Jeff Galloway - marszobieg
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 407
- Rejestracja: 23 maja 2006, 13:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Przecież napisałem, że cały maraton przebiegłem (nie jeden, zdecydowaną większość ), więc "maratończykiem" (według tej chorej oceny) się uważam, choć na pewno nie profi
Jestem całkowicie wyluzowany, tylko jak czytam takie "przesądy światło ćmiące", to mi się nóż w kieszeni otwiera. Naprawdę, sit modus in rebus (niech będzie umiar w rzeczy)
Jestem całkowicie wyluzowany, tylko jak czytam takie "przesądy światło ćmiące", to mi się nóż w kieszeni otwiera. Naprawdę, sit modus in rebus (niech będzie umiar w rzeczy)
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1971
- Rejestracja: 07 cze 2012, 22:17
- Życiówka na 10k: 38:14
- Życiówka w maratonie: 2:57:08
- Kontakt:
Paweł, mieszasz dwa przypadki. W pierwszym osoba planuje od początku, że nie będzie biegła całego dystansu, nie wiedząc tak naprawdę czy byłaby w stanie to zrobić. W drugim ktoś przeszarżował, albo po prostu nie był przygotowany do przebiegnięcia maratonu i musiał przejść do marszu. Przecież nikt takiej osobie na siłę nie każe biec, żeby może padła na zawał! To jest chyba oczywiste, że zdrowie, zwłaszcza dla nas amatorów, którzy nie zarabiają bieganiem, jest najważniejsze. Z drugiej strony na koniec, po biegu, większość z nas robi chyba "rachunek sumienia" i analizuje bieg. Nikt mi nie powie, że ktoś kto planował przebiec maraton i musiał przejść kilka czy kilkanaście kilometrów będzie z takiego startu zadowolony Sam to przechodziłem,a po biegu byłem bardzo smutny i rozczarowany, i wcale nie czułem się "maratończykiem", ani też nie odczuwałem potrzeby, żeby to jakoś specjalnie podkreślać, że w takim biegu brałem w ogóle udział.
Tu naprawdę nie chodzi o czas przebiegnięcia maratonu, ale o to czy jesteśmy do tego tak naprawdę przygotowani. Wiadomo, że 60-letnia kobieta nie będzie mogła równać się z przeciętnym 30-latkiem, ale może się równie dobrze przygotować, tylko że na swoim poziomie
Tu naprawdę nie chodzi o czas przebiegnięcia maratonu, ale o to czy jesteśmy do tego tak naprawdę przygotowani. Wiadomo, że 60-letnia kobieta nie będzie mogła równać się z przeciętnym 30-latkiem, ale może się równie dobrze przygotować, tylko że na swoim poziomie
Mój blog: http://neversurrender.blog.pl/
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
Przegrywa tylko ten, kto się poddaje.
- Adam Ko.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 258
- Rejestracja: 21 lip 2010, 16:28
- Życiówka na 10k: 43:15
- Życiówka w maratonie: 3:58:51
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Guzik mnie obchodzi, kto i kogo nazywa biegaczem, maratończykiem, ultramaratończykiem, joggerem, amatorem, zawodowcem czy dowolnym innym określeniem. To tylko słowa, którym każdy osobno nadaje znaczenie. Po prostu kwestionuję metodę i podejście Galloweya do biegania jako całość - jak napisałem wcześniej - koncepcję treningową, pseudonaukowe bzdury o treningu mentalnym, które porusza w książce czy wreszcie traktowanie przebiegnięcie maratonu (w dowolnym czasie) jak wielkiego wyzwania.Jiggaboo pisze:
Dodatkowo może nie czytałeś wpisów wcześniejszych, ale wiele osób tutaj odmawia prawa do nazywania się maratończykiem osobom, które nie są w stanie napić się wody w biegu. Czyli rozumiem, że tak jak ja nie zgadzasz się z tymi osobami.
Gorąca prośba o pomoc w badaniu do pracy magisterskiej. Tematyka biegowa: viewtopic.php?f=1&t=37461
Blog treningowy
Blog treningowy
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 723
- Rejestracja: 23 mar 2013, 22:37
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Adam a myślisz że twoje zdanie kogoś obchodzi?:) Martw się o siebie i swoje sprawy życiowe. Możesz również napisać ksiażkę o metodzie Adama i przedstawić swoją filozofię treningu.
- Adam Ko.
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 258
- Rejestracja: 21 lip 2010, 16:28
- Życiówka na 10k: 43:15
- Życiówka w maratonie: 3:58:51
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
O co Ci chodzi? Zadano mi pytanie, odpowiedziałem.rudnickir pisze:Adam a myślisz że twoje zdanie kogoś obchodzi?:) Martw się o siebie i swoje sprawy życiowe. Możesz również napisać ksiażkę o metodzie Adama i przedstawić swoją filozofię treningu.
