu warszawskiego na expo w Ołomuńcu, to rysuje się smutny obraz polskiej rzeczywistości...
Mam jeszcze kilka spostrzeżeń odnośnie Wilsona Kipsanga, ale odniosę się do tego potem.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1984
- Rejestracja: 14 cze 2011, 12:13
- Życiówka na 10k: 42:21
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Łódź
Co jak co ale to, ze Jacek jest bezczelny to akurat widac na kilometr. Tyle tylko ze to jest taka bezczelnosc pozytywna, ktora potrafi zjednac rzesze ludzi, ktorzy chca tej bezczelnosci sluchac. Podobnie jak Keri uwazam, ze nikt z Wilsonem tak do tej pory prawdopodobnie nie rozmawial.Adam Klein pisze: Więc trzeba mieć trochę bezczelności (ale mówię to z sympatią do Jacka) żeby brać się za poprawianie Wilsona.
Ja bym się mógł wziąć za poprawianie gościa biegającego 29 minut dychę, czy 2:10 maraton ale na poprawianie Rekordzisty Świata tej bezczelności by mi już nie wystarczyło.
No, chyba, żebym się zorientował (i tak też może być, przecież rozmawiałem z tymi Kenijczykami w Iten, zresztą z Wilsonem też), że gość jest jak dziecko we mgle, i że zupełnie nie wie jak to się stało, że dotarł tam gdzie dotarł i jak pustynia wody tak on łaknie kogoś kto nim pokieruje.
- jabbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1364
- Rejestracja: 04 paź 2012, 23:23
- Życiówka na 10k: 0:38:22
- Życiówka w maratonie: 3:02:19
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 465
- Rejestracja: 04 cze 2011, 23:13
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
W ciągu tych paru dni w Ołomuńcu spędzonych m.in. z Wilsonem i Geoffreyem, zetknęliśmy się z zupełnie inną mentalnością - bez sztywnych ram i barier, etykiet.
Długie trzymanie za rękę innego mężczyzny, o którym wspomniał yacool, czy bekanie w towarzystwie ( żeby nie powiedzieć do ucha) nowo poznanej kobiety bez słowa "przepraszam" czy choćby cienia zawstydzenia, to rzeczy, które nas mogą zaskoczyć czy zmieszać.
Dlatego patrzenie na to co tam się wydarzyło przez pryzmat naszych - europejskich - filtrów i konwenansów faktycznie może robić z nas bezczelnych. Ja sama mam niezły mętlik w głowie - ale przede wszystkim ogromny niedosyt doświadczania.
Długie trzymanie za rękę innego mężczyzny, o którym wspomniał yacool, czy bekanie w towarzystwie ( żeby nie powiedzieć do ucha) nowo poznanej kobiety bez słowa "przepraszam" czy choćby cienia zawstydzenia, to rzeczy, które nas mogą zaskoczyć czy zmieszać.
Dlatego patrzenie na to co tam się wydarzyło przez pryzmat naszych - europejskich - filtrów i konwenansów faktycznie może robić z nas bezczelnych. Ja sama mam niezły mętlik w głowie - ale przede wszystkim ogromny niedosyt doświadczania.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 13814
- Rejestracja: 04 sie 2007, 23:18
- Życiówka na 10k: 33:40
- Życiówka w maratonie: 2:39:05
Mieszkał sobie kiedyś, we wschodniej części Afryki, pogodny i wesoły młody człowiek. Biegał razem z innymi młodymi ludźmi po polach i lasach... luźno, swobodnie i z ładnym ruchem w biodrach. Jako ze miał bardzo dobry, wręcz perfekcyjny styl biegowy był coraz szybszy i szybszy. Po paru latach zaczął biegać profesjonalnie i jego styl... luźny, swobodny i z ładnym ruchem w biodrach... pozwolił mu uzyskać bardzo dobre wyniki na zawodach... aż nawet pobić rekord świata... bo miał przecież perfekcyjny styl biegowy: luźny, swobodny i z ładnym ruchem w biodrach.
Pewnego razu, na zawodach w dalekiej Europie, poznał jednego pana, który dużo mówił i opisywał, ze on powinien biegać luźno, swobodnie i z ładnym ruchem w biodrach...
"OK" powiedział chłopak, przecież on musi się znać... (??)
Od tego czasu:
Wersja 1.
Biegał luźno, swobodnie i z ładnym ruchem w biodrach i był najlepszym. Po 3 latach okazała się na rynku książka "jak nauczyłem mistrza świata biegać luźno, swobodnie i z lanym ruchem w biodrach". Z największym nakładem w Poznaniu.
