operacja
9. Półmaraton Warszawki
Po 6 miesiącach przygotowań, wylewaniu potu na treningach przyszedł w końcu 13 tydzień marca 2014, który miał się zakończyć moim drugim występem z półmaratonie. Od ostatniego wpisu na blogu działo się dużo...chyba nawet za dużo. Najpierw 20.03 - pierwsza w tym roku wycieczka do pracy na świeżo zakupionym 29erze Unibike. Po wyjściu z pracy okazało się, że jakiś scurvysyn go sobie przywłaszczył...załamka
Potem 25.03 odstawiłem auto do mechanika na wymianę tarcz i klocków. Przez 3 dni walczyli z pordzewiałymi zaciskami na tylnej osi i auto odzyskałem kilka godzin przed wyjazdem do wawy. Dodatkowo już z mojej własnej głupoty poszedłem 25.03 na gokarty z kolegami z pracy i obiłem sobie żebra nie zwalniając na jednym z zakrętów
No ale to tyle narzekania. Nadeszło popołudnie 28.03 i pojechaliśmy z kolegą do stolicy.
Jeszcze w piątek udało się odebrać pakiety startowe - w nich koszulka bawełniana, bezrękawnik do biegania i taki worek na to wszystko

Nocleg mieliśmy u kumpla na Gocławiu, więc strategicznie dobra pozycja do dojazdu na start :D
Jeszcze w piątek wyjście na urodziny koleżanki...powrót po 2h, bo poziomu abstrakcji prowadzonych rozmów mój mały rozumek nie ogarniał
Sobota leniwa, ale jako że ładna pogoda, to pojechaliśmy pod stadion na expo, wygrzać mordy w słońcu, spotkać się z trenerem Marcinem a potem zjeść porządny obiad w pizza hut
Wieczorem makaron i odpoczynek. Strasznie zadżumiony byłem
W niedzielę śniadanie, dwójeczka i na start.
Jestem pod wrażeniem organizacji, wszystko na swoim miejscu, wszystko sprawnie zarządzane.
Zrobiliśmy rozgrzewkę, ustawiliśmy się w swojej strefie tuż przed zającami na 1:40.
Czy obraliśmy dobrą strategię to nie wiem, w zegarku wbite 4:44 na wirtualnym partnerze, stracić jak najmniej na Agrykoli a potem ogień :D
Przebiegłem może 500m i patrzę znajoma twarz Marcina, krzyczę do niego żeby mi fotki zrobił.
Pierwsza piątka w zasadzie w założonym czasie 23:42. Po drodze fajna atmosfera, dużo kibiców, punkty kibicowania, nawet policyjna orkiestra pod pałacem prezydenckim :D
Kubek wody wypity na wodopoju i dalej druga piątka z tunelem pod Wisłostradą.
Na 10km wpadliśmy z czasem 47:27 - nie jest źle, ale jednak już 7 sekund do tyłu.
Kolejny wodopój, kolejny raz Marcin z aparatem na trasie i tabuny kibiców żywiołowo dopingujących do walki z samym sobą.
Między 11 a 15 km zaczęło mnie coś kłuć w brzuchu, ale udało się to jakoś rozbiegać i zlikwidować ból pracując mięśniami brzucha.
Starałem się też kontrolować czas po każdym kilometrze, zjadłem banana i popiłem wodą jeszcze przed wbiegnięciem do Łazienek.
Już po 14km zauważyłem, że jesteśmy bardziej do tyłu niż planowaliśmy, na 15km moje wyliczenia się potwierdziły - 1:11:33, czyli o 33 sekundy za założonym czasem.
Na 16km Agrykola, miało boleć i bolało, tempo spadło do 5:06, ale na szczęście nie było totalnego dramatu. Pogodziłem się z planem, że nie zejdę poniżej 100 minut w półmaratonie, ale postanowiłem, że nie dam się tak jak w Legnicy, gdzie tempo spadło mi o 30-60sek.
Cała piątka między 16 a 20 km wyszła w tempie 4:57 min/km. Marcin znowu czekał w gotowości z aparatem na moście Poniatowskiego. Chyba nawet po fotkach będzie widać, że tym razem nie było żadnego kryzysu.
Nie mniej jednak na ostatnich kilometrach łydy i uda piekły mnie niesamowicie. Marek z którym biegłem razem do około 18-19km wysunął się trochę do przodu i w zasadzie nie byłem się w stanie zmusić, aby go podgonić. Koniec końców finiszował 12 sekund przede mną, a mój czas netto na mecie to
1:41:37.
Za linią mety dochodziłem do siebie z 10 minut, ale nie padłem spektakularnie, tylko po prostu musiałem odpocząć :D
Po powrocie do kolegi i wzięciu prysznica byłem w zasadzie jak nowy.
Biorąc pod uwagę założenia, to mógłbym być zawiedziony, ale patrząc realnie na swoją dyspozycję i to, że pobiegłem na maksimum swoich możliwości, to jestem zadowolony. Cel zostaje taki sam, natomiast nie wiem kiedy znowu podejmę się próby jego realizacji. Na ten moment czas zacząć poważniejsze przygotowania do 1/4 IM i 1/2 IM.
Dziękuję Marcin za świetny plan treningowy i wsparcie w niedzielę na trasie. Oczywiście zapomniałem już kiedy będziemy świętować, ale na pewno będzie gruuuubo :D