mariuszbugajniak - 2015 - walczymy z dyszkami...
Moderator: infernal
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Wczoraj kolejne bieganie z Narzeczoną... Kolejna godzina biegu, pękam z dumy za nią! Daje rade Kochana Wyszło nam wczoraj 8,24km w 1h1min38s tempem 7,29...
A ja po pracy dziś kolejny trening... Dziś będzie 9 dzień biegowy z rzędu...
A ja po pracy dziś kolejny trening... Dziś będzie 9 dzień biegowy z rzędu...
Ostatnio zmieniony 05 kwie 2014, 09:17 przez mariuszbugajniak, łącznie zmieniany 1 raz.
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Zmiana czasu bardzo źle na mnie wpływa w dalszym ciągu... Nie moge biegać rano więc biegam po pracy... Wczoraj znów kros w całości po lesie, dojechałem autem, drugi raz krótkie spodenki w tym sezonie, słuchawki, I zakres, lecimy 9-ty dzień treningowy z rzędu... Dziś konieczna i bezdyskusyjna przerwa i imieniny dziadka
2.03 kros BC1
15,34km 1h22min45s tempo 5,24
HRś 144
HRmax 151
2.03 kros BC1
15,34km 1h22min45s tempo 5,24
HRś 144
HRmax 151
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Wolne, wolne wczoraj i po wolnym. Dopiero prawie po tygodniu od zmiany czasu byłem w stanie dziś wstać przed 6 i zrobić trening. Miasto i las, ale cały czas twarda nawierzchnia. HR znacząco się obniżyło po raz kolejny, prędkości w I zakresie dochodziły do 4,50min/km... A po pracy 7-9km z Pauliną mi się szykuje
4.04 BC1
11,12km 56min17s tempo 5,04
HRś 144
HRmax 151
4.04 BC1
11,12km 56min17s tempo 5,04
HRś 144
HRmax 151
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Wczoraj tak jak pisałem, wieczorem było drugie wyjście na bieganie z Narzeczoną. Znowu ponad godzinka biegania wpadła. W sumie dla mnie tempo spacerowe, bardzo wolne, ale chyba mi służy, bo forma rośnie i puls spada. Teraz gdy chodze po domu mam 73bmp... wcześniej było 90-100... W każdym razie wczoraj 8,3km w 1h3min30s tempem 7,39min/km w pięknych okolicznościac przyrody, świetnia szeroka, szutrowa, nowa, leśna droga... Paulinie forma też się poprawia, naprawde cudownie patrzy się jak ktoś zaczyna i widać, że z dnia na dzień wskakuje na deczko wyższy poziom.
A ja dziś miałem zrobić mocniejszy trening przed łódzkim maratonem. I tak też się stało. Pobudka przed 6 rano, cały czas opornie to idzie w związku z ta zmianą czasu... komu to potrzebne?
Trening wyglądał tak: 2km rozgrzewki w I zakresie, potem II zakres i gdzieś w połowie przejście do III zakresu i tak już do końca z mocnym finiszem, to było ogólnie 8km i na koniec wystudzenie 2km w I zakresie.
Dawno tak szybko nie biegałem. 8km wyszło mi po 4,07min/km w tym ostanie 5km poleciałem po 4,01min.km w 20.06min... Mocno jak na mnie i to nie było na jakieś spince. Od tak mocniejszy trening. Od kiedy nauczyłem się wolno biegać na treningach moja forma rośnie. Mam nadzieje, że te słowa dotrą do wielu początkujących, niestety to największy paradoks biegania... CHCESZ BIEGAĆ SZYBKO? BIEGAJ WOLNO! A w tym tygodniu już mam 70km, jeszcze jutro wypadałoby pobiegać... Żeby tylko nie przegiać...
I teraz co robić na maratonie? Na pewno zacznę wolniej, ale celować w 3.14? 3.12? 3.09? Zobaczymy w każdym razie, bardzo chciałbym, żeby to były fajne zawody z szybszą II połówką i radością na mecie... Najlepiej z brakiej zmęczenia, o co będzie ciężko zapewne...
5.04 BC1+BC2--->BC3+BC1
12,04km 54min16s tempo 4,30
HRś 160
HRmax 182
BC1
2km 10min30s tempo 5,15
HRś 139
HRmax 151
BC2--->BC3
8km 32min59s tempo 4,07
HRś 167
HRmax 182
BC1
2,04km 10min47s tempo 5,18
HRś 157 (wiadomo zawyżone po lapowaniu poprzedniego odcinka)
HRmax 182
Od rana jutro transmisja na Eurosporcie i podziwniamy Kenenise w Paryżu
A ja dziś miałem zrobić mocniejszy trening przed łódzkim maratonem. I tak też się stało. Pobudka przed 6 rano, cały czas opornie to idzie w związku z ta zmianą czasu... komu to potrzebne?
Trening wyglądał tak: 2km rozgrzewki w I zakresie, potem II zakres i gdzieś w połowie przejście do III zakresu i tak już do końca z mocnym finiszem, to było ogólnie 8km i na koniec wystudzenie 2km w I zakresie.
Dawno tak szybko nie biegałem. 8km wyszło mi po 4,07min/km w tym ostanie 5km poleciałem po 4,01min.km w 20.06min... Mocno jak na mnie i to nie było na jakieś spince. Od tak mocniejszy trening. Od kiedy nauczyłem się wolno biegać na treningach moja forma rośnie. Mam nadzieje, że te słowa dotrą do wielu początkujących, niestety to największy paradoks biegania... CHCESZ BIEGAĆ SZYBKO? BIEGAJ WOLNO! A w tym tygodniu już mam 70km, jeszcze jutro wypadałoby pobiegać... Żeby tylko nie przegiać...
I teraz co robić na maratonie? Na pewno zacznę wolniej, ale celować w 3.14? 3.12? 3.09? Zobaczymy w każdym razie, bardzo chciałbym, żeby to były fajne zawody z szybszą II połówką i radością na mecie... Najlepiej z brakiej zmęczenia, o co będzie ciężko zapewne...
5.04 BC1+BC2--->BC3+BC1
12,04km 54min16s tempo 4,30
HRś 160
HRmax 182
BC1
2km 10min30s tempo 5,15
HRś 139
HRmax 151
BC2--->BC3
8km 32min59s tempo 4,07
HRś 167
HRmax 182
BC1
2,04km 10min47s tempo 5,18
HRś 157 (wiadomo zawyżone po lapowaniu poprzedniego odcinka)
HRmax 182
Od rana jutro transmisja na Eurosporcie i podziwniamy Kenenise w Paryżu
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Miałem biegać w niedziele, ale już nic nie poprawie, a tylko moge popsuć... Czułem, że potrzebuje dnia przerwy więc niedziela z bieganiem to tylko Paris Maraton z Bekele w roli głównej.
