Bartek Mejsner- przez Marathon des Sables na Muztagh Ata
Moderator: infernal
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
mój artykuł jeszcze ciepły http://www.magazynbieganie.pl/ptl-po-raz-pierwszy/
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
zupełnie niebiegowo...
Z trudem dzisiaj zbieram myśli, ale dlatego właśnie niech się pisze, choćby nieskładnie.
Wczoraj wszyscy biegali, a dla mnie to był dzień kulminacji złych myśli, kocioł negatywnej energii i nieszczerości. Może to właśnie z tych składników ten dzisiejszy jad, ból głowy, światłowstręt i chandra?
Nie potrafię kontrolować złości i siostry jej złośliwości. Bliźniaczki pojawiają się kiedy tracę kontrolę nad własnym życiem. Zwykle gubię je w biegu, zostają w tyle na podbiegach lub kiedy przyspieszam znienacka. A skoro nie biegam...Nie przesadzam, za sprawą mojej kontuzji walczę nie tylko z bólem i ograniczeniami, ale też z własną głową.
Pod koniec drugiej wojny światowej, Amerykanie przeprowadzili na grupie ochotników wstrząsające badania. Wyselekcjonowana spośród setek ochotników grupa niespełna czterdziestu mężczyzn, przez pół roku została zagłodzona i następnie przez kolejne sześć miesięcy przywrócona do normalności. To pokrótce tyle. Rok z życia, rok cierpienia, tyle oddali w imię dalekiej sprawy, badań, zdrowia innych ludzi, nie swojego.
Dlaczego o tym piszę? Nie mam w sobie za grosz potrzeby pomagania innym i co prawda nie chcę pomocy dla siebie, ale gryzie mnie to. Nie na równi z innymi wadami to stawiam, częściej o tym myślę czyli uwiera jak kamyk w bucie.
Po stronie własnych zalet, zapisałbym, umiejętność powiedzenia, że białe jest białe, a czarne jest czarne. Stąd może brak zaufania do koncepcji utopijnych- dla przykładu- komunizmu i nieoczekiwania. Ta pierwsza powszechnie znana, skutecznie poddana krytyce, wyszydzona przez Orwella – „wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze” i zdezaktualizowana przez historię, ta druga rzadka i nieopisana lecz powszechniejsza współcześnie.
Nieoczekiwanie- przeciwieństwo egoizmu, jest niczym innym jak zaklinaniem rzeczywistości, powiedziałbym, że obsesyjnym. Bierze się wg mnie ze świadomego lub podświadomego oporu wobec zależności, której wszyscy doświadczamy, zależności wobec innych ludzi- podrzędności i nadrzędności, albo jednej i drugiej jednocześnie. Chcemy lub nie, ale w odniesieniu do siebie pozostajemy pępkami wszechświata, pępkami połączonymi ze wszechświatem tysiącem pępowin. Szarpiemy za nie jak za sznurki zakończone kartkami z odpowiedziami lub maskotkami-jak w wesołym miasteczku, wściekli kiedy na końcu nic nie ma.
Znienacka obnaża się śmieszność i nieprawdziwość nieoczekiwania, zranionym, wściekłym lub tylko smutnym, ale zawsze prawdziwym wyrazem twarzy. Bo wszyscy oczekujemy czegoś.
Po stronie wad dopisuję sobie bycie solą. Solą przez ramię i solą na ranę.
Z trudem dzisiaj zbieram myśli, ale dlatego właśnie niech się pisze, choćby nieskładnie.
Wczoraj wszyscy biegali, a dla mnie to był dzień kulminacji złych myśli, kocioł negatywnej energii i nieszczerości. Może to właśnie z tych składników ten dzisiejszy jad, ból głowy, światłowstręt i chandra?
Nie potrafię kontrolować złości i siostry jej złośliwości. Bliźniaczki pojawiają się kiedy tracę kontrolę nad własnym życiem. Zwykle gubię je w biegu, zostają w tyle na podbiegach lub kiedy przyspieszam znienacka. A skoro nie biegam...Nie przesadzam, za sprawą mojej kontuzji walczę nie tylko z bólem i ograniczeniami, ale też z własną głową.
Pod koniec drugiej wojny światowej, Amerykanie przeprowadzili na grupie ochotników wstrząsające badania. Wyselekcjonowana spośród setek ochotników grupa niespełna czterdziestu mężczyzn, przez pół roku została zagłodzona i następnie przez kolejne sześć miesięcy przywrócona do normalności. To pokrótce tyle. Rok z życia, rok cierpienia, tyle oddali w imię dalekiej sprawy, badań, zdrowia innych ludzi, nie swojego.
Dlaczego o tym piszę? Nie mam w sobie za grosz potrzeby pomagania innym i co prawda nie chcę pomocy dla siebie, ale gryzie mnie to. Nie na równi z innymi wadami to stawiam, częściej o tym myślę czyli uwiera jak kamyk w bucie.
