"Debiutanci" po debiucie
- Kapitan Bomba!
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1212
- Rejestracja: 13 lut 2008, 22:50
rany!! spadliśmy z pierwszej strony!!
Duch ciało opuścił... nie ma mnie tu...
- Bartess
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1338
- Rejestracja: 08 gru 2006, 10:30
- Życiówka na 10k: 999:99
- Życiówka w maratonie: 999:99
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
Rozwinąłeś wątek, nie ma co .
Przy okazji, jak już tu jestem, to napiszę, że luty wreszcie się ruszył i kilometry lecą w miarę ok. Pierwszym startem w tym roku najprawdopodobniej będzie dyszka w Brzeszczach. Wyjątkowa, bo pierwsza z żonką . Rozbiegała mi się bestia, że ho ho! W styczniu przebiegła więcej km niż ja, a ostatnio przebiegła na treningu, niespecjalnie spinając się, 10 km w 59:10. We wtorek pobiegaliśmy 15 km, pierwsze 10 km w tempie 6:19. Po tym powiedziała, że się nudzi i reszta wyszła po 6:03 . Nie sądziłem, że to tempo utrzyma do końca. Kolejny raz mnie zadziwiła.
A! Nie! Co to startów, to wcześniej będę robił za kreta - Wreszcie, za 4. razem poszczęściło się w losowaniu, w 12-godzinnej sztafecie w Bochni .
W tym roku jakoś rozpływałem się i też ni ma źle - ostatnio walnąłem w 1 kawałku 1,5 km, wczoraj 2x po pincet metrów. Fajne to to, ale z bieganiem przegrywa.
Pozdrawiam.
Przy okazji, jak już tu jestem, to napiszę, że luty wreszcie się ruszył i kilometry lecą w miarę ok. Pierwszym startem w tym roku najprawdopodobniej będzie dyszka w Brzeszczach. Wyjątkowa, bo pierwsza z żonką . Rozbiegała mi się bestia, że ho ho! W styczniu przebiegła więcej km niż ja, a ostatnio przebiegła na treningu, niespecjalnie spinając się, 10 km w 59:10. We wtorek pobiegaliśmy 15 km, pierwsze 10 km w tempie 6:19. Po tym powiedziała, że się nudzi i reszta wyszła po 6:03 . Nie sądziłem, że to tempo utrzyma do końca. Kolejny raz mnie zadziwiła.
A! Nie! Co to startów, to wcześniej będę robił za kreta - Wreszcie, za 4. razem poszczęściło się w losowaniu, w 12-godzinnej sztafecie w Bochni .
W tym roku jakoś rozpływałem się i też ni ma źle - ostatnio walnąłem w 1 kawałku 1,5 km, wczoraj 2x po pincet metrów. Fajne to to, ale z bieganiem przegrywa.
Pozdrawiam.
- jakub738
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1372
- Rejestracja: 12 gru 2008, 00:08
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kedzierzyn-kozle
Witam. Zimy w tym roku nie bylo to i bieganie jakos idzie do przodu.Chcialem w tym roku poszalec z dystansami ale ... no wlasnie praca mi przeszkadza ciezko o urlop,bede musial sam zrobic sobie zawody .
Bartess soli sobie przywieziesz darmowej i pobiegasz,gratulacje dla zony,trzymajcie sie cieplo i zdrowo,wiosna idzie podobno,papa.
Bartess soli sobie przywieziesz darmowej i pobiegasz,gratulacje dla zony,trzymajcie sie cieplo i zdrowo,wiosna idzie podobno,papa.
- jakub738
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1372
- Rejestracja: 12 gru 2008, 00:08
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kedzierzyn-kozle
Czesc.
Czas leci nieublaganie,goni gdzies a ja probuje dotrzymac mu kroku,ciezko jest ale jest cos co powoduje ze jest mi latwiej i pcha mnie do przodu moja pasja-bieganie.Wczoraj 27 lutego minelo 15 lat od pierwszego "treningu",naszly mnie refleksje,przegladam wszystko co przez te lata nazbieralem: treningi zapisywane w zeszycie,numery startowe ,sporo tego,kawalek zycia,trzymajcie sie cieplo,pozdrawiam
Czas leci nieublaganie,goni gdzies a ja probuje dotrzymac mu kroku,ciezko jest ale jest cos co powoduje ze jest mi latwiej i pcha mnie do przodu moja pasja-bieganie.Wczoraj 27 lutego minelo 15 lat od pierwszego "treningu",naszly mnie refleksje,przegladam wszystko co przez te lata nazbieralem: treningi zapisywane w zeszycie,numery startowe ,sporo tego,kawalek zycia,trzymajcie sie cieplo,pozdrawiam
- maratończyk
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 7380
- Rejestracja: 05 maja 2012, 18:55
- Życiówka na 10k: 35min
- Życiówka w maratonie: 2h45min
- Lokalizacja: Grudziądz
Zapraszamy na wyjątkowy kameralny półmaraton do Grudziądza. U nas liczy się oprawa a nie frekwencja.