Gorąca prośba o pomoc w badaniu do pracy magisterskiej. Tematyka biegowa: viewtopic.php?f=1&t=37461
Blog treningowy
Blog treningowy
- Barbiekiller
- Rozgrzewający Się
- Posty: 20
- Rejestracja: 18 mar 2014, 17:36
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Radom
Z góry przepraszam za odgrzewanie kotleta, ale tak to mnie gryzie, że muszę napisać:)
Chodzi mi o run/walk ale w treningu, a nie w zawodach. A dokładnie- według mnie tego typu trening też dobrze przygotowuje do zawodów w biegu ciągłym, przynajmniej dla początkujących. Czemu?
Plany Gallowaya zakładają skracanie przerw na marsz w miarę przyśpieszania. W efekcie w trakcie treningów biegniemy nie tylko szybciej, ale i dalej- i tu mam na myśli samą fazę biegu. Plan zakłada długie wybiegania zazwyczaj dłuższe niż dystans zawodów- nawet z biegomarszem 8 km dla mnie wydaje się ogromem:) jeśli taki ja przebiegnę w biegomarszu 8km(6 minut biegu/minuta marszu, 6:20/km), to już 5 km w ciągu nie wydaje się takie straszne...
Moim zdaniem tu leży siła takiego planu- w stopniowym przygotowaniu do ciągłego biegu. No i uczy też nas, że gdy biegniemy dla przyjemności, to korona z głowy nie spadnie jak co jakiś czas przemaszerujemy te 45 sekund:)
nawiązując trochę do zażartej dyskusji wcześniejszej- ktoś pokona maraton "galołejując". Niektórzy twierdzą, że tak nie można. No ok, można tak myśleć. Ale trzeba pamiętać o dwóch rzeczach:
1. Żadnego dystansu, nawet 5km nie zrobi się bez żadnego przygotowania i żadnej formy fizycznej; nawet metodą Gallowaya trzeba się przygotować i to solidnie do maratonu, bo to tak czy inaczej jest do przebycia 42 kilometry, a większość ludzi spacerem tego nie pokona za jednym zamachem, część nawet rowerem miałaby kłopoty. To nie jest tak, że gość siedzi sobie z browarem i golonką przed tv, nagle się zrywa i mówi- "E, Heńka, na maraton lecę" i marszobiegiem pokonuje połowę zawodników:)
2. Często padały zastrzeżenia do pojęć czas/ jakość. Fakt, Galloway przez nawet krótkie przerwy pozwala się trochę zregenerować. Ale spójrzmy tak: " kurde, przebiegłem maraton W 3,5 godziny biegomarszem. Robiłem minutowe marsze co 8 minut. A co się stanie, jak przebiegnę maraton w 10 minut/minuta marszu?" Chodzi mi o to, że tak przebiegnięty maraton (i nie tylko zresztą- marsze wg Gallowaya mogą być w połówkach a nawet dyszkach)daje motywację do podniesienia sobie poprzeczki. Pewnie, że można by od razu zaczynać "normalnie"- ale są osoby(w tym ja), które lubią osiągać coś małymi krokami:) albo po prostu nie mogą biegać nawet 10km naraz z powodu kontuzji, problemów zdrowotnych czy chociażby wieku.
Podsumowując- trening gallowayowski według mnie pozwala optymalnie przygotować się do biegów ciągłych na czas. Poza tym jest to dobra propozycja na długie i spokojne wybiegania, które mogą być formą bardziej rekreacji niż konkretnego treningu( np. Przebiegnięcie 15 kilometrów ot tak, dla wycieczki). Dzięki niemu przyzwyczajamy organizm do coraz większego wysiłku bez ryzyka kontuzji. No i co najważniejsze- swoją przystępnością przyciąga ludzi do biegania, a to to się liczy!
Aha, dla przypomnienia- piszę tu bardziej pod kątem początkujących albo ciut wyżej- po jakimś czasie takiego treningu biegacz i tak wyćwiczy się wystarczająco, żeby przebiegać ciągle dłuższe dystanse. Muszę również dodać, że sam stosuję ten trening, żeby przygotować się do biegu na 5km w czasie najwolniej 25 minut. Wybrałem ten plan z dwóch powodów- po pierwsze przerwy na marsz, które wydały mi się odpowiednie dla mnie:) a po drugie sposób podawania szybkości-6:15/km jest dokładniejsze dla mnie niż 75% HRmax. Po zakończeniu tego planu zastanowię się nad zmianą na któryś z bieganie.pl, jeśli wyniki mnie nie zadowolą:)
Chodzi mi o run/walk ale w treningu, a nie w zawodach. A dokładnie- według mnie tego typu trening też dobrze przygotowuje do zawodów w biegu ciągłym, przynajmniej dla początkujących. Czemu?
Plany Gallowaya zakładają skracanie przerw na marsz w miarę przyśpieszania. W efekcie w trakcie treningów biegniemy nie tylko szybciej, ale i dalej- i tu mam na myśli samą fazę biegu. Plan zakłada długie wybiegania zazwyczaj dłuższe niż dystans zawodów- nawet z biegomarszem 8 km dla mnie wydaje się ogromem:) jeśli taki ja przebiegnę w biegomarszu 8km(6 minut biegu/minuta marszu, 6:20/km), to już 5 km w ciągu nie wydaje się takie straszne...