Po stronie własnych zalet, zapisałbym, umiejętność powiedzenia, że białe jest białe, a czarne jest czarne. Stąd może brak zaufania do koncepcji utopijnych- dla przykładu- komunizmu i nieoczekiwania. Ta pierwsza powszechnie znana, skutecznie poddana krytyce, wyszydzona przez Orwella – „wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze” i zdezaktualizowana przez historię, ta druga rzadka i nieopisana lecz powszechniejsza współcześnie.
Nieoczekiwanie- przeciwieństwo egoizmu, jest niczym innym jak zaklinaniem rzeczywistości, powiedziałbym, że obsesyjnym. Bierze się wg mnie ze świadomego lub podświadomego oporu wobec zależności, której wszyscy doświadczamy, zależności wobec innych ludzi- podrzędności i nadrzędności, albo jednej i drugiej jednocześnie. Chcemy lub nie, ale w odniesieniu do siebie pozostajemy pępkami wszechświata, pępkami połączonymi ze wszechświatem tysiącem pępowin. Szarpiemy za nie jak za sznurki zakończone kartkami z odpowiedziami lub maskotkami-jak w wesołym miasteczku, wściekli kiedy na końcu nic nie ma.
Znienacka obnaża się śmieszność i nieprawdziwość nieoczekiwania, zranionym, wściekłym lub tylko smutnym, ale zawsze prawdziwym wyrazem twarzy. Bo wszyscy oczekujemy czegoś.
Po stronie wad dopisuję sobie bycie solą. Solą przez ramię i solą na ranę.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
Napinam się od rana żeby przypomnieć sobie jak świetnie wczoraj wieczorem rozmyślałem i nawet powodu tego samopoczucia odszukać nie umiem o samych myślach nie wspominając. Zdania mi się same układały, niektóre złote nawet były, mam wrażenie.
Dzisiaj wyszło wreszcie słońce i już mi gorzej od samego rana. Na przekór, czy co? Może to zwyczajny głód kofeinowy? Odstawiłem kawę. Jest boleśnie, jak to z odstawianiem czegokolwiek co ma wpływ.
W jedną godzinę na siłowni potrafię umordować się jak podczas solidnych zawodów i robię to prawie codziennie. Tak właśnie kompensuję sobie nie bieganie. Nie poprawia mi to humoru. Przereklamowanych endorfin brak, tylko pot się leje i mięśnie bolą.
Humor poprawia mi wiedza, że moja kontuzja nie jest banalnym skręceniem, stłuczeniem i coś faktycznie się spruło. Poprawia mi, bo lepsza najgorsza świadomość i wiedza od łażenia po ciemku w ciemnych okularach. Planów nie zmieniam, tylko więcej mnie będą kosztowały te plany wysiłku i zdrowia.
Za dwa , trzy tygodnie pojadę w góry i coś mi się wydaje, że to o tym wczoraj na złoto myślałem...chyba.
Dzisiaj wyszło wreszcie słońce i już mi gorzej od samego rana. Na przekór, czy co? Może to zwyczajny głód kofeinowy? Odstawiłem kawę. Jest boleśnie, jak to z odstawianiem czegokolwiek co ma wpływ.
W jedną godzinę na siłowni potrafię umordować się jak podczas solidnych zawodów i robię to prawie codziennie. Tak właśnie kompensuję sobie nie bieganie. Nie poprawia mi to humoru. Przereklamowanych endorfin brak, tylko pot się leje i mięśnie bolą.
Humor poprawia mi wiedza, że moja kontuzja nie jest banalnym skręceniem, stłuczeniem i coś faktycznie się spruło. Poprawia mi, bo lepsza najgorsza świadomość i wiedza od łażenia po ciemku w ciemnych okularach. Planów nie zmieniam, tylko więcej mnie będą kosztowały te plany wysiłku i zdrowia.
Za dwa , trzy tygodnie pojadę w góry i coś mi się wydaje, że to o tym wczoraj na złoto myślałem...chyba.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
Siekierezada, mostek, przez tory i w las. Teraz w dół, krótki trawers, potok i już mokro i lodowato w stopy. Tak zaczyna się droga z Cisnej na Jasło. Mogę zamknąć oczy i przypomnieć sobie każdy metr tej trasy, miejsca wypłaszczeń i stromizny.
W sobotę lało, lało tak jak tylko w Bieszczadach potrafi lać. Niebo zamknęło się już w piątek, potem zagrzmiało i na szlak zaczęły spadać kolejne wylewane jedno po drugim wiadra wody.
Po chwili, po kilku minutach jestem kompletnie mokry, Rozpinam kurtkę i zdejmuję kaptur, pozwalam spływać wodzie po twarzy i piersi. Jestem już częścią, czas przestaje mieć znaczenie. Wdycham powietrze i słucham lasu- odpowiadają na pytanie, co ja tutaj robię?
W takich chwilach lubię być sam, pozwalam odpływać myślom, nie gonię ich i często wracając na ziemię nie wiem gdzie nimi byłem.
Spowite. To słowo najlepiej oddaje widoki tego dnia. Góry spowite mgłą, deszczem i chłodem. Do tego hałas ptaków, zwierząt, i roślin, łomot mojego serca, ciężki oddech i czasem też przekleństwo rzucone ślizgającym się w błocku butom. Błocka nie przeklinam, jest u siebie- jak zastygła z przerażenia salamandra.
