Skoor - masochizm Rolli-fikowany

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Ok, witam ponownie! Kolega Kwiat zauwazyl, ze cos sie ruszylo u mnie i wywolal do tablicy, a ja obiecalem, ze "cos" napisze na weekendzie wiec pisze ;-)

Co do mojej chondromalacji... Bylem u jednego fizjoterapeuty z usg. Ten stwierdzil, ze kolano mam zdrowe a 2 stopien chondromalacji to maja czasami gimnazjalisci i nie ma sie czym przejmowac, zaproponowal serie zabegow. Jako, ze bylo to w grudniu, z racji zawalenia robota chcialem umowic sie na styczen, ale pan powiedzial, ze jak na styczen to zebym umowil sie po nowym roku. Co wyszlo z moich zabiegow mozecie sie domyslic ;-) Zamiar pozostal tylko zamiarem... :bum: I tak radosnie to trwalo gdy gadalem, ze musze isc na zabiegi, zona mowila "No to idz", a ja mowilem "To ok, pojde" i tak sobie rozmawialismy, az do czasu gdy moj tv odmowil posluszenstwa. Rzecz z bieganiem niby malo wspolnego majaca, a jednak to ona posrednio przyczynila sie do mojego powrotu do biegania. Jak to bylo dokladnie nie bede sie rozpisywal, ale w skrocie: Kolega ktory zalatwial nowy tv zaczal biegac mniej wiecej wtedy kiedy ja i w trakcie rozmowy wyszlo, ze dogonil mnie z wynikami. Powiedzialem sobie wtedy "Tomku! Tak byc nie moze!" I 18 stycznia, bez brania jakichkolwiek zabiegow wyszedlem biegac do pobliskiego lasu. Bylo + iles tam stopni i masa blota. I TO BYLO DOBRE ;-) kolano nie zaczelo bolec jak to mialo w zwyczaju w okolicach 5km. I TO BYLO DOBRE. Asekurancka pobieglem niewiele bo 6km i zadowolony wrocilem do domu.

Wyszlo to tak:

http://connect.garmin.com/activity/431540104

Nastepny bieg tez po lesie odbyl sie niespelna tydzien pozniej bo 24 stycznia. Byl juz wtedy mroz, okolo -10 stopni. Pobieglem troszeczke szybciej dystans tez 6km. Sily dodawala mi swiadomosc, ze ciuchy kupione z mysla biegania w zimie sie jednak przydaly :-)

Wyszlo tak:

http://connect.garmin.com/activity/439195892

Nastepny bieg byl 26 stycznia. Byl to pierwszy dzien kiedy dowalilo nam duzo sniegu tej zimy. Pomyslalem, ze trzeba to wykorzystac jako amortyzacje dla moich kolan i polecialem moimi starymi sciezkami. Co sie umordowalem na tym sniegu to moje, ale wrocilem zadowolony, zwlaszcza, ze kolano dalej nie daje znaku o sobie, a przebieglem 9km.

Wyszlo tak:

http://connect.garmin.com/activity/439195849

No i dzisiejszy trening. Chcialem potruchtac sobie okolo godziny nie patrzac na tempo i dystans, wyszlo tego troche ponad 10km i bieglo sie dosc komfortowo. Przeszkadzalo troche bloto posniegowe i ukryty pod nim lod, ale najgorsze czekalo mnie pod walem. Zrobily sie tam zaspy do kolan :bum:.... Utrzymac krok biegowy w takiej zaspie to nie lada wyzwanie co mozecie zaobserwowac na wykresie tetna gdzies tak przy 6km ;-) Kolano caly czas ok. Nic nie boli mimo braku jakichkolwiek zabiegow i oby tak zostalo.

Dzisiejsze wypocinki:

http://connect.garmin.com/activity/439195822

Co do planow... Chcialem pobiec w maratonie na poczatku czerwca, ale obawiam sie, ze jest to malo realne :-( widze, ze po tych 3 miesiacach obijania sie forma sporo spadla i musze ja budowac od nowa, zwlaszcza, ze do konca lutego nie chce przekraczac tygodniowo 30km. Wole zaczac delikatnie i powoli zwiekszac dystans. Jesli kolano znowu sie odezwie to odrazu gonie na zabiegi. Pewnie gdybym poszedl odrazu w pazdzierniku to moze w listopadzie juz bym biegal a tak zmarnowalem kawal czasu. Wiec konkretnie... Plany sa blizej nieokreslone, narazie chxe spowrotem biegac.