Moim zdaniem tu leży siła takiego planu- w stopniowym przygotowaniu do ciągłego biegu. No i uczy też nas, że gdy biegniemy dla przyjemności, to korona z głowy nie spadnie jak co jakiś czas przemaszerujemy te 45 sekund:)
nawiązując trochę do zażartej dyskusji wcześniejszej- ktoś pokona maraton "galołejując". Niektórzy twierdzą, że tak nie można. No ok, można tak myśleć. Ale trzeba pamiętać o dwóch rzeczach:
1. Żadnego dystansu, nawet 5km nie zrobi się bez żadnego przygotowania i żadnej formy fizycznej; nawet metodą Gallowaya trzeba się przygotować i to solidnie do maratonu, bo to tak czy inaczej jest do przebycia 42 kilometry, a większość ludzi spacerem tego nie pokona za jednym zamachem, część nawet rowerem miałaby kłopoty. To nie jest tak, że gość siedzi sobie z browarem i golonką przed tv, nagle się zrywa i mówi- "E, Heńka, na maraton lecę" i marszobiegiem pokonuje połowę zawodników:)
2. Często padały zastrzeżenia do pojęć czas/ jakość. Fakt, Galloway przez nawet krótkie przerwy pozwala się trochę zregenerować. Ale spójrzmy tak: " kurde, przebiegłem maraton W 3,5 godziny biegomarszem. Robiłem minutowe marsze co 8 minut. A co się stanie, jak przebiegnę maraton w 10 minut/minuta marszu?" Chodzi mi o to, że tak przebiegnięty maraton (i nie tylko zresztą- marsze wg Gallowaya mogą być w połówkach a nawet dyszkach)daje motywację do podniesienia sobie poprzeczki. Pewnie, że można by od razu zaczynać "normalnie"- ale są osoby(w tym ja), które lubią osiągać coś małymi krokami:) albo po prostu nie mogą biegać nawet 10km naraz z powodu kontuzji, problemów zdrowotnych czy chociażby wieku.
Podsumowując- trening gallowayowski według mnie pozwala optymalnie przygotować się do biegów ciągłych na czas. Poza tym jest to dobra propozycja na długie i spokojne wybiegania, które mogą być formą bardziej rekreacji niż konkretnego treningu( np. Przebiegnięcie 15 kilometrów ot tak, dla wycieczki). Dzięki niemu przyzwyczajamy organizm do coraz większego wysiłku bez ryzyka kontuzji. No i co najważniejsze- swoją przystępnością przyciąga ludzi do biegania, a to to się liczy!
Aha, dla przypomnienia- piszę tu bardziej pod kątem początkujących albo ciut wyżej- po jakimś czasie takiego treningu biegacz i tak wyćwiczy się wystarczająco, żeby przebiegać ciągle dłuższe dystanse. Muszę również dodać, że sam stosuję ten trening, żeby przygotować się do biegu na 5km w czasie najwolniej 25 minut. Wybrałem ten plan z dwóch powodów- po pierwsze przerwy na marsz, które wydały mi się odpowiednie dla mnie:) a po drugie sposób podawania szybkości-6:15/km jest dokładniejsze dla mnie niż 75% HRmax. Po zakończeniu tego planu zastanowię się nad zmianą na któryś z bieganie.pl, jeśli wyniki mnie nie zadowolą:)
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 599
- Rejestracja: 02 sty 2012, 20:30
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Ja równolegle się przygotowuję do maratonu w maju i do ultra w lipcu. I właśnie zamierzam długie wybiegania w niedzielę (górki i 25-30 km) robić właśnie marszobiegiem, bo to odciąża kolana. Lepiej zrobić dwa takie treningi w mies. marszobiegiem niż jeden na dwa miesiące biegiem ciągłym, bo kolana wysiadają.
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 3
- Rejestracja: 05 lut 2014, 14:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:56,13
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Może ktoś z Was będzie biegł gallowayem Cracovia Maraton 18 maja? To mój pierwszy maraton i zawsze to raźniej w towarzystwie
Robię trening z książki na 3:45 , biegam interwaly (1600m x 4min) bez problemu w tempie 4:30-4:45min/km, dlugie biegi próbowałem w proporcji mila/minuta w tempie biegu 6 min/km ale średnio się przy tym czułem pod koniec :P więc najbliższy bieg (około 50km) będe biegł w tym tempie ale z proporcjami 4min/45sek. Docelowo nie wiem jeszcze jakie będa proporcje na zawodach ale chciałbym złamać 4h. Może ktoś ma podobne plany?
Robię trening z książki na 3:45 , biegam interwaly (1600m x 4min) bez problemu w tempie 4:30-4:45min/km, dlugie biegi próbowałem w proporcji mila/minuta w tempie biegu 6 min/km ale średnio się przy tym czułem pod koniec :P więc najbliższy bieg (około 50km) będe biegł w tym tempie ale z proporcjami 4min/45sek. Docelowo nie wiem jeszcze jakie będa proporcje na zawodach ale chciałbym złamać 4h. Może ktoś ma podobne plany?