To część Biegu Rzeźnika- najważniejszej dla mnie od lat biegowej imprezy sezonu. Ciągle niesie mnóstwo emocji. Ciągle chcę tej trasie wyrywać kolejne minuty. W tym roku znowu ostatni raz, jak co roku zresztą. Będzie trudno, kłód jakoś więcej było pod nogami niż w poprzednich latach.
Na deser są połoniny- Wetlińska i Caryńska- Bieszczadzkie salony o wysokich progach. Trzeba się zmęczyć by tu wejść i zobaczyć jak są wystrojone, najpiękniejszymi widokami...
W sobotę lało, lało tak jak tylko w Bieszczadach potrafi lać. Niebo zamknęło się już w piątek, potem zagrzmiało i na szlak zaczęły spadać kolejne wylewane jedno po drugim wiadra wody.
Po chwili, po kilku minutach jestem kompletnie mokry, Rozpinam kurtkę i zdejmuję kaptur, pozwalam spływać wodzie po twarzy i piersi. Jestem już częścią, czas przestaje mieć znaczenie. Wdycham powietrze i słucham lasu- odpowiadają na pytanie, co ja tutaj robię?
W takich chwilach lubię być sam, pozwalam odpływać myślom, nie gonię ich i często wracając na ziemię nie wiem gdzie nimi byłem.
Spowite. To słowo najlepiej oddaje widoki tego dnia. Góry spowite mgłą, deszczem i chłodem. Do tego hałas ptaków, zwierząt, i roślin, łomot mojego serca, ciężki oddech i czasem też przekleństwo rzucone ślizgającym się w błocku butom. Błocka nie przeklinam, jest u siebie- jak zastygła z przerażenia salamandra.
To część Biegu Rzeźnika- najważniejszej dla mnie od lat biegowej imprezy sezonu. Ciągle niesie mnóstwo emocji. Ciągle chcę tej trasie wyrywać kolejne minuty. W tym roku znowu ostatni raz, jak co roku zresztą. Będzie trudno, kłód jakoś więcej było pod nogami niż w poprzednich latach.
Na deser są połoniny- Wetlińska i Caryńska- Bieszczadzkie salony o wysokich progach. Trzeba się zmęczyć by tu wejść i zobaczyć jak są wystrojone, najpiękniejszymi widokami...
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
Wiele razy czytałem o tym, by czerpać jak najwięcej z czasu, który daje kontuzja. I starałem się to robić z całych sił tłumacząc sobie, że wszystko jest po coś. Nie udało mi się...aż do teraz. Jestem już na prostej. Solidnie acz boleśnie przepracowany czas kontuzji pozwolił mi niemal z biegu wrócić do biegu. Cieszę się nim- tym moim bieganiem jak dziecko. Przyspieszyłem czerpiąc radość z bólu w płucach.
I tyle tylko na dzisiaj.
I tyle tylko na dzisiaj.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
-Nie piszesz...niespodziewanie dla mnie samego zabrzmiało mi to w uszach trochę jak – nie kończysz spraw.
Faktycznie, nie ukończyłem w niedzielę Maratonu w Lublinie i ciągle gnębi mnie myśl, że to dlatego, że dopuściłem przed biegiem taką myśl. Skalkulowałem, podliczyłem i wyszło mi, że świeżo po kontuzji, że to nie ten start na którym najbardziej mi zależy, że nie jestem w formie na satysfakcjonujący mnie wynik. W efekcie na 28mym kilometrze trasy zatrzymałem się nie uszczknąłwszy nawet z pokładów determinacji koniecznej do ukończenia maratonu.
Dlaczego mnie to gryzie? Może boję się, że otworzyłem sobie sam w głowie furtkę do odpuszczania? Sam nie wiem.
Dzień po maratonie, wczoraj, uruchomiłem stoper i ruszyłem z wirtualnego 28 km trasy by ukończyć niedokończony bieg. Chciałem żeby wiało, żeby lał deszcz, żeby było ciężko, biegłem najszybciej jak umiem. Przyznam szczerze – żadnej satysfakcji mi to nie dało, ale sprawę uważam za zamkniętą.
Mam nadzieję że wtedy na trasie przydałem się czemuś, coś tam znaczyła ta moja niedokończona obecność. Mam też nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz kiedy podjąłem decyzję o nieukończeniu zawodów. Nie chcę znowu tego przeżuwać.
Jestem absolutnie pewien, że z nieuchronnej perspektywy czasu , nieukończony bieg gorszy jest od najgorszych cierpień na trasie.
Faktycznie, nie ukończyłem w niedzielę Maratonu w Lublinie i ciągle gnębi mnie myśl, że to dlatego, że dopuściłem przed biegiem taką myśl. Skalkulowałem, podliczyłem i wyszło mi, że świeżo po kontuzji, że to nie ten start na którym najbardziej mi zależy, że nie jestem w formie na satysfakcjonujący mnie wynik. W efekcie na 28mym kilometrze trasy zatrzymałem się nie uszczknąłwszy nawet z pokładów determinacji koniecznej do ukończenia maratonu.