http://www.polmaratongrudziadz.pl/
http://www.polmaratongrudziadz.pl/
497 aktywności = 6831,29 km,w 602:53:10 gs
maraton:2h59',półmaraton:1h21', 10km 37'
maraton:2h59',półmaraton:1h21', 10km 37'
- Bartess
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1338
- Rejestracja: 08 gru 2006, 10:30
- Życiówka na 10k: 999:99
- Życiówka w maratonie: 999:99
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
Piotrze niesamowicie musi wyglądać ten Twój zeszyt. 15 lat temu to niemal biegowa prehistoria! Jak to wyglądało te 15 lat temu? Jak ludzie reagowali na Ciebie biegnącego? Skąd czerpałeś wiedzę nt. treningów? No i ile masz na liczniku po tych 15 latach?
U mnie luty był rekordowym miesiącem mimo, że najkrótszym. Było względnie ciepło i ładnie, to nazbierało się tego 272 km. Patrząc miesiąc do miesiąca, to do tej pory najlepszy był zeszłoroczny wrzesień 236 km (ale w 4 tygodnie na przełomie sierpnia i września było tego 259 km). Do tego wyszło, że ostatnie 2 tygodnie lutego miałem 14 dni z treningiem - 2x basen, reszta w nogach . Najbardziej zaskoczył mnie trening w sobotę 1,5 tygodnia temu - najpierw pobiegałem sobie z żonką 6 km, odprowadziłem do domu i pogoniłem dalej. Chciałem sprawdzić, czy w ogóle jestem jeszcze w stanie zrobić w rozsądnym czasie < 2 h półmaraton. Tempo było dziwnie spore, przy dziwnie niskim tętnie. Uznałem że skoro fajnie się biegnie to nie hamuję. Było na tyle super, że ostatnie 5 km jeszcze przyspieszyłem i pod domem miałem 1:50:14. Okazało się, ze życiówkę w półmaratonie poprawiłem o ponad 1,5'! A do tego było to po tych 6 km z żonką, czyli w sumie 27 km w tym dniu mi wyszło. Baaardzo mi to humor poprawiło. Widać, że to bieganie z żonką w tempie ~20-30' wolniej od mojego normalnego tempa wychodzi mi na dobre. A... jak już o żonce piszę - wkręciła się w bieganie na maxa . Dla niej luty też był rekordowy, bo nazbierało się tego 178 km, w tym 2 „piętnastki” i ta „dyszka” zrobiona bez większej napinki w 59:10. W planach jest debiut na dyszkę w Brzeszczach 22. marca. Zobaczymy jak to wyjdzie, ale wydaje mi się, że 58' jest w jej zasięgu. Kilometrów nabite sporo, czyli baza jakaś jest. Przez te 3 tygodnie trzeba będzie popracować nad siłą i dołożyć więcej przebieżek, tempa i spróbować interwałów, bo jeszcze nie biegała. A... w niedzielę bardzo żonce humor poprawiło to, jak ze 100 m za nami biegł jakiś gość i przez 1,5 km nie mógł nas dogonić .
Pozdrawiam
A w sobotę... przytaczając tekst starego hitu: „I’m going deeper underground” .
U mnie luty był rekordowym miesiącem mimo, że najkrótszym. Było względnie ciepło i ładnie, to nazbierało się tego 272 km. Patrząc miesiąc do miesiąca, to do tej pory najlepszy był zeszłoroczny wrzesień 236 km (ale w 4 tygodnie na przełomie sierpnia i września było tego 259 km). Do tego wyszło, że ostatnie 2 tygodnie lutego miałem 14 dni z treningiem - 2x basen, reszta w nogach . Najbardziej zaskoczył mnie trening w sobotę 1,5 tygodnia temu - najpierw pobiegałem sobie z żonką 6 km, odprowadziłem do domu i pogoniłem dalej. Chciałem sprawdzić, czy w ogóle jestem jeszcze w stanie zrobić w rozsądnym czasie < 2 h półmaraton. Tempo było dziwnie spore, przy dziwnie niskim tętnie. Uznałem że skoro fajnie się biegnie to nie hamuję. Było na tyle super, że ostatnie 5 km jeszcze przyspieszyłem i pod domem miałem 1:50:14. Okazało się, ze życiówkę w półmaratonie poprawiłem o ponad 1,5'! A do tego było to po tych 6 km z żonką, czyli w sumie 27 km w tym dniu mi wyszło. Baaardzo mi to humor poprawiło. Widać, że to bieganie z żonką w tempie ~20-30' wolniej od mojego normalnego tempa wychodzi mi na dobre. A... jak już o żonce piszę - wkręciła się w bieganie na maxa . Dla niej luty też był rekordowy, bo nazbierało się tego 178 km, w tym 2 „piętnastki” i ta „dyszka” zrobiona bez większej napinki w 59:10. W planach jest debiut na dyszkę w Brzeszczach 22. marca. Zobaczymy jak to wyjdzie, ale wydaje mi się, że 58' jest w jej zasięgu. Kilometrów nabite sporo, czyli baza jakaś jest. Przez te 3 tygodnie trzeba będzie popracować nad siłą i dołożyć więcej przebieżek, tempa i spróbować interwałów, bo jeszcze nie biegała. A... w niedzielę bardzo żonce humor poprawiło to, jak ze 100 m za nami biegł jakiś gość i przez 1,5 km nie mógł nas dogonić .