Naplodzilem dzis troche, a jako, ze pisze z telefonu, prosze o wyrozumialosc jesli chodzi o literowki i bledy ;-)
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

09.02.14 godzina 11:00 start II Zimowego biegu w Tarnobrzegu. Ogolnie impreza bardzo na luzie, bez pomiaru czasu, bez nagrod, taki trening w wiekszym gronie. Trasa wokol Jeziora Tarnobrzeskiego 10km 600m, osobiscie przezemnie niezbyt lubiana i nie wyobrazam sobie narazie przebiec po niej maraton. O ile fizycznie moznaby sie przygotowac to mysle, ze wysiadlbym psychicznie na 2gim okrazeniu :bum:

Wracajac do dzisiejszego biegu, nie wiem ile dokladnie mi on zajal, przypuszczam, ze okolo godziny bo tempo caly czas gremlin pokazywal w okolicach 5:30/km co po dosc dlugiej przerwie uwazam za spory sukces. Dokladnego czasu nie znam bo nie wiedziec czemu gremlin przerwal pomiar/nie zaczal go, a ja zauwazylem to dopiero po jakis 2km wiec zapis z zegarka ma jakies 8km z hakiem. Dodatkowo po dobiegnieciu zapomnialem go wylaczyc i zrobilem to... nie wiem... 10minutach? Pokazywal wtedy 55minut ;-) Zona stwierdzila, ze wyszedlem z wprawy i zapomnialem jak sie gremlina uzywa :bum:

Sam bieg lekki nie byl i osobiscie czekalem tylko na zbieg przy zakladach Siarkopolu zeby troche przyspieszyc i odpoczac jednoczesnie, pozniej juz 3km i meta, a na mecie grochoweczka i herbatka. Dla chetnych chlopaki z Bodymors wyrabali nawet przerebel i mozna bylo pomorsowac, ja niestety nie zabralem kapielowek i recznika wiec ta czesc musialem odpuscic :-/

Generalnie fajna sprawa taki bieg, dalo sie poczuc klimat zawodow i dalo mi to lekkiego kopa aby zaczac troche czesciej biegac niz tylko raz w tygodniu.

Zdjec niestety nie mam bo nie wzialem komorki i dobrze, bo kluczyki od auta zawieszone na szyi zaczely mnie tak wkur€<=~`, ze musialem je sciagnac i przezucac po kieszeniach pod koniec biegu. Co by bylo gdyby komorka mi sie telepala po kieszeni przez godzine? Pewnie nic, jakos bym przezyl bo przeciez nie wyrzuce ;-)

Nastepny trening moze we wtorek, ale potrzebuje dopingu ;-) pozniej wrzuce link do jakiejs galerii ze zdjeciami i to co zapisal gremlin.

Wypocinki (nic nie edytowalem):

http://connect.garmin.com/activity/442728415

Tempo ruchu 5:24/km czyli czas na calym dystansie powinien wynosic ponizej 1 godziny. Dzieki temu, ze nie wylaczylem zegarka to sobie wkoncu zabaczylem jak mi tetno ladnie spada ;-)

Zdjecia z imprezy:

http://mosir.tarnobrzeg.pl/bieg-zimowy- ... ageid=3409
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Haaaalo to ja :sss:

Nie mogłem się zmotywować do biegania, zwalałem na kolano, na pogodę, na to, że fajna książka i trzeba poczytać, na to, że dawno na PS4 nie pograłem, ale się wziąłem i ruszyłem tyłek, zwłaszcza, że waga po zimie wskoczyła mi na 86,5 kg z 82 :wrrwrr:

Na razie 2 razy pobiegałem w maju

02.05.14: http://connect.garmin.com/activity/492473306

04.05.14: http://connect.garmin.com/activity/492905492

Nic specjalnego, ot 2 biegi w okolicach 6/km. Podczas tego pierwszego na niewielkim podbiegu czułem, że coś tam kolano daje znać o sobie, ale dało rade przebiec 9km i nic się nie działo. Wczorajszy bieg to 7km i tu już nic nie czułem w związku z kolanami, zobaczymy jak będzie dalej.