Wersja 2.
Zmienił styl i nikt już go nigdy nie widział.

Pewnego razu, na zawodach w dalekiej Europie, poznał jednego pana, który dużo mówił i opisywał, ze on powinien biegać luźno, swobodnie i z ładnym ruchem w biodrach...
"OK" powiedział chłopak, przecież on musi się znać... (??)
Od tego czasu:
Wersja 1.
Biegał luźno, swobodnie i z ładnym ruchem w biodrach i był najlepszym. Po 3 latach okazała się na rynku książka "jak nauczyłem mistrza świata biegać luźno, swobodnie i z lanym ruchem w biodrach". Z największym nakładem w Poznaniu.
Wersja 2.
Zmienił styl i nikt już go nigdy nie widział.

- Lisciasty
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 978
- Rejestracja: 13 lis 2011, 21:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
A może się okaże, że chłop biega tak dobrze a nie wie do końca skąd to się
bierze, dopracuje parę szczegółów pod okiem Yacoola i złamie 2 godziny?
Ależ będzie Wam łyso :]
bierze, dopracuje parę szczegółów pod okiem Yacoola i złamie 2 godziny?
Ależ będzie Wam łyso :]
Gdy na rzyci zgolę włoski, jestem piękny, jestem boski!
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1627
- Rejestracja: 17 gru 2012, 13:28
- Życiówka w maratonie: 2:59:50
1. Super, szkoda, że nie można dawać "lajków".Rolli pisze:Mieszkał sobie kiedyś, we wschodniej części Afryki, pogodny i wesoły młody człowiek. Biegał razem z innymi młodymi ludźmi po polach i lasach... luźno, swobodnie i z ładnym ruchem w biodrach. Jako ze miał bardzo dobry, wręcz perfekcyjny styl biegowy był coraz szybszy i szybszy. Po paru latach zaczął biegać profesjonalnie i jego styl... luźny, swobodny i z ładnym ruchem w biodrach... pozwolił mu uzyskać bardzo dobre wyniki na zawodach... aż nawet pobić rekord świata... bo miał przecież perfekcyjny styl biegowy: luźny, swobodny i z ładnym ruchem w biodrach.
Pewnego razu, na zawodach w dalekiej Europie, poznał jednego pana, który dużo mówił i opisywał, ze on powinien biegać luźno, swobodnie i z ładnym ruchem w biodrach...
"OK" powiedział chłopak, przecież on musi się znać... (??)
Od tego czasu:
Wersja 1.
Biegał luźno, swobodnie i z ładnym ruchem w biodrach i był najlepszym. Po 3 latach okazała się na rynku książka "jak nauczyłem mistrza świata biegać luźno, swobodnie i z lanym ruchem w biodrach". Z największym nakładem w Poznaniu.
Wersja 2.
Zmienił styl i nikt już go nigdy nie widział.
2. Książkę bym z pewnością kupił, bo ... potrzebuję biegać luźno, swobodnie i z ładnym ruchem w biodrach

- yacool
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 13367
- Rejestracja: 03 gru 2008, 11:25
- Kontakt:
Wilson Kipsang jest jak zwierzę. Ufne i pełne oddania jeśli tylko wyczuje z drugiej strony to samo.
Ten film dobrze oddaje aurę jaką roztacza i idealnie wpisuje się w moje pojmowanie biegania. Wilson wie, że nie istnieją odpowiedzi na jego pytania. Nawet tabele Danielsa kończą się na vdot 85. Są najwyżej pomysły, hipotezy, porównania. Wreszcie obrazy mentalne, które stosuję, a które bardzo wyraźnie mu odpowiadają, gdyż wpisują się z kolei idealnie w jego pojmowanie biegania.
Od samego początku mojej przygody z techniką biegu liczyło się jedno - jak przekraczać granice ludzkich możliwości. To że po drodze wychodziły i wychodzą różne spostrzeżenia, które mogą się przydać komuś jeszcze poza tym, który ma przesuwać te granice, to jest to pewnego rodzaju bonus.
Jestem świeżo po lekturze autobiografii Mo Faraha. Fajnie się czyta, jest z jajem i kilkoma ciekawymi spostrzeżeniami, ale...
No właśnie. Mo nie ma tego czegoś, co mnie nakręca. Można mieć wiele medali olimpijskich i być jednym z wielu medalistów olimpijskich lecz rekordzista świata jest tylko jeden. To ulotny stan, ale właśnie dlatego wyżej go cenię, bo można ci to odebrać, a medali nikt nie odbierze. Będą leżeć zakurzone w prywatnej gablotce.