Poniedziałek masakra... Byłem tak zmęczony, nie mogłem głowy w lini prostej utrzymać. Ale jakoś dzień zleciał, zakończyłem kawą, potem przed bieganiem odżywka białkowo-węglowodanowa z mlekiem i bananem zblendowana. Postawiło mnie na nogi. W planach było 15km, ale trzeba złapać świeżości i nic nie popsuć więc postanowiłem tylko godzinke polatać. W całości las i szutrowa równa droga. Całość w I zakresie. Poznałem kolege, mieszka niedaleko i dosyć fajną forme prezentuje, PMW leciał na 1.25 ale problemy żołądkowe go wywiozły na 1.40... Pogadaliśmy z 10 minut.
Potem postanowiłem zakończyć na 11km bieganie w I zakresie i kilometr, który pozostał mi do auta chciałem się odmulić. Bezpiecznie, żeby nie było to więcej właśnie niż ten 1km. Zatrzymałem się, wyzerowałem Garmina, rozciągnąłem się i ogień. Szybko III zakres zamienił się w pogoń za Personal Best na 1km, akurat mam tam wymierzoną trase więc było gites. Nie było źle, tętno również nie było jakieś wysokie jak na takie tempo.
W każdym razie moge się pochwalić nową życiówką na 1km ---> 3.18min (po lesie w Speedcross'ach 3 po 11km treningu, rezerwa jest)
7.04 BC1
11km 56min15s tempo 5,07
HRś 141
HRmax 150
7.04 BC3 --> tempo na PB
1,05km 3min28s tempo 3,18
HRś 171
HRmax 182
Co dziwne, tempo nie zrobiło na mnie jakiegoś mega wrażenia... I ten puls? Bardzo niski jak na taki wysiłek? HRmax chyba znacząco się obniżył?
Dziś godzinka regeneracyjnego biegania z Pauliną, w środe też jakaś godzinka, w czwartek z Pauliną znowu i w piątek rano jakiś rozruch 5-7km w tym koło 2km tempa startowego. Sobota wolna. Niedziela start!
Ten kalkulator bieganie.pl albo jest zbyt optymistyczny, albo biegam asekuracyjnie, albo za krótki dystans do analizy. Ale z ciekawości można pomarzyć
Poniedziałek masakra... Byłem tak zmęczony, nie mogłem głowy w lini prostej utrzymać. Ale jakoś dzień zleciał, zakończyłem kawą, potem przed bieganiem odżywka białkowo-węglowodanowa z mlekiem i bananem zblendowana. Postawiło mnie na nogi. W planach było 15km, ale trzeba złapać świeżości i nic nie popsuć więc postanowiłem tylko godzinke polatać. W całości las i szutrowa równa droga. Całość w I zakresie. Poznałem kolege, mieszka niedaleko i dosyć fajną forme prezentuje, PMW leciał na 1.25 ale problemy żołądkowe go wywiozły na 1.40... Pogadaliśmy z 10 minut.
Potem postanowiłem zakończyć na 11km bieganie w I zakresie i kilometr, który pozostał mi do auta chciałem się odmulić. Bezpiecznie, żeby nie było to więcej właśnie niż ten 1km. Zatrzymałem się, wyzerowałem Garmina, rozciągnąłem się i ogień. Szybko III zakres zamienił się w pogoń za Personal Best na 1km, akurat mam tam wymierzoną trase więc było gites. Nie było źle, tętno również nie było jakieś wysokie jak na takie tempo.
W każdym razie moge się pochwalić nową życiówką na 1km ---> 3.18min (po lesie w Speedcross'ach 3 po 11km treningu, rezerwa jest)
7.04 BC1
11km 56min15s tempo 5,07
HRś 141
HRmax 150
7.04 BC3 --> tempo na PB
1,05km 3min28s tempo 3,18
HRś 171
HRmax 182
Co dziwne, tempo nie zrobiło na mnie jakiegoś mega wrażenia... I ten puls? Bardzo niski jak na taki wysiłek? HRmax chyba znacząco się obniżył?
Dziś godzinka regeneracyjnego biegania z Pauliną, w środe też jakaś godzinka, w czwartek z Pauliną znowu i w piątek rano jakiś rozruch 5-7km w tym koło 2km tempa startowego. Sobota wolna. Niedziela start!
Ten kalkulator bieganie.pl albo jest zbyt optymistyczny, albo biegam asekuracyjnie, albo za krótki dystans do analizy. Ale z ciekawości można pomarzyć
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Wczoraj według planu, czyli po pracy godzinka biegania z Pauliną. Prosiła, żebym jej wczoraj nie pilnował, chciała biec na samopoczucie, no i pobiegła, dosyć szybko moim zdaniem. Fajnie. Wyszło mam 8,71km w 1h2s tempem 6,54.
Przedstartowa nerwówka się zaczyna, ale luzuje gacie. Ma być więcej przyjemności niż bólu... Przynajmniej tak mi się wydaje Waga nareszcie jest normalna od kilkunastu dni, w okolicach 71,5kg... Nie wiem jak mogłem ważyć 66kg, żywy trup...
Przeliczyłem tempa według McMillana i wyszło sensownie. Na coś takiego bym się nastawiał, ale zaczynam z grupą na 3,15... bez spinki...
Przedstartowa nerwówka się zaczyna, ale luzuje gacie. Ma być więcej przyjemności niż bólu... Przynajmniej tak mi się wydaje Waga nareszcie jest normalna od kilkunastu dni, w okolicach 71,5kg... Nie wiem jak mogłem ważyć 66kg, żywy trup...
Przeliczyłem tempa według McMillana i wyszło sensownie. Na coś takiego bym się nastawiał, ale zaczynam z grupą na 3,15... bez spinki...
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Po dzisiejszym dniu stwierdzam, że jestem w formie w jakiej nigdy nie byłem. Ale od początku. Dziś sporo pojadłem od rana, ale już musze uzupełniać zapasy na niedziele. W pracy czułem się dobrze, nie byłem śpiący jak przez ostatnie dni. Po pracy od razu rozgrzewka i autem do lasu. Miałem biegać 10km, ale trzeba łapać świeżość, więc obciąłem dystans do 8km. Potem podzieliłem to na 5km w I zakresie. Zdziwiłem się, gdy jeden z kilometrów poleciałem w 4,43min... cały czas I zakresie i to w dolnej jego połowie...