Najbliższy start to HuntRun w Bałtowie 29.06 więc jest trochę czasu sprawić żebym nie umarł w czasie tego biegu ;-)

<edit>

łoooooo Jezuuuu, właśnie popatrzyłem na moją stopkę i zobaczyłem przebieg w 2014... 97km :hahaha: :bum:
Ostatnio zmieniony 06 maja 2014, 11:53 przez Skoor, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

:sss:

Dzisiejszy bieg mnie zamordował... :bum:

Dystans: 10.66 km
Czas: 1:02:12
Śr. tempo: 5:50 min/km

Trasa to 70% polnych dróg i 30% asfaltu, o ile asfalt nie sprawiał mi problemów tak polne, nierówne drogi i ścieżka na szczycie wału nad Wisłą już tak... Nie pamiętam żebym się tak kiedyś umęczył przy tym tempie, ale siłą woli zamknąłem planowane kółko z nadwyżka 660m ;)

http://connect.garmin.com/activity/494104598

W tym miesiącu zrobię sobie wprowadzenie do biegania od czerwca. Forma siadła przez te 6 miesięcy obijania... :tonieja:
Planowane są 3 treningi tygodniowo z łącznym dystansem max 30km więc w maju powinno wyjść ok 100/120km, a gdy przyjdzie czerwiec, to zobaczę co będzie.
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

:sss:

08.05.14 temperatura 12 stopni, deszcz, wiatru brak - idealna pogoda do biegania :spoczko:

Dziś w planach 7km luźno w zakładanym tempie 6/km. Z tempem się udało, ale luźno wcale nie było :bum:

Dystans: 7.21 km
Czas: 43:20
Śr. tempo: 6:01 min/km

Pewnie to kwestia długiej przerwy, ale strasznie ciężko mi się biegło. Na 4km marzyłem, żeby już dobiec do końca. Może to też kwestia przejścia na dietę LCHF, ale w zasadzie jestem na niej dopiero od wczoraj wiec wątpię, żeby miało to na razie aż takie znaczenie.

http://connect.garmin.com/activity/495332454

Czekam na powrót paska do pulsometru z serwisu, jakoś brakuje mi tego, że mogę sobie sprawdzić tętno podczas biegu ;)
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

:sss:

Dzis w planach bylo 10km, dalem rade zrobic 6. Moze umeczylbym kolejne 4 ake jakos nie mam zapedow do samoumartwiania sie...

Dystans: 6km
Czas: 37:57
Sr. tempo: 6:19/km

http://connect.garmin.com/activity/497109853

Musze przyznac, ze na diecie tluszczowej biega sie ciezko, zwlaszcza na poczatku, zobaczymy jak bedzie pozniej. Plus jest taki, ze od srody zjechalem z waga 2kg, fakt ze to glownie woda no ale ;-)

Obecna waga 84.5kg

Pasek do gremlina juz wyslany, w nastepnym tygodniu powinien byc u mnie.
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

:sss:

Kolejny trening i kolejne 0.5kg mniej. Obecnie jestem w stanie ketozy pokarmowej, czyli mój organizm nie ma węglowodanów do karmienia OUN i zużywa w tym celu tłuszcze zmagazynowane w organizmie. Stan ten poza jakże dużymi pozytywami ma jednak też i negatywy, a mianowicie biega się strasznie ciężko.

Dzisiejszy bieg planowałem zakończyć w okolicach 7,5km, ale trochę wydłużyłem trasę i wyszło 9.1km

Dystans: 9.10 km
Czas: 57:29
Śr. tempo: 6:19 min/km

Biegło się trochę lepiej niż w niedziele, ale wcale nie było łatwo. Dodatkowo po biegu dochodziłem do siebie jakieś 1,5 godziny. Zmęczone miałem nie tylko nogi, ale również mięśnie brzucha i ramion. Co ciekawe po kilku godzinach ból całkowicie ustąpił, nawet w łydkach które po takiej przerwie powinny być już dość wymęczone.

http://connect.garmin.com/activity/498615041
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

:sss:

Dziś było równie ciężko co ostatnio, ale dopiero od 5km, tempo też było delikatnie lepsze niż ostatnio więc myślę, że organizm powoli akceptuje brak WW. Udało mi się nawet przebiec zakładany dystans z czego jestem niezmiernie dumny bo ostatni kilometr był mordęgą :bum:

Dystans: 10.01 km
Czas: 1:01:35
Śr. tempo: 6:09 min/km
Waga: 83.7kg
(będzie małe święto gdy zobaczę <80kg)

http://connect.garmin.com/activity/499784212
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

:sss:

Dzisiejszy bieg byl w deszczu. Mialo byc 7km wyszlo troche ponad 10 bo dobrze mi sie bieglo, dobrze choc wolno.

http://connect.garmin.com/activity/500866578
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 17 lis 2014, 09:38 przez Skoor, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

:sss:

Pozazdrościłem ostatnio niektórym z Was, że sobie biegacie longi, a ja ledwo dyszki daje radę więc się zebrałem w sobie i zrobiłem dziś longa z "kagańcem" na pulsometrze. Zakres tętna nastawiłem od 146 do 157 i tak do połowy udało się trzymać w górnym zakresie tego przedziału. Później mimo niskiego tempa, tętno wzrosło powyżej 160 i tak trzymało już do końca, a zegarek wył i wył... :bum:

Z treningu już dawno nie byłem tak zadowolony, bo dawno już nie pobiegłem tak długiego dystansu. Ostatni chyba w październiku na zawodach na 15km.

Dystans: 18.19 km
Czas: 2:06:59
Śr. tempo: 6:59 min/km (zabójcze tempo :hejhej: )
Waga: 82.4 kg


http://connect.garmin.com/activity/518967476

A teraz druga część treningu... Trzeba posprzątać mieszkanie :bum:
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

:sss:

Dzisiaj chcialem zrobic bieg szybszy niz zwykle, jako, ze dzien z dluzszymi biegami przenioslem na czwartek. 10km chcialem pokonac dosc szybkim jak na moje obecne mozliwosci tempem i wyszlo tak:

http://connect.garmin.com/activity/520845741

Mysle, ze spokojnie urwalbym jeszcze z 40sekund jesli porzadnie rozgrzalbym sie przed biegiem, a tak pierwszy kilometr wyszedl powyzej 6/km.

29.06 biegne sobie dla zabawy huntrun w Baltowie, a 13.07 w powtarzam moj debiutancki bieg w Stalowej Woli i mam nadzieje zlamac na nim 50 minut.

Powiem jedno...

Dobrzr znowu biegac :taktak:
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

:sss:

Bleee... Powiem jedno... Mam cholerny problem z utrzymaniem stałego tempa biegu. Chciałem dziś dyszkę polecieć w tempie 5:45/km, ale mniej więcej takie tempo utrzymałem tylko do 5km, później już okolice 6/km... O tak to wyszło:

Dystans: 10.85 km
Czas: 1:04:00
Śr. tempo: 5:54 min/km

1 5:43
2 5:33
3 5:40
4 5:49
5 5:50
6 5:56
7 6:04
8 6:08
9 6:05
10 6:06
11 6:00

Nie mam pomysłu jak przyśpieszyć, żeby nie zdychać :/ może spróbuje bieg z narastającym tempem? :lalala:
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

:sss:

NO!

I dziś biegło mi się pięknie! :spoczko: Miała być dyszka w tempie ~5.45/km i wchodziło to bardzo ładnie i równo. Biegło mi się tak dobrze, że zmodyfikowałem swoją trasę tak żeby był jeden podbieg i zbieg i one też wyszły bardzo dobrze. Ostatnie 300m nawet sobie pofolgowałem i zrobiłem coś niby finisz.

Dystans: 10.34 km
Czas: 57:33
Śr. tempo: 5:34 min/km


Poszczególne międzyczasy:

1 5:50
2 5:41
3 5:41
4 5:41
5 5:47
6 5:38
7 5:41
8 5:48
9 5:03
10 5:20
11 4:02

Generalnie, fajnie udawało mi się trzymać tempo i z tego jestem najbardziej zadowolony, bo ostatnio miałem z tym problem...
Jedyne co mnie niepokoi to lekki bol lewego piszczela, pojawil sie w zeszly wtorek i jest... Nie przeszkadza, ale jest...