Pozdrawiam
A w sobotę... przytaczając tekst starego hitu: „I’m going deeper underground” .
- jakub738
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1372
- Rejestracja: 12 gru 2008, 00:08
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kedzierzyn-kozle
Z bieganiem w malej miescinie nie bylo latwo,ludzie troche dziwnie sie patrzyli choc w Kedzierzynie odbywal sie maraton odrzanski to jednak biegacz byl taktowany niemal jak ktos bez piątej klepki.W ciagu tych 15-tu lat sporo osob przewinelo sie przez "moje" trasy,kazdej wiosny widywalem po kilka nowych twarzy a wraz z nadejsciem zimy wszystko zamieralo,od czasu do czasu widzialem na sniegu slady butow i wiedzialem ze ktos biegl.Jak zaczynalem to o treningu nie wiedzialem nic i nawet nie znalem nikogo z kim moglbym porozmawiac,wszystko testowalem na sobie a ciuchy to dres z ortalionu,bawelniane koszulki,bluzy.Co roku byl wydawany kalendarz biegow przez PSB i to glownie z tej broszurki dowiadywalem sie gdzie sa jakies biegi a zgloszenia mozna bylo dokonac w formie listownej lub na miejscu lub telefonicznie dowiedziec sie jakis szczegolow.Patrzac na dzisiejsze imprezy to tamte byly jakby kameralne spotkania zapalencow. Pierwszy moj bieg to od razu maraton,trening pod niego to kilka dlugich wybiegan po 25-26 km (zeszyt podpowiada ) i myslalem ze to starczy,nie starczylo,sponiewieralem sie masakrycznie ale spodobalo mie sie to i juz nie odpuscilem.Po takim doswiadczeniu juz wiedzialem co i jak choc caly czas sie uczylem.Fajnie bylo uslyszec swoje imie i nazwisko przy mijaniu lini mety a dzisia to raczej niespotykane. Buty nie byly jakims problemem,moje pierwsze to asicsy,modelu nie pamietam a cos takiego jak supinacja,pronacja to nie istnialo,przynajmniej ja nie slyszalem . Z elektroniki to posiadalem tylko zegarek ze stoperem trasa pomierzona licznikiem rowerowym i krecenie w nieskonczonosc kółek przy dluzszych biegach najbardziej wnerwialo,nawet zrobilem sobie pasek na bidon,mama miala maszyne do szycia wiec cos tam staralem sie zmajstrowac,kombinowalo sie a teraz taki wybor ze glowa boli.Policzylem i wyszlo mi 29828.8 km z czego prawie polowa pochodzi z ostatnich pieciu lat ale tez podejscie do treningow juz mam inne niz na poczatku,troche sie rozpisalem nastepne wspomnienia za 15 lat,ciekawe czy jeszcze bede biegal,pozdrawiam.
- Bartess
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1338
- Rejestracja: 08 gru 2006, 10:30
- Życiówka na 10k: 999:99
- Życiówka w maratonie: 999:99
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
Pobiegane.
Nie wiem od czego i jak zacząć, by nie wyszło mi tego dramatycznie dużo . Uznaliśmy, że nie mamy daleko, że lepiej wyspać się w swoim łóżku, nawet wstając o 4:30. Autostradą dojechaliśmy w niecałe 2h. Zjazd na dół i spacer do miejsca „spoczynku”, czyli targanie ciężkiej torby grubo ponad pół kilometra. Rejestracja itd i wolne do startu czyli ponad 2h. W tym czasie ustaliliśmy ostatecznie taktykę biegu. Pętla, a właściwie wahadło, bo biegało się jednym korytarzem w tę i z powrotem miała 2420 m. Najpierw rozpatrywaliśmy bieganie parami po 3 zmiany, po jednej pętli, czyli biega pierwsza para na zmianę po jednym kółku 3x, a później 2. para. Ostatecznie ustaliliśmy, że biegamy po kolei 1-2-3-4, ale po 2 pętle. Okazało się, że to była dobra taktyka. Przy tempie, jakim biegaliśmy dawało to każdemu jakieś 65-68' odpoczynku. Do strefy zmian było do pokonania ~300 metrów i 306 stopni łagodnie wznoszących się schodów, no ale zawsze trzeba było podejść.