9.04 BC1
5km 26min38s tempo 5,20
HRś 139
HRmax 147
Po tych pierwszych 5km chwilke się porozciągałem i stwierdziłem, że trzeba sprawdzić tempo startowe, z tym, że za późno już na III zakres, postanowiłem, że dobrze będzie polecieć 3km w II zakresie poniżej tempa maratońskiego. I tutaj się zdziwiłem... Oj bardzo się zdziwiłem. Chciałem od początku dojść do poziomu 159-160 bmp... Udało się, biegnę... Jakoś tempo nie robi na mnie wrażenia, czuwam nad HR, żeby cały czas oscylowało w 160, nie więcej. Pierwszy km upływa w 4,25min... No szok, wcześniej to był III zakres! Kolejny km w 4,20min przy tętnie 160! 3km w 4,22 również przy 160bmp... No bez jaj! II zakres i tempo wyższe od mojego zakładanego jako startowe na maraton! Ależ podbicie z formą!
Z ciekawości napisze jeszcze, że gdy wyszedłem z auta, włączyłem Garmina i czekałem na zlokalizowanie satelit zegarek pokazał tętno 61... Po rozgrzewce byłem już!
9.04 BC2
3,04km 13min17s tempo 4,22
HRś 159
HRmax 164
Jutro godzinka regeneracyjnie i spontanicznie z Pauliną i jeszcze jakieś pobudzenie w piątek rano
9.04 BC1
5km 26min38s tempo 5,20
HRś 139
HRmax 147
Po tych pierwszych 5km chwilke się porozciągałem i stwierdziłem, że trzeba sprawdzić tempo startowe, z tym, że za późno już na III zakres, postanowiłem, że dobrze będzie polecieć 3km w II zakresie poniżej tempa maratońskiego. I tutaj się zdziwiłem... Oj bardzo się zdziwiłem. Chciałem od początku dojść do poziomu 159-160 bmp... Udało się, biegnę... Jakoś tempo nie robi na mnie wrażenia, czuwam nad HR, żeby cały czas oscylowało w 160, nie więcej. Pierwszy km upływa w 4,25min... No szok, wcześniej to był III zakres! Kolejny km w 4,20min przy tętnie 160! 3km w 4,22 również przy 160bmp... No bez jaj! II zakres i tempo wyższe od mojego zakładanego jako startowe na maraton! Ależ podbicie z formą!
Z ciekawości napisze jeszcze, że gdy wyszedłem z auta, włączyłem Garmina i czekałem na zlokalizowanie satelit zegarek pokazał tętno 61... Po rozgrzewce byłem już!
9.04 BC2
3,04km 13min17s tempo 4,22
HRś 159
HRmax 164
Jutro godzinka regeneracyjnie i spontanicznie z Pauliną i jeszcze jakieś pobudzenie w piątek rano
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Dziś forma jakiegoś delikatnego podtrzymania, pobudzenia, dokrwienia nóg i dotlenienia całęgo organizmu. 4,03km w 29min1s tempem 7,12. Miało być więcej, ale jak to z kobietą bywa, raz w miesiącu nie przewidzisz... Ale dała rade 4km, w sumie dla mnie też lepiej. Dziś jedzenie już mieszne, sporo białka, zdrowe tłuszcze, popołudniem dodałem też węgli. Piątek i sobota głównie na węglach już białko i tłuszcze obcinam.
Nie wiem kiedy zrobić ostatni rozruch. Jutro rano, wieczorem, czy w sobote rano?
Nie wiem kiedy zrobić ostatni rozruch. Jutro rano, wieczorem, czy w sobote rano?
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
I już po problemie. Jestem po ostatnim pobudzającym treningu, który wykonałem dziś po 6 rano.
Wyglądało to tak: 3km w dolnej części I zakresu po 5,17min/km. Potem rozciąganie i 2km w II zakresie w 4,14min/km.
Jem, odpoczywam i czekam. Amen!
Dziś po 15 jade do Łodzi po pakiet i na targi. Sobota relax i w niedziele koło 6 rano uderzam znowu do Łodzi na start. Mam koło 120km, więc luzik.
Mój numer startowy: 533
11.04 BC1
3km 15min52s tempo 5,17
HRś 138
HRmax 147
11.04 BC2
2,06km 8min43s tempo 4,14
HRś 161
HRmax 165
TRZYMAĆ KCIUKI!
A ZE SWOJEJ STRONY ŻYCZE WSZYSTKIM STARTUJĄCYM W NIEDZIELE POWODZENIA!
Krzychu połam 3h!
Gife nie zajedz się!
I całej reszcie jeszcze raz powodzenia!
Wyglądało to tak: 3km w dolnej części I zakresu po 5,17min/km. Potem rozciąganie i 2km w II zakresie w 4,14min/km.
Jem, odpoczywam i czekam. Amen!
Dziś po 15 jade do Łodzi po pakiet i na targi. Sobota relax i w niedziele koło 6 rano uderzam znowu do Łodzi na start. Mam koło 120km, więc luzik.
Mój numer startowy: 533
11.04 BC1
3km 15min52s tempo 5,17
HRś 138
HRmax 147
11.04 BC2
2,06km 8min43s tempo 4,14
HRś 161
HRmax 165
TRZYMAĆ KCIUKI!
A ZE SWOJEJ STRONY ŻYCZE WSZYSTKIM STARTUJĄCYM W NIEDZIELE POWODZENIA!
Krzychu połam 3h!
Gife nie zajedz się!
I całej reszcie jeszcze raz powodzenia!
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Jeszcze musze napisać o jedej sprawie. Otóż znalazłem idealny posiłek/napój na okres przedstartowy, ale równie dobry jako posiłek/napój regeneracyjny czy potreningowy.
Przez przypadek coś takiego zrobiłem, wydaje mi się idealne! Stosuje od kilku dni.
Potrzebny mam jest shaker, ewentualnie jakieś wysokie naczynie o pojemności około 800ml. Wrzucam do tego banana w kawałkach, 2 duże lub 3 małe, zalewam to mlekiem czekoladowym z Biedronki. Blenderuje, potem dodaje twaróg chudy 125g i znowu blenderuje, dopełniam mlekiem do 800ml i gotowe.
Wychodzi to przyjemnie gęste! Welowodany zdrowe i szybkie we wchłanianiu do tego białko! No tylko to mleko czekoladowe średnio naturalne, ale cóż... Można zwykłe mleko i kakao...
Stosuje to jako 2 śniadanie w pracy, a w mniejszych ilościach przed i po treningu!
Testujcie i smacznego!
Przez przypadek coś takiego zrobiłem, wydaje mi się idealne! Stosuje od kilku dni.
Potrzebny mam jest shaker, ewentualnie jakieś wysokie naczynie o pojemności około 800ml. Wrzucam do tego banana w kawałkach, 2 duże lub 3 małe, zalewam to mlekiem czekoladowym z Biedronki. Blenderuje, potem dodaje twaróg chudy 125g i znowu blenderuje, dopełniam mlekiem do 800ml i gotowe.