Zaczął mi się syndrom napięcia przedstartowego jak poczytałem co tam przygotowali organizatorzy HuntRun-u na następną niedziele... :bum:

http://huntrun.pl/bieg/przeszkody/
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Dzis bralem udzial w Hunt Run-ie. Po 9.8 km czuje jakby ta trasa mnie pogryzla, polknela, przetrawila i wys...a. Skrobne cos wiecej jutro albo we wtorek, ale o trudnosci trasy niech swiadczy, ze pokonalem ja w okolo 2h :bum: Wielkich szkod fizycznych nie ma. Nadwyrezony staw skokowy lewy, obdrapane i obtluczone plecy, przeciety lokiec, oderwany kawalek paznokcia z palucha , uwalona koszulka, spodenki, i merrele tak, ze nie wiem czy przestana smierdziec po praniu. Taplalem sie w bagnie, plywalem ze zdechlymi rybami, wspinalem sie po 4m skarpie po linie i z podobnej skarpy zlazilem. Jednym slowem DZIALO SIE!

http://connect.garmin.com/activity/530984892
Awatar użytkownika
Skoor
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 9661
Rejestracja: 03 maja 2013, 08:18
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Ok, obiecałem napisać to piszę :)

Hunt Run polowanie na biegaczy. O samym biegu dowiedziałem się gdzieś w lutym kiedy walczyłem jeszcze z moimi kolanami. Bieg terenowy z przeszkodami nie ma limitu czasowego każdy kto dobiegnie wygrywa (z samym sobą). To coś dla mnie, pomyślałem i tego samego dnia byłem już na liście startowej z numerem 8. Zapisało się około 400 osób (w tamtym roku chyba niecałe 100) i tu ukłon w stronę organizatorów bo postanowili puścić uczestników falami tak, żeby przeszkody się nie korkowały. Fal było w sumie 4. W pierwszej nazwanej "Elite" startowali hardcorowcy biegnący na rekord trasy. Ja biegłem w 3 fali o godzinie 13. O 11:30 znaleźliśmy się na parkingu pełni werwy i ochoty do biegu.

Tak wyglądaliśmy przed biegiem:

Obrazek

Jak ktoś ciekawy, to ten w czarnych szortach to ja. Po lewej mój kolega Irek.

Szybka wizyta w biurze zawodów. W pakiecie koszulka, reklamówka foliowa(później stało się oczywiste po co była), kupon na burgera, numer startowy, chip do pomiaru czasu i jakieś ulotki. Oficjalna długość rasy to 9.8km, wzrost wysokości od najniższego punku do najwyższego około 90m, trasa bardzo trudna - takie informacje usłyszeliśmy od organizatorów. O 12 oglądnęliśmy start elity, później od innej strony pierwsze metry trasy i start drugiej fali. Patrzymy z Irkiem i dochodzimy do wniosku, że będzie banalnie. Bo mimo, że są fale to i tak robią się korki na przeszkodach więc człowiek sobie wtedy odpocznie na spokojnie (jakże się myliliśmy).

Od 12:30 zaczęliśmy się rozgrzewać, można było iść na jogę jak ktoś chciał. My chcieliśmy i po rozgrzewce punkt 13 na linie startu.
Ruszyliśmy. na początek łatwa przeszkoda, trzeba było się przeczołgać pod jakimś podestem... Łatwizna. Biegniemy dalej 200m i wpadamy w chmurę dymu, a za nią do rzeki. Woda zimna i po pas (jeszcze nie byłem zmęczony)

Obrazek
Obrazek

Bieg rzeką to było jakieś 200 metrów, później krótkie wyjście na brzeg

Obrazek

i z powrotem woda, tym razem atrakcją są zdechłe ryby :bum:.