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 3
- Rejestracja: 05 lut 2014, 14:28
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: 3:56,13
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
W nawiązaniu do poprzedniego wpisu, opiszę moje wrażenia po pierwszym w życiu biegu ulicznym . Wcześniej nie biegałem,tzn tylko rekreacyjnie od czasu do czasu wieczorkiem. Z racji problemów z kolanami (kilka urazów, chondromolacja 2-3 stopnień ) wybrałem metodę Gallowaya przygotowując się do cracovia maratonu. Trening wg tabelki na 3:45, ale bieganie tylko (brak czasu) 3 x w tyg. Środa - 45-65 min, w tym 30 minut docelowym tempem (tj około 5:10-5:15), piątek - 55-75 min w tym 35 minut docelowym tempem, oba dni bieg ciągły, bez marszu. W niedzielę albo długi wybieg (marszobieg 5min/1min w tempie 6:30), albo test MM (11,5km łacznie) albo trening interwałowy (1600m x 4min w tempie około 4:30-5:00, w ostatnim tego typu treningu 16 interwałów). W pozostałe dni ćwiczenia uzupełniające na dmuchanym dysku (wypady, przysiady, równowaga itp). Generalnie nie biegałem więcej niż 60km na tydzień. Wszystko układało się świetnie do kwietnia kiedy to naciągnałem sobie boleśnie brzuchaty łydki i nie mogłem biegac przez prawie 4 tyg. Przez to ominąłem najdłuzszy z niedzielnych wybiegów (47km) oraz jeden trening interwałowy. W maju wiedziałem że nie ma co próbowac nadrabiac bo zostało 20 dni do maratonu, więc jedynie (oprócz biegów na tygodniu) zrobiłem trening interwałowy 2tyg przed startem (wspomniane 16 x 1600m). ostatnie 2 tygodnie wg ksiązki, biegi po 30 minut lekkim tempem.
Na samym maratonie, z racji braku doświadczenia i wiary we własną formę ustawiłem się w strefie na 4-4:15. Podczas biegu gdy było miejsce biegłem tempem 5:15-5:18 przez 5 minut i 45 sekund marszu, ale ciężko było sie przebic przez potężną kilkusetosobową grupę biegnącą z pacemakerami na 4h. Jeśli nawet próbowałem (wyprzedzając po trawnikach albo chodnikach) to po chwili wypadał mi interwal marszu i tak w kołko. Efekt tego tempa był taki że praktycznie cały czas biegłem mogąc spokojnie rozmawiać i do 30 km właściwie nie byłem zmęczony, lekkie znużenie, lekko drewniane nogi, zero bólu kolan. Podczas biegu jadlem zelki enervit co 40min jeden i piłem baardzo duzo wszystkiego co było na każdym napotkanym punkcie
Zgodnie z zaleceniami treningu po 29km omijałem co drugą przerwę na marsz a od 35 km zrezygnowałem z marszu w ogóle. Jeśli wierzyć datasport to od 32-33 km wyminałem 1300 osób i na metę wbiegłem ze sporym zapasem sił w czasie 3:56. Tak więc myslę sobie, że gdybym lepiej się ustawił na starcie i dzięki temu biegł cały czas równo 5:15 to mogło byc jeszcze lepiej, mam zamiar to uskutecznić na jesieni.
Na samym maratonie, z racji braku doświadczenia i wiary we własną formę ustawiłem się w strefie na 4-4:15. Podczas biegu gdy było miejsce biegłem tempem 5:15-5:18 przez 5 minut i 45 sekund marszu, ale ciężko było sie przebic przez potężną kilkusetosobową grupę biegnącą z pacemakerami na 4h. Jeśli nawet próbowałem (wyprzedzając po trawnikach albo chodnikach) to po chwili wypadał mi interwal marszu i tak w kołko. Efekt tego tempa był taki że praktycznie cały czas biegłem mogąc spokojnie rozmawiać i do 30 km właściwie nie byłem zmęczony, lekkie znużenie, lekko drewniane nogi, zero bólu kolan. Podczas biegu jadlem zelki enervit co 40min jeden i piłem baardzo duzo wszystkiego co było na każdym napotkanym punkcie
Zgodnie z zaleceniami treningu po 29km omijałem co drugą przerwę na marsz a od 35 km zrezygnowałem z marszu w ogóle. Jeśli wierzyć datasport to od 32-33 km wyminałem 1300 osób i na metę wbiegłem ze sporym zapasem sił w czasie 3:56. Tak więc myslę sobie, że gdybym lepiej się ustawił na starcie i dzięki temu biegł cały czas równo 5:15 to mogło byc jeszcze lepiej, mam zamiar to uskutecznić na jesieni.
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 9
- Rejestracja: 07 paź 2014, 14:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Mam wrażenie, że dyskusja sprowadza się do analizy wyższości świat Bożego Narodzenia nad Wielkanocą a to chyba nie o oto chodzi,
Chcialbym by ktoś podzielił się swoimi doświadzczeniami jako biegacza który biegał maratony metodą tradycyjną i wytestował Gallowaya na pełnym dystansie 42km. Mi tak się właśnie zdażyło w tym roku. Po przebiegnięciu polmaratonu w marcu w tempie 1h30min (o 6min gorszym od życiowki jaką miałem 5kg temu), oraz po wypiciu paru borwców z kumplem od biegania, postanowiliśmy spróbować pobiec maraton za 4 tygodnie.