Dlaczego mnie to gryzie? Może boję się, że otworzyłem sobie sam w głowie furtkę do odpuszczania? Sam nie wiem.
Dzień po maratonie, wczoraj, uruchomiłem stoper i ruszyłem z wirtualnego 28 km trasy by ukończyć niedokończony bieg. Chciałem żeby wiało, żeby lał deszcz, żeby było ciężko, biegłem najszybciej jak umiem. Przyznam szczerze – żadnej satysfakcji mi to nie dało, ale sprawę uważam za zamkniętą.
Mam nadzieję że wtedy na trasie przydałem się czemuś, coś tam znaczyła ta moja niedokończona obecność. Mam też nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz kiedy podjąłem decyzję o nieukończeniu zawodów. Nie chcę znowu tego przeżuwać.
Jestem absolutnie pewien, że z nieuchronnej perspektywy czasu , nieukończony bieg gorszy jest od najgorszych cierpień na trasie.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
Każdy przebiegnięty kilometr, każda wyciśnięta i wylana kropla potu, każda sekunda i myśl w biegu są ważne- zbieram je cierpliwie. Jestem kolekcjonerem sukcesów i smakoszem porażek. Forma nie odchodzi, ustępuje na chwilę. To sprawdzian dla ducha.
Za miesiąc Bieg Rzeźnika.
Za miesiąc Bieg Rzeźnika.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
Świat pełny jest cudów natury, rzadko to zauważam jako prawie niewierzący w Boga, Siłę Sprawczą lub cokolwiek innego ponad nami, a jednak. Są też cuda stworzone ręką człowieka- architektury, malarstwa, muzyki. Ręką tą czasem kieruje wiedza, innym razem zupełnie niewytłumaczalna intuicja lub talent, coś nienazwanego, inspiracja.
Odbiegam od biegania tylko pozornie i na chwilę.
Miecz samurajski jest takim właśnie przykładem. Te najcenniejsze, bezcenne egzemplarze, dzisiaj dostępne na świecie w liczbie kilkunastu, może kilkudziesięciu sztuk, powstawały między X, a XIV wiekiem. Mistrzowski rzemieślnik w oparciu o wspomnianą intuicję, ale pozbawiony dzisiejszej wiedzy, technologii, urządzeń, na przestrzeni miesiąca tworzył miecz o niezniszczalnej klindze, a następnie zdobił czyniąc niepowtarzalnym i wyjątkowym. Był twardy, ale jednocześnie elastyczny, o strukturze, której tajemnicy nie udało się odkryć aż do współczesności. Tajemnicę tą odkrył dopiero naukowiec uzbrojony w mikroskop elektronowy i zaawansowaną wiedzę z dziedzin chemii i metalurgii...
Patrzę na fotografię przedstawiającą napiętą w ruchu, mocną, stalową wydawałoby się łydkę biegacza. Na niej wytatuowano tekst: „Każdy kilometr, który kiedykolwiek przebiegłeś jest wciąż w tobie. Każdy trening, każdy wyścig podczas którego sięgałeś poza granice własnych możliwości, zbiera się w tobie. Te doświadczenia sprawiają, że jesteś tym, kim jesteś do samej kości”
Aby osiągnąć twardość, elastyczność i niezniszczalność miecza samurajskiego, nie wystarczy miesiąc. To całe lata pracy, tysiące kilometrów i ćwiczeń sprawiają, że stajemy się tacy właśnie. Ten proces to naprzemienne kucie, hartowanie, szlifowanie, czasem przerywane kontuzją innym razem zwątpieniem. Wszystko, każdy element jest tu ważny.
Kiedy biegnę bardzo długo, jestem naprawdę znużony, wyczerpanie odbiera mi chęci i wolę by biec dalej, myślę o sobie jak o mieczu właśnie. Przecinam górę, las, przecinam wszystko na mojej drodze. To takie moje dziwactwo, czasem pomaga, a kiedy nie pomaga, zamieniam się w ptaka.
Granice możliwości ludzkich choć czasem wydaje się, że bliskie poznania, są wciąż odległe. Mam nadzieję, że nigdy nie dotrę do kresu własnych i takie dla mnie pozostaną.
Odbiegam od biegania tylko pozornie i na chwilę.
Miecz samurajski jest takim właśnie przykładem. Te najcenniejsze, bezcenne egzemplarze, dzisiaj dostępne na świecie w liczbie kilkunastu, może kilkudziesięciu sztuk, powstawały między X, a XIV wiekiem. Mistrzowski rzemieślnik w oparciu o wspomnianą intuicję, ale pozbawiony dzisiejszej wiedzy, technologii, urządzeń, na przestrzeni miesiąca tworzył miecz o niezniszczalnej klindze, a następnie zdobił czyniąc niepowtarzalnym i wyjątkowym. Był twardy, ale jednocześnie elastyczny, o strukturze, której tajemnicy nie udało się odkryć aż do współczesności. Tajemnicę tą odkrył dopiero naukowiec uzbrojony w mikroskop elektronowy i zaawansowaną wiedzę z dziedzin chemii i metalurgii...