Wychodzi to przyjemnie gęste! Welowodany zdrowe i szybkie we wchłanianiu do tego białko! No tylko to mleko czekoladowe średnio naturalne, ale cóż... Można zwykłe mleko i kakao...
Stosuje to jako 2 śniadanie w pracy, a w mniejszych ilościach przed i po treningu!
Testujcie i smacznego!
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
3.09.03
Pierwsza połówka 1.36
☺
Nareszcie nie zdycham po maratonie ☺
Pierwsza połówka 1.36
☺
Nareszcie nie zdycham po maratonie ☺
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Dopiero teraz znalazłem troszkę czasu więc postaram się coś napisać. Będzie długo i ze szczegółami? Dlaczego? Bo przed następnym maratonem chce przeczytać ten post i wykonać wszystko dokładnie tak jak wczoraj. A ważne są wszystkie szczegóły. Więc zaczynamy...
Każdy z treningów był opisany i wyjaśniony. Widać gołym okiem, że górował I zakres, wychodziłem też na bardzo wolne dreptanie z Pauliną. II zakres to naprawde kilkanaście kilometrów, III zakres to może 5km łącznie w całym cyklu. Nie zrobiłem też długiego wybiegania, wogóle. Najdłuższe treningi nie przekraczały 18km. Jedynie za mocny sprawdzian trzeba uznać Półmaraton Marzanny. Po nim poczułem gwałtowny wzrost formy i wydolności...
2013 rok kończył się dobrze, dużo biegałem, ale cały czas wolne kilometry i pracowałem nad obniżeniem HR. Udało się, ale pod koniec roku i na początku stycznia nękały mnie kontuzje i bardzo mocno uszczupliły się moje morale. Podbudowałem się czasem na 10K Parking Relay, ale szybko leciałem w dół z motywacją. Do tego problemy z dietą i wagą, która z 66 osiągnęła w sumie 77kg. Nie było dobrze. Jednak jakoś się z tego podniosłem, było ciężko, najciężej z dietą i jedzeniem ogólnie. Teraz sprawa jest załatwiona.
Treningi na jakimś tam kilometrach zacząłem od końca lutego. Ale nie było to dużo, maksymalnie 70km tygodniowo, z tego 15km bardzo wolnego biegania z Narzeczoną. Wolne bieganie rano przed pracą na czczo pozwoliło mi na zbicie wagi. Zatrzymałem się na 71kg i już wiem, że to co ważyłem w 2013 roku czyli 66-68kg to masakra dla organizmu i nie ma to nic wspólnego ze zdrowiem. Marzanne pobiegłem na 74-75kg wagi i nie czułem zbędnego balastu. Wręcz przeciwnie, miałem jakby to napisać "siłe do biegania", tak to czułem. Więc temat wagi uważam też za zakończony. 70-72kg to dolna norma i tego się trzeba trzymać.
Teraz dieta. Od 10 marca nie zjadłem nic co jest uznawane za niezdrowe. Zacząłem się czuć naprawde dobrze. Wszystko było fajnie zbilansowane. Białko, zdrowe tłuszcze, pełnowartościowe węglowodany... Tak jak być powinno. Wraz z treningiem waga leciała w dół i jak pisałem na kilka dni przed maratonem pokazała 71.3 i to mnie cieszyło. Od środy-czwartku zacząłem ładowanie organizmu węglowodanami. Bez słodyczy i niezdrowych tematów. Jedynie mleko czekoladowe z Biedronki można uznać za średnio zdrowe, no ale... Koktajle z banana, sera białego i mleka czekoladowego dawały mocnego kopa. Do tego musli z jogurtem i sporo ilość rodzynek i żurawiny. Makaron zjadłem jedynie na kolacje w dzień przed maratonem. Rano o 5.30 zjadłem pół bułki z masłem orzechowy i pół bółki z miodem, którego miałem nie dotykać. Do tego jogurt z musli i jednego banana. W drodze do Łodzi popijałem izotonik. Darowałem sobie dodatkowe jedzenie bo czułem, że przez ostatnie dni mega mocno dowaliłem z żarciem i może być źle. Jedynie na 20 minut przed startem po rozgrzewce wciągnąłem Nutrend Enduro.
Wracając do niedzieli rano to wstałem o 5, zjadłem śniadanie i o 6 już jechaliśmy z Pauliną do Łodzi. Waga wskazała rano 73.8kg więc sporo energi było we mnie zmagazynowane. Przed Łodzią w McDonaldzie zaliczyłem WC i byłem spokojniejszy, że nie będe miał postojów na trasie. Bałem się o to, bo naprawde czułem w sobie sporo żarcia przed te dni poprzedzające start. Gdy dojechaliśmy na miejsce szybko zaparkowaliśmy 300m od Atlas Areny. Poszliśmy na start. Rozciąganie, rozgrzewka, znowu rozciąganie żel i czekałem na start. Sikałem koło 4 razy przed startem. Ostatni raz 5m od startu na płoty okolicznych działek
Rozgrzewka
1,08km 6min1s tempo 5,34
HRś 155
HRmax 174
Rozgrzewka to 800m spokojnie i 200m poniżej 4min/km.
Niepokojącym był fakt, że nie mogłem się opierać w biegu na tym, na czym bazowałem w treningu, czyli na HR. Przed biegiem mój puls oscylował między 130-140. Rozgrzewka i I zakres a tętno nawet 165! Jaja Wiedziałem, że to stres i będzie dobrze, ale musze pilnować tempa, żeby nie przeciągnąć.
Ustawiłem się w grupie z zającami na 3.15 bo takie było założenie od początku. Początek biegu w miare komfortowy, ale czułem, że jest to nie wolne tempo jak na 42km i ta świadomość studziła mnie dostatecznie. Kluczyłem za zającami, potem obok, jednak był za duży ścisk, ktoś mnie nadepnął, dostałem kilka razy z łokcia. Przed wodopojem podkręciłem tempo i wyprzedziłem całą grupe. I już tak sobie leciałem 5-10m przed grupą. Było komfortowo, bez tłoku, przede mną też była grupka biegaczy, którzy mieli dość tłoku i trzymałem się nich. Grupa główna na 3.15 wydaje mi się, że troszke za szybko poleciła, ale może to błąd mojego zegarka. Wiedziałem, że mam się trzymać 46/10km i 1.36/21km. I na początku było w punkt. 10 kilometr minąłem w czasie 45.54min. Od 13km delikatnie zacząłem uciekać grupie na 3.15 ale w sumie jedynie oddalać się nie uciekać. Do 21km był spokój w każdym razie. Piłem na każdym punkcie. Na początku wode, potem izotonik, potem znowu wode. Było sporo podbiegów, stosowałem swoją sprawdzoną technike i waliłem na "korzeniowskiego", technika coś w stylu szybkiego chodu. Utrzymywałem 4.30min/km a mocno odpoczywałem i widoczne to było po wskazaniach pulsu. Z tym, że od początku biegu moje serducho pracowało na poziomie 170bmp, po kilku kilometrach puls spadł na 164, potem na 162... I tak sobie oscylował w zależności od profilu trasy między 162-171. Ale musze podkreślić, że cały czas bieg był komfortowy, niekiedy ucinałem sobie jakąś rozmowe z którymś z biegaczy, ale bardziej odpowiadałem na pytania, niż pytałem. Nie chciałem za nonszalancje zapłacić na ostatnich kilometrach.