Miał to być mój 11 albo 12 start w maratonie (straciłem rachube) które zawsze biegałem metoda tradycyjna tj biegłem jak miałem siłe i starałem sie nie przerywać na żaden marsz,aż do samej mety. Tą 'tradycyjną' metodą osiągnołem życiówkę 3:17 w hamburgu jakieś 4lata temu oraz pewnie więcej niż 5kg temu. Tym razem byłem znacznie gorzej przygotowany, do maratonu było juz tylko pare tygodni a mi udało sie przebiec tylko 28km jako najdluższe wybieganie w niedzielę tydzień przed planowanym startem, (z obciązeniem ok 60km, 4razy w tygodniu). Zbliżał się start, pewnie gdybym nie powiedział kumplowi że pobiegnę to bym się wycofał. Był kwiecień, zimno a w dzień startu miało jeszcze padać. Trudno kupiłem numer z drugiej ręki, żeby nie wtopić za dużo EURow. Nastawiłem budzik na niedziele, przygotowałem graty i zobaczyłem prognozę.
Kolejny dzień, pogodynka na złość się sprawdziła, rzęsisty deszcz - pełne pokrycie...brrr nie chciało sie wstawać. Jakoś dojechałem na start, wszyscy chowali się w namiocie startowym z którego ciekła woda. Kumpel był już na miejscu, tam ustaliliśmy że obaj jesteśmy przygotowani gorzej niż zwykle, lekkie kontuzje ect. Znacie to narzekanie biegaczy. Postanowiliśmy przetestować gallowaya jako jedyny sposob na ukończenie maratonu w jakimś godnym stanie, tak by na kolejny dzien móc jeszcze sie poruszać. O Gallowayu miałem mętne pojęcie, coś tam czytałem, jakieś amatorskie artykuły na necie napisane głownie przez osoby które nigdy nie biegły gallowayem albo sponsorowanie przez wydawcę książki. Postanowiłem że probuję kombinację 4min30sek i 30 marszem. Oczywiście musiałem kumplowi wbić do głowy, bo ten chciał zacząć Gallowaya jak się zmęczymy, czyli wówczas kiedy mięśnie, stawy mają dość, znacznie za późno. Ja miałem w głowie mój wcześniejszy start w maratonie w 2013 który skończyłem w jakiś koszmarnych bólach w czasie prawie 4h30min, straszy wstyd, jakieś kontuzje.
Zaczeliśmy w deszczu, po pierwszym kilometrze przerwa 30sek, wyszło na to że biegliśmy jakieś 5min na km i 30sek potem marszem liczone amatorsko metodą spadochroniarską czyli 121,122,123,124 ect....aż do 151. Deszcz nie przestawał ale nam się dobrze biegło/maszerowało, rozmawialiśmy cały czas - 22km szybko mineło. Potem kolejne metry do 36km wciąż rozmawiając czyli bez zadyszki. Cholera nie zabrałem pulsometru bo mnie denerwuje podczas maratonu. Potem zaczeły się pierwsze syndromy zmęczenia ale wciaż gallowayem byliśmy w stanie wyprzedzac ludzi. Pauzy na marsz odrabialiśmy z nawiązką mijając biegaczy, którzy mieli prawdziwą ściane. ŚCIANA - pamiętam to uczuci ,kiedy biegnie się wbrew własnemu ciału, pokonuje się ból, zmęczenie i siadającą psychę. Jednak gallowayem efekt sciany był odczuwalnie mniejszy. Do tego wiedziałem ze muszę jedynie dotrwać do kolnej przerwy na marsz. Na 38km, niespodzianka, kumpel miał jeszcze dość pary by przyspieszyć, mógł zrobić życiówkę, postanowiliśmy się rozdzielić. Końcowe kilometry jak zwykle były najcięższe, jednak wciaż miałem siłe biec, maszerować oraz uśmiechać się i machać kibicom. Zwykle na tym etapie, biegnąc tradycyjnie, miałem chwilę zwątpienia i szukałem odpowiedzi na pytanie po co znów człapie te km. Jeszcze pare km, znów pauza – 30sek, jakaś orkiestra grała MJacksona BEET IT, i wreszcie meta, to piękne uczucie spełnienia - czas 3h41min. Uff znów się udało, mój kumpel zrobil 3h39min i pobił swoją życiówke o 9minut. Wszystko dzięki Gallowayowi.
Po tym maratonie jestem przekonany do tej metody. Byłem mniej zmęczony, czułem że ciało nie jest tak bardzo wyczerpanie. W poniedziałem nie musiałem trzymać się poręczy dwoma rękami.
Od tego czasu biegam Gallowayem kolejne maratony oraz trenuje tak w tygodniu.