Patrzę na fotografię przedstawiającą napiętą w ruchu, mocną, stalową wydawałoby się łydkę biegacza. Na niej wytatuowano tekst: „Każdy kilometr, który kiedykolwiek przebiegłeś jest wciąż w tobie. Każdy trening, każdy wyścig podczas którego sięgałeś poza granice własnych możliwości, zbiera się w tobie. Te doświadczenia sprawiają, że jesteś tym, kim jesteś do samej kości”
Aby osiągnąć twardość, elastyczność i niezniszczalność miecza samurajskiego, nie wystarczy miesiąc. To całe lata pracy, tysiące kilometrów i ćwiczeń sprawiają, że stajemy się tacy właśnie. Ten proces to naprzemienne kucie, hartowanie, szlifowanie, czasem przerywane kontuzją innym razem zwątpieniem. Wszystko, każdy element jest tu ważny.
Kiedy biegnę bardzo długo, jestem naprawdę znużony, wyczerpanie odbiera mi chęci i wolę by biec dalej, myślę o sobie jak o mieczu właśnie. Przecinam górę, las, przecinam wszystko na mojej drodze. To takie moje dziwactwo, czasem pomaga, a kiedy nie pomaga, zamieniam się w ptaka.
Granice możliwości ludzkich choć czasem wydaje się, że bliskie poznania, są wciąż odległe. Mam nadzieję, że nigdy nie dotrę do kresu własnych i takie dla mnie pozostaną.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
Las o poranku - malutki lasek, ale dopiero tam się oddycha. Zupełnie jakby urosło mi trzecie płuco- pomyślałem dzisiaj rano, a chwilę później wpadłem na mojego prywatnego dobrego ducha. Nic nie zepsuje mi tego dnia- to kolejna myśl i już do końca biegu nie przestaję się do siebie uśmiechać.
Moja nowa krew, wreszcie tyle ile trzeba i taka jaka powinna być, robią ze mnie biegowe zwierzę. Nie mogę nacieszyć się widząc, że ścieżka pnie się w górę, przyspieszam. Krew wali w tętnice, serce pracuje jak szalone, ale nogi nie zwalniają same, nie pęta ich niemoc z którą walczyłem od miesięcy. Kontuzja kolana okazała się błogosławieństwem. Oto nowy ja- biegowe monstrum, rzeźnik, pożeracz gór! ha.
Moja nowa krew, wreszcie tyle ile trzeba i taka jaka powinna być, robią ze mnie biegowe zwierzę. Nie mogę nacieszyć się widząc, że ścieżka pnie się w górę, przyspieszam. Krew wali w tętnice, serce pracuje jak szalone, ale nogi nie zwalniają same, nie pęta ich niemoc z którą walczyłem od miesięcy. Kontuzja kolana okazała się błogosławieństwem. Oto nowy ja- biegowe monstrum, rzeźnik, pożeracz gór! ha.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
Jeśli chodzi o ważne i trudne sprawy to najmniej obaw miałem w życiu o egzamin z badań operacyjnych na drugim roku studiów. W rezultacie, zupełnie na luzie, nie tyle tylko go oblałem, co nawet nie wiedziałem jak przeczytać egzaminacyjne pytania. Czarna magia w najczystszej postaci. Od tego czasu już nie martwię się, kiedy coś co przede mną, mnie przeraża. Zgodnie z zasadą- im mniej wiem, tym więcej wiem.
Za trzy tygodnie Bieg Rzeźnika, dzisiaj śniło mi się tak mocno, że musiałem się napić w środku nocy, a nogi bolą mnie do tej pory, chociaż już od sześciu godzin nie śpię. Znaczy się nie biegnę.
Piszę to do ultramaratońskich debiutantów. Wiele już nie da się poprawić, czas popracować nad głową. Nie bójcie się bać. Strach jest dobry. Głupotą są beztroska, i lekceważenie. Będzie bolało, będzie ciężko, bardziej niż się spodziewacie, ale nie ma większej satysfakcji i radości, niż ta na mecie. Przychodzi jeszcze zanim zapomnicie swoje własne „nigdy w życiu więcej” i „co ja tu robię?” sprzed godziny.
Kolorowych snów życzę.
Za trzy tygodnie Bieg Rzeźnika, dzisiaj śniło mi się tak mocno, że musiałem się napić w środku nocy, a nogi bolą mnie do tej pory, chociaż już od sześciu godzin nie śpię. Znaczy się nie biegnę.
Piszę to do ultramaratońskich debiutantów. Wiele już nie da się poprawić, czas popracować nad głową. Nie bójcie się bać. Strach jest dobry. Głupotą są beztroska, i lekceważenie. Będzie bolało, będzie ciężko, bardziej niż się spodziewacie, ale nie ma większej satysfakcji i radości, niż ta na mecie. Przychodzi jeszcze zanim zapomnicie swoje własne „nigdy w życiu więcej” i „co ja tu robię?” sprzed godziny.