Miałem ze sobą 2 żele. Nutrend Carbo i Nutrend Enduro. Miałem je zjeść na 14-16km, jednak przegapiłem ich wyjęcie przed wodopojami, potem pojawiły się koło 21km delikatne oznaki, że coś jest z żołądkiem. Pamiętając co mi się przytrafiło w Warszawie postanowiłem nie zjadać żeli, w sumie nie potrzebowałem ich, wystarczyło picie, czułem się dobrze i mocno. Energia była wystarczająca. Wiedziałem, że organizator ma żele na 29km z ALE, takie szybkiego uwalniania energi. Wracając do wyścigu, przekroczyłem połówke w czasie 1.35.39 i wiedziałem, że realizuje wszystko zgodnie z planem. Od tego momentu powoli postanowiłem przyspieszyć, po kilku minutach nie widziałem już grupy na 3.15, o dziwno puls nie wzrastał, a poszczególne kilometry mijałem coraz lepszym tempem. Nie myślałem o mecie, o czasie. Chciałem jedynie poprawić życiówke o kilka sekund, już byłbym dumny. Bo byłem w dupie z formą, z życie, z odżywianiem. Ale wróciłem, tak właśnie myślałem na 25km, czułem, że znowu wyszedłem z czarnej dziury, że się odbudowałem. Skupiałem się na otoczeniu, oglądałem domu, ludzi, kibicujące dzieci, dziury w marnej drodze, wpatrywałem się w sylwetki osób, które wyprzedzałem. Wiedziałem jedno. To będzie maraton, w którym się nie zatrzymam, nawet na sekunde. Nie będzie powtórki z Warszawy...
Na 29km były żele, jak pisałem. Zjadłem jedego, popiłem. Leciałem dalej. Cały czas wyprzedałem i wyprzedałem. Praktycznie od 21km, to masakrycznie umacniało mnie psychicznie. Ale apogeum wyprzedzania i prędkości miało dopiero nadejść! Na 30km dostrzegłem Henryka Kępińskiego z Bełchatowa. Mistrz polski Ironman w swojej kategorii wiekowej. Kiedyś wyprzedził mnie w sprincie przed meta na Półmaratonie Świętokrzyskim. Potem widzieliśmy się na wielu biegach i zawsze lubie nasze spotkania. Dociągnąłem do pana Henryka, co nie było łatwe. Przyczepiłem się do niego i tak troszke lecieliśmy, potem się zrównałem, przedstawiłem. Henryk powiedział, że nie wie, czy poleci 3.10 bo czuje okostną i nie chce przeciągnąć struny. Mówie do niego i tak lecimy dobrze, nie ma problemu. Nie myślałem wtedy nawet, że z mojej połówki 1.36 można myśleć o 3.10...
Od 31km moje tętno wzrosło i już nie spadło do mety. Co dla mnie było wczoraj niesamowite po 30km nie zobaczyłem ściany... Moja głowa uświadomiła mi jedynie, jedno... Koleś! Masz teraz za sobą rozgrzewke, teraz 11km szybszego wyścigu! Duże słowa podziękowania dla Henia, pociągnąłem od 31km po 4.15-4.20 i tak lecieliśmy kilka km razem, ja też dałem zmiane, chciałem troszke go odciążyć. Niestety przed nawrotką na 34km powiedział mi, że odpuszcza. Poczułem się silnie i odbiegłem. Nawrotka, kilka minut i 35km. Czułem już te kilometry, nie miałem ani ściany, ani myśli zwątpienia, czułem poprostu ten dystans, czułem wysokie tempo. Ale po każdym kilometrze, gdy Garmin pokazywał, że nie zwalniam w moje serce wpływała radość, że wkońcu dam rade i będzie od początku do końca dobrze, tak jak być powinno. I tutaj mega motywator. Po 35km wyprzedałem każdego. Nikt mnie niewyprzedził, wiadomo, lepsi byli z przodu, ja mijałem wielką ilość ludzi idących, biegnących. Dziwiło mnie też to, że to nie było mijanie przez długi czas, to była masakryczna różnica prędkości. Poprostu przebiegałem obok i już byłem przy kolejnym.
Koło 39km przeliczyłem czas i się zdziwłem, jest szansa na 3.10! Chciałem przyspieszyć, troche się udało, ale ileż można przyspieszyć po 40km bieganych poniżej 4.30? Widziałem, że nie zwalniam więc dowioze wynik. 40 i 41km równo po 4.19 i już się cieszyłem, nie odpuszczałem jednak! Ostatnie 2km były nielekkie, ale nie umierałem. Tętno doszło do 180. Nie wiem jakim cudem, ale coś mi się z dystansem popierdzieliło na końcówce i jakby mi wypadło 500m, nie wiem jak ja to liczyłem. Wbiegam przez ogrodzenie Atlas Areny, widze czas, a tam jeszcze serpentyny jakieś między barierkami i sporo dystansu! Kurde, spinam poślady, w tym etapie wyścigu takie przyspieszenie to pewny zgo na mecie ale napieram. Tętno osiągnęło 190. Ostatni stromy zbieg do wnętrza hali, jestem na dole, patrze na zegar 3.10.XX, na Garmina 3.XX.XX nie widze dobrze, napieram wewnątrz Areny, podnosze ręce, wiem, że jest poniżej 3.10 bo sporo miałem straty netto do brutto więc na pewno połamałem. Mijam mete. Ide jak pijak. Biore banana, izotonik, medal na szyje i wychodze na powietrze. Jest już przy mnie Paulina. Siadam na trawie, jem i pije. Jestem przeszczęśliwy! Wykonałem wszystko według planu, wszystko zagrało!
TO BYŁ MÓJ DZIEŃ!
Posiedziałem troche, potem poszliśmy oddać medal do grawerowania. Posiedzieliśmy ponad godzine na trybunach dopingując finiszujących maratończyków. Od razu wszedłem na forum, zerknąłem jak sytuacja w Warszawie i Londynie. Przeczytałem komentarze w blogach, które śledze i w swoim! Panowie naprawde było mi tak !@#$% miło za dobre słowo i za to, że ktoś się interesował podrzędnym amatorem na jakimś tam maratonie! Dzięki! Potem pojechaliśmy na zasłużony zdrowy obiad do Manufaktury. Pochodziliśmy sporo w poszukiwaniu butów dla Pauliny. Zrobiliśmy sporo kilometrów pieszo tego dnia jeszcze. Wróciłem na Atlas Arene, odebrałem medal z grawerem. I się zorientowałem, że nic mnie nie boli, nie mam odcisków, obtartych stóp! Wiadomo, lekkie zakwasy, ale lekkie!
