Biegam od kilku lat, startuję głównie w biegach górskich.
Biegam ok. 340km/miesiąc a mój trening skomponowałem sam na bazie treningu Skarżyńskiego na 3:30.
Ale do rzeczy:
Od dwóch miesięcy wprowadziłem do treningu raz w tygodniu długi podbieg.
Najpierw ok. 2km rozgrzewki, potem podbieg ok. 8km (przewyższenie ok. 400m). Jest to podbieg ciągły, staram się zachować siły na mocny finisz (w okolicy tętna maksymalnego). Przy podbiegu skupiam się na technice (daje w udo

Co ciekawe:
wiadomo, ze zbiegając tempo jest szybsze (jak i kadencja), ale po przyzwyczajeniu się do tego (do prędkości i lekkości?) na tych 8-miu km zbiegu, mimo zmęczenia, potem na ostatnich 2 km bez problemów utrzymuję tempo zbiegu (wyższe od normalnego tempa przy podobnych obciążeniach treningowych o ok. 15 sek/km. Dodatkowo, w końcu widzę progres przy biegach w WB2 na dystansach 15 km. W końcu zacząłem utrzymywać stale tempo 4:30 (przy górnym pułapie WB2)
Po co to piszę?
Kładzie się nacisk na dobroczynność podbiegów w sprincie, natomiast wydaje mi się, że tego typu (co by nie mówić "ciężkie") długie i porządnie nachylone podbiegi również mają swoją wartość. Czy ktoś z was również biega tak długie podbiegi? Czy to jest proszenie się o kontuzję?