Kolorowych snów życzę.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
Kiedy myślę o swoich biegowych życiówkach zawsze przychodzi mi do głowy trzmiel. Trzmiel nie ma prawa latać- wg naukowców oczywiście, na szczęście nie wie o tym i pewnie też nigdy się nie dowie. Gdyby się dowiedział, zamieniłby się na zawsze w bzyczącą owadzią kurę. Wkurza mnie czasem, że wiem to co wiem- o sobie, o moich możliwościach, o bieganiu, o fizjologii. Kiedyś zapomnę o tym wszystkim i pognam jak kiedyś, nie kalkulując, że to za szybko, że nie dam rady.
Za dwa tygodnie mój czwarty Rzeźnik- znowu ogarnia mnie stres. Nie umiem podejść do niczego co robię na luzie. We wtorek wstanę przed trzecią w nocy, na ostatni długi, przedrzeźnicki trening. Nałożę na siebie to samo co w dniu startu ubranie, buty i plecak- dokładnie tak samo wypełniony. Zamiast wystrzału z rusznicy wrzasnę sobie na start dla odwagi i na szczęście... A za dwa tygodnie mam nadzieję być trzmielem bardziej niż bzyczącą kurą.
Za dwa tygodnie mój czwarty Rzeźnik- znowu ogarnia mnie stres. Nie umiem podejść do niczego co robię na luzie. We wtorek wstanę przed trzecią w nocy, na ostatni długi, przedrzeźnicki trening. Nałożę na siebie to samo co w dniu startu ubranie, buty i plecak- dokładnie tak samo wypełniony. Zamiast wystrzału z rusznicy wrzasnę sobie na start dla odwagi i na szczęście... A za dwa tygodnie mam nadzieję być trzmielem bardziej niż bzyczącą kurą.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
Noc pyszna- mocna i czarna, jak espresso bez mleka, bezgwiezdna. Przedzierając się wąziutką, zdawałoby się węższą niż zwykle, leśną ścieżką czuję się jak zwierzę. Czuję się bezpiecznie i pewnie, jak w domu pod kołdrą, za zamkniętymi drzwiami. Mokre nocne powietrze okleja tak samo szczelnie jak mrok. Snop światła przyczepiony do mojej głowy, rozcina ciemność na krótką chwilę. Widzę tylko tyle ile muszę, za to czuję więcej niż zwykle- tysiące uważnych spojrzeń śledzących każdy mój krok. Od czasu do czasu widzę te błyszczące oczy przez ułamek sekundy. To nadzwyczajne, ale dzięki temu, że poznałem każdy metr tej ścieżki, nie zwalniam nawet wtedy, kiedy na jakiś czas wyłączam światło. Tas tas tas – stopy jednostajnie wtórują przyspieszonemu oddechowi.. UhuUhu! Odpowiada moim myślom drapieżnik na drzewie. Cieszy mnie każda chwila, wszystko pasuje i znalazło swoje miejsce- w każdej komórce, we mnie, w lesie, we wszechświecie. Teraz właśnie wycinam w swoim mózgu trwały obraz szczęścia, kolejny- tatuaż.
Dobranoc.
Dobranoc.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
Został już tylko jeden dzień , godziny, zegar tyka głośniej, słyszysz?
Wiesz ile dla mnie znaczy chwila, kiedy stoję na starcie biegu ultra, w górach, w środku nocy, wieczorem lub o świcie. Kiedy całe moje ciało zwiera się do skoku w oczekiwaniu zmęczenia i bólu? Nie myślę wtedy o mecie, nie śmiem nawet, choć przecież zawsze do niej docierałem. Pokora naprzeciw determinacji, niepewność naprzeciw oczekiwaniom.
Posłuchaj.
Trzy! Strach. Zawsze go czuję, czy znajdę w sobie dosyć siły by przezwyciężyć siebie?
Dwa! Ekscytacja. W gardle tłumię krzyk. Tętnice wypełnia mi wrzątek, włosy wstają na przedramionach.
Jeden! Radość i mobilizacja. Jestem właśnie tu gdzie powinienem. Znowu dam z siebie wszystko.
Start! Wytrwać!
Ultramaraton jest jak sztorm. Zmęczenie zwala się na ciało z uporem, konsekwencją i niezmordowanie. Raz za razem. Już czujesz, że jest dobrze, że wszystko się uspokaja, cichnie, kiedy uderza raz jeszcze. Wygina maszt trzeszczącego kręgosłupa, zalewa twarz i oczy słoną wodą. Na podejściu marzysz żeby dotrzeć na szczyt i zacząć już zbiegać, na zbiegu błagasz o kolejne podejście. Kiedy wreszcie docierasz do mety, czujesz ulgę mieszającą się z radością, ból smakuje wtedy inaczej- smakuje dobrze. Spełnienie to uczucie, którego nie da się wyrazić, to równanie bez wspólnego mianownika, poczujesz to lub nie.