Kolejny maraton Gallowayem przebiegłem 3 tygodnie temu, w czasie 3h51min co uważam za dobry wynik mając na uwadze fakt że 5 tygodni przed startem przebiegłem w sumie tylko 60km (bo urlop na rowerze, potem kontuzja zapalenie kostki) - 28km w niedziele przed startem najdłuższe wybieganie.
Ogólnie polecam Gallowaya jako metoda na ukończenie maratonu w dobrej formie i bez kontuzji i nadwyrężania zdrowia. Ja mam już trochę siwych włosów i chciałbym jeszcze dużo biegać, myśle że Galloway jest rozwiązaniem. W tym roku chciałbym pobiec jeszcze dwa biegi jeden po górach 26km - 26pażdziernika oraz maraton wokół jeziora w górach 14listopada - jeśli się uda to zrobięto Gallowayem. W kolejnym roku chciałbym złamać 3h30min Gallowayem, nie wiem jeszcze jak to ugryźć ale pewnie będę kombinował z wydłużeniem biegu oraz krótszą przerwą na marsz.
Wszystkich, którzy uważaja że Galloway to profanacja maratonu proszę o wyrozumiałość oraz spojrzenie w lustro czy przypadkiem wam nie zdażyło sie maszerować na 36-38km.
No nic rozpisałem się ale mnie interesuje to by ktoś inny kto biega Gallowayem maratony podzieł się swoimi spostrzeżeniami oraz doświadczeniem ? Jakie jest wasze tempo Gallowayem na maratonie ? Jakie często stosujecie przerwy na marsz ? ect
Kto wie jak przyspieszyć Gallowaja do 3h30min ??? a może do 3h15?? i potem do 2h59min ????
PS. Jeśli nawaliłem błędów, to przepraszam od jakiegoś czasu jestem za granicą, nie posługuję sie już tak gładko j.polskim jak kiedyś
Chcialbym by ktoś podzielił się swoimi doświadzczeniami jako biegacza który biegał maratony metodą tradycyjną i wytestował Gallowaya na pełnym dystansie 42km. Mi tak się właśnie zdażyło w tym roku. Po przebiegnięciu polmaratonu w marcu w tempie 1h30min (o 6min gorszym od życiowki jaką miałem 5kg temu), oraz po wypiciu paru borwców z kumplem od biegania, postanowiliśmy spróbować pobiec maraton za 4 tygodnie.
Miał to być mój 11 albo 12 start w maratonie (straciłem rachube) które zawsze biegałem metoda tradycyjna tj biegłem jak miałem siłe i starałem sie nie przerywać na żaden marsz,aż do samej mety. Tą 'tradycyjną' metodą osiągnołem życiówkę 3:17 w hamburgu jakieś 4lata temu oraz pewnie więcej niż 5kg temu. Tym razem byłem znacznie gorzej przygotowany, do maratonu było juz tylko pare tygodni a mi udało sie przebiec tylko 28km jako najdluższe wybieganie w niedzielę tydzień przed planowanym startem, (z obciązeniem ok 60km, 4razy w tygodniu). Zbliżał się start, pewnie gdybym nie powiedział kumplowi że pobiegnę to bym się wycofał. Był kwiecień, zimno a w dzień startu miało jeszcze padać. Trudno kupiłem numer z drugiej ręki, żeby nie wtopić za dużo EURow. Nastawiłem budzik na niedziele, przygotowałem graty i zobaczyłem prognozę.
Kolejny dzień, pogodynka na złość się sprawdziła, rzęsisty deszcz - pełne pokrycie...brrr nie chciało sie wstawać. Jakoś dojechałem na start, wszyscy chowali się w namiocie startowym z którego ciekła woda. Kumpel był już na miejscu, tam ustaliliśmy że obaj jesteśmy przygotowani gorzej niż zwykle, lekkie kontuzje ect. Znacie to narzekanie biegaczy. Postanowiliśmy przetestować gallowaya jako jedyny sposob na ukończenie maratonu w jakimś godnym stanie, tak by na kolejny dzien móc jeszcze sie poruszać. O Gallowayu miałem mętne pojęcie, coś tam czytałem, jakieś amatorskie artykuły na necie napisane głownie przez osoby które nigdy nie biegły gallowayem albo sponsorowanie przez wydawcę książki. Postanowiłem że probuję kombinację 4min30sek i 30 marszem. Oczywiście musiałem kumplowi wbić do głowy, bo ten chciał zacząć Gallowaya jak się zmęczymy, czyli wówczas kiedy mięśnie, stawy mają dość, znacznie za późno. Ja miałem w głowie mój wcześniejszy start w maratonie w 2013 który skończyłem w jakiś koszmarnych bólach w czasie prawie 4h30min, straszy wstyd, jakieś kontuzje.