Obrazek

Biegniemy więc z rybkami i wybiegamy na brzeg, a za nim jakieś 10m błota. No i ok, ale jak się okazało błoto jest powyżej kolan i jak w nie wpadniesz to w zasadzie jedyną możliwością wyjścia jest położenie się na nim i czołganie co też łatwe nie jest... Gdy już udało się wyjść to umierałem ze zmęczenia, fakt, że popełniliśmy błąd rzucając się w sam środek błotnej sadzawki a nie gdzieś na bok bo jak łatwo się domyśleć środek był najgłębszy. Mniej więcej tutaj urywa mi się chronologia, opiszę Wam więc mniej więcej to co utkwiło mi w pamięci i na tyle po kolei na ile potrafię. Wybiegliśmy więc z błota i jak już pisałem już czułem się mocno zmęczony, a nie był to nawet 1km. To było jakieś 750m. Później biegliśmy przez jakiś czas po łące do jakiejś kopalni piasku czy czegoś w tym rodzaju. Po drodze trzeba było przebiec po pochylni i przeczołgać się przez kanał odpływowy. W kopalni była sadzawka o dość nierównym dnie z której trzeba było wyjść wspinając się na prawie pionowy brzeg o wysokości jakiś 2m. Dalej kawałek po równym i jakieś 20m skakania po starych oponach idalej spacer po głazach, które prowadziły do wspinaczki na skarpę o wysokości jakiś 3-4m przy pomocy liny. Dalej było coś pod górę ale tak na spokojnie, bez szaleństw i znowu wspinaczka po linie, tym razem w las. Biegło się tym lasem trochę i szczerze mówiąc nie wiem co w nim było :oczko: (teraz czytam i edytuje tekst i przypomniałem sobie, że było zejście ze skarpy i ta też miała jakieś 4m. Można było ześć po linie lub po drabince sznurowej, ja wybrałem line) około 2km dotarliśmy do wielkiej zjeżdżalni zrobionej z folii polewanej wodą ułożonej na stoku narciarskim. Zjazd był całkiem fajny, szkoda tylko, że gdzieś tak w połowie zjechałem z folii i jechałem po błocie, kamieniach i trawie. Mój prawy bok zaczynając od pośladków a kończąc na ramieniu trochę ucierpiał. Na pocieszenie gdy już zjechaliśmy, musieliśmy pod ten stok wbiec, a raczej wejść bo na bieg nie było siły. Doooobra... Gdzieś później było czołganie się pod drutem kolczastym. Trzeba było rzucić się na glebę i czołgać, choć Tomaszek sprytnie pomyślał, że można się przeturlać no i w sumie nie był to głupi pomysł bo poszło łatwo i szybko ;) Były jeszcze bele siana ułożone w piramidę trzeba się było na to wspiąć a później zejść(przed nimi była jeszcze sterta opon), a później były ułożone ścianki z kostek siana, oczywiście trzeba było przez nie przełazić. Gdzieś w okolicy 6 km przed punktem z wodą był spacer farmera, czyli 2 opony na bary i biegniemy. Ja nie mogłem na bary bo je sobie poparzyłem dzień wcześniej nad wodą wiec niosłem w wyciągniętych rękach :oczko: I po farmerskich zabawach punkt z wodą :ble: Napojeni zostaliśmy wypuszczeni na tor przeszkód. Najpierw siatka zaczepiona ciasno przy ziemi, później kilka ścianek 1,5 i 2m do przeskoczenia, kilka okien do przejścia i tego typu przeszkód. Następnie było trochę prostej i równej ścieżki. Biegliśmy tak przez jakiś czas raz w górę, raz w dół, raz pomagając sobie linką, raz zjeżdżając na tyłku aż dotarliśmy do bagna. Bagno śmierdziało, było śliskie, pełne jakiś kłód i nierówności. Trochę się po nim chodziło w te i we w te. W pewnym momencie gdzieś krzywo lewą nogą stanąłem i się wywaliłem(dzięki temu noga mnie teraz boli :oczko:). Miałem problem wstać bo nogi grzęzną, ręce też, ale powoli, powoli się wygramoliłem po to żeby musieć się kłaść ponownie, tym razem w grząskim błocie po którym trzeba było się przeczołgać. Wychodząc z bagna i z tego błota byłem cały, po szyje uwalony. Najlepsze było to, że buty były tak oblepione, że na leśnej ścieżce jeździło się jak na łyżwach, kilka razy wywinąłbym orła, ale jakoś na spokojnie buty się otarły i polecieliśmy dalej by po kilkuset metrach dotrzeć do kłody zawieszonej jakieś 4m nad ziemią. Trzeba było po niej przejść. Buty o ile się nie ślizgały po ziemi to już po ubłoconej kłodzie się trochę jeździło. Mi jeździło się wyjątkowo pechowo i na samym początku kłody poślizgnąłem się i poleciałem plecami na gałąź przy okazji ściągając Irka z samego środka "mostku". Ponoć nie wyglądało to ciekawie, ale nikomu nic się nie stało (nie licząc mojego siniaka na kręgosłupie). Aha! Teraz sobie przypomniałem, że bagno i kłoda były przed 6km, ale zapisu nie ruszam, niech będzie spontaniczny :oczko: Później wiele ciekawego się nie działo. Znów podejścia i ostre zejścia. W lewo, w prawo przez pokrzywy :oczko: aż dotarliśmy do pewnej pani która krzyczy: "Ostatnia górka, jeszcze tylko 2km" i tu już pamiętam dość dokładnie. Wdrapaliśmy się pod tą górę, a tam slalom po stoku narciarskim i tak zygzakiem do góry i w dół. Później zbieg i skaczemy po kamyczkach (coś podobnego jak w tej kopalni piachu, tylko też nie w linii prostej). Zeskakujemy z kamieni do jakiegoś betonowego kanału odpływowego i czołgamy się pod mostkami. Wyłazimy i lecimy do centrum Parku Jurajskiego. Fajny to był kontrast. My uwaleni biegniemy a obok rodziny z dziećmi zajadają lody i oglądają dinozaury :bum: Pobiegaliśmy trochę po parku, tak żeby wszyscy mogli nas sobie pooglądać i nastała pora na kąpiel. Wskakujemy do jeziorka. Na moje szczęście, było na tyle głęboko, że mogę płynąć.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