Chwila przyjdzie i zaraz przeminie, szybko jak wszystko co w życiu dobre. Wykorzystaj i zapamiętaj każdą godzinę, minutę i sekundę. Będziesz je wspominać, kiedy pojawi się żal, że to już było...
I jeszcze jedno, pamiętaj, jesteś wybrańcem.
Wiesz ile dla mnie znaczy chwila, kiedy stoję na starcie biegu ultra, w górach, w środku nocy, wieczorem lub o świcie. Kiedy całe moje ciało zwiera się do skoku w oczekiwaniu zmęczenia i bólu? Nie myślę wtedy o mecie, nie śmiem nawet, choć przecież zawsze do niej docierałem. Pokora naprzeciw determinacji, niepewność naprzeciw oczekiwaniom.
Posłuchaj.
Trzy! Strach. Zawsze go czuję, czy znajdę w sobie dosyć siły by przezwyciężyć siebie?
Dwa! Ekscytacja. W gardle tłumię krzyk. Tętnice wypełnia mi wrzątek, włosy wstają na przedramionach.
Jeden! Radość i mobilizacja. Jestem właśnie tu gdzie powinienem. Znowu dam z siebie wszystko.
Start! Wytrwać!
Ultramaraton jest jak sztorm. Zmęczenie zwala się na ciało z uporem, konsekwencją i niezmordowanie. Raz za razem. Już czujesz, że jest dobrze, że wszystko się uspokaja, cichnie, kiedy uderza raz jeszcze. Wygina maszt trzeszczącego kręgosłupa, zalewa twarz i oczy słoną wodą. Na podejściu marzysz żeby dotrzeć na szczyt i zacząć już zbiegać, na zbiegu błagasz o kolejne podejście. Kiedy wreszcie docierasz do mety, czujesz ulgę mieszającą się z radością, ból smakuje wtedy inaczej- smakuje dobrze. Spełnienie to uczucie, którego nie da się wyrazić, to równanie bez wspólnego mianownika, poczujesz to lub nie.
Chwila przyjdzie i zaraz przeminie, szybko jak wszystko co w życiu dobre. Wykorzystaj i zapamiętaj każdą godzinę, minutę i sekundę. Będziesz je wspominać, kiedy pojawi się żal, że to już było...
I jeszcze jedno, pamiętaj, jesteś wybrańcem.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
Perspektywa lub zmiana układu odniesienia.
Stare Rzeźnickie przysłowie głosi, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nauka, a szczególnie fizyka to potwierdza, bo kiedy huśtając się na huśtawce poruszamy się względem ziemi, to przecież dla kogoś kto siedzi na tej samej huśtawce pozostajemy przecież w bezruchu.
W tym roku po trzech latach na tylnym siedzeniu tej huśtawki, zasiadłem za jej sznurkami by za nie pociągać. Cały czas zastanawiam się nad tym czy mi to odpowiada i czy dałem radę jako lider zespołu?
Jedno jest pewne, zobaczyłem wszystko z innej strony, zrozumiałem wcześniejsze zachowania moich partnerów, coś doceniłem, coś innego ostatecznie odrzuciłem. Sam siebie zobaczyłem w innym świetle, znalazłem więcej siły, nie tylko tej w nogach , znalazłem odpowiedzialność za kogoś kto mi zaufał oraz wiarę we własne siły i decyzje.
Drugie i najważniejsze, to udało mi się zapanować ostatecznie nad własnymi ambicjami i skupić na tym co istotne, przeprogramowałem i to w trakcie. Cel został osiągnięty, przeszkoda pokonana, a złość i powątpiewanie ustąpiły miejsca zrozumieniu spraw.
Aha i jeszcze jedno, układ i tak pozostał bez zmian- góry ciągle tkwią na swoim miejscu, mrugają okiem z pobłażliwym uśmiechem na połoninach.
ps. 11.28 6 m-ce mix
Stare Rzeźnickie przysłowie głosi, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nauka, a szczególnie fizyka to potwierdza, bo kiedy huśtając się na huśtawce poruszamy się względem ziemi, to przecież dla kogoś kto siedzi na tej samej huśtawce pozostajemy przecież w bezruchu.
W tym roku po trzech latach na tylnym siedzeniu tej huśtawki, zasiadłem za jej sznurkami by za nie pociągać. Cały czas zastanawiam się nad tym czy mi to odpowiada i czy dałem radę jako lider zespołu?
Jedno jest pewne, zobaczyłem wszystko z innej strony, zrozumiałem wcześniejsze zachowania moich partnerów, coś doceniłem, coś innego ostatecznie odrzuciłem. Sam siebie zobaczyłem w innym świetle, znalazłem więcej siły, nie tylko tej w nogach , znalazłem odpowiedzialność za kogoś kto mi zaufał oraz wiarę we własne siły i decyzje.
Drugie i najważniejsze, to udało mi się zapanować ostatecznie nad własnymi ambicjami i skupić na tym co istotne, przeprogramowałem i to w trakcie. Cel został osiągnięty, przeszkoda pokonana, a złość i powątpiewanie ustąpiły miejsca zrozumieniu spraw.