Miałem przyjemność rozpocząć sztafetę i pierwszą zmianę pobiegłem szybko, nawet za szybko. Start był przesunięty i z dobiegiem do początku pętli wyszło tego jakieś 5,46 km w 26:02 (4:46/km). Kolejne 2 zmiany wychodziły po 23:43 / 4,8 km (tempo 4:54). Na 5. zmianie dopadł mnie mocny kryzys, obie pętle pokonałem równym tempem, ale słabym (5:06), w czasie 24:43. Do naszego „obozu” dowlokłem się na ostatnich nogach. Ledwo żyłem, ale wiedziałem, że nie mogę teraz się położyć, tylko MUSZĘ zjeść. Zjadłem jakieś banany, batony, przypomniałem sobie o pace rodzynek, których zjadłem 2 garście i sporo wypiłem po czym padłem i zasnąłem. Prawdopodobnie za mało pojadłem wcześniej i stąd ten kryzys. Kolejne zmiany były już szybsze od najsłabszej, ale nie tak szybkie jak sprzed kryzysu. Na ostatnią godzinę zmieniliśmy nieco sposób, bo po mojej zmianie 2 zmienników pobiegło po 1 pętli, a kończył nasz zając, czyli Heniek, który ganiał swoje zmiany w tempie 3:43-3:55 i pobiegał te około 22' jakie mu zostaną do syreny oznaczającej upływ 12 godzin.
Na ostatnią swoją zmianę ruszyłem za mocno, 1. pętlę zrobiłem w 11:54 (tempo 4:55). Starałem się utrzymać tempo, ale nie byłem w stanie, a po 2 nawrocie, już na „ostatnią prostą”, gdzie chciałem przyspieszyć poczułem, że zaczynają łapać mnie kurcze wewnętrznej strony ud. Musiałem odpuść przyspieszanie,bo nie chciałem ryzykować postoju. W korytarzu stała sobie podziemna kolejka, gdzie na wcześniejszych pętlach sprawdziłem sobie i wiedziałem, że od niej mam minutę do strefy zmian. Od tego miejsca wiedziałem, że mnie już nic nie zatrzyma . Jeszcze tylko kaplica, jeden głośnik, drugi głośnik, podniesienie ręki przy gościu stojącym 100 m przed strefą zmian i czytającym mój numer, by Przemek wiedział, że ma wejść do strefy zmian, przekazanie mu zmiany przez przybicie piątki i KONIEC. Uff. Druga pętla zrobiona 20'' wolnej od pierwszej, ale i tak ta ostatnia zmiana była szybsza o trzech wcześniejszych. Chłopaki też się super spisali, każdy dał ile mógł, czyli wszystko . Wynik końcowy to 153 451 m, a mój udział w tym, to 39 330 m i 29 miejsce na 65 sztafet. Średnie tempo wszystkich moich zmian wyszło 4:57, czyli super, jak na to, że zakładałem 5:00 za max tego, co będę w stanie osiągnąć.
Bieganie 8 niemal 5 kilometrowych odcinków w tempie niewiele wolniejszym od tego, co byłbym teraz w stanie pobiedz na zawodach na 10 km jest niesamowicie wyczerpujące fizycznie, ale ze względu na „nieralność” miejsca, również psychicznie. Można było doświadczyć względności czasu - te godzinne przerwy uciekały bardzo szybko, a czas biegania naciągał się do niemiłosiernie wolno mijających minut i jeszcze wolniej mijanych metrów. Do tego wiecznie panujący półmrok i brak wieści ze świata całkowicie zaburzał poczucie upływającego czasu.
Organizacyjnie bieg zrobiony świetnie, jak na warunki w jakich był rozgrywany. Na trasie stały głośniki, z których czas płynęła mocno energetyczna muza - fajne to było . Problemy na pewno mieli zawodnicy wysocy, bo w niektórych miejscach ściany były pochylone, z wystającymi elementami i na tyle wąsko, że podczas mijanki musieli robić uniki. Aż się dziwię, że nikt tam nigdzie nie przywalił głową, albo nie zahaczył nogą o wystające elementy. Korytarz był prawie płaski, nachylenie było do 1,3% (tyle pisało na tabliczkach nad torowiskiem). Na początku było to praktycznie pomijalne, ale z każdą zmianą te 1,3% robiło się jakoś stromsze. Do tego ze strefy zmian ruszało się właśnie pod górę, w kierunku szybu „wdechowego”, (czyli do szybu, którym jest wtłaczane powietrze do kopalni), czyli pod zimny wiatr. Robiąc 2. okrążenie ten zimny wiatr już tak nie dokuczał, bo organizm był rozgrzany. Nawierzchnia była wyłożona płytkami chodnikowymi, było miejscami nierówno, przez co „wiezienie się” na czyichś plecach było ryzykowne. Miejscami było wąsko na tyle, że nie było szans wyprzedzania „na trzeciego”. Ja tam za szybko nie ganiałem i nie robiło mi różnicy, że kawałek wskoczę na torowisko, by przepuścić kogoś z czołówki, za co przeważnie słyszałem „dzięki”, albo widziałem uniesiony kciuk, co jakoś tam przyjemnie się robiło. Ale widziałem ze 2-3 sytuacje, gdzie albo ktoś się zagapił, albo po prostu nie chciał puścić i kończyło się na ostrym hamowaniu, albo na zderzeniu się łokciami, ale i tak było naprawdę bezpiecznie, jak na te warunki. Wystarczy se wyobrazić 2 gości mijających się w metrowym korytarzu, każdy w tempie 3:30...