Zaczeliśmy w deszczu, po pierwszym kilometrze przerwa 30sek, wyszło na to że biegliśmy jakieś 5min na km i 30sek potem marszem liczone amatorsko metodą spadochroniarską czyli 121,122,123,124 ect....aż do 151. Deszcz nie przestawał ale nam się dobrze biegło/maszerowało, rozmawialiśmy cały czas - 22km szybko mineło. Potem kolejne metry do 36km wciąż rozmawiając czyli bez zadyszki. Cholera nie zabrałem pulsometru bo mnie denerwuje podczas maratonu. Potem zaczeły się pierwsze syndromy zmęczenia ale wciaż gallowayem byliśmy w stanie wyprzedzac ludzi. Pauzy na marsz odrabialiśmy z nawiązką mijając biegaczy, którzy mieli prawdziwą ściane. ŚCIANA - pamiętam to uczuci ,kiedy biegnie się wbrew własnemu ciału, pokonuje się ból, zmęczenie i siadającą psychę. Jednak gallowayem efekt sciany był odczuwalnie mniejszy. Do tego wiedziałem ze muszę jedynie dotrwać do kolnej przerwy na marsz. Na 38km, niespodzianka, kumpel miał jeszcze dość pary by przyspieszyć, mógł zrobić życiówkę, postanowiliśmy się rozdzielić. Końcowe kilometry jak zwykle były najcięższe, jednak wciaż miałem siłe biec, maszerować oraz uśmiechać się i machać kibicom. Zwykle na tym etapie, biegnąc tradycyjnie, miałem chwilę zwątpienia i szukałem odpowiedzi na pytanie po co znów człapie te km. Jeszcze pare km, znów pauza – 30sek, jakaś orkiestra grała MJacksona BEET IT, i wreszcie meta, to piękne uczucie spełnienia - czas 3h41min. Uff znów się udało, mój kumpel zrobil 3h39min i pobił swoją życiówke o 9minut. Wszystko dzięki Gallowayowi.
Po tym maratonie jestem przekonany do tej metody. Byłem mniej zmęczony, czułem że ciało nie jest tak bardzo wyczerpanie. W poniedziałem nie musiałem trzymać się poręczy dwoma rękami.
Od tego czasu biegam Gallowayem kolejne maratony oraz trenuje tak w tygodniu.
Kolejny maraton Gallowayem przebiegłem 3 tygodnie temu, w czasie 3h51min co uważam za dobry wynik mając na uwadze fakt że 5 tygodni przed startem przebiegłem w sumie tylko 60km (bo urlop na rowerze, potem kontuzja zapalenie kostki) - 28km w niedziele przed startem najdłuższe wybieganie.
Ogólnie polecam Gallowaya jako metoda na ukończenie maratonu w dobrej formie i bez kontuzji i nadwyrężania zdrowia. Ja mam już trochę siwych włosów i chciałbym jeszcze dużo biegać, myśle że Galloway jest rozwiązaniem. W tym roku chciałbym pobiec jeszcze dwa biegi jeden po górach 26km - 26pażdziernika oraz maraton wokół jeziora w górach 14listopada - jeśli się uda to zrobięto Gallowayem. W kolejnym roku chciałbym złamać 3h30min Gallowayem, nie wiem jeszcze jak to ugryźć ale pewnie będę kombinował z wydłużeniem biegu oraz krótszą przerwą na marsz.
Wszystkich, którzy uważaja że Galloway to profanacja maratonu proszę o wyrozumiałość oraz spojrzenie w lustro czy przypadkiem wam nie zdażyło sie maszerować na 36-38km.
No nic rozpisałem się ale mnie interesuje to by ktoś inny kto biega Gallowayem maratony podzieł się swoimi spostrzeżeniami oraz doświadczeniem ? Jakie jest wasze tempo Gallowayem na maratonie ? Jakie często stosujecie przerwy na marsz ? ect
Kto wie jak przyspieszyć Gallowaja do 3h30min ??? a może do 3h15?? i potem do 2h59min ????
PS. Jeśli nawaliłem błędów, to przepraszam od jakiegoś czasu jestem za granicą, nie posługuję sie już tak gładko j.polskim jak kiedyś
- Tomaszrunning
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1121
- Rejestracja: 11 lip 2013, 18:33
- Życiówka na 10k: 42:48
- Życiówka w maratonie: 3:36:08
zaciekawila mnie ta metoda...
podczas biegu masowego (niecertyfikowane zawody bez mierzenia czasu, start wspòlny, kilka stacji z napojami i potem bufet koncowy) na dystansie 45km w pewnej odleglosci biegala pewna pani (na oko 50-55 lat), ktòra mniej wiecej wystartowala obok mnie i mniej wiecej dobieglismy razem do mety. Ja bieglem ciàgle @ 5'30'' a ona od czasu do czasu maszerowala (i tu jà mijalem) a potem biegla zwawiej ode mnie (i ona mnie mijala) i tak przez caly dystans...
Podejrzewam, ze miala do czynienia z Galloway'em
nie wiem, czy odcinki bieg/marsz byly zawsze regularne, chyba raczej intuicyjne...
zaciekawila mnie ta sprawa i chyba spròbuje na nastepnym biegu 20-25km
myslè o proporcji 800m @ 5' + 200m @ 12' a moze 1600m/400?
spròbujè i potem zobaczymy
podczas biegu masowego (niecertyfikowane zawody bez mierzenia czasu, start wspòlny, kilka stacji z napojami i potem bufet koncowy) na dystansie 45km w pewnej odleglosci biegala pewna pani (na oko 50-55 lat), ktòra mniej wiecej wystartowala obok mnie i mniej wiecej dobieglismy razem do mety. Ja bieglem ciàgle @ 5'30'' a ona od czasu do czasu maszerowala (i tu jà mijalem) a potem biegla zwawiej ode mnie (i ona mnie mijala) i tak przez caly dystans...