W miejscu gdzie wybiegałem z jeziorka czekała żona z dziewczynkami i nawiązała się krótka wymiana zdań:
- Tato! Tato my jadłyśmy loda, mama nam kupiła
- To super! A kupiłyście coś tacie?!
- Niech mu pani żel pod prysznic kupi (ktoś z tłumu) :bum:

Dalej był kawałek kostką brukową i znowu do wody, tym razem nurkujemy pod pomostem i człapiemy dalej w wodzie, aż do tej rzeczki do której wbiegaliśmy na początku tylko kilkaset metrów wcześniej. Ja sobie popłynąłem trochę z prądem aż dotarłem do linek sznurowych zaczepionych do mostu. Polecenie: wejść po drabince, przejść po zewnętrznej stronie mostu do brzegu, zejść pochyłym betonem do ścieżki i biegniemy dalej. Wydaje się proste, ale jak się okazało takie nie jest, no chyba, że jakaś życzliwa dusza napręży Ci drabinke :oczko: No ale dobra, udało się wlazłem, zlazłem i pobiegłem, żeby napotkać na w zasadzie ostatnią przeszkodę czyli "Gladiatorów" Jakoś się chłopaki nie starały zbytnio, łatwo było ich przejść i jednemu nawet prawie zabrałem tą pałę co to nią straszył. No i w zasadzie finisz. Była jeszcze jedna ścianka na której teoretycznie powinienem oberwać balonikiem z wodą, ale baloniki się skończyły, czy może ludziom nie chciało się już rzucać, wychodzi na jedno... Balonikiem nie oberwałem a obiecałem dziewczynkom, że będą mogły sobie rzucić. SZKODA. :wrrwrr:

Obrazek
Obrazek

Na metę dotarłem z czasem 2:07:38 i 305 miejscu, ale nie to się liczy. Liczy się to, że dotarłem i sprawiło mi to wielką frajdę. Na mecie wyglądaliśmy tak:

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dziś boli mnie dosłownie wszystko, ale gdyby ktoś zapytał mnie czy wystartuje jeszcze raz bez zastanowienia odpowiedziałbym TAK! Jeśli ktoś lubi takie klimaty to naprawdę polecam. Świetna organizacja i oznaczenie trasy, dość bogaty pakiet (jednak nie tani, ja w lutym zapłaciłem 90zł). Niestety pryszniców było trochę mało bo tylko 2 więc chwile trzeba było poczekać, ale dzięki falom w jakich byli puszczanie biegacze nie był to jakiś strasznie długi czas, zresztą dla niecierpliwych byli jeszcze strażacy którzy polewali ochotników wodą :oczko: Zgadnijcie na co przydał się worek foliowy który był w pakiecie. :bum:

To byłoby na tyle. Relacja pisana jest spontanicznie, w pracy pomiędzy jedną osobą a drugą. Na pewno pominąłem jakieś przeszkody, lub o czymś nie napisałem, ale działo się naprawdę dużo, a zmęczenie nie pomagało wszystkiego spamiętać. Na dniach mają pojawić się zdjęcia od organizatora, wtedy jeszcze coś wrzucę. Pewnie będą lepsze niż te z komórki mojej żony ;)

A tymczasem

ProDentica FOREVER!!! :taktak: :bum:
Zablokowany