Mnie nie kręcą medale olimpijskie tylko rekord świata. Po prostu. Czy Wilson myśli podobnie? Nie wiem, ale daje mi wyraźne sygnały, czego chce.
Być może gdyby w tym samym miejscu i czasie zamiast mnie znalazł się Danny Dreyer, Abszajer czy Rolli, to Wilson zareagowałby tak samo na ich rewelacje. Zupełnie mi to nie przeszkadza. Ja wciąż szukam, bo mało mi, a jestem przekonany, iż w Kenii rośnie wielu Kipsangów i po nich właśnie chcę sięgnąć.
Jest jeszcze coś o czym dotąd nie wspomniałem, ponieważ rekord świata może okazać się zaledwie przygrywką do rekordu Polski choćby na 5 i 10k, którym lada dzień stuknie czterdziecha. Jestem przekonany, że aby wymazać je z tabel, to potencjalny rekordzista Polski musi wpierw uwierzyć, że da się to zrobić. A jak zyskać jego zaufanie? Pokazując wpierw sposób na rekord świata. Taka jest nasza mentalność.
Zwracam Wam też uwagę, że to nie ja wymyśliłem ten sensacyjny tytuł artykułu. Jest to klasyczny chwyt podgrzewający atmosferę.
Ten film dobrze oddaje aurę jaką roztacza i idealnie wpisuje się w moje pojmowanie biegania. Wilson wie, że nie istnieją odpowiedzi na jego pytania. Nawet tabele Danielsa kończą się na vdot 85. Są najwyżej pomysły, hipotezy, porównania. Wreszcie obrazy mentalne, które stosuję, a które bardzo wyraźnie mu odpowiadają, gdyż wpisują się z kolei idealnie w jego pojmowanie biegania.
Od samego początku mojej przygody z techniką biegu liczyło się jedno - jak przekraczać granice ludzkich możliwości. To że po drodze wychodziły i wychodzą różne spostrzeżenia, które mogą się przydać komuś jeszcze poza tym, który ma przesuwać te granice, to jest to pewnego rodzaju bonus.
Jestem świeżo po lekturze autobiografii Mo Faraha. Fajnie się czyta, jest z jajem i kilkoma ciekawymi spostrzeżeniami, ale...
No właśnie. Mo nie ma tego czegoś, co mnie nakręca. Można mieć wiele medali olimpijskich i być jednym z wielu medalistów olimpijskich lecz rekordzista świata jest tylko jeden. To ulotny stan, ale właśnie dlatego wyżej go cenię, bo można ci to odebrać, a medali nikt nie odbierze. Będą leżeć zakurzone w prywatnej gablotce.
Mnie nie kręcą medale olimpijskie tylko rekord świata. Po prostu. Czy Wilson myśli podobnie? Nie wiem, ale daje mi wyraźne sygnały, czego chce.
Być może gdyby w tym samym miejscu i czasie zamiast mnie znalazł się Danny Dreyer, Abszajer czy Rolli, to Wilson zareagowałby tak samo na ich rewelacje. Zupełnie mi to nie przeszkadza. Ja wciąż szukam, bo mało mi, a jestem przekonany, iż w Kenii rośnie wielu Kipsangów i po nich właśnie chcę sięgnąć.
Jest jeszcze coś o czym dotąd nie wspomniałem, ponieważ rekord świata może okazać się zaledwie przygrywką do rekordu Polski choćby na 5 i 10k, którym lada dzień stuknie czterdziecha. Jestem przekonany, że aby wymazać je z tabel, to potencjalny rekordzista Polski musi wpierw uwierzyć, że da się to zrobić. A jak zyskać jego zaufanie? Pokazując wpierw sposób na rekord świata. Taka jest nasza mentalność.
Zwracam Wam też uwagę, że to nie ja wymyśliłem ten sensacyjny tytuł artykułu. Jest to klasyczny chwyt podgrzewający atmosferę.
- FilipO
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 602
- Rejestracja: 15 maja 2011, 21:27
- Życiówka na 10k: 38:15
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznań
Zmieniając troszkę temat. Relacja Marcina Chabowskiego: http://www.marcinchabowski.pl/aktualnos ... thon_.html
Obecnie: wieczny kontuzjusz.
Stare dzieje i rekordy życiowe:
5km - 18min 32s - rok '13
10km - 38min 14s - rok 13'
Stare dzieje i rekordy życiowe:
5km - 18min 32s - rok '13
10km - 38min 14s - rok 13'