To ja mam w sumie luksus. Moja Mama wprawdzie uważa, że maratony są tylko dla wyczynowców i za każdym razem się denerwuje, jak biegnę

A jak był ten przypadek śmiertelny na Biegnij Warszawo, to tylko czekałam na telefon od Mamy, żeby się nasłuchać, że mam iść do lekarza, że mam sobie darować wyczyn i w ogóle

Ale z drugiej strony widzi, że bieganie dobrze mi robi oraz wie, że jestem uparta i zrobię, co zechcę, więc nie naciska. No i jak mówię, że biegnę gdzieś dychę albo połówkę, to już nawet mówi, że spoko, że tylko tyle

A Tata w młodości uprawiał sport (kajakarstwo albo wioślarstwo, nawet było w domu wielkie pamiątkowe wiosło z jakichś mistrzostw Polski), do dziś zresztą codziennie się gimnastykuje, więc nawet czasem sobie rozmawiamy o tętnie spoczynkowym i różnych ćwiczeniach. No i oboje z Mamą chodzą z kijkami. I kibicują mi na zBiegiemNatury, bo Las Osobowicki jest zaraz obok ich domu. Brat mnie wspiera duchowo

, jadę zresztą do niego na maraton i już ma od dawna zapowiedziane, że jest odpowiedzialny za pasta party, motywujące transparenty i izotoniki po biegu