Wróciłem do domu koło 21. Wypiłem z tego wszystkiego piwo bezalkoholowe w sumie Cały czas byłem i jestem przeszczęśliwy! A w dodatku z Łodzi usłyszałem po biegu od Pauliny: "masz ze nie zrozbić półmaratonkę" Coś takiego usłyszeć, po przebiegniętym maratonie, bezcenne!
Dziś rano wstałem, wsiadłem na rower, przyjechałem do pracy. Delikatne zakwasy czwórek jedynie! Dziś wiadomo wolne, jutro regeneracyjnie z narzeczoną.
IV Łódź Maraton 13.04.2014 ----> PB 3.09.03
42,195km 3h9min3s tempo 4,28
HRś 170
HRmax 190
Open - 123
M18 - 23
10km - 45.54 pozycja 228
21,097km - 1.35.49 pozycja 198
31km - 2.19.35 pozycja 181
35,4km - 2.44.00 pozycja 150
41,2km - 3.05.44 pozycja 124
Od 10km do mety wyprzedziłem 104 osoby... Negative split jedyna dla mnie słuszna strategia na maraton! Najszybsza dycha to ostatnia dycha tych zawodów, niesamowite 43min6s! A ostatnie 5km przebiegłem w 21min21s! To się nazywa finisz.
Garmin pokazał mi 42,47km.
I ktoś w komentarzam wskazał mi na dobre przelicznie kalkulatora McMillana ze średnich dystansów! I co? I McMilla trafił w dziesiątke! Z mojego najszybszego biegu na 1km 3,18min wskazywał czas maratonu 3.09.06... Ale jaja, idealnie
Wrzucam fotki z poszczególnymi kilomtrami jakby ktoś był zainteresowany!
Warto tyrać dla takich chwil, tym bardziej jak to powiedział śp. Tomek Kowalski, to był "kawał, dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty"... Ale właśnie tak miało być. Bezwartościowy wynik, a cieszy i motywuje! I takich motywujących, bezwartościowych wyników w tym maratonie było 99%. To jest piękne w bieganiu...
Każdy z treningów był opisany i wyjaśniony. Widać gołym okiem, że górował I zakres, wychodziłem też na bardzo wolne dreptanie z Pauliną. II zakres to naprawde kilkanaście kilometrów, III zakres to może 5km łącznie w całym cyklu. Nie zrobiłem też długiego wybiegania, wogóle. Najdłuższe treningi nie przekraczały 18km. Jedynie za mocny sprawdzian trzeba uznać Półmaraton Marzanny. Po nim poczułem gwałtowny wzrost formy i wydolności...
2013 rok kończył się dobrze, dużo biegałem, ale cały czas wolne kilometry i pracowałem nad obniżeniem HR. Udało się, ale pod koniec roku i na początku stycznia nękały mnie kontuzje i bardzo mocno uszczupliły się moje morale. Podbudowałem się czasem na 10K Parking Relay, ale szybko leciałem w dół z motywacją. Do tego problemy z dietą i wagą, która z 66 osiągnęła w sumie 77kg. Nie było dobrze. Jednak jakoś się z tego podniosłem, było ciężko, najciężej z dietą i jedzeniem ogólnie. Teraz sprawa jest załatwiona.
Treningi na jakimś tam kilometrach zacząłem od końca lutego. Ale nie było to dużo, maksymalnie 70km tygodniowo, z tego 15km bardzo wolnego biegania z Narzeczoną. Wolne bieganie rano przed pracą na czczo pozwoliło mi na zbicie wagi. Zatrzymałem się na 71kg i już wiem, że to co ważyłem w 2013 roku czyli 66-68kg to masakra dla organizmu i nie ma to nic wspólnego ze zdrowiem. Marzanne pobiegłem na 74-75kg wagi i nie czułem zbędnego balastu. Wręcz przeciwnie, miałem jakby to napisać "siłe do biegania", tak to czułem. Więc temat wagi uważam też za zakończony. 70-72kg to dolna norma i tego się trzeba trzymać.
Teraz dieta. Od 10 marca nie zjadłem nic co jest uznawane za niezdrowe. Zacząłem się czuć naprawde dobrze. Wszystko było fajnie zbilansowane. Białko, zdrowe tłuszcze, pełnowartościowe węglowodany... Tak jak być powinno. Wraz z treningiem waga leciała w dół i jak pisałem na kilka dni przed maratonem pokazała 71.3 i to mnie cieszyło. Od środy-czwartku zacząłem ładowanie organizmu węglowodanami. Bez słodyczy i niezdrowych tematów. Jedynie mleko czekoladowe z Biedronki można uznać za średnio zdrowe, no ale... Koktajle z banana, sera białego i mleka czekoladowego dawały mocnego kopa. Do tego musli z jogurtem i sporo ilość rodzynek i żurawiny. Makaron zjadłem jedynie na kolacje w dzień przed maratonem. Rano o 5.30 zjadłem pół bułki z masłem orzechowy i pół bółki z miodem, którego miałem nie dotykać. Do tego jogurt z musli i jednego banana. W drodze do Łodzi popijałem izotonik. Darowałem sobie dodatkowe jedzenie bo czułem, że przez ostatnie dni mega mocno dowaliłem z żarciem i może być źle. Jedynie na 20 minut przed startem po rozgrzewce wciągnąłem Nutrend Enduro.
Wracając do niedzieli rano to wstałem o 5, zjadłem śniadanie i o 6 już jechaliśmy z Pauliną do Łodzi. Waga wskazała rano 73.8kg więc sporo energi było we mnie zmagazynowane. Przed Łodzią w McDonaldzie zaliczyłem WC i byłem spokojniejszy, że nie będe miał postojów na trasie. Bałem się o to, bo naprawde czułem w sobie sporo żarcia przed te dni poprzedzające start. Gdy dojechaliśmy na miejsce szybko zaparkowaliśmy 300m od Atlas Areny. Poszliśmy na start. Rozciąganie, rozgrzewka, znowu rozciąganie żel i czekałem na start. Sikałem koło 4 razy przed startem. Ostatni raz 5m od startu na płoty okolicznych działek
Rozgrzewka
1,08km 6min1s tempo 5,34
HRś 155
HRmax 174
Rozgrzewka to 800m spokojnie i 200m poniżej 4min/km.