Aha i jeszcze jedno, układ i tak pozostał bez zmian- góry ciągle tkwią na swoim miejscu, mrugają okiem z pobłażliwym uśmiechem na połoninach.
ps. 11.28 6 m-ce mix
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
- bmejsi
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 388
- Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3.32
Przez ostatnie dwa tygodnie byłem na urlopie w Chorwacji, a dokładniej w Makarskiej, raju dla biegaczy. Szukając jeszcze zimą miejsca na wakacje stanąłem przed stałym dylematem, jak pogodzić preferencje pozostałych członków rodziny z moimi? Odpowiedź znalazłem w najprostszy ze sposobów. Google. Wpisałem - miejsca na urlop, morze i góry. Enter. Okazało się, że sporo takich miejsc w Europie, ale po konsultacji społecznej, ostatecznie padło na Chorwację...
Makarska leży u stóp sporego masywu górskiego, a zarazem parku Biokovo. Zaczynający się tuż po wybiegnięciu z miasteczka szlak, już po chwili zagłębia się w iglastym lesie, by po zaledwie dwóch kilometrach stromej wspinaczki ukazać fantastyczną panoramę leżącej poniżej zatoki morskiej wraz z portem oraz dalekimi wyspami.
Szlak wiedzie na szczyt góry Vosac- nieco ponad 1300 mnpm. Nie jest to imponujący góra, ale ponieważ wznosi się ona nieomal z poziomu kamienistej plaży, przewyższenie jest całkiem spore, większe niż na najwyższe szczyty w naszych Tatrach. Dodatkową nagrodą za wspinaczkę jest absolutnie fantastyczna panorama , szczyt bardzo rzadko ginie w chmurach zasłaniających widok. Co zaskakujące, szlak jest kompletnie opustoszały. Turyści ostrzegani są przed trudnościami, upałem i wybierają raczej wyjazd samochodami na leżący nieco dalej i mniej ciekawy szczyt Sw. Jure. To pewnie dzięki temu spokojowi zdarzało mi się wpadać na nieco zdziwione moim widokiem kozice.
Jedyny minus to oczywiście dosyć wysoka w lecie temperatura. Recepta jest jedna, trzeba wcześnie wychodzić i wcześnie wracać, kiedy jeszcze południowe zbocze ukryte jest w cieniu.
Tuż obok portu znajduje się zamykający zatokę skalisty cypel. Wzdłuż jego urwistego, poszarpanego brzegu, ciągnie się świetna trasa spacerowa- wymarzone miejsce na trudny bieg krosowy.
Podczas dwutygodniowego pobytu zrobiłem pięć górskich wycieczek biegowych podczas których starałem się zachować maksymalnie wysoką intensywność na podejściach i zbiegach. Treningi w górach przeplatałem aktywnymi krosami- pięć biegów. Cztery dni przeznaczyłem na odpoczynek, relaks i odsypianie, bo jak wspominałem na treningi starałem się wstawać około piątej rano.
Polecam.
Makarska leży u stóp sporego masywu górskiego, a zarazem parku Biokovo. Zaczynający się tuż po wybiegnięciu z miasteczka szlak, już po chwili zagłębia się w iglastym lesie, by po zaledwie dwóch kilometrach stromej wspinaczki ukazać fantastyczną panoramę leżącej poniżej zatoki morskiej wraz z portem oraz dalekimi wyspami.
Szlak wiedzie na szczyt góry Vosac- nieco ponad 1300 mnpm. Nie jest to imponujący góra, ale ponieważ wznosi się ona nieomal z poziomu kamienistej plaży, przewyższenie jest całkiem spore, większe niż na najwyższe szczyty w naszych Tatrach. Dodatkową nagrodą za wspinaczkę jest absolutnie fantastyczna panorama , szczyt bardzo rzadko ginie w chmurach zasłaniających widok. Co zaskakujące, szlak jest kompletnie opustoszały. Turyści ostrzegani są przed trudnościami, upałem i wybierają raczej wyjazd samochodami na leżący nieco dalej i mniej ciekawy szczyt Sw. Jure. To pewnie dzięki temu spokojowi zdarzało mi się wpadać na nieco zdziwione moim widokiem kozice.
Jedyny minus to oczywiście dosyć wysoka w lecie temperatura. Recepta jest jedna, trzeba wcześnie wychodzić i wcześnie wracać, kiedy jeszcze południowe zbocze ukryte jest w cieniu.
Tuż obok portu znajduje się zamykający zatokę skalisty cypel. Wzdłuż jego urwistego, poszarpanego brzegu, ciągnie się świetna trasa spacerowa- wymarzone miejsce na trudny bieg krosowy.
Podczas dwutygodniowego pobytu zrobiłem pięć górskich wycieczek biegowych podczas których starałem się zachować maksymalnie wysoką intensywność na podejściach i zbiegach. Treningi w górach przeplatałem aktywnymi krosami- pięć biegów. Cztery dni przeznaczyłem na odpoczynek, relaks i odsypianie, bo jak wspominałem na treningi starałem się wstawać około piątej rano.
Polecam.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659