Podejrzewam, ze miala do czynienia z Galloway'em
nie wiem, czy odcinki bieg/marsz byly zawsze regularne, chyba raczej intuicyjne...
zaciekawila mnie ta sprawa i chyba spròbuje na nastepnym biegu 20-25km
myslè o proporcji 800m @ 5' + 200m @ 12' a moze 1600m/400?
spròbujè i potem zobaczymy
- Tomaszrunning
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1121
- Rejestracja: 11 lip 2013, 18:33
- Życiówka na 10k: 42:48
- Życiówka w maratonie: 3:36:08
wczoraj kolejna sesja Gallowayowska
55' podzielone na 4'30'' bieg (@ 5'10''-5'15'') i 35'' marszu
no nie wiem
nie jestem za bardzo przekonany co do skutecznosci
bylem tak samo "zmèczony" jak podczas normalnego 10km @ 5'10''
55' podzielone na 4'30'' bieg (@ 5'10''-5'15'') i 35'' marszu
no nie wiem
nie jestem za bardzo przekonany co do skutecznosci
bylem tak samo "zmèczony" jak podczas normalnego 10km @ 5'10''
- spaw
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 281
- Rejestracja: 01 lis 2014, 22:39
- Życiówka na 10k: 41:40
- Życiówka w maratonie: 3h28
- Lokalizacja: Sobolew
Bo może jesteś wytrzymałościowcem? Ja jako szybkościowiec próbowałem robić long run w ten sposób i byłem mniej zmęczony niż po biegu ciągłym w podobnym tempie.Tomaszrunning pisze:wczoraj kolejna sesja Gallowayowska
55' podzielone na 4'30'' bieg (@ 5'10''-5'15'') i 35'' marszu
no nie wiem
nie jestem za bardzo przekonany co do skutecznosci
bylem tak samo "zmèczony" jak podczas normalnego 10km @ 5'10''
BLOG viewtopic.php?f=27&t=59722
Kom viewtopic.php?f=28&t=59723
40lat, 98kg, 190cm, biegam od 2007
400m 0:55, 800m 2:04, 1000m 2:48,
1500m 4:30, 3000m 10:25, 5000m 18:38,
10km 41:40, Maraton 3h28
Kom viewtopic.php?f=28&t=59723
40lat, 98kg, 190cm, biegam od 2007
400m 0:55, 800m 2:04, 1000m 2:48,
1500m 4:30, 3000m 10:25, 5000m 18:38,
10km 41:40, Maraton 3h28
-
- Wyga
- Posty: 128
- Rejestracja: 11 kwie 2006, 17:08
Mój tata w wieku 49 lat w marcu kupił buty do biegania za 300 zł, i stwierdził że przebiegnie maraton warszawski. W marcu chłopak biegał góra 1 km wypluwając płuca. w wieku 50 tata ukończył pierwszy maraton, łamiąc 5 godzin... potem ten wyczyn powtórzył jeszcze 3 czy 4 razy... zawsze na mecie był siny, następny dzień brał urlop w pracy... Nie mówiąc o treningach! Treningowo zawsze 2 - 3 razy przed maratonem chciał zmierzyć się z dystansem 31 km. Te treningi to był koszmar dla niego.. Zwłoki całą niedzielę.
Aż pewnego dnia znalazłem książkę "bieganie metodą Gallowaya" (czy jakoś tak). Dałem na prezent tacie...
Na początku mówił, że nic specjalnego te treningi.. ale da sobie trochę czasu żeby się przestawić. I nagle okazało się, że tata z treningu na dystansie 45 km wraca do domu uśmiechnięty, organizuje grilla i zaprasza mnie i sąsiadów albo kosi trawę. Różnica kolosalna! Czasów specjalnie nie poprawił... Ale robił te same czasu co wcześniej, a poziom zmęczenia duuużo niższy.
Sam biegać w ten sposób bym nie chciał. Nie moja filozofia biegania ale metoda wg mnie bardzo skuteczna i efektywna.
Aż pewnego dnia znalazłem książkę "bieganie metodą Gallowaya" (czy jakoś tak). Dałem na prezent tacie...
Na początku mówił, że nic specjalnego te treningi.. ale da sobie trochę czasu żeby się przestawić. I nagle okazało się, że tata z treningu na dystansie 45 km wraca do domu uśmiechnięty, organizuje grilla i zaprasza mnie i sąsiadów albo kosi trawę. Różnica kolosalna! Czasów specjalnie nie poprawił... Ale robił te same czasu co wcześniej, a poziom zmęczenia duuużo niższy.
Sam biegać w ten sposób bym nie chciał. Nie moja filozofia biegania ale metoda wg mnie bardzo skuteczna i efektywna.