Niedziela 23/03/2014
Backcountry - 4h
Wyczekana z pewną niepewnością wyprawa. Bo najpierw był tydzień super lampy, a potem przyszedł ulewny deszcz, który zaledwie pod koniec przeszedl w śnieg. Trasa wyszukana dokładnie na mapie, bo miała wieść poza znaczonymi szlakami. Rano telefon do wypożyczalni na przełęczy, czy na pewno są otwarci i przy okazji pytanie czy to, że śniegu się coś ostało, to nie plotka. Coś się ostało, nawet z 10cm spadło, narty można wypożyczać. No to się wyprawiliśmy, pakując tym razem porządnie kanapkę, bidon z wodą i awaryjnego skickersa.
Sklep na przełęczy prowadzi miły starszy pan. Jazda telemarkowa to narciarstwo u korzeni, jak za czasów dziadków naszych dziadków. Niestety sprzęt backcountry w wypożyczalni też z tamtych czasów.

Dobraliśmy buty najlepiej jak się dało, dałam się namówić na narty dłuższe niż jestem przyzwyczajona i ruszyliśmy, najpierw z buta, w stronę lepiej naśnieżonych rejonów (powiedziano nam, że od schroniska już OK będzie). Wkurzyło nas to tachanie nart, więc i wcześniej je ubraliśmy i zaczęło się lawirowanie pomiędzy trawą i kamieniami. Śnieg się bardzo lepiej do łuski nart, ale jakoś dobrnęliśmy do schroniska, gdzie koleżanka uzupełniła zapasy i założyła plasterek na tworzący się już odcisk - bo jej buty były chyba najgorzej dobrane. Potem czekało nas długie podejście drogą przez las wzdłuż skarpy, zaczęło się fantastycznym wreszcie głębszym śniegiem, ale jak tylko to na głos pochwaliłam to zaczęły się dziury z wyłażącym asfaltem. Mnie mimo wszystko szło się dość dobrze, ale widziałam, że w ekipie miny coraz bardziej na kwintę. Okazało się, że tylko moje narty jeszcze mają jakikolwiek ślizg, reszcie śnieg się podkleja momentalnie zaraz po wyczyszczeniu łuski na nowo. Pan małżonek nawet kijek złamał od tego otrzepywania narty. W pechowym miejscu, bo to już był prawie koniec podejścia, a na jego szczycie jakiś inny był śnieg i narty zaczęły mu jechać fajnie. Narty koleżanki wciąż nie chciały współpracować. Trzeba było podjąć bolesną decyzję. Przed sobą miałam ośnieżony płaskowyż, który wołał zachęcająco, ale ciągnięcie tam reszty ekipy na sprzęcie jaki mieli, to była katorga dla nich. Chyba widzieli mój żal w oczach, bo koleżanka zgodziła się odwieźć mego pana małżonka do domu, a ja dostałam kluczyki od samochodu i wolną rękę na włóczęgę.
No to poszusowałam w dół na spotkanie przygody. Na rozdrożu wahałam się, w którą stronę kręcić petlę, ale w końcu skręciłam w inną stronę niż tę, gdzie straszył prześwitujący asfalt.

Wiało nieco, ale nie przejmowałam się, tylko z przyjemnością wycinałam ślad w puchu - próbując nie wybić zebów, gdy nagle pod tym puchem łuski łapały jakieś kamienie. Na szczęście takich miejsc nie było dużo. Wijącą się drogą przez las dotarłam do kolejnego śnieżnego pola. Mogłam albo jak dwa tygodnie temu podążyć ostro w lewo tam, gdzie zwykle jest trasa, ale zdecydowałam się na prawdziwy kros według mapy. Nie podobały mi się do końca ciemne chmury na horyzoncie, ale przecież jak co to niebawem zawrócę.

Wzdłuż murku dojechałam do lasu, leśna droga fajnie wiła się w dół aż zaczął się żwir łapiący złośliwie narty. Zdecydowałam się na jeszcze bardziej krosowy kros i przebiłam się na trawiaste zbocze poniżej. Gdyby nie ilość jeżących się kamieni byłby to naprawdę fajny zjazd. Zjazd skończył się przy dwóch orczykach, nieczynnych. Piękny widok na Valle de Joux, słonko grzało. Wyciągnęłam mapę i dumałam co dalej. Kusiło przebijanie się ku Mont Tendre, ale nie chciałam przeholować czasowo i siłowo. Postawiłam na podjeście pod orczykiem do Sapelet Dessous. Rozsądek podpowiadał naładowanie się przed tym podejściem przy pomocy kanapki. Pod wyciągiem były już ślady dwóch part nart - pewnie to turowcy, których widziałam zjeżdżających nartostradą, gdy ja kluczyłam między kamieniami. Czy ja dam radę bez fok? Okazało się, że tak, tylko podklejający się śnieg czynił narty cięższe i cięższe. Ucieszył mnie widok bacówki już nie dużo nade mną. Ale radość nie trwała krótko, bo przypomniałam sobie, że z ścieżki, do której chcę dołączyć, na bacówkę patrzy się z góry... Do tego niedawne słońco przeszło w ostrą zadymkę, widoczność się pogarszała. Nieco po skosie dopadłam do tyczek zwykle znaczących trasę biegówkową i miałam nadzieję na bezproblemowy odwrót, bo przecież tam tylko w dół i w dół. Niestety w głębokim śniegu dość wąskie narty nie chciały nieść, jak się zrobiło stromiej, to niosły lepiej, a w zasadzie niosła prawa, bo w lewej uparcie zaklejała się łuska. No to zjeżdżałam jak na hulajnodze.

Śnieżne pole przy skrzyżowaniu ścięłam jak rasowy pozatrasowiec i odnalazłam swoje ślady - nieźle już zasypane. Poszusowałam w stronę pierwszego płaskowyżu i nawet nie zauważyłam kiedy zadymka przeszła znów w piękne słońce. Na płaskowyżu porzuciłam tyczki trasy i błądziłam po górkach i dołach między choinkami. Niestety dla pełnego komfortu kamienie musiałyby być lepiej przykryte.

Ostatnie podejście i zjazd drogą wzdluż skarpy - już bez niespodzianek. Ostatni wysiłek to było wyswobodzenie się za zapchanych śniegiem i nie wiadomo czym jeszcze wiązań. Ale obyło się bez wołania o pomoc!
Cieszy mnie ta wyprawa, bo mimo ciężkich warunków przekonałam się, że wrócę tu jeszcze wielokrotnie bez stachu się powłóczyć - choć pewne już następnej zimy. Szkoda mi tylko reszty ekipy, która tę ekspadę raczej kiepsko zapamięta. Choć samotne włóczenie ma zdecydowanie smaczek i trochę mi tego tej zimy brakowało - tylko niekoniecznie kosztem czyjegoś wku...