Niestety nie mieliśmy możliwości zostania do niedzieli, musieliśmy się zbierać jeszcze w sobotę wieczorem i nie byliśmy na oficjalnym zakończeniu. Szkoda, ale trudno.
Jestem ciekaw jaki przyniesie efekt treningowy takie danielsowskie (w moim przypadku) tempo run x8.
Tak na koniec napiszę, że jest to coś, co z całą pewnością warto przeżyć i czego warto spróbować, co daje poczucie, że brało się udział w czymś wyjątkowym. Na 100% zapiszę się na kolejną edycję.
To chyba tyle tak na świeżo.
Pozdrawiam tych, którym starczyło cierpliwości i wytrwałości, by tu dotrzeć
Na koniec wrzucam jeszcze roboczą panoramę, jaką udało mi się zrobić: www.vr360.bartess.pl/bochnia1.php
Nie wiem od czego i jak zacząć, by nie wyszło mi tego dramatycznie dużo . Uznaliśmy, że nie mamy daleko, że lepiej wyspać się w swoim łóżku, nawet wstając o 4:30. Autostradą dojechaliśmy w niecałe 2h. Zjazd na dół i spacer do miejsca „spoczynku”, czyli targanie ciężkiej torby grubo ponad pół kilometra. Rejestracja itd i wolne do startu czyli ponad 2h. W tym czasie ustaliliśmy ostatecznie taktykę biegu. Pętla, a właściwie wahadło, bo biegało się jednym korytarzem w tę i z powrotem miała 2420 m. Najpierw rozpatrywaliśmy bieganie parami po 3 zmiany, po jednej pętli, czyli biega pierwsza para na zmianę po jednym kółku 3x, a później 2. para. Ostatecznie ustaliliśmy, że biegamy po kolei 1-2-3-4, ale po 2 pętle. Okazało się, że to była dobra taktyka. Przy tempie, jakim biegaliśmy dawało to każdemu jakieś 65-68' odpoczynku. Do strefy zmian było do pokonania ~300 metrów i 306 stopni łagodnie wznoszących się schodów, no ale zawsze trzeba było podejść.
Miałem przyjemność rozpocząć sztafetę i pierwszą zmianę pobiegłem szybko, nawet za szybko. Start był przesunięty i z dobiegiem do początku pętli wyszło tego jakieś 5,46 km w 26:02 (4:46/km). Kolejne 2 zmiany wychodziły po 23:43 / 4,8 km (tempo 4:54). Na 5. zmianie dopadł mnie mocny kryzys, obie pętle pokonałem równym tempem, ale słabym (5:06), w czasie 24:43. Do naszego „obozu” dowlokłem się na ostatnich nogach. Ledwo żyłem, ale wiedziałem, że nie mogę teraz się położyć, tylko MUSZĘ zjeść. Zjadłem jakieś banany, batony, przypomniałem sobie o pace rodzynek, których zjadłem 2 garście i sporo wypiłem po czym padłem i zasnąłem. Prawdopodobnie za mało pojadłem wcześniej i stąd ten kryzys. Kolejne zmiany były już szybsze od najsłabszej, ale nie tak szybkie jak sprzed kryzysu. Na ostatnią godzinę zmieniliśmy nieco sposób, bo po mojej zmianie 2 zmienników pobiegło po 1 pętli, a kończył nasz zając, czyli Heniek, który ganiał swoje zmiany w tempie 3:43-3:55 i pobiegał te około 22' jakie mu zostaną do syreny oznaczającej upływ 12 godzin.
Na ostatnią swoją zmianę ruszyłem za mocno, 1. pętlę zrobiłem w 11:54 (tempo 4:55). Starałem się utrzymać tempo, ale nie byłem w stanie, a po 2 nawrocie, już na „ostatnią prostą”, gdzie chciałem przyspieszyć poczułem, że zaczynają łapać mnie kurcze wewnętrznej strony ud. Musiałem odpuść przyspieszanie,bo nie chciałem ryzykować postoju. W korytarzu stała sobie podziemna kolejka, gdzie na wcześniejszych pętlach sprawdziłem sobie i wiedziałem, że od niej mam minutę do strefy zmian. Od tego miejsca wiedziałem, że mnie już nic nie zatrzyma . Jeszcze tylko kaplica, jeden głośnik, drugi głośnik, podniesienie ręki przy gościu stojącym 100 m przed strefą zmian i czytającym mój numer, by Przemek wiedział, że ma wejść do strefy zmian, przekazanie mu zmiany przez przybicie piątki i KONIEC. Uff. Druga pętla zrobiona 20'' wolnej od pierwszej, ale i tak ta ostatnia zmiana była szybsza o trzech wcześniejszych. Chłopaki też się super spisali, każdy dał ile mógł, czyli wszystko . Wynik końcowy to 153 451 m, a mój udział w tym, to 39 330 m i 29 miejsce na 65 sztafet. Średnie tempo wszystkich moich zmian wyszło 4:57, czyli super, jak na to, że zakładałem 5:00 za max tego, co będę w stanie osiągnąć.
Bieganie 8 niemal 5 kilometrowych odcinków w tempie niewiele wolniejszym od tego, co byłbym teraz w stanie pobiedz na zawodach na 10 km jest niesamowicie wyczerpujące fizycznie, ale ze względu na „nieralność” miejsca, również psychicznie. Można było doświadczyć względności czasu - te godzinne przerwy uciekały bardzo szybko, a czas biegania naciągał się do niemiłosiernie wolno mijających minut i jeszcze wolniej mijanych metrów. Do tego wiecznie panujący półmrok i brak wieści ze świata całkowicie zaburzał poczucie upływającego czasu.
Organizacyjnie bieg zrobiony świetnie, jak na warunki w jakich był rozgrywany. Na trasie stały głośniki, z których czas płynęła mocno energetyczna muza - fajne to było . Problemy na pewno mieli zawodnicy wysocy, bo w niektórych miejscach ściany były pochylone, z wystającymi elementami i na tyle wąsko, że podczas mijanki musieli robić uniki. Aż się dziwię, że nikt tam nigdzie nie przywalił głową, albo nie zahaczył nogą o wystające elementy. Korytarz był prawie płaski, nachylenie było do 1,3% (tyle pisało na tabliczkach nad torowiskiem). Na początku było to praktycznie pomijalne, ale z każdą zmianą te 1,3% robiło się jakoś stromsze. Do tego ze strefy zmian ruszało się właśnie pod górę, w kierunku szybu „wdechowego”, (czyli do szybu, którym jest wtłaczane powietrze do kopalni), czyli pod zimny wiatr. Robiąc 2. okrążenie ten zimny wiatr już tak nie dokuczał, bo organizm był rozgrzany. Nawierzchnia była wyłożona płytkami chodnikowymi, było miejscami nierówno, przez co „wiezienie się” na czyichś plecach było ryzykowne. Miejscami było wąsko na tyle, że nie było szans wyprzedzania „na trzeciego”. Ja tam za szybko nie ganiałem i nie robiło mi różnicy, że kawałek wskoczę na torowisko, by przepuścić kogoś z czołówki, za co przeważnie słyszałem „dzięki”, albo widziałem uniesiony kciuk, co jakoś tam przyjemnie się robiło. Ale widziałem ze 2-3 sytuacje, gdzie albo ktoś się zagapił, albo po prostu nie chciał puścić i kończyło się na ostrym hamowaniu, albo na zderzeniu się łokciami, ale i tak było naprawdę bezpiecznie, jak na te warunki. Wystarczy se wyobrazić 2 gości mijających się w metrowym korytarzu, każdy w tempie 3:30...
Niestety nie mieliśmy możliwości zostania do niedzieli, musieliśmy się zbierać jeszcze w sobotę wieczorem i nie byliśmy na oficjalnym zakończeniu. Szkoda, ale trudno.
Jestem ciekaw jaki przyniesie efekt treningowy takie danielsowskie (w moim przypadku) tempo run x8.
Tak na koniec napiszę, że jest to coś, co z całą pewnością warto przeżyć i czego warto spróbować, co daje poczucie, że brało się udział w czymś wyjątkowym. Na 100% zapiszę się na kolejną edycję.
To chyba tyle tak na świeżo.
Pozdrawiam tych, którym starczyło cierpliwości i wytrwałości, by tu dotrzeć
Na koniec wrzucam jeszcze roboczą panoramę, jaką udało mi się zrobić: www.vr360.bartess.pl/bochnia1.php
- Jakub Osina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 576
- Rejestracja: 08 maja 2008, 17:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świdnik
- Kontakt:
Chciałbym kiedyś wystartować w takim biegu jak Bartess. To inny poziom zabawy jest
W niedzielę "start sezonu wiosennego" - połówka w Warszawie z zamiarem zrobienia życiówki, czyli wszystko poniżej 1:25:15. Z treningów wychodzi, że powinno się udać. Nie wiem czy kiedykolwiek przepracowałem tak solidnie zimę - 5 lub 6 treningów tygodniowo (średnio 5,5 wyszło mniej więcej zero chorób, dość duże jak na mnie objętości, tygodniowy "obóz domowy" z dwoma treningami dziennie. A do tego od 3 miesięcy nie jem mięsa i póki co bardzo mi to służy. Zszedłem z wagą do 69kg (przy ok. 181 cm wzrostu) i czuję się świetnie.
Doszedłem do b.dobrych prędkości przelotowych (czyli tego wszystkiego co w I zakresie) - biegam to poniżej 4:40, a jak jest dobry dzień to i (4:30 się zdarza). To jest moim zdaniem klucz do szybkiego biegania na zawodach - jak największe prędkości w I zakresie na treningu. Interwały i inne też wychodzą świetnie. Teraz tylko stanąć na starcie i pobiec każdy kilometr połówki po ok. 3:55 min/km - dla mnie kosmos, niewyobrażalne. Zobaczymy co z tego wyniknie.
Ktoś jeszcze biegnie w niedzielę?
W niedzielę "start sezonu wiosennego" - połówka w Warszawie z zamiarem zrobienia życiówki, czyli wszystko poniżej 1:25:15. Z treningów wychodzi, że powinno się udać. Nie wiem czy kiedykolwiek przepracowałem tak solidnie zimę - 5 lub 6 treningów tygodniowo (średnio 5,5 wyszło mniej więcej zero chorób, dość duże jak na mnie objętości, tygodniowy "obóz domowy" z dwoma treningami dziennie. A do tego od 3 miesięcy nie jem mięsa i póki co bardzo mi to służy. Zszedłem z wagą do 69kg (przy ok. 181 cm wzrostu) i czuję się świetnie.
Doszedłem do b.dobrych prędkości przelotowych (czyli tego wszystkiego co w I zakresie) - biegam to poniżej 4:40, a jak jest dobry dzień to i (4:30 się zdarza). To jest moim zdaniem klucz do szybkiego biegania na zawodach - jak największe prędkości w I zakresie na treningu. Interwały i inne też wychodzą świetnie. Teraz tylko stanąć na starcie i pobiec każdy kilometr połówki po ok. 3:55 min/km - dla mnie kosmos, niewyobrażalne. Zobaczymy co z tego wyniknie.
Ktoś jeszcze biegnie w niedzielę?
- jakub738
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1372
- Rejestracja: 12 gru 2008, 00:08
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kedzierzyn-kozle
- Bartess
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1338
- Rejestracja: 08 gru 2006, 10:30
- Życiówka na 10k: 999:99
- Życiówka w maratonie: 999:99
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
A już myślałem, że pisałem w powietrze... A może po prostu to olaliście jak, zobaczyliście ile tego nasmarowałem .
Jakubie! Ganaj przez stolicę co sił! Niech moc będzie z Tobą .
Jakubie738 - piękny trening dziś zrobiłeś.
U mnie całkiem nieźle, km w marcu sporo. Zastanawiałem się co będzie po Bochni i już wiem - spadło mi średnie tętno na treningach o 5-8 ud/'.
Wczoraj zawiozłem córkę na akcję PCK i nie chcąc czekać ponad 2h bezczynnie zagospodarowałem je bieganiem po Bielsku-Białej. Wyszła mi całkiem fajna pętla 23,86 km z długimi podbiegami, których nazbierało się 360m przewyższeń. U mnie na miejscu nie do zrobienia. Była to dla mnie lekcja pokory... Te podbiegi bezlitośnie obnażyły moje słabości i braki treningowe. Źle jednak nie jest - po 21 km zrobiłem krótki, ale masakrycznie stromy podbieg na końcu którego zamiast „pójść w dół”, w prawo, skręciłem w lewo na Sarni Stok i dołożyłem jeszcze spory kawałek podbiegu. Głowa daje rady, nogi nie bardzo .
A... No i muszę pochwalić się żoną . Tydzień temu zaliczyła prawie udany debiut na 10 km, a ja trochę mniej w zającowaniu. Plan był zrobić 58' negative split. Jednak było piekielnie ciepło jak na tę porę roku. Trochę za szybko wystartowaliśmy nawet jak na to, że było z górki. Górka się skończyła i już prowadzenie było ok . Niestety po 5 km upał dał się żonie na tyle we znaki, że nie było za bardzo możliwości przyslieszać. Za to tempo przynajmniej nie spadało w przeciwieństwie do innych -na 2. "piątce" wyprzedziliśmy co najmniej 25 osób. Ostatnie 500 m to już była ostra walka i gonienie babki przed nami, ale już nie udało się. Na mecie było 59:21, ogromne zadowolenie i 32. miejsce na 54 startujące panie. Spróbujmy poprawić za miesiąc w Cieszynie na bardzo fajnej, płaskiej trasie (o ile nie będzie upału).
Dobra, bo zaś elaborat mi wyłazi.
Cześć.
Jakubie! Ganaj przez stolicę co sił! Niech moc będzie z Tobą .
Jakubie738 - piękny trening dziś zrobiłeś.
U mnie całkiem nieźle, km w marcu sporo. Zastanawiałem się co będzie po Bochni i już wiem - spadło mi średnie tętno na treningach o 5-8 ud/'.
Wczoraj zawiozłem córkę na akcję PCK i nie chcąc czekać ponad 2h bezczynnie zagospodarowałem je bieganiem po Bielsku-Białej. Wyszła mi całkiem fajna pętla 23,86 km z długimi podbiegami, których nazbierało się 360m przewyższeń. U mnie na miejscu nie do zrobienia. Była to dla mnie lekcja pokory... Te podbiegi bezlitośnie obnażyły moje słabości i braki treningowe. Źle jednak nie jest - po 21 km zrobiłem krótki, ale masakrycznie stromy podbieg na końcu którego zamiast „pójść w dół”, w prawo, skręciłem w lewo na Sarni Stok i dołożyłem jeszcze spory kawałek podbiegu. Głowa daje rady, nogi nie bardzo .
A... No i muszę pochwalić się żoną . Tydzień temu zaliczyła prawie udany debiut na 10 km, a ja trochę mniej w zającowaniu. Plan był zrobić 58' negative split. Jednak było piekielnie ciepło jak na tę porę roku. Trochę za szybko wystartowaliśmy nawet jak na to, że było z górki. Górka się skończyła i już prowadzenie było ok . Niestety po 5 km upał dał się żonie na tyle we znaki, że nie było za bardzo możliwości przyslieszać. Za to tempo przynajmniej nie spadało w przeciwieństwie do innych -na 2. "piątce" wyprzedziliśmy co najmniej 25 osób. Ostatnie 500 m to już była ostra walka i gonienie babki przed nami, ale już nie udało się. Na mecie było 59:21, ogromne zadowolenie i 32. miejsce na 54 startujące panie. Spróbujmy poprawić za miesiąc w Cieszynie na bardzo fajnej, płaskiej trasie (o ile nie będzie upału).
Dobra, bo zaś elaborat mi wyłazi.
Cześć.
- Jakub Osina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 576
- Rejestracja: 08 maja 2008, 17:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świdnik
- Kontakt:
Na razie napiszę tylko, że 1:22:57 netto - lepiej niż się spodziewałem. Super mi poszło, więcej jutro
- Jakub Osina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 576
- Rejestracja: 08 maja 2008, 17:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świdnik
- Kontakt:
Kilka ogólnych uwag, może komuś się przyda: http://www.maratonypolskie.pl/mp_index. ... code=39962
- jakub738
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1372
- Rejestracja: 12 gru 2008, 00:08
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kedzierzyn-kozle
- Jakub Osina
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 576
- Rejestracja: 08 maja 2008, 17:23
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świdnik
- Kontakt:
Podszedłem do diety wegetariańskiej na luzie - wyeliminowałem tylko mięso czerwone i drób. Jem natomiast ryby i nabiał. Więc nie wiem czy to w ogóle wegetarianizm - po prostu nie jem mięsa. Jem o wiele więcej owoców i warzyw (szczególnie owoców), sporo past ze strączkowych (moja żona nie je mięsa od zawsze, więc mam łatwiej), piję duże ilości barszczu robionego przez moją mamę prosto z buraków (na hemoglobinę). Zawsze miałem kłopoty żołądkowe - zgagi etc. Od przejścia na taka dietę jest luz - czuję się lekko i dobrze, chociaż czasem marzy mi się tatarek lub golonka bardzo nieortodosyjnie podchodzę do tego i nie wykluczam, że mogłem przez ostatnie 4,5 miesiąca zjeść jakąś zupę na mięsie, bo na początku zapominałem pytać o to (teraz już pytam i np. wczoraj po zawodach w Lublinie nie miałem co jeść bo pomidorowa była na mięsie).
Zawody na 10km w Lublinie. Dobrze, ale z lekkim niedosytem. Życiówka jest 38:03. Żałuję tych 4 sekund. Byłem 20 OPEN na 691 osób, które ukończyły. I byłem też 4. w M30 - do pudła zabrakło mi ok. 30 sek. Sporo, ale w moim zasięgu. CHyba trochę skopałem bieg taktycznie - w warszawskim biegu w ZOO spróbuję przećwiczyć NS na 10km. Poza tym myślę, że jeszcze nie wypocząłem do końca po warszawskiej połówce, bo od razu po niej rzuciłem się do regularnych treningów zamiast odpocząć.
Chcę jeszcze przed wakacjami spróbować pobiec 10km poniżej 38 min, ale generalnie już powoli zaczynam myśleć o Maratonie Warszawskim. Póki co 11 maja 2. Maraton Lubelski - prowadzę najszybszą grupę na 3:30 (ciężka trasa, w zeszłym roku prowadziłem na 3:15 i sam dobiegłem, więc nie ma takiej grupy)., gdyby ktoś miał ochotę zapraszam.
Zawody na 10km w Lublinie. Dobrze, ale z lekkim niedosytem. Życiówka jest 38:03. Żałuję tych 4 sekund. Byłem 20 OPEN na 691 osób, które ukończyły. I byłem też 4. w M30 - do pudła zabrakło mi ok. 30 sek. Sporo, ale w moim zasięgu. CHyba trochę skopałem bieg taktycznie - w warszawskim biegu w ZOO spróbuję przećwiczyć NS na 10km. Poza tym myślę, że jeszcze nie wypocząłem do końca po warszawskiej połówce, bo od razu po niej rzuciłem się do regularnych treningów zamiast odpocząć.
Chcę jeszcze przed wakacjami spróbować pobiec 10km poniżej 38 min, ale generalnie już powoli zaczynam myśleć o Maratonie Warszawskim. Póki co 11 maja 2. Maraton Lubelski - prowadzę najszybszą grupę na 3:30 (ciężka trasa, w zeszłym roku prowadziłem na 3:15 i sam dobiegłem, więc nie ma takiej grupy)., gdyby ktoś miał ochotę zapraszam.