Niepokojącym był fakt, że nie mogłem się opierać w biegu na tym, na czym bazowałem w treningu, czyli na HR. Przed biegiem mój puls oscylował między 130-140. Rozgrzewka i I zakres a tętno nawet 165! Jaja Wiedziałem, że to stres i będzie dobrze, ale musze pilnować tempa, żeby nie przeciągnąć.
Ustawiłem się w grupie z zającami na 3.15 bo takie było założenie od początku. Początek biegu w miare komfortowy, ale czułem, że jest to nie wolne tempo jak na 42km i ta świadomość studziła mnie dostatecznie. Kluczyłem za zającami, potem obok, jednak był za duży ścisk, ktoś mnie nadepnął, dostałem kilka razy z łokcia. Przed wodopojem podkręciłem tempo i wyprzedziłem całą grupe. I już tak sobie leciałem 5-10m przed grupą. Było komfortowo, bez tłoku, przede mną też była grupka biegaczy, którzy mieli dość tłoku i trzymałem się nich. Grupa główna na 3.15 wydaje mi się, że troszke za szybko poleciła, ale może to błąd mojego zegarka. Wiedziałem, że mam się trzymać 46/10km i 1.36/21km. I na początku było w punkt. 10 kilometr minąłem w czasie 45.54min. Od 13km delikatnie zacząłem uciekać grupie na 3.15 ale w sumie jedynie oddalać się nie uciekać. Do 21km był spokój w każdym razie. Piłem na każdym punkcie. Na początku wode, potem izotonik, potem znowu wode. Było sporo podbiegów, stosowałem swoją sprawdzoną technike i waliłem na "korzeniowskiego", technika coś w stylu szybkiego chodu. Utrzymywałem 4.30min/km a mocno odpoczywałem i widoczne to było po wskazaniach pulsu. Z tym, że od początku biegu moje serducho pracowało na poziomie 170bmp, po kilku kilometrach puls spadł na 164, potem na 162... I tak sobie oscylował w zależności od profilu trasy między 162-171. Ale musze podkreślić, że cały czas bieg był komfortowy, niekiedy ucinałem sobie jakąś rozmowe z którymś z biegaczy, ale bardziej odpowiadałem na pytania, niż pytałem. Nie chciałem za nonszalancje zapłacić na ostatnich kilometrach.
Miałem ze sobą 2 żele. Nutrend Carbo i Nutrend Enduro. Miałem je zjeść na 14-16km, jednak przegapiłem ich wyjęcie przed wodopojami, potem pojawiły się koło 21km delikatne oznaki, że coś jest z żołądkiem. Pamiętając co mi się przytrafiło w Warszawie postanowiłem nie zjadać żeli, w sumie nie potrzebowałem ich, wystarczyło picie, czułem się dobrze i mocno. Energia była wystarczająca. Wiedziałem, że organizator ma żele na 29km z ALE, takie szybkiego uwalniania energi. Wracając do wyścigu, przekroczyłem połówke w czasie 1.35.39 i wiedziałem, że realizuje wszystko zgodnie z planem. Od tego momentu powoli postanowiłem przyspieszyć, po kilku minutach nie widziałem już grupy na 3.15, o dziwno puls nie wzrastał, a poszczególne kilometry mijałem coraz lepszym tempem. Nie myślałem o mecie, o czasie. Chciałem jedynie poprawić życiówke o kilka sekund, już byłbym dumny. Bo byłem w dupie z formą, z życie, z odżywianiem. Ale wróciłem, tak właśnie myślałem na 25km, czułem, że znowu wyszedłem z czarnej dziury, że się odbudowałem. Skupiałem się na otoczeniu, oglądałem domu, ludzi, kibicujące dzieci, dziury w marnej drodze, wpatrywałem się w sylwetki osób, które wyprzedzałem. Wiedziałem jedno. To będzie maraton, w którym się nie zatrzymam, nawet na sekunde. Nie będzie powtórki z Warszawy...
Na 29km były żele, jak pisałem. Zjadłem jedego, popiłem. Leciałem dalej. Cały czas wyprzedałem i wyprzedałem. Praktycznie od 21km, to masakrycznie umacniało mnie psychicznie. Ale apogeum wyprzedzania i prędkości miało dopiero nadejść! Na 30km dostrzegłem Henryka Kępińskiego z Bełchatowa. Mistrz polski Ironman w swojej kategorii wiekowej. Kiedyś wyprzedził mnie w sprincie przed meta na Półmaratonie Świętokrzyskim. Potem widzieliśmy się na wielu biegach i zawsze lubie nasze spotkania. Dociągnąłem do pana Henryka, co nie było łatwe. Przyczepiłem się do niego i tak troszke lecieliśmy, potem się zrównałem, przedstawiłem. Henryk powiedział, że nie wie, czy poleci 3.10 bo czuje okostną i nie chce przeciągnąć struny. Mówie do niego i tak lecimy dobrze, nie ma problemu. Nie myślałem wtedy nawet, że z mojej połówki 1.36 można myśleć o 3.10...
Od 31km moje tętno wzrosło i już nie spadło do mety. Co dla mnie było wczoraj niesamowite po 30km nie zobaczyłem ściany... Moja głowa uświadomiła mi jedynie, jedno... Koleś! Masz teraz za sobą rozgrzewke, teraz 11km szybszego wyścigu! Duże słowa podziękowania dla Henia, pociągnąłem od 31km po 4.15-4.20 i tak lecieliśmy kilka km razem, ja też dałem zmiane, chciałem troszke go odciążyć. Niestety przed nawrotką na 34km powiedział mi, że odpuszcza. Poczułem się silnie i odbiegłem. Nawrotka, kilka minut i 35km. Czułem już te kilometry, nie miałem ani ściany, ani myśli zwątpienia, czułem poprostu ten dystans, czułem wysokie tempo. Ale po każdym kilometrze, gdy Garmin pokazywał, że nie zwalniam w moje serce wpływała radość, że wkońcu dam rade i będzie od początku do końca dobrze, tak jak być powinno. I tutaj mega motywator. Po 35km wyprzedałem każdego. Nikt mnie niewyprzedził, wiadomo, lepsi byli z przodu, ja mijałem wielką ilość ludzi idących, biegnących. Dziwiło mnie też to, że to nie było mijanie przez długi czas, to była masakryczna różnica prędkości. Poprostu przebiegałem obok i już byłem przy kolejnym.
Koło 39km przeliczyłem czas i się zdziwłem, jest szansa na 3.10! Chciałem przyspieszyć, troche się udało, ale ileż można przyspieszyć po 40km bieganych poniżej 4.30? Widziałem, że nie zwalniam więc dowioze wynik. 40 i 41km równo po 4.19 i już się cieszyłem, nie odpuszczałem jednak! Ostatnie 2km były nielekkie, ale nie umierałem. Tętno doszło do 180. Nie wiem jakim cudem, ale coś mi się z dystansem popierdzieliło na końcówce i jakby mi wypadło 500m, nie wiem jak ja to liczyłem. Wbiegam przez ogrodzenie Atlas Areny, widze czas, a tam jeszcze serpentyny jakieś między barierkami i sporo dystansu! Kurde, spinam poślady, w tym etapie wyścigu takie przyspieszenie to pewny zgo na mecie ale napieram. Tętno osiągnęło 190. Ostatni stromy zbieg do wnętrza hali, jestem na dole, patrze na zegar 3.10.XX, na Garmina 3.XX.XX nie widze dobrze, napieram wewnątrz Areny, podnosze ręce, wiem, że jest poniżej 3.10 bo sporo miałem straty netto do brutto więc na pewno połamałem. Mijam mete. Ide jak pijak. Biore banana, izotonik, medal na szyje i wychodze na powietrze. Jest już przy mnie Paulina. Siadam na trawie, jem i pije. Jestem przeszczęśliwy! Wykonałem wszystko według planu, wszystko zagrało!
TO BYŁ MÓJ DZIEŃ!
Posiedziałem troche, potem poszliśmy oddać medal do grawerowania. Posiedzieliśmy ponad godzine na trybunach dopingując finiszujących maratończyków. Od razu wszedłem na forum, zerknąłem jak sytuacja w Warszawie i Londynie. Przeczytałem komentarze w blogach, które śledze i w swoim! Panowie naprawde było mi tak !@#$% miło za dobre słowo i za to, że ktoś się interesował podrzędnym amatorem na jakimś tam maratonie! Dzięki! Potem pojechaliśmy na zasłużony zdrowy obiad do Manufaktury. Pochodziliśmy sporo w poszukiwaniu butów dla Pauliny. Zrobiliśmy sporo kilometrów pieszo tego dnia jeszcze. Wróciłem na Atlas Arene, odebrałem medal z grawerem. I się zorientowałem, że nic mnie nie boli, nie mam odcisków, obtartych stóp! Wiadomo, lekkie zakwasy, ale lekkie!
Wróciłem do domu koło 21. Wypiłem z tego wszystkiego piwo bezalkoholowe w sumie Cały czas byłem i jestem przeszczęśliwy! A w dodatku z Łodzi usłyszałem po biegu od Pauliny: "masz ze nie zrozbić półmaratonkę" Coś takiego usłyszeć, po przebiegniętym maratonie, bezcenne!
Dziś rano wstałem, wsiadłem na rower, przyjechałem do pracy. Delikatne zakwasy czwórek jedynie! Dziś wiadomo wolne, jutro regeneracyjnie z narzeczoną.
IV Łódź Maraton 13.04.2014 ----> PB 3.09.03
42,195km 3h9min3s tempo 4,28
HRś 170
HRmax 190
Open - 123
M18 - 23
10km - 45.54 pozycja 228
21,097km - 1.35.49 pozycja 198
31km - 2.19.35 pozycja 181
35,4km - 2.44.00 pozycja 150
41,2km - 3.05.44 pozycja 124
Od 10km do mety wyprzedziłem 104 osoby... Negative split jedyna dla mnie słuszna strategia na maraton! Najszybsza dycha to ostatnia dycha tych zawodów, niesamowite 43min6s! A ostatnie 5km przebiegłem w 21min21s! To się nazywa finisz.
Garmin pokazał mi 42,47km.
I ktoś w komentarzam wskazał mi na dobre przelicznie kalkulatora McMillana ze średnich dystansów! I co? I McMilla trafił w dziesiątke! Z mojego najszybszego biegu na 1km 3,18min wskazywał czas maratonu 3.09.06... Ale jaja, idealnie
Wrzucam fotki z poszczególnymi kilomtrami jakby ktoś był zainteresowany!
Warto tyrać dla takich chwil, tym bardziej jak to powiedział śp. Tomek Kowalski, to był "kawał, dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty"... Ale właśnie tak miało być. Bezwartościowy wynik, a cieszy i motywuje! I takich motywujących, bezwartościowych wyników w tym maratonie było 99%. To jest piękne w bieganiu...
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Dziś wyszliśmy po pracy wspólnie z Pauliną na wspólne bieganie. Wolno i regeneracyjnie dla mnie. Coraz szybciej dla niej, szczególnie końcówka. Wyszło nam 10km w 1h9min22s tempem 6,56.
Dziś odczuwałem delikatne zakwasy czwórek. Gdy zaczęliśmy nogi miałem mocno ciężkie, po paru minutach już normalne. Nie odczuwałem oznak kontuzji, naderwań, czy jakiś przeciążeń... Wszystko ok! Zwykle po maratonie nie byłem w stanie biegać przez tydzień... Nareszcie jakaś zmiana na plus.
Dziś odczuwałem delikatne zakwasy czwórek. Gdy zaczęliśmy nogi miałem mocno ciężkie, po paru minutach już normalne. Nie odczuwałem oznak kontuzji, naderwań, czy jakiś przeciążeń... Wszystko ok! Zwykle po maratonie nie byłem w stanie biegać przez tydzień... Nareszcie jakaś zmiana na plus.
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Od rana korciło mnie, żeby dziś wyjść, nawet miałem takie plany, ale Paulina w krótkiej rozmowie telefonicznej kategorycznie mi zabroniła, stwierdzając, że biegaliśmy długo wczoraj i muszę odpocząć... No rośnie mi trener w domu
Ale i tak nie mogłem usiedzieć, więc wybrałem się na rower. Trochę szosą, większość dziurawymi szutrami. Ogólnie wyszło 28km w mocnym tempie, ale bez przesady, wiadomo, regeneracja nóg w tej chwili najważniejsza... Chociaż już nic nie czuje po niedzieli.
Jutro z Pauliną godzinka szurania
Ale i tak nie mogłem usiedzieć, więc wybrałem się na rower. Trochę szosą, większość dziurawymi szutrami. Ogólnie wyszło 28km w mocnym tempie, ale bez przesady, wiadomo, regeneracja nóg w tej chwili najważniejsza... Chociaż już nic nie czuje po niedzieli.
Jutro z Pauliną godzinka szurania
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Wczoraj miałem z Pauliną, jednak po aerobiku nadwyrężyła kolana i coś pobolewało, dlatego wyszedłem sam. Mogłem więc zrobić swoje tempo. Pierwszy szybszy trening po maratonie wszedł gładko, wszystko w I zakresie. Nogi już super lekkie, nic nie czuć.
17.04 kros BC1
10km 54min23s tempo 5,26
HRś 140
HRmax 148
Troszke fotek z maratonu
17.04 kros BC1
10km 54min23s tempo 5,26
HRś 140
HRmax 148
Troszke fotek z